(fot. H Assaf / sxc.hu)

(fot. H Assaf / sxc.hu)

Adwent to wspominanie pierwszego przyjścia Mesjasza i Zbawiciela na ziemię a zarazem czuwanie i przygotowanie na Jego powtórne przyjście. Założone przez Chrystusa królestwo Boże nie jest jeszcze dokończone i nam Pan Jezus zlecił kontynuowanie jego budowy. Jak tego dokonać?

Recepty bywają różne i wywołują spory wierzących z niewierzącymi jak i wierzących z wierzącymi. Spory są tym gorętsze im bardziej wnika w nie polityczny punkt widzenia. Z problemem zmaga się ks. Andrzej Draguła w publikowanym w internetowym „Laboratorium Więzi” tekście: „O naturze królestwa Bożego (na ziemi)”.

„Pokusa budowania Królestwa Bożego na ziemi jest tak stara jak stary jest właściwie człowiek. Nie jest to bowiem przypadłość jedynie uczniów Chrystusa. Zdaje się, że w każdej religii – objawionej czy też nie – jest ukryte pragnienie ostatecznego ustanowienia boskiego porządku tutaj – na ziemi. Chrześcijanie nie są z tej pokusy wyłączeni” – pisze autor. Sięga następnie do myśli dwóch radykalnie różnych autorów: Leszka Kołakowskiego i… papieża Benedykta XVI.

L. Kołakowski w eseju pt. „Jezus ośmieszony” wiele miejsca poświęca relacji między sacrum a profanum: „W jego rozumieniu jedyna właściwa relacja między tymi dwoma aspektami rzeczywistości to równowaga. Zarówno próba zniesienia sacrum przez profanum (profanacja wszystkiego), jak i zniesienia profanum przez sacrum (sakralizacja wszystkiego) zawsze prowadzi do tego samego – do totalitaryzmu” – cytuje ks. Draguła.

Benedykt XVI w encyklice Spe salvi wiele miejsca poświęca relacji między nadzieją zbawienia a doczesnością. Przypomina gorzką lekcję z Karola Marksa, który orzekł: „Jak tylko rozwieje się prawda o »tamtym świecie«, trzeba będzie ustanowić prawdę o »tym świecie«”(nn. 19-20). Jednakże „»królestwo Boże« realizowane bez Boga – a więc królestwo samego człowieka nieuchronnie zmierza ku» perwersyjnemu końcowi« wszystkiego” – pisze Benedykt XVI. Papież przestrzega jednocześnie przed teokratyczną pokusą religijnej utopii: „[…] nigdy na tym świecie nie zostanie definitywnie ugruntowane królestwo dobra”. Powodem jest ludzka wolność: „Wolność musi wciąż być zdobywana dla dobra. Wolne przylgnięcie do dobra nigdy nie istnieje po prostu samo z siebie. Jeśli istniałyby struktury, które nieodwołalnie ustanowiłyby jakiś określony – dobry – stan świata, zostałaby zanegowana wolność człowieka, a z tego powodu ostatecznie struktury takie nie byłyby wcale dobre” (n. 24).

„Gdzie jest więc to królestwo, o którym mówi Jezus, a bez którego – jak pisał Kołakowski – życie jest porażką?” – pyta ks. Draguła. Przywołując ewangelię z Uroczystości Chrystusa Króla (Mt 25, 31-46) odpowiada: „Królestwo Boże jest tam, gdzie jest miłość. I to niekoniecznie nawet miłość motywowana samą osobą Jezusa. Bo – jak mówi Benedykt XVI – „Jego królestwo to nie wyimaginowane zaświaty, umiejscowione w przyszłości, która nigdy nie nadejdzie; Jego królestwo jest obecne tam, gdzie On jest kochany i dokąd Jego miłość dociera” (n. 30). A miłości – jak wiadomo – nie da się nijak zadekretować, ustanowić, uchwalić, zarządzić. Bo jedynym powodem miłości jest wyłącznie miłość. Miłość z nakazu byłaby perwersją” – konkluduje autor.

Od siebie dodam tylko: budowanie Królestwa Bożego jest więc tak trudne jak trudna jest bezwarunkowa miłość.

Grzegorz Dobroczyński SJ

http://laboratorium.wiez.pl/blog.php?bl&mojkomentarzdowszystkiego&756