Przechowujemy skarb w naczyniach glinianych. 2 Kor 4, 7 – 15

Potrzebuję sobie ciągle uświadamiać tę rzeczywistość: skarb, który noszę w sobie i kruchość mojego człowieczeństwa. A to po to, bym w chwilach „chwały” nie zapomniał o słabości mojej natury, a w gorszych momentach, porażek, upadków – pamiętał o skarbie, który we mnie jest i którym ja jestem. Nie sam dla siebie, ale dla Tego, który mnie stworzył, ulepił i ten diament we mnie złożył. Wartość jest we mnie, choć nie pochodzi ode mnie. Zamiast na słabościach, przeciwnościach, prześladowaniach, niedostatkach, głodach, ranach – i o czym tam jeszcze św. Paweł wspomina – chcę skupiać się na Dawcy diamentu. Wtedy nic mi nie zagrozi, wtedy lęki nie zdominują mego życia, wtedy wolność i miłość staną się zasadą życia, a nie pobożnym życzeniem. Bo tylko w Nim jest to możliwe, w Bogu i Panu, Stwórcy i Zbawicielu.

Synowie Zebedeusza… nie wiem, czy inicjatywa była od nich, czy od mamy, ale wyszło trochę słabo (Mt 20,20-28). Mama wstawia się w ich sprawie, jakby się jeszcze od spódnicy nie odczepili. No i chcą lepszych krzeseł. Z naszym wyczuciem i smakiem chrześcijańskim powiedzielibyśmy, że zarozumiali, że chłopcy chcą się ustawić. Tak to wygląda. Mnie znów poruszyło to, że oni chcą w królestwie Bożym zasiąść po lewej i prawej stronie Jezusa. Chcą zasiąść. Tymczasem Jezus pokazuje, że On nie po to przyszedł, by siedzieć. I być może kiedyś tam, w niebie, będziemy wszyscy siedzieć (choć osobiście lubię się ruszać i wolałbym spacerować), ale tu, na ziemi… Jezus nie przyszedł, aby mu służono. Tymczasem postawa siedząca wskazuje na to, że ktoś jest obsługiwany (pomijając inne jej znaczenia). Albo być obsługiwanym, albo służyć.

Mocno sobie uświadamiam w ostatnich dniach, że moje ego lubi być obsługiwane, lubi wygodę, lubi mieć coś załatwiane poza kolejnością, po znajomości. Żeby wszystko było w miarę ułożone, zabezpieczone, pod kontrolą. Czegokolwiek by to nie dotyczyło. Tymczasem dzisiaj słyszę, że zanim ja usiądę w królestwie niebieskim, to dobrze, bym teraz zatroszczył się o innych, by mieli na czym siedzieć. Usłużyć drugiemu, zamiast być obsługiwanym. Usłużyć wszystkim, czym mogę: słowem, gestem, uśmiechem, czynem, prawdą, milczeniem… tym, co w danym momencie będzie potrzebne. Służenie jest bowiem tym, co szlifuje diament, którym jestem. Służba sprawia, że we mnie widać jeszcze więcej światła… więcej łaski… więcej miłości…