Nie mamy tu nic… Mt 14, 13 – 21

Te słowa uczniów dzisiaj mnie zatrzymały na chwilę. Odnajduję w sobie czasem taką postawę, która jest dość sporym asekurowaniem się. Nie mamy nic, bo przecież cóż to jest 5 chlebów i 2 ryby. A przecież dla nas nie wystarczy. Zabezpieczanie siebie, dbanie o swój komfort, by mi nie zabrakło. Może to dotyczyć absolutnie czegokolwiek. Byle coś mieć, byle móc się na czymś wesprzeć, choćby tego była odrobinka. Bo lepsza odrobinka, niż zupełnie nic.

Tymczasem sytuacja dzisiejszej ewangelii jest nie do pozazdroszczenia. Pustkowie i późna pora. Ani miejsce odpowiednie ani czas. Wszystko niesprzyjające. Wszystko nie tak. Ciekawe, że to Jezus ich tam wszystkich prowadzi, to Jego inicjatywa, kiedy się dowiaduje, co się stało z Jego kuzynem.

Czuję wezwanie do zaufania. Ale też do tego, bym poczuł głód, bym poczuł brak, niedostatek. Bo tylko wtedy mogę się na Nim oprzeć naprawdę. Inaczej zawsze mam się do czego odnieść, na czym oprzeć, w czymś innym położyć nadzieję. Choćby niewielką, maleńką. A ja nie czuję głodu, nie czuję jakichś wielkich niedostatków. Czuję jednocześnie, że moje zaufanie jest właśnie takie – niby ufam, ale w jakiejś części (może całkiem sporej) opieram się na tym, co mnie po ludzku zabezpiecza. Czy mam to porzucić? To kwestia nie tego, co się ma, ale gdzie jest moje serce, do czego przyklejone. Zdaję sobie równocześnie sprawę, że trudno jest je odkleić i uczynić wolnym, kiedy te zewnętrzne warunki są dość wygodne. Ego bardzo to lubi i będzie się bronić przed dyskomfortem.

Jezus chce mnie nakarmić i to do syta. Zrobi to, kiedy oddam Mu to wszystko, co mam, choćby to było tylko 5 chlebów i 2 ryby. Jeśli będę chciał to zachomikować na trudne czasy – cud się nie wydarzy, a ja zostanę taki ni to syty, ni głodny. Taki zupełnie letni. Za dużo, by umrzeć, za mało, by żyć. Jezus chce przecież, bym żył w pełni, a nie na pół gwizdka. To samo mówił papież Franciszek.

Mam oddać Mu wszystko, mam być posłuszny Jego Słowu i zaangażować się – te trzy kroki widzę w dzisiejszej ewangelii. Bo to uczniowie podają jedzenie tłumowi. Jezus działa przez Nim. Oddać Mu swoje „nic”, być posłusznym Słowu i działać – nawet, gdy i miejsce, i czas są nieodpowiednie. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego.