Od zawsze chciałem napisać piosenkę o Maryi. Po pierwsze dlatego, że po prostu jest dla mnie ważna. Urodziła mojego Pana. Jest wolna od grzechów, więc potrafi kochać miłością bez ograniczeń – dlatego nieustannie modli się za mnie, wspiera mnie, towarzyszy mi. Nie dopomina się, żebym o Niej pamiętał. Kiedyś rozmawiałem z jednym z moich współbraci o tzw. „problemach z Maryją”, które swego czasu były modne wśród kato-inteligencji. Powiedział wtedy: „Maryja gdyby mogła, to by się stała przezroczysta, żebyśmy tylko zbliżyli się do Jej Syna”. I faktycznie tak widzę jej obecność w moim życiu – bezpretensjonalna, cicha, delikatna, ale pewna. Zawsze orzeźwiająca. Prowadząca do Jezusa. Modląca się o Ducha Świętego dla mnie.

Po drugie chciałem napisać piosenkę o Maryi, bo o ile mamy bogatą tradycję naprawdę pięknych maryjnych pieśni kościelnych, to w „nowej muzyce chrześcijańskiej”, jest Ona niemal nieobecna. Co w sumie dość zrozumiałe, uwzględniając fakt, że znakomita część tej muzyki, to po prostu kalki z anglojęzycznych protestanckich piosenek. Uczciwie należy przyznać, że jeśli już pojawiają się jakieś piosenki o Maryi, to zwykle pozostawiają wiele do życzenia pod względem estetyki…

W związku z tym, jakiś czas temu zacząłem pisać muzykę, która mówiłaby o Maryi takiej, jaką poznałem. Z racji innych obowiązków, odłożyłem temat na czas nieokreślony. W międzyczasie rozpoczęła się przygoda The Jesuit Music – czyli projekt, w którym razem z zaprzyjaźnionymi artystami interpretujemy muzycznie jezuickie modlitwy zakorzenione w mistyce ignacjańskiej. I tak, podczas moich osobistych rekolekcji, które odprawiałem w naszym starowiejskim kolegium, spędzając sporo czasu na modlitwie przed figurką Matki Boskiej Nowicjackiej i przed cudownym obrazem Matki Miłosierdzia w bazylice, wróciła myśl o piosence. Napisałem proste słowa refrenu, później jakoś tak spokojnie, kontemplacyjnie przyszły luźne frazy nawiązujące do tradycyjnych antyfon i dogmatów o Maryi (m.in. Tota pulchra es Maria, Alma Redemptoris Mater), które ułożyły się w pierwszą zwrotkę. Całości przekazu dopełniła parafraza Psalmu 45, o Pięknej Oblubienicy Króla. Po rekolekcjach usiadłem do tego na serio, zaprosiłem osoby, których głosy najmocniej grały mi w głowie, od kiedy zacząłem pisać tę muzykę, czyli Przemka Kleczkowskiego i Kasię Bogusz. W do ekipy dołączyła znakomita skrzypaczka jazzowa Dominika Rusinowska. W studiu powstała bardzo fajna energia, Przemek dodał parę istotnych smaczków aranżacyjnych… i nagraliśmy drugą piosenkę w ramach projektu The Jesuit Musi.

Istotnym elementem przekazu, jest wideo, które przygotował Mikołaj Cempla. Kiedy podzieliłem się z nim moimi intuicjami muzyczno-duchowymi, genialnie wszedł w temat ze swoją filmową wrażliwością. I po prostu nagrał materiał, przez który przebija blask piękna Maryi, obecny w Twarzach mieszkanek przytuliska dla bezdomnych kobiet, prowadzonego przez siostry albertynki na ul. Malborskiej w Krakowie (swoją drogą – jest to przytulisko, z którym od kilku lat trochę współpracuję w ramach jezuickiego apostolatu, dlatego obrazy uchwycone przez Mikołaja, dla mnie są szczególnie poruszające i osobiste…).

I tak powstała piosenka, którą chcemy rozpocząć adwent – czas, w którym z Maryją czekamy na Emmanuela – Boga z nami…