Jednym z celów czystości jest jak najmocniej kochać jak najwięcej ludzi. Może się to wydać dziwne tym, którzy przyzwyczajeni są do definiowania czystości w sposób negatywny – to znaczy jako nieuprawianie seksu.

Ale taka właśnie jest długa tradycja Kościoła. Czystość jest innym sposobem kochania, a jako taka może wiele nauczyć każdego, a nie tylko osoby zakonne.

Czystość ma również moc wyzwalającą, dzięki której jesteśmy bardziej gotowi służyć ludziom. Nie jesteśmy przywiązani do jednej osoby lub rodziny, więc łatwiej jest nam przechodzić do kolejnego zadania. Jak podają jezuickie Konstytucje, czystość jest „na wskroś apostolska”. Ma nam pomóc stać się lepszymi „apostołami”. Jak wszystkie śluby, czystość pomaga jezuitom stać się bardziej, jak to mawiał Ignacy, „dyspozycyjnymi”. Dlatego też czystość oznacza zarówno miłość, jak i wolność.

Czystość (pamiętaj, że mam na myśli czystość religijną) nie jest dla każdego. Oczywiście, większość ludzi powołana jest do miłości romantycznej, małżeństwa, bliskości płciowej, posiadania dzieci i życia rodzinnego. Ich miłość skupia się przede wszystkim na współmałżonku i dzieciach. Ten rodzaj miłości skupia się bardziej na konkretnych osobach na zasadzie wyłączności. Nie oznacza to jednak, że pary małżeńskie czy rodzice nie kochają nikogo, kto nie należy do ich rodziny. Chodzi raczej o to, że ich miłość skupia się na Bogu i ich rodzinie.

W przypadku osoby zakonnej sytuacja jest odwrotna. Ślubuje się czystość, by ofiarować Bogu swoją miłość, a także sprawić, że będzie się dostępnym w miłości dla jak największej liczby ludzi. Znów: nie oznacza to, że ludzie żyjący w małżeństwie lub stanu wolnego tego nie potrafią. Chodzi raczej o to, że tak jest najlepiej dla nas.

Czystość służy również przypomnieniu, że można rzeczywiście kochać, nie pozostając w związku zakładającym wyłączność ani też nie będąc aktywnym seksualnie.

W ten sposób osoba praktykująca czystość może się stać swego rodzaju drogowskazem w naszej przesyconej do granic możliwości seksem kulturze, w której tak łatwo pomylić miłość do drugiej osoby z wylądowaniem z nią w łóżku. Tak oto czystość pozwala nam przesunąć nasze priorytety: celem życia – osoby stanu wolnego, żonatej, zamężnej czy zakonnej – jest kochać.

Kto kocha bardziej? Zakochana w sobie po uszy para mająca bogate życie seksualne, w pełni oddana sobie para w średnim wieku, która rzadziej uprawia seks z powodu obciążeń związanych z życiem rodzinnym, czy może okazująca sobie czułość para staruszków, którzy z powodu choroby w ogóle nie uprawiają seksu? Żonaty mężczyzna kochający swoją żonę czy może niezamężna kobieta kochająca swoich przyjaciół? Żyjący w celibacie kapłan czy aktywna płciowo żona? Odpowiedź brzmi: wszyscy oni kochają, lecz na różne sposoby.

Nawiasem mówiąc, czystość nie prowadzi do niezdrowych zachowań. Skandal seksualny w Kościele katolickim w mojej opinii nie tyle dotyczył czystości jako takiej, ile raczej niewielkiego odsetka psychicznie chorych mężczyzn, którzy nigdy nie powinni byli zostać przyjęci do seminariów ani zakonów, a także niektórych biskupów, którzy nigdy nie powinni byli ich przenosić z jednej parafii do drugiej.

Czystość wymaga również wprawy. Nie sposób zostać doskonałym mężem albo doskonałą żoną już w dniu ślubu. Nie sposób też w pełni pojąć czystość w dniu złożenia ślubów zakonnych. Potrzeba czasu, by w sposób całościowy dorosnąć do złożonych ślubów. I właśnie dlatego istnieją nowicjaty i seminaria – pełnią one funkcję zbliżoną do „narzeczeństwa”. Dzięki nim można się przekonać, czy jest to właściwa droga życia dla danej osoby.

„A co z pożądaniem?”, zapytał mnie ostatnio przyjaciel. Atrakcyjna osoba przyciąga wzrok także kogoś, kto żyje w czystości, ktoś taki również pragnie seksu. No cóż, jesteśmy tylko ludźmi. Ilekroć tak się dzieje, należy przypomnieć sobie o kilku rzeczach. Po pierwsze, jest to naturalne. Po drugie, życie, które wybrałeś, na to nie pozwala. Po trzecie, jeśli nieustannie odczuwasz potrzebę zbliżenia cielesnego, może to oznaczać, że czegoś brakuje w twoim życiu uczuciowym. Czego brakuje? Bliskiej relacji z Bogiem podczas modlitwy? Dającej spełnienie przyjaźni? Pracy dającej zadowolenie? W jakimś miejscu swojego życia w czystości nie odpowiadasz na Bożą miłość – ponieważ osoba praktykująca czystość nie tylko składa ślub czystości, lecz również wierzy, że Bóg pomoże jej w nim wytrwać.

Dzięki czystości inne osoby mogą czuć się bezpieczne. Ludzie wiedzą, że zobowiązałeś się kochać je w sposób, który nie pozwala na to, byś je wykorzystał, byś nimi manipulował, by czas, jaki z nimi spędzasz, był jedynie środkiem do celu. W ten sposób ludzie znajdują przestrzeń, w której mogą się rozluźnić, dzięki czemu w sposób bardziej swobodny podchodzą do swojej własnej miłości.

Jak już wspomniałem, kilka lat temu w Nowym Jorku pracowałem z grupą aktorów, którzy przygotowywali off-broadwayowską sztukę Jezusie i Judaszu. Z początku służyłem scenarzyście wsparciem przy jego pracy badawczej oraz spotykałem się z aktorem mającym odegrać rolę Judasza. Ostatecznie zostałem zaproszony do pracy z reżyserem i całą obsadą.

Godzinami przesiadywaliśmy przy olbrzymim stole w budynku teatru, rozmawiając o Ewangeliach, Jezusie, grzechu, łasce, rozpaczy i nadziei. „Dlaczego Judasz zdradził Jezusa?”, „Dlaczego apostołowie uciekli po ukrzyżowaniu?”, „Czy Jezus darzył Marię Magdalenę miłością?”. Te ożywione i głębokie rozmowy różniły się od tych, które zazwyczaj odbywam z katolikami, mającymi nierzadko poczucie (mnie też to dotyczy), że my, katolicy, znamy wszystkie odpowiedzi.

Oto miałem do czynienia z grupą mieszkańców świata zupełnie mi obcego – teatru. Gdy zaczynaliśmy, nie wiedzieli o mnie nic, więc zastanawiałem się, jak zareagują na jezuickiego kapłana. Skoro jednak wiedzieli, że żyję w celibacie, zdawali sobie sprawę z tego, że jestem tam tylko po to, by im pomóc. I prawdopodobnie właśnie dlatego niektórzy czuli się zupełnie swobodnie, dzieląc się ze mną – osobą, której prawie nie znali – różnymi szczegółami z własnego życia, otwierając się w chwilach smutku oraz ciesząc się w chwilach radości.

Ich zaufanie było darem, dzięki któremu w pewien sposób się w nich wszystkich zakochałem. Kiedy tylko wchodziłem do garderoby, uśmiechom i uściskom nie było końca.

Tak jak w innych podobnych sytuacjach uzmysłowiłem sobie, że byłem tam nie tylko po to, by dawać miłość, lecz również po to, by być nią obdarzanym. Gdy praca nad sztuką dobiegła końca, zdałem sobie sprawę, że nie mogłem kurczowo trzymać się tej ich miłości do mnie. Co prawda miałem nadzieję, że przynajmniej niektórzy z nich pozostaną moimi przyjaciółmi (i tak się rzeczywiście stało), wiedziałem jednak, że nie mogę „posiąść” niczyjej miłości. Miłością trzeba w wolności obdarzać i w wolności ją przyjmować.

I to jest kolejna lekcja, jaka płynie z czystości: miłości nie można posiadać na własność.

Mój przyjaciel Chris, jezuicki brat pracujący w Nowym Jorku, mówi, że to samo dotyczy nauczycieli. „Tak samo jest wtedy, gdy rok szkolny dobiega końca”, stwierdził pewnego razu. „Musisz w wolności kochać oraz w wolności być kochanym, ale musisz też pamiętać, że miłości nie możesz się kurczowo trzymać”. Jak powiedział Jezus po zmartwychwstaniu: „Nie zatrzymuj mnie” (J 20, 17).

Prawdopodobnie jest to najwspanialszy dar, jaki osoba żyjąca w czystości może ofiarować: ukazanie prawdy o tym, że nie tylko istnieje wiele sposobów, by kochać, lecz również o tym, że kochanie osoby w wolności, bez uczepienia się jej, jest darem zarówno dla kochającego, jak i kochanego. Niejednokrotnie jednak skłonni jesteśmy myśleć, że kochanie drugiej osoby – małżonka, chłopaka, dziewczyny lub nawet przyjaciela – oznacza uczepienie się jej, co jest subtelną formą posiadania na własność. Natomiast miłość oznacza zgodę na ubóstwo związane z nieposiadaniem tej drugiej osoby.

Dlatego też czystość może być dla świata lekcją o drodze wolności do kochania, jak również o pełnej miłości drodze do wolności.

Tekst pochodzi z książki Jamesa Martina SJ „Jezuicki przewodnik po prawie wszystkim