(fot. Flickr.com/ by gruenenrw/ CC BY-SA 2.0)

(fot. Flickr.com/ by gruenenrw/ CC BY-SA 2.0)

Można odnieść wrażenie, patrząc dziś na Kościół, że potrzebujemy coraz mocniejszych bodźców, nowych środków, powiedzielibyśmy gadgetów.

Łapię się na tym i ja, kiedy przygotowuję rekolekcje wielkopostne i zastanawiam się nad tym, czym by tu jeszcze zaskoczyć. Widzę to w chrześcijańskiej części Internetu, gdzie z każdym kolejnym Wielkim Postem i Adwentem pojawiają się coraz to nowsze rekolekcje. I wszystkie one są reklamowane jako: wyjątkowe, najlepsze i jedyne.

Dajemy się ponieść temu samemu mechanizmowi, który można zauważyć w hipermarketach, polegający na wręczaniu klientowi różnych promocyjnych zabawek czy gratisów.

Są takie nurty w Kościele, które najchętniej zrelatywizowałyby wszystko, co się tylko da. Tak, jak w sklepach, które obniżają ceny, przez co można odnieść wrażenie, że produkt już nic nie znaczy, tak Kościół miewa takie momenty, w których chciałby reklamować się hasłem: „przyjdź do nas, bo u nas taniej i łatwiej”.

Wymyślamy nowe środki, tak jak bogacz z przypowieści, który prosi Abrahama, by posłał umarłego do żyjących z przestrogą. Abraham odpowiada dość brutalnie. Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą.

Tymczasem nie musimy wymyślać ciągle nowych rekolekcji, iść z nurtem mówienia modnych rzeczy, robić przecen i promocji. Nasz Towar od zawsze ma tę samą wartość i nie musi być przeceniany. Ewangelia nie jest ulotką reklamową, ale jest skarbem, który zdobywa się, sprzedając wprzód wszystko, co się posiada.

Owszem, to rodzi napięcie między wartością, a tymi, którzy nie potrafią jej sprostać. Każdemu, kto kocha Boga i Kościół, ale i grzesznika (a przecież wszyscy nimi jesteśmy), sprawia trudność, to by trzymać poziom i nie umniejszać wartości Ewangelii w imię źle rozumianej litości. Nie chodzi mi też o postawę siedzenia w kościele i czekania na klienta. Jestem od tego daleki. Trzeba wychodzić ciągle ze skarbem, a nie jego imitacją.

Najlepiej zacząć od siebie. Sobie nie luzować, siebie i swoich grzechów nie usprawiedliwiać. Bóg nas usprawiedliwił, więc nie musimy tego robić, a nazywanie grzechów ostro i dosadnie w sobie, jest szalenie ważne dla rozwoju. Kiedy będę to konsekwentnie robił w sobie, inni także zaczną się zmieniać.

Ludzie, wbrew pozorom bardzo potrzebują zasad, jasności i trudnych wyzwań. Tak nas Bóg stworzył – jako ludzi pragnących rozwoju. Widać to najlepiej w ludziach, którzy znaleźli się w sytuacjach granicznych: wojnach, trudnej sytuacji materialnej, czy po wypadkach; chorzy, kiedy trzeba zacząć się ruszać, działać, by żyć i poprawiać jakość swojego życia, przekraczają swoje granice i możliwości. Podobnie jest w naszej duchowości. Wielu ludzi zdrowych na widok osób, na przykład bez kończyn, mówi, że nie chciałoby żyć, a jednak, kiedy sami znajdują się w takich sytuacjach, zmieniają zdania. Można stać się bogaczem, który nie chce się już ruszać, opływa w tłuszcz. I tacy właśnie chcą wszystkiego rodzaju „promocji i obniżek”.

Trzeba wracać do tego, co już mamy. To jest bogactwo. Korzystać z „Mojżesza i Proroków”, odrzucając to, to nawet przyjście umarłego nam nie pomoże.

O. Grzegorz Kramer SJ/ RED. (za kramer.blog.deon.pl)