(fot. flickr.com)

(fot. flickr.com)

Zbliżają się najradośniejsze ze świąt. Czy przy ogromnej presji rynku rozbudzającego skłonności do konsumpcjonistycznego stylu życia uda się obronić najgłębsze treści Bożego Narodzenia?

Bardzo skrócił się w sensie kulturowym czas oczekiwania na Boże Narodzenie. Zagubiliśmy piękno liczenia dni dzielących nas od tego niezwykłego, nieporównywalnego z innymi wydarzenia, które wyraża tęsknotę na Bogiem, za nieskończonością, za światem przemienionym i pojednanym. Kiedy wszystko dane jest od razu, człowiek nie potrafi czekać i wsłuchiwać się w ciche kroki Zbawiciela, który przychodzi, aby odrodzić nasz zagubiony i zmęczony świat.

Komercja i realizm Wcielenia

Ledwie po Zaduszkach przygasną znicze nagrobkowe, zaczynamy oddychać atmosferą świąt. Ulice zapełniają się kolorowymi lampkami, na głównych placach wyrastają drzewa choinkowe, w centrach handlowych snują się tłumy Mikołajów. Znani artyści ruszają w trasy koncertowe z kolędami wykonywanymi w nowych aranżacjach. Pojawia się wiele promocji artykułów, które kuszą atrakcyjnymi cenami. Banki zachęcają do korzystania z oprocentowanych nisko kredytów na zorganizowanie wystawnych świąt. Czy Boże Narodzenie nie staje się coraz bardziej świętem reklamy?

Okres Bożego Narodzenia to nie tylko przestrzeń dla promocji towarów. Coraz częściej różne symbole i tradycje świąteczne stają się jej nośnikiem. Zaczyna się od samego stołu wigilijnego, który gromadzi najbliższą rodzinę na wspólnym świętowaniu. Romantyczny, zimowy nastrój z kominkiem i choinką w tle bardzo sprzyja skutecznej reklamie produktów mogących ożywić więzi rodzinne. Firmy zachęcają do zakupu prezentów, które odmienią życie całej rodziny: pogłębią szczęście, wzmocnią siły oraz zdrowie.

Święta Bożego Narodzenia są czasem wspólnego oglądania telewizji, która proponuje nam zwykle dobrze znane i wesołe filmy fabularne. Profesor Wiesław Godzic zauważył, że być może ta konsumpcjonistyczna wspólnota zbudowana przez religijny rytuał jest ostatnią szansą na współczesne przeżywanie wartości wyższych i poddanie się poważnym refleksjom…

Trzeba jednak przyznać, że wszelkie działania związane z wymiarem zewnętrznym świętowania Bożego Narodzenia zyskują głęboki sens. Tajemnica Wcielenia Syna Bożego jest wywyższeniem ludzkiej natury i podniesieniem na poziom nieba całej ziemskiej rzeczywistości. Gotowanie, obdarowywanie prezentami oraz biesiadowanie są wyrazem świętowania przyjścia Jezusa Chrystusa na ziemię. Wielu ludziom odpowiada manichejska wizja rzeczywistości, w której to, co cielesne i materialne, jest czymś gorszym, by nie powiedzieć nieczystym. Są pełni podejrzliwości wobec wszystkiego, co ziemskie. Ciało z jednej strony jest otaczane kultem. Ludzie odwiedzają kluby fitness i siłownie, podejmują drakońskie diety, żeby zrzucić zbędne kilogramy, niektórzy nawet – niezadowoleni ze swego wyglądu – poprawiają naturę poprzez operacje plastyczne. Z drugiej strony nierzadko czujemy ciężar cielesności, gdy musimy się zmagać z chorobami, pokusami i starością.

Potrzeba bez wątpienia popularyzacji teologii Wcielenia, która ukazuje, że Bóg nie mieszka w zaświatach, ale uczestniczy w codziennym życiu. Nie można wznieść muru oddzielającego niebo od ziemi, tego, co cielesne, od tego, co duchowe. Ciało nie jest tylko “ciałem”. To my jesteśmy ciałem. Jesteśmy jednością duchowo-cielesną. Pan Bóg stworzył nas całych na swój obraz i podobieństwo. Nasza relacja z Nim może również wyrażać się przez nasze gesty, taniec oraz dotyk, czyli przez ogromnie bogatą mowę ciała.

Problem z Bożym Narodzeniem zaczyna się wtedy, gdy całkowicie traci ono duchowy fundament i zostaje sprowadzone wyłącznie do obżarstwa, sprzątania oraz zakupów. Istnieje w przeżywaniu świąt zdrowe napięcie, które warto jest utrzymać. Było ono obecne już w początkach chrześcijaństwa. Pierwsze herezje negowały nie tyle bóstwo Chrystusa, ile Jego prawdziwe człowieczeństwo. Wydawało się wielu ludziom, że Bóg jest zbyt wielki, żeby zamknąć się w ludzkim ciele. Tymczasem oryginalność chrześcijaństwa polega na tym, że jest ono religią wcielonego Słowa, które zamieszkało pośród ludzi.

Obrona bożonarodzeniowych symboli

Czasami zadaję sobie pytanie, czy pomimo ogromnej presji rynku obronimy w Bożym Narodzeniu to, co jest jego najgłębszą treścią? Dlatego ważne pozostaje popularyzowanie w ciekawy sposób najistotniejszych treści świątecznych. Adwent próbuje obronić się porannymi roratami, które gromadzą szarym świtem w naszych miastach i wioskach wiele osób. Mobilizacja do wcześniejszego wstawania przez niecałe cztery tygodnie nie powinna być szczególną uciążliwością. Wzrusza nas wysiłek dzieci, które przed pójściem do szkoły spieszą do kościoła z własnoręcznie wykonanymi lampionami. One z racji swojej spontanicznej otwartości łatwiej dają się porwać tęsknocie oczekiwania na najwspanialszego gościa. Warto dać się wciągnąć w tę dziecięcą wędrówkę na spotkanie z Bogiem.

Kilka lat temu powołaliśmy w katolickich programach telewizyjnych kryzysowy sztab obrońców św. Mikołaja. Celem była promocja prawdziwego oblicza świętego biskupa z Miry, który żył na przełomie III i IV wieku. Zasłynął jako opiekun i orędownik ubogich. Dzisiaj Mikołaj stał się rubasznym krasnalem z czerwonym nosem, który w wielkich saniach ciągniętych przez renifery odwiedza dzieci. Wszelkie pytania o miejsce, z którego przybywa, są bezzasadne. Święty nie jest związany prawami czasu i przestrzeni, więc równie dobrze może przybywać z Alaski, Antarktydy i z Laponii. Jest postacią z innego świata, która zstępuje na ziemię.

W okresie świątecznym próbuje się coraz częściej przybliżyć symbolikę świąt żywymi szopkami, będącymi ilustracją ewangelicznego przekazu o Bożym Narodzeniu. W tych obrazach uczestniczą ludzie i zwierzęta. Tradycyjne wielkie szopki stałe i ruchome są rzeźbione przez znanych artystów. Nigdy nie zapomnę znakomitej szopki Józefa Wilkonia, która stanęła przy kościele na Bielanach, a potem przed Zachętą na wystawie prac artysty.

Kiedy przeżywamy Boże Narodzenie w XXI wieku, może się w nas budzić tęsknota za dawnymi czasami, w których zachowany był naturalny i tradycyjny rytm świętowania. Jestem przekonany, że Boże Narodzenie przetrwa, jeśli wciąż na nowo będziemy zachwycać się tajemnicą Wcielenia. To ona nadaje wyższy sens przepisom na potrawy wigilijne oraz milionowym nakładom płyt z kolędami dołączanych do świątecznych wydań naszych gazet.


O. Krzysztof Ołdakowski – jezuita, szef Redakcji Programów Katolickich w Polskim Radiu (1989-91; 1994-97), szef Redakcji Programów Katolickich w TVP (1997-2003), rektor Kolegium Księży Jezuitów w Warszawie, prezes Stowarzyszenia Komunikacji Społecznej SIGNIS-Polska.