(fot. England and Wales/ Foter.com/ CC BY-NC-SA)

(fot. England and Wales/ Foter.com/ CC BY-NC-SA)

Kluczowe wyzwania tegorocznego synodu na temat małżeństwa i rodziny będą, moim zdaniem, trojakiego rodzaju.


Po pierwsze, Kościół katolicki w dużo większym stopniu niż za czasów Soboru Watykańskiego II jest powszechny i uniwersalny. Działa na wszystkich kontynentach z ich odmienną kulturą, wrażliwością, sytuacją społeczno-religijną, co oczywiście rzutuje na sposób przeżywania małżeństwa w poszczególnych krajach. Ta różnorodność jest z jednej strony bogactwem, z drugiej stanie się zapewne powodem wielu zmartwień dla ojców synodalnych w tym roku i w przyszłym. Ponadto, ze statystyk i tzw. ankiety Franciszka wynika, że dzisiaj serce Kościoła katolickiego nie bije już w Europie ani w Stanach. Dlatego problemy katolików tzw. Zachodu niekoniecznie są problemami ogólnoświatowymi, choć mam wrażenie, że ciągle pokutuje odwrotne przeświadczenie.

Po drugie, oba synody, tegoroczny i przyszły, będą z gruntu pastoralne. Doktryna w kwestii małżeństwa i sakramentów jest w miarę jasna. Ale nauczanie Kościoła to jedna sprawa, a życie Ewangelią, czyli codzienna praktyka i słabość ludzka to druga sprawa. Najwięcej tarć między biskupami może pojawić się właśnie na tej linii. Będzie to głównie zmaganie, jak to już w historii Kościoła bywało, o zwycięstwo miłosierdzia nad prawem.

Po trzecie, samo małżeństwo sakramentalne nie sprowadza się do procedur prawnych i przeszkód kanonicznych, jak uważają niektórzy w Kościele. Naiwnością byłoby sądzić, że wystarczy tylko przepracować pewne paragrafy w prawie kanonicznym, a wszystko pójdzie jak z płatka. Małżeństwo obejmuje bowiem całe życie: relacje, pracę, komunikację, wychowanie dzieci, choroby, wiarę itd. Wszystko to trzeba ukazać w perspektywie współdziałania człowieka z Bogiem w ciągłym stwarzaniu świata. Jeśli nie spojrzymy na małżeństwie w tej perspektywie, niewiele się zmieni.

Z powyższych powodów, sądzę, iż bardzo trudno będzie znaleźć jedno lekarstwo, które można by odgórnie zaaplikować w całym Kościele i wszystko będzie grało. Wydaje się, że te czasy mamy już za sobą. Być może owocem tego dwustopniowego synodu będzie przedstawienie ogólnego zarysu reform i pozostawienie szczegółowych rozwiązań lokalnym Kościołom. Ale zobaczymy, w którą stronę poprowadzi nas Duch Święty.

Wiele wskazuje na to, że przełożenie synodu o nowej ewangelizacji na praktykę utknęło w martwym punkcie, ponieważ oczekiwano uniwersalnego rozwiązania, którego w dzisiejszych warunkach nie sposób wypracować centralistycznie.

Uzdrawiać przyczyny, a nie tylko skutki

Nie jest jednak prawdą, jak donosi chociażby publicysta GW Tomasz Bielecki w sobotnim wydaniu, że najtrudniejszymi sprawami, którymi zajmie się synod o rodzinie będzie zakaz udzielania komunii rozwodnikom w ponownych związkach, zakaz antykoncepcji czy problem katechezy dla dzieci par homoseksualnych. Te problemy są ważne, ale mimo wszystko drugorzędne.

Większość komentatorów w mediach niekościelnych wydaje się nie rozumieć, o co chodzi Papieżowi. Franciszek chce promować i wzmocnić małżeństwo, tylko że nie jedynie przez gaszenie pożarów, lecz przez prewencję i pracę u podstaw. Niewątpliwie należy poważnie zastanowić się nad polepszeniem sytuacji osób rozwiedzionych w Kościele. Nikt tego nie kwestionuje. Musimy jednak najpierw ukazywać młodym małżeństwo jako dającą radość i spełnienie drogę chrześcijańskiego rozwoju i jednocześnie zrobić wszystko, by zmniejszyć liczbę rozwodów.

Oczywiście, część mediów wywiera inną presję, bo próbują stawiać sprawę na opak. Niektórzy chcieliby pozornego uzdrowienia małżeństwa przez przyklepanie tego, co szwankuje, bez wniknięcia w rzeczywiste przyczyny choroby. Nie pojawia się tutaj nawet myślenie w kategoriach przyczyn i skutków. To nie jest właściwa droga, bo na dłuższą metę, jeśli nie ustalimy dokładnie, co sprawia, że małżeństwa bywają nietrwałe lub nieszczęśliwe, połowiczne rozwiązania zaprowadzą nas donikąd.

Najpierw małżeństwo, potem reszta

Mam skromne doświadczenie w pracy duszpasterskiej z małżeństwami. Moim punktem odniesienia są rekolekcje dla narzeczonych i małżonków, w których od paru lat uczestniczę, prowadząc je wspólnie z małżeńskimi parami.

Nasza „przedsynodalna” obserwacja jest bardzo prosta i zasadnicza: Małżeństwo jest pierwsze, także w stosunku do rodziny. Z dobrze funkcjonującego małżeństwa wypływa dobro rodziny, czyli również dzieci. Najwięcej uwagi należy więc poświęcić samemu małżeństwu, a nie rozwodom.

Żeby było jasne: niełatwa nieraz sytuacja osób rozwiedzionych lub porzuconych przez współmałżonków również wymaga duszpasterskiego wysiłku, lecz proporcjonalnego do wagi sprawy. Trzeba pracować głównie nad przyczynami rozwodów, nie odwracając się równocześnie i nie patrząc z góry na tych, którym małżeństwo sakramentalne z różnych powodów nie wyszło, bo oni nadal są w tym samym Kościele. Jest tu jeszcze wiele do zrobienia.

Nam prowadzącym rekolekcje wydaje się, że w procesie uzdrawiania małżeństwa i jego promocji (nie boję się użyć tutaj tego słowa) najpierw trzeba uwzględnić szybkie zmiany, które zachodzą w świecie, chociaż jak pisałem wyżej, raczej niemożliwa będzie jakaś globalna ocena i znalezienie ogólnej recepty. Przytoczę parę przykładów tych zmian.

W społeczeństwach rozwijających się mamy do czynienia ze wzrostem samoświadomości kobiety i mężczyzny. Ustalone społecznie i kulturowo role matki lub ojca nie są już powszechnie obowiązywalne na zasadzie kopiowania wzorców, raczej są uzgadniane przez poszczególnych małżonków. Kiedyś więcej małżeństw było skojarzonych i rodzice nie zawsze pytali się o miłość, ważniejsze były inne cele, chociażby finansowe. To prawda, że i takie małżeństwa trwały i rozwijały się. Ale te czasy już nie powrócą. Dzisiaj młodzi pragną zaangażowania i miłości, co jest ogromnym plusem, jednak często sprowadzają ją do uczucia, co jest sporym problemem. Mieszkanie razem przed ślubem (jeszcze 30 lat temu należące do rzadkości), obecnie jest coraz bardziej akceptowane, także przez rodziców. Przesuwa się wiek zawierania małżeństw, bo dłużej przygotowujemy się do pełnienia ról w społeczeństwie, ale ze względu na rodzicielstwo pojawiają się tutaj kolejne znaki zapytania. Ze względu na rozwój systemów informacyjnych żyjemy w coraz bardziej pluralistycznym otoczeniu, często kwestionującym wartość małżeństwa i rodzicielstwa
Nie można przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego, jakby nic się nie wydarzyło.

Dwa skrzydła pomocy

Jesteśmy też przekonani, że pierwszą troską Kościoła powinno być wypracowanie lepszych metod przygotowania do małżeństwa i wspierania małżonków w ich sakramentalnej drodze. Mimo pojawiających się tu i ówdzie pierwiosnków i nowych form kursów, wciąż „nadawanie się” do małżeństwa uznaje się za cechę wyssaną z mlekiem matki. Na rekolekcjach przygotowujących do małżeństwa widzimy, że narzeczonym często brakuje zrozumienia, na czym polega i jak się przejawia w codziennym życiu działanie sakramentu małżeństwa. Mam jednak wrażenie, że skądinąd szacowna teologia małżeństwa nie za bardzo jest czytelna w tym względzie. Jako księża i katecheci sami nie potrafimy na to pytanie jasno odpowiedzieć.

Wsparcie duszpasterskie nie może się sprowadzać tylko do udzielania sakramentów i głoszenia Słowa. Dzisiaj to za mało. Podstawową trudnością pozostaje ludzki fundament, na którym dojrzewa małżeństwo, a więc uczenie się dialogu, rozmowy, wyrażania uczuć, rozwiązywania konfliktów, znoszenie wzajemnych słabości i ograniczeń, zdolność do kompromisu. Kością niezgody mogą okazać się różnice w charakterach i temperamentach, a także pojawiające się nieuchronnie kryzysy. O tę skałę, naszym zdaniem, rozbija się wiele małżeństw. Z jednej strony dlatego, że te umiejętności w Kościele i w społeczeństwie uznaje się trochę za dziedziczne, z drugiej, sami małżonkowie po prostu się ich nie uczą, bo nie wiedzą jak, a czasem nie chcą, gdyż nie mają właściwej motywacji. Sama psychologia, bez poznania planu Boga wobec małżeństwa też nie „załatwi” tej sprawy. Często jednak po prostu brakuje przewodników, nauczycieli, począwszy od rodziców, którzy przekazaliby, jak „robi się” małżeństwo.

Opieka duszpasterska powinno więc przebiegać dwutorowo: sakramentalnie i w formie pomocy psychologiczno- komunikacyjnej. To jest właśnie doskonały poligon do współpracy duchownych z doświadczonymi małżonkami, do tworzenia wspólnot i ruchów.

Mówiąc o wzniosłości sakramentu małżeństwa, nie możemy zapomnieć o ludzkim fundamencie relacji męża i żony. Zwłaszcza że dzisiaj wiemy znacznie więcej na temat ludzkiej psychiki, uczuć i komunikacji. Łaska Chrystusa – jak powiada teologia i tajemnica Wcielenia, buduje wszystko na tym, co stworzone, a przecież stworzenie też jest dziełem łaski. Nasze doświadczenie potwierdza, że takie działanie, które dowartościowuje ludzką stronę małżeństwa, rzeczywiście się sprawdza.

DEON_LOGO/ O. Dariusz Piórkowski SJ/ RED.