Zygmunt Kwiatkowski SJ, Autor w serwisie Jezuici.pl https://jezuici.pl/author/zygmunt-kwiatkowski-sj/ Oficjalna strona Towarzystwa Jezusowego w Polsce Wed, 01 Nov 2023 22:18:49 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.7.2 https://jezuici.pl/wp-content/uploads/2016/05/cropped-slonce-1-150x150.png Zygmunt Kwiatkowski SJ, Autor w serwisie Jezuici.pl https://jezuici.pl/author/zygmunt-kwiatkowski-sj/ 32 32 Przypowieść o liściu i ziarnku gorczycy https://jezuici.pl/2023/11/przypowiesc-o-lisciu-i-ziarnku-gorczycy/ Wed, 01 Nov 2023 22:18:49 +0000 https://jezuici.pl/?p=86887 Liściowi coś odbiło na stare lata, ale zdarza się to również często ludziom młodym, że bez powodu zaczynają zadzierać nosa. Liść właśnie nowy „look” uzyskał i z zielonego stał się śniady. Co więcej, z dnia na dzień, a właściwie z nocy na noc stawał się coraz bardziej pozłacany. Pojawił się nawet w jego wyglądzie również […]]]>

Liściowi coś odbiło na stare lata, ale zdarza się to również często ludziom młodym, że bez powodu zaczynają zadzierać nosa. Liść właśnie nowy „look” uzyskał i z zielonego stał się śniady. Co więcej, z dnia na dzień, a właściwie z nocy na noc stawał się coraz bardziej pozłacany. Pojawił się nawet w jego wyglądzie również bardzo powabny kolor czerwony, czyli biskupi i co najważniejsze, bardzo mu było w nim do twarzy.

Nic dziwnego, że z góry patrzył na małe ziarnko gorczycy, które nagie leżało na ziemi, a przechodzące tędy stado dzikich świń nieopatrznie wdeptało je w ziemię swymi kopytami. Liść natomiast bezpiecznie zawieszony na drzewie świetnie się bawił. Mienił się w słońcu kolorami, migotał i olśniewał wszystkich swoim pięknem – takie miał o sobie przekonanie – gdy wiatr go huśtał na wietrznej karuzeli, tak że kręciło mu się w głowie.

Śmiał się, żartował, wznosił toast za toastem chwaląc samego siebie, że aż pierś zaczęła mu się niebezpiecznie wydymać, ale on na to nie zwracał uwagi, upojony radością której wszyscy powinni mu pozazdrościć, gdyż potrafił urządzić sobie życie mądrze i przyjemnie tak bardzo kolorowo i tak bardzo niezależne.

Udało mu się nawet w ostatnim czasie odciąć od obowiązków jakie mu narzucała gałąź nękania go nieustannie, przynaglana przez gruby pień drzewa, o codzienną porcję słońca którą powinien dostarczać w zamian za to że był zawieszony wysoko nad ziemię. Zdobył się jednak na odwagę i pokazał gałęzi środkowy palec, ciężkiemu gruboskóremu pniowi zwyczajnie pokazał język. Liczyło się dla niego tylko to, że oto teraz słońce było w całości do jego wyłącznej dyspozycji. Nic więcej się nie liczyło. Ważne że mógł się nurzać w cieple słonecznym ile dusza zapragnie i absolutnie nikt nie miał prawa za to go krytykować albo cokolwiek od niego wymagać – to była tylko wyłącznie jego na drzewie i słońca na niebie osobista sprawa.

„Biedne ziarnko gorczycy”, powracał często liść do tego smutnego motywu, gdy w jakiś trudny do zrozumienia sposób, jakiś dziwny lęk się do jego duszy zakradał. Denerwowało go to bardzo, ale wówczas sobie powtarzał jak mantrę: „Biedne, małe ziarenko gorczyczne, jakże przerażająco marnie ono skończyło. Nie dane mu było zakosztować nic z życiowych uroków. Świńskimi kopytami zdeptane, zostało zagrzebane w czarnym błocie! Po takiej błyskotliwej terapii słowa, liść nabywał zwykle nowego wigoru i z werwą radośnie kontynuował huśtanie się na gałęzi, nie bacząc na to, że jego kompanów-liści coraz więcej zaczęło ubywać.

Pojawiał się niepokój coraz częściej, ale on tym bardziej i na różne sposoby od niego uciekał. Wmawiał sobie wtedy na przykład, że jest w czepku urodzony, jak mu to ktoś kiedyś powiedział i huśtał się przez to na gałęzi z jeszcze większym zawzięciem i wyrafinowaniem. Spodobała mu się również ciekawa sugestia, że urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Szczególnie mocno tej sugestii się trzymał i wmawiał sobie, że ona się w całej rozciągłości sprawdza, gdy zimny wiatr zerwał go z drzewa i tarmosząc go na wszystkie strony począł spadać. Mówił wówczas sam do siebie, zaklinając rzeczywistość, że ostatecznie się uwolnił i oto właśnie teraz szczyt swojego powołania przeżywa, to znaczy leci do gwiazdy pod którą został urodzony i że wiatr w realizacji tego celu sprzyja. Niestety, jego radość radość trwała bardzo krótko. Spadł w błotną kałużę i zadeptały go racice świń które tam żerowały. Zniknęły wszystkie jego kolory, którymi tak się szczycił i stał się w momencie zwykłym, burym strzępem błota.

Tak zginął liść samochwała, ale nie na tym bynajmniej kończy się cała przypowieść, bo nie jest jeszcze w niej widoczne to co najważniejsze, że los każdego człowieka, każdej rzeczy, istoty i zdarzenia pochodzi i jest wpisany w Boży rdzeń Mądrości. Dlatego koniecznie trzeba to opowiadanie uzupełnić o to co stało się później, a mianowicie, że wczesną wiosną, gdy puściły mrozy i stopniały śniegi, ziarnko gorczycy wbite racicami świń przed kilkoma miesiącami w błoto ziemi, dało o sobie znać małym zielonym kiełkiem, który się pojawił i zaczął pozdrawiać inne zielone kiełki którymi był otoczony. Wszystkie wołały do siebie i wychwalały Boży rdzeń Mądrości, oraz wszystkie jak jeden mąż otwierały ich maleńkie dzióbki, które są dla nas niewidoczne, aby nałykać się jak najwięcej słońca, by mieć siłę dalej wędrować w pielgrzymce poznania i jedności z Wielką Tajemnicą Życia.

Foto: flickr.com / Peter Stenzel

 

]]>
Chodzenie po wodzie https://jezuici.pl/2023/08/chodzenie-po-wodzie/ Wed, 09 Aug 2023 08:01:25 +0000 https://jezuici.pl/?p=85165 Jest w człowieku tendencja, aby po biesiadzie odpocząć, posilając się tym co zostało z biesiady – jedzenia i wrażeń – aby w ten sposób biesiadować dalej, odwlekając powrót do pracy. Bywa, że to jednorazowy przypadek, ale coraz częściej jest to sposób życia, przypominający dziecięce fantazje dotyczące tego jak być szczęśliwym. Dorosły człowiek, idąc za tym […]]]>

Jest w człowieku tendencja, aby po biesiadzie odpocząć, posilając się tym co zostało z biesiady – jedzenia i wrażeń – aby w ten sposób biesiadować dalej, odwlekając powrót do pracy. Bywa, że to jednorazowy przypadek, ale coraz częściej jest to sposób życia, przypominający dziecięce fantazje dotyczące tego jak być szczęśliwym.

Dorosły człowiek, idąc za tym odruchem, nie wiedząc nawet o tym, staje się infantylny. W ten sposób pojawia się znany nam dobrze fenomen podstarzałych „chłopców” i starych panien, mających nawet dyplomy i poważne stanowiska, ale pozbawionych zwykłej ludzkiej dojrzałości, którzy cały czas myślą o zabawie, w czym pomagają im wydatnie media, reklamy i cały przemysł rozrywkowy, formując ich mentalność na swój obraz i podobieństwo, ludzi unikających poważnego zaangażowania życiowego i odpowiedzialności.

Wymyślają zatem wtedy cudaczne ideologie i gdy mają ku temu możliwości, tworzą plany i programy społeczne, którym brakuje zdrowego rozsądku i zwykłej, przyjaznej ludziom uczciwości.

Pan Jezus nie pozwolił apostołom „balować” po tryumfalnym cudzie rozmnożenia chleba, ale odszedł od nich (a my tak bardzo boimy się samodzielności), każąc im wsiąść do łodzi i płynąć na drugi brzeg. Sam zaś udał się na górę, aby tam się za nich modlić, aby dorośli do misji do jakiej ich powołał, nie zrażając się ciemnością nocy, wiatrem i falami.

Uczył ich w ten sposób, aby byli odważni i wytrwali, aby nie poddawali się zmęczeniu i lękowi, ale nade wszystko, aby byli mocno zakorzenieni w wierze i miłości, to znaczy aby umieli Mu zawierzyć i nawet, kiedy trzeba, aby umieli chodzić jak On po wodzie. (vide: Mt 14, 22-36)

Fot. Jacek Pleskaczyński SJ

 

]]>
Nieodwołalność Bożego słowa https://jezuici.pl/2023/07/nieodwolalnosc-bozego-slowa/ Thu, 13 Jul 2023 06:11:11 +0000 https://jezuici.pl/?p=84625 Izaak został oszukany przez swego syna Jakuba i jego matkę, a swoją żonę, Rebekę, którzy podstępnie wyłudzili od niego jego ojcowskie błogosławieństwo, przeznaczone dla Ezawa, jego starszego syna. Kłamstwo jest tutaj nie tylko ewidentne, ale wielostopniowe, czyli mamy do czynienia z prawdziwą kłamliwą intrygą. Próżne są zatem w tym wypadku wszystkie próby „pobożnych” interpretatorów Pisma […]]]>

Izaak został oszukany przez swego syna Jakuba i jego matkę, a swoją żonę, Rebekę, którzy podstępnie wyłudzili od niego jego ojcowskie błogosławieństwo, przeznaczone dla Ezawa, jego starszego syna. Kłamstwo jest tutaj nie tylko ewidentne, ale wielostopniowe, czyli mamy do czynienia z prawdziwą kłamliwą intrygą. Próżne są zatem w tym wypadku wszystkie próby „pobożnych” interpretatorów Pisma świętego, nie chcących tej prawdy uznać. Matka i syn doprowadzili przecież do tego, że zniedołężniały starzec, został wprowadzony w błąd i nie zorientował się, iż wbrew swojej jasno wyrażanej woli, zamiast Ezawowi, udzielił błogosławieństwa Jakubowi.

Trzeba jednak również pamiętać, aby lepiej rozumieć opisywane zdarzenie, że któregoś dnia Ezaw lekkomyślnie, za miskę soczewicy, pozbył się swego pierworództwa, na rzecz młodszego brata, Jakuba. Uczynił to dobrowolnie, bez głębszego zastanowienia, gdy był głodny, po powrocie do domu z polowania i zobaczył brata z miską strawy na którą miał wielki apetyt. Oddał wtedy swoje pierworództwo za miskę smakowitego posiłku. Pewnie w jego charakterze leżało nie przejmowanie się zbytnio prawem, a tym bardziej tego rodzaju „umową” z młodszym bratem i pewnie też liczył, że ojciec, który go wyraźnie faworyzował, zbagatelizuje podobnie jak on całą tę zabawną „transakcję”. Zostało to jednak wykorzystane przez żonę Izaaka, a matkę jego brata, chociaż w niczym nie usprawiedliwia to oczywiście moralnej karencji ich zachowania.

Jakub nie tylko otrzymał to błogosławieństwo, ale zostało mu ono oficjalnie, prawnie przyznane i w ten sposób został on zaliczony do świętego grona patriarchów ludu wybranego, razem z jego ojcem Izaakiem i jego dziadem Abraham. Nie kwestionował tego Stary Testament, nie uczynił tego Pan Jezus i Kościół również przyjął tę samą postawę, a wraz z nim i my, jego członkowie. Może się rodzić wobec tego pytanie, dlaczego nie zostało Jakubowi cofnięte to błogosławieństwo, skoro było ono wyłudzone? Kosztowało to go wprawdzie opuszczenie domu, ucieczkę przed zemstą brata i wieloletnią służbę u krewnego, który go w podczas jej trwania upokarzał i wyzyskiwał. Można to w pewnym sensie uznać za pokutę, niemniej grzech jest grzechem i nie możemy negować tego, że miał on miejsce. Jakub powrócił do domu ojca i został przez niego i przez brata przyjęty, a więc można sądzić, że w pewnym sensie „walcząc z Bogiem” Go „zwyciężył”, ale nie dlatego, że był taki mocny, tylko dlatego, że Bóg okazał mu swoje nieskończone miłosierdzie i nie cofnął ani jemu ani nam swej obietnicy Zbawienia.

Historia Jakuba przekonuje nas, że Boże przyrzeczenie jest skuteczne i Jego błogosławieństwo nieodwołalne. Pozwala to nam lepiej zrozumieć również cechę nieodwołalności jaką posiadają decyzje Kościoła. Można to porównać, aby lepiej zrozumieć tego istotę, do poczęcia i do narodzin dziecka, czyli faktu który po prostu zaistniał (podobnie jak błogosławieństwo udzielone Jakubowie) i nie można tego zanegować żadnym aktem prawnym. Dziecko przyszło na świat i nie ma innego wyjścia, jak tylko ten fakt zaaprobować, czyniąc to w formie która jest prawnie i moralnie najbardziej adekwatna.

W ten sposób, patrząc na przykład na sakrament Chrztu św. i zjawisko tzw. apostazji, trzeba pamiętać o nieodwołalności Bożego słowa i Bożego działania. Żadne zachowanie ze strony człowieka nie jest w stanie naruszyć suwerennej woli Boga i wszelkie akty które ją kwestionują są nie tylko nieskuteczne, ale i szkodliwe dla tego kto się tych aktów dopuszcza. Chrzest św. to nowe narodziny człowieka i nie można tego skutecznie zanegować, a jedynie grzesznie się temu sprzeciwiać, aż do aktu analogicznego do duchowej aborcji włącznie.
To samo dotyczy sakramentu małżeństwa, które zaistniało tak właśnie jak narodziny dziecka i cokolwiek uczynią małżonkowie, jakąkolwiek podejmą decyzję, będzie to miało zawsze odniesienie do misterium ich sakramentalnego zjednoczenia i żaden rozwód nie jest w stanie doprowadzić do status quo sprzed zaistnienia tego sakramentalnego związku i naiwnością byłoby tego tego oczekiwać.

Podobnie rzecz się ma z sakramentem kapłaństwa. Fakt jego porzucenia , nie likwiduje tego sakramentu, ale wiąże z nim tego kto go przyjął w inny, bardziej dramatyczny sposób, na co można różnie reagować, czy to indywidualnie, czy społecznie, towarzysko i prawnie, ale nie ma to znaczenia dla samej istoty tego co zostało pomiędzy Bogiem a nim zawarte i w ten albo inny sposób się rozwija lub jest zablokowane.

Na ilustracji XVII wieczny obraz Jana Victorsa „Ezaw sprzedaje Jakubowi prawo starszeństwa za miskę soczewicy”.

]]>
Św. Jan Paweł II na cenzurowanym https://jezuici.pl/2023/03/sw-jan-pawel-ii-na-cenzurowanym/ Sun, 19 Mar 2023 15:37:38 +0000 https://jezuici.pl/?p=82595 Medialne poruszenie, spowodowane atakiem skierowanym przeciwko Janowi Pawłowi II jest symptomem kolejnej odsłony walki ideologicznej jaka nieprzerwanie się toczy, którą papież Franciszek nazywa kolonizacją ideologiczną, a Jan Paweł II określił ją mianem starcia pomiędzy cywilizacją śmierci, a cywilizacją życia. Ta pierwsza, przeinacza prawdę i głośno reklamuje nowe człowieczeństwo, laickie, szeroko otwarte na różnorodność, uwolnione od […]]]>

Medialne poruszenie, spowodowane atakiem skierowanym przeciwko Janowi Pawłowi II jest symptomem kolejnej odsłony walki ideologicznej jaka nieprzerwanie się toczy, którą papież Franciszek nazywa kolonizacją ideologiczną, a Jan Paweł II określił ją mianem starcia pomiędzy cywilizacją śmierci, a cywilizacją życia. Ta pierwsza, przeinacza prawdę i głośno reklamuje nowe człowieczeństwo, laickie, szeroko otwarte na różnorodność, uwolnione od dawnych deformacji kulturowych, blokujących ekspansję człowieka, których zasadniczą przyczyną według nich jest religia.

Nie chcę szeroko traktować tego tematu, dlatego wynotuję tylko kilka punktów, aby lepiej zrozumieć aktualną debatę publiczną.

Pierwsza najbardziej banalna prawda jest ta, że owa debata dotyczy postaci, która już od kilkunastu lat nie żyje. Błędem jest zatem prowadzenie polemiki w taki sposób jak gdyby papież był jej stroną aktywną i posiadał te same możliwości argumentacji, jak ci którzy go oskarżają o naruszenie zasad moralności.

Wobec takiej sytuacji, ponieważ nie jest to konfrontacja żywych osób, musi nią być konfrontacja udokumentowanych faktów i zasadnicza krytyka dotyczy dzisiaj właśnie tego, że źródła, z których pochodzi dokumentacja są kompletnie niewiarygodne i tylko kompromitują tych którzy się nimi posługują, budując na nich swoje insynuacje i oskarżenia.

Bardzo krytykowana jest również metoda którą się posłużyli publiczni „demaskatorzy prawdy o papieżu”, dlatego że zamówili materiał propagandowy, przygotowany pod kątem ich oskarżeń, aby przez to osiągnąć pożądany przez nich efekt, to znaczy potępienie „winowajcy – papieża”.

Innym wątkiem który jaskrawo rozmija się z bezstronnością i sprawiedliwością w dokonywaniu ocen jest ich zafiksowanie się w kwestii pedofilii na jednej tylko kategorii osób, a mianowicie księżach, tak jak gdyby ten problem występował tylko w Kościele.

Z tym wiąże się następna fiksacja, która dotyczy ofiar zwyrodnienia moralnego jakim jest pedofilia. Polega ona na tym, że całą troskę i uwagę, oraz domaganie się materialnego zadośćuczynienia, dotyczy tylko tych ofiar, które zostały skrzywdzone przez osobę duchownego, jak gdyby cała ich reszta (około 98 procent) nie była godna tej troski, należąc do innej kategorii ludzi albo jak gdyby chodziło w tym wypadku o inną kategorię przestępstw. Nie dostrzega się tego, że w ten sposób dyskryminuje się te 98 procent ofiar i dodatkowo jeszcze się je przez to krzywdzi.

Nagminny jest też w tej debacie błąd anachronizmu, gdyż dokonuje się ocen i czyni się oskarżenia, abstrahując od kontekstu historycznego, dokonując projekcji tego co aktualnie się uważa za wzór i normę postępowania, według naszej dzisiejszej mentalności i kultury. Jeżeli takie zachowanie jest świadomym działaniem, mamy wówczas do czynienia nie tylko z propagandą, ale i manipulacją.

Warte uwagi jest też spostrzeżenie, że obecna debata jest dalszym ciągiem walki ideowej z Kościołem, sięgającej czasów komunistycznych, zmieniając jej sposób, przechodząc od form policyjnych do stosowania form przemocy kulturowej i administracyjnej.

Jednym z aspektów stosowania tej przemocy jest właśnie propaganda i wykorzystanie przypadków pedofilii pośród duchowieństwa, jako moralnej podstawy do zakwestionowania samej zasady istnienia Kościoła, dopuszczając się wulgarnego utożsamienia pedofilii z Kościołem, co z kolei miałoby uwierzytelnić ideologiczną dyrektywę jego eliminacji z życia publicznego.

Z tego też względu, pomimo deklarowania zasady wolności i promowania otwartości kulturowej, programowo nie dostrzega się tego, że Kościół systemowo, z tej racji, że jego konstytucją ideową jest Ewangelia, nie tylko sprzeciwia się pedofilii, ale również wielu innym naruszeniom moralności w dziedzinie seksualnej, również tym dla których moralność laicka jest tolerancyjna albo wręcz je popiera.

Ponadto według etyki chrześcijańskiej sprzeciw przeciwko złu ma głębszą podstawę, aniżeli laicka tylko dezaprobata moralna, ponieważ wiąże się z pojęciem grzechu, a więc odnosi się nie tylko do człowieka, ale dotyka przede wszystkim jego relacji z Bogiem i powoduje naruszenie albo zerwanie świętej z Nim komunii. Grzech niszczy też pokój i braterską jedność wspólnoty Kościoła

Oczywiście opinia ta nie kanonizuje w sposób automatyczny członków Kościoła, ale musi się ona pozytywnie zweryfikować w ich ewangelicznym życiu, które narażone jest na pokusy do złego i na grzech. Nadzieja nasza jednak na szczęście nie leży w przepisach Prawa, ale w Bożej sakramentalnej obecności, dzięki której pomaga nam On, chroni i prowadzi do „ziemi obiecanej”, czyli do Pełni Życia.

 

]]>
Droga krzyżowa z s. Faustyną Kowalską https://jezuici.pl/2023/03/droga-krzyzowa-z-s-faustyna-kowalska/ Tue, 07 Mar 2023 10:46:47 +0000 https://jezuici.pl/?p=82338 Modlitwa do s. Faustyny, patronki Łodzi Św. Faustyno, zwracamy się do ciebie, jako do jednej z nas, bo jesteś przecież Patronką naszego miasta. Mieszkałaś w Łodzi, chodziłaś po tych samych ulicach, które my dzisiaj przemierzamy i tak jak my znasz życie, bo tutaj pracowałaś, modliłaś się, chodziłaś na zabawy. Jedna z nich jest szczególnie pamiętna, […]]]>

Modlitwa do s. Faustyny, patronki Łodzi

Św. Faustyno, zwracamy się do ciebie, jako do jednej z nas, bo jesteś przecież Patronką naszego miasta. Mieszkałaś w Łodzi, chodziłaś po tych samych ulicach, które my dzisiaj przemierzamy i tak jak my znasz życie, bo tutaj pracowałaś, modliłaś się, chodziłaś na zabawy. Jedna z nich jest szczególnie pamiętna, ta w Parku Wenecja, gdy podczas zabawy przyszedł po ciebie Chrystus, w środku tańca. Był bardzo umęczony i wypowiedział do ciebie tylko jedno zdanie: „,dokąd będę na ciebie czekał” ? które całkowicie zmieniło twoje życie.

Ty wiesz najlepiej, że nie był to wyrzut z Jego strony, ale wyznanie miłości. Przerwałaś wtedy taniec i pobiegłaś do katedry, aby tam, leżąc krzyżem na posadzce kościoła, dokończyć tej rozmowy. Dla nas to zdarzenie jest bardzo ważne, bo chodzi w nim o Jezusa i o nas, żyjących w świecie stygnącej coraz bardziej miłości.

Modlimy się do Ciebie siostro Faustyno, bo wierzymy, że tak jak Ty, jesteśmy powołani do miłości i do tego abyśmy byli uczniami Chrystusa. Ty nas rozumiesz i znasz Jezusa, gdyż jako święta, jesteś z Nim związana na wieki. Pragniemy dołączyć do Ciebie i do wszystkich, którzy widzą w Nim nadzieję własnego zbawienia, oraz zbawienia świata.

Tym bardziej prosimy Cię o orędownictwo, że jesteś oficjalnie ustanowiona patronką naszego Miasta. Pomóż nam odpowiedzieć, tak jak Ty, na Jego przynaglające wołanie: ,, dokąd mi jeszcze każesz czekać na siebie”?

Módl się św. siostro Faustyno o siłę dla nas i o odwagę, abyśmy my również, umieli przerwać zabawę i leżąc potem krzyżem, dokończyć rozmowę z Jezusem, zawierzając się całkowicie Bogu, służąc Jemu i ludziom.

Pomóż nam zrozumieć, że niczego nie tracimy, gdy wybieramy miłość, ale zyskujemy wszystko, w Niebie i już tutaj na ziemi. Naucz nas wymawiać z wiarą i miłością Twoje wezwanie: „Jezu, ufam Tobie”

Droga Krzyżowa wspólnie ze św. Faustyną

Stacja I: Niesprawiedliwy wyrok – Jezus na śmierć skazany

Każdy człowiek rodząc się do życia skazany jest na śmierć, bo wszyscy
ludzie są śmiertelni, niezależnie od ich pozycji społecznej, bogactw,
zasług i poglądów. Tak samo – wszyscy ludzie są grzeszni.
Jedynie Jezus Chrystus Syn Boży i Syn Człowieczy, jako Święty Boży jest
bez grzechu i nie miała do Niego dostępu śmierć. Przyjął ją jednak ze
względu na nas, grzesznych ludzi, aby dla nas przez nią przejść
i otworzyć nam w ten sposób drogę Zbawienia.
Pokonał On grzech i śmierć swoim Zmartwychwstaniem, w którym

mamy udział, gdy trwamy w świętej komunii z Jezusem, naszym
Panem i kierujemy się w codziennym życiu natchnieniami Ducha
Świętego, który jest duchem miłości, przebaczenia i braterskiej
jedności.

Jesteśmy słabi i grzeszni, dlatego modlimy się wołając do naszego Ojca
w Niebie: „nie pozwól abyśmy ulegli pokusie, ale nas zbaw od złego”,
a ciebie św. Faustyno prosimy o to, abyśmy podobnie jak ty umieli
powiedzieć „tak” miłości Bożej, również wtedy gdy jesteśmy fałszywie
pomawiani o zło. którego nie popełniliśmy i skazywani na cierpienia
niesprawiedliwymi wyrokami.
Pomóż prosimy, abyśmy nigdy nie stali po stronie prześladowców
i krzywdzicieli, ale okazali się godni Królestwa Bożego.

Stacja II: Jezus bierze krzyż na swoje ramiona

Jezus powiedział „tak” krzyżowi, mimo modlitwy w Getsemani o jego
odsunięcie. Jak każdy człowiek pragnął aby zostało Mu oszczędzone
cierpienie krzyżowej męki, ale decydujące było w Nim wołanie miłości
Jego Miłosiernego Serca, które zjednoczone z pragnieniem Ojca
Niebieskiego, chciało ratować ludzkość od wiecznego potępienia.

Dlatego Jezus nie buntował się przeciwko krzyżowi, biorąc go na
ramiona. Dał w ten sposób dowód, że miłuje Ojca i że do Niego
zmierza, wraz z wszystkimi, którzy się Mu zawierzyli i nie utracili nadziei
nawet wtedy gdy wydawała się ona czystym absurdem, tymi którzy nie
zdradzili Go, nie zawiedli Jego miłości, ale tak jak ty św. siostro
Faustyno, starali się o wierność Jemu do końca.

Prosimy cię zatem Siostro, jako naszą duchową Przewodniczkę,
o wspieranie naszej pielgrzymki do Nieba, każdego dnia, a szczególnie
wtedy gdy napotykamy przeszkody trudne do przezwyciężenia.

Stacja III: Pierwszy upadek pod krzyżem

Upadek z krzyżem nie był spowodowany bynajmniej chwilą nieuwagi
albo rozproszenia, ani też nie był nieszczęśliwym przypadkiem. Był to
efekt żelaznej logiki zła, które się karmi widokiem cierpienia,
szczególnie jeśli to cierpienie jest niewinne. Stanowi ono wówczas
doskonałą okazję, aby nim boleśnie i podstępnie obrazić Boga,
zarzucając Mu głośno okrucieństwo, brak współczucia i milczenie,
starając się jednocześnie zranić w ten sposób śmiertelnie duszę
cierpiącego człowieka, aby doprowadzić go do desperacji i zaparcia się
Boga.

Kusi go wtedy zły duch myślami, że Boga nie ma, albo że się nie
interesuje naszym cierpieniem i z tego powodu zbyteczne jest wszelkie
oczekiwanie pomocy z Nieba. W ten sposób do fizycznego bólu szatan
dołącza jeszcze duchową męczarnię człowieka, wsączając do jego
duszy przekonanie, że wierząc w Boga, poniża samego siebie,
ponieważ ślepo i uparcie trzyma się fikcji Zbawienia, które przecież nie
istnieje, czego dowodem jest to właśnie cierpienie i dlatego, chcąc
ratować swą godność, powinien zerwać ze złudą marzeń i czczych
obietnic religijnych. Powinien je głośno kontestować, aby ostrzec
innych i uchronić ich przed tym rozczarowaniem które sam przeżył
ponieważ dał się zmanipulować i uwierzył w miłość miłosierną
i w Królestwo Boże.

Jezus powstał ze swego bolesnego upadku i znów wziął krzyż na
ramiona, aby nas obronić przed pokusą rozpaczy i zniechęcenia.
Święta Faustyno, pomóż pokonać wszystkie przeszkody jakie zły duch
rzuca nam pod nogi, abyśmy się przelękli i zrezygnowali z podążania za
Chrystusem drogą Zbawienia. Naucz nas męstwa i odwagi, ale przede
wszystkim zaufania do Bożego Miłosierdzia.

Stacja IV: Pan Jezus spotyka swoją Matkę

Pan Jezus w drodze na Golgotę nie tyle zobaczył swoją Matkę i nie tyle
nawet ją spotkał, co potwierdził i przyjął od niej to potwierdzenie, że oni
we dwoje są zawsze razem, zjednoczeni w miłości i wierze.

Maryja nie rozpaczała i nie oddawała się lamentacjom z powodu
cierpień swego Syna i nie była w żadnym wypadku Jego dodatkowym,
moralnym obciążeniem. Przeciwnie, była wielkim wsparciem
w doprowadzeniu do końca Jego misji Zbawienia, przeżywając wspólnie
z Nim paschalne apogeum krzyża, tak jak tp było od początku, od
momentu Zwiastowania i narodzin Jezusa w betlejemskiej stajni,
a potem podczas pierwszego cudu, w Kanie Galilejskiej, kiedy to jej
powiedział, że „nie nadeszła jeszcze Jego godzina”, tak zawsze, w całej
Jego misji, była u Jego boku niezmiennie, aż po krzyż, kiedy nadeszła
„Jego godzina” i aż po Zmartwychwstanie.

Oboje, gdy spotkały się ich oczy, podczas drogi krzyżowej, przekazali
sobie milczące pozdrowienie, które było dla Obojga umocnieniem ich
wiary i miłości do Boga Ojca, złączonej w jedno z miłością jaką mieli
wzajemnie do siebie.
Święta Faustyno, pomóż naszej słabej miłości i naszej słabej wierze, aby
były silne i mądre, jak Jezusa i Maryi. Pomóż, abyśmy doświadczyli
zbawczego spojrzenia Bożego Miłosierdzia i abyśmy nim przemienieni
nabrali mocy by nieść pomoc innym.

Stacja V: Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi

Szymon pomógł nieść krzyż Jezusowi, jak o tym mówi Ewangelia, ale
rodzi się w nas myśl: co to za pomoc, skoro ktoś jej udziela wbrew sobie
?! Szymon z Cyreny został przecież do tego przymuszony przez
rzymskich żołnierzy.

W trakcie drogi na Golgotę jednak, jak o tym twierdzi tradycja, krzyż
Chrystusa przemówił do niego bardzo osobiście. Szymon nie tylko
widział okropne cierpienie Jezusa, ale jeszcze bardziej dotknięty został
Boską szlachetnością Jego duszy i stopniowo, krok za krokiem, zaczął
Mu pomagać w niesieniu krzyża z coraz większym przekonaniem
i coraz większym pragnieniem, aby się do Niego duchowo przybliżyć.

My też doświadczamy często tego samego co przeżył Szymon z Cyreny.
Na krzyż Chrystusa reagujemy jego odrzuceniem, chcąc być daleko od
związanych z nim życiowych przykrości i komplikacji. Kiedy jednak
z takich lub innych względów zostajemy zmuszeni aby go wziąć na
siebie, stopniowo krzyż do nas przemawia – przemieniając nas
wewnętrznie. Zaczynamy wówczas rozumieć, że nie my pomagamy
nieść krzyż Jezusowi, ale że to Jego krzyż nas niesie w mistycznym
doświadczeniu zbawczej miłości Boga.

Tyś tego cudu doświadczyła święta Faustyno i w swoim Dzienniczku
zapisałaś wówczas złotymi zgłoskami, „Jezu ufam Tobie”, jako
najgłębsze pragnienie twojego serca, aby całkowicie zawierzyć się
Jemu.
Uczyniłaś to również twoim zasadniczym przesłaniem skierowanym do
nas, abyśmy mieli udział w cudzie nowego życia, dzięki zbawczej
miłości naszego Pana i Brata, Jezusa Chrystusa. Pomóż nam ufać Mu
i kochać Go tak jak ty, święta Faustyno.

Stacja VI: Weronika ociera twarz Jezusowi

Weronika nie uczyniła tego aktu aby zyskać czyjekolwiek uznanie. Nie
szukała dla swego czynu cudzego poparcia, ani zgody, ale zrobiła to co
nakazywało jej serce. Po prostu nie mogła nie podbiec do Jezusa i nie
otrzeć chustą Jego spotniałej i pokrwawionej twarzy. Uczyniła to
z kobiecą delikatnością, tak serdecznie, jak tylko prawdziwe i szczere
wyznanie miłości zdobyć się na to może.

Była tak zdeterminowana i tak nadzwyczajnie pewna siebie, jak gdyby
miała na ten gest osobiste pozwolenie rzymskiego cesarza. Pewnie
dlatego żołnierze konwojujący Jezusa przeżyli krótki moment
zawahania, nie wiedząc jak się zachować, a ona doskonale to ich
wahanie wykorzystała. Oczywiście nie rozczulił ich ten widok, ale

wywołał jakiś odruch zdziwienia, bo nie ma człowieka którego by nie
wybił z rutyny, chociażby na krótki moment, widok prawdziwie czystej
miłości, która z żadnymi groźbami się nie liczy, nie dlatego że jest
fanatyczna, ale dlatego że jest cudownie wolna i piękna.

Osoby które były w pobliżu Weroniki i Jezusa, zauważyły na dnie Jego
oczu pełnych bólu, małą iskierkę uśmiechu. Ona zaś, oprócz tego
usłyszała jeszcze wyraźnie wypowiedziane przez Niego dwa słowa,
zmieszane ze świszczącym oddechem: „pokój” oraz „kocham”.
Materialnym dowodem prawdziwości tych słów, że pochodzą one
z głębi Jego serca, stał się odcisk twarzy jaki jej zostawił na białej chuście,
którą Mu wytarła twarz Weronika.

Ty też Faustyno otrzymałaś obraz Miłosiernego Jezusa, z którego Serca
tryskają promienie Wody chrzcielnej i Krwi eucharystii. Musiałaś zatem
i ty, jak święta Weronika, ocierać z kurzu i krwi umęczoną twarz
Chrystusa, widzieć iskrę uśmiechu w Jego oczach i musiałaś też słyszeć
z głębi Jego bolesnego oddechu słowa : „pokój” i „miłość”, którymi
streścił i określił swoje życie i swoją śmierć .

Pomóż nam, siostro Faustyno zrozumieć te dwa słowa, by móc nimi
żyć na co dzień. Pomóż aby nas ożywiały dwa promienie Jego Serca,
zawsze gdy celebrowana jest Eucharystia.

Stacja VII: Drugi upadek pod krzyżem

Jezus upadł pod krzyżem z powodu zadanych Mu ran i wyczerpania.
Upadł z powodu grzechów, z którymi sobie nie radzimy i z powodu
krzyży, które mamy w pogardzie, albo których się boimy. Uciekając
przed nimi, zrzucamy je na innych, udając w to że wierzymy, iż słusznie
się im należą, gdyż albo na nie zasłużyli, albo też dlatego, że nie należą
do naszej rodziny.

Tymczasem ucieczka przed krzyżem jest odmową przyjęcia Chrystusa
i wnosi do duszy ludzkiej nieporządek i smutek, stając się przyczyną jego
moralnej degrengolady. Nie bylibyśmy w stanie się jej ustrzec
i z naszych upadków nie bylibyśmy w stanie powstać, gdyby tego nie
uczynił, w naszym imieniu, Jezus Chrystus, podnosząc się ze swego
drugiego upadku ponownie biorąc za nas swój krzyż na ramiona, aby
go zanieść na sam szczyt Golgoty, będąc wierny miłości aż do końca.

Siostro Faustyno, naucz nas umiejętności okazywania wdzięczności
Bogu za Jego zbawczą miłość, której najświętszym symbolem jest
Krzyż.
Naucz nas wewnętrznej mobilizacji w obliczu pokus, abyśmy im nie
ulegli, a gdy nas dotknie jakieś załamanie albo kryzys, spraw abyśmy
nie zrezygnowali z drogi, którą On nas prowadzi w Jego i naszym
Kościele.
Pomóż – aby rósł w nas i zamieniał się w czynną miłość, płomień
nadziei i wiary, który On w tobie i w nas zapalił.

Stacja VIII: Jezus spotyka płaczące niewiasty

Dużo było kobiet wśród tłumnej gawiedzi stojącej po obu stronach
drogi, którą Chrystus był prowadzony na Golgotę. Sporo z nich miało
łzy w oczach. Niektóre nawet zaniosły się głośnym szlochem, gdy
w pewnym momencie zachwiał się i upadł na ziemię, raniąc sobie głowę
o kamień. Wydawało się, że umarł i że więcej się już nie podniesie, ale
On kopnięty przez żołnierza i sieczony biczami, na pół zamroczony,
wstał na drżących nogach aby iść dalej.

Płaczące kobiety współczuły Mu i płakały, ale dla Niego nie było to
żadną pociechą, bo chociaż okazywały wzruszenie, to jednak
brakowało w ich wzruszeniu rozumienia i wyraźnego potępienia zła.
Nie zdawały sobie bowiem sprawy, że nie tylko rzymscy żołnierze byli
sprawcami Jego cierpienia, lecz również my, gdy nie sięgamy do
korzeni zła, a przez to do istoty Jezusowego krzyża.

Jaka to wielka łaska – siostro Faustyno – zrozumieć sens krzyża. Jakie to
wielkie błogosławieństwo – umieć tak jak ty przerwać zabawę, nie
bacząc na muzykę i na tańczących ludzi, pozostawić wszystko, by wziąć
na ramiona krzyż własnego powołania i udać się z nim jak ty, do
kościoła, by tam leżąc krzyżem przed Bożym ołtarzem, prosić Boga,
żeby się stała nie nasza, ale Jego święta wola.

Stacja IX: Trzeci upadek pod ciężarem krzyża

Trzeci upadek, czyli wszystkie upadki jakie tylko pojawiły się albo mogą
pojawić w naszym życiu, bo trzeci upadek jest jak dziurowy worek,
z którego wszystko wypada i po jego opróżnieniu staje się on po prostu
dziurawym łachem.

Jezus powstał z tego upadku nie dlatego, że był boleśnie bity przez
żołnierza, ale dlatego aby nas uratować, to znaczy każdego człowieka,
który upada już po raz trzeci i czwarty i każdy następny, tak że wszystko
już utracił z powodu dziury którą w jego duszy wywiercił mu diabeł, aby
mimo wszystko, ta dziura nie sprawiła, że jego serce i on sam stał się
dziurawym łachem.

Siostro Faustyno, ty dobrze znasz misterium tej stacji drogi krzyżowej.
Znasz tajemnicę Chrystusa – Jego przebite Serce włócznią żołnierza –
Krew i Wodę Nowego Życia, które wytrysnęły z niego jako Zdrój

Miłosierdzia dla naszego Zbawienia, z którego bija dla nas w Kościele
sakramentalne źródła naszego uświęcenia.

Pomóż nam siostro Faustyno z tych źródeł korzystać, aby osiągnąć
ewangeliczną świętość, na naszą radość i na uwielbienie Boga, który
nas tak umiłował, że Syna swego Jednorodzonego posłał abyśmy z Nim
i przez Niego stali się Dziećmi Bożymi.

Stacja X: Jezus z szat obnażony

Patrząc na scenę odzierania Pana Jezusa z szat, dobrze byśmy zrobili,
gdybyśmy pomodlili się w milczeniu o mądrość serca, aby wiedzieć co
to odzieranie z szat znaczy.
Chodzi o odkrycie tego, że szatan chciał w ten sposób poniżyć Jezusa,
godząc w Jego godność i oprócz fizycznego bólu, chciał wyssać życie
z Jego duszy.
Dla nas płynie stąd zrozumienie, że wszelkie obnażanie z szat człowieka
jest grzechem i rani nie tylko ofiarę ale i sprawcę obnażenia. Przede
wszystkim jednak jest raną zadaną Bożemu Sercu, ponieważ
sprzeciwia się Jego miłości, będącej powszechną zasadą życia.

Każda forma odzierania człowieka z szat jest traktowaniem go jak
przedmiot, bawiąc się nim jak zabawką, posługując jak narzędziem,
sprzedając go lub kupując, a gdy się popsuje albo sprzykrzy jego
posiadanie – wyrzuca się go na śmietnik.

Szczęśliwy kto posiadł rozumienie tajemnicy człowieka i szanuje jego
godność. Zmierza w ten sposób do swego osobistego uświęcenia i do
uświęcenia świata.
Ty poznałaś tę tajemnicę siostro Faustyno, żyłaś nią na ziemi, a teraz
z Nieba wspierasz nasze kroki na tej drodze.

Stacja XI: Jezus do krzyża przybity

Szatan z wściekłą zaciekłością i złośliwym uśmiechem przybijał Jezusa
do krzyża, czerpiąc zadowolenie z tego, że odtąd krzyż już z całą
pewnością będzie skutecznie terroryzował ludzi na całym świecie,
budząc w ich sercach strach i odrazę. W obliczu krzyża gasł będzie
każdy płomień ich wiary i ośmieszany będzie każdy odruch miłości.
Zamordowany Jezus na krzyżu, a potem zamknięty w grobie, stanie się
tragicznym kresem każdej szlachetnej nadziei, jaka tylko pojawić się
może.

Szatan napełniony krzyczącą w nim nienawiścią i pychą, nie usłyszał, że
Jezus powiedział do Maryi: ”Niewiasto, oto syn twój”, wskazując na
Jana, i do Jana : „Oto Matka twoja”. Nie wiedział, że wbrew sobie
samemu, krzyżując Chrystusa, zasadził na skalistej Golgocie
niezniszczalne drzewo Nowego Życia, którego korona sięga Nieba
i dlatego będzie ono pomostem naszego Zbawienia.

Święta Faustyno, prosimy cię, abyś modliła się za nas, szczególnie gdy
na naszej drodze stanie drzewo krzyża. Niech nie zabraknie nam
wówczas miłości i wiary.
Niech rośnie w nas i dojrzewa wiara i miłość, aż do dnia chwalebnego
powrotu Chrystusa na ziemię.

Stacja XII: Jezus umiera na krzyżu

Aniołowie z przejęciem odtrąbili największy dramat w historii świata,
a apostołowie, ogłuszeni brzmieniem ich trąb, przestraszyli się i uciekli
spod krzyża. Ciemności ogarnęły Jerozolimę, zasłona w świątyni się

rozerwała i okazało się, że miejsce najświętsze zionie przerażającą
pustką, gdyż w chwili gdy Jezus umierał, opuściła ją Boża Chwała.

Tragiczną kulminacją tego wydarzenia było przebicie serca Jezusa
włócznią żołnierza. Wypłynęła z niego wówczas Krew i Woda. Jezus,
Nowy Adam z woli Boga zapadł bowiem w twardy sen na łożu krzyża,
doznał otwarcia boku i w cudowny sposób Bóg wyprowadził z niego do
istnienia Dziewicę-Kościół, zupełnie jak z boku rajskiego Adama,
podczas snu, który zesłał na niego Bóg, wyprowadzona została Ewa.

Spełniła się też w tę godzinę na Golgocie obietnica zwycięstwa
Niewiasty i klęski szatana. Maryja właśnie tutaj stała się Matką Kościoła,
kiedy Jan z mocy Chrystusowego słowa stał się jej synem. Narodziliśmy
się wówczas i my, wszyscy wierzący, aby „nie żyć już dla siebie, ale dla
Tego który dla nas umarł i zmartwychwstał” .

Pomóż nam siostro Faustyno, żyć w Kościele nowością Bożego słowa
i nowością Eucharystii, „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”,
zawierzając się Bogu z wiarą i miłością, na Jego cześć i chwałę i dla
naszego uświęcenia.

Stacja XIII: Jezus z krzyża zdjęty

Jezus nie wisiał na krzyżu długo, bo ci sami którzy domagali się Jego
ukrzyżowania, domagać się zaczęli od Poncjusza Piłata szybkiego
usunięcia ich ciał z krzyży. Rzymianie mieli jednak swoje procedury,
których musieli przestrzegać i aby zdjąć ciało skazańca z krzyża, musieli
mieć dowód, że on rzeczywiście skonał. Jeżeli tliło się w nim jeszcze
życie, trzeba było go dobić.

Jezus skonał jednak zanim przyszedł rozkaz aby ukrzyżowanych
ściągnąć z krzyży, dlatego nie łamali Mu goleni, ale aby usunąć
wszystkie wątpliwości co do Jego śmierci, żołnierz włócznią przebił Mu
serce, z którego wypłynęła Krew i Woda. Pośpiech Żydów podyktowany
był świętem Paschy, do której zaczęto już robić przygotowania,
a martwe ciała skazańców raziły ich religijne uczucia.

W taki to właśnie sposób, świat pobożnych ludzi, przygotowujących się
do celebrowania wielkiego paschalnego Święta, złamał podstawową
zasadę Świętości i Świętowania. Zabił w grzesznym pośpiechu Autora
wyzwolenia którego z utęsknieniem oczekiwali, modląc się o Jego
przyjście w ich paschalnych modlitwach.

Nie zdawali sobie wcale sprawy z tego, że przebijając serce wiszącej na
krzyżu pogardzanej przez nich ofiary, otwarli źródło Miłosierdzia,
z którego będą z radością czerpali Zbawienie wszyscy którzy staną się
świadkami Boskiej chwały Jego zmartwychwstania.
Maryja w naszym imieniu uszanowała tę wielką tajemnicę wiary, biorąc
w zmarłego Jezusa w ramiona i tuląc Go do swego Najświętszego
Serca, jak to kiedyś uczyniła zaraz po porodzie, w zimnej i ciemnej
stajni koło Betlejem.
.
Razem z tobą siostro Faustyno, chcemy teraz się wsłuchać w ostatnie
słowa Chrystusa: „Ojcze, przebacz im bo nie wiedzą co czynią”, oraz
„Ojcze, w Twoje ręce oddaję mego ducha”, aby się cieszyć radością
Jego przejścia do Ojca, co jest gwarancją naszego wiecznego szczęścia,
w Domu Ojca, w Ziemi Obiecanej.
Pomóż nam siostro Faustyno przeżywać Mszę i Komunię św z taką
mistyczną głębią i siłą, abyśmy mogli już tutaj i już teraz kosztować
radosnych owoców Bożego Zbawienia.

Stacja XIV: Jezus do grobu złożony

Nikogo nie było już na Golgocie, koło krzyża, bo tłumy obserwatorów
tego straszliwego widowiska z powodu nadchodzącego święta
pośpiesznie rozeszły się do domów. Jeszcze – mówi ewangelista –
„Setnik i jego ludzie, którzy trzymali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie
ziemi i to co się działo, zlękli się bardzo i mówili: „Prawdziwie, Ten był
Synem Bożym”, a Józef z Arymatei, uzyskał pozwolenie, od Piłata, aby
pochować ciało Jezusa w znajdującym się w pobliżu, „jego nowym
grobie, który wykuł w skale, a przed wejściem do grobu zatoczył duży
kamień”.

Razem z tobą Faustyno chcemy adorować Jezusa, naszego Zbawiciela,
złożonego w grobie, czuwając u boku Maryi i Jana, który jak kiedyś
Józef, „ od tej godziny wziął ją do swego domu”.Chcemy Go adorować
razem z kobietami, a szczególnie z Marią Magdaleną, pomimo straży
przy grobie i wielkiego kamienia, pomimo szabatu, ciemności
i wszystkich przeciwności wrogiego Jezusowi świata, czuwając
oczekujemy Jego i naszego Zmartwychwstania.

Tym bardziej chcemy trwać na czuwaniu, im bardziej świat odwraca się
od Ewangelii, nic sobie nie robiąc z cierpień i męczeńskiej śmierci
Sprawiedliwego, bawiąc się na dyskotekach i pijąc cynicznie
szampana.

Wierzymy, że trzeciego dnia przyjdzie do naszych zamkniętych na
cztery spusty domów i tchnie w nas swego Ducha Pokoju, wysyłając aż
po krańce ziemi, aby głosić przebaczenie grzechów, leczyć choroby
ciała i duszy, oraz pielęgnować Królestwo, zapowiadane od wieków.
Pozwól święta siostro Faustyno, że będziemy to robić razem z tobą,
jako jedna Rodzina.

o. Zygmunt Kwiatkowski SJ 18.02.23 Kalisz

 

]]>
Wiara bez miłości jest ślepa https://jezuici.pl/2023/01/wiara-bez-milosci-jest-slepa/ Sun, 29 Jan 2023 12:24:05 +0000 https://jezuici.pl/?p=81748 Jezus uwiódł ich dusze. Szli za Nim zasłuchani w Jego słowa, bo mówił inaczej jak zwykli to czynić wszyscy rabini. Szli za Nim zachwyceni jego czynami ratowania człowieka, pochylania się nad jego biedą i podnoszenia go z jego bezradności i poniżenia. Poszli za Nim, z entuzjazmem, gdy wezwał ich do łodzi i polecił popłynąć razem […]]]>

Jezus uwiódł ich dusze. Szli za Nim zasłuchani w Jego słowa, bo mówił inaczej jak zwykli to czynić wszyscy rabini. Szli za Nim zachwyceni jego czynami ratowania człowieka, pochylania się nad jego biedą i podnoszenia go z jego bezradności i poniżenia.

Poszli za Nim, z entuzjazmem, gdy wezwał ich do łodzi i polecił popłynąć razem z Nim na „drugi brzeg”. Byli oczarowani Jego cudami i wierzyli, że zobaczą jeszcze dużo więcej, a przede wszystkim, że spełni On Bożą obietnicę Zbawienia, bo już mogli zaobserwować , że zmieniło się ich życie, zerwali bowiem z ich codzienną rutyną i monotonią. Poczuli, że Boży wiatr zaczął dąć w ich życiowe żagle, a oni płyną na podbój świata. Z Jezusem niczego się nie lękali. Gotowi byli stawić czoła wszelkim przeszkodom i wszelkim strachom. Stało się tak jak marzyli. Życie ich przybrało inny kształt i inną barwę. Stało się jednocześnie poezją, pieśnią i hymnem.

Gdy już odpłynęli spory kawał drogi od brzegu, nagle poczuli mocne uderzenie wiatru. Rozpętała się gwałtowna burza nad wodami jeziora. Nocne ciemności przecinać zaczęły błyskawice. Niebo grzmiało. Pioruny jak śmiertelne race coraz bardziej im zagrażały. Fale biły w ich łódź jedna za drugą, tak że woda zaczęła wlewać się do jej wnętrza. W ich oczach pojawił się przestrach, twarze im stężały z bólu. Zaczynała ogarniać ich panika. Ostatnim świadomym odruchem było zwrócenie się z lamentem i wyrzutami do Jezusa, który spał na wezgłowiu w tyle łodzi.

Stał się dla nich zgorszeniem. Zupełnie nie rozumieli Jego zachowania. Zdradzał ich zaufanie. Dlaczego nie było Go w tej strasznej chwili, gdy oni zaczynali tonąć? Jak mógł sobie na to pozwolić, aby nie pomagać i ratować łódź razem z załogą? Kim On jest w rzeczywistości, skoro nie stawia czoła wespół z nimi niebezpieczeństwu?. Czy On jest tym za kogo Go mieli? Czy On może przynieść Zbawienie, skoro nie umie zaradzić już w pierwszej potrzebie jaką wspólnie przeżywali? Przecież to On ich wezwał aby wsiedli do łodzi i wspólnie z Nim przeprawili się na „drugą stronę” jeziora, a teraz Jego plan w taki nagły sposób pokrzyżowała burza?

Widać na próżno i zbyt pośpiesznie zawierzyli Mu samych siebie, za szybko okrzyknęli Go Mesjaszem, za bardzo byli w Niego wpatrzeni i dali Mu się uwieść, sądząc że rzeczywiście jest „drogą , prawdą i życiem”, a tymczasem widać, że droga ta nie prowadzi do celu jaki starali się osiągnąć. To co się kłębiło w ich duszach nie wypowiedzieli w całości i do końca, ale dla Niego było zupełnie to zrozumiałe, skoro zdobyli się na taki gwałtowny protest i na rzucenie Mu prosto w twarz wyrzutu : „ Czy jest Ci obojętne, że giniemy?” Czy można było podnieść jeszcze bardziej poważne oskarżenie od tego aby Go oskarżyć o obojętność wobec ich nagłej śmierci która się do nich przybliżała w zastraszającym tempie, tym bardziej, że to On właśnie na tę łódź ich wezwał i razem z nimi w ten rejs się udał. Teraz zaś ani ich nie bronił, ani sam się nawet nie ratował. Kim On jest, skoro tak się sprzągł ze śmiercią ?

Jezus w odpowiedzi niczego im nie tłumaczył, nie podjął z nimi żadnej rozmowy, niczym się im nie odgrażał. Jego spokój wyraźnie kwestionował ich panikę. Zwrócił się bezpośrednio do wichru i na sposób Stwórcy nakazał mu się uspokoić. Potem zwrócił się do fal i one natychmiast złagodniały. Zrobiła się taka cisza, że aż w uszach dzwoniło wszystkim którzy tam byli. Poczuli lęk zmieszany ze zdziwieniem. Wiedzieli, że obrazili nieskazitelną świętość Boga swoimi oskarżeniami. Tym bardziej, że jedynym komentarzem Jezusa, po uciszeniu burzy było zapytanie: „Dlaczego jesteście tacy lękliwi?” oraz stwierdzenie: „ Jakże brak wam wiary !” Dał im do zrozumienia w ten sposób dlaczego popadli w panikę i na jakim fundamencie zbudowany jest prawdziwy, ewangeliczny pokój.

Zrozumieli również, że nie trzeba mylić entuzjazmu religijnego z jego głębią, bo bardzo często nadmierny entuzjazm kamufluje wewnętrzną pustkę albo brak dojrzałości. Wystarczy wówczas burza, silny wiatr, fale uderzające w łódź, żeby się wyzbyć dobrych intencji i wszystkich dobrych, pobożnych nastawień, wyrzucając je w panice do wody. Dlatego też bardzo ważne jest, aby ufać Bożej Opatrzności bardziej aniżeli własnym postulatom co do tego jak według nas Pan Bóg powinien w danej chwili postąpić.

Najważniejsze natomiast jest dostrzeżenie tego, że prawdziwym cudem są nie tyle cudowne zdarzenia, co OSOBA obecnego i czyniącego cuda Boga. On jest źródłem wszystkich cudów i On jest odpowiedzią na nasze pragnienie największego cudu, w którym się mieszczą wszystkie inne cuda – Zbawienia. Jest ono możliwe tylko wówczas, gdy treścią wiary jest nie tylko stwórcza Moc i Mądrość Boża, ale przede wszystkim Jego nieskończona, miłosierna Miłość. Tak samo z naszej strony wiara nie powinna polegać na logice ślepego posłuszeństwa, ale jej zasadnicza dominantą powinna być prawdziwa, wierna i radosna Miłość.

 

]]>
Gwiezdni podróżnicy https://jezuici.pl/2023/01/gwiezdni-podroznicy/ Sat, 07 Jan 2023 18:45:22 +0000 https://jezuici.pl/?p=81101 Mieli pragnienia większe od codziennego tylko picia i jedzenia, ale zawsze potrafili Bogu dziękować za każdy kawałek chleba, którym ich wspierał w ich ziemskiej podróży poszukiwania Zbawienia. Bez wahania udali się za gwiazdą Dobrej Nowiny, gdy tylko na niebie się pojawiła, aby dzięki jej prowadzeniu móc spotkać Tego, który jedyny jest w stanie połączyć w […]]]>

Mieli pragnienia większe od codziennego tylko picia i jedzenia, ale zawsze potrafili Bogu dziękować za każdy kawałek chleba, którym ich wspierał w ich ziemskiej podróży poszukiwania Zbawienia.

Bez wahania udali się za gwiazdą Dobrej Nowiny, gdy tylko na niebie się pojawiła, aby dzięki jej prowadzeniu móc spotkać Tego, który jedyny jest w stanie połączyć w jedno Niebo i ziemię oraz losy wszystkie ludzi.

Nie zaważył tej gwiazdy jednak Herod i Jerozolima, choć posiadali na jej temat święte księgi. Tak byli zajęci rozwiązywaniem ich problemów ziemskich i możliwościami zbijania coraz większej fortuny, że zapomnieli o sprawie najważniejszej, a jeśli nawet o niej sobie czasem przypomnieli, to nie mieli już siły ani chęci aby się nią zająć poważnie.

Idąc za gwiazdą Dobrej Nowiny, po opuszczeniu pałacu Heroda, doszli trzej Mędrcy do ubogiego domu w Palestynie, w którym zatrzymała się na krótko Święta Rodzina – Maryja, młoda dziewczyna z Nazaretu, ze swoim Niemowlęciem i Józefem, jej mężem.

Trzej Mędrcy, wielce zażenowani, zapukali do drzwi ich domu i zostali przez nich serdecznie przyjęci. Urzekła ich przy tym przytulna cisza tego domu, w której dało się słyszeć delikatny brzęk instrumentów anielskich, słyszalny jednak tylko przez tych, którzy za życiowego przewodnika obrali sobie gwiazdę Betlejemską.

Łzy radości które trzej Mędrcy uronili najlepiej ujawniły skarb z jakim tutaj przybyli i co chcieli ofiarować Bogu. Każdy z nich podarował Dziecięciu swoje serce i każdy wyraził to poprzez akt adoracji. Poczuli wówczas tak wielką ulgę w duszy jak gdyby nagle znaleźli się w Niebie, duszą i ciałem.

Tymczasem, gdy oni pełni szczęścia adorowali ze łzami w oczach świętą ikonę Jezusa i Maryi, gwiazda Betlejemska z nieba przemieściła się i zadomowiła w ich duszach, jako święte namaszczenie Boga, by zawsze mogli trzymać się w życiu Jego drogi. Dlatego właśnie w drodze powrotnej do swych domów szli prostą drogą, omijając Jerozolimę i pałac Heroda.

 

]]>
Szukając Zbawienia https://jezuici.pl/2022/12/szukajac-zbawienia/ Sat, 17 Dec 2022 07:45:07 +0000 https://jezuici.pl/?p=80743 „Przysięgam, że się nie rozjątrzę na ciebie ani cię gromić nie będę. Bo góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju», mówi Pan, który ma litość nad tobą”. (Iz 54,10) To właśnie ta miłość stanowi fundament całej naszej filozofii życiowej, tutaj znajduje […]]]>

„Przysięgam, że się nie rozjątrzę na ciebie ani cię gromić nie będę. Bo góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju», mówi Pan, który ma litość nad tobą”. (Iz 54,10)

To właśnie ta miłość stanowi fundament całej naszej filozofii życiowej, tutaj znajduje się źródło pokoju, którego świat na próżno gdzie indziej szuka, tutaj tkwi cała tajemnica naszej niezniszczalnej nadziei.

Chrystus jest pełną realizacją i spełnieniem się każdego autentycznego proroctwa, a przede wszystkim to w Nim i przez Niego, w misterium Jego krzyża, spełnia się proroctwo „szalonej” miłości Boga, która przezwyciężyła największą zdradę na świecie i największą udrękę, wołającą o pomstę do Nieba.

Miłość okazała się większa – przeszła przez śmiertelną przeszkodę morza i pokonała pustynię z jej pokusami odejścia od Boga, docierając do obiecanej ziemi Zbawienia.

Zbawienie jest faktem i ono poprzez wszystkie wydarzenia historii dojrzewa, aż do Ostatniego Dnia. Jedynie opór człowieka może zniweczyć względem niego zamiar Boży, bo miłość działa poprzez zachętę, wezwanie, apel do nawrócenia, nigdy zaś nie zmusza nikogo do miłości używając przemocy.

„Nawróćcie się do Mnie, by się zbawić, wszystkie krańce świata, bo Ja jestem Bogiem, i nikt inny!”

Bóg niczego od nas nie potrzebuje. On pragnie naszego szczęścia dlatego, że nas miłuje, a nie dlatego, że ma w tym jakiś własny, partykularny interes.

Będąc prawdziwym Bogiem dopnie swego, bo „dla Boga nie ma nic niemożliwego” i jeżeli zaangażował się w nasze zbawienie, to On tego dokona. Możemy zatem żyć w pokoju i cieszyć się nadzieją, a miernikiem naszej autentycznej wiary jest miłość, nie tyle w marzeniach i słownych deklaracjach, ile w konkretnych warunkach życia.

„Idźcie i donieście Janowi to, co widzieliście i słyszeliście: Niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie”.

Podstawą naszej wiary i siłą naszej wierności są cuda, a więc namacalne fakty, a nie teoretyczne mniemania i sugestie.

Błogosławieństwo Pełni Życia, czyli Zbawienia jest dla tych którzy nie ulegną pokusie zwątpienia. Jak oprzeć się tej pokusie w czasach w jakich żyjemy, gdzie wszystko podlega relatywizacji?

Jan Chrzciciel, osadzony przez Heroda w zamkowym lochu, widząc że jego sytuacja się nie zmienia, a nad jego głową, w pomieszczeniach królewskich toczą się huczne zabawy, doświadczył zwątpienia w samego siebie, w swoje powołanie, czy aby nie zrozumiał źle swojej misji i nie pomylił się co do Jezusa, czy nie przypisał Mu tożsamości której On nie posiadał?

Jaką odpowiedź mógł mu dać Jezus? Jaki dokument przedstawić, kto miałby się na tym dokumencie podpisać i jaką należałoby przybić pieczęć? Mogła to być tylko odpowiedź prorocka, oparta na Bożych znakach, a jej autentycznym przyjęciem jest wiara i świadectwo osobistego zaangażowania, szczególnie w życiowych próbach.

Świat nieustannie głosi i wznosi swoje imperium pychy i przemocy, chcąc je uczynić globalnym mocarstwem na całkowicie spacyfikowanej Ziemi, raj dla celebrytów i spełnienie marzeń wszystkich ambitnych karierowiczów, miłośników blichtru i próżnej sławy.

Budowie imperialnej cywilizacji zawsze towarzyszy bunt przeciwko Bogu, jawny albo skrywany, którego celem jest zniewolenie dusz ludzkich, tak aby nie kontestowały tej jedynej władzy.

Największym zagrożeniem dla tego „zbuntowanego i splugawionego miasta” jest prosty człowiek, który nie czci złotego cielca i nie imponuje mu grzech, ale złożył swą nadzieję w Bogu, wierząc że On jest Panem historii i do Niego należy zwycięstwo i nasze Zbawienie.

Uczciwy wieszcz pogański Balaam, gdy go „ogarnął Duch Boży, zaczął głosić proroctwo swoje ” na temat przyjście Mesjasza, a faryzeusze posiadający wszystkie certyfikaty autentycznej religii sprzeciwili się Duchowi Bożemu i stali się wrogami Chrystusa. Balaam stał się Bożym błogosławieństwem, a zacięci w duchowym oporze „ arcykapłani i starsi ludu” – stronnikami złego.

Foto: flickr.com / barnyz

 

]]>
Na pustyni jest trud i nuda https://jezuici.pl/2022/11/na-pustyni-jest-trud-i-nuda/ Sun, 20 Nov 2022 19:00:23 +0000 https://jezuici.pl/?p=80027 Przesłanie o. Zygmunta Kwiatkowskiego SJ z Syrii dla ludzi zapracowanych, rozproszonych. Miej odwagę, by spotkać się oko w oko z nudą. Nie bój się pustyni, a spotkasz Boga.  ]]>

Przesłanie o. Zygmunta Kwiatkowskiego SJ z Syrii dla ludzi zapracowanych, rozproszonych.

Miej odwagę, by spotkać się oko w oko z nudą. Nie bój się pustyni, a spotkasz Boga.

 

]]>
Wierzę https://jezuici.pl/2022/11/wierze/ Thu, 10 Nov 2022 08:58:17 +0000 https://jezuici.pl/?p=79777 Hiob powiedział: „Któż zdoła utrwalić me słowa, potrafi je w księdze umieścić? Żelaznym rylcem, diamentem, na skale je wyryć na wieki”? Chodzi mu o jego największe życiowe odkrycie, o coś co stale ma przed oczyma, największy skarb, coś co mu pozwoliło znieść wszelkie życiowe katusze cierpień, smutku i opuszczenia. O jaką konkretnie prawdę mu chodzi […]]]>

Hiob powiedział: „Któż zdoła utrwalić me słowa, potrafi je w księdze umieścić? Żelaznym rylcem, diamentem, na skale je wyryć na wieki”? Chodzi mu o jego największe życiowe odkrycie, o coś co stale ma przed oczyma, największy skarb, coś co mu pozwoliło znieść wszelkie życiowe katusze cierpień, smutku i opuszczenia. O jaką konkretnie prawdę mu chodzi i drugie pytanie dotyczy tego jak ją zapisać, by miała charakter trwały?

On sam na ten temat tak mówi: „Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni”. Nie skała zatem, nie diament, nie żelazny rylec, ale serce człowieka i jego rozum są miejscem gdzie wyryć należy słowa tej wiary w sposób ostateczny i trwały: ISTNIEJE WYBAWCA naszego życia, ale jednocześnie nieustannie narażeni jesteśmy na pokusę zwątpienia, zniechęcenia i rozpaczy. Kto jednak w tę fundamentalną prawdę uwierzy, ten nie straci nadziei i mieć będzie siłę aby iść przez życie dalej, ufając że jego Wybawca jest razem z nim i „jako ostatni się pojawi”. Dlatego właśnie Kościół nieustannie woła „Marana tha”, przyjdź nasz Panie, czekając na Jego przyjście, z wiarą, że do Niego będzie należało ostatnie słowo historii, zarówno każdej historii osobistej, jak i naszej zbiorowej i że będzie to słowo Zbawienia.

Hiob mówi jeszcze coś więcej: „Potem me szczątki skórą odzieje, i oczyma ciała będę widział Boga.” Jego wiara przekracza to co jest racjonalnie możliwe, ale właśnie dlatego nazywamy to jego przekonanie wiarą. Trzeba jednak zauważyć, że nie jest to żadne mgliste marzenie, ani wyraz zbiorowego przywiązania do jakiejś legendy czy mitu. „Ja wiem”, wyraża wiedzę która ma większą moc poznawczą od tego co mówią mędrcy na swych profesorskich katedrach i piszą w uczonych księgach, bo „ja wiem” Hioba, posiada poświadczenie ze strony samego Boga – inaczej nie byłoby wiarą, a tylko wierzeniem.

Hiob kładzie kropkę nad „i”, usuwając wszelkie dwuznaczności, konkludując: „To właśnie ja Go zobaczę”, dając w ten sposób do zrozumienia, że nie chodzi tutaj o żadną koncepcję filozoficzną ani teorię teologiczną, ale o jego osobowy konkret, to znaczy, że „ to właśnie on, oczyma jego ciała będzie widział Boga”. Prawda ta jest aktualna nawet wtedy gdy jego ciało ulegnie zniszczeniu, ponieważ mocą Bożą doświadczy ono wskrzeszenia, a więc przemiany, a nie tylko zwykłego powrotu do życia. Mimo to jednak jego tożsamość osobowa będzie zachowana i on „oczyma własnego ciała, zobaczy swojego Wybawcę”.

Tak będzie wyglądał i na tym właśnie będzie polegał koniec historii, a właściwie jej prawdziwy początek, związany z przyjściem Jezusa w chwale. Będzie to bowiem kontynuacja tej dawnej historii, ale cudownie przemienionej, czyli „w chwale”. Człowiek i całe stworzenie doświadczą przemiany i zacznie się dla nas i dla całego świata nowe życie, obiecane nam przez Boga, życie do jakiego zostaliśmy stworzeni i do którego On nas prowadzi szlakiem zawartego z Nim przymierza. Chociaż wielokrotnie to przymierze łamaliśmy, to jednak Jego Miłosierdzie okazywało się zawsze większe, dając nam możliwość nawrócenia.

Decydującym wydarzeniem historii Zbawienia, stanowiącym jej centrum, jest osoba Zbawiciela, Jezusa Chrystusa i misterium Jego krzyżowego przejścia, czyli paschy. On i to wydarzenie stanowią również centrum naszego życia duchowego i całej naszej egzystencji, we wszystkich jej aspektach, ponieważ chodzi tutaj o TAJEMNICĘ Jego i naszego serca. Tą „tajemnicą” jest MIŁOŚĆ, ale nie ta banalna, którą świat zbrukał i zrównał z towarem i handlem. Właśnie dlatego używamy wobec niej słowa „tajemnica”, aby uchronić ją przed fałszywym rozumieniem, jakie nadaje jej nasza egoistyczna i utylitarnie zorientowana kultura.

Używamy słowa „tajemnica” również dlatego, aby wskazać na to co jest często na zewnątrz niezauważalne – na świętą obecność i zbawcze działanie Boga, czego wyrazem jest Duch Święty, posłany nam od Ojca, przez zmartwychwstałego Chrystusa, który czyni z nas „dziedziców Nieba”. Duch Święty uzdalnia nas do życia według Bożego pragnienia i uwiarygodnia przez to naszą wiarę, że jest ona nie tyle teorią lub słowną tylko deklaracją, ale autentycznym świadectwem prawdziwej świętości, w zwykłej codzienności naszego życia.

Ilustracja: Mark Chagall (fragment)

 

]]>
Czy to nie jest pobożna przesada? https://jezuici.pl/2022/11/czy-to-nie-jest-pobozna-przesada/ Wed, 02 Nov 2022 10:17:41 +0000 https://jezuici.pl/?p=79623 Trudno nam zrozumieć słowa Chrystusa: „będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym się tobie odwdzięczyć”, ponieważ nie bardzo rozumiemy, a najczęściej ignorujemy to co On dalej mówi: „ odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych”. Zaprosić do siebie ludzi kalekich i porzuconych, nie mając z tego żadnej korzyści, brzmi jak pobożna przesada, bo przecież jeśli człowiek podejmuje […]]]>

Trudno nam zrozumieć słowa Chrystusa: „będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym się tobie odwdzięczyć”, ponieważ nie bardzo rozumiemy, a najczęściej ignorujemy to co On dalej mówi: „ odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych”.

Zaprosić do siebie ludzi kalekich i porzuconych, nie mając z tego żadnej korzyści, brzmi jak pobożna przesada, bo przecież jeśli człowiek podejmuje się jakiegoś działania, to w imię celu który uważa za ważny i który ma nadzieje, że przyniesie mu określoną satysfakcję. Chrystusowi też o nią chodzi, skoro mówi : ”będziesz szczęśliwy”.

Absolutnie nie zmienia On zatem naszej naturalnej życiowej orientacji, wydłuża tylko niejako perspektywę jej realizacji. Tylko, że to właśnie może stanowić dla nas problem. Może się bowiem pojawić złe przypuszczenie, że Bóg działa w sposób ospały, że Mu się nie spieszy, a stąd już blisko do oskarżenia Go o obojętność a może nawet o złą wolę. Tak właśnie szatan podszedł do Adama i Ewy aby ich skusić, te zastrzeżenia im przedstawił, a oni mu ulegli.

Tymczasem trzeba zwrócić uwagę, że szukając sensu życia, nie powinniśmy się troszczyć tylko o jego sprawność techniczną i o zewnętrzny wizerunek, ale powinniśmy dbać o jego treść. Na życie nie należy patrzeć PRZEDMIOTOWO, mierząc je miarą wydajności czasowej, bo efektem takiego podejścia będzie tandeta, nawet jeśli posiada wysokie certyfikaty techniczne i naukowe.

Życie ludzkie powinno być otoczone najwyższym szacunkiem, który nie opiera się na parametrach technicznych, związanych z jego eksploatacją i zyskiem. Powinniśmy na nie patrzeć i oceniać je w jedynej właściwej dla człowieka perspektywie, to znaczy OSOBOWEJ. Wszystkie plany i reformy przeprowadzane na naszej planecie, najbardziej ambitne i korzystne, powinny posiadać tę właśnie perspektywę, aby można je było zaakceptować.

Jednak punktem odniesienia powinien być zawsze prawdziwy człowiek, a nie wirtualny wytwór „naukowych” statystyk i tłumaczeń, ani też sztuczna, polityczna kreacja człowieka, jako ideologicznego wzorca, nośnika partyjnej propagandy.

Chrystus odnosi się zawsze do prawdziwego człowieka i dba o jego prawdziwe dobro, począwszy od tego zwyczajnego, codziennego i aż po to najwyższe, jakim jest szczęście wieczne, czyli Pełnia Życia. Wiąże je zawsze z prawdziwą Miłością, taką która przekracza granice doczesności, sięgając Bożego Królestwa.

Przekraczając granice doczesności, bynajmniej tej doczesności nie lekceważy, ani jej wagi nie pomniejsza. Nie zwleka z osiągnięciem szczęścia ani się nie ociąga, ale dba o jego autentyczność, a więc je UREALNIA, aby nie skończyło się sukcesem pozorowanym, jakich obfitość zły duch ma na swoim składzie i zwodzi nimi człowieka.

Strzec się zatem musimy, nie chcąc przegrać naszego życia, przed pokusą uzależnienia się od demona sukcesu i popularności oraz od demona osiągania natychmiastowych przyjemności „na zawołanie”, co wiąże się z fałszywą życiowo tendencją do przedwczesnego zbierania owoców które są jeszcze niedojrzałe i w efekcie przynoszą szkodę ich konsumentowi, zamiast mu przynieść obiecaną radość i zdrowie.

 

]]>
Marana tha https://jezuici.pl/2022/10/marana-tha/ Sat, 29 Oct 2022 19:46:21 +0000 https://jezuici.pl/?p=79586 Trwa nieustanna walka w człowieku i na świecie. Nam się wydaje, że dzisiaj jest ona szczególnie trudna, ale nie na wiele się zdadzą porównywania. Najważniejsze jest dostrzeżenie tego , że rzeczywiście duch zła przypuszcza atak za atakiem i że jesteśmy w stanie się mu skutecznie przeciwstawić, tylko wtedy, gdy polegamy na mocy Boga, ponieważ Jezus […]]]>

Trwa nieustanna walka w człowieku i na świecie. Nam się wydaje, że dzisiaj jest ona szczególnie trudna, ale nie na wiele się zdadzą porównywania. Najważniejsze jest dostrzeżenie tego , że rzeczywiście duch zła przypuszcza atak za atakiem i że jesteśmy w stanie się mu skutecznie przeciwstawić, tylko wtedy, gdy polegamy na mocy Boga, ponieważ Jezus Chrystus już odniósł zwycięstwo i mieczem Krzyża otworzył nam drogę chwały, prowadzącą do Nieba i poprzez Ducha Świętego i sakramenty Kościoła, wiedzie nas do Pełni Zbawienia.

Zawsze, ale szczególnie w tych trudnych czasach powinniśmy „przy każdej sposobności modlić się w Duchu”, bo tylko nieustanna modlitwa „w Duchu”, a nie klepanie modlitw, może nas uratować i tylko wtedy, gdy przywdziejemy na siebie „pełną zbroję Bożą”, bo zbawienna moc nie w nas leży, ale jest ona „w Panu”.

Powinniśmy też pamiętać, że naszymi wrogami nie są ludzie, „nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału ”, ale przeciwko diabelskim zamysłom i układom, czyli jak to św. Paweł mówi, przeciwko „Zwierzchności i Władzy”, która „rządzi tym ciemnym światem” i przeciw „duchowym pierwiastkom zła na wyżynach niebieskich”.

Błędne są zatem wszystkie polityczne programy naprawy świata, zarówno globalne, jak i te lokalne, jeżeli bazują na podziałach społecznych i ciągłym podsycaniu wzajemnej wrogości. Ambicje polityczne, które chcą się posługiwać takimi programami, powinny zostać społecznie potępione i odrzucone, jako szkodliwe dla tej konkretnej wspólnoty i w odniesieniu do innych wspólnot, będąc zagrożeniem dla pokojowej więzi pomiędzy nimi.

Jeżeli złu się nie przeciwstawimy, jako jedna solidarna wspólnota, zło nas pokona i zniszczy. Dlatego orędziem prawdziwej przemiany i szlachetnego politycznego wyboru jest „głoszenie dobrej nowiny o pokoju”, mając wiarę w to i dając tego dowód w naszym działaniu, że „mocni jesteśmy w Panu – siłą Jego potęgi”.

Bardzo wymowny jest przykład Jezusa. Gdy elita władzy w Jerozolimie już świętowała po cichu swoje zwycięstwo, bo zasadzka na Niego w Jerozolimie została skutecznie zastawiona i wiedzieli, że kilka dni tylko dzieli ich od pełnego „sukcesu”, Bóg swego zbawczego dzieła bynajmniej nie przerwał z ich powodu. Przeciwnie, chociaż oni o tym nie wiedzieli i zupełnie nie zdawali sobie z tego sprawy, Bóg ich knowania wykorzystał, aby swoje dzieło skutecznie poprowadzić dalej.

Tak dzieje się zawsze z człowiekiem, który Bogu się sprzeciwia i chce zburzyć Jego plany, tymczasem nie rozumie on Bożego działania, bo jest zbyt znikomy i prawdę mówiąc, nie rozumie w całej pełni również tego, co on sam robi. Dlatego też polityczni tryumfatorzy z Jerozolimy, drwiąc sobie z Jezusa i czekając aż wplącze się w sieci, które na Niego zastawili, w rzeczywistości szydzili z samych siebie. Sądzili, że w ten sposób się uratują, a tymczasem w rzeczywistości odrzucali Boże zbawienie. Wydawało się im, że chronią swoje domy i rodziny, gdy w rzeczywistości skazywali je na opuszczenie i na zniszczenie.

Ileż takich domów jest dzisiaj na naszej ziemi, które „uwolniły się” od Chrystusa i stały się pustostanami?
„Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie”. „Marana tha” – przyjdź nasz Panie.

Jerozolima zdradziła Jezusa, chociaż czekała na Jego przyjście tak długi czas. Jerozolima pozna swój grzech i jak mówią proroctwa, gdy się nawróci, to zapali wówczas cały świat ogniem Ducha Świętego i świat zawoła, pełen pokory i żalu:”Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie”.

 

]]>
Zbawcze słowo Chrystusa https://jezuici.pl/2022/09/zbawcze-slowo-chrystusa/ Sat, 17 Sep 2022 09:29:58 +0000 https://jezuici.pl/?p=78728 Chodzi o zbawcze słowo, którego nie ma. Szukamy go, rozważając Ewangelię (Łk 7, 1 – 10) i mamy wrażenie, że ono nie padło, a jednak konstatujemy ze zdziwieniem, że cud miał miejsce i sługa setnika został uleczony – powstał z łoża śmierci, powrócił do życia. Jezus był już blisko domu setnika, gdy ten Go poprosił, […]]]>

Chodzi o zbawcze słowo, którego nie ma. Szukamy go, rozważając Ewangelię (Łk 7, 1 – 10) i mamy wrażenie, że ono nie padło, a jednak konstatujemy ze zdziwieniem, że cud miał miejsce i sługa setnika został uleczony – powstał z łoża śmierci, powrócił do życia.

Jezus był już blisko domu setnika, gdy ten Go poprosił, przez swoich wysłanników, aby się do niego nie fatygował i nie narażał na szwank swojej reputacji odwiedzinami poganina, co byłoby z pewnością wykorzystane przez Jego oponentów jako powód do oskarżania Go o brak ortodoksji religijnej i w związku z tym o brak podstaw, aby uważać Go za Bożego proroka.

Dlaczego jednak temu cudowi brakuje zarówno wyraźnego symbolicznego gestu i wyraźnie wyrzeczonego słowa, które by w sposób wyraźnie wskazywało na Chrystusa, że On, w tym właśnie momencie, tego cudu dokonał. Nie można jednak zaprzeczyć temu, że cud miał rzeczywiście miejsce i setnik otrzymał łąskę o którą prosił, pomimo tego że Jezus nie przekroczył progu jego domu, jak to zamierzał dokonać.

Najbardziej przekonującym tłumaczeniem, zgodnym z duchem Ewangelii i pozostającym w harmonii z tym, co wiemy o osobie Jezusa, jest stwierdzenie, że brak gestu i nieobecność słowa to tylko nasze powierzchowne wrażenie. W istocie bowiem gest był i polegał właśnie na tym, że Jezus go zaniechał wykonać w formie, jaką planował. Słowo natomiast było bardzo elokwentne, tyle że w dużej części było ono wypowiedziane ustami poganina, który okazał wobec Jezusa nadzwyczajną delikatność wiary i wielki szacunek.

Jezus nie przestąpił progu jego domu, bo już tam dotarł, o czym świadczy cud, który zaistniał, chociaż uczyniony został inaczej, aniżeli tego początkowo oczekiwano. Setnik Go poprosił, wiedząc o tym z własnego doświadczenia, że gdy zwraca się do podległego sobie żołnierza mówiąc „idź”, to ten idzie, a kiedy zwraca się do niego mówiąc ”przyjdź”, to ten do niego przychodzi. Skoro tak, to o ileż bardziej skuteczne jest słowo Chrystusa, dlatego wystarczy, że „powie tylko słowo, a jego sługa odzyska zdrowie”.

Jezusa pochwalił jego wiarę, mówiąc, że nigdzie w Izraelu nie udało Mu się spotkać ją w tak czystej postaci. To właśnie ona leży u podstaw cudu, który został dokonany, zresztą nie tylko tego cudu, ale w ogóle wszystkich cudów, bo wszystkie zasadzają się na wierze w moc Bożego słowa i w Jego ogromne miłosierdzie dla tych, którzy wzywają Jego pomocy. Silna, głęboka wiara sprawia, że Boże zbawienie nawet wcześniej przychodzi aniżeli tego się spodziewano, ale też może mieć inną formę aniżeli sobie to wyobrażano — ich dom będzie nawiedzony Bożym błogosławieństwem, pozornie bez Bożego nawiedzenia — Chrystus, który jest Wcielonym Słowem Boga, da zbawczy znak swojej Obecności w zwyczajnej codzienności życia.

Ilustracja: Jezus i setnik, Paolo Veronese (1528-1588)

 

]]>
Dziwne losy pewnego cudu (1 Krl 17,7-16) https://jezuici.pl/2022/06/dziwne-losy-pewnego-cudu-1-krl-177-16/ Sun, 12 Jun 2022 01:26:38 +0000 https://jezuici.pl/?p=76755 Historia zaczyna się od tego, że „Potok, przy którym ukrywał się Eliasz, wysechł, gdyż w kraju nie padał deszcz” Bywa tak właśnie w życiu, że potok, przy którym Bóg ukrywa człowieka podczas suszy, aby ten nie umarł z pragnienia, traci wodę i trzeba to miejsce opuścić, aby ratować życie, ale dokąd się udać, gdy klęska […]]]>

Historia zaczyna się od tego, że „Potok, przy którym ukrywał się Eliasz, wysechł, gdyż w kraju nie padał deszcz”
Bywa tak właśnie w życiu, że potok, przy którym Bóg ukrywa człowieka podczas suszy, aby ten nie umarł z pragnienia, traci wodę i trzeba to miejsce opuścić, aby ratować życie, ale dokąd się udać, gdy klęska suszy okazuje się, że jest powszechna?
Bóg oczywiście może sprawić, że taki człowiek, jednym uderzeniem laski pasterskiej, jak Mojżesz, ze skały wyprowadzi wodę, ale najczęściej Bóg wysyła go, gdzieś daleko, do obcego miasta, w którym zlecił jakiejś ubogiej wdowie, aby zajęła się jego losem: „Wstań! Idź do Sarepty koło Sydonu i tam będziesz mógł zamieszkać, albowiem kazałem tam pewnej wdowie, aby cię żywiła”.

Prorok tak uczynił i jest to dla nas również życiowa nauka, że: „Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Zawołał ją i powiedział: Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się napił„.
Ona to uczyniła, ale co do następnej prośby, uboga wdowa się zawahała, bo właśnie zdecydowała, aby wspólnie z synem zjeść ostatni kawałek chleba, a potem czekać na śmierć głodową: „Na życie Pana, Boga twego! Już nie mam pieczywa – tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem pomrzemy”.

Prorok jej powiedział, że przyszedł właśnie po to, aby ich uratować od śmierci — ją i jej syna: „Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i przynieś mi! A sobie i swemu synowi zrobisz potem. Bo tak mówi Pan, Bóg Izraela: Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię”.
Musiała w związku z tym wybrać pomiędzy zjedzeniem wspólnie ze swoim synem ostatniego kawałka chleba a daniem go prorokowi i wtedy, według jego słów, Bóg odpowiedziałby cudem. Zawahała się przez moment, unieruchomiona wymogiem: „tylko najpierw”, jak to i nam się zdarza w podobnych sytuacjach, gdy Bogu trzeba oddać ostatni kęs życia, za obietnicę zesłania nam swego zbawienia.

„Poszła więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się, zgodnie z obietnicą, którą Pan wypowiedział przez Eliasza”.
Dawna historia jest dzisiaj przez nas przytaczana, ponieważ trwa ona nadal i dzisiaj spełnia się nawet jeszcze bardziej cudownie, kiedy odkrywamy, że tak naprawdę oliwa i ostatni kawałek chleba, to Ostatnia Wieczerza, a więc Eucharystia i wszystkie sakramenty Kościoła, które w niej mają swoje zakorzenienie.

Zdjęcie: Nashwan Guherzi / pexels.com

 

]]>
Tak dla miłości https://jezuici.pl/2022/06/tak-dla-milosci/ Sun, 12 Jun 2022 01:16:50 +0000 https://jezuici.pl/?p=76752 Tak dla życia znaczy tak dla miłości, tej prawdziwej, ewangelicznej, Chrystusowej Dziwi nas może fakt, że w gronie dwunastu apostołów nie było żadnej kobiety i to nawet wtedy żadna z nich nie została dokooptowana do ich grona, gdy to grono trzeba było uzupełnić, po zdradzie Judasza. Dlaczego tego miejsca nie zajęła Maryja? Tym bardziej że […]]]>

Tak dla życia znaczy tak dla miłości, tej prawdziwej, ewangelicznej, Chrystusowej

Dziwi nas może fakt, że w gronie dwunastu apostołów nie było żadnej kobiety i to nawet wtedy żadna z nich nie została dokooptowana do ich grona, gdy to grono trzeba było uzupełnić, po zdradzie Judasza. Dlaczego tego miejsca nie zajęła Maryja? Tym bardziej że przecież finałem męki Chrystusa na krzyżu było utworzenie Kościoła, gdy z wysokości krzyża wyrzekł On do Maryi uroczyste słowa: „Niewiasto, oto twój syn”, wskazując na swego umiłowanego ucznia. Do niego zaś powiedział: „Oto Matka twoja” i ten, od tej właśnie godziny wziął ją do swego domu i ten dom stał się początkiem Kościoła.

Z pewnością nieprzyłączenie Maryi do grona kolegium apostolskiego nie było przeoczeniem ani tym bardziej świadomym wyrazem deprecjonowania roli kobiety w Kościele, bo Ewangelia pokazuje przecież coś zupełnie przeciwnego, szczególnie w czasie po zmartwychwstaniu Chrystusa, gdy to właśnie Maria Magdalena wraz z innymi kobietami były pierwsze, które Go powitały i zaniosły tę dobrą nowinę do Jego apostołów, pogrążonych w żałobie i porażonych strachem, zamkniętych w domu, jak we wspólnym grobowcu.

Laicka krytyka, ale również ta, która się pojawia czasem w samym Kościele, znajduje tu argument, który zdaje się potwierdzać tezę, że w chrześcijaństwie mamy do czynienia z religijnie motywowaną dyskryminacją kobiet, nie dając im takich samych praw, jakimi cieszą się mężczyźni. Wini się za to „zacofanie” oczywiście dawne formacje kulturowe, nierozumiejące tego, kim jest w istocie człowiek i na czym polega jego ludzka godność, ale właśnie dlatego, tym bardziej naglącą jest sprawą, aby Kościół dzisiaj wreszcie się unowocześnił, skasował dziejową niesprawiedliwość i przyznał kobietom te same prawa, jakie posiadają mężczyźni.

Kierując się tą zasadą, należy na przykład im zabezpieczyć swobodny dostęp do kapłaństwa, a idąc dalej za tym rozumowaniem, również powinno się im umożliwić dostęp do apostolskiego gremium biskupiego i konsekwentnie, czemu nie, również należałoby im przyznać prawo do udziału w konklawe, a w przypadku, gdyby któraś z nich otrzymała odpowiednią liczbę głosów, to powinna zostać ustanowiona papieżem (papieżycą)

Rzecz jednak w tym, że Kościół ustanowił Jezus, a On nic takiego nie przewidział, chociaż bliski był przecież swojej matce, Maryi i na co dzień był bardzo życzliwy dla kobiet. Nic takiego również nie postanowił Kościół czasów apostolskich ani potem gdy się już w pełni ukształtował. Nikt tego nie zaproponował na soborach które miały wtedy miejsce, a na soborze w Efezie w roku 431 został sformułowany dogmat odnoszący się do Maryi, mówiący o niej jako o Bożej Rodzicielce, będący logiczną konsekwencją wiary w to, że Jezus Chrystus jest Jednorodzonym Synem Boga. Zupełnie nie pasuje to do oskarżania Kościoła o mizoginię i dyskryminację kobiet.

Żeby dobrze rozumieć problem, trzeba się najpierw uwolnić od sposobu myślenia zlaicyzowanego świata, nie poddając się jego sugestiom i nie powtarzając za nim bezmyślnie oskarżeń kierowanych pod adresem Kościoła. Chodzi bowiem o to, czego krytycy nie dostrzegają, że Kościół został ukonstytuowany według biblijnego paradygmatu małżeństwa i rodziny. Składa się zatem z dwu porządków: męskiego i żeńskiego. Męski, reprezentowany przez Apostołów, a żeński, przez Maryję i kobiety biorące udział w mesjańskiej misji Jezusa. Pierwszy ma charakter instytucjonalny, drugi natomiast rodzinny (domowy).

Motywem stwórczym i spoiwem obu tych porządków jest ewangeliczna miłość. Ona jest podstawą komunii pomiędzy tymi oboma porządkami i ona decyduje o tym, że mamy do czynienia rzeczywiście z cudem zaistnienia „jednego ciała” Kościoła. Z tej właśnie przyczyny pozbawiona jest sensu rewindykacja „praw” kobiet, domagająca się dla nich, w imię „równości”, wszystkich dotąd niedostępnych dla kobiet cech męskich.

Tego rodzaju rewindykacje wynikają z zasadniczego nieporozumienia, jakim jest brak rozumienia istoty Kościoła. Stąd właśnie biorą się pozbawione sensu rewindykacje praw kobiet, które w istocie uderzają w nie same, w oryginalność geniuszu żeńskiego, jak to ujmuje papież Jan Paweł II i co za tym idzie, w dobrostan całego Kościoła jako ewangelicznej wspólnoty wiary i miłości, rozmazując jego tożsamość i niszcząc jego spoistość wewnętrzną.

Musimy zatem unikać przeprowadzania fałszywych reform, to jest takich, które wywodzących się z obcych nam duchowo źródeł, bo wszelkie remedia proponowane przez tych, którzy nie rozumieją natury Kościoła, zamiast mu pomóc, tylko mu zaszkodzą. Tym bardziej że nie trzeba przecież żadnych skomplikowanych badań, aby dojść do zasadniczej konkluzji, o której Jezus jasno i wyraźnie mówi, wskazując na to, że pierwszym i podstawowym przykazaniem jest miłość Boga i bliźniego.

To właśnie ona, miłość, jest najbardziej adekwatną odpowiedzią na kryzys Kościoła. Bez niej zarówno naszej modlitwie, ascezie, naszemu nauczaniu, jak i naszej działalności będzie zawsze brakowało istoty, to znaczy ewangelicznego ducha, zapewniającego Kościołowi prawdziwą żywotność, która legitymuje się nie obfitą frazeologią, ale rzeczywistą owocnością, taką, która jest znakiem Nowego Życia.

Dlatego właśnie tak bardzo ważne jest to, aby umieć rozeznać prawdziwą miłość, tę ewangeliczną, która wywodzi się rzeczywiście od Jezusa i prowadzi do komunii z Jezusem, tę posiadającą Jego paschalną pieczęć autentyczności, która nie dała się zwieść podstępnej propagandzie tego świata, który nieustannie również lansuje miłość, proponując jednak jej oszukańcze podróbki i tanie zamienniki, gardząc Chrystusem, Jego krzyżem i Jego sakramentem Zbawienia, czyli Kościołem.

 

]]>
Szlachetne zadanie – wytrwać w miłości (Dz 15,7-21 i J 15,9-11) https://jezuici.pl/2022/05/szlachetne-zadanie-wytrwac-w-milosci-dz-157-21-i-j-159-11/ Sun, 22 May 2022 15:15:45 +0000 https://jezuici.pl/?p=76392 W ten sposób konkluduje swoje wystąpienie apostoł Jakub, na pierwszym w historii soborze Kościoła w Jerozolimie: „Nie należy nakładać ciężarów na pogan, nawracających się do Boga, lecz napisać im, aby się wstrzymali od pokarmów ofiarowanych bożkom, od nierządu, od tego, co uduszone, i od krwi”. Towarzyszy temu prosta, głęboka i przekonująca motywacja. Rzeczywiście, trzeba się […]]]>

W ten sposób konkluduje swoje wystąpienie apostoł Jakub, na pierwszym w historii soborze Kościoła w Jerozolimie: „Nie należy nakładać ciężarów na pogan, nawracających się do Boga, lecz napisać im, aby się wstrzymali od pokarmów ofiarowanych bożkom, od nierządu, od tego, co uduszone, i od krwi”.

Towarzyszy temu prosta, głęboka i przekonująca motywacja. Rzeczywiście, trzeba się z tym zgodzić, że skoro Bóg jest miłosiernym Ojcem, to zdrowa religijność nie może być represyjna, zimna, formalna, zbiurokratyzowana, ale powinna ona być przyjazna, życzliwa, domowa, rodzinna, braterska.

Powinien ją cechować wielki szacunek dla Boga dawcy wszelkiego życia (powstrzymywanie się od pokarmów ofiarowanych bożkom, od nierządu, od tego, co uduszone, i od krwi). Zwraca szczególną uwagę wymóg „powstrzymywania się od nierządu”, jako formy realizacji zasady miłości Boga i szacunku dla życia!

Łatwo dostrzec, jaki miałoby to dobroczynny wpływ dzisiaj na rozwiązanie naszych problemów z aborcją i rozwodami, które tak bardzo ciążą na braku pokoju i życiowej radości współczesnych społeczeństw.

Ewangelia w sposób jednoznaczny naucza, że podstawową zasadą życia powinna być miłość pochodząca od Boga i do Niego prowadząca człowieka. Jest to podstawowa orientacja duchowa każdej istoty ludzkiej i fundament naszej chrześcijańskiej wiary.

Jest to szlachetne zadanie stojące przed każdym z nas, rodzące szlachetne owoce dobra, uszlachetniając jednocześnie tych, którzy się w to zadanie angażują. Uświęca ich, ponieważ istotą tego zadania jest komunia ze Świętym, czyli Bogiem (patrz: Dz 15,7-21 i J 15,9-11)

Foto: Mozaika z bazyliki katedralnej w Sant Louis – Joshua ThorneFollow, flickr.com

 

]]>
Owocne trwanie (J 15,1-8) https://jezuici.pl/2022/05/76388/ Sun, 22 May 2022 15:01:19 +0000 https://jezuici.pl/?p=76388 „Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę”. Owocność życia nie jest bynajmniej biernym poddaniem się Bożej obróbce, ale czynnym uczestnictwem we wzroście winnego krzewu i dojrzewaniu jego owoców, a wiec potrzebna jest również osobista INICJATYWA („trwajcie”), ale przede wszystkim TRWAŁOŚĆ WIĘZI. „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity”. […]]]>

„Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę”.
Owocność życia nie jest bynajmniej biernym poddaniem się Bożej obróbce, ale czynnym uczestnictwem we wzroście winnego krzewu i dojrzewaniu jego owoców, a wiec potrzebna jest również osobista INICJATYWA („trwajcie”), ale przede wszystkim TRWAŁOŚĆ WIĘZI.

„Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity”.
Trzeba uważać na to, aby trwanie w Chrystusie nie okazało się jałowe, to znaczy nie polegało tylko na dobrych intencjach i nie karmiło się pobożnymi w prawdzie, ale złudnymi iluzjami. Dlatego podstawowym wymogiem duchowej płodności jest „trwanie w nas” Jezusa, a więc dbałość o to, abyśmy Go nie zagubili w staraniach o obfitość owocu, tracąc z Nim szczerą, intymną więź. Wówczas sprawdzi się zapewnienie Chrystusa: „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni”

„Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami”.
Starając się o trwanie w Chrystusie, a więc o przyjaźń z Nim i wspólnie z Nim dbając o „chwałę Ojca” i troszcząc się o owocność Jego winnicy, sami się przemieniamy wewnętrznie i wówczas „stajemy się uczniami” Chrystusa.

Foto: Daniel Jolivet, flickr.com

 

]]>
Godzina krzyża https://jezuici.pl/2022/05/godzina-krzyza/ Wed, 18 May 2022 13:23:23 +0000 https://jezuici.pl/?p=76279 „Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie. Ale niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca i że tak czynię, jak Mi Ojciec nakazał”. Jezus już nie będzie „z nimi wiele mówił”, ponieważ nie pozwoli Mu na to „władca tego świata”. Nie […]]]>

„Już nie będę z wami wiele mówił, nadchodzi bowiem władca tego świata. Nie ma on jednak nic swego we Mnie. Ale niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca i że tak czynię, jak Mi Ojciec nakazał”.

Jezus już nie będzie „z nimi wiele mówił”, ponieważ nie pozwoli Mu na to „władca tego świata”. Nie czyni tego z własnego upodobania, ale jest to Mu narzucone, tak jak narzucony się staje każdy krzyż, gdy nadchodzi „jego godzina”. Jezus się nie buntuje, nie traktuje tego jako swojej przegranej, ale przeciwnie, widzi w tym okazję, jaką w pewnym sensie daje mu sam przeciwnik, aby „świat się dowiedział, że On miłuje Ojca i że tak czyni, jak Mu Ojciec nakazał”.

Nie organizuje ruchu oporu, jak to uczynili bohaterscy Machabeusze, nie przysposabia do walki apostołów, chociaż nie odmawia im posiadania miecza. Poleca im jednak aby nie używali go w Jego obronie. Jednocześnie jasno stwierdza wobec Piłata, że jest królem, ale że Jego królestwo nie jest z tego świata i dlatego aniołowie Boży nie przyjdą do Niego z militarną odsieczą.

Bóg jest Miłością i dlatego nie posługuje się przemocą, nie sieje zniszczenia i śmierci. Wprost przeciwnie, gwałt fizyczny i duchowy to domena złego ducha, który chciałby do tego sprowokować również Jezusa, aby Go w ten sposób skompromitować. Jezus jednak wierny jest miłości, choć wydaje się to ludzkiemu racjonalnemu myśleniu szaleństwem. Krzyż w oczach świata jest absolutną klęską, a jednak Bóg sprawił, że okazał się on cudownym zwycięstwem, bo Zmartwychwstanie jest największym cudem – jest cudem wszystkich cudów uczynionych przez Jezusa. Jest znakiem mówiącym o tym, że Miłość zatryumfowała, chociaż wydawało się, że zło ją całkowicie zdruzgotało, zniszczyło i ośmieszyło.

Wiara Jezusa była niezłomna, bowiem nieustannie zjednoczony był z Ojcem. Całe Jego życie było modlitwą – wszystko co robił, co czuł, co myślał. W ten sam sposób Jezus przyjął również „godzinę krzyża” – jako modlitwę złożenia ofiary z samego siebie dla uwielbienia Boga poprzez zbawienie ludzi, których On stworzył i niezmiennie kocha. Kosztowało to Syna Bożego przyjęcie na siebie wszystkich ataków szatana, jako rewanż za to, że okazał solidarność z nami, przyjmując nasze człowieczeństwo i nie rezygnując z tego nawet w obliczu krzyża. Dał w ten sposób dowód swojej Boskiej miłości, a Jego Zmartwychwstanie stało się potwierdzeniem jej zbawczej mocy.

Jego miłość ujawniła się również w trosce o apostołów, aby nie stracili ducha i nie pogubili się duchowo w godzinie krzyża. Dlatego „pozostawił im swój pokój” – żywą pamiątką Jego realnej, osobowej obecności, która w oczywisty sposób kontestowana jest przez racjonalną mądrość świata, widząc w tym tylko czczy symbol, niemające żadnego realnego odniesienia do rzeczywistości. Tymczasem prawda realnej obecności Chrystusa jest fundamentalna dla mistyki chrześcijańskiej, a więc również dla właściwego rozumienia krzyża.

Odejście Jezusa budziło naturalny lęk Jego uczniów, tym bardziej że wyczuwalna była wyraźnie narastająca fala wrogości do nich ze strony „władcy tego świata”. Dlatego Jezus nie pozostawił uczniów samych sobie, ale uzbroił ich, w oręż, którego wróg nie będzie w stanie pokonać: pokój Jego Zmartwychwstania, a więc Jego zwycięstwa nad grzechem i śmiercią. Będzie on ich chronił przed atakami zła.

Szczególnym miejscem aktualizowania się tej obietnicy pokoju będą sakramenty Kościoła, głównie zaś sakrament Eucharystii, gdzie przed Komunią św. kapłan nie tylko modli się, ale przekazuje wiernym pokój Chrystusa, bo jego mistycznym spełnieniem nie są same tylko słowa kapłana, ale rzeczywista, osobowa obecność i rzeczywiste osobowe spotkanie z Chrystusem, w formie świętej komunii, przy ołtarzu, który jest symbolem świętej góry Pana, komunii nie tylko Duchowej, ale również Krwi i Ciała.

Należy dodać jeszcze, że jest to obiecany pokój Jego Królestwa i że różni się on zasadniczo od tego, co ma do zaoferowania człowiekowi świat. Różnica jest taka jak stypa pogrzebowa i radość Zmartwychwstania. Dlatego jest on prowokacją dla sił zła, które dążą na tysięczne sposoby do tego, aby go zburzyć i w jego miejsce wprowadzić chaos niepewności i paraliżujący duszę ludzką strach. Priorytetem zła jest rozbicie wspólnoty Kościoła, tak aby podważyć jego wiarygodność i Ewangelię pozbawić moralnej siły obnażenia prawdy o manipulacjach i kłamstwach zła, chcącego sobie podporządkować świat, a w pierwszym rzędzie człowieka – jego ciało i duszę.

„Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka (…) Odchodzę i przyjdę znów do was”. Pokój Chrystusa strzeże naszego zawierzenia się Jemu, dlatego wróg chce jej nam pozbawić, byśmy popadli bez niej w zniechęcenie i pogrążyli się w depresji albo abyśmy ulegli panice. Nadzieja daje naszej duszy otwartość na Bożą łaskę i pozwala radośnie oczekiwać na powtórne przyjście Pana, by spełniła się ostatecznie obietnica wiecznego szczęścia.

Ilustracja: fragment obrazu Jamesa Tissot

 

]]>
Historia spełnienia (J 6,16-21 i Dz 6,1-7) https://jezuici.pl/2022/05/historia-spelnienia-j-616-21-i-dz-61-7/ Mon, 16 May 2022 10:34:33 +0000 https://jezuici.pl/?p=76201 Kościół, jak każda wspólnota, narażony jest na kryzys pochodzenia i przynależności. Kryzysy jak zawsze rodzą konflikty, konflikty pogłębiają podziały i prowadzą albo do rozpadu wspólnoty, albo do nowej integracji i jeszcze większej spójności, jeżeli zwycięży w niej niekłamany duch miłości, a nie polityczna manipulacja. Innymi słowy, gdy „nie zaniedbuje się słowa Bożego dla obsługi stołów”. […]]]>

Kościół, jak każda wspólnota, narażony jest na kryzys pochodzenia i przynależności. Kryzysy jak zawsze rodzą konflikty, konflikty pogłębiają podziały i prowadzą albo do rozpadu wspólnoty, albo do nowej integracji i jeszcze większej spójności, jeżeli zwycięży w niej niekłamany duch miłości, a nie polityczna manipulacja. Innymi słowy, gdy „nie zaniedbuje się słowa Bożego dla obsługi stołów”.

Wiąże się to ze zmianami organizacyjnymi i nową dystrybucją funkcji oraz odpowiedzialności, dbając jednak zawsze o to, aby organ kierujący wspólnotą skoncentrowany był rzeczywiście na „modlitwie i posłudze słowa”, a nie na rządzeniu.

Tam, gdzie istotnie kierownictwo sprawuje Duch Święty, tam Kościół się rozrasta, „rozszerza się słowo Boże i bardzo wzrasta liczba uczniów”, a kryzysy są przezwyciężane przez nowe, konstruktywne otwarcia, pogłębiające więzy wspólnotowe i promujące indywidualny rozwój każdej jednostki.

Można to przedstawić bardziej obrazowo, jako historię, w której obok egzaltacji sukcesem (rozmnożenie chleba), wspólnota konfrontowana jest również z tym, że w pewnym momencie zapadają ciemności, zrywa się wiatr, rosną fale, a łatwa stosunkowo przeprawa staje się poważnym problemem, a nawet zagrożeniem dla życia.

Najważniejsza jednak w tej historii jest osoba Chrystusa, który jest nieobecny i pojawia się w środku nocy, jakiś inny, nienaturalny, idzie po powierzchni wody, budząc zdziwienie i przerażenie apostołów, gdyż nie jest taki, jakim Go znają, swojski, zrozumiały, domowy, ale nieziemski, przerażający, Boży.

Uspakaja ich wprawdzie słowami: „To Ja jestem, nie bójcie się!”, ale w duszy nadal mają niepokój, tym bardziej że nie dołącza do nich, gdy „chcieli Go zabrać do łodzi”, ale sprawia, że „łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali”.

Jezus daje im w ten sposób lekcję rozumienia historii, która zawsze jest inna od tej, do jakiej się przyzwyczailiśmy i co o niej myślimy.

Zawsze Chrystus stanowi jej centrum, inaczej, bez Niego, nie tylko nie zrozumiemy naszego w niej uczestnictwa, ale nie osiągniemy również naszego życiowego SPEŁNIENIA.

Ilustracja: Rembrandt, Burza na Jeziorze Galilejskim, fragment (1633).

 

]]>
Biczowanie papieża https://jezuici.pl/2022/05/biczowanie-papieza/ Mon, 09 May 2022 04:47:41 +0000 https://jezuici.pl/?p=76033 Od jakiegoś czasu światowe media przestały się zachwycać papieżem Franciszkiem, a nawet zaczęły go atakować. Wprawdzie w ostatnim czasie zdobył sobie trochę światowego poparcia w związku z pandemią koronawirusa, bo okazał się bardzo solidarny z globalnym trendem polityki prowadzonej w tej dziedzinie, idąc za wskazaniami oficjalnych ekspertów w kwestii walki z Covidem 19, ale ponieważ […]]]>

Od jakiegoś czasu światowe media przestały się zachwycać papieżem Franciszkiem, a nawet zaczęły go atakować. Wprawdzie w ostatnim czasie zdobył sobie trochę światowego poparcia w związku z pandemią koronawirusa, bo okazał się bardzo solidarny z globalnym trendem polityki prowadzonej w tej dziedzinie, idąc za wskazaniami oficjalnych ekspertów w kwestii walki z Covidem 19, ale ponieważ namnożyło się potem mnóstwo niezależnych ekspertów, a społeczność cywilna w znacznym stopniu została podzielona, zarówno co do prewencji, jak i co do metody walki z epidemią, zyskał też wówczas sporo przeciwników.

Obecnie papież konfrontuje się z wielką falą krytyki w związku ze sposobem co do sprawowania swojej misji w odniesieniu do wojny na Ukrainie. Krytykuje się go za to, że za mało wspiera i za mało się identyfikuje z blokiem państw, które militarnie pomagają Ukrainie bronić jej niepodległości wobec brutalnej napaści Rosji.

Rzecz jednak w tym, że papież wielokrotnie manifestował swój sprzeciw wobec barbarzyństwa wszelkich wojen i skoncentrował się w sposób zupełnie wyjątkowy na potępieniu tej właśnie konkretnej wojny, uważając ją za zagrożenie nie tylko dla pokoju światowego, ale nawet dla trwałej egzystencji ludzkości na tym świecie. Wielokrotnie solidaryzował się też z ofiarami wojny na Ukrainie, wspierając je na różne sposoby duchowo i materialnie, oraz wzywając opinię publiczną całego świata do niesienia im pomocy.

Pomimo to, oskarża się go o brak konsekwencji moralnej i brak moralnej jednoznaczności, ponieważ nigdy w swoich oficjalnych wystąpieniach nie wskazał imiennie na prezydenta Putina, jako winnego tej wojennej zbrodni, nie potraktował go jako mordercy i nie udzielił mu publicznego potępienia, takiego, na jakie zasługuje z uwagi na ukraińską tragedię.

Drugim powodem oskarżeń pod jego adresem jest brak wyraźnego poparcia dla militarnego wysiłku państw broniących Ukrainy i wspierających ją wojskowo. Szczególnie ostro krytykuje się jego wezwania do zaprzestania działań wojskowych i do otwarcia dyplomatycznej drogi zażegnania konfliktu i pojednania, uważając to za przejaw naiwności politycznej i rodzaju ekstrawagancji religijnej, z której nie ma żadnego pożytku.

Mało przekonujące jest dla nich twierdzenie, że do tradycji Watykanu należy wystrzeganie się ofensywnego, wulgarnego języka debaty dyplomatycznej, oraz powstrzymywanie się od wygłaszanie potępieńczych sądów w stosunku do stron politycznego konfliktu. Decydujący jest jednak fakt, że misja papieska ma szczególny charakter, tak samo, jak i sam jak państwo Watykan.

Tymczasem, trzeba pamiętać o tym, że papież, oprócz autorytetu, jaki mu daje polityczny status głowy państwa, posiada moralny autorytet głowy Kościoła Katolickiego i zarówno dla niego samego, jak i dla członków Kościoła na całym świecie jest rzeczą jasną, że powinien kierować się on wiarą, a więc powinien być wierny nauce Chrystusa we wszystkich sytuacjach, w jakich przychodzi mu działać.

Mówiąc zaś krótko, powinien kierować się kryterium ewangelicznej miłości, które w chrześcijaństwie jest zasadnicze i stawia się je ponad pragmatyczne kryterium osiągnięcia jak największych korzyści materialnych i zdobycia jak najszerszego aplauzu społecznego. Od tego zasadniczego kryterium miłości zależy autentyczność chrześcijańska, nigdy i pod żadnym pozorem papieżowi nie wolno go zignorować. Dotyczy to oczywiście również problemu wojny, niezależnie od krytyki i szyderstw, jakie by go spotkały z tej przyczyny.

Niesłuszna krytyka, a nawet prześladowania nie są czymś obcym dla chrześcijańskiego doświadczenia wiary, bo dotykają one misterium krzyża, które jest konstytutywne dla chrześcijańskiej duchowości. Całe życie Chrystusa było przecież paschalne i to samo dotyczy Jego wyznawców, ale nie jako szczególnego powołania do cierpiętnictwa, ale przeciwnie, jako łaskę dostrzeżenia w cierpieniu, które jest doświadczeniem każdego człowieka, zbawczego wymiaru krzyża, a więc wyzwolenia, jakie paradoksalnie, stąd właśnie wypływa, objawiając w ten sposób cud zbawczej miłości Boga.

Lepiej można zrozumieć, na czym polega specyfika misji papieża, jeżeli uświadomimy sobie, że Chrystus nie zabiegał o władzę polityczną i wyraźnie jej unikał. Ludziom olśnionym Jego cudami i chcącym Go porwać i obwołać królem, nie tylko zabronił tego uczynić, ale wytknął im brak rozumienia Jego misji. Wobec Piłata Jezus jasno stwierdził, że chociaż jest królem żydowskim, to jednak nie według schematów mentalnych tego świata, ale według wyższego porządku, odnoszącego się do życia wiecznego.

Dodać wypada, że papież Jan Paweł II, na którego często się dzisiaj powołują dyskutujący o problemie wojny, podnoszą fakt, że uznawał on tzw. wojnę sprawiedliwą i wiążące się z tym prawo do obrony własnej. Powinno się jednak zwrócić uwagę na to, że dzisiaj trzeba zmodyfikować patrzenie na praktyczne zastosowanie tej zasady, wobec olbrzymiej proliferacji arsenałów broni masowego zniszczenia. Zbrojna konfrontacja dzisiaj to nie tylko ryzyko dużych szkód materialnych i pozbawienia życia dużej ilości ludzi, ale ryzyko w ogóle końca życia ludzkiego na Ziemi.

Ilustracja: Biczowanie naszego Pana Jezusa Chrystusa, William-Adolphe Bouguereau, 1880.

 

]]>
Ocena moralna wojny https://jezuici.pl/2022/04/ocena-moralna-wojny/ Fri, 29 Apr 2022 09:17:56 +0000 https://jezuici.pl/?p=75906 Papież Franciszek był ostro atakowany za to, że Watykan nie uplasował się wyraźnie w gronie państw obozu antyputinowskiego, nie potępił go imiennie jako agresora ani nie uczynił tego pod adresem Rosji. Również miano mu za złe, że nie przyłączył się wyraźnie do zadekretowanych głównie przez Zachód sankcji ekonomicznych przeciwko Rosji, a tylko użalał się nad […]]]>

Papież Franciszek był ostro atakowany za to, że Watykan nie uplasował się wyraźnie w gronie państw obozu antyputinowskiego, nie potępił go imiennie jako agresora ani nie uczynił tego pod adresem Rosji. Również miano mu za złe, że nie przyłączył się wyraźnie do zadekretowanych głównie przez Zachód sankcji ekonomicznych przeciwko Rosji, a tylko użalał się nad tragedią ludzką mieszkańców Ukrainy dotkniętych wojną, nawołując do jej zakończenia, bo wojna jest straszliwym złem, która zagraża światu poprzez eskalację, która już dzisiaj łatwa jest do zauważenia.

Zdaniem wielu krytyków jest to twierdzenie zbyt ogólne i wobec aktualnie rozgrywającej się na naszych oczach wojny i konkretnych ofiar z tym związanych i ma to posmak wzniosłej obojętności, a nie jasnej postawy potępienia agresora i obrony zaatakowanej przez niego ofiary.

Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że Watykan nie jest zwyczajnym państwem, to znaczy nie jest jego klasycznym przykładem, ale raczej anomalią, dzięki której jednak Kościół Katolicki (Watykan) mając status państwowy, ma formalne prawo uczestniczenia w życiu wspólnoty międzynarodowej w sposób bardziej skuteczny.

Trzeba również zauważyć, że istnieją dwie sfery działania: duchowa i polityczna. Pierwsza dotyczy pryncypiów wiary i moralności, druga celów praktycznych i skutecznych sposobów ich realizacji. Dodać należy, że obie te sfery wzajemnie się przenikają i ideałem jest ich wzajemna harmonia. W ten sposób kształtowała się cywilizacji chrześcijańska (zachodnia), która dzisiaj przeżywa głęboki kryzys, gubiąc swoja kulturowa tożsamość. Proces przenikania się tych dwóch sfer stanowi dramatyczną osnowę całej historii, która nieustannie dynamicznie się zmienia.

Zrozumiałe jest zatem, że trzeba szukać pomiędzy nimi porozumienia. Jest na to tylko jeden sposób, a mianowicie wzajemny szacunek, opierając się na przekonaniu, że w gruncie rzeczy podstawowe wartości są nam wspólne i dzięki temu mamy szansę na porozumienie również w kwestiach politycznych. Przeszkodą jednak jest nie tylko ułomność poznawcza człowieka, ale przede wszystkim ułomność odnosząca się do jego złej woli, której efektem jest konkretna zła postawa i zły czyn, czyli konkretny grzech, który rozbija wspólnotę i niszczy wzajemne zaufanie, dążąc do tego, aby stać się wyłącznym posiadaczem prawdy, tak by móc nią manipulować według własnej wygody.

Rolą papieża nie jest angażowanie się w politykę. Pomimo tego, że Watykan ma status państwa, papież nie powinien być nigdy stroną polityczną sporu, tym bardziej, gdy ten spór przybrał charakter otwartej wojny. Z tych samych powodów, odwołując się do Ewangelii, nie powinien też święcić narzędzi zadawania śmierci. Nie znaczy to jednak, aby nie miał się wypowiadać w sposób jasny i konkretny odnośnie do duchowego znaczenia zdarzeń, które mają miejsce i ich oceny moralnej, starając się zawsze o mitygowanie nienawiści, bo jest ona sprzeczna w sposób radykalny z Ewangelią.

Wiara nam mówi, że prawdziwy pokój może być tylko owocem miłości i chociaż politycznie może się to wydawać naiwne i mało operatywne, (zupełnie zresztą jak to było widziane również w czasach Chrystusa), to jednak wiara przekracza granicę ludzkiej racjonalności, odwołując się do ufności w zbawcze działanie Boga, Jemu zawierzając wszystko, wierząc, że On wiedzie nas do pełni Zbawienia.

Foto: pexels-pixabay

 

]]>
Fiat zmartwychwstania https://jezuici.pl/2022/04/fiat-zmartwychwstania-1/ Mon, 25 Apr 2022 13:54:47 +0000 https://jezuici.pl/?p=75848 Noc była zimna, podobna do tej, w którą Józef, Maryja i mały Jezus, uciekali do Egiptu, chcąc uniknąć diabelskiego opętania króla Heroda. Straże stojące przy grobie były czujne, podobnie jak te które wysłał Herod, aby zlikwidować świętych uciekinierów. Czujność była tym bardziej na miejscu, że krążyły pogłoski o planach wykradzenia zwłok Jezusa przez Jego apostołów. […]]]>

Noc była zimna, podobna do tej, w którą Józef, Maryja i mały Jezus, uciekali do Egiptu, chcąc uniknąć diabelskiego opętania króla Heroda. Straże stojące przy grobie były czujne, podobnie jak te które wysłał Herod, aby zlikwidować świętych uciekinierów. Czujność była tym bardziej na miejscu, że krążyły pogłoski o planach wykradzenia zwłok Jezusa przez Jego apostołów.

Jakimś dziwnym jednak sposobem strażnicy nie zauważyli, że wielki głaz, który zamykał grobowiec, nad ranem, został odsunięty, a do jego wnętrza weszły dwie osoby, wyglądające na anioły, jeden miał postać kobiecą, podobną do matki Jezusa, a drugi był jak dwie krople wody podobny do Józefa, Jego świętego opiekuna z Nazaretu.

Ten pierwszy, a więc Maryja, podeszła do zwłok umęczonego na krzyżu Jezusa, leżących w głębi grobowca, na kamiennej ławie, owiniętych w białe prześcieradła. Stając przy nich, najpierw ze skupieniem się pomodliła i przymykając oczy, raz jeszcze Bogu powiedziała swoje uroczyste „fiat”, które kiedyś wypowiedziała w Nazarecie, podczas wizyty archanioła Gabriela, a potem powtarzała przy różnych życiowych okazjach.

Kiedy otwarła oczy, zauważyła, że nad głową Jezusa pojawił się mały płomyk ognia. Uśmiechnęła się wówczas do siebie i w duchu podziękowała Bogu za ten cudowny znak, że martwe zwłoki jej Syna znów stały się żywym ciałem, bo wróciła do nich dusza, której Boska świętość jaśniała pięknem chwały Zmartwychwstania.

Maryja stała wyprostowana i unosząc nieco w górę ręce, dziękowała Bogu za to, że Jego miłość jest potężna i wierna, gdyż nie pozwolił, aby ciało Jego Wybrańca uległo zepsuciu śmiertelnym dotykiem piekła, ale zostało ożywione przez wstąpienie w nie Świętego Ducha Zmartwychwstania, zamieniając ponury grobowiec w kolebkę Nowego Życia, jak kiedyś stajnia kolo Betlejem stała się miejscem cudownego spotkania ziemi z Niebem.

Na zakończenie modlitwy, Maryja pochyliła się nad ciałem Jezusa i zdjęła z Jego głowy chustę, którą Mu w czasie pogrzebu założyła. Uczyniła to bardzo delikatnie, nie chcąc obudzić Go ze snu, gdyż miał oczy zamknięte, a w kąciku Jego ust widać było, tlący się tajemniczo uśmiech.

Później Jezus wyjaśnił, że chodziło o sen o ich domu w Nazarecie, że widział w nim ogień ich domowego paleniska, słyszał dobrze mu znany odgłos bulgocącej wody w ich domowym kociołku, a w izbie widział krzątającego się Józefa, jak zawsze pogodnego i zawsze podwójnie zadowolonego – raz z tego, co właśnie robił, bo lubił to wszystko, czym się zajmował, a po drugie dlatego, że czynił coś, o co Bogu chodzi, ciesząc się, że może Mu oddać tę przysługę.

Maryja po zdjęciu chusty z głowy Jezusa i odsłonięciu Jego twarzy dała się porwać fali radości, wielbiąc Boga za Jego niesamowitą, niedającą się w żaden sposób opisać miłość i na którą nie jest w stanie odpowiedzieć jak tylko oddać się Mu raz jeszcze, całkowicie i do końca, a więc zarówno teraz, jak i na każdą chwilę wieczności. Nie zapomniała przy tym, aby chustę, która zdjęła z twarzy Jezusa złożyć i umieścić osobno, koło pogrzebowych płócien, aby było to znakiem dla wtajemniczonych, którzy przyjdą do grobu, że ona już tutaj była i powitała zmartwychwstałego Jezusa, oddając chwałę Bogu.

Uroniła kilka łez, całując czoło Syna, i wtedy właśnie Jezus otworzył oczy. Uśmiechnął się do niej swym ciepłym, synowskim uśmiechem, wypowiadając te kilka słów, które kiedyś, przed laty, zupełnie na początku ich wspólnej drogi powiedział do niej archanioł Gabriel: „Bądź pozdrowiona łaski pełna”. Ona też uśmiechnęła się, słysząc te słowa z Jego ust i odpowiedziała, podobnie jak kiedyś: „oto ja najszczęśliwsza służebnica Pańska, niech nadal wszystko się spełnia według Twego Słowa”.

Następnie, nie wiadomo kiedy i jak, nagle znalazł się Jezus poza kokonem prześcieradeł, w które był owinięty. Uczynił to tak zgrabnie, jak gdyby cudownie przeniknął przez nie, bez konieczności ich odwijania. Zaraz też, będąc gotowy do drogi, serdecznie uścisnął Józefa i zwracając się do niego i do Maryi powiedział, że idzie do Jego i ich Boga, oraz do Jego i ich Ojca. Wszyscy troje uśmiechnęli się wówczas, przypomniawszy sobie zdarzenie odnalezienia dwunastoletniego Jezusa w świątyni jerozolimskiej po trzydniowym poszukiwaniu.

Ilustracja: Herbert Gustave Schmalz (1856-1935)

 

]]>
Fiat pod krzyżem https://jezuici.pl/2022/04/fiat-pod-krzyzem/ Mon, 25 Apr 2022 13:33:15 +0000 https://jezuici.pl/?p=75845 Droga z Getsemani na Golgotę, gdzie stanął krzyż Chrystusa, wiodła przez dziką pustynię, na której szalały węże o śmiertelnym jadzie, a Jerozolima przygotowywała się właśnie do zabicia baranka, czcząc jednocześnie po cichu złotego cielca, czego symbolem było 30 srebrników, jakie otrzymał Judasz za zdradę swego Mistrza. Święte miasto, spacyfikowane zostało prawie całkowicie przez zakłamaną pobożność […]]]>

Droga z Getsemani na Golgotę, gdzie stanął krzyż Chrystusa, wiodła przez dziką pustynię, na której szalały węże o śmiertelnym jadzie, a Jerozolima przygotowywała się właśnie do zabicia baranka, czcząc jednocześnie po cichu złotego cielca, czego symbolem było 30 srebrników, jakie otrzymał Judasz za zdradę swego Mistrza.

Święte miasto, spacyfikowane zostało prawie całkowicie przez zakłamaną pobożność złego ducha i szykowało się do tego, aby rozpocząć swój rozpustny taniec. Tym bardziej że w zaułkach miasta już czuć było coraz bardziej zapach świeżo uwędzonej kiełbasy i gotowanej kapusty z grochem.

Po grzmotach, nagłej ulewie i zachwianiu się ziemi, czyli po skończonej agonii Chrystusa, nagle nastąpiła głucha cisza. Tłumy uczestników krwawego widowiska pośpiesznie rozeszły się do swych domów, żołnierze do koszarów, pod krzyżem została tylko Maryja i kilka najbardziej jej bliskich osób.

Zdjęli martwe ciało Jezusa z drewnianej kołyski krzyża i nagiego złożyli na jej matczynym łonie, jak gdyby chodziło o małe dziecko, a nie o dorosłego mężczyznę. Patrzyli na nią nieruchomym wzrokiem, nie rozumiejąc wcale tego, że dla niej nie było to pożegnanie, ale rodzenie Jezusa, do nowego, zmartwychwstałego życia.

Właśnie dlatego była taka bardzo skupiona, gdy śpiewała Mu paschalną pieśń o Słudze Jahwe. Nikt tego nie słyszał, bo śpiewała ją w swym sercu, obejmując nią wszystkie czasy i wszystkie przestrzenie, które historię ziemi i wszystkich ludów doprowadziły właśnie tutaj, pod krzyż, na Golgotę.

Było tam wspomnienie wyjścia z Egiptu i przejście suchą nogą przez Morze Czerwone, manna i marsz przez pustynię, woda cudownie wydobyta ze skały, zniszczenie złotego cielca i ratunek dla tych, którzy z wiarą na niego spoglądali i wreszcie była tam Ostatnia Wieczerza, czyli Eucharystia, jako początek tego, co trzeciego dnia miało się wydarzyć.

To, co przeżywała Maryja, gdy nagie, zakrwawione ciało Zbawiciela świata obejmowała rękami, jest tajemnicą jej niepokalanego serca, czyli jej kolejnego „fiat”, a właściwie ciągle tego samego, tylko że teraz jeszcze bardziej rozumiejącego tajemnicy krzyża, a mianowicie tego, że zbawienie człowieka ma jego kształt, a miłość – jego treść.

Jej medytację przerwała konieczność zatoczenia olbrzymiego kamienia na wejście do grobu, ale nie została bynajmniej przerwana tą koniecznością jej modlitwa. Trwała ona nadal i Maryja przyrzekła w niej Bogu, bo Syn w tej chwili słów jej nie mógł usłyszeć, że przyjdzie Go obudzić trzeciego dnia przed brzaskiem, zanim po szabacie przybędą kobiety, aby Jego ciało namaścić.

Potem jeszcze tylko zdążyła nałożyć Mu lnianą chustę na głowę i delikatnie pogłaskać Jego twarz, jak głaszczą swoje niemowlęta ich kochające matki i udała się prostą drogą bez oglądania się wstecz do domu, który z krzyża podarował jej konający Syn, aby mogła rozpocząć w nim swoją nową misję jako Matka Kościoła.

Zdjęcie autorstwa Eva Elijas z Pexels

 

]]>
Fiat w Ogrójcu https://jezuici.pl/2022/04/fiat-w-ogrojcu/ Mon, 25 Apr 2022 13:25:41 +0000 https://jezuici.pl/?p=75842 Podobno maki zmieniły kolor z czerwonego na czarny w noc, w którą Jezus modlił się w Ogrodzie Oliwnym, po opuszczeniu wieczernika. Po dotarciu na miejsce, Jezus wybrał sobie trzech apostołów, tych samych, którzy wcześniej byli świadkami cudu Przemienienia i odszedł z nimi trochę dalej, aby czuwali tam razem z Nim. W pewnym momencie odłączył się […]]]>

Podobno maki zmieniły kolor z czerwonego na czarny w noc, w którą Jezus modlił się w Ogrodzie Oliwnym, po opuszczeniu wieczernika. Po dotarciu na miejsce, Jezus wybrał sobie trzech apostołów, tych samych, którzy wcześniej byli świadkami cudu Przemienienia i odszedł z nimi trochę dalej, aby czuwali tam razem z Nim. W pewnym momencie odłączył się od nich i w odległości rzutu kamieniem rzucił się na ziemię, aby modlić się samotnie. Mówił tam na głos do Ojca, płakał i wołał. Jasne światło księżyca patrzyło na Niego zimnym wzrokiem, a maki straciły właśnie swój kolor, gdy On z bólu omdlewał – tak przynajmniej po dziś dzień jest legenda.

Krwawy pot perlił się na Jego policzkach i czole, cały czas trwania Jego duchowej agonii. Roje komarów wirowały przy Jego głowie, a szatan nieustannie szeptał Mu do ucha: „popatrz, coś narobił sam sobie”. W tym czasie trzech uczniów, którzy mieli razem z Nim czuwać, zapadło w dziwny sen – leżąc rozciągnięci na ziemi, jak gdyby opili się wina, majaczyli przez coś o dwóch mieczach, o uczcie królewskiej i o pierwszych miejscach w Jerozolimie.

W pewnym momencie Jezus poczuł ulgę, jak gdyby nagle jakieś tajemnicze okno się otworzyło i spłynął na Niego ożywczy powiew powietrza, taki sam jaki sobie przypominał z Nazaretu, kiedy siadał na progu domu i patrzył w rozgwieżdżone niebo. Mignął mu nawet przed oczyma obraz sprzed lat, przedstawiający Jego samego jako młodego chłopca, uśmiechniętą twarz Józefa, a obok stała Jego matka, Maryja. I usłyszał jej głos, zupełnie jak gdyby była tuż przy Nim, mówiła: „Synu, Twój Ojciec nigdy Cię nie opuści i ja też zawsze będę z Tobą”.

Po wypowiedzeniu tych słów Maryja milcząco Go do siebie przytuliła, o czym wspomina zresztą Ewangelia, mówiąc o tym, że Jezus był pocieszany przez anioła podczas Jego modlitwy w Getsemani. I to był właśnie ten jedyny moment, kiedy przestały Mu dokuczać komary i światło księżyca nie było takie zimne. Uśmiechnął się nawet do niej, gdy chustą, którą miała ze sobą, otarła krwawy pot z Jego twarzy.

Potem jeszcze dłuższą chwilę modlili się razem przytuleni do siebie, aż w końcu Maryja, trzymając oburącz Jego głowę w swych dłoniach i patrząc Mu głęboko w oczy, wyszeptała: Synu, przyszła Twoja godzina, która jest godziną pełnego wykonania mojego „fiat”, przyrzeczonego Bogu.

Zdjęcie autorstwa David Bartus z Pexels

 

]]>
Pierwsze widzenie rezurekcyjne (J 20,1-9) https://jezuici.pl/2022/04/pierwsze-widzenie-rezurekcyjne-j-201-9/ Sun, 17 Apr 2022 11:05:12 +0000 https://jezuici.pl/?p=75692 Pierwsze widzenie rezurekcyjne polegało na tym, że Maria Magdalena „zobaczyła kamień odsunięty od grobu”. Potem „pobiegła” jak gdyby ten odsunięty kamień uwolnił ją osobiście i „przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”. Zwraca tutaj naszą uwagę fakt, […]]]>

Pierwsze widzenie rezurekcyjne polegało na tym, że Maria Magdalena „zobaczyła kamień odsunięty od grobu”. Potem „pobiegła” jak gdyby ten odsunięty kamień uwolnił ją osobiście i „przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono”.

Zwraca tutaj naszą uwagę fakt, że mówiła nie o zwłokach, czyli nie o śmierci, którą byli wstrząśnięci i w której grobowym mroku byli zamknięci apostołowie, ale o Panu, którego nie ma w grobie. Czyniła to nie tylko w swoim własnym imieniu, ale w imieniu nas wszystkich mówiąc: „nie wiemy”.

Następnym etapem było wyjście Piotra i Jana z ich żałobnego domu i udanie się do grobu: „szli do grobu, biegli obydwaj razem”. „Szli i biegli”, jak gdyby się wahali czy przypadkiem nie robią głupstwa, udając się za Maria Magdaleną, aż w końcu pozbyli się obaw i dotarli do celu.

Jan „przybył pierwszy do grobu”, ale z uwagi na starszeństwo Piotra poczekał na niego, aby ten mógł wejść pierwszy. Nic na tym bynajmniej nie stracił, że uszanował tę zasadę, bo chociaż wszedł za nim, to oprócz tego, co zobaczył Piotr, a mianowicie „płótna oraz chustę, która była na głowie Jezusa, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu” to jeszcze uwierzył: „ujrzał i uwierzył”.

Może było mu łatwiej uwierzyć, bo nie tylko był „uczniem, którego Jezus kochał”, ale uczniem, który kochał Jezusa w najprostszy sposób, najbardziej szczerze i jako najmłodszy spośród nich – jeszcze trochę po dziecięcemu? (J 20,1-9)

Niech Jezus Chrystus ożywi nas swoją łaską zmartwychwstania. Niech gorliwa miłość Marii Magdaleny pomoże nam Go szukać w jałowe poranki naszego zniechęcenia. Niechaj apostołowie Piotr i Jan pobudzą nas skutecznie do tego, abyśmy opuścili nasze żałobne domy, „idąc i biegnąc” do celu, do spotkania z Bogiem, w radości zmartwychwstania, stając się wiarygodnymi świadkami Jego Miłosierdzia, w Chrystusie, naszym Bracie i Panu.

 

 

]]>
Kamuflaż Judasza (J 13,21-38) https://jezuici.pl/2022/04/kamuflaz-judasza-j-1321-38/ Thu, 14 Apr 2022 18:58:34 +0000 https://jezuici.pl/?p=75629 Tylko kilka dni dzieliło ich od paschy. Ciasny pierścień wrogości zewsząd ich otaczał i robił się coraz bardziej nachalny. Coraz więcej pojawiało się znaków , że elita władzy i najwyżsi kapłani są zdecydowani brutalnie pozbyć się Jezusa, jak wcześniej uczynił to król Herod z Janem Chrzcicielem. Jezus z apostołami odpoczywali podczas jednej z ostatnich wspólnych […]]]>

Tylko kilka dni dzieliło ich od paschy. Ciasny pierścień wrogości zewsząd ich otaczał i robił się coraz bardziej nachalny. Coraz więcej pojawiało się znaków , że elita władzy i najwyżsi kapłani są zdecydowani brutalnie pozbyć się Jezusa, jak wcześniej uczynił to król Herod z Janem Chrzcicielem.

Jezus z apostołami odpoczywali podczas jednej z ostatnich wspólnych kolacji, z dala od nieprzyjaznych oczu które za nimi nieustannie goniły. Jan oparł się głową o pierś Mistrza, wszyscy rozmawiali ze sobą jak zwykle, ale atmosfera była jednak napięta i przytłaczał ich smutek, pogłębiony przez nagłe stwierdzenie Jezusa, że jeden z nich Go zdradzi. Zaczęli pytać przestraszeni jeden przez drugiego: czy to o niego chodzi, dając w ten sposób znać o swoim duchowym pogubieniu.

Zdrajcą okazał się Judasz, który umiał się dobrze kamuflować. Nie dalej jak poprzedniego dnia przecież manifestował swoją wrażliwość moralną, robiąc Marii, siostrze Marty i Łazarza publiczną awanturę za to, że namaściła stopy Jezusa drogocennym olejkiem, gdy można było wspomóc za te pieniądze wielu biedaków. W rzeczywistości jednak był to ukryty atak na Jezusa, za to, że jej na takie kosztowne kaprysy pozwala.

Zaślepiony zdradą Judasz nie dostrzegał jednak tego, czego i my często nie dostrzegamy, że w istocie nie o kobiecy, emocjonalny kaprys tutaj chodzi i nie o pieniądze, ale o miłość i to nie tyle nawet tę Marii, ile o tę zbawczą, paschalną, jak w każdej Eucharystii – o miłość Chrystusa, którą należy przeżywać tak jak ona, jak Maria, jako całkowite oddanie się Jezusowi, z wdzięczności za Jego oddanie się za nas na krzyżu.

Kamuflaż Judasza okazał się dla niego szatańską pułapką, z której nie umiał się już wyplątać. Ewangelia wyraża to bardzo lapidarnie: „Była noc”. Ogarnęła go przerażająca samotność, strach i beznadzieja i w tym momencie padają zupełnie niezrozumiałe słowa Jezusa: „Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony”.

Nie trzeba ich jednak rozumieć jako wyraz ulgi z powodu odejścia Judasza, ale jako wyraźną akceptację przez Niego krzyża, który stał się dużo bliższy po zdradzie Judasza. Jezus nie został zmuszony oddać swego życia w ofierze, On chce to uczynić i wewnętrznie się na to zgadza. Nie zmusił Go do tego ani Herod, ani kapłani, ani zdrada Judasza, ale On sam świadomie się na to zgodził powodowany miłością do Ojca i do nas ludzi.

Ilustracja: Almeida Júnior, Wyrzuty sumienia Judasza (1880), Museu Nacional de Belas Artes.

 

]]>
Betania u nas (J 12,1-11) https://jezuici.pl/2022/04/betania-u-nas-j-121-11/ Tue, 12 Apr 2022 10:27:27 +0000 https://jezuici.pl/?p=75576 Tylko sześć dni dzieliło Jezusa od Paschy. Udając się do Jerozolimy, zatrzymał się, jak zwykle, w Betanii, gdzie był dom jego przyjaciół, Marty, Marii i Łazarza, którego Jezus wskrzesił z martwych po tym, jak cztery dni spędził już w grobie i jego ciało zaczęło się rozkładać. W tym domu, na cześć Jezusa, została urządzona uczta, […]]]>

Tylko sześć dni dzieliło Jezusa od Paschy. Udając się do Jerozolimy, zatrzymał się, jak zwykle, w Betanii, gdzie był dom jego przyjaciół, Marty, Marii i Łazarza, którego Jezus wskrzesił z martwych po tym, jak cztery dni spędził już w grobie i jego ciało zaczęło się rozkładać. W tym domu, na cześć Jezusa, została urządzona uczta, na którą przybyło dużo gości, również z tej przyczyny, że chciano zobaczyć Łazarza, świadka potężnego cudu Jezusa.

Nie ma jednak wątpliwości, że istotą tego przyjęcia – jego wewnętrzną tajemnicą – była przyjaźń jaka łączyła Jezusa z tą rodziną i ich dom w tym momencie był tego szczególnym świadectwem. Powiedzmy od razu, że nasze domy chrześcijańskie powinny być podobne do domu Marty, Marii i Łazarza i dlatego powinniśmy zauważyć, że każda z tych trzech osób w spotkanie Jezusem wnosiła coś oryginalnego, dzięki czemu ich dom stawał się w pewnym sensie świątynią, ponieważ to, co tam się odbywało, można śmiało nazwać celebrowaniem Bożego zbawienia.

Łazarz cały czas był u boku Jezusa, towarzysząc Mu w jedzeniu i rozmowach. Marta doglądała kuchni, dyrygowała dystrybucją pokarmów, dbała o porządek. Maria natomiast zachowała na to spotkanie fiolkę nardowego olejku i namaściła nim stopy Jezusa, tak że cały dom napełnił się jego zapachem.

Tak właśnie powinny wyglądać nasze domy, z tym że poczucie stałej obecności Bożej, czyli komunia z Chrystusem może mieć miejsce tylko wtedy, gdy wiara sięga tak głęboko ludzkiego serca, że budzi w nim stałe dziękczynienie za tę łaskę.

Czy mój dom ma coś wspólnego z domem Łazarza, Marty i Marii?

Żeby nie popaść w zbytni romantyzm, trzeba mieć jednak również i to na uwadze, że w takim domu pojawić się również może przykra kontestacja cudownej atmosfery spotkania z Boskim przyjacielem, inspirowana przez Złego, krytykująca niesprawiedliwie Marię za jej nadmierną dewocję, zaniedbującą biednych, a więc za brak prawdziwej miłości, gdy w rzeczywistości chodzi o kamuflaż Judasza jego zdradzieckiej duszy i jego złodziejskiego procederu.

Jezus obronił przed nim Marię, jak kiedyś uczynił to w stosunku do jej siostry, dając do zrozumienia, co dla nas jest bardzo ważne, że nie tyle materialna wartość olejku się liczy, co intencja jaka towarzyszy temu, kto tym olejkiem się posługuje i czemu to ostatecznie służy. W przypadku Marii chodziło o antycypowanie pogrzebu Chrystusa, z czego ona nie zdawała sobie sprawy, ale na tym właśnie polega Boża Miłość, że pozwala nam uczestniczyć w misterium zbawienia, przerastającym daleko naszą ludzką racjonalność, opierając się na ewidencji, jaką daje serce, czyli głębia Boskiego Ducha.

 

]]>
Nasz czas teraźniejszy https://jezuici.pl/2022/03/nasz-czas-terazniejszy/ Tue, 29 Mar 2022 16:22:17 +0000 https://jezuici.pl/?p=75299 Jedną z najbardziej trapiących człowieka pokus jest niezdrowa pogoń za poklaskiem. Bardzo nam na ogół zależy, abyśmy byli dobrze widziani i oceniani przez innych. Dbamy o nasz profil na facebooku i chętnie zbieramy serduszka i lajki. To samo odnosi się do wzajemnych relacji w zwyczajnym życiu, takim, jakie się toczy w tzw. realu. Na ogół […]]]>

Jedną z najbardziej trapiących człowieka pokus jest niezdrowa pogoń za poklaskiem. Bardzo nam na ogół zależy, abyśmy byli dobrze widziani i oceniani przez innych. Dbamy o nasz profil na facebooku i chętnie zbieramy serduszka i lajki. To samo odnosi się do wzajemnych relacji w zwyczajnym życiu, takim, jakie się toczy w tzw. realu.

Na ogół chętnie się angażujemy w to co jest dobrze widziane przez innych, ale też staramy się bronić – gdy jesteśmy uczciwi – naszych poglądów i wartości, z którymi się utożsamiamy, nawet jeśli nie byłby to powód do chwały w oczach innych osób i przyszło nam ponieść z tego tytułu jakąś ofiarę, podyktowaną wrogością albo nawet zemstą.

Nieraz przeszkodą do znalezienia trwałego porozumienia i jedności jest wykreowanie sobie zbyt idealnego obrazu drugiej osoby, czego nie da się potem obronić w warunkach normalnego życia. To co widziane z dystansu może fascynować, kiedy staje się zaś codzienne i bliskie, może być odbierane inaczej i wówczas fascynacja znika, bo okazuje się, że były to nasze upiększenia, nasza przesada w emocjach i naiwne wyobrażenia – jednym słowem – nasze złudzenia.

Dzieje się tak często z „idealnymi” parami narzeczonych i „wzorowymi” seminarzystami, żyjącymi w życiowo zmodyfikowanych warunkach tradycji, rytuału i społecznej kontroli, gdzie ich doskonałość się kończy i szybko się kruszy, wtedy gdy się kończy owa szczególna podpora, pozwalająca im bezkolizyjnie funkcjonować według programu, który został przez nich wybrany albo im narzucony.

Kilkakrotnie dzisiaj słyszałem krytykę pod adresem ludzi, którzy przyjmują u siebie Ukraińców uciekających do Polski przed okropnościami wojny. Przypominało mi to bardzo zażarte spory, które toczone były jeszcze do niedawna z powodu kovida 19 i szczepień. Pojawiło się to samo napięcie w rozmowie, zapowiadające agresję, różnice w myśleniu, postawach, ostre uwagi, oskarżenia o społeczną szkodliwość i konieczność drastycznych decyzji administracyjnych, a gdzieś pod spodem stawało się coraz bardziej widoczne, że chodzi o szczególną ideologię, mającą charakter quasi religii z jej prawdami i wymogami lojalności, niestety nieraz bardzo fanatyczną.

Nie ma sensu przytaczać argumentacji, jaka była użyta, bo nie o nią w tej chwili chodzi, ale o podkreślenie, że sama forma prowadzenia rozmowy była zła, stronnicza, albo wręcz wroga, agresywna, niszcząca więzy wzajemnego szacunku i w efekcie – głęboko obraźliwa. Nie jest teraz ważne, kto w tej przepychance był górą, bo w rzeczywistości obie strony poniosły porażkę i MY WSZYSCY zostaliśmy tym boleśnie dotknięci, ponieważ wrogie podziały i walki wewnętrzne zawsze ranią i osłabiają całe społeczeństwo.

Ciekawe, jak dalece do tego przyczyniła się niedawna pandemia i wszystkie związane z nią zarządzenia, a więc dystans i izolacja, zamknięcie życia w domowej przestrzeni i zajmowania się przez każdego jego własnym „zbawieniem”, czyli dążeniem do uniknięcia zarażenia koronawirusem. W każdym razie obecna fala uchodźcza z Ukrainy spowodowała zupełnie inną dynamikę społeczną. Po czasie przymusowej izolacji i dbania o dystans nastąpiła eksplozja dobrosąsiedzkiej troski i współpracy w ratowaniu życia, dając również szansę świeżemu powiewowi ducha.

Niestety zaczął się pojawiać tu i ówdzie trawiący nas ciągle wirus złej krytyki, który mnoży podziały, paraliżuje nasze działanie i zmniejsza nasze osiągnięcia. Na ogół jednak, jak dotąd, nie spowodował on poważniejszych protestów przeciwko pobytowi Ukraińców w Polsce, ponieważ zdecydowanie przeważają głosy poparcia. Jesteśmy świadkami nadzwyczajnej wprost solidarności społecznej z walczącą i cierpiącą Ukrainą. Niewątpliwie liczy się również bardzo świadomość, że chodzi tutaj o obronę przed zagrożeniem naszej wspólnej wolności i bezpieczeństwa.

Exodus uchodźczy i nasza nań odpowiedź umocniły nas moralnie, dając szansę głębszej przemianie w kierunku narodowego porozumienia i jedności, a tym samym większej zdolności do odpierania wrogich prowokacji politycznych, mnożących i pogłębiających nasze wzajemne podziały, które nierzadko posługują się kłamstwem i przekupstwem, dążącym do osłabienia i uzależnienia nas od obcej władzy.

Zdjęcie autorstwa Dmitry Demidov z Pexels

 

]]>
Oczywistość serca (Mk 5, 21-43) https://jezuici.pl/2022/03/oczywistosc-serca-mk-5-21-43/ Mon, 28 Mar 2022 06:45:13 +0000 https://jezuici.pl/?p=75271 Najpoważniejsze decyzje, takie które są jednocześnie osobowo najśmielsze i najbardziej autentyczne, wynikają z tego co można by określić mianem oczywistości serca. To w imię tej oczywistości zwierzchnik synagogi nie wahał się „upaść do nóg Jezusa i prosić Go usilnie” o ratunek dla swojej córki, pomimo tego, że mogło to być źle widziane i źle oceniane […]]]>

Najpoważniejsze decyzje, takie które są jednocześnie osobowo najśmielsze i najbardziej autentyczne, wynikają z tego co można by określić mianem oczywistości serca.

To w imię tej oczywistości zwierzchnik synagogi nie wahał się „upaść do nóg Jezusa i prosić Go usilnie” o ratunek dla swojej córki, pomimo tego, że mogło to być źle widziane i źle oceniane przez jego kolegów i znajomych z synagogi.

Ta sama oczywistość serca była imperatywem, który ośmielił zdesperowaną kobietę aby, bez pytania o oficjalną audiencję, przepchać się przez tłum w pobliże Jezusa i dotknąć się rąbka Jego sukmany, a potem publicznie „paść przed Nim i wyznać Mu całą prawdę”, gdy my natomiast na ogół, na wypowiedzenie całej prawdy nigdy się nie możemy zdecydować.

O wadze tego problemu świadczą słowa Jezusa: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź wolna od swej dolegliwości”. Bardzo wysoko Pan Jezus ocenił jej akt szczerości i odwagi, ponieważ dostrzegł w nim to co tak często umyka naszej uwadze, że oczywistość wiary rodzi osobową bliskość, czyli komunię. Jezus wyraził to tkliwym: „córko !”.

W życiu w duchowym łączą się ze sobą i uzupełniają dwie oczywistości: wiara i miłość, bo prawdziwą bliskość zrodzić może tylko prawdziwa miłość, a prawdziwa wiara dać tę powagę i delikatność duszy, bez której miłość szybko się psuje i usycha.

Jezus „wszedł tam, gdzie dziecko leżało, ujął dziewczynkę za rękę i rzekł do niej: „Talitha kum”, to znaczy: „Dziewczynko, mówię ci, wstań!” A kiedy oni „osłupieli wprost ze zdumienia” zwrócił się do nich i „przykazał im z naciskiem, żeby nikt o tym się nie dowiedział, polecając im dać jej jeść” .

O ile „danie jej jedzenia” jest dla nas normalną oczywistością, to „przykazanie im z naciskiem, żeby nikt o tym się nie dowiedział”, iż miał tu przed chwilą miejsce taki fenomenalny cud, stanowi dla nas otwarte pytanie, na które trudno znaleźć odpowiedź z całą oczywistością.

Jezusowi właśnie o to chodziło, aby nie pozostawiać nas z łatwymi odpowiedziami i powierzchownym podziwem dla cudów, które czynił, ale o to byśmy dzięki nim i Jego milczeniu posiedli mądrość serca, czyli oczywistość wiary. (Mk 5, 21-43)

Ilustracja: Wasilij Polenov (1844-1927)

 

]]>
Rozumieć własne oczy (Łk 16, 19-31) https://jezuici.pl/2022/03/rozumiec-wlasne-oczy-lk-16-19-31/ Mon, 28 Mar 2022 06:35:08 +0000 https://jezuici.pl/?p=75268 Bogacz był szanowanym człowiekiem, mającym piękny dom, noszącym szykowne ubrania, jadającym wyborne potrawy i atrakcyjnie spędzającym czas, który mu Bóg dał do dyspozycji. Czy można z tego powodu nazwać go grzesznikiem? Albo czy jest ktoś z nas, kto takiej wizji życia w duszy nie pieści, i nie życzy sobie, żeby się ona spełniła przynajmniej w […]]]>

Bogacz był szanowanym człowiekiem, mającym piękny dom, noszącym szykowne ubrania, jadającym wyborne potrawy i atrakcyjnie spędzającym czas, który mu Bóg dał do dyspozycji. Czy można z tego powodu nazwać go grzesznikiem? Albo czy jest ktoś z nas, kto takiej wizji życia w duszy nie pieści, i nie życzy sobie, żeby się ona spełniła przynajmniej w życiu jego dzieci? Czy nie dlatego zachęcamy je do nauki, a potem do tego aby wyjechały na Zachód, aby się szybciej mogły dorobić ?

Czy było coś w zachowaniu bogacza, co szczególnie drastycznie świadczyłoby o jego okrucieństwie i świadomym dręczeniu biedaka, leżącego cały pokryty wrzodami, koło bramy jego luksusowego domu? Ewangelia nic na ten temat nie mówi, a nawet wydaje się, że biedak zainstalował się koło jego domu za jego domniemaną zgodą, bo gdyby było inaczej, w łatwy sposób mógł go stamtąd wyekspediować. Pewnie też nakazał służbie, żeby go nie karmiono, ale nie znaczyło to, że ich kontrolował i że nie pozwalał, aby ktoś mu od czasu do czasu rzucił coś do zjedzenia.

Bogaczowi chodziło pewnie o to, jak i dzisiaj się to czyni, aby z ludźmi znajdującymi się w potrzebie uważać i nie przekroczyć pewnej granicy, poza którą można mieć z takimi biedakami jak Łazarz spore nawet problemy. Biedak może się rozzuchwalić, przekroczyć próg bramy, rozgościć się koło domu i nawet przeniknąć do środka , z całym niebezpieczeństwem chorób, jakie ze sobą niesie. Może również naściągać tutaj swoich kompanów i to wcale nie dlatego, że miałby zorganizować specjalną akcję w tym celu, ale dlatego, że takie jest życie i zawsze tak się dzieje, że nędzarze dowiadują się w szybko gdzie jest jakaś okazja i w mig się tam udają, żeby z niej skorzystać.

Czy można o bogaczu powiedzieć, że był złym człowiekiem nie wiedząc, jakie zło można mu zarzucić? Przecież Ewangelia nie mówi nic o tym, że go na przykład wyzywał, albo kazał go usunąć siłą i w ogóle, że jakiekolwiek zło uczynił w stosunku do niego, chociaż codziennie widywał go koło bramy swojego domu i bynajmniej nie było to dla niego powód do dumy, tym bardziej, że uliczne psy dosyć często przy Łazarzu się kręciły liżąc jego wrzody. Dlaczego zatem spotykała go taka surowa kara? Czy religia obowiązkowo każe nam zajmować się każdym biedakiem? Czy bogacz musiał się zaopiekować Łazarzem?

Przecież nie należał on do jego rodziny, a fakt, że nie miał przy sobie nikogo bliskiego, przemawiał raczej na jego niekorzyść. Mogła się pojawić również wątpliwość czy był on człowiekiem odpowiedzialnym, czy pracował i w ogóle czy starał się dobrze pokierować swoim losem, skoro znalazł się w takiej opłakanej sytuacji? Czy dbał o siebie i na przykład, czy utrzymywał się z pracy swoich, czy też wolał wygodnie żerować na dobroci innych ?

Bogacz nie raz zadawał sobie te pytania przekraczając próg swego domu i zawsze dochodził wówczas do konkluzji, że pewnie zasłużył sobie na taki właśnie los jaki go spotkał i zazwyczaj pobożnie oddawał tę sprawę Bogu, mówiąc sobie w duszy, że Bóg wie przecież wszystko o każdym człowieku i w Jego mocy byłoby na przykład w mgnieniu oka zmienić los tego człowieka, sprawić, że jego wrzody by zanikły, że odzyskałby siły, znalazł pracę i ludzki szacunek. Skoro jednak Bóg tego nie zrobił, to najlepszym rozwiązaniem dla człowieka wierzącego, jest przyjęcie Jego Bożej woli i zbytnio tą sprawą się nie niepokoić. Jedyne co może należałoby w tej sytuacji zrobić, to gorąco za to podziękować Bogu.

Na czym jednak konkretnie polegało przestępstwo bogacza i dlaczego spotkała go tak okrutna kara, dotąd jeszcze wyraźnie tego nie określiliśmy. Dlaczego znalazł się w piekle i cierpi męki, a Łazarz natomiast zażywa niebiańskich radości na łonie rodziny, wraz z protoplastą wszystkich świętych, Abrahamem? Pytanie jest tym bardziej na miejscu, że bogacz przyznał się przecież do winy i usilnie prosił Boga, aby przestrzec jego braci przed tym samym co on losem, modląc się pełen skruchy o ich nawrócenie.

Bóg mu odpowiedział, a tym samym i nam również, że każdy posiada niezbędną pomoc, aby się w życiu opamiętać i nie poddać złemu. Najważniejszy argument to wiara w Jezusa Chrystusa, który będąc Jednorodzonym Synem Boga, stał się człowiekiem, aby prowadzić nas drogą zbawienia. Został On kłamliwie oskarżony i skazany na haniebną śmierć na krzyżu. Jednak zmartwychwstał i żyje, stając się szansą zbawienia dla tych którzy wierzą w Niego.

Ze strony Boga, w Jezusie Chrystusie, zostało zatem uczynione wszystko. Resztę musi wykonać człowiek, jego uczciwość i wolna wola. Dużą pomocą na drodze zbawienia jest jednak drugi człowiek, jeżeli jego serce jest gotowe aby to uczynić, a nie zamknięte, jak serce tego bogacza z Ewangelii, który nic nie zrobił, aby pomóc pokrytemu wrzodami nieszczęśnikowi, leżącemu u bramy jego domu, by mu ulżyć w jego cierpieniach i okazać choć trochę serdeczności.

Grzechem bogacza było to, że Łazarz, praktycznie został przez niego uśmiercony, to znaczy potraktowany jak ktoś martwy za jego życia, jak ktoś przez Boga potępiony i skazany na piekło brudu, głodu, chorób, robaków i poniżenia. Do tego jeszcze bogacz w bluźnierczy sposób przekierował na Boga odpowiedzialność za swoja nieczułość serca, twierdząc, że taka jest wola Boża. W ten sposób sprytnie ukrywając swój egoizm, zdefraudował swoją wiarę i zbezcześcił święte imię miłosiernego Boga.

Na domiar złego, dołączył jeszcze do tego fałszywą modlitwę, dziękując w niej Bogu za to, że go ustrzegł od cierpienia, które było tak widoczne w progu jego domu. Wielbił za to Jego wielkie miłosierdzie i żyjąc w tym zakłamaniu nie dostrzegł, że w ten sposób wykopał przepaść, której już nie był w stanie przekroczyć i nikt nie był już w stanie podać mu pomocnej ręki. TO RYZYKO DZISIAJ CORAZ WYRAŹNIEJ NASZYMI OCZYMA WIDZIMY.

Ilustracja: Eugene Burnand (1850-1921)

 

]]>
Uzdrowiony (2 Krl 5, 1-15a) https://jezuici.pl/2022/03/uzdrowiony-2-krl-5-1-15a/ Wed, 23 Mar 2022 06:02:17 +0000 https://jezuici.pl/?p=75166 Bóg jest zawsze inny aniżeli nasze o Nim wyobrażenia. Doświadczył tego na przykład wódz wojsk Aramu, który się wybrał z wyjątkową misją do Izraela. Miał tam spotkać proroka Elizeusza, by ten uzdrowił go ze śmiertelnego zagrożenia trądu, czyli żeby dokonał cudu, bo na trąd nie było wówczas żadnego innego sposobu uleczenia. Wiózł ze sobą wielkie […]]]>

Bóg jest zawsze inny aniżeli nasze o Nim wyobrażenia. Doświadczył tego na przykład wódz wojsk Aramu, który się wybrał z wyjątkową misją do Izraela. Miał tam spotkać proroka Elizeusza, by ten uzdrowił go ze śmiertelnego zagrożenia trądu, czyli żeby dokonał cudu, bo na trąd nie było wówczas żadnego innego sposobu uleczenia. Wiózł ze sobą wielkie dary, godne spodziewanego cudu, a więc interwencji Boga i godne jego dworskiego stanowiska u króla Aramu.

W trakcie zbliżania się do miejsca spotkania, jego podniosły nastrój ustępować zaczął miejsca rozdrażnieniu, a potem nawet zdenerwowaniu. Nie widział żadnych gońców królewskich, żadnego śladu powitań, żadnych przewodników i na dodatek, obok zmęczenia podróżą, nużył go banalny widok biednych wiosek i ludzi bez twarzy, jak to odnotował sobie w duszy, bo z obojętnością patrzących na jego pielgrzymi orszak.

Gdy przybył do domu cudotwórcy, znalazł go zamknięty na cztery spusty, przy czym sam dom nie wyróżniał się niczym szczególnym, ot dom taki jak inne, z tynkiem z błota i trocin odpadającym wielkimi płatami z jego ścian. Było już skwarne południe i wszędzie była kompletna cisza, wypełniona ich bezradnym kręceniem się w kółko, szukając jakiegoś rozwiązania ich problem, bo przez długie minuty nikt domu nie otwierał, by wreszcie pojawił się sługa z niedbale zawiniętą chustą na głowie. Sam Elizeusz, wbrew oczekiwaniom Naamana, nie wyszedł, żeby się z nim przywitać. Sługa potraktował go bez żadnej dworskiej kurtuazji, ale i bez zaproszenia na prosty choćby posiłek. Powiedział tylko kilka słów pozdrowienia i wyjaśnił, że polecenie proroka jest proste: Naaman ma się udać na brzeg rzeki Jordan i w niej siedem razy ma się zanurzyć. To wszystko.

Naaman poczuł się dotknięty do żywego i musiał się powstrzymywać z całej siły, aby nie wybuchnąć gniewem, ale nie mógł tego przecież uczynić w obcym kraju, nieuzbrojony i może najważniejsze — nie mógł tego uczynić, bo po prostu, brakowało mu siły. Po raz pierwszy w życiu czuł się pokonany. Ogarnęło go uczucie głębokiego zawodu i rezygnacji. Prysła cała jego nadzieja. Śmierć znów pokazała mu swoją odrażającą twarz, drwiąc z niego i jego nieudanej wyprawy po cud. Rozkazał zatem swoim ludziom, aby natychmiast zawracać wozy i opuszczać to straszne miejsce jego największej życiowej porażki.

Przedtem jednak zdążył któryś z jego sług zdobyć się na odwagę, by go poprosić, chociaż to wydawało się takie beznadziejne, aby wykonać polecenie proroka Elizeusza. Ów sługa posłużył się bardzo prostym argumentem: gdyby coś trudnego zażądał od ciebie cudotwórca, czyż byś tego nie wykonał? O ileż bardziej zatem warto wykonać to, co takie łatwe.

Naaman uległ jego prośbie, tym bardziej że tego samego zdania byli również inni członkowie jego wyprawy. Wydawało się to uwłaczające powadze jego stanowiska i tak banalne, że aż niedorzeczne. W głębi duszy obawiał się nie tylko upokorzenia, ale również śmieszności. Miał się siedem razy obmyć w rzece, tak jak gdyby nie robił tego codziennie u siebie i to w asyście lekarzy, którzy starali się na jego chore ciało nakładać balsamy.

Kiedy zanurzał się po raz siódmy i stanął wyprostowany, nagle poczuł zmianę nie tylko na całym ciele, ale poczuł, ze zmieniło się coś w jego duszy. Otworzyła się w nim jakaś nowa przestrzeń i rozwarła tajemnicza brama. Pojawiło się światło. Ujrzał w nowy sposób swój kraj i swój dom i z radości chciał skakać teraz jak małe dziecko. Poczuł nagły przypływ mocy w sercu i napełniony został wdzięcznością do Boga. Pojawiły się łzy w jego oczach. Płakali z nim i śmiali się jego dworzanie.

Śmierć, która trzymała go w swych mocarnych kleszczach, została pokonana. Został cudownie uleczony. Bóg się nad nim zmiłował, czekając na niego u końca drogi, która wydawała się jemu zbyt siermiężna i pospolita, aby mogła być prawdziwa, wymagająca od człowieka jego pokroju i jego stanowiska zbyt wiele cierpliwości i pokory, aby mógł się na nią zgodzić i uczynić to, co mu prorok przepisał. Bóg jednak pomógł mu pokonać te przeszkody i został uzdrowiony — jego ciało i jego dusza.

Czy nie tak właśnie działają sakramenty Kościoła? Czy nie o tym mówi nam dzisiaj cudzoziemiec Naaman?

Photo attribution to Moody publishers through freebibleimages.org

 

]]>
Mir rodzinny (Rdz 37, 3-28) https://jezuici.pl/2022/03/mir-rodzinny-rdz-37-3-28/ Wed, 23 Mar 2022 05:48:44 +0000 https://jezuici.pl/?p=75163 Oto jak mir rodzinny się rozpada. Pozornie wszystko gra. Starsi synowie pasą owce daleko od rodzinnego domu, w okolicach Sychem, najmłodszy, Józef, został w domu, by cieszyć oko swojego ojca, bo ten go bardzo kochał i wyróżniał na każdym kroku, tłumacząc, że jest to jego pociecha przed rychłym zejściem do grobu. Nie znaczy to jednak, […]]]>

Oto jak mir rodzinny się rozpada. Pozornie wszystko gra. Starsi synowie pasą owce daleko od rodzinnego domu, w okolicach Sychem, najmłodszy, Józef, został w domu, by cieszyć oko swojego ojca, bo ten go bardzo kochał i wyróżniał na każdym kroku, tłumacząc, że jest to jego pociecha przed rychłym zejściem do grobu.

Nie znaczy to jednak, że ojciec nie czuwał nad sprawami domu i żeby miał kogokolwiek tym skrzywdzić. Po prostu Józef był najmłodszy i śmiały mu się oczy, wnosił wiele radości do życia domowego i wyraźnie tym odmłodził ojca, a przynajmniej go ożywił, słodząc mu lata jego starości swoją spontaniczną, młodzieńczą pogodą kogoś, kto był kochany i kochał szczerze.

Rzeczywistość jednak nie była taka, jak ją widziała jego miłość, ani też taka jak ją widział jego ojciec staruszek. W rzeczywistości bowiem jego starsi bracia, którzy pochodzili od innej matki, szczerze go nienawidzili, zazdrośni o miłość, jaką mu okazywał ich wspólny ojciec. Tym bardziej że eksponował ją niemal na każdym kroku. Szczególnie zaś denerwującym dla nich było i stało się nawet w pewnym sensie symbolem żywionej przez nich nienawiści, że otrzymał od ojca wykwintną sukmanę z długimi rękawami, co go wyróżniało od pozostałych braci.

Pomimo tego, że ich ojciec, Jakub, nigdy im tego nie wyraził, bo w jego sercu nie było żadnej wrogiej segregacji, to oni jednak w ten sposób rozumieli jego zachowanie. Serca ludzkiego nie można wprawdzie zaprogramować, ale można je niestety poddać pokusie i można je znieprawić. Tak właśnie stało się z sercami braci Józefa. Mir rodzinny tolerowany był przez nich tylko zewnętrznie i tylko w obecności ojca, gdy byli razem z nim, w domu. Gdy byli poza domem, ich bunt wrzał z całą siłą i z całym impetem wylewał się w ich rozmowach, kiedy się skarżyli na Józefa i myśleli o tym, jak wywrzeć na nim swoją zemstę.

Właśnie teraz nadeszła odpowiednia chwila, gdy ojciec posłał Józefa do jego starszych braci, pasących owce w okolicy Sychem, aby zobaczyć, jak im się wiedzie i aby z nimi trochę czasu spędzić. Uznali, że to sam Bóg zesłał im tę okazję i że błędem byłoby jej nie wykorzystać. Skoro ojciec szczerze chciał dać im znak swojej miłości, oni mu chcieli odpłacić tym samym, to znaczy usunąć przyczynę tego, co tę miłość nieustannie uniemożliwia w ich rodzinie. Zdecydowali zgładzić przyczynę ich wspólnego niezadowolenia, czyli po prostu zabić Józefa.

Pomysł starego ojca był dobry, bo chciał, aby wspólne przebywanie braci razem poza domem doprowadziło do ich większego wzajemnego zbratania, ale rzeczywistość była niestety inna. Jego intencje były szlachetne i bardzo praktyczne, ale nie do zrealizowania w ich realnym kontekście rodzinnym. Nie było możliwe uleczenie miru rodzinnego tam, gdzie tego miru już niestety wcale nie było, bo został całkowicie zniszczony, chociaż nie chcieli tego przed ojcem pokazywać.

Teraz cała ich wrogość wreszcie mogła wyjść z ukrycia. Siedząc wspólnie przed namiotem i widząc, że Józef się do nich zbliża, w jednej chwili porozumieli się między sobą, że go zabiją. Zamiar, który wcześniej musiał dojrzeć w ich sercach, teraz znalazł swoją chwilę spełnienia. Dlatego nie stanowiło dla nich żadnego problemu, aby go spoliczkować, oskarżyć o to, że się nieustannie nad nich wywyższa i że ojca nastawia przeciwko nim, pozbawiając ich w ten sposób praktycznie domu. W jednym momencie zdarli z niego jego wykwintną sukmanę z długimi rękawami i bez żadnych ceregieli wrzucili do wyschłej studni, aby skonał w niej z głodu i pragnienia. Sukmana miała zostać nasycona krwią i przedstawiona ojcu jako dowód, że tragicznie skończył życie rozszarpany przez dzikiego zwierza.

A ponieważ tak się złożyło, że przez to odludzie przechodziła właśnie kupiecka karawana, udająca się do Egiptu, wpadli na pomysł, aby zamiast go zabijać i bratnią krew własnoręcznie przelewać, lepiej jak go im sprzedadzą w niewolę. Tak uczynili i tak się pozornie skończyła historia rozpadu miru rodzinnego domu Jakuba. Skończyła się pozornie, bo w dzieje człowieka wpisane jest zawsze działanie Boże, który poprzez to, co człowiek czyni, nawet przez jego grzechy, które tragicznie znaczą krwią i zniszczeniem jego ludzką drogę, Bóg pomimo wszystko prowadzi nadal swoje dzieło zbawienia, otwierając coraz to nowe życiowe możliwości tym którzy się nawracają i szczerze pragną pełnić Jego wolę.

Ilustracja: Zygmunt Sokołowski, Józef sprzedany przez braci (1883)

 

]]>
Miara dobra https://jezuici.pl/2022/03/miara-dobra/ Fri, 18 Mar 2022 15:02:01 +0000 https://jezuici.pl/?p=75099 Kto jest dobry, spotka go dobro, kto czyni zło, zło go dopadnie i będzie mu przeszkodą w dostaniu się do Królestwa Niebieskiego. „Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6, 38) „Wstyd na naszych twarzach, naszych królów, naszych przywódców i naszych ojców, bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie.” (Dn 9, 4b-10) Nasza cywilizacja jest chora. […]]]>

Kto jest dobry, spotka go dobro, kto czyni zło, zło go dopadnie i będzie mu przeszkodą w dostaniu się do Królestwa Niebieskiego. „Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6, 38)

„Wstyd na naszych twarzach, naszych królów, naszych przywódców i naszych ojców, bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie.” (Dn 9, 4b-10)

Nasza cywilizacja jest chora. Rujnujemy nasze wczoraj, nasze teraz i nasze jutro.

Niszczymy dobro i promujemy zło albo z rozmysłem, albo też z czystej głupoty.

Jesteśmy wzajemnie dla siebie oskarżycielami, niesprawiedliwymi sędziami i katami.

Dumni się czujemy, często nie wiedząc nawet o tym, z kłamstwa i przemocy, a jednocześnie z tego samego powodu tracimy to co jest w życiu najcenniejsze, jego esencję, duszę.

Jesteśmy grzeszni Panie i potrzebujemy Twojego wybaczenia i ratunku. Zmiłuj się nad nami – z ufnością wołamy, bo Ty jesteś Miłosierny.

Nie tylko zgrzeszyliśmy Panie, ale ośmieszyliśmy się bardzo i teraz „wstyd jest na naszej twarzy” (Dn 9, 4b-10)

Wstydzimy się tego, że dumnie zadzieraliśmy nosa i nie chcieliśmy zwracać uwagi na Twoje wskazania, twierdząc, że wiemy lepiej i nie potrzebujemy twoich porad. Odrzuciliśmy Ciebie, uważając że jesteś przeszkodą w budowaniu naszego nowoczesnego świata, a tymczasem okazało się, że to Ty nas „wypędziłeś z powodu niewierności, jaką Ci okazaliśmy” i na naszą hańbę i szyderstwo – uczyniliśmy to naszymi własnymi rękami, naszymi pomysłami, decyzjami i ich rezultatami.

Oto zepsuliśmy ten świat i sami jesteśmy jak obłąkani, nienawidząc się wzajemnie i stale prowadząc ze sobą wojny. Dlatego wyznajemy nasz grzech Panie, chylimy przed Tobą głowy, przepraszamy i jednocześnie dziękujemy, gdyż to Ty nas przywiodłeś do opamiętania i zrozumienia Prawdy którą jest krzyż Twojego Syna, na którym za nas On życia oddał, dla nas zmartwychwstał i żyje, abyśmy porzucili ścieżki złego i drogą zbawienia kroczyli.

Nie pamiętaj nam win przodków naszych,
niech szybko nas spotka Twoje zmiłowanie,
gdyż bardzo jesteśmy słabi.
Wspomóż nas, Boże, nasz Zbawco,
dla chwały Twojego imienia;
wyzwól nas i odpuść nam grzechy
przez wzgląd na swoje imię.
Niech jęk pojmanych dojdzie do Ciebie
i mocą Twego ramienia ocal na śmierć skazanych.
My zaś, lud Twój i owce Twojej trzody,
będziemy wielbić Ciebie na wieki
i przez pokolenia głosić Twoją chwałę.
(Z Ps 79)

Zdjęcie autorstwa Sharon McCutcheon z Pexels

 

]]>
Powołanie do świętości https://jezuici.pl/2022/03/powolanie-do-swietosci/ Fri, 18 Mar 2022 13:53:00 +0000 https://jezuici.pl/?p=75096 Dobroć ludzka jest cenna, bo pochodzi od Boga i promieniuje Bogiem w ciemnościach egoizmu w jakich świat jest pogrążony. Dobroć ludzka jest największym skarbem i najlepszym lekarstwem zarówno dla każdego pojedynczego człowieka, jak i dla całych społeczności. Dobroć ludzka jest twórcza, piękna, pożądana, potrzebna, gdyż ratuje to co umiera i naprawia to co zawodzi, odradza […]]]>

Dobroć ludzka jest cenna, bo pochodzi od Boga i promieniuje Bogiem w ciemnościach egoizmu w jakich świat jest pogrążony.

Dobroć ludzka jest największym skarbem i najlepszym lekarstwem zarówno dla każdego pojedynczego człowieka, jak i dla całych społeczności.

Dobroć ludzka jest twórcza, piękna, pożądana, potrzebna, gdyż ratuje to co umiera i naprawia to co zawodzi, odradza to co stare i czyni je młodym.

Dobroć ludzka jest ratunkiem i nadzieją dla zrozpaczonych i porzuconych, nagich, głodnych, ubogich – jest Bożym cudem Wcielenia – darem gotowym do wzięcia przez wszystkich którzy wierzą i wyczekują Bożego zbawienia.

Świętość prawdziwa to po prostu dobro, takie zwykłe jak uczciwość, prawda, sprawiedliwość.

Świętość – to bez żadnych udziwnień i teatralności – miłość. Taka prosta, domowa, rodzinna, przyjacielska, swojska.

Świętość to odnoszenie uczuć i myśli, oraz wszystkiego co się robi do Boga.

Świętość to sakrament drugiego człowieka dany nam przez Boga, abyśmy dzięki miłości byli Jego obrazem i podobieństwem, ze szczególnym uwzględnieniem miłości do „braci najmniejszych” Chrystusa.

Najbardziej zatem na naszą miłość zasługują ci bracia którzy się jeszcze nie narodzili, ale czekają na to w łonach ich matek. Jak bardzo diaboliczne, najbardziej obrażające Boga jest ich zabijanie i to z ręki tych którzy powinni najbardziej ich chronić i kochać.

Bynajmniej nie należy tych oskarżeń zrzucać tylko na kobiety, gdyż one bardziej od mężczyzn są ofiarami aborcji, dokonywanej przecież w ich ciele. (Kpł 19, 1-2. 11-18 i Mt 25, 31-46)

Zdjęcie autorstwa Emma Bauso z Pexels

 

]]>
Co robić https://jezuici.pl/2022/03/co-robic-2/ Sat, 12 Mar 2022 16:14:54 +0000 https://jezuici.pl/?p=74841 Wyobraźmy sobie, że z wielką precyzją, za każdym razem gdy tylko ktoś popełnia grzech, spada na niego kara: słońce mu gaśnie, deszcz nie pada i dotykają go w sposób nieubłagany jeszcze jakieś inne plagi, zależnie od wielkości przewinienia. Czy ludzie nie byliby wówczas doskonali, albo pewnie lepiej jest skwitować taki przykład stwierdzeniem, że pewnie nie […]]]>

Wyobraźmy sobie, że z wielką precyzją, za każdym razem gdy tylko ktoś popełnia grzech, spada na niego kara: słońce mu gaśnie, deszcz nie pada i dotykają go w sposób nieubłagany jeszcze jakieś inne plagi, zależnie od wielkości przewinienia. Czy ludzie nie byliby wówczas doskonali, albo pewnie lepiej jest skwitować taki przykład stwierdzeniem, że pewnie nie byłoby wtedy w ogóle żadnego człowieka.

Wymóg tak doskonałej moralności i odpowiadającej jej doskonałością „miłości” mógłby spełnić tylko specjalny komputerowy program i działająca według niego sztuczna inteligencja, tymczasem prawdziwa miłość może być tylko wolna, o taką chodzi Bogu i o niej mówi Ewangelia, gdyż JEDYNY PRAWDZIWY BÓG nie jest żadnym doskonałym programem komputerowym, ale jest i stanowi MISTERIUM OSOBOWEJ MIŁOŚCI.

Daleko nam oczywiście do Boskiej doskonałości, ale Ewangelia jednak wprost mówi i nie da się tego przecież z niej wymazać, że wolą Bożą jest abyśmy „miłowali swych nieprzyjaciół i modlili się za tych którzy nas prześladują”. Nie daj Boże zatem, na przykład dzisiaj, w sytuacji w jakiej się obecnie znajdujemy, żebyśmy żywili wrogość i podsycali niechęć do Rosjan.

Tak samo, źle by się działo, co byłoby odwrotną stroną tego samego fałszywego medalu wrogości, gdybyśmy chełpili się tym, że jedynie my w całej Europie potrafimy szczerze pomagać uchodźcom, gdy w rzeczywistości nie wiemy, czy po kilku tygodniach nie wygaśnie wśród nas euforia pomagania, nie zmaleje empatia dla uciekinierów, a wtedy, co jest jeszcze gorsze, zaczniemy o to obwiniać się wzajemnie i uskarżać na wszystkich innych dookoła, bo trudną rzeczą jest przyznać się do własnego grzechu, nie tylko tego zbiorczego, wyznawanego w liczbie mnogiej, ale tego osobistego, który dotyczy mnie osobiście, oraz wspólnoty z którą się identyfikuję.

Ta umiejętność jest nam bardzo potrzebna, ponieważ nasza wspólnota narodowa, państwowa i również w jakimś stopniu ta kościelna, systematycznie się kompromituje na szerokim forum publicznym, zaskarbiając sobie międzynarodowy ironiczny uśmiech pogardy i lekceważenia, gdy przedstawianym przez nas racjom na różnych poważnych forach, towarzyszą manifestacje wzajemnej nienawiści i to o takim natężeniu, że brak szacunku dla nas, staje się nie tylko zrozumiały wówczas, ale wręcz słuszny i pożądany.

Z drugiej strony jednak, musimy to dzisiaj zauważyć, głośno to wypowiedzieć oraz Bogu za to podziękować, że pozwolił nam wytrzymać tak niesamowicie wielką presję zewnętrzną jak i wewnętrzną wywieraną na nas, a mimo wszystko nie rozpaść się na drobne kawałki jako naród i jako państwo i nie dać się zdezintegrować, zatracając naszą narodową tożsamość, zdradzając naszą historię, gubiąc samych siebie i oddalając się od Boga, dzięki któremu, ostaliśmy się jako wspólnota, chociaż mocno jest ona dzisiaj poturbowana przez walki wewnętrzne i osłabiona tym co z zewnątrz w nas uderza.

Jednak i o tym również powinniśmy pamiętać, że paradoksalnie, to co nas niszczy, może się stać naszą siłą, gdy dostrzeżemy, że jest w tym znak Boży, czyli że manifestuje się w tym Jego mądrość i siła. W tym jest właśnie nasza nadzieja, że Bóg jest obecny w naszej historii i historii świata poprzez swoją niezniszczalną Prawdę i zbawczą Siłę. On jest Miłością, która nie idzie na kompromisy ze złem i mimo potęgi zła, każdą jego presję przetrzyma, bo KRZYŻ Chrystusa nie jest ponurym znakiem zwycięstwa szatana, ale znakiem jego klęski, jest krzyżem chwały, zwycięstwa Bożego zbawienia.

Krzyż jest znakiem Chrystusowego zwycięstwa nad grzechem, Boskim znakiem aktualności prawdy o Jego obecności w nas samych, przede wszystkim poprzez naszą zdolność do pojednania. W niej manifestuje się najbardziej nasze odrodzenie wewnętrzne i moc Chrystusowego zmartwychwstania. Ten kto prawdziwie wierzy w Niego, trzeba aby ten znak przyjął i całkowicie Bogu zaufał, aby poszedł za tym znakiem z odwagą świętych świadków naszej wiary i pomimo całego zepsucia, braku jedności, skandali i relatywizowania prawdy – nie załamał się i nie wycofał, budując na miłości do Boga i na pokoju i jedności pomiędzy nami.

Dlatego trzeba nam nieustannie Boga prosić o pomoc i o dobre rozeznanie, aby nie iść za fałszywymi prorokami, który promują siebie samych powołując się na Boże imię i nie ulec propagandzie, która przedstawia ludzką ideologię jako Boży projekt zbawienia, wzywając do jego poparcia tak jak gdyby chodziło o zaangażowanie w budowanie Królestwa Bożego.

Konieczne jest pójście za przykładem świętych, nie tyle nawet ich naśladując, co raczej towarzysząc im w spełnianiu heroicznej misji Chrystusa, którą jest POJEDNANIE, której niebanalnym znakiem autentyczności jest modlitwa o rychłe zakończenie wojny, o pomoc dla jej ofiar, oraz o obecność w naszych sercach szczerej prośby o błogosławieństwo Boże dla narodu rosyjskiego, ukraińskiego, białoruskiego i dla wszystkich narodów świata, wszystkich ludzi i dla nas również – prośby o błogosławieństwo pokoju i pojednania i nasze praktyczne w nią zaangażowanie.

Jeżeli nasza modlitwa będzie prawdziwa, to pojawią się już zaraz, już teraz, tysięczne sposoby jej praktycznego urzeczywistnienia. Pojawią się cuda Bożej łaski. Pośród znoju i trudu pokonywania przeszkód, pojawią się nagle źródła na pustyni, zazieleni się na niej trawa i przemieni się ona w żyzne pastwisko, jak głoszą o tym wszystkie proroctwa odnoszące się do Bożego zbawienia.

Trzeba tylko wyraźnie dać do zrozumienia pewnym siebie radykałom politycznym i prorokom Bożego gniewu i zniszczenia, którzy szczycą się własnym zapałem do pełnienia misji ratowania człowieka i to do tego stopnia, że nawet miłość gotowi są poświęcić aby ich misja była tym bardziej skuteczna. Trzeba ich przekonać, aby z niej zrezygnowali, niż aby mieli ją opierać na kłamliwym przekonaniu, że bez Boga może być ona bardziej skuteczna i że w ogóle może się udać.

Nie można się zgodzić na nowoczesną i jednocześnie ciągle obecną w historii pokusę do zmodyfikowania naszej wiary i zamiast dbać o posłuszeństwo Bogu, starać się Pana Boga przekonać, a przede wszystkim tych którzy w Niego wierzą, że rola Boga polega na tym aby błogosławić wymyślonej przez człowieka ideologii i raczej w nią się nie mieszać i nie interweniować. Ten rodzaj pogaństwa trzeba zdecydowanie ukrócić, gdyż „ nie można dwom panom służyć” – uroczyście przecież przyrzekaliśmy, że Jezus Chrystus jest naszym Panem i Królem.

Foto: pexels/pixabay

 

]]>
Taka jest właśnie wola Boga https://jezuici.pl/2022/02/taka-jest-wlasnie-wola-boga/ Tue, 22 Feb 2022 18:45:06 +0000 https://jezuici.pl/?p=74360 Dzisiaj mija równo 91 lat od pierwszego mistycznego spotkania św. Faustyny z Jezusem Miłosiernym (22.02.1931). Dzisiaj też, jak donoszą wszystkie media, Rosjanie zbrojnie wkroczyli do Ukrainy. Świat nie wie co robić, bo z jednej strony nie chce wojny, ale z drugiej, wymuszonego strachem pokoju, też nie może uznać, że jest to pokój prawdziwy. Co robi […]]]>

Dzisiaj mija równo 91 lat od pierwszego mistycznego spotkania św. Faustyny z Jezusem Miłosiernym (22.02.1931). Dzisiaj też, jak donoszą wszystkie media, Rosjanie zbrojnie wkroczyli do Ukrainy. Świat nie wie co robić, bo z jednej strony nie chce wojny, ale z drugiej, wymuszonego strachem pokoju, też nie może uznać, że jest to pokój prawdziwy.

Co robi Kościół w tej chwili? Czeka na znak wezwania do miłości? Przecież innych aniżeli miłość wezwań w Kościele nie ma, a argumentem może być chociażby ostatnia niedziela, sprzed paru dni, wzywająca do miłości nieprzyjaciół, modlenia się za tych którzy nas prześladują, błogosławienia tym którzy o nas źle mówią.

Nie ma też wątpliwości, że nie zabijaj znaczy nie zabijaj, nie kradnij, odnosi się też do tego aby nikogo nie rabować, a nie cudzołóż do nie odzierania z godności człowieka, również w inny sposób aniżeli tylko zdrada małżeńska. Dlatego jasną jest rzeczą, że BÓG NIE CHCE WOJNY i pod tym względem nie wolno nikogo zwodzić fałszywym tłumaczeniem Ewangelii.

Wojna, jak każdy grzech, powinna być potępiona, byśmy do grzechu wojny, która wybuchła na Ukrainie nie dodawali jeszcze grzechu naszego włączenia się w nią, zwiększając w ten sposób poziom wzajemnej nienawiści i ogromy spustoszenia.

Nie jest wolą Boga abyśmy zabijali się wzajemnie, nawet wtedy gdy palcem możemy wskazać agresora, gdy nie rozumiemy podstawowej prawdy, że jeśli chodzi o grzech, to Bogu nie o śmierć grzesznika chodzi, ale o jego nawrócenie i ono dopiero jest prawdziwym, wspólnym zwycięstwem Boga i człowieka, jednocześne.

Nasza nadzieja jest w Miłosiernym Chrystusie. Spieszmy się zatem miłować, a nie nienawidzić. Nie idźmy za wojennym etosem szatana, ale szukajmy Bożego Zbawienia i spójrzmy na wielki znak na niebie, na jego kosmiczny wymiar, na słońce, gwiazdy, księżyc pod stopami Niewiasty i zmiażdżony łeb węża. Spójrzmy na Maryję i ratujmy nasz wspólny dom Kościoła, Ojczyzny, Świata.

Nie dajmy się strachowi i panice, ale nie dajmy się też oszukać fałszywej euforii „rycerskiej”. Nie zachwycajmy się Abramsami ani tym że przeleciały się cudowne po naszym niebie F-ptaki. Te ptaki odlatują, Abramsy się psują, a ludzie umierają i groby kopią im najbliżsi.

Kto prze do wojaczki, niech się wykaże troską o życie, żeby je skutecznie chronić. Zanim będą reklamowali bohaterskie umieranie, niech zadbają o dostęp do wody pitnej, niech pomoga przygotować zapasy węgla do ogrzewania domów, ziarna do obsiania nimi pól i zapasów chleba do wytrzymania przerw w jego dostawach, aby uniknąć ulicznej przemocy i zagrożenia naszych domów napadami bandyckimi.

Najważniejsza jest jednak miłość i do tej fundamentalnej prawdy nieustannie powinniśmy powracać, bo tylko ona stanowi podstawę prawdziwej solidarności społecznej, nie takiej która jest skierowana przeciwko innym, aby ich pokonać i zniszczyć, ale takiej która jest Bożym błogosławieństwem pokoju i pojednania dla nas wszystkich. Taka jest właśnie wola Boża.

Ojcze Miłosierny, „Dla bolesnej Meki Chrystusa miej miłosierdzie dla nas i dla całego świata”

 

]]>
I właśnie teraz https://jezuici.pl/2022/02/i-wlasnie-teraz/ Fri, 18 Feb 2022 15:59:37 +0000 https://jezuici.pl/?p=74244 I właśnie teraz jest historyczny moment aby Jezus Chrystus był naszym Panem i Królem. Teraz gdy ostrzy się miecze i strzały wkłada do kołczanów i szyki wojskowe się przed frontem wroga zwiera! Nie taka jednak jest nasza wizja tego co niesie ze sobą bieżąca dziejowa chwila, bo niejednokrotnie namawiano nas na to aby z honorem […]]]>

I właśnie teraz jest historyczny moment aby Jezus Chrystus był naszym Panem i Królem. Teraz gdy ostrzy się miecze i strzały wkłada do kołczanów i szyki wojskowe się przed frontem wroga zwiera!

Nie taka jednak jest nasza wizja tego co niesie ze sobą bieżąca dziejowa chwila, bo niejednokrotnie namawiano nas na to aby z honorem umierać dla powodzenia cudzej sprawy, a potem nam tłumaczono, że to nie oni, ale śmieje się z nas historia.

Wojna jest teraz komu innemu potrzebna – nie nam – i dlatego pcha się nas gorliwie w wojnie objęcia jako historycznie wypróbowane dobre mięso armatnie. Powinniśmy uroczyście przysiąc sobie samym, że dość już soldateski w naszym wydaniu, po to żeby inni mogli się swobodnie bogacić i pomiatać potem nami, jako ofiarami politycznych złudzeń.

Miejmy odwagę dotrzymywać zobowiązań które na siebie bierzemy, ale domagajmy się też ich spełnienia od „naszych partnerów”. Kierujmy się w naszych wyborach mądrością, a nie tylko „odwagą” abyśmy nie żałowali tego, że Polak przed szkoda i po szkodzie … jednakowy.

W żadnym wypadku nie bądźmy rasistami i nie dzielmy narodów na złe i dobre, a tym bardziej w żadnym wypadku nie uważajmy się za najlepszych. Nie pobudzajmy w sobie nienawiści bo ona nas zaślepi i zniszczy. Starajmy się natomiast o moralną siłę , abyśmy nie utracili nigdy szacunku dla ludzkiej godności każdego człowieka. Tego nas uczył Jan Paweł II i czas aby to dzisiaj dotarło do naszego serca. Chrystus jest naszym Panem, a my braćmi : Litwini, Ukraińcy, Rosjanie, Czesi, Słowacy, Niemcy, Żydzi, Amerykanie …

Wszyscy jesteśmy grzesznikami i wszyscy potrzebujący Bożego zbawienia.

POJEDNANIE jest hasłem i głównym wyzwaniem które chcielibyśmy realizować w dzisiejszym podzielonym świecie i Kościele. Dlatego też chcemy być wierni zasadzie szacunku dla godności każdego człowieka, traktując to jako kryterium naszego honoru i uczciwości. Nie chcemy kompromisów za cenę zdrady Boga i to jest nie tylko nasz obowiązek, ale nasza najwyższa duma.

Krzyż jest symbolem naszej wiary, ale jednocześnie rozumiemy, że będzie on wtedy pełniej przyjęty i zrozumiały, gdy towarzyszyć mu będzie Maryja, kobieta apokalipsy, Zwycięska Pani Wszystkich Narodów, depcząca bosymi stopami łeb węża, który boleśnie nas ukąsił w raju i poprzez cała historię zły wpływ na nas wywiera. Maryja dała nam i światu daje nieustannie Zbawiciela.

Zróbmy dla Maryi, to o co ona nieustannie prosi: NAWRÓĆMY się i nie dajmy się wmanipulować w hybrydową wojnę która już się toczy.

Skoro jest to wojna świata w którym żyjemy, żyjmy na tym świecie przynajmniej na naszych warunkach. Bądźmy wolni duchowo i mentalnie. Nie słuchajmy złej propagandy i nie wyrzucajmy z naszych serc szacunku dla Prawdy. Dajmy się jej poprowadzić – ona nas wyzwoli.

Maranata! Przyjdź nasz Panie!

Photo: pexels / pixabay

]]>
Tylko nie wstępuj do wsi (Mk 8, 22-26) https://jezuici.pl/2022/02/tylko-nie-wstepuj-do-wsi-mk-8-22-26/ Thu, 17 Feb 2022 08:04:44 +0000 https://jezuici.pl/?p=74162 „Jezus i Jego uczniowie przyszli do Betsaidy”. Wieść ta rozeszła się po okolicy i niektórzy szybko pospieszyli ze swoimi chorymi, aby ich uzdrowić, zanim pojawią się tłumy, trzeba się będzie przez nie przedzierać, napierając na siebie nawzajem i blokując sobie drogę. Mówi Ewangelia, że „Przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął”. Wyczuwa się […]]]>

„Jezus i Jego uczniowie przyszli do Betsaidy”. Wieść ta rozeszła się po okolicy i niektórzy szybko pospieszyli ze swoimi chorymi, aby ich uzdrowić, zanim pojawią się tłumy, trzeba się będzie przez nie przedzierać, napierając na siebie nawzajem i blokując sobie drogę.

Mówi Ewangelia, że „Przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął”. Wyczuwa się ze strony pragnących uleczenia wyraźny pośpiech. Są przygotowani do natychmiastowego działania i chcą aby wszystko odbyło się sprawnie, bez zbędnych zachodów i dłużyzn. Ponieważ chodzi o niewidomego, trzeba to powiedzieć Mistrzowi na samym początku, żeby nie zadawać zbędnych pytań i od razu sięgnąć do jego oczu.

Spojrzeli po sobie lekko zdziwionym oczyma, gdy Jezus „ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś”. Nie rozumieli tego zachowania, ale co mieli robić? W milczeniu podążali za nimi, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Niczego nie komentowali, ale widać było, że nie budziło ich zachwytu to co Jezus robił, tym bardziej, że nie wiedzieli jakie sa tego powody. Może okazali się zbyt bez obcesowi? Za bardzo się spieszyli? Zanim jeszcze Jezus o cokolwiek ich zapytał, oni już Go uprzedzili wezwaniem aby dotknął się niewidomego.

Jezus z jakiegoś powodu oddalił się poza wieś, prowadząc za rękę niewidomego, jak gdyby to miało jakieś istotne znaczenie, gdzie dojdzie do uzdrowienia. Wszyscy szli w głębokim milczeniu i coraz głębszym zamyśleniu, raz po raz napotykając czyjś zdziwiony wzrok. Po kilkunastu minutach, gdy znaleźli się już dość daleko, na odludziu, nagle Jezus przystanął i momentalnie zatrzymali wszyscy inni, pilnie patrząc na to co teraz będzie się działo. Wiatr właśnie ucichł, a księżyc niepodzielnie zaczął swoje królowanie na niebie. Jezus „Zwilżył (niewidomemu) oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: „Czy coś widzisz?”. Ten Mu odpowiedział, że niewiele, bo jak przyznał, widział ludzi „niby drzewa”.

Czyżby wyczerpała się moc Mistrza? W duszy tych którzy towarzyszyli niewidomemu pojawiły się pierwsze wątpliwości. Co teraz będzie ? Czy coś zostało przez nich niedopatrzone? Coś trzeba było zrobić, a oni tego nie dopatrzyli ? Jezus niczego im nie wyjaśniał. Po prostu spokojnie, jeszcze raz „położył ręce na jego oczy” i wówczas „I przejrzał on zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie”.

Znikło napięcie z twarzy uczestników tego zdarzenia i pojawiła się w ich spojrzeniach głęboka ulga. Niewidomy zaczął skakać i głośno wołać „alleluja, alleluja”. Towarzyszyli mu w tym wybuchu radości inni, wszyscy którzy razem z nim tam byli. Tańczyli ze wzniesionymi do góry rękami, zaglądali sobie wzajemnie w twarze i się śmiali się do siebie, jak gdyby chcąc potwierdzić to czego byli świadkami, ale ciągle wydaje się im to niemożliwe. Co chwilę ktoś podbiegał do Jezusa i ściskał z wdzięcznością Jego obie dłonie.

Na tym skończyłaby się ta ewangeliczna prosta opowieść i pewnie nikt nie zadawałby sobie pytania, które na początku sobie postawił: dlaczego Jezus nie uzdrowił niewidomego natychmiast, w miejscu gdzie się spotkali, ale wyprowadził go poza wieś? Nikt by się już teraz nad tym nie zastanawiał, gdyby nie bardzo enigmatyczne, rzucone przez Jezusa na pożegnanie :”Tylko do wsi nie wstępuj!”.

Właśnie, dlaczego Jezus to powiedział? Tym bardziej, że to przecież On wyprowadził niewidomego poza wieś i przywiódł aż tutaj, a teraz każe mu udać się do domu, z jednym zastrzeżeniem: „Tylko do wsi nie wstępuj!” Widać dom i wieś nie są duchowo takie same i nie zawsze się harmonijnie wspierają. Doznawszy Bożego uzdrowienia, trzeba mieć się na baczności, aby „wioska” nie wpłynęła źle na nasz proces rekonwalescencji.

Ilustracja: Gioacchino Assereto (1600-1649), Chrystus uzdrawia niewidomego (Carnegie Museum of Art)

 

]]>
Ucieczka z pułapki https://jezuici.pl/2022/02/ucieczka-z-pulapki/ Mon, 14 Feb 2022 13:42:37 +0000 https://jezuici.pl/?p=74085 Herod był tak bardzo zbulwersowany przybyciem trzech wędrowców do jego pałacu królewskiego z pytaniem o „nowonarodzonego monarchę” , że o mało nie dostał zawału serca. Nowy król się narodził, a jemu nikt o tym nic nie powiedział ! Nikt mu o tym nie doniósł ! To niesłychane, on nic na ten temat nie wie ! […]]]>

Herod był tak bardzo zbulwersowany przybyciem trzech wędrowców do jego pałacu królewskiego z pytaniem o „nowonarodzonego monarchę” , że o mało nie dostał zawału serca. Nowy król się narodził, a jemu nikt o tym nic nie powiedział ! Nikt mu o tym nie doniósł ! To niesłychane, on nic na ten temat nie wie ! Gdzie jest jego wierny dwór ? Gdzie jego słynna policja? Dla Heroda było to bardziej traumatyczne przeżycie aniżeli gdyby chodziło o wiadomość wybuchu otwartego buntu wśród ludności , czy spisku w jego armii.

Przecież to jasny sygnał dekomponowania się jego władzy i wyraźne zaproszenie aby mu ją odebrać, bo brakuje należycie prowadzonej inwigilacji i kontroli. Muszą się zatem teraz posypać głowy nieodpowiedzialnych urzędników. Wszyscy pracujący w pałacu zrozumieli to dobrze i każdy z nich jakoś już zaczął umierać, czekając na kogo spadnie pierwszy cios.

Tym razem jednak stało się coś dziwnego. Herod się opanował, nawet uśmiechał, a potem się śmiał nawet głośno, na całe gardło i wcale nie spieszył się z egzekucjami. Niektórych jednak z tego powodu obleciał jeszcze większy strach, bo znali dobrze jego chytrą naturę i wiedzieli, że z nagła może ich zaskoczyć jakimś niespodziewanym spazmem złości. Na szczęście, król bawił się cały czas nad wyraz dobrze. Tego wieczoru, był szczególnie zadowolony ze swoich gości. Szczególnie podobał się mu ich wielki zapał do tego aby „nowonarodzonego monarchę” szukać, do czego Herod ich zachęcał ze swej strony, obiecując im wszelką pomoc, jakiej tylko będą sobie życzyli, bo on też chciałby go odwiedzić w miejscu jego przebywania i oddać mu należne honory.

Nikt się oczywiście nie zorientował, że Herod już był w roli nakręcania policyjnej intrygi i już pierwsze kroki uczynił, aby sporządzić i przejść do egzekucji swojego wiekopomnego planu, znanego dobrze z Ewangelii. Szczwany lis, jakim był Herod, w mig się zorientował, że nie trzeba komplikować niczego, bo plan sam się ułożył. Śmiał się w kułak, kiedy zauważył , że przybyli do niego „trzej królowie” w istocie byli bardzo prostodusznymi osobnikami, mającymi myśli zupełnie zadymione świętymi dymami ich modlitewnych kadzideł i że się zupełnie nie orientowali, iż sieci na nich już są zastawione, a radość nie opuszcza Heroda również z tej przyczyny, że intryga którą właśnie uruchamia, pozwoli mu osobiście podejrzeć jak zachowują się jego służby, na ile rozumieją jego polecenia i czy są w ich spełnianiu dokładni. Nade wszystko jednak chciał się dowiedzieć, bez organizowania żadnych formalnych poszukiwań, gdzie ukrywa się jego niewidoczny rywal, który się dopiero co miał się narodzić. Chciał się zorientować kto go ochrania, czy „trzej królowie” nie wejdą z nim w jakieś układy i czym jest owa tajemnicza gwiazda, o której z takim entuzjazmem mu opowiadali.

Najlepiej zatem było puścić ich wolno, życząc im dobrej drogi i miłego ponownego spotkania w jego pałacu, po powrocie, referując mu efekty ich podróży. W tym celu już wydał nawet już rozkaz swemu pałacowemu dowódcy wojskowemu i policji, żeby byli dla jego cudzoziemskich gości szczególnie serdeczni, trzymając się ich z daleka, nie nawiązując żadnych bliższych znajomości, nie zadając im żadnych pytań i nie składając żadnych sprawozdań królowi. „Trzej królowie” w związku z tym będą mieli możliwość swobodnego poruszania się po cały kraju, całkowicie według ich upodobania ( tego jak gwiazda będzie ich prowadzić), bo Herodowi chodziło teraz najbardziej o to aby ich nie spłoszyć i nie spowodować jakimś nawet bezwiednym gestem ucieczki „nowonarodzonego monarchy”.

W ten sposób sieci zostały zatem zastawione i trzeba było teraz tylko poczekać, aż wejdą w nie rybki, a ich wcale do tego nie trzeba było zachęcać. Zupełnie bezwiednie, nie wiedząc o tym wcale – stali się jego osobistymi agentami. Bardzo spiesznie opuścili rankiem pałac, bo znów ukazała się im gwiazda i nie chcieli jej z oczu stracić. Szef policji i jego służba, zgodnie ze wskazaniami króla trzymali się od nich z daleka, robiąc wrażenie, że ich odejście nie robi na nich żadnego wrażenia.

Upłynęło trochę czasu i król zdecydował się krótko porozmawiać na temat pielgrzymki „trzech króli” po kraju, żeby się zorientować jak im się na niej wiedzie i czy ich powrót jest bliski, gdy to niespodziewanie naczelnik policji uprzedził królewskie wezwanie. Przyszedł aby otrzymać wskazówki, jak się zachować w stosunku do kończących właśnie pielgrzymkę po ich kraju „trzech króli”. Widać osiągnęli już cel ich podróży, są widocznie zadowoleni i właśnie uwinęli się z przekroczeniem granic, dziękując serdecznie królowi za gościnę i życząc mu w przyszłości miłych spotkań, przy następnej okazji, jeżeli się taka nadarzy. Król na tę wieść skamieniał, chociaż przecież to on sam zdecydował, aby ich niczym nie niepokoić i całkowitą swobodę im pozostawić. Policja wykonała co do joty jego rozkazy, chociaż niezupełnie zgodnie z tym jakie były jego rzeczywiste plany. Spełniła się jednak zła przepowiednia o sypania się głów urzędników pałacowych, chociaż nikt nie wiedział jak jest tego prawdziwa przyczyna.

Zauważono tylko, że szczególnie drażliwym punktem dla Heroda był krótki detal o Betlejem, o który się najwięcej wypytywał, oraz o tajemnicze spędzenie nocy, po opuszczeniu tego miasteczka, w samotnej szopie pasterskiej, tuż koło pustynnej drogi. Mieli stamtąd dość spiesznie się udać, samotni, nikt im nie towarzyszył, nie oglądając się za siebie i nie prosząc żadnej pomocy ani wskazówek, obrali drogę inna od tej którą przybyli, nie przez Jerozolimę, ale skierowali się do innego przejścia.

Królewscy wysłannicy nie wiedzieli i nie mogli z tego względu powiadomić króla, że z jego sieci, którą tak sprytnie zarzucił jeszcze w swoim pałacu na wybierających się w drogę „trzech króli” nie tylko oni się wymknęli, ale w środku nocy wyszedł z niej bez żadnego pośpiechu, po cichu, młody mężczyzna z jego żoną siedzącą na grzbiecie osła, trzymającą na ręku zawiniątko z maleńkim niemowlęciem, tuląc je do serca, kierujących się starym szlakiem uciekinierów politycznych droga prowadzącą do Egiptu.

Ilustracja: Jan Chrzciciel upominający Heroda, John Rogers Herbert (1810–1890), National Trust, Penrhyn Castle (photo: National Trust Images).

]]>
Hołd królowej Saby (1 Krl 10, 1-10) https://jezuici.pl/2022/02/hold-krolowej-saby-1-krl-10-1-10/ Fri, 11 Feb 2022 09:05:38 +0000 https://jezuici.pl/?p=74027 „Królowa Saby, usłyszawszy o rozgłosie Salomona, przybyła, aby go osobiście wypróbować przez roztrząsanie trudnych zagadnień” Królowa Saby była kobietą zainteresowaną prawdziwą mądrością, czyli po prostu Prawdą. Zbyt bogata i zbyt piękna, aby pociągał ją zwykły blichtr i zbytek, popisy brutalnej siły, kunsztu i artystycznych nawet talentów. Interesował ją człowiek, bo kochała Boga, którego nie objawiały […]]]>

„Królowa Saby, usłyszawszy o rozgłosie Salomona, przybyła, aby go osobiście wypróbować przez roztrząsanie trudnych zagadnień”

Królowa Saby była kobietą zainteresowaną prawdziwą mądrością, czyli po prostu Prawdą. Zbyt bogata i zbyt piękna, aby pociągał ją zwykły blichtr i zbytek, popisy brutalnej siły, kunsztu i artystycznych nawet talentów. Interesował ją człowiek, bo kochała Boga, którego nie objawiały jej w pełni najbardziej sugestywne czy czasem szokujące talenty, kulty i kabały. Jej dusza była zbyt szlachetna aby dać się uwieść religijnej mistyfikacji.

„Rozgłos” jaki miał król Salomon był inny od tego który był powszechnie popularny. Tam coś szczególnie duchowego działo się w tej Jerozolimie. Nie pojechała tam na ślepo, po prostu jako jego fanka, ale po to aby go „osobiście wypróbować”. Chciała się przekonać na miejscu, tam gdzie on żyje, w kontekście jego kultury, a wiec jego pałacu, na czele wojska, podczas uczt dworskich i oficjalnych modlitw, ale również podczas spotkań osobistych, podczas których nie bawiła się w próżne towarzyskie pogadanki, ale „roztrząsała trudne zagadnienia.”

Płynie stąd bardzo dużo ciekawych inspiracji mogących posłużyć do głębszego zrozumienia wizyty Trzech Króli i złożenia przez nich hołdu Jezusowi w żłóbku! Szczególnie cenny jest element „osobistego wypróbowania” tej Prawdy której oni poszukiwali i do której prowadziła ich niewidoczna dla innych gwiazda betlejemska! Uprawnia to nas do zarzucenia prymitywnego obrazu o nich jako nawiedzonych osobnikach, którzy szli na ślepo (dając się prowadzić dziwnej gwieździe) aby złożyć swoje dary cudownemu monarsze, który miał się narodzić w ziemi Judzkiej i po spełnieniu tej szlachetnej powinności, mieli powrócić do siebie do domu. Mamy prawo przypuszczać, że byli oni bardziej poważni, aniżeli się często potocznie o nich sadzi.

„Przyjechała więc do Jerozolimy ze świetnym orszakiem i wielbłądami, dźwigającymi wonności i bardzo dużo złota oraz drogocennych kamieni”.

Pauwels Casteels, Królowa Saba przed królem Salomonem (Wikipedia Commons)

Stąd pewnie wyobraźnia ludowa i artystyczna widziała hołd Trzech Króli, jako wielką galę o rozgłosie międzynarodowym, wielką pompę dworską z królewskimi sługami, wielbłądami, wielkimi jukami i darami – wielki bal i parada. Uboga „stajenka” stała się tylko umowną scenerią, bo w rzeczywistości są tu obecne najwyższe europejskie średniowieczne standardy architektury i sztuki, marmurowe kolumny, szerokie pałacowe podcienia, girlandy kwiatów, tłumy aniołów, no i klęczący przed Jezuskiem, cały świat, z Maryją i Józefem.

Trzej Królowie również szukali – tak jak królowa z Saby – pragnęli Prawdę zobaczyć i osobiście „wypróbować”, to znaczy zrozumieć ją głębiej, by nie tylko rozum, ale bardziej przekonać również do niej swoje serce. Nie oczekiwali żadnych zysków materialnych, bo nie byli biedakami, ani tym bardziej awanturnikami. Oni przyszli złożyć hołd niezwykłemu, powszechnie oczekiwanemu królowi, przyszli aby Go obdarować, podobnie jak królowa Saby, byli bowiem ludźmi spełnionymi we wszystkich aspektach życia, chcąc zrozumieć lepiej na czym polega sens życia, kto jest jego Autorem i najwyższym Reżyserem, aby móc zrozumieć samych siebie i w ogóle człowieka i by mu móc przez to lepiej służyć.

Jakie to opatrznościowe, ze nie przyjechali oni ze swoimi dworami i wielbłądami! Kto wie, czy Herod nie uznałby tego za obcy spisek w jego kraju i nie polałaby się krew z tej przyczyny, a przede wszystkim, byłoby to śmiertelnym zagrożeniem dla życia Jezusa, gdyż nie można by spotkać Jezusa w sposób dyskretny i móc się potem w tajemnicy i niezauważenie ujść do Egiptu, aby się ukryć przed Herodem.

Jest coś jeszcze bardziej ważnego. Wracając ponownie do pierwszego aspektu podróży królowej Saby, czyli tego, że osobiście chciała znaleźć Prawdę, której nieustannie poszukiwała i rzeczywiście, swoją misję uznaje za udaną. Radość swoją z tego powodu wyraziła w pięknej formie. Błogosławi Boga za ten dar i sama wręczyła hojne dary królowi Salomonowi! Potwierdziła w ten sposób, że owocem Prawdy, jest zawsze radość i piękno. Rodzi je rzeczywiste, głębokie spotkanie, czyli takie którego treścią jest miłość, będącą wzajemnym darem, duchową pielgrzymką bliskich sobie ludzkich dusz.

Pieter Bruegel starszy, wiek XVII

To samo możemy powiedzieć o wizycie Trzech Króli. Potwierdzają, że znaleźli to po co udali się do królestwa Heroda, do Jerozolimy, ale ani on, ani jego pałac, ani Jerozolima, ale brudna szopa i najuboższa na świecie Rodzina oraz najuboższe na świecie Dziecko, bo Jego mieszkanie było stajnią, a łóżeczko żłobem, gdy On sam był przecież nowonarodzonym Monarchą całego świata ! Dlatego złożyli swoje dary bez żadnego wahania: królowi, Kaplanowi i prorokowi. Wracają rozradowani „inną drogą”, bo zostali odmienieni przez Prawdę, która będzie nadal ich przemieniać i nas inspirować do tego samego.

Warto wreszcie zwrócić uwagę na końcowe słowa wypowiedziane przez królową do Salomona:” Niech będzie błogosławiony Pan, Bóg twój, za to, że upodobał sobie ciebie, aby cię osadzić na tronie Izraela; z miłości, jaką żywi Pan względem Izraela na wieki, ustanowił ciebie królem dla wykonywania prawa i sprawiedliwości”. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to niesamowity komplement, równy niemal ubóstwieniu monarchy i czuje się pewien niesmak. Ale gdy się lepiej przypatrzyć, to wówczas widać, że chodzi w pierwszym rzędzie o Bożą miłość dla narodu wybranego, któremu chciał On ofiarować najlepszą pomoc jaką posiadał w swych zbiorach osobowych, licząc że nie zawiedzie Go ani on sam i nie stanie się pysznym egocentrykiem, ani jego entuzjaści nie zrobią z niego idola i zapatrzeni w niego, nie zapomną o Źródle błogosławieństwa, czyli o Bogu.

Fotos: YouTube oraz Wikipedia Commons

 

]]>
Bałwochwalstwo https://jezuici.pl/2022/02/balwochwalstwo/ Thu, 10 Feb 2022 15:34:05 +0000 https://jezuici.pl/?p=74015 To miała być tylko niewinna zachcianka króla, jeden z jego królewskich kaprysów w niczym nie deformujących jego moralnej sylwetki wielkiego bohatera, człowieka podziwianego przez poddanych i darzonego olbrzymim respektem. Wstał właśnie po popołudniowej sjeście, znudzony czasem bezczynności jaki pędził w pałacu, daleko od swych wojsk które wyszły pod wodzą Joaba na wiosenną kampanię wojenną i […]]]>

To miała być tylko niewinna zachcianka króla, jeden z jego królewskich kaprysów w niczym nie deformujących jego moralnej sylwetki wielkiego bohatera, człowieka podziwianego przez poddanych i darzonego olbrzymim respektem.

Wstał właśnie po popołudniowej sjeście, znudzony czasem bezczynności jaki pędził w pałacu, daleko od swych wojsk które wyszły pod wodzą Joaba na wiosenną kampanię wojenną i „oblegały właśnie Rabba, po spustoszeniu ziemi Ammonitów”.

Wyszedł na taras aby pospacerować trochę i pooddychać świeżością wieczornego powietrza, gdy niespodzianie dostrzegł w oddali kobietę kąpiącą się w małym basenie koło jej domu. Niewidoczna i niedostępna dla nikogo w intymnym bezpieczeństwie jej domowej siedziby, została dostrzeżona przez króla z wysokości jego pałacu stojącego na wzgórzu.

Bezpieczeństwo i intymność jej domu zostały brutalnie naruszone kaprysem królewskim, aby ją dyskretnie sprowadzić do jego pałacu. Polecenie to wykonali jego wierni słudzy, nie mając z tym żadnego problemu, bo jej mąż, oficer, znajdował się właśnie w obozie wojskowym, biorąc udział w toczącej się kampanii wojennej. Po cichu, bocznym wejściem weszli do pałacu, a król spędził z nią romantyczny wieczór i pół nocy.

Dla niego miał to być tylko drobny epizod jego monarszego kalendarza, chwilowa ekscytacja której nie tylko nie planował wcześniej, ale i później nie zamierzał nadawać żadnego dalszego ciągu. Niefortunnie dla niego, niedługo po tym epizodzie, kobieta dała znać królowi, że jest w ciąży i król musiał coś zrobić, aby nie przedostało się to do publicznej wiadomości.

Wydał zatem polecenie naczelnemu wodzowi jego wojsk królewskich, aby udzielił przepustki, Uriaszowi, mężowi Betszeby, by jego przyjazd na krótki odpoczynek spędzony wspólnie z jego młoda żoną rozwiąże w sposób najbardziej jak tylko być może naturalny królewski problem, bo sprawa poczęcia nie będzie już żadnym skandalem, a wspołna radością dwojga małżonków.

Uriasz jednak, kierując się rycerskim zwyczajem, w imię solidarności z jego towarzyszami broni będącymi na wyprawie wojennej, nie poszedł do domu, ale pozostał w pałacowej wartowni. To samo uczynił następnej nocy, pomimo tego, że król go nie tylko zachęcał, ale zaopatrzył w jadło, żeby je zaniósł do domu i tam razem z żoną dokończył ucztowania, które rozpoczął w towarzystwie króla, a ten okazał się tak bardzo problemem jego przepustki przejęty, że nawet dla ułatwienia mu podjęcia decyzji, upił go winem, aby złamać jego wolę, ale wszystko na próżno.

Niezłomny i szlachetny rycerz, nie wiedząc o tym, stał się dla króla poważnym kłopotem. Nie było czasu aby zwlekać z tą sprawą, bo brzemienność żony Uriasza mogła zostać dostrzeżona. Król uznał, że w związku z tym, nie ma innego rozwiązania jak tylko … zgładzić Uriasza. Uczynił to w bardzo perfidny sposób – dając wracającemu z przepustki Uriaszowi list do naczelnego dowódcy, aby ten go wysłał na akcję bojową z której już nie powróci żywy.

Efekt został istotnie osiągnięty. Uriasz stracił życie w bitwie koło miasta Rabba. Skandal został zażegnany. Udało się też sprytnie zalegalizować sprawę, ślubem króla z wdową po Uriaszu, dołączając ją do grona swych żon i nałożnic. Prawnie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, ale moralnie nie bardzo. Moralnie bowiem była to otwarta rana po dokonaniu okrutnej, perfidnej zbrodni, która wołała o pomstę do nieba.

Istotnie Niebo upomniało się u króla o tę niesprawiedliwość . Wysłany został do niego prorok Natan, aby mu otworzyć oczy na to, że nie wolno mu usprawiedliwiać jego podłej intrygi względami dobra państwowego, które należy według niego postawić ponad wszystko, a w tym wypadku zadbać przede wszystkim o utrzymanie dokonanego morderstwa w ścisłej tajemnicy.

Prorok Natan, podczas swojej wizyty, sprytnie podszedł króla Dawida, opowiadając mu zmyśloną historię o biednym człowieku, posiadającym tylko jedną owcę, którą wychowywał od jagnięcia w swym własnym domu, traktując ją jak wierną i jedyną towarzyszkę jego ubogiego życia. Tymczasem jego bogaty sąsiad, któregoś dnia wysłał swe sługi, aby zabrali mu tę owcę i przyrządzili z niej potrawę dla gościa, który przybył do niego z wizytą.

Król Dawid zareagował bardzo żywo na to opowiadanie, twierdząc że bogacz który był tak bardzo pozbawiony litości zasługuje na śmierć. Prorok mu na to odpowiedział, że tym bogaczem jest on sam i że taki właśnie werdykt został wydany na niego przez Boga, gdyż polityka nie powinna się stać bałwochwalstwem. Pierwszeństwo zawsze powinna posiadać Boża sprawiedliwość i do niej należy się odwoływać przy załatwianiu wszystkich spraw państwowych, a nie odwrotnie.

Ilustracja: Batszeba podczas kąpieli, Jean-Léon Gérôme (1889)

 

]]>
Można sobie ironizować https://jezuici.pl/2022/01/mozna-sobie-ironizowac/ Mon, 31 Jan 2022 15:03:23 +0000 https://jezuici.pl/?p=73870 Media głośno mówią o możliwości wybuchu wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą, a ja nic, wzruszam ramionami, bo wiadomo przecież, że media są po to aby mówić, a ja nie muszę ich słuchać, a jeżeli to robię, to tak aby głowy tym co gadają sobie zbytnio nie napychać. Media mówią, że już rozpoczęła się wojna, tylko […]]]>

Media głośno mówią o możliwości wybuchu wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą, a ja nic, wzruszam ramionami, bo wiadomo przecież, że media są po to aby mówić, a ja nie muszę ich słuchać, a jeżeli to robię, to tak aby głowy tym co gadają sobie zbytnio nie napychać.

Media mówią, że już rozpoczęła się wojna, tylko na razie jest ona hybrydowa, ale czy mediom można ufać ? Media przecież aż dotąd nie wiedzą czy pandemia kovida jest katastrofą naturalną, czy dziełem człowieka i szczepionka czy jest szczepionką czy niekoniecznym rekwizytem czy może nawet orężem pandemii.

Można sobie odpuścić dociekania tych problemów, bo przecież nawet naukowcy nie są co do nich zgodni. Zresztą jeden problem więcej, jeden mniej i tak niczego nie zmieni! Tyle ich przecież mamy: podwyżka cen, chłodzenie planety, chcące bardzo wybuchnąć wulkany, spadające nam prawie na głowę komety i oczywiście cudowne sposoby szybkiego tracenia nadwagi z którą się tak bardzo mocujemy. Teraz dojdzie jeszcze jeden problem – wojna.

Europa woła, że zagrożona jest Ukraina, ale nie cała Europa, bo jest również taka, całkiem bliska, która inaczej ten problem widzi i daje nam do zrozumienia, że trzeba zachować umiar w manifestacji niechęci do wielkiego brata, nie ma się co podniecać ani wychylać i zbyt pośpiesznie decydować o tym żeby za Krym umierać.

Jest również kraj daleki, którego naczelnik chciałby tym kryzysem sobie słupki poparcia społecznego poprawić, smażąc jakieś posunięcia dyplomatyczne które niekoniecznie dla nas byłyby korzystne, ale za to mielibyśmy honor kolejny raz w historii za nie hojnie zapłacić.

Ogólna wymowa mediów w tej chwili, albo przynajmniej jedno z najbardziej wyartykułowanych zadań jakie przed nami stawiają w tej chwili, to podwyższenie stopnia nienawiści do naszego wroga, który chce nas zaatakować i zniszczyć bo w tym kryje się ratunek dla naszej biednej ojczyzny – tylko, że ja nie wierzę ani w ideologie nienawiści, ani w pogański etos takiej polityki.

Tym bardziej, że jest on w dużej mierze wypadkową mentalności walki plemiennej, która się nieprzerwanie przewala po wszystkich instytucjach i wszystkich żywych ludzkich gremiach w naszym kraju, gdzie bardziej chodzi o sukces partii, aniżeli dobro całego kraju i wszystkich Polaków.

Naszą słabością zatem i głównym zagrożeniem jest wzajemna wrogość polityków odpowiedzialnych za demokrację i dobrostan naszego wspólnego polskiego Domu. Dlatego właśnie ten skandal w pierwszym rzędzie powinien znaleźć rozwiązanie, a dopiero potem powinniśmy zajmować się sprawami naszych sąsiadów, tym bardziej, że tylko wówczas nasze działania spotkać się mogą z ich respektem i ewentualnym zrozumieniem.

Warunkiem wstępnym i nieodzownym zarazem jest zastąpienie demokracji dzisiaj u nas uprawianej szacunkiem. Bez niego nie ma i nigdy nie będzie demokracji, jeśli partie polityczne wzajemnie się okłamują i traktują jak wrogie siły, reprezentujące obce agentury. Farsą jest demokracja totalnego sprzeciwu i eskalowania wrogości aż do ostatecznego rozwiązania „dialogu” ze swoim politycznym „partnerem”. Naiwnością jest oczekiwać aby rozwijał się kraj w którym niszczenie jest politycznym priorytetem.

Obraca się w ruinę właśnie w ten strukturalny sposób fundament naszej narodowej suwerenności, bo wzajemna wojna wewnętrzna wyniszcza nas materialnie i duchowo. Wobec ogólnego zmęczenia i braku wzajemnego zaufania, najbardziej racjonalne staje się wówczas propozycja, aby ster rządów w naszym kraju przejęła jakaś „neutralna” siła, spoza naszego plemiennego grajdoła politycznego i aby w naszym imieniu zrobiła z nami porządek.

Foto: pexels-pixabay

 

]]>
Grzech i świętość (2 Sm 12,1-17) https://jezuici.pl/2022/01/grzech-i-swietosc-2-sm-121-17/ Sun, 30 Jan 2022 08:26:47 +0000 https://jezuici.pl/?p=73840 Grzech ściga tego kto go popełnił, nawet jeśli przeprosił za jego popełnienie i odbył pokutę. Grzechu nie da się wymazać i nie o to chodzi aby robić dziurę w pamięci, bo żaden to zysk, gdy pamięć nasza będzie okaleczona. Zresztą, gdyby chodziło o szukanie zapomnienia, to są różne inne bardziej atrakcyjne sposoby osiągnięcia tego celu. […]]]>

Grzech ściga tego kto go popełnił, nawet jeśli przeprosił za jego popełnienie i odbył pokutę. Grzechu nie da się wymazać i nie o to chodzi aby robić dziurę w pamięci, bo żaden to zysk, gdy pamięć nasza będzie okaleczona. Zresztą, gdyby chodziło o szukanie zapomnienia, to są różne inne bardziej atrakcyjne sposoby osiągnięcia tego celu.

„Mnie zlekceważyłeś, a żonę Uriasza Chetyty wziąłeś sobie za małżonkę.”
Grzech to nie tylko jego zewnętrzna jego forma i materialny jego wyraz. Grzech, to przede wszystkim konkretne odniesienie się do Boga, który nie tylko jest przeciwnikiem grzechu i wszelkiego zła, ale jest również jego bezpośrednią ofiarą – przedmiotem buntu, niechęci, wrogości, pogardy, lekceważenia.

Grzech zawsze jest krzywdą nie tylko dla ofiary – tego przeciwko komu grzech bezpośrednio jest skierowany, ale również stratą dla tego kto grzech popełnia, oraz dla tych wszystkich ludzi, których bezpośrednio albo pośrednio on dotyczy.

Grzech czyni spustoszenie w duszy człowieka, który go popełnia, deformując w niej obraz Boga, oraz zmniejszając poziom wiarygodności człowieczeństwa na świecie, raniąc w ten sposób w jakimś sensie wszystkich ludzi i szkodząc światu w którym żyjemy.

Grzech jest przyczyną krzywd materialnych i moralnych, które rodzą następne grzechy, tworząc strumień zła który swymi trującymi wodami zalewa ziemię. Odpowiada on zatem również za krzywdy i straty materialne jakie przez grzech są powodowane.

„Uczyniłeś to wprawdzie w ukryciu, jednak ja obwieszczę tę rzecz wobec całego Izraela i wobec słońca”.
Grzech kryje się jak wąż, żeby zaatakować z ukrycia i bezszelestnie. Chowa się w kryjówkach, tak aby nie było go widać , albo sprytnie się maskuje w zwyczajnej codzienności. Zło nie lubi światła, aby prawda o nim nie stała się widoczna. Dobrze się czuje w ciemnościach hałasu i kłamstwa.

Wyznanie grzechu jest dla niego śmiertelną traumą, wrogiem jest każde słowo prawdy i każda zwykła uczciwość. Grzech promuje zatem wieloznaczność postaw i czynów , oraz relatywizowanie prawd i autorytetów dążąc do pozbawienia do nich zaufania i traktowania jako życiowo ważne punkty odniesienia.

Grzech grozą przejmuje słowo Boże, gdyż jest ono słowem Prawdy. Chrystus jest słowem wcielonym Boga i autentycznym obrazem Jego prawdy, dlatego głównym wrogiem grzechu jest Chrystus. W nim widział grzech i w Jego sakramentalnej obecności w Kościele nadal widzi swoje największe zagrożenie.

Decydująca walka z grzechem odbyła się na krzyżu i tutaj ostatecznie Chrystus go pokonał. Jak Mojżesz przez Morze Czerwone, tak Chrystus przeszedł przez krew swojego paschalnego męczeństwa. Był nie tylko ofiarą za nasze grzechy, ale stał naszym zwycięstwem nad grzechem przez swoje zmartwychwstanie.

Pogromcą grzechu jest zatem Jezus Chrystus – wcielone Miłosierdzie Boże, Bóg- Człowiek. Ratuje nas On od śmierci wiecznej, a z tej doczesnej czyni cudowną przemianę w nowe życie, w Królestwie Bożym, gdyż skutki grzechu nie są wymazywane żadnym magicznym sposobem, nawet jeśli są one wyznane na świętej Spowiedzi, zakończonej sakramentalnym rozgrzeszeniem.

Sakramentalne wyznanie grzechu, żal, postanowienie poprawy i Rozgrzeszenie nie tylko jest wyrazem sprzeciwu wobec zła i konkretnego grzechu, ale jest nowym wylaniem Ducha Świętego na człowieka biorącego udział w misterium paschalnego pojednania z Bogiem, aby go przemienić w święte Dziecko Boże.

Zdjęcie autorstwa cottonbro z Pexels

 

]]>
Wymiar słowa (Ne 8, 2 – 10) https://jezuici.pl/2022/01/wymiar-slowa-ne-8-2-10/ Thu, 27 Jan 2022 07:16:56 +0000 https://jezuici.pl/?p=73774 Źródłem słowa prawdy jest Jedyny Bóg – Pan wszystkich i wszystkiego. Jego słowo adresowane jest do każdego człowieka, bo każdy z nas jest stworzony po to aby żyć, kierując się światłem Jego prawdy. Wiara dzięki słowu Bożemu ożywia nas i objaśnia wskazuje drogę do Ziemi Obiecanej, konkretyzując w ten sposób nasze najgłębsze osobiste pragnienia, które […]]]>

Źródłem słowa prawdy jest Jedyny Bóg – Pan wszystkich i wszystkiego. Jego słowo adresowane jest do każdego człowieka, bo każdy z nas jest stworzony po to aby żyć, kierując się światłem Jego prawdy.

Wiara dzięki słowu Bożemu ożywia nas i objaśnia wskazuje drogę do Ziemi Obiecanej, konkretyzując w ten sposób nasze najgłębsze osobiste pragnienia, które układają się w powołanie i tworzą oryginalną i niepowtarzalną historię naszego życia.

Ponieważ chodzi o Boga i o naszą oryginalną życiową prawdę – słowu Bożemu należy się największy jaki być może szacunek i powinno być ono słuchane z wielką uwagą. Nie powinno się go zamykać w ciasnych ramach pustych sloganów, a tym bardziej wykorzystywać wbrew intencjom Autora.

Słuchający Bożego słowa nie tylko ma prawo, ale wręcz obowiązek aby na nie rozumnie reagować, według tego co mu żywe uczestnictwo w tym zdarzeniu podyktuje – całą pełnią swej osobowości, angażując się w nie mentalnie i uczuciowo.

Ponieważ słowo Boże uczy nas prawdy o życiu, dlatego porusza również bolesną kwestię śmierci, a ponieważ wskazuje na Pełnię Życia, poucza również o tym co drogę do tej Pełni blokuje, czyli o grzechu.

Normalną jest rzeczą, że człowiek rozpoznaje się zarówno w pragnieniu szczęścia, które zachęca duszę człowieka do wyboru drogi Prawdy, jak również w doświadczeniu żalu i smutku który wywołuje w nim zranienie grzechem.

Nie jest to jednak stan finalny, właściwy słowu Bożemu, ponieważ nie jest ono złą nowiną o grzechu i jego śmiercionośnej sile, ale przeciwnie, będąc słowem Stwórcy, który kocha swoje stworzenie, a szczególnie człowieka, mającego w sobie żywą pieczęć Jego „obrazu i podobieństwa”, nie tylko daje życie, ale to życie ratuje, jako słowo Zbawienia.

Temu doświadczeniu towarzyszą realne zbawcze znaki , wyrażające piękno i radość odzyskania utraconego Bożego dobra i piękna, porównywalna do radości przywrócenia wzroku i odzyskania utraconej wolności.

Zbawczym słowem Boga, które się wcieliło i „zamieszkało wśród nas”, jest Jezus Chrystus. On po swym Wniebowstąpieniu posłał od Ojca do nas Ducha Świętego, aby nami kierował, prowadząc do Pełni Miłości jaka jest w Trójcy Przenajświętszej – Jedynym Bogu – źródłu i wiecznym kresie naszej wiary.

Duch Święty czyni z nas jedno Ciało, które posiada wiele członków. Jesteśmy jednym i drugim, gdyż mamy udział w Ciele jako konkretny jego członek, mający swoją własną charakterystykę. Tutaj jednak nie kończy się tajemnica naszego powołania, w ciasnych ramach naszego indywidualnego życia, ale w przynależności do wspólnoty, mając udział w jej szczęściu, dzięki mistycznej więzi z Bogiem, bowiem prawda naszego życia przekracza poziom naturalny, zarówno naszej struktury indywidualnej, jak i tej zespołowej.

Nasza życiowa Pełnia jest w Zbawieniu, gdyż miał miejsce w naszej historii dramat przerwania ludzkiego wzrostu i dewastacji Raju. Od kompletnej ruiny i pełnego zatracenia uratował Bóg zarówno nas, jak i świat w którym żyjemy, dlatego na marginesie można wspomnieć, że Bóg jest autentycznym gwarantem zdrowej i skutecznej ekologii.

Istotę naszego Zbawienia stanowi Komunia z Bogiem, a o głębi tego zjednoczenia świadczy już sama nazwa: usynowienie. Dokonuje się ono poprzez Ducha Świętego, który wszystko przenika i który stanowi zasadę nowego życia ochrzczonych na „wzór i podobieństwo” Trynitarnej Miłości Boga. Jest to właśnie ten ostateczny i zarazem wieczny horyzont naszego życia, horyzont naszego wiecznego Spełnienia.

Zdjęcie autorstwa Tima Miroshnichenko z Pexels

 

]]>
Trwa na wieki https://jezuici.pl/2022/01/trwa-na-wieki/ Wed, 19 Jan 2022 05:14:08 +0000 https://jezuici.pl/?p=73608 „Świat przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki”. Nie chodzi tylko o to, że „trwa”, bo Bóg jest wieczną Miłością, ale o to, że kocha na wieki, razem z Tym, który jest fundamentem i pełnią wszechżycia. Dla człowieka, który jest obdarzony duszą, posiadającą wrażliwość i umiejętność kochania, […]]]>

„Świat przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki”. Nie chodzi tylko o to, że „trwa”, bo Bóg jest wieczną Miłością, ale o to, że kocha na wieki, razem z Tym, który jest fundamentem i pełnią wszechżycia.

Dla człowieka, który jest obdarzony duszą, posiadającą wrażliwość i umiejętność kochania, zasadniczą sprawą jest rozumienie Miłości, aby móc na nią odpowiedzieć żywym konkretem decyzji i działania, wstępując w ten sposób na drogę uświęcenia.

Powołanie do Miłości przekracza wszystkie paradygmaty związane z naturą człowieka i bez tego rozumienia jakie daje wiara, że chodzi tutaj o miłosierną miłość Boga, jest to odbierane jako przejaw religijnego szaleństwa, pretensjonalna głupota, albo jako monstrualne bluźnierstwo.

W historii świata miało miejsce niestety to bluźnierstwo. Chodzi o „bunt aniołów”. Jego personifikacją jest Lucyfer, anioł o nadzwyczajnej potędze i pięknie, który wymówił posłuszeństwo Bogu.

Zwrócił się przeciwko Bogu, za Jego miłość do człowieka, która tak bardzo go wyniosła ponad jego naturalne granice człowieczeństwa. Anioł Lucyfer poczuł się tym faktem osobiście dotknięty i z tego powodu, kierując się zawiścią i zazdrością stał się wrogiem Boga i stworzonego przez Niego świata, opartego na miłości. Jego reakcją stało się sianie zniszczenia i propagowanie nienawiści.

Centralnym celem tej diabolicznej woli niszczenia stał się człowiek, a mówiąc jeszcze bardziej konkretnie – jego ludzka dusza – z racji posiadanej przez nią wrażliwości duchowej, pozwalającej jej przyjąć i odpowiedzieć na miłość Boga.

Dlatego szatan używa wszelkich sposobów aby oddzielić człowieka od Boga, nęcąc go fałszywymi obietnicami szczęścia i kusząc go grzechem, aby gdy go nim pokona, móc go w kajdanach uzależnienia poprowadzić do piekła. Używa do tego swojej demonicznej siły i demonicznego upojenia ludzkim nieszczęściem i degradacją w nim jego człowieczeństwa.

Strategia szatana okazuje się czasem przerażająco skuteczna i człowiek staje się nie tylko ofiarą ale opętańczym wspólnikiem szatana, mając specjalnie zmutowane przez niego sumienie, jego diabelskim certyfikatem niewinności, tak aby było ono nieczułe na prawdę i na każdą, najbardziej nawet podłą niesprawiedliwość.

Zło działa jednak nie tylko poprzez kuszenie indywidualne i korumpowanie jednostek, ale również poprzez tworzenie struktur swojej złej działalności, przyznając im autorytet powszechnie obowiązującego prawa. Dzięki temu ustrojowemu zabiegowi, złu udaje się dominować, dysponując „praworządnymi” karami i wolnościami, oraz przydzielając odpowiednie porcje systemowego szczęścia.

Wiara w Boga pozwala nam jednak zachować wolność nawet tam i nawet wtedy, gdy panuje na świecie tyrania strachu i zniechęcenia, mobilizując w nas wolę życia, przez nadzieję dotarcia do jego Pełni. Duch Święty pociąga nas do Boga światłem Bożej Prawdy i pięknem Miłości która jest zwycięska i wieczna.

Zdjęcie autorstwa imustbedead z Pexels

 

]]>
On jest Prawdą (Mk 6,34–44) https://jezuici.pl/2022/01/on-jest-prawda-mk-634-44/ Wed, 19 Jan 2022 05:07:40 +0000 https://jezuici.pl/?p=73605 „Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie !” Nie było co sprawdzać i nie było co liczyć . Wiadomo , że głodnych było około pięć tysięcy mężczyzn – nie licząc kobiet i dzieci. Jasne więc, że nakarmienie tych ludzi, na pustkowiu, kiedy dzień dobiegał już końca, było rzeczą niemożliwą, a rozkaz Mistrza ”Wy dajcie im jeść”, dany […]]]>

„Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie !” Nie było co sprawdzać i nie było co liczyć . Wiadomo , że głodnych było około pięć tysięcy mężczyzn – nie licząc kobiet i dzieci. Jasne więc, że nakarmienie tych ludzi, na pustkowiu, kiedy dzień dobiegał już końca, było rzeczą niemożliwą, a rozkaz Mistrza ”Wy dajcie im jeść”, dany Apostołom, całkowicie niewykonalny.

To co do nich powiedział wyglądało na manewr, bardzo dla nich nieprzyjemny, polegający na zrzuceniu z siebie odpowiedzialności za to przed czym Go wcześniej przestrzegali i prosili aby zakończył nauczanie tłumów i rozpuścił wszystkich do domów, tak by zdążyli jeszcze zaopatrzyć się po drodze w chleb niezbędny do kontynuowania podróży.

To co teraz mówił, aby „poszli i zobaczyli ile mają chlebów” wyglądało na rozpaczliwą kontynuację tego nieprzyjemnego manewru. Nie było przecież nic do liczenia i dlatego nie było żadnego sensu, aby ich do tego zachęcać. Stało się oczywiste, że jest za późno ażeby cokolwiek zrobić i najlepiej było nie komplikować sytuacji. Po prostu przyznać się do zignorowania ważnego problemu, przeprosić zebranych i rozpuścić ich do domów.

Tymczasem, wbrew temu co im się wydawało, nie był to ze strony Jezusa żaden nieprzyjemny manewr ani znak Jego słabości. Wiedział co robił i wcale się nie pogubił. Jemu o to właśnie chodziło, ażeby poznali swoją niemoc, która przypominała sytuację Żydów gdy w dniu paschy opuszczali „ziemię niewoli” , udając się przez Morze Czerwone i przez pustynię na której Bóg żywił ich „manną z nieba” do Ziemi Obiecanej. Chciał dać im poznać, że Jego słowo, którego słuchali z takim oddaniem, nie jest próżnym gadaniem, które się nie sprawdza wobec tak zwanych realiów życiowych, ale stanowi priorytet, który decyduje o całym życiu osobowym i całym życiu wspólnoty.

Trzeba było właśnie aby doświadczyli własnej bezradności, a z drugiej strony skuteczności wiary w zbawczą obecność Boga. Tak właśnie należy rozumieć pytanie: „Ile macie chlebów?”, aby policzyli, że nic nie mają i nie mają co liczyć na to co posiadają, ale tylko na to „nic” i na mądrość i moc Boga. Okazało się wtedy, że pięć chlebów i dwie ryby wystarczyły w zupełności, wbrew temu czego można było się spodziewać na wyżywienie tłumów. Zebrano „jeszcze dwanaście pełnych koszów ułomków i ostatki z ryb”.

Stało się ewidentne i takie jest właśnie znaczenie cudu, że Bóg ingeruje w realia naszego życia i je modyfikuje, wykorzystując to „nic” które znajduje się w naszych rękach, aby przybrało kształt obfitości chleba w Jego rękach. Cud miał w nich utwierdzić przekonanie, że mimo wszystko, mimo rozmaitości pokus, należy dochować wierności Bożemu słowu, które pochodzi od Chrystusa i nie zasłaniać się priorytetem dbałości o rzeczy materialne, bo prawdziwa organizacja naszego życia powinna zasadzać się na wierności Jego słowu.

Jezus zorganizował nieskładny tłum ludzi w grupy, jak gdyby czyniąc proroczą aluzję do tego co mamy teraz, to znaczy nasze diecezje i parafie. W tych właśnie wspólnotach odbywa się nieustanne słuchanie słowa Bożego i celebrowana jest uczta paschalna, biorąc udział w cudzie komunii ze zmartwychwstałym – cudzie nowego życia.

Tak było wtedy, na brzegu jeziora Genezaret i w Jerozolimie, podczas Ostatniej Wieczerzy i tak jest dzisiaj. Trzeba tylko wytrwać we wierze. Konieczna jest cierpliwość i pokora, szczególnie wtedy, gdy Jezus rzuca zupełnie niezrozumiałe, czy nawet wręcz gorszące : ”Wy dajcie im jeść” , a potem jeszcze nakazuje zupełnie bezsensowne liczenie chleba którego nie ma i w końcu rzuca hasło aby zasiąść do pustych stołów, zamiast jak nakazywałyby zwykłe i powszechnie znane realia życiowe, kazać się ludziom ratować, każdy po swojemu, wracając do swojego domu.

Kto wytrwa, ten doświadczy ożywienia wiary, gdy ujrzy na własne oczy, że to On buduje dom Kościoła, a nas wzywa do współpracy. Nie czyni jednak tego z obawy, że sam nie da rady, ale dlatego, że na tym właśnie polega prawdziwa miłość, aby żyć we wspólnocie , którą się tworzy poprzez wszystko co do życia należy, wszystko co wokół nas się znajduje i wszystkim co w nas istnieje i co nas osobiście stanowi.

Zdjęcie autorstwa Flo Maderebner z Pexels

 

]]>
Tyłem do frontu https://jezuici.pl/2022/01/tylem-do-frontu/ Fri, 14 Jan 2022 17:57:59 +0000 https://jezuici.pl/?p=73497 Niektórzy byli nawet dobrze ubrani. Widać że powodziło się im w życiu nieźle. Mieli zadowolone twarze, bo biznes szedł pełną parą – dużo było pielgrzymów przybywających do świątyni i to nie tylko z prowincji, ale również spoza Palestyny. Przybywali do tego miejsca świętego aby pokłonić się Bogu, złożyć ofiary za swoje grzechy, doznać oczyszczenia i […]]]>

Niektórzy byli nawet dobrze ubrani. Widać że powodziło się im w życiu nieźle. Mieli zadowolone twarze, bo biznes szedł pełną parą – dużo było pielgrzymów przybywających do świątyni i to nie tylko z prowincji, ale również spoza Palestyny.

Przybywali do tego miejsca świętego aby pokłonić się Bogu, złożyć ofiary za swoje grzechy, doznać oczyszczenia i pomodlić się za swoje rodziny, prosząc Boga o zmiłowanie nad nimi i o Jego stałe błogosławieństwo.

Ponieważ można się było posługiwać w świątyni tylko autoryzowanymi pieniędzmi, dlatego byli w niej bankierzy, którzy umożliwiali wymianę pieniędzy na te które są akceptowane. Był to intratny interes, przypominający nasze dzisiejsze rozwiązania związane z wymianą walut w naszych miastach, na lotniskach i granicach państwowych..

Z racji bogactwa bankierów, należeli oni do arystokracji świątynnej i byli związani wspólnymi interesami z kapłanami i lewitami. Pod tym względem różnili się trochę od handlarzy bydłem przeznaczonym na złożenie ofiary religijnej w świątyni. Różnili się od nich strojem, mową i w ogóle całym zachowaniem, ale to przecież normalne, bo zwierzęta to nie pieniądze i inne jest z nimi aniżeli z pieniędzmi obcowanie.

Najskromniejsi byli sprzedawcy gołębi, ale jednak i oni zupełnie niepotrzebnie podnosili głos tłumacząc swoim klientom czasem zbyt dosadnie, że ci powinni im dziękować, za poświęcenie jakiego są żywym przykładem, bo żadnej korzyści nie mając, mimo wszystko zajmują się tym procederem, dla wygody kupujących.

Można by ciągnąć dalej ten temat, ale nie chcę się nad nim rozwodzić, bo moim celem jest opisanie dzisiaj tego co zdarzyło się pewnego dnia w świątyni jerozolimskiej, kiedy nawiedził ją rabbi z Nazaretu. Jaki to był skandal i jaki to wywołało wówczas wieli tumult. Stało się zupełnie niespodziewanie, ale to wszystko dlatego, że nagle poczuł się jak gdyby był prorokiem Eliaszem, walczącym z fałszywym kultem, sprawowanym przez pogańskich kapłanów.

Jezus podniesionym głosem, mając bicz w dłoni, wzywał do opuszczenia świątyni przez tych którzy zajmują się w niej handlem. Wołał pełen oburzenia, że dom Boży wymaga szczególnego szacunku, że ten szacunek powinien być chroniony i respektowany przez wszystkich, niezależnie od funkcji społecznej jaką oni zajmują.

Nikt z wyrzucanych ze świątyni kupców nie umiał się przeciwstawić Jego zdecydowanemu działaniu, tak jak nikt nie umiał wytrzymać Jego groźnego spojrzenia. Wycofując się ze świątyni i nie patrząc mu w oczy, półgębkiem wyrażali jednak słowa oburzenia i gdy tylko ochłonęli trochę z wrażenia i zobaczyli, że po jego stronie nie było kapłanów ani lewitów, powrócili z władzami świątyni na czele, aby Go rozliczyć z zachowania jakie samowolnie podjął.

Zaczęli od zasadniczego pytania: kto cię upoważnił do tego abyś tak się zachowywał w świątyni? Za kogo ty się uważasz? Jakie masz rekomendacje? Jezus krótko na to im odpowiedział, że Jego prawo jest prawem prorockim, co zostało publicznie poświadczone wcześniej przez Jana Chrzciciela.

Zgrzytali zębami na tę odpowiedź i postanowili w tej chwili jeszcze nie prowadzić dalszego dochodzenia. Odchodzili w milczeniu, bo jeszcze wtedy bali się głośno to uczynić. Bali się powiedzieć wprost to o co go później oskarżyli, że jest samozwańczym mesjaszem, który uzurpuje sobie godność jakiej nie posiada i tym samym zwodzi ludzi którzy poszli za nim.

Skojarzyłem sobie ten obraz z tym co coraz częściej możemy zobaczyć w telewizji i co powoli staje się kulturowym kanonem i zapytałem samego siebie, jak dzisiaj zachowałby się prorok w kościele, a więc miejscu przeznaczonym dla świętej liturgii, widząc ze odbywa się tam świeckie przedstawienie”

W przestrzeni sakralnej, w prezbiterium, koncentrowała się konferansjerka, występy chóru i partie solowe – tyłem do ołtarza, do krzyża i do tabernakulum. Święte świętych znajdowało się za ich plecami, a oni je traktowali tak jak gdyby go wcale nie było, albo jakimś magicznym naciśnięciem na guzik pilota jego sakralność zablokowana. Po prostu tak się zachowywano jak gdyby to był teatr, filharmonia albo zwykła muszla koncertowa. Oczywiście pomagała im w tym dzielnie i publika.

Właśnie ta dwuznaczność jest szczególnie niebezpieczna, ten rodzaj „magicznego” radzenia sobie z sacrum, które sprawia, że raz się to sacrum uznaje, a drugi raz uważa się że go nie ma, bez żadnych odnośników do kryteriów obiektywnych, po prostu dlatego, że taka zapadła w danym momencie decyzja i tak został użyty pilot decydenta.

Czy sacrum świątyni jest czymś permanentnym, czy tylko związanym z nim chwilowo i jaki ma na te ocenę wpływ obecnego w niej Najświętszego Sakramentu. Trzeba o tym wiedzieć, aby wiedzieć jak się zachować się w tej przestrzeni, aby nie tylko nie urazić czyichś uczuć religijnych i nie obrazić wiary Kościoła, który w tym właśnie symbolicznym miejscu wyznaje ją jako wspólnota, ale przede wszystkim w miejscu w którym ma być szczególnie czczony Bóg, nie uczynić niczego co Go może obrazić, aby uchronić „dom Ojca” przed zbezczeszczeniem i aby „dom modlitwy” nie stał się „jaskinią zbójców”. Ważne jest zatem jasne usankcjonowanie teologiczne statusu sakralności tego miejsca, unikając w ten sposób wydania go na łup handlowych aranżacji i znaczeniowych uproszczeń.
.
Jeżeli górę w Kościele weźmie troska o pieniądz, o to aby lepiej sprzedać i więcej zarobić na wymianie walut, na sprzedawanych wołach i gołębiach, wówczas zwycięży w Kościele duch świata. Zamiast pokoju, będzie się tam rodziła zbójecka chciwość i okrucieństwo. Będzie tam również kwitło udawanie, aby móc cichaczem sprzedać Jezusa za 30 srebrników i zgodzić się na Jego ukrzyżowanie, zaklinając się mocno, żeby własnemu sumieniu było miło, że stoi się całym sercem po stronie „wartości” i że bardzo nam chodzi o nie.

Ilustracja: obraz El Greco

]]>
Domownicy Boga https://jezuici.pl/2022/01/domownicy-boga/ Tue, 11 Jan 2022 17:01:38 +0000 https://jezuici.pl/?p=73448 „Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami”. Stał, bo oczekiwał i bał się, że może przeoczyć Tego za którym tęsknił w ciągu całego swego pustelniczego życia. Skończył się czas duchowych rozważań w zamknięciu konwentu. Nadszedł czas zmierzenia się z realiami „zewnętrznego” świata. „Zobaczył przechodzącego Jezusa”. Stało się. Jego duchowa intuicja okazała się słuszna. Nie na […]]]>

„Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami”. Stał, bo oczekiwał i bał się, że może przeoczyć Tego za którym tęsknił w ciągu całego swego pustelniczego życia. Skończył się czas duchowych rozważań w zamknięciu konwentu. Nadszedł czas zmierzenia się z realiami „zewnętrznego” świata.

„Zobaczył przechodzącego Jezusa”.
Stało się. Jego duchowa intuicja okazała się słuszna. Nie na próżno wyszedł z domu na ulicę, ze swego przytulnego i bezpiecznego konwentu na zewnątrz, do świata, w którym zdążyli się już pogubić jego najbardziej niecierpliwi uczniowie i poginąć w jego wzburzonych pełnych pokus falach.

„Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami”
Stał tylko z dwoma uczniami i było to tym bardziej trudne, że nie znał przecież ani terminu, ani też programu tego spotkania. Musiał zawierzyć swojej duchowej intuicji i niezłomnie wierzyć w Boga. Musiał się Mu zawierzyć i nieustannie odnawiać w sobie prawdę tego zawierzenia.

Może się zrodzić pytanie o to , czy ci dwaj uczniowie którzy razem z nim stali przy drodze byli najwierniejsi? Można też zapytać, czy nie miotały nimi pokusy i nie wątpili, że takie bezczynne czekanie jest stratą czasu i że może lepiej by było pozostać w ciszy konwentu, aby tam czekać bez rozproszenia jakie niósł zewnętrzny hałas.

W pewnym momencie, to on, ich mistrz duchowy, Jan, zauważył Chrystusa, gdy ten „przechodził”. Gdyby nie Jan, ich stanie mogłoby się okazać chybione i gdyby nie byli uważni na to wszystko co dzieje się wokół mogli Go przeoczyć, bo Chrystus nie stoi w miejscu, ale przechodzi i nie ma zwyczaju z tego powodu bić w bębny.

Jan wówczas „rzekł: „Oto Baranek Boży”
To było wszystko i to wystarczyło, aby dwaj uczniowie zorientowali się o co chodzi. Czekali oni na ostateczny znak od ich mistrza i oto właśnie go otrzymują. Dla nich to było hasło, czyli słowo wtajemniczenia i udziału w Boskim zdarzeniu, które właśnie wchodziło w decydującą fazę.

„Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem”.
Najpierw trzeba zauważyć, że „usłyszeli”, bo nieraz można być bardzo blisko mówiącego i go wcale nie słyszeć. Czasem właśnie ta bliskość jest przyczyną braku należytej uwagi i rozumienia. Czasem więź między osobami jest tak „bliska”, że miast dostrzegać drugiego człowieka, zaślepia i miast nieść z sobą wewnętrzną wolność i pokój, obezwładnia człowieka.

Dwaj uczniowie „Poszli za Jezusem”
Uczynili to, chociaż formalnie Jan ich nie odesłał, on im tylko Go wskazał. Poszli bo chcieli, bo tak rozumieli ich duchową powinność i jednocześnie rozumieli, że Jan jest po ich stronie, że on tym się cieszy, jak rodzice gdy wydają za mąż córkę albo żenią swojego syna. Oto teraz, zachęceni przez Jana, zaczynają to na co czekali, ale nie znaczy to wcale, że znają program ich dalszego życia.

„Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?”
Odwrócił się, bo Jezus nie chce aby iść za Nim i patrzeć na Jego plecy. Spogląda im zatem w oczy i zadaje pytanie, nie dlatego aby ich speszyć albo egzaminować. Tak zachowuje się właśnie prawdziwa Miłość, która od samego początku nie chce plątać się w domysłach i gubić w półprawdach – nie chce aby kultywować jakiekolwiek złudzenia.

„Oni powiedzieli do Niego: „Rabbi! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?”
Pierwsze słowo ich odpowiedzi brzmiało :„Rabbi”, czyli nauczycielu. Wyrazili w ten sposób ich szacunek i oddanie. Decydujące jest zawsze to co w sercu człowieka się kryje i ważne, aby było szczerze wypowiedziane, bez wprowadzania w błąd siebie i innych. Pytaniem: „gdzie mieszkasz?”, dopełnili odpowiedzi, której oczekiwał od nich Nauczyciel. W tym momencie stało się wyraźne ich wyznanie wiary.

„Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”
A więc Jezus po prostu ich do siebie zaprosił. Bynajmniej nie był tym sam zdziwiony, ani oni nie byli zażenowani tym że ich powołał, ponieważ posiadali te same pragnienia, mające w samym centrum wolę Boga, której byli posłuszni i jednocześnie mieli jakieś poczucie bliskości które daje dom i wspólne zamieszkanie, zawsze tam jest miłość, która czeka na obecność i na spotkanie.

„Tego dnia pozostali u Niego”.
Okazało się, że nie tylko „tego dnia”, ale pozostali z Nim na zawsze i okazało się od razu, że ich „pozostanie” w swej istocie było podjęciem się udziału w mesjańskiej misji Jezusa i bynajmniej, nie zamknęli się w wygodzie życia w domowej intymności z Chrystusem, ale wyszli do bliskich i znajomych aby ich powiadomić, że „znaleźli Mesjasza”.

„Ty jesteś Szymon, syn Jana; ty będziesz nazywał się Kefas” – to znaczy: Piotr”
Doskonałą ilustracją tego jaki charakter miała ich misja, posiadało spotkanie Piotra z Jezusem i zmiana jego imienia. Stanowi świadectwo podjęcia się Chrystusa roli szefa tej misji i pełnej akceptacji tych którzy z Nim byli, jako swoich uczniów i towarzyszy.

Można przyjąć, że Piotr narodził się wówczas na nowo. Pytanie : czy Jezus dojrzał w nim skałę, czy raczej powołał go aby się stał tą skałą? Każdy z nas stoi przed tym pytaniem i własnym życiem szuka odpowiedzi która byłaby jego autentycznym wyborem i powołaniem którym został obdarzony. Na tym polega i w ten sposób się realizuje nasze zawierzenie się Bogu. (J 1, 35-42)

 

]]>
Zabawa w życie https://jezuici.pl/2022/01/zabawa-w-zycie/ Tue, 11 Jan 2022 16:51:54 +0000 https://jezuici.pl/?p=73443 Bałagan moralny jest najprostszym sposobem diabła aby wyprowadzić w pole zbyt pewnych siebie zwolenników traktowania życia jako rodzaju gry albo zabawy – łatwo mu wówczas poplątać im życiowe drogi, mieszając im po prostu w głowach. Wystarczy tylko aby udało mu się utwierdzić w nich przekonanie, że całą filozofię życia można sprowadzić do robienia wszystkiego co […]]]>

Bałagan moralny jest najprostszym sposobem diabła aby wyprowadzić w pole zbyt pewnych siebie zwolenników traktowania życia jako rodzaju gry albo zabawy – łatwo mu wówczas poplątać im życiowe drogi, mieszając im po prostu w głowach.

Wystarczy tylko aby udało mu się utwierdzić w nich przekonanie, że całą filozofię życia można sprowadzić do robienia wszystkiego co się tylko człowiekowi podoba, uznając jednocześnie, że jest to jedyna nagroda jakiej od życia można się spodziewać, bo żadnej innej wygranej po prostu nie ma, chyba że ktoś chciałby żyć złudzeniami, ale to przecież oznacza klęskę.

Bałagan mentalny jest niebezpieczny, również dlatego, że jeśli trwa on dłużej, to wówczas deformuje osobowość tego kto mu uległ i nic już potem tego nie jest w stanie zmienić, żadne kazania i wezwania do nawrócenia, tylko cud porównywalny do ewangelicznego otwarcia niewidomemu oczu, nagłego uwolnienia od choroby, czy przywrócenia życia zmarłemu człowiekowi.

Prawdą jest, że Bóg może pomóc człowiekowi aby popełniony przez niego błąd naprawił i wyprostował swoje poplątane drogi. Konieczne jest aby do tego się przyznał i rzeczywiście pragnął przemiany. Nie powinien jednak sądzić, że będzie to magiczny powrót do stanu istniejącego w przeszłości , bo historii nie można i nie powinno się negować, inaczej nie miałby sensu cud nawrócenia i życiowej przemiany.

Podstawową zasadą naszej egzystencji jest szacunek dla życia, bo tylko wtedy można mieć rzeczywisty szacunek również dla siebie i dla innych. Wszystko jednak zależy od podstawowego warunku, bez którego nie ma sensu w ogóle mówić o jakimkolwiek prawdziwym szacunku, a mianowicie, od szacunku dla Boga.

Paradoksalnie – ta zasada dotyczy również osób niewierzących, bo fakt że nie wierzą w Boga nie odbiera przecież Bogu istnienia, ale tylko wskazuje na problem ich poznawczej krótkowzroczności.

Nie wolno też w żadnym wypadku lekceważyć niczego, a tym bardziej dyskryminować człowieka z powodu tego co dla jego sumienia posiada wartość zasadniczą, gdyż wówczas gardzi się tym człowiekiem, raniąc jego honor, czyli duszę.

Foto: flickr.com / Chrisa Hickey

 

]]>
Znamię dojrzałości (Łk 2, 41-52) https://jezuici.pl/2022/01/znamie-dojrzalosci-lk-2-41-52/ Sun, 09 Jan 2022 07:08:54 +0000 https://jezuici.pl/?p=73368 Jezus nie miał jeszcze formalnego obowiązku aby brać udział w pielgrzymce do Jerozolimy, ale on gorąco tego pragnął, czując w duszy, że jest to również pragnienie jego Ojca Niebieskiego. Szedł zatem do Jerozolimy razem z rodzicami, Maryją i Józefem, jak do Nieba, na Spotkanie i osiem dni spędzonych w Jerozolimie było dla niego jak jeden […]]]>

Jezus nie miał jeszcze formalnego obowiązku aby brać udział w pielgrzymce do Jerozolimy, ale on gorąco tego pragnął, czując w duszy, że jest to również pragnienie jego Ojca Niebieskiego. Szedł zatem do Jerozolimy razem z rodzicami, Maryją i Józefem, jak do Nieba, na Spotkanie i osiem dni spędzonych w Jerozolimie było dla niego jak jeden dzień.

Jezus czuł zawsze w sobie ogień miłości do Ojca, ale tutaj, w tym mieście, w świątyni, płonął on ze szczególną intensywnością i pragnął gorąco, aby właśnie tutaj było szczególnie widoczne królowanie Boga pośród ludzi. Dlatego bardzo bolał nad tym, że cisza i skupienie tego świętego miejsca były stale naruszane przez zgiełk ludzkich konfliktów hałas ich interesów załatwianych bez liczenia się z prawem Bożym i szacunkiem dla Jego Boskiej Osoby.

Tym bardziej było to dla niego bolesne, że tak radośnie przeżywał, właśnie w tym miejscu, swoją mistyczną więź z Ojcem, przygotowując się do spełnienia otrzymanej od Niego mesjańskiej misji. Upojony tą miłością nie udał się do domu, do Nazaretu, razem z Maryją i Józefem, gdyż stało się dla niego oczywiste, że musi pozostać w Jerozolimie, aby dokończyć tych rekolekcji które tutaj rozpoczął i które wyrażały się słuchaniem i rozmową z Ojcem, dającym mu wielką radość i siłę Ducha Świętego.

Nie zdziwił się gdy zobaczył trzeciego dnia swoją matkę i ojca, przybyłych aby Go zabrać ze sobą do domu. Na pytanie matki, czy nie jest mu przykro, że z jego przyczyny przez trzy dni z wielkim niepokojem poszukiwali go, ona – jego matka i Józef – jego ojciec, dał im wtedy bardzo delikatnie do zrozumienia, że jest Synem Bożym i w związku z tym spoczywa na nim szczególna lojalność wobec jego Ojca Niebieskiego.

Nie tylko nie chciał ich urazić tą odpowiedzią, ale pomógł im przypomnieć sobie i odnowić ich zaangażowanie w jego mesjańską misję. Pomógł im też zrozumieć, że misja ta naznaczona jest bolesnym znamieniem krzyża, który im towarzyszy od samego początku, od jego narodzin w stajni, ucieczki do Egiptu i aż po chwilę obecną, po tę pielgrzymkę podczas której im się „zgubił” i trzy dni go nie było z nimi.

Wiedział i im chciał to przekazać, że krzyż stanowi stały element drogi prowadzącej do dojrzałej miłości i że tylko w ten sposób może się ona okazać zwycięska. Abstrakcyjne rozważania i werbalne pouczenia są niewystarczające. Musza one zostać poparte konkretną życiową postawą. Trzeba z wiarą przejść przez ból krzyża, jak Mojżesz przez morze i przez kuszenia na pustyni, udając sie do Ziemi Obiecanej, tak oni do Zmartwychwstania i do Królestwa Bożego na ziemi.

Łatwo zauważyć, że od momentu „zagubienia się” Jezusa podczas pielgrzymki, pojawiła się wyraźna rysa w ich wzajemnych stosunkach, jakiś brak poprzedniego dziecięcego sposobu komunikowania się między nimi, ale ich wzajemna miłość nie została jednak w żadnym stopniu zanegowana. Wprost przeciwnie, stawała się ona coraz bardziej dorosła, coraz bardziej dojrzała, w miarę jak Maryja „zachowując to zdarzenie w sercu”, często do niego powracała, coraz lepiej rozumiejąc jego sens i coraz bardziej gotowa do towarzyszenia Jezusowi w jego zbawczej misji.

O tej gotowości, a więc o dojrzałości jej wiary i miłości, świadczy wymownie opis Ewangelii, mówiący o jej obecności pod krzyżem u boku Jezusa – Nowa Ewa, obok Nowego Adama. Oboje są pod zniszczonym, rajskim drzewem, zbrukanym wszystkimi ludzkimi grzechami, ale obmytym krwią „Baranka bez skazy”, wydartym ze szponów szatana i przywróconym człowiekowi.

Dziewica – trzymająca w objęciach umęczone ciało swego dziecka – Bożego Syna, tuli je do swego matczynego serca, bez kierowania do Boga oskarżycielskiego pytania „dlaczego nam to uczyniłeś”, jakie zadała Jezusowi, gdy swego czasu „zgubił się” podczas pielgrzymki w Jerozolimie.

Pieta – pomnik pełen żywej wiary i miłości Maryi i Jezusa – pomnik Zmartwychwstania i zwycięstwa Bożej Miłości, która nie tylko uratowała świat przed ostateczną zgubą, ale przemieniła go i nieustannie przemienia w Jego chwalebne Królestwo i nas do tego powołuje poprzez uczestnictwo w misterium Kościoła.

Ilustracja: Frans Francken, Jezus w świątyni

 

]]>