Archiwa: Henryk Droździel SJ - blog | Jezuici.pl https://jezuici.pl/tematy/blogi/henryk-drozdziel-sj-blog/ Oficjalna strona Towarzystwa Jezusowego w Polsce Tue, 18 Mar 2025 15:57:19 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.7.2 https://jezuici.pl/wp-content/uploads/2016/05/cropped-slonce-1-150x150.png Archiwa: Henryk Droździel SJ - blog | Jezuici.pl https://jezuici.pl/tematy/blogi/henryk-drozdziel-sj-blog/ 32 32 Cechy prawdziwego nabożeństwa do św. Józefa https://jezuici.pl/2025/03/cechy-prawdziwego-nabozenstwa-do-sw-jozefa/ Tue, 18 Mar 2025 15:57:19 +0000 https://jezuici.pl/?p=97234 Nie wystarczy odmieniać imię św. Józefa przez wszystkie przypadki, mnożyć modlitwy i pielgrzymki, aby można powiedzieć, że ktoś żyje duchowością św. Józefa. Moim zdaniem, są trzy najważniejsze kryteria każdego zdrowego nabożeństwa świetojózefowego. Pierwszym wyznacznikiem jest relacja synowska z Bogiem Ojcem. Na obrazie św. Rodziny w kaliskim sanktuariom św. Józef trzyma za rękę małego Jezusa. Emanuje […]]]>

Nie wystarczy odmieniać imię św. Józefa przez wszystkie przypadki, mnożyć modlitwy i pielgrzymki, aby można powiedzieć, że ktoś żyje duchowością św. Józefa. Moim zdaniem, są trzy najważniejsze kryteria każdego zdrowego nabożeństwa świetojózefowego.

Pierwszym wyznacznikiem jest relacja synowska z Bogiem Ojcem. Na obrazie św. Rodziny w kaliskim sanktuariom św. Józef trzyma za rękę małego Jezusa. Emanuje z postaci Józefa ojcowski autorytet. Aby być autorytetem dla syna, być dobrym ojcem, trzeba najpierw nauczyć się tego od swego ojca. Św. Józef, dlatego był najlepszym ojcem dla Jezusa, ponieważ był posłusznym i oddanym synem Boga Ojca. Poznajemy to po jego decyzjach w chwilach zwiastowania i potem. Jest on posłuszny Bogu Ojcu i zawsze wybiera Jego wolę. Relacja synowska w odniesieniu do Boga Ojca odciśnie się mocno na naturze Jezusa, podobnie jak postawa szukania i znajdowania woli Bożej wśród trudności i co za tym idzie realizowania jej bez poczucia frustracji. Gdy uważnie się przyjrzymy św. Józefowi czczonemu we wspomnianym kaliskim obrazie, to zobaczymy, że Bóg Ojciec (u szczytu obrazu) i Józef trzymający (trzymany?) dłoń Jezusa mają podobne rysy twarzy. Autor obrazu (nieznany) genialnie oddał tę prawdę. Józef upodabnia się do Ojca, Jezus do Józefa, obaj pozostają, każdy na swój wyjątkowy sposób w relacji synowskiej do Ojca.

Druga bardzo ważna cecha pobożności świętojózefowej to miłość do Jezusa. Józef okazuje swoją miłość po męsku – czynem. Słowa są ważne, czasem bardzo ważne, ale jeśli nie idzie za nimi czyn, są pięknym kłamstwem. Józef „wziął Maryję i Jezusa” do siebie, przyjął Jezusa jako swego syna, „nadał mu imię”, gdy zagrażało niebezpieczeństwo, zostawił wszystko „wziął Dziecię i matkę” i udał się na emigrację. Jezus, jego syn, jest w centrum. W centrum jest jego bezpieczeństwo, rozwój, wzrost „w łasce u Boga i u ludzi”. Uczy Go zasad swojej religii, czytania i pisania, obchodzenia się z narzędziami, tworzenia i naprawiania, obcowania z różnymi ludźmi, a jednocześnie sam się uczy.

Trzecia cecha charakterystyczna zdrowej pobożności świętojozefowej to miłość do Maryi. Ta miłość, zanurzona w osobistej relacji z Bogiem Ojcem, nada kierunek Jego życiu. Miłość do Maryi jest miłością, która dzieli to samo zaufanie do Boga, chociaż nie wszystko rozumie, tę samą wiarę, to samo powołanie (udział w tej samej historii zbawienia), to samo zwiastowanie (por. relacje wg. Łk i Mt.) i tę samą zgodę, „fiat” na wolne działanie Boga w ich życiu. Józef z miłości do Boga i Maryi był gotowy złamać prawo. A zrozumiawszy, że nie tędy droga, dał się jak Maryja poprowadzić. Z Nią i także od Niej jako ojciec uczył się tajemnicy Jezusa, Wcielonego Słowa. Józef potrzebuje Maryi, Maryja potrzebuje Józefa. Ich więź ma znamiona najpiękniejszej miłości i przyjaźni opartej o wartości zakorzenione w wierze.

Te trzy cechy, co łatwo zauważyć, wyprowadzają nas z pokusy ograniczania nabożeństwo ku czci św. Józefa do jakiejś niszowej, wąskiej, zamkniętej formy. W rzeczywistości są zaproszeniem do trójwymiarowego przeżycia swojego usynowienia w Chrystusie. Nic nie sprawi większej radości św. Józefowi, jak nasza szczera i płynąca z serca miłość do Ojca, Jego Syna Jezusa Chrystusa i Matki Zbawiciela w Duchu św.

O. Henryk Droździel SJ
Warszawa, 19.03.2025

]]>
Święty Stanisław Kostka i buty ojca Wiktora https://jezuici.pl/2024/09/swiety-stanislaw-kostka-i-buty-ojca-wiktora/ Tue, 17 Sep 2024 06:56:21 +0000 https://jezuici.pl/?p=93353 Jesteśmy w trakcie przygotowań do obchodów święta zmarłego młodo, polskiego jezuity, św. Stanisława Kostki, Patrona Polski i Patrona Młodzieży. Z tej okazji, a także w ramach pacta Stanislai* chciałbym uczcić jego pamięć, przypominając osoby i wydarzenia z Nim związane i przez Niego inspirowane. Pierwsze wspomnienie dotyczy osoby śp. Wiktora Kaniewskiego SJ, mojego współbrata, którego widywałem […]]]>

Jesteśmy w trakcie przygotowań do obchodów święta zmarłego młodo, polskiego jezuity, św. Stanisława Kostki, Patrona Polski i Patrona Młodzieży. Z tej okazji, a także w ramach pacta Stanislai* chciałbym uczcić jego pamięć, przypominając osoby i wydarzenia z Nim związane i przez Niego inspirowane.

Pierwsze wspomnienie dotyczy osoby śp. Wiktora Kaniewskiego SJ, mojego współbrata, którego widywałem często, gdy pracowałem w Warszawie. W czasie jednego ze spotkań pokazał mi małe zeszyciki i arkusze papieru pełne najprzeróżniejszych pieczęci i pieczątek. Zanim o tym napiszę więcej, oto kilka danych biograficznych zakonnika i kapłana, o którym warto pamiętać.

Ojciec Wiktor Kaniewski urodził się dnia 21 maja 1926 r. w miejscowości Stawki (wówczas k. Torunia), wstąpił do jezuitów 6 sierpnia 1953 r. w Kaliszu, święcenia kapłańskie przyjął 22 grudnia 1962 w Kielcach, zmarł 15 stycznia 2005 r. w Warszawie, w 79 roku życia, 52 powołania i 42 kapłaństwa. Jego młodzieńcze marzenia o podjęciu drogi życia zakonnego powstrzymała II wojna światowa, a potem potrzeba uzupełnienia wykształcenia. Pan Bóg upominał się o Wiktora w wieku dojrzałym, kiedy już miał 27 lat, wykorzystując przy tym przykład starszego kolegi, także jezuity, o. Zygmunta Nowickiego, z którym pracowali razem w Toruniu. Tu zapoznał się bliżej z sylwetką świętego Andrzeja Boboli i świętego Stanisława Kostki, którego będzie darzył szczególnym przywiązaniem przez całe życie. Jak podają świadkowie, w życiu o. Wiktora jest także wątek prześladowań za wiarę przez komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa włącznie z morderczymi przesłuchaniami i stosowaniem przemocy fizycznej.

Po ukończeniu studiów teologicznych, pomimo że o. Wiktor pragnął wyjechać na Madagaskar, aby tam służyć trędowatym, skierowano go na krótko do Kalisza, gdzie m.in. pomagał słynącemu z działalności charytatywnej śp. o. Józefowi Urpszy SJ**, opiekując się z nim licznymi chorymi w tym mieście. To spotkanie naznaczyło całe późniejsze życie Ojca Wiktora, albowiem od roku 1970, gdy zamieszkał w Kolegium Jezuitów w Warszawie, przy ul. Rakowieckiej, do końca życia posługiwał chorym. Najpierw w Instytucie Hematologii przy ulicy Chocimskiej, a potem na stałe w szpitalu przy ul. Spartańskiej i w Domu Lekarza Seniora. Przez wszystkie te lata Ojciec Wiktor odwiedzał chorych także w ich domach, odprawiał Msze Święte przy ich łóżkach, udzielał sakramentów, spowiadał oraz niósł pociechę i otuchę w trudnych chwilach, angażując się w wolnym czasie w posługę duszpasterską przy Sanktuarium Św. Andrzeja Boboli.

Ojciec Krzysztof Ołdakowski SJ, rektor Kolegium Jezuitów w Warszawie, gdzie o. Wiktor mieszkał, tak go wspomina: „Był człowiekiem bardzo skromnym, cichym i nienarzucającym się, dość tajemniczym, jakby nieobecnym, małomównym, czasami trudnym do zrozumienia, nawet jak używał mikrofonu. Za tą zewnętrzną otoczką nieśmiałości, pewnej czasami nieprzystępności, kryła się perła. Bliższe poznanie Go było bardzo ubogacające. Było ono możliwe, gdy uczyniło się wyraźny ruch w jego stronę. Myślę, że wciąż powinniśmy być bardziej uważni na skarby ukryte w innych; trzeba więcej troski wkładać w poznawanie ludzi, którzy żyją obok nas, a tak szybko odchodzą. Wielu ludzi przybliżał do Boga dobrocią swego serca, pogodą ducha i życzliwym uśmiechem. Myślę, że możemy uczyć się od Niego jak być bez rozgłosu dla innych. Bardzo charakterystycznym rysem życiowej drogi Ojca Wiktora było pielgrzymowanie”.

Tu wracam do wspomnianych wyżej książeczek, kartek i kolorowych pieczątek. Były one cenną pamiątką po odbytych pielgrzymkach. Na kartkach zeszycików i na arkuszach papieru z łacińskim tekstem potwierdzającym jego tożsamość, proboszczowie i gospodarze miejsc, gdzie się zatrzymywał, przystawiali okolicznościową pieczęć i składali swój podpis na potwierdzenie tego faktu.

„Ojciec Wiktor – jak dalej wspomina o. Ołdakowski – przeszedł kilkanaście tysięcy kilometrów, wędrując po różnych drogach Europy i Polski. Pierwszą podróż na własnych nogach odbył w 1975 roku w Jubileuszowym Roku Odkupienia. Wtedy to zdecydował się po raz pierwszy wyruszyć pielgrzymim szlakiem świętego Stanisława Kostki. Drogę z Dylingi do Rzymu pokonał pieszo. Często wracał na ten szlak w następnych latach, pokonując marszem drogę z Warszawy do Wiednia albo z Wiednia do Augsburga trasą przez – Mariazell – Altotting – Dachu – Augsburg. Przeżywał na szlakach swoich wędrówek wiele niecodziennych przygód, oddając się przy tym rozmaitym formom posługi duszpasterskiej. Zwieńczeniem pielgrzymki szlakiem świętego Stanisława Kostki była ostatnia podróż, jaką odbył w roku 2000. Wędrował wtedy z Rostkowa do Warszawy.

Ojciec Wiktor jako jedyny jezuita przeszedł nasz kontynent wzdłuż i wrzesz: zawędrował m.in. do Fryburga, Genewy, La Salette, Sofii, był na granicy z Turcją, pielgrzymował kilkakrotnie z Suwałk do Wilna oraz wzdłuż Dunaju. Przemierzył również szlak świętego Ignacego z Loyoli: był w Montserrat, Manresie i Barcelonie. Ojciec w czasie podróży oddawał się rozmaitym formom posługi duszpasterskiej”.

Jak niezwykłe było to pielgrzymowanie i sam pielgrzym opowiada Giuseppe Planelli na łamach Osservatore Romano (wydanie włoskie) w artykule Le scarpe di Padre Victor*** (Buty ojca Wiktora). Przytaczam ten artykuł prawie w całości, ponieważ jego autor cytuje cenne osobiste refleksje o. Wiktora – pielgrzyma.

Buty ojca Victora są teraz pełne kurzu. Jego proste ubranie, włosy i brwi też są pełne białego kurzu, który pokrywając go przezroczystą warstwą, sprawia, że wygląda niczym albinos. Wszędzie kurz. Tym, co najbardziej rzuca się w oczy, to buty, może dlatego, że wszystkie są bezkształtne, a na podeszwie niedyskretnie pojawia się arogancka powieka dziury ukazująca się w czasie marszu tam, gdzie tarcie jest największe.
Buty są dobrej marki, solidne, wykonane z myślą o trwałości, ale wciąż to są buty zaprojektowane w epoce, w której częściej jeździ się samochodem lub autobusem. Buty zrobiły, co mogły, próbując dostosować się do romantycznego ducha pielgrzyma, który wśród zmieniających się czasów wyruszył pieszo drogami wiodącymi z Niemiec do Rzymu.
Taki musiał być strój, twarz i buty świętego Stanisława Kostki, gdy czterysta lat temu przybył z Augusty do Rzymu w towarzystwie dwóch zakonników, aby spełnić swoje wielkie pragnienie: zostać członkiem Towarzystwa Jezusowego.
Ojciec Wiktor Kaniewski, jezuita, Polak jak św. Stanisław, pielgrzymuje jak On zza Alp pieszo, choć trochę starszy, bo 49-letni, ale z tym samym młodzieńczym i żywiołowym duchem podszytym nadzieją.

Święty Stanisław – mówi O. Wiktor – musiał być twardym, silnym, odważnym człowiekiem, skoro w tamtych czasach podróżował tak daleko, drogami pełnymi bandytów, w chłodach nocy, w skwarach południa, wśród niespodziewanych letnich ulew (bo on podróżuje także późnym latem). Portrety przedstawiają go w natchnionej, hieratycznej postawie, z rękami wzniesionymi ku niebu i z uśmiechem na twarzy bardziej anielskim niż ludzkim. Nie wygląda na kogoś, kto przeszedł pieszo tysiąc kilometrów.

Pełna wody fontanna na Placu św. Piotra musi nieodparcie przyciągać stojącego przede mną pielgrzyma swoim chłodem. Na jego twarzy można wyczytać czyste pragnienie wody, niby pragnienie rajskich rozkoszy, czerpanych długimi łykami, aby ugasić upał kilkudziesięciodniowej podróży, ale jak tu i teraz, na oczach wszystkich, także wobec prowadzącego wywiad, zanurzyć twarz w czystej chłodnej wodzie, a może nawet schłodzić stopy, które wyglądają, jakby właśnie wyszły z pieca?

Nie ma piękniejszej pielgrzymki – kontynuuje o. Wiktor. Każdy powinien przybyć do Rzymu w ten sposób. Powoli, nie spiesząc się, poświęcając cały miesiąc na podróż, szedłem, medytując na skraju dróg, celebrując jutrznię, gdy wschodziło słońce a nieszpory o zachodzie, chroniąc się przed burzą pod jakimś gankiem, prosząc o gościnę proboszczów wsi i miast, przez które przechodziłem, dla pewności pokazując zaświadczenie napisane po łacinie z pieczęcią przełożonego, że ten podróżnik nie jest włóczęgą, ale pielgrzymem Roku Świętego, że idzie w duchu pokuty, jak wielki święty Stanisław Kostka.

Wystarczy wydać trzydzieści tysięcy lirów, żeby kupić trochę owoców i coś do picia. Wszystko w wielkiej prostocie, skromnie. To pozwoliło mi zrozumieć, dlaczego młodzi Polacy milcząco wybrali tego świętego na patrona swoich letnich wycieczek, a także oficjalnego patrona swoich studiów. Wyczuwają, że świętość znajduje się na końcu długiej drogi, którą w ten czy inny sposób wszyscy musimy pokonać…

Ojciec Wiktor przez chwilę stając przed cząstkowym celem swojej podróży, przed bazyliką watykańską, witającą go swoją poważną fasadą, biegnie myślami do ostatecznego celu swego życia. Widzę, jak nie może powstrzymać wzruszenia, jak wznosi ku niebu oczy oczarowane atmosferą miejsca, które obejmuje go świątecznym uściskiem.

Ojciec Wiktor pokryty białym kurzem, niemal przezroczysty, nawet nie zdaje sobie sprawy, że jako pielgrzym po śladach św. Stanisława Kostki nie ma tego szorstkiego wyglądu, o którym mówił, ale że, o dziwo, przyjął tę samą pozę, w jakiej nieznany malarz przedstawiał Świętego Stanisława, bezbłędnie wychwytując moment, w którym człowiek dzięki łasce Bożej przypomina anioła i zapomina o rozpalonych stopach i butach zdeptanych długą drogą. (tłumaczenie H.D.)

Na koniec jeszcze dwie informacje wszak obiecałem napisać o osobach i wydarzeniach związanych ze zbliżającym się świętem św. Stanisława Kostki.

Dnia 17 i 18 września Polskie Stowarzyszenie Teologów Duchowości organizuje ogólnopolskie sympozjum z okazji 350-rocznicy ogłoszenia św. Stanisława Kostki Patronem Polski. Sympozjum nosi tytuł „Do wyższych rzeczy zostałem stworzony”. Duchowość św. Stanisława Kostki (1550-1568). Odbędzie się ono w Ośrodku Charytatywno-Szkoleniowym Caritas Diecezji Płockiej im. bł. Abp. A. J. Nowowiejskiego w Popowie-Letnisku, Aleja Centralna 6, 07-203 Somianka. W czasie sesji naukowej głos zabiorą:
– dr hab. Wacław Królikowski SJ (Uniwersytet Ignatianum w Krakowie; Akademia Katolicka w Warszawie): „Sylwetka duchowa św. Stanisława Kostki na tle duchowości ignacjańskiej”.
– dr hab. Radosław Lolo (Akademia Piotrkowska, Piotrków Trybunalski; Akademia Finansów i Biznesu Vistula, Warszawa): „Kult św. Stanisława Kostki w czasach staropolskich”.
– ks. dr Janusz Cegłowski (emerytowany proboszcz parafii pw. św. Jana Kantego w Mławie, diecezja płocka): „Kult św. Stanisława Kostki w diecezji płockiej w czasach współczesnych”.
– dr hab. Aleksander Posacki SJ: „Św. Stanisław Kostka – możliwy wzór dla polskiej młodzieży dziś?”

Zapewne z materiałami z sesji będzie się można zapoznać na łamach jednego z najbliższych numerów pisma „Ateneum Kapłańskie” lub „Duchowość w Polsce”. Więcej na ten temat na stronie: https://jezuici.pl/2019/11/pakt-ze-swietym-stanislawem/

W tym roku ukazała się powieść o św. Stanisławie Kostce autorstwa Justyny Sprutta, pt. Płomień. Powieść o świętym Stanisławie Kostce z ilustracjami Emilii Kalinowskiej, nakładem Wydawnictwa Kontrast (Warszawa 2024). Autorka językiem literackim usiłuje odtworzyć to, co się działo w życiu Stanisława Kostki „pomiędzy” chłodnymi danymi historycznymi, którymi dysponujemy. Warto po nią sięgnąć. Więcej na ten temat można znaleźć na stronie: https://jezuici.pl/2024/05/ukazala-sie-powiesc-o-sw-stanislawie-kostce/.

O. Henryk Droździel SJ
Warszawa, 16.09.2024

*https://jezuici.pl/2019/11/pakt-ze-swietym-stanislawem/
** https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Urpsza
*** Dziękuję br. Ryszardowi Rączce SJ za zwrócenie uwagi na ten artykuł. H.D.

Na zdjęciach:
1. Ojciec Wiktor Kaniewski w czasie jednej z pielgrzymek. Zdjęcie z Archiwum własnego o. W. Kaniewskiego SJ. Archiwum Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego.
2. Zaświadczenie, że o. Wiktora jest jezuitą i pielgrzymem, z pieczęciami potwierdzającymi nawiedzenie miejsc, przez które przechodził. Archiwum własne.

 

]]>
Przyjaźń a życie duchowe https://jezuici.pl/2024/03/przyjazn-a-zycie-duchowe/ Wed, 27 Mar 2024 05:06:40 +0000 https://jezuici.pl/?p=89483 Sylvia Paradiso PRZYJAŹŃ A ŻYCIE DUCHOWE „Tu na ziemi nie ma świętszego pragnienia, nic godniejszego poszukania, nic trudniejszego do znalezienia, owocu słodszego i bardziej trwałego niż przyjaźń.” Tak twierdzi szkocki mnich, opat cystersów z XII-wieku, Aelred z Rielvaux (Przyjaźń Duchowa, II 9). O tak, bo życie duchowe potrzebuje wsparcia przyjaźni. Przekonało się o tym wielu […]]]>

Sylvia Paradiso

PRZYJAŹŃ A ŻYCIE DUCHOWE

„Tu na ziemi nie ma świętszego pragnienia, nic godniejszego poszukania, nic trudniejszego do znalezienia, owocu słodszego i bardziej trwałego niż przyjaźń.” Tak twierdzi szkocki mnich, opat cystersów z XII-wieku, Aelred z Rielvaux (Przyjaźń Duchowa, II 9). O tak, bo życie duchowe potrzebuje wsparcia przyjaźni. Przekonało się o tym wielu świętych, mężczyzn i kobiet, którzy zrozumieli, że drogę do świętości odbywa się razem z innymi, nigdy w osamotnieniu. Może dlatego, że sam Jezus miał przyjaciół, a jeszcze bardziej dlatego, że Trójca Święta jest tajemnicą komunii w miłości.

O przyjaźni mowa jest już w Starym Testamencie, na przykład w Księdze Przysłów (Prz 17,10.17). Natomiast w Księdze Syracha, znajduje się jej piękny opis: „Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną, kto go znalazł, skarb znalazł. Za wiernego przyjaciela nie ma odpłaty ani równej wagi za wielką jego wartość. Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia; znajdą go bojący się Pana. Kto się boi Pana, dobrze pokieruje swoją przyjaźnią, bo jaki jest on, taki i jego bliźni” (Syr 6,14-17). Mówi się o przyjaźni w odniesieniu do Dawida i Jonatana, podkreślając, jak to Jonatan uważał się za drugiego po swoim przyjacielu, i nawet w kontekście dziedziczenia królestwa był skłonny bronić Dawida przed swoim ojcem Saulem, nawet za cenę własnego życia. Księga Samuela mówi: „Życie Jonatana związało się z życiem Dawida i Jonatan miłował go jak siebie samego” (1 Sam 18,1), a po śmierci przyjaciela Dawid wypowiada takie słowa: „Żal mi ciebie, mój bracie, Jonatanie. Tak bardzo byłeś mi drogi! Więcej ceniłem twą miłość niżeli miłość kobiet. (2 Sm 1,26).

O przyjaźni mówią także Ewangelie, przypominając, że Jezus lubił spędzać czas u przyjaciół w Betanii: Marty, Marii i Łazarza, którego po jego śmierci otwarcie opłakiwał na oczach wszystkich. Jezus, który każdego z nas nazywa „swoim przyjacielem” i kocha nas miłością przyjaciela, szczególną miłością darzył Jana.

Miłość przyjaźni nie stoi w sprzeczności z powszechną otwartością miłości. Żaden prawdziwy święty nie obawiał się, że takie upodobanie w przyjaźń zaszkodzi agape, czyli miłości, do której posiadania jako chrześcijanie wszyscy jesteśmy powołani w mocy Ducha Świętego. Można tu przytoczyć niezliczone przykłady sławnych przyjaźni, nawet między mężczyznami i kobietami… Dla przykładu wspomnijmy Hieronima i Paulę, Olimpię i Chryzostoma, Bazylego i Grzegorza, Franciszka i Klarę, Tomasza Morusa i Erazma z Rotterdamu, Franciszka Salezego i Joannę de Chantal, małżeństwo Maritain z ich „kręgiem” duchowych przyjaźni i wielu, wielu innych…

Kasjan pisze w Konferencjach do Mnichów (XVI, 14): „Miłość uporządkowana to ta, która nie żywiąc nienawiści do nikogo, kocha preferencyjnie niektórych ze względu na ich zasługi. Kochając wszystkich, miłość wybiera tych, których chce otoczyć szczególną czułością i nawet spośród tej liczby uprzywilejowanych osób wybiera małą grupę, którą obdarza jeszcze bardziej szczególną miłością.”

Prawdziwa miłość nie jest miłością niewyraźną, ponieważ „każdy człowiek jest bliźnim, ale nie każdy jest przyjacielem” – jak to dobrze wyjaśnia Florenski. Co więcej, uważa on, że przyjaźń jest konieczna, aby dobrze przeżywać więź braterstwa ze wszystkimi, podobnie braterstwo jest konieczne, aby chronić samą przyjaźń. W pięknej refleksji stwierdza: „phylia (miłość przyjaźni) na ogólnoeklezjalnym poziomie zbawienia jest zaczynem, natomiast agape (miłość miłosierna) jest solą, która chroni relacje międzyludzkie przed zepsuciem. Bez zaczynu nie ma fermentacji, nie ma twórczej wspólnoty kościelnej, nie ma ruchu naprzód, nie ma pathos życia; bez soli nie ma świeżości, skupienia, czystości i integralności życia, nie ma solidności w strukturach i instytucjach, nie ma porządku”. Obydwa elementy, przyjaźń i miłość, są potrzebne na ścieżce duchowej Kościoła i każdego z nas.

Prawdziwa przyjaźń jest wielkim wsparciem, pomaga postępować w dobrem na drodze życia duchowego, może być nawet pomocą w modlitwie! Ten pogląd głosi również św. Teresa z Avila, która miała głębokie doświadczenie modlitwy! W swoim dziele Życie wyraźnie mówi, że nie widzi powodu, dla którego ci, którzy rozpoczynają drogę duchową, nie mogliby rozmawiać o swoich radościach i smutkach, prowadząc wartościowe rozmowy. Uważa ona, że jest wyrazem pokory nie ufać tylko sobie a korzystać również z pomocy, jaką Pan daje także przez przyjaciół, z którymi szczerze się rozmawia.

Jest oczywiste, że prawdziwa duchowa przyjaźń musi mieć pewne szczególne cechy. Przede wszystkim jest to więź, której centrum stanowi „Trzeci”, Bóg, którego wspólnie poszukujemy, gdyż tylko Jezus może być trwałą i nierozerwalną więzią, która jednoczy dwoje w jednym. Prawdziwa przyjaźń duchowa potrzebuje także podobieństwa życia i pragnień, bez czego trudno o „przyjaźń w Duchu”. Św. Grzegorz dobrze to wyjaśnia, mówiąc o swojej przyjaźni z Bazylim: „Dążyliśmy do tego samego dobra i z każdym dniem coraz żarliwiej i głębiej kultywowaliśmy nasz wspólny ideał”. Przyjaźń bowiem opiera się na całkowitej akceptacji drugiego, jego inności, ale wymaga także pewnego „współbrzmienia”, które pozwala na otwarcie serca, zażyłość i intymność. Przyjaźń duchowa może wypływać z „natury”, ale nie może zatrzymać się na naturze, ponieważ wzrasta tylko wtedy, gdy wzrasta miłość.

Może istnieć miłość braterska bez przyjaźni, ale nie przyjaźń bez miłości braterskiej (caritas). Prawdziwa przyjaźń wzrasta na drodze wzajemnego obdarzania się, wierności i wytrwałości. Wymagając wzajemności, staje się ona drogą, prowadzącą do poznania siebie, własnych ograniczeń i posiadanych możliwości, a także poligonem uczuć i warsztatem wewnętrznej pracy nad samodoskonaleniem, bez lęku przed oceną, zdziwionym spojrzeniem, pogardliwym milczeniem, czy raniącymi słowami. Tylko w ten sposób przyjaźń staje się „najlepszą drogą do doskonałości” (Aelredo).

Tłum. z j. włoskiego: o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 25.03.2024

Sylvia Paradiso, „Amicizia e vita spirituale”, Il Messaggio di Gesu, marzo 2024, p. 64-66.

Foto: Naveen Kadam (flickr.com)

 

]]>
Chwile zatrzymane w czasie II https://jezuici.pl/2023/11/chwile-zatrzymane-w-czasie-ii/ Wed, 01 Nov 2023 21:35:54 +0000 https://jezuici.pl/?p=86879 CHWILE ZATRZYMANE W CZASIE – część II* MŁODA DAMA Uliczny muzyk, tak go chyba można nazwać, rozłożył przy chodniku pokrowiec od gitary, a nieco dalej rozstawił kolumnę ze wzmacniaczem oraz mikrofonem i zaczął zabawiać przechodniów, grając i śpiewając angielskie utwory rockowe z lat 70.tych. Tata w towarzystwie dwóch córek minął go, ale gdy odeszli kilkanaście […]]]>

CHWILE ZATRZYMANE W CZASIE – część II*

MŁODA DAMA
Uliczny muzyk, tak go chyba można nazwać, rozłożył przy chodniku pokrowiec od gitary, a nieco dalej rozstawił kolumnę ze wzmacniaczem oraz mikrofonem i zaczął zabawiać przechodniów, grając i śpiewając angielskie utwory rockowe z lat 70.tych. Tata w towarzystwie dwóch córek minął go, ale gdy odeszli kilkanaście kroków dalej, jedna z nich, mogła mieć ze cztery latka, złapała go za rękę, prosząc o pieniążek. Chwile trwało, zanim tata znalazł kieszeń, w której były drobne monety i podał jej. Przyjrzała się uważnie pieniążkowi i powoli ruszyła z powrotem, w kierunku pokrowca i muzyka. Odwagi zabrakło jej jakieś trzy kroki przed celem i to dlatego, że muzyk, grający z widocznym zapałem, podniósł nagle wysoko rękę, w której trzymał kostkę do gry na gitarze. Nie miała odwagi iść dalej i nie chciała wracać. Wyraźnie targały nią lęk i odwaga. Odwaga zaczęła przegrywać. Obróciła główkę i spojrzała z niemym błaganiem w kierunku taty, jedynej osoby, „która nie bała się niczego”. Ojcu nie trzeba było nic mówić. Spokojnie podszedł do niej, otoczył ramieniem i oboje podeszli do pokrowca. Do leżących drobnych monet, dołączyła jeszcze jedna, niewielka, ale specjalna ofiara. Jej siostra o kilka lat starsza zapragnęła zrobić to samo. Tata znowu sięgnął do kieszeni. Roześmiany muzyk wplótł w śpiew podziękowanie dla młodej damy. „Tato słyszałeś, on mnie nazwał young lady!” – zawołała, stając przed ojcem uradowana. „Bo jesteś prawdziwą damą!” z przekonaniem i powagą odpowiedział ojciec. Wyprostowała się dumnie, a piękny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Być może w tym momencie, dzięki tym dwóm mężczyznom, dziewczynka poczuła się dumna z tego, że jest kobietą.

DELUSION
Kapitan Daniel Gregg, The Ghost, w chwili ataku dotkliwej zazdrości wyznał Mrs Muir: „Doskonale wiem, co się dzieje w umyśle człowieka, do którego uśmiecha się piękna kobieta”.
Doświadczyłem tego niedawno.
Zbliżali się do mnie, rozmawiając swobodnie. Ona wyróżniała się w tłumie piękną, typowo słowiańską urodą. Zatrzymałem się, aby ich przepuścić na zatłoczonym chodniku. Pięknie się uśmiechnęła, nie przerywając rozmowy.
Gdy mnie mijali, usłyszałem, jak mu coś tłumaczyła: „Wiesz k…a! Tego nie rozumiem!”. – Rozczarowanie towarzyszyło mi przez kilka dni. W żaden sposób nie mogłem tego zachowania zrozumieć.

JOHNNY DEPP NA ROWERZE
Malec na rowerku nieco mniejszym niż on sam, rozpędziwszy się na chodniku, z przerażeniem stwierdził, że za chwile wjedzie na jezdnię dla samochodów. Rozpaczliwe próby hamowania nie skutkowały. Pozostało ostateczne rozwiązanie – ostry skręt w lewo i zderzenie z zaparkowanym przy chodniku Reno. Chłopiec był zły na siebie, a raczej na swoje umiejętności. I wtedy…nadjechał z naprzeciwka Jonny Deep. Miał na sobie dosłownie wszystko to, co filmowy dowódca piratów z Karaibów z wyjątkiem broni i … jechał na czarnym rowerze. Do siodełka miał przytwierdzony elastyczny pręt, na którego szczycie, ponad jego głową, powiewała, a jakże, trójkątna, czarna flaga piratów z białą czaszką i skrzyżowanymi piszczelami. Wyglądał, jakby wyszedł z ekranu. Chłopiec nie spuszczał z niego oczu. Przez chwilę szamotał się z leżącym rowerkiem, usiłując go postawić na kołach i dołączyć do sławnego kapitana piratów, było już jednak za późno. Rodzice kazali mu jechać ze sobą. Posłusznie ruszył przed nimi, oglądając się co chwila za siebie.

GEST MIŁOŚCI
Było późne majowe i bardzo gorące popołudnie. Wypoczywali na jednej z ławeczek w parku, w cieniu olbrzymiego platana. Wzdłuż via Arenula wiał lekki, orzeźwiający wiatr. Kilka kroków dalej szumiała fontanna. Zapewne to sprawiło, że dziecko zasnęło bez trudu na ramieniu matki, która delikatnie włożyła je do stojącego obok wózka. Wszystkie alejki w tym miejscu pokryto pięknymi białymi kamykami. Nie da się po nich cicho przejść ani przejechać. Gdy wstali, aby wyjść z parku, na twarzy kobiety pojawiło się wahanie. Dziecko przed chwilą zasnęło i spało tak spokojnie. Mężczyzna, o wyglądzie niedźwiedzia, bez wahania pochylił się i … podniósł wózek razem z dzieckiem. Kobieta uśmiechnęła się i ruszyła przodem. Za niską furtką odgradzającą park od chodnika delikatnie postawił wózek na granitowej powierzchni. Spojrzała spokojnie na dziecko, przytulając jednocześnie twarz do jego potężnego ramienia, po czym ruszyli dalej.
Dziecko nigdy nie będzie wiedziało o tym drobnym, zapewne jednym z tysięcy, geście miłości, który sprawi, że gdy się obudzi, będzie się czuło silniejsze i bezpieczne.

OKNO Z WIDOKIEM NA MORZE
Rodzina stała przed oknem wystawowym, rozmawiając o tym, co widzą. Pomiędzy nimi przyklejony do witryny stał mały chłopczyk i tak jak oni, zaglądał do środka.
Przechodząc obok nich, usłyszałem pytanie: „Co ci się najbardziej podoba?” – „Morze!” – odpowiedział chłopiec. Uśmiechnąłem się. Rzeczywiście, w głębi sali wystawowej na ścianie wisi niewielkich rozmiarów olejny obraz. Przedstawia krajobraz z widokiem na morze. Znajduje się tam od dawna i trzeba dobrze się przyjrzeć, aby go zauważyć. Mnie też się on najbardziej podoba. Może obraz ma jakąś sentymentalną wartość dla gospodarzy albo jest z nim związana jakaś romantyczna historia? Zmieniają się rekwizyty i wystawy, a obraz ciągle tam jest.

KOŚCIÓŁ I MY
Ktoś zapytał mnie niedawno jakie powinien mieć odniesienie do Kościoła dzisiaj?
Odpowiedziałem: „Kościół jest rodzaju żeńskiego (Ecclesia). Czyż nie? – Tak!
Trzeba Go więc kochać, jak kobietę, wiernie i czule, nawet jeśli nie zawsze da się go zrozumieć?”

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 29.10.2023

* Bywają różne sposoby zapamiętywania doświadczeń. Oto jeden z moich ulubionych sposobów, nazywam go „Chwile zatrzymane w czasie”. Pierwszy zbiór refleksji znajduje się na stronie: jezuici.pl/chwile-zatrzymane-w-czasie.

Foto: flickr.com / Chris Friese

 

]]>
Miłość, która się nie kończy https://jezuici.pl/2023/10/milosc-ktora-sie-nie-konczy/ Sun, 08 Oct 2023 07:43:58 +0000 https://jezuici.pl/?p=86446 W Ewangeliach Jezus często posługuje się przypowieściami, aby uczynić swoje orędzie bardziej zrozumiałym: są to historie «wymyślone», które w sposób metaforyczny ukazują prawdę o Jezusie i pozwalają tym, którzy ich słuchają, poznać prawdę o swoim sercu. Przypowieść „O dzierżawcach winnicy”*, w szczególny sposób konfrontuje nas z całym opisem historii zbawienia. Opowiada o stworzeniu, o późniejszym […]]]>

W Ewangeliach Jezus często posługuje się przypowieściami, aby uczynić swoje orędzie bardziej zrozumiałym: są to historie «wymyślone», które w sposób metaforyczny ukazują prawdę o Jezusie i pozwalają tym, którzy ich słuchają, poznać prawdę o swoim sercu.

Przypowieść „O dzierżawcach winnicy”*, w szczególny sposób konfrontuje nas z całym opisem historii zbawienia. Opowiada o stworzeniu, o późniejszym powołaniu proroków, o wyborze Ojca, by posłać Syna na świat, a wreszcie o tym, jak ludzie Go odrzucili i skazali na śmierć. Jest to długa historia nieskończonej miłości Boga do ludzkości, która wielokrotnie odpowiada Mu zdradą. Jednocześnie ta przypowieść pozwala słuchaczowi — a więc także nam — rozpoznać siebie w opowiadanej historii, poczuć się wezwanym, sprowokowanym i zaproszonym do zajęcia stanowiska i udzielenia osobistej odpowiedzi.

W przypowieści opowieść o niewierności człowieka i bezwarunkowej miłości Boga łączą się i staje się jasne, że chciwość i zamknięcie ludzkiego serca nie zatrzymują Bożego planu miłości.

Po każdej zdradzie Bóg jest zawsze gotowy do ponownego zaangażowania się i powrotu do gry. Przypowieść ukazuje nam bowiem trzy stopniowo coraz większe inicjatywy właściciela winnicy, trzy posłania: sługi, innych proroków i wreszcie Syna Bożego. Miłość, która go prowadzi, nie pozwala mu zatrzymać się, sprawia, że nie boi się ryzykować ani nie boi się ponieść porażki.

Dobrze jest pamiętać, że Pan nie zatrzymuje się w obliczu naszej „nieprzepuszczalności” wobec Niego. Nie używa siły wobec niej, ale zawsze, niestrudzenie, daje nam kolejną szansę, dar za każdym razem coraz większy.

Dynamika opowiedzianej historii pozwala nam zadać sobie pytanie o to, co sprawia, że nasze serce jest nieprzepuszczalne i na jakie różne sposoby «usuwamy» Pana z naszego życia, broniąc się przed Nim i zabierając Mu należna przestrzeń w naszej codzienności, aby nie pozwolić Mu wejść i konkretnie działać w naszym życiu.

Często stajemy w tej obronnej pozycji, ponieważ się boimy, ponieważ jesteśmy (często nieświadomie) przekonani, że wpuszczenie Go oznaczałoby rezygnację z czegoś, ponieważ boimy się, że On przyjdzie, aby odebrać nam życie, możliwość cieszenia się nim, bycia szczęśliwymi. Czy to jest prawda?

Przypowieść pomaga nam rozpoznać te fałszywe przekonania i w ten sposób zrobić krok ku wolności.

Z opowieści wyłaniają się co najmniej dwa nieporozumienia, dwa „węzły”, które należy rozwiązać, aby być wolnym: pierwszy dotyczy potrzeby ustalenia, kto jest właścicielem winnicy. Jest ona zasadzona z troską i uwagą przez właściciela, który wyposaża ją we wszystko, co niezbędne, aby przyniosła owoce, a następnie daje ją rolnikom, aby zaopiekowali się nią pod jego nieobecność. Jest tu mowa o świecie, który Bóg powierzył trosce człowieka, aby go chronił, pielęgnował, czynił coraz bardziej ludzkim. Mówimy zatem także o życiu, które nie należy do nas, nie jest nasze, ale które otrzymaliśmy w darze i za które ponosimy pełną odpowiedzialność. I mówimy o królestwie Bożym, o wspólnocie, o relacjach, które nam pozwalają żyć jak dzieci Boże na tej ziemi. Postawa rolników, z drugiej strony, ujawnia nasze wypaczone pragnienie władzy nad światem, nad życiem, nad ludźmi, nad Królestwem. W jakiej postawie stoimy przed Nim? Czy chcemy być panami i wchodzimy we współzawodnictwo z Bogiem, którego postrzegamy jako przeszkodę dla naszej autonomii? Jeśli to zauważymy, możemy świadomie pozostawić Mu Jego własność, uznając się za «Jego» pokorne sługi w winnicy, stróżów ogrodu, w radości i pogodzie ducha będąc tym, czym jesteśmy w głębi: Jego dziećmi.

Drugi problem jest konsekwencją pierwszego. Spójrzmy bowiem na owoce winnicy i radość z nich: kto cieszy się owocami winnicy? i według jakiej logiki? Bóg, chociaż jest jedynym właścicielem, ciągle żywi pragnienie, aby Jego dary były dzielone między wszystkich i aby ci, którzy uprawiali winnicę, współpracując z Nim i ze swymi braćmi, cieszyli się pełnią, obfitością i pięknem zbiorów. Rolnicy nie rozumieją tej logiki i zamiast być wdzięczni za otrzymany dar, widzą pana wyłącznie jako tego, który chce ich wykorzystać i samodzielnie cieszyć się owocami, pozostawiając ich biednymi i z pustymi rękoma. Czy zdarza nam się patrzeć na Boga w ten sposób i dlatego chcemy posiąść owoce, odchodząc od logiki dzielenia się?

Nauczmy się mówić z przekonaniem w naszych sercach: Ty, Panie, nie jesteś taki! Ty pragniesz mojego szczęścia, mojej pełni! Tylko w ten sposób będziemy wolni, aby Go przyjąć, kochać Go serdecznie i służyć Mu z pasją.

Uznajmy zatem, że dzieło, które Ojciec dokonał i nadal dokonuje ma na celu nas i każdego człowieka na przestrzeni dziejów, świadomi, że Pan przyszedł właśnie po to, abyśmy stali się ludem, który ma stać się dziedzicem Królestwa, ponieważ pragnie, abyśmy zakosztowali jego owoców i otrzymali życie pełne i w obfitości. I tak staniemy się wolni.

o. Andrea Picciau SJ
Il Messaggio del Cuore di Gesu, ottobre 2023, p.16-19.

Tłumaczenie z j. włoskiego: o. Henryk Droździel SJ

*Mt 21, 33-43 „Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: „Posłuchajcie innej przypowieści. Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznie, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy, zobaczywszy syna, mówili do siebie: „To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo”. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc przybędzie właściciel winnicy, co uczyni z owymi rolnikami?” Rzekli Mu: „Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze”. Jezus im rzekł: „Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: „Ten właśnie kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach”. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce”.

Foto: Ron Reiring / flickr.com

 

]]>
We wspomnienie świętych Archaniołów https://jezuici.pl/2023/09/we-wspomnienie-swietych-archaniolow/ Sat, 30 Sep 2023 12:19:37 +0000 https://jezuici.pl/?p=86312 We wspomnienie św. Archaniołów udałem się z pielgrzymka do pobliskiego kościoła Sant’Angelo in Pescheria, który wznosi się na ternach przylegających do Tybru, gdzie mieścił się w starożytności port i targ rybny (Foro Piscario). Pierwotnie kościół był dedykowany św. Pawłowi, który mieszkał w pobliżu w czasie swoich pobytów w Rzymie. Potem przemianowano go na kościół św. […]]]>

We wspomnienie św. Archaniołów udałem się z pielgrzymka do pobliskiego kościoła Sant’Angelo in Pescheria, który wznosi się na ternach przylegających do Tybru, gdzie mieścił się w starożytności port i targ rybny (Foro Piscario). Pierwotnie kościół był dedykowany św. Pawłowi, który mieszkał w pobliżu w czasie swoich pobytów w Rzymie. Potem przemianowano go na kościół św. Michała Archanioła, po przebudowie zostawiono tylko tytuł „Chiesa Sant’Angelo”.

Portyk Oktawii. W głębi wejście główne do kościoła Sant’Angelo.

A oto krótka historia, wspomnienie o świętym małżeństwie i ich świętych synach, która związane są z tym kościołem, tak jak je opisują duszpasterze z Sant’Angelo. Można ten opis znaleźć na tablicy przy wejściu do kościoła od strony Portyku Oktawii, sąsiadującym z ruinami Teatro Marcello i dawnym Gettem.

Jest w tej historii także wątek jezuicki

“O szczątkach świętych męczenników Getulio, jego żony szlachetnej Sinforosy i ich siedmiorga dzieci Crescente, Giuliano, Nemesio, Primitivo, Giustino, Statteo i Eugenio…zapomniano od średniowiecza. Odnaleziono je i przeniesiono do S. Angelo in Pescheria w XVI w. w okresie renesansu. Piusa IV wystawił je do kultu wiernych w szklanej urnie. Część relikwii, w tym głowa Getulia, została podarowana przez Grzegorza XIII jezuitom, dziś znajdują się w kaplicy w Villa d’Este. Innych zabrano do kolegiów jezuickich w Indiach i Hiszpanii, jeszcze innych do niektórych kościołów w Rzymie. Krew św. Sinforosa zawarta w ampułce znajduje się w San Chirico di Rapara w Bazylikacie, gdzie w przeszłości dokonywała cudu upłynnienia się. Aby zapobiec rozproszeniu relikwii, 26 września 1587 roku namiestnik Rzymu Mariano Perbenedetti kazał je zamknąć w marmurowym sarkofagu, znajdującym się obecnie przy ołtarzu głównym kościoła. W tym samym sarkofagu złożono także szczątki świętych Cyrusa i Jana.

Portyk Oktawii na tablicy informacyjnej.

Oto w 137 r. cesarz Hadrian, kazał wybudować swoją willę w pobliżu Tivoli, chciał jak najszybciej ją poświęcić obrzędem pogańskim. Zaczął od składania ofiar bożkom i żądania odpowiedzi od demonów, które mieszkały w bożkach. Wyrocznia odpowiedziała: „Wdowa Symphorosa i jej siedmioro dzieci obezwładniają nas każdego dnia, wzywając ich jedynego Boga. Dlatego jeśli ona i jej siedmioro dzieci zostaną złożone na ofiarę, obiecujemy zadowolić cię we wszystkim, o co poprosisz”. Hadrian wezwał więc prefekta Licyniusza i nakazał aresztowanie Sinforosy i zabranie jej do świątyni Herkulesa. Tutaj najpierw pochlebstwami, potem groźbami i szantażem próbował ją nakłonić do złożenia ofiary bożkom, ale Święta nie zgodziła się, idąc za przykładem swojego męża Getulio, który wolał być ścięty mieczem niż złożyć ofiarę bogom. Następnie cesarz nakazał ją torturować poprzez powieszenie za włosy. Jednak tortury do krwi nic cesarzowi nie dały, więc niecierpliwie wydał rozkaz, aby przywiązać jej do szyi duży kamień i wrzucić ją do rzeki Aniene, aby utonęła. Potem przyszła kolej na jej dzieci; zabrano ich na bok, a Hadrian poprosił ich o złożenie ofiar pogańskim bogom. Biorąc pod uwagę opór chłopców, nakazał, aby ich także poddano torturom. Następnego dnia Hadrian kazał wbić siedem pali wokół świątyni Herkulesa, kazał położyć na nich synów świętej Symforozy i nakazał Crescente przebić gardło; drugi Giuliano został ranny w klatkę piersiową, trzeci Nemesio przebito serce; czwartemu Primitivo zmiażdżono wnętrzności; piątemu Giustino wbito żelazo w plecy; szósty, Statteo został ranny w bok; siódmego, Eugeniusza przecięto na dwoje.

Dawno temu ofiara tych świętych przynosi wieczną chwałę Bogu, zarówno za nas wszystkich, którzy modlimy się w tym Kościele, prosząc o wstawiennictwo u Ojca, jak i jako przykład w trudnościach i przeciwnościach naszych czasów.”

Widok nawy głównej. W głębi, za ołtarzem, obraz Michała Archanioła.

Historia Getulio, jego żony szlachetnej Sinforosy i ich siedmiorga dzieci przypomina męczeństwo matki i jej siedmiu synów z Drugiej księgi machabejskiej rodział. 7. Zapewne tam i tu w walce z demonami i wrogami Boga zwycięstwo było możliwe dzięki opiece i wstawiennictwu aniołów. Aniołowie są, jak uczy objawienie „duchami przeznaczonymi do usług, posłanymi na pomoc starającym się posiąść zbawienie”, dając poznać plan Boży i broniąc ich przed szatanem.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 29.09.2023
Tłumaczenie tekstu o męczeństwie: o. Henryk Droździel SJ

Na zdjęciu głównym: Wejście do kościoła Sant’Angelo in Pescheria przy Portico d’Ottavia.

 

]]>
Caravaggio: Powołanie Świętego Mateusza https://jezuici.pl/2023/09/caravaggio-powolanie-swietego-mateusza/ Thu, 28 Sep 2023 13:07:31 +0000 https://jezuici.pl/?p=86273 Wyznania św. Mateusza Tydzień temu obchodziliśmy wspomnienie świętego Mateusza, Apostoła i Ewangelisty. Podobnie jak prorok Jeremiasz i św. Augustyn pozostawił on po sobie napisane własnoręcznie „wyznania” będące integralną częścią jego Ewangelii*. Te wyznania są bardzo osobistą duchową „autobiografią”. Przytoczę ją dosłownie i w całości, ponieważ jest jedną z najkrótszych w swoim gatunku. „Odchodząc stamtąd, Jezus […]]]>

Wyznania św. Mateusza

Tydzień temu obchodziliśmy wspomnienie świętego Mateusza, Apostoła i Ewangelisty. Podobnie jak prorok Jeremiasz i św. Augustyn pozostawił on po sobie napisane własnoręcznie „wyznania” będące integralną częścią jego Ewangelii*. Te wyznania są bardzo osobistą duchową „autobiografią”. Przytoczę ją dosłownie i w całości, ponieważ jest jedną z najkrótszych w swoim gatunku.

Odchodząc stamtąd,
Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz,
siedzącego w komorze celnej,
i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!»
On wstał i poszedł za Nim.” (Ewangelia wg. św. Mateusza 9,9).

Ta najkrótsza z autobiografii biblijnych fascynowała od początku nie tylko czytelników i słuchaczy, ale i wielu artystów. Stała się także inspiracją obrazu „Powołanie św. Mateusza” (autorstwa Caravaggia.

Michelangelo Merisi nazywany Caravaggio (1571-1610) namalował go w roku 1599, jako jeden z trzech obrazów do kaplicy będącej pod opieką wykonawców testamentu kard. M. Contarelli w kościele San Luigi dei Francesi w Rzymie. Pozostałe obrazy ukazują Mateusza piszącego Ewangelię oraz scenę jego męczeńskiej śmierci.

Podobnie jak opowiadanie Mateusza charakteryzuje oszczędność (ubóstwo) słów, tak obraz C. cechuje oszczędność środków wyrazu. Słowa w opowiadaniu Mateusza są bardzo wymowne, przemawiają z mocą i nie pozostawiają odbiorcy obojętnym. Z obrazem Caravaggia jest podobnie. Scena na obrazie jest pozbawiona wszystkiego, co nie jest konieczne, a mimo to przepełniona jest emocjami i napięciem; jest w niej mnóstwo gestów pełnych patosu; jest działanie łaski i rozeznanie kończące się podjęciem decyzji pójścia za Jezusem Chrystusem.
Dzieło Caravaggia i fragment Ewangelii Mateusza z wielką prostotą i szczerością ukazują Jezusa, jako żywą osobę, czyniącą się obecną dla każdego, w każdym czasie, także tu i teraz, niejako na wyciągnięcie ręki. Co jest bardzo interesujące, Jezus Chrystus jest na obrazie Caravaggia ukazany razem z Kościołem.

Postawa Mateusza i jego słowa wywarły i wywierają nieustannie wielki wpływ na słuchaczy i czytających Ewangelie. Dzieje się tak również z arcydziełem Caravaggia pt. „Powołanie Mateusza”.

Fascynacja osobą Jezusa u Mateusza i u Caravaggia jest jeszcze jednym elementem, który ich łączy. C. z upodobaniem malował postać Jezusa, a także różne przejawy, działania i owoce łaski.
Temat obrazu „Powołanie Mateusza” został na artyście wymuszony. Sponsor wyraźnie życzył sobie, aby artysta ukazał ewangelistę Mateusza „w chwili, gdy ten podnosi się, aby pójść za Jezusem”. C. przystępując do malowania miał do swojej dyspozycji tylko 24 słowa na ten temat, osobistą znajomość Pisma Świętego, trydenckiej teologii powołania, znajomość biblijnych języków i własne przemyślane doświadczenia.

Obraz „Powołanie Mateusza” jest „wyznaniem” wiary C., zapisem doświadczenia wiary na aktualnym etapie jego życia. Opisem Mateuszowego i własnego spotkania z Jezusem. Jest również zaproszeniem skierowanym do widza, by podjął refleksję nad własnym powołaniem, czyniąc go uczestnikiem przedstawionego wydarzenia oraz dając mu doświadczyć tego, co sam doświadczył, czytając autobiografię Mateusza.

Spojrzenie

Po-wołanie Mateusza zaczyna się nie od usłyszenia wołania, ale od spojrzenia. Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz. To Jezus jest stroną aktywną. Mateusz dostrzega to spojrzenie i odnajduje się w nim. Nie boi się tego spojrzenia. Czuje się akceptowany i przyjęty, takim, jaki jest, z zawodem, który wykonuje. Czuje, że Jezus zna go po imieniu.

Święty Jan Paweł II mówił, że wiara polega na tym, aby „dać się zobaczyć Jezusowi”. Także w przypadku Mateusza wiara jest kontekstem zaproszenia do pójścia za Jezusem. Wiara (łaska, słowo, światło) wyprowadza nas z zamknięcia i bezowocności życia w komfortach ciemności komory, ku życiu pełnemu wyzwań, czasem łez cierpienia i radości, ale ostatecznie do szczęścia życia w pełni.

Moc Jezusowego spojrzenia umożliwia Mateuszowi podjęcie decyzji do pójścia za Nim. Jest ono tak pełne mocy, że aż podnosi Go z miejsca.

Po-wstał

Kontemplując obraz C., jesteśmy świadkami, jak umiera celnik Levi, a rodzi się nowy człowiek, Mateusz. Podkreśla to i do tego odsyła, gest Jezusa, który towarzyszy spojrzeniu. Jest on powtórzeniem gestu stworzenia Adama z Kaplicy Sykstyńskiej autorstwa Michała Anioła. Znawca twórczości C. znajdzie wiele podobnych odniesień i nawiązań do twórczości jego równie genialnego imiennika, Michała Anioła.

Słowo „powstał” użyte w opisie ewangelicznym oznacza także zmartwychwstanie. Mateusz nie tyle rodzi się na nowo, ile zmartwychwstaje, powstaje do nowego życia, w którego centrum jest Jezus, a nie to, co symbolizują rozsypane na stole monety.

Mateusz* w opisie z Pisma św. nic nie mówi, o tym, co działo się w jego sercu, gdy napotkał spojrzenie Jezusa. Jednak na obrazie C. ukazany jest tak, jak gdyby nie był pewien tego, co widzi i słyszy. Dzieje się tak dlatego, że na obrazie Mateusz symbolizuje osobę, która potrzebuje potwierdzenia, pomimo że łaska (niewidoczna) dotyka jego serca, oświeca go swoim światłem i słyszy wołanie Jezusa.

Z pomocą w podjęciu decyzji o tym, czy pójść za Jezusem, czy zostać w komorze, przychodzi nam z woli Jezusa Kościół. Reprezentuje go na obrazie osoba Piotra. Jezus „odchodzi”, Piotr „przychodzi”. Gest Piotra powtarza, niejako „potwierdza” gest i słowa Jezusa. Pan wie, że następcy Mateusza będą potrzebowali tego potwierdzenia. Pan Jezus z Piotrem ubrani są w szaty z czasów, w których chodzili po Palestynie. C. przypomina widzowi, że za każdym razem spotykamy tego samego Jezusa i Jego Kościół, który symbolizuje postać Piotra, zlewająca się na obrazie z postacią Jezusa.

Mateusz widzi Jezusa, widzi światło i słyszy słowa. Na obrazie jest ukazany w postawie słuchania. Słowo, które słyszy Mateusz, jest odpowiedzią Jezusa, który wcześniej usłyszał jego skryte w sercu pragnienie wyrwania się z ciemności ogarniającej jego życie. Warto zwrócić uwagę na wyraźny detal – ucho. Ucho, jak na ikonach jest tu symbolem wsłuchiwania się, słuchania i usłyszenia. Widz, medytując w ciszy obraz C., staje się uczestnikiem dialogu, który rozgrywa się w przestrzeni, która dzieli się na to, co „wewnątrz” i na co na „zewnątrz”.

Po-szedł

Obraz „Powołanie Mateusza” jest umieszczony tak, że widz, będąc blisko, staje się uczestnikiem przedstawionego wydarzenia, a jednocześnie widzi wszystkie jego elementy, także nogi Mateusza, z których jedna już jest uniesiona do góry. Ma się wrażenie, że ciało Mateusza reaguje szybciej niż jego wola.

Dla C. człowiek jest ciągle w drodze. Będąc w drodze, ma prawo się pokaleczyć, nabawić się odcisków, mieć brudne nogi, jak postacie na obrazie Madonna dei Pellegrini w pobliskim kościele św. Augustyna. Z tym że droga nie jest dla C. filozoficzną kategorią, ale Osobą. Jezus jest Drogą. Nie jest ważne, jak daleko dojdziemy, podążając za Jezusem, który nas po-wołał. Często to nie od nas zależy. Ważne jest, aby iść za Nim i wytrwać. Wytrwać, tak jak, Pan Jezus, który nieustannie przechodzi przez czas i miejsca i daje się zobaczyć i usłyszeć. On jest gwarancją dojścia do domu, do Ojca.

Zachęcam, aby spacerując po Piazza Navona w Rzymie nie omijać znajdującego się obok kościoła dei Francesi. Warto tam wejść, a odszukawszy pierwszą od ołtarza kaplicę w lewej nawie, wrzucić do automatu pieniążek lub dwa. Zapali się wtedy światło, zapraszając do kontemplacji historii powołania Mateusza, namalowanej przez największego z teologów wśród malarzy i największego malarz wśród teologów, która jest także historią naszego powołania, a przynajmniej pragnie nią być.

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 20.09.2023, W wigilię świętą św. Mateusza, Apostoła i Ewangelisty.

Kaplica Contarellich w kościele San Luigi dei Francesi. Fot. H. Drozdziel SJ

* Powołanie Mateusza
Mt, 9,9 Odchodząc stamtąd, Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» On wstał i poszedł za Nim.
Łk 5, 27 Potem wyszedł i zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» 28 On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim.
Mk 2,13 Potem wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. 14 A przechodząc, ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego w komorze celnej i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!». On wstał i poszedł za Nim.
** Co pewien czas pojawiają się nowe teorie co do tego, która postać na obrazie C. to Mateusz. Mój współbrat o. Jean Paul Hernandez SJ uważa, że mamy tu do czynienia z jedną osobą w różnych okresach jej duchowego rozwoju, z tym, że jedną z postaci na obrazie jest kusiciel.

]]>
Polska pamięta – ordery dla męczenników z Pariacoto https://jezuici.pl/2023/06/polska-pamieta-ordery-dla-meczennikow-z-pariacoto/ Sat, 24 Jun 2023 18:25:33 +0000 https://jezuici.pl/?p=84349 Wieczorem, dnia 22 czerwca 2023 r., z inicjatywy Ambasadora RP przy Stolicy Apostolskiej Adama Kwiatkowskiego oraz Ministra Generalnego Zakonu Franciszkanów Braci Mniejszych Konwentualnych Carlosa Alberto Trovarelli O.F.M. w Bazylice XII Apostołów w Rzymie, oraz w pomieszczeniach przyległego klasztoru franciszkanów odbyły się uroczystości poświęcone błogosławionym braciom męczennikom z Peru, Michałowi Tomaszkowi oraz Zbigniewowi Strzałkowskiemu. Obaj franciszkanie […]]]>

Wieczorem, dnia 22 czerwca 2023 r., z inicjatywy Ambasadora RP przy Stolicy Apostolskiej Adama Kwiatkowskiego oraz Ministra Generalnego Zakonu Franciszkanów Braci Mniejszych Konwentualnych Carlosa Alberto Trovarelli O.F.M. w Bazylice XII Apostołów w Rzymie, oraz w pomieszczeniach przyległego klasztoru franciszkanów odbyły się uroczystości poświęcone błogosławionym braciom męczennikom z Peru, Michałowi Tomaszkowi oraz Zbigniewowi Strzałkowskiemu. Obaj franciszkanie zostali zamordowani w Pariacoto 9 sierpnia 1991 r. przez terrorystów spod znaku komunistycznej partyzantki.

Pierwsza część obchodów rozpoczęła się o 17.30, a jej centralnym elementem było przekazanie Krzyży Wielkich Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej przedstawicielom rodzin męczenników, nadanych pośmiertnie błogosławionym Męczennikom z Pariacoto przez prezydenta Andrzeja Dudę oraz inauguracja wystawy „Działalność misjonarzy błogosławionego Zbigniewa Strzałkowskiego i błogosławionego Michała Tomaszka. Męczennicy z Pariacoto” w krużganku wejściowym do bazyliki.

Widok Bazyliki XII Apostołów (fot. H. Droździel SJ)

W pierwszej części uroczystości, która miała miejsce w auli klasztornej franciszkanów, głos zabrali przedstawiciele gospodarzy oraz goście reprezentujący Prezydenta i Rząd Polski. W tej części spotkania oraz podczas późniejszej Mszy św. wystąpił kilkuosobowy zespół muzyczno-wokalny z parafii Pariacoto, założony przez błogosławionych męczenników. Wzruszającym wydarzeniem było świadectwo siostry zakonnej, Berty Hernandez Guerra ze Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Pana Jezusa, która była świadkiem ich aresztowania i tego, jak się przygotowywali na śmierć.

O godzinie 18.30 Msza św. odbyła się Msza św. której przewodniczył kard. Mauro Gambettiego OFM Conv. Archiprezbiter Papieskiej Bazyliki św. Piotra. Razem z nim przy ołtarzu zgromadziło się około 100 kapłanów zakonnych i diecezjalnych.

Wśród obecnych w bazylice dwaj polscy ambasadorowie: pani Ambasador RP w Peru Magdalena Śniadecka – Kotarska (zasłużona dla upamiętniania Polaków w Peru) i pan Ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej Adam Kwiatkowski, minister z Kancelarii Prezydenta RP Wojciech Kolarski, chargé d’afaire Peru, świeccy i duchowni reprezentujący urzędy watykańskie, liczne siostry zakonne i osoby świeckie. Całość uroczystości była po włosku z akcentami w języku polskim i angielskim.

Część homilii kard. Gambettiego zajęło świadectwo rzymskiego kapłana Giampiero Casolaro, który na zaproszenie głównego celebransa opowiedział o tym, jak będąc umierający z powodu Covid, miał doświadczenie spotkania z Chrystusem Zmartwychwstałym i bł. Zbigniewem Strzałkowskim (jednym z męczenników). Po wyzdrowieniu okazało się, że nie pozostały w jego ciele żadne znaki ciężko przebytej choroby.

Po obu stronach fotografii Męczenników Krzyże Wielkie Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej (fot. H. Droździel SJ)

W bazylice, przed prezbiterium przez cały czas znajdowały się relikwie błogosławionych Męczenników z Paracoto (ich zakrwawione koszule). Warto pamiętać, że pod posadzką prezbiterium świątyni, w specjalnej krypcie znajdują się relikwie św. Jakuba Mniejszego i św. Filipa, apostołów.

Po zakończeniu Mszy św. odbył się poczęstunek w krużgankach gościnnego klasztoru franciszkanów.

Z wielu wypowiedzi, które można było usłyszeć podczas omawianej uroczystości, dwie zasługują na szczególną uwagę.

Przełożony polskiej prowincji franciszkanów wskazał na to, że błogosławieni męczennicy Michał i Zbigniew są obywatelami czterech ojczyzn: ojczyzny niebieskiej, Polski, Peru, ale także całego świata, gdyż od czasu ich śmierci, powstało na świecie ponad 500 kaplic, kościołów, ośrodków i dzieł pod ich wezwaniem.

W innej wypowiedzi zwrócono uwagę na to, że pośmiertne nadanie orderów to wyraz pamięci, znak, że Polska pamięta.

Pamiątki po błogosławionych Michale i Zbigniewie (fot. H. Droździel SJ)

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 22.6.2023

Na zdjęciu głównym fragment wystawy.

]]>
O dobrodziejstwach płynących z czytania https://jezuici.pl/2023/06/o-dobrodziejstwach-plynacych-z-czytania/ Wed, 14 Jun 2023 06:46:54 +0000 https://jezuici.pl/?p=84031 W auli rekreacyjnej rezydencji prowincjała jezuitów w Warszawie, nad ekranem telewizora wkomponowanego w zajmujące całe ściany półki z książkami, znajduje się wyraźnie widoczna kartka z wymownym napisem: „Nigdy nie wchodź w dyskutuję z kimś, kto ma większy telewizor niż półkę z książkami”. Na szczęście są jeszcze osoby, w zakonie i poza nim, z którymi można […]]]>

W auli rekreacyjnej rezydencji prowincjała jezuitów w Warszawie, nad ekranem telewizora wkomponowanego w zajmujące całe ściany półki z książkami, znajduje się wyraźnie widoczna kartka z wymownym napisem: „Nigdy nie wchodź w dyskutuję z kimś, kto ma większy telewizor niż półkę z książkami”. Na szczęście są jeszcze osoby, w zakonie i poza nim, z którymi można podyskutować.

W każdym klasztorze trzy rzeczy są nadal niezbędne: kaplica, refektarz i biblioteka, niekoniecznie w tej kolejności. Pomyślałem więc, że warto przypomnieć o korzyściach płynących z czytania.

Pożytki płynące z czytania dotyczą ducha, duszy oraz ciała i…nie ma znaczenia, ile mamy lat.

Czytanie jest z korzyścią dla ducha. Sprawia, że nabywamy bezcennej wiedzy o świecie, osobach i sytuacjach, a także jak zarządzać zdobytymi informacjami. Poszerza nie tylko naszą wiedzę, ale i sposób myślenia, zmieniając go przez inspirowanie do wychodzenia poza szablony. Czytanie jest nieocenionym środkiem pomagającym poprawić pamięć, wyobraźnię, zdolność koncentracji, a także umiejętność analizy.

Czytanie jest bardzo skutecznym środkiem zmniejszającym stres, tanim i ekologicznym. Według niektórych badań wystarczy około 10 minut czytania, aby zredukować stres o więcej niż połowę. To także doskonały antydepresant. Czytanie nie odrywa nas od życia, lecz przerywając krąg rutyny i związanych z nią problemów, łagodzi poczucie izolacji i wyobcowania, stając się formą terapii.

Czytanie pomaga w ubogaceniu słownictwa, a to zazwyczaj poprawia umiejętność pisania, a razem mają bardzo pozytywny wpływ na nasze umiejętności porozumiewania się z innymi.

Dobrodziejstwem płynącym z czytania jest większa empatia, czyli zdolność do rozumienia własnych uczuć i dzielenia się nimi z innymi. Kolejny bonus to zwiększenie naszej inteligencji emocjonalnej.

Czytanie jest z korzyścią dla duszy, wprowadzając nas poza to co materialne i duchowe – w świat nadprzyrodzony. Czytanie otwiera nas na nieskończoność prawdy, piękna i dobra. Kto ich szuka, prędzej raczej niż później, wpadnie w objęcia Nieskończonego.

Czytanie wprowadza wszystkich, a zwłaszcza chrześcijan w świat Biblii, w świat spisanego Słowa Bożego. Znajomość Pisma św. prowadzi do poznania historii zbawienia, a w dalszej kolejności do znajomości Chrystusa, Zbawiciela świata i do otrzymania nowego życia.

Król Dawid miał podobno prosić Pana Boga, aby mógł poznać datę swojej śmierci. „Nie możesz poznać! – odpowiedział Pan Bóg. – To czy mogę poznać chociaż dzień. – To będzie sobota. – powiedział Pan Bóg.” Odtąd, gdy nadchodził szabat, Dawid intensywnie czytał i rozważał Pismo św. Powiedziane jest bowiem, że kto rozważa Pismo św., będzie żył wiecznie.

Św. Ambroży (340-397), jeden z największych Ojców Kościoła, w liście do bp. Konstancjusza, tak pisał o dobrodziejstwach tego „gdy wiele się czyta i pojmuje”. „Ten, kto jest pełen, może dawać innym, bo tak mówi Pismo: Kiedy obłoki wzbierają deszczem, nawadniają ziemię. Niech więc twoje słowa płyną obficie, niech będą przejrzyste i jasne. W ten sposób dasz twojemu ludowi pouczenie, które go pociągnie, a lud urzeczony tym, co mówisz, pójdzie za tobą z dobrej woli, dokąd go prowadzisz”.

Czytanie jest z korzyścią dla ciała. Nie tylko duch i dusza są beneficjentami czytania, ale jego dobrodziejstw doświadcza równocześnie ciało. Prawdopodobnie każdy poznał błogosławiony wpływ czytania na sen. Czytanie poprawia jego jakość i zapobiega bezsenności. Czytanie pomaga spalić kalorie, obniża ciśnienie krwi i tętno, pozytywnie wpływając na nasze zdrowie. Czytanie to bezcenne ćwiczenie dla mózgu owocujące spowalnianiem związanego z wiekiem spadku funkcji intelektualnych.

Nie zapominajmy, że czytanie, stosowane jak każdy środek z rozsądkiem, jest jedną z najzdrowszych form rozrywki. Doskonale wpływa na więzi rodzinne. A czyż dobre więzi rodzinne nie czynią nas szczęśliwymi? A człowiek szczęśliwy czyż nie żyje dłużej?

Oczywiście, że samo czytanie nie wystarczy, ale zanim stanie się ono zrozumieniem, a zrozumienie zaowocuje działaniem, trzeba zacząć od … czytania.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 10.06.2023

 

]]>
W Rzymie i Kaliszu o Trójcy Świętej językiem sztuki https://jezuici.pl/2023/06/w-rzymie-i-kaliszu-o-trojcy-swietej-jezykiem-sztuki/ Sun, 04 Jun 2023 19:12:17 +0000 https://jezuici.pl/?p=83877 Próby objaśnienia tajemnicy Trójcy Świętej wiernym w czasie homilii z wykorzystaniem języka teologii spekulatywnej, sprawiają, że staje się ona coraz bardziej abstrakcyjna i „oderwana” od życia. Jednak mamy możliwość wypowiadania się nie tylko za pomocą pojęć, ale także poprzez język sztuki. Nic nie stoi na przeszkodzie do wykorzystania tej drugiej drogi komunikacji przy okazji dzisiejszej […]]]>

Próby objaśnienia tajemnicy Trójcy Świętej wiernym w czasie homilii z wykorzystaniem języka teologii spekulatywnej, sprawiają, że staje się ona coraz bardziej abstrakcyjna i „oderwana” od życia.

Jednak mamy możliwość wypowiadania się nie tylko za pomocą pojęć, ale także poprzez język sztuki. Nic nie stoi na przeszkodzie do wykorzystania tej drugiej drogi komunikacji przy okazji dzisiejszej Uroczystości.

Tych, którzy w wakacje będą zwiedzać zabytki w centrum Rzymu, zachęcam do zwrócenia uwagi na „wątek trynitarny” obecny w wystroju wielu tamtejszych kościołów.
W pierwszym rzędzie na uwagę zasługuje bazylika św. Augustyna na Campo Marzio, w której jest grób św. Moniki, są dzieła Caravaggia i Rafaela oraz cudowna rzeźba Madonny z Dzieciątkiem, a także kaplica dedykowana św. Augustynowi. Na prawej ścianie tej kaplicy można podziwiać (niestety tylko przez kratę) obraz Giovaniego Lanfranco (1582-1647), św. Augustyn w medytacji nad tajemnicą Trójcy Świętej*. Lafranco zilustrował na obrazie wydarzenie, które według tradycji miało stać się udziałem św. Augustyna (354-430) podczas pisania traktatu „O Trójcy Świętej”.

G. Lafranco. Obraz z kaplicy św. Augustyna

Święty przechadzając się w tym czasie nad brzegiem morza, miał spotkać dziecko bawiące się na plaży. Zapytane co robi, odpowiedziało mu: „Przelewam morze do dołka”. – „To ci się nie uda.” – zauważył Augustyn, mijając je. „Prędzej ja przeleję morze do tego dołka, niż ty zgłębisz do końca tajemnicę Trójcy Świętej”. – usłyszał za plecami. Gdy się odwrócił, na plaży był tylko on, dołek w piasku wypełniony w połowie wodą i leżąca obok niego muszla.

Człowiek jest tajemnicą, a cóż dopiero Pan Bóg. Z tym że o człowieku wiemy, iż jest tajemnicą, a o tajemnicy Trójjedynego Boga nawet byśmy nie wiedzieli, że istnieje, gdyby On sam nam jej nie objawił. Nie tylko nam ją objawił, ale wyposażył nas w środki i możliwości jej zgłębiania, a nawet więcej, do stania się częścią tej tajemnicy.

Prezbiterium kościoła Santissima Trinita’ dei Pellegrini

Do tego, kim jest Trójca Święta, nawiązuje obraz Guido Reni (1757-1642) Najświętsza Trójca (1626) znajdujący się w głównym ołtarzu bazyliki Santissima Trinita dei Pellegrini*. Na obrazie ukazany jest Bóg Ojciec z rozłożonymi rękoma, Duch Święty w postaci gołębicy z rozpostartymi skrzydłami na wysokości Jego serca i Jezus Chrystus na krzyżu. Po bokach znajdują się adorujące Go anioły. Dłuższa belka krzyża opiera się o zarys kuli ziemskiej. Kompozycja wyraźnie nawiązuje do renesansowego fresku Massacia (1401-1428) zachowanego w bazylice Santa Maria Novella we Florencji i podobnie, jak obraz Massacia może budzić zgorszenie lub dyskomfort, jakoby ukazując obojętność Ojca na cierpienie Syna. Tymczasem artysta chce nam pokazać radosną nowinę, że Bóg Trójjedyny chce nas „przytulić” do serca, jak kochający ojciec przytula kochane dziecko. Po to stał się człowiekiem, aby mieć ludzkie „ręce” i poczuli ich uzdrawiający dotyk. Te ręce zostały przybite do krzyża przez nasze grzechy (to przypomina krzyż), jednak to nie grzech zwyciężył. Geniusz obu artystów polega na tym, że dostrzegli poza teologicznymi sformułowaniami to, czym Kościół żyje i co głosi: „Bóg jest Miłością”.

Trójjedyny Bóg jest naszym prawzorem; „ziemią”, z której wyrastamy; przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, do której zmierzamy.

Nie tylko jesteśmy stworzeni na obraz Boga, ale mamy Go coraz bardziej naśladować w myślach, słowach i czynach.

Uroczystość Trójcy Przenajświętszej przypomina nam, że tylko w Bogu i z Nim jest możliwe zrealizowanie marzenia o jedności i miłości wszystkich ludzi.

Tym, którzy nie wybierają się do Rzymu w najbliższej przyszłości, polecam gorąco nawiedzenie Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego w Kaliszu (ul. Stawiszyńska 2). Wnętrze nawy głównej kościoła pokrywa wspaniała polichromia autorstwa bernardyńskiego brata Walentego Żebrowskiego (+1765), której głównym motywem jest apoteoza Trójcy Świętej. W tym celu wykorzystuje znane i nowe symbole, metafory i alegorie ujęte w piękną formę fresków. Jego dzieło zdumiewająco jednolite stylistycznie, jest pod względem artystycznym, ikonograficznym i technologicznym wyjątkowe. Zachęcam, aby nawiedzając kościół, w którym jest także „drugi pierwowzór” obrazu Miłosierdzia Bożego poprosić jezuitów o oprowadzenie po kościele i przybliżenie programu ikonograficznego brata Żebrowskiego. W tym celu trzeba się wcześniej umówić na spotkanie, ponieważ jezuicka placówka jest jednocześnie prężnym ośrodkiem różnych form rekolekcji ignacjańskich, w które włączona jest także świątynia.

Przybliżenie prawdy o Miłości, o Ojcu, Synu i Duchu Świętym, pozostających jednością, a jednocześnie w relacjach pomiędzy sobą i z ludźmi, jest celem każdej teologicznej refleksji, a sztuka jej w tym pomaga.

o. Henryk Droździel SJ
Uroczystość Trójcy Przenajświętszej, Rzym 2023

* Dekoracja całej kaplicy (freski i obrazy olejne na płótnie) została wykonana przez Giovanniego Lanfranco na zamówienie rodziny Buongiovanni. Lanfranco ukończył prace w 1616 roku.
** Fresk z około 1625 roku ma rozmiar 564 × 301 cm. Jest dostępny w Internecie: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:La_Trinit%C3%A0_-_Guido_Reni.jpg
Autor zdjęć w tekście: o. Henryk Droździel SJ, Rzym 2022.

Zdjęcie polichromii kościoła w Kaliszu wzięte ze strony internetowej Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego (https://jezuicikalisz.pl/galeria/wnetrze-sanktuarium,1).

 

]]>
Chwile zatrzymane w czasie https://jezuici.pl/2023/05/chwile-zatrzymane-w-czasie/ Sat, 20 May 2023 18:07:31 +0000 https://jezuici.pl/?p=83457 Bywają różne sposoby zapamiętywania doświadczeń z teraźniejszości: zdjęcia, obrazy, filmy, powieści, opowiadania. Oto jeden z moich ulubionych sposobów, nazywam go „Chwile zatrzymane w czasie”. Warto go wypróbować, jeśli czegoś podobnego nie praktykowaliśmy. Błogosławiony między kobietami Było to niedaleko Santa Maria in Monticelli. Schodziłem w kierunku Piazza Cairoli a z naprzeciwka zbliżała się wesoła grupa złożona […]]]>

Bywają różne sposoby zapamiętywania doświadczeń z teraźniejszości: zdjęcia, obrazy, filmy, powieści, opowiadania. Oto jeden z moich ulubionych sposobów, nazywam go „Chwile zatrzymane w czasie”. Warto go wypróbować, jeśli czegoś podobnego nie praktykowaliśmy.

Błogosławiony między kobietami

Było to niedaleko Santa Maria in Monticelli. Schodziłem w kierunku Piazza Cairoli a z naprzeciwka zbliżała się wesoła grupa złożona z mężczyzny i grupki kobiet.

Mężczyzna miał około pięćdziesiątki, był dość wysoki, „dobrze zbudowany”, z plecakiem na ramionach, szedł w otoczeniu trzech uroczych kobiet. Sądząc po urodzie i twarzach, była to żona i dwie dorosłe córki. W pewnym momencie kazali mu się zatrzymać. Jedna z kobiet zaczęła szukać czegoś w jego plecaku, druga poprawiała mu w tym czasie kołnierz, a trzecia …włosy. Było to tak naturalne i tak mnie, to rozbawiło, że — co nie jest moim zwyczajem — przechodząc, rzuciłem ze śmiechem (po włosku): „Błogosławiony między kobietami”.

Mężczyzna ze szczęśliwą twarzą i uśmiechem w oczach zawołał radośnie: „Kobiety! Zawsze nas poprawiają”. Oddalając się, słyszałem, jak go przedrzeźniały wśród wybuchów śmiechu „Błogosławiony między kobietami”.

Samochód i kobiety

Ktoś zaparkował przed wejściem do naszego domu Ferrari Portofino. Nigdy nie widziałem tylu mężczyzn odwracających głowę w kierunku naszego domu, chociaż w tym miejscu przechodzi wiele pięknych kobiet. Sam długo walczyłem z pragnieniem natychmiastowego wyjścia na ulicę, aby dokładnie obejrzeć to cudo. Powszechnie przecież wiadomo, że Ferrari to nie jest przyrząd do jeżdżenia, to jest dzieło sztuki. Gdy panowie zwracali uwagę swoich towarzyszek na samochód, te rzadko odwracały głowę i zazwyczaj bez entuzjazmu.

Zabawa na Via dei Coronari

Roześmiany chłopiec mógł mieć dwa i pół roku, może trzy. Nie dał się włożyć tacie do prowadzonego przez mamę wózka. Maszerując z trudem po bazaltowej nawierzchni Via dei Coronari, powtarzał co jakiś czas z uporem i przekonaniem w głosie: „Aja! Aja!”. W pewnym momencie zobaczył gołąbka zbierającego niewidoczne okruchy na skraju uliczki. Puścił się ramy wózka i ruszył pędem za ptakiem, który nieprzestraszony uciekał przed nim, podskakując na małych nóżkach. Bolesny upadek był tylko kwestią czasu. Już miał się rozpłakać, gdy dostrzegł, że gołąbek spokojnie posila się niedaleko od niego. Zdecydowanie stanął na nogi, podpierając się rękoma i ruszył w dalszy pościg. Gołąb miał dość przeszkadzania mu w obiedzie i odleciał. A mały chłopczyk już w ramionach przestraszonego taty rozglądał się, szukając, gdzie się podział uczestnik tak dobrze rozpoczętej zabawy.

Szczęśliwa para

Jakaś para zatrzymała się bez słów na przystanku autobusowym. Ona wyglądała na zmęczoną, on pomimo dużego plecaka na ramionach, robił wrażenie pełnego sił. Zapewne byli zwiedzającymi miasto turystami i zastanawiali się, czy iść dalej, czy wsiąść do autobusu. Gdy oparła głowę na jego ramieniu, pocałował ją i zmusił, aby z nim zatańczyła. Chwilę obracali się wokół siebie, pośród stojących ludzi, ona ramionami obejmowała jego szyję. W pewnym momencie zaśmiała się i powiedziała coś wesołym głosem. Odwrócili się i ruszyli żywym krokiem w kierunku Trastevere.

Pomyślałem, że to bardzo szczęśliwa kobieta. Spotkała mężczyznę, na którym może się oprzeć, gdy jest zmęczona, który ją rozumie, umie przywrócić uśmiech na jej twarzy i wyzwolić energię, którą nie podejrzewała, że posiada.

Te dziewczyny!

Stali niezdecydowani na rogu Piazza Cairoli. Dziewczynka nie chciała iść dalej. Była wyraźnie z czegoś niezadowolona i wyrażała to głośno. Prawdopodobnie nie podobał się jej kierunek, w którym mieli pójść. Mama podeszła do niej z uśmiechem na ustach, wzięła w dłonie jej twarz, chwilę coś mówiła, a na koniec pocałowała ją delikatnie w usta. Chłopiec, jej brat, z miną znudzonego anioła obserwował z boku całe wydarzenie. Nie musiał nic mówić. Wiem, co myślał: – „Te, dziewczyny!”. Po chwili już razem ruszyli w kierunku Campo dei Fiori. Dzieci szły przodem, wesoło podskakując.

Obcy w swoim mieście

Młody rzymianin, którego mijałem, dzielił się swoimi odczuciami z kolegą: „Tyle tu przyjezdnych! Czasem sam czuję się jak obcy!”.

She made my day

Zatrzymałem się na rogu placu San Calisto. Podniosłem aparat, aby zrobić zdjęcie, gdy usłyszałem kobiecy głos. „Chcesz, aby Ci zrobić zdjęcie na tle placu?” – „Nie, dziękuję! Nie chcę psuć widoku!” – odpowiedziałem również po angielsku. „Szkoda! Taki handsome man dobrze wyglądałby na tym tle”. – kontynuowała jedna z kobiet, które zatrzymały się na chodniku obok. Spojrzałem na nią z uśmiechem. „She made my day!”.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 20.05.2023

 

]]>
Wystawa współczesnych obrazów Jezusa Miłosiernego https://jezuici.pl/2023/05/wystawa-wspolczesnych-obrazow-jezusa-milosiernego/ Sun, 07 May 2023 15:24:47 +0000 https://jezuici.pl/?p=83211 Dwie wystawy. Zaproszenie przyszło pod koniec marca tego roku. Dowiedziałem się z niego o wystawie obrazów Jezusa Miłosiernego, namalowanych przez 10 współczesnych polskich artystów. Pomyślałem, że mam do czynienia z grupą szaleńców albo geniuszy. Poszedłem je obejrzeć kilka dni po wernisażu*, zakładając, że będę miał wystawę do wyłącznej dyspozycji. I rzeczywiście tak było. Wychodząc z […]]]>

Dwie wystawy. Zaproszenie przyszło pod koniec marca tego roku. Dowiedziałem się z niego o wystawie obrazów Jezusa Miłosiernego, namalowanych przez 10 współczesnych polskich artystów. Pomyślałem, że mam do czynienia z grupą szaleńców albo geniuszy. Poszedłem je obejrzeć kilka dni po wernisażu*, zakładając, że będę miał wystawę do wyłącznej dyspozycji. I rzeczywiście tak było. Wychodząc z pomieszczeń wystawowych Musei di San Salvatore in Lauro w Rzymie, przypomniałem sobie, że siostra Faustyna Kowalska (1905-1938) na widok oryginału obrazu namalowanego przez wileńskiego artystę Eugeniusza Kazimierowskiego (1873-1939) rozpłakała się, ponieważ Jezus nie był na nim tak pięknie przedstawiony, jak Go widziała w swoich wizjach. Pomyślałem, że gdyby zobaczyła te obrazy, wpadłaby pewnie w histeryczny szloch.

Dopiero kilka dni refleksji i druga wizyta otworzyły mi oczy, na to, że nie mamy tu do czynienia z materializacją wizji św. Faustyny. Nikt przecież, poza nią, nie widział Jezusa Miłosiernego. Obrazy są owocem wyobraźni artystycznej ich autorów; próbą „naciągnięcia na malarską formę teologicznej wizji”; zapisem własnej drogi duchowych zmagań z koniecznością przestawienia Niewidzialnego/ Zmartwychwstałego/ Miłosiernego z jego przebóstwionym ciałem, z pięknym obliczem, głową, oczyma, przebitym dłońmi i stopami, z okrywającą go szatą, ze strumieniami krwi i wody oraz uniknięcia tego, co już zostało „powiedziane”, namalowane na ten temat, pozostając jednocześnie wiernym opisowi s. Faustyny i sobie. Autorzy obrazów zaangażowali w proces twórczy cały swój warsztat malarski, swoją wiedzę i doświadczenie duchowe oraz religijne.

Z wypowiedzi autorów wiem, że przyjęli to wyzwanie z obawą, ale i z ulgą. Wielu chciało zmierzyć się wyzwaniem, jakim jest namalowanie postaci Jezusa — przetłumaczenie „sacrum” na język malarski, ale nie mieli odwagi. Uczynili to, dopiero gdy ktoś im to zaproponował. Tu jeszcze raz widać, jak ważny jest sponsor. Wszyscy twórcy byli zdania, że prawdziwie wielki artysta malarz w swojej twórczości nie może pominąć przestrzeni doświadczenia religijnego.

Opuszczałem wystawę po raz kolejny, ale już z katalogiem książkowym w ręku. Chociaż na specjalnych ekranach można było obejrzeć wypowiedzi autorów o swoich obrazach i procesie ich powstawania, wolałem mieć je na piśmie, aby móc do nich wrócić.

Jeszcze jedna myśl ciągle do mnie wracała. Kazimierowski, malarz Jezusa Miłosiernego („pierwszy pierwowzór”, oryginał wileński) był drugą osobą, której zaproponowano wykonanie obrazu. Pierwsza osoba z jakichś powodów nie podjęła się tego. I nikt nie wspomina jej imienia. Ciekaw jestem, jak wiele osób nie podjęło wyzwania zaproponowanego im przez sponsorów tej wystawy?

Gdy usłyszałem po raz pierwszy o rzymskiej wystawie obrazów, przypomniałem sobie inną wystawę, którą lata temu oglądałem w Białymstoku, w mieście bł. Michała Sopoćki (1888-1975), spowiednika siostry Faustyny, jej duchowego towarzysza i współtwórcy „drugiego pierwowzoru” – obrazu Jezusa Miłosiernego, znajdującego się w Kaliszu. Była to wystawa kopii najważniejszych i najbardziej znanych obrazów Jezusa Miłosiernego powstałych pod wpływem objawień s. Faustyny, znajdujących się w różnych świątyniach Polski oraz Litwy i zatwierdzonych przez biskupów tych krajów do kultu. Pokazano i opisano wizerunki Jezusa Miłosiernego z Wilna, Krakowa oraz te powstałe z polecenia ks. Michała Sopoćki, znajdujące się obecnie w Kaliszu, w białostockiej Archikatedrze, Domu Arcybiskupów Białostockich oraz w Kolegiacie Sokólskiej. Przywołano także historie ich powstania i kultu, które składają się na ich wyjątkowość, także w historii rozwoju nabożeństwa i badań teologicznych w odniesieniu do Miłosierdzia Bożego. Zwiedzający wystawę mogli także zapoznać się z multimedialną prezentacją przedstawiającą wizerunki Jezusa Miłosiernego na świecie. Wystawa nosiła tytuł „Wymaluj obraz z podpisem Jezu ufam Tobie” – najbardziej znane wizerunki Jezusa Miłosiernego. Wernisaż wystawy odbył się 17 marca 2015 roku w dniu inauguracji i poświęcenia nowoczesnego Centrum Wystawienniczo-Konferencyjnego Archidiecezji Białostockiej. Dopełnieniem wystawy była prezentacja pamiątek związanych z bł. ks. Michałem Sopoćko, który wraz z s. Faustyną i Janem Pawłem II zalicza się do największych Apostołów Miłosierdzia.

Wystawa w Białymstoku, Białystok 2017, fot. o. H. Droździel SJ.

Wątek jezuicki. Z obrazami Jezusa Miłosiernego jest związany wątek jezuicki. Po długich staraniach, które zaczęły się w 1989 roku, dnia 18 kwietnia 1993 roku (30 lat temu) w Rzymie, na Placu św. Piotra, w dniu beatyfikacji Siostry Faustyny, ojciec Zdzisław Pałubicki SJ przekonał ostatecznie księdza Biskupa Zbigniewa Kraszewskiego, aby przekazał obraz Miłosierdzia Bożego, znany dziś jako „drugi pierwowzór”, namalowany pod dyktando ks. Sopoćki przez Ludomira Sleńdzińskiego (1889-1980) do kultu publicznego w kościele jezuitów w Kaliszu.

Dnia 24 czerwca 1993 roku (30 lat temu) w Uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela bp Kraszewski przywiózł obraz do Kalisza, przewodniczył uroczystej Mszy św. w kościele jezuitów, wygłosił kazanie i przekazał oficjalnie obraz jezuitom na ręce przełożonego klasztoru kaliskiego o. Mieczysława Beresińskiego SJ. Obraz ten pozostaje w jezuickim kościele do dziś.

Kościół jezuitów 21 czerwca 1998 r. (25 lat temu) został ogłoszony Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego przez pierwszego biskupa kaliskiego Stanisława Napierałę.

Dnia 17 sierpnia 2002 roku (21 lat temu) obraz Miłosierdzia Bożego z kaliskiego sanktuarium został pobłogosławiony przez Jana Pawła II. Wydarzenie miało miejsce w Krakowie, w prowizorycznej zakrystii, na krótko przed konsekracją kościoła Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach.

Nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego ma wiele elementów, jednym z nich jest obraz z podpisem, o którym Pan Jezus tak powiedział s. Faustynie: wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie. (Dzienniczek, 47). Przez obraz ten udzielę wiele łask duszom, on ma przypominać żądania mojego miłosierdzia, bo nawet wiara najsilniejsza, nic nie pomoże bez uczynków. (Dz. 742).

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 6.05.2023

* Wernisaż wystawy „Obrazy Jezusa Miłosiernego według wizji siostry Faustyny” z dziełami Jarosława Modzelewskiego, Ignacego Czwartosa, Wincentego Czwartosa, Jacka Dłużewskiego, Wojciecha Głogowskiego, Jacka Hajnosa OP, Krzysztofa Klimka, Bogny Podbielskiej, Beaty Stankiewicz i Artura Wąsowskiego, odbył się 19.04.2023 roku w Musei di San Salvatore in Lauro w Rzymie (Piazza San Salvatore in Lauro, 15).

Wystawa została zorganizowana przez Instytut Kultury Św. Jana Pawła II działający przy dominikańskim uniwersytecie Angelicum w Rzymie oraz Fundację Świętego Mikołaja, w ramach projektu zatytułowanego „Namalować katolicyzm na nowo”. Pokazywano ją już w Warszawie i Krakowie. Projektowi patronują biskupi diecezji warszawsko-praskiej.

Na zdjęciu głównym: Jedno z pomieszczeń wystawowych w Muzeum San Salvatore in Lauro z obrazami Jezusa Miłosiernego, Rzym 2023, fot. o. H. Droździel SJ.

 

]]>
10 technik duchowych https://jezuici.pl/2023/04/10-technik-duchowych/ Sun, 30 Apr 2023 14:06:55 +0000 https://jezuici.pl/?p=83117 Czasem warto posłuchać praktycznych duchowych rad, które łatwo zapamiętać. Oto dziesięć z nich. 10 TECHNIK DUCHOWYCH 10 technik duchowych – to nie jest jakaś wysoce przemyślana lista ułożona według z góry przyjętej hierarchii. Są to niektóre rady ostatnio udzielane przeze mnie podczas duchowych rozmów. Może przydadzą się także czytającym ten tekst. Czytelniku, czuj się wolny, […]]]>

Czasem warto posłuchać praktycznych duchowych rad, które łatwo zapamiętać. Oto dziesięć z nich.

10 TECHNIK DUCHOWYCH

10 technik duchowych – to nie jest jakaś wysoce przemyślana lista ułożona według z góry przyjętej hierarchii. Są to niektóre rady ostatnio udzielane przeze mnie podczas duchowych rozmów. Może przydadzą się także czytającym ten tekst.

Czytelniku, czuj się wolny, aby przedstawione tu duchowe „przemysły” łączyć, dostosowywać do własnych potrzeb, rozszerzając bądź dodając własne intuicje i doświadczenia.

1. Pomódl się tak długo, jak trzeba. Znajdź trzy rzeczy, które w twoim życiu chciałbyś zmienić. Wybierz jedną. Poproś Pana o potwierdzenie, a następnie o łaskę Ducha św.,
aby to zmienić na lepsze.

2. Przeczytaj rano Ewangelię z dnia. Zapisz jedno zdanie, słowo. Chodź z tym cały dzień „przymierzając” to słowo do tego, co cię dotyka. Zobacz, jak jest Ci światłem w drodze.

3. Nie pozwalaj się rozwijać chwastom „złych” myśli. Zauważ je. Zanurz w krwi Chrystusa, aby zabić ich truciznę i nie zajmuj się nimi. Wzywaj Imienia Jezus lub Maryi i Józefa, jeśli cię nadal „atakują” możesz także złożyć wyznanie wiary.

4. Smutek jest karą za brak wdzięczności. Szukaj i znajdź pod koniec dnia trzy rzeczy,
za które jesteś wdzięczny.

5. Umów się z Panem, że nie będziesz narzekał przez tydzień (potem możesz przedłużać ten pakt…aż w nieskończoność). Zawsze i za WSZYSTKO dziękuj.

6. Uśmiechaj się do wszystkich uśmiechem Pana Boga. Uśmiech nic nie kosztuje. Objawia ci i drugiej osobie, że istniejecie. Sprawia, że chce się żyć.

7. Zobacz, jakiej koncepcji systemu słonecznego jesteś wyznawcą: ptolemejskiej czy kopernikańskiej. System ptolemejski oznacza „ja” w centrum i wszystko ma się obracać wokoło tego „centrum”. Nawróć się.

8. Módl się codziennie za swoich najbliższych, za współpracowników, za spotykanych na drodze.

9. Módl się codziennie za dusze w czyśćcu cierpiące. One będą się modlić za Ciebie. To tajemnica świętych obcowania.

10. Jeśli masz prawdziwego przyjaciela / przyjaciółkę to powtarzaj w duchu, że na nich nie zasługujesz, dziękuj i troszcz się o niego / nią.

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 29.04.2023

Foto: Connie81501 / flickr.com

 

 

]]>
Muzeum Mikołaja Kopernika w Rzymie i jezuici https://jezuici.pl/2023/03/muzeum-mikolaja-kopernika-w-rzymie-i-jezuici/ Fri, 24 Mar 2023 08:51:40 +0000 https://jezuici.pl/?p=82620 Rok 2023 został przez Sejm RP ogłoszony Rokiem Mikołaja Kopernika z okazji 550. rocznicy jego urodzin. W tym roku przypada także 470 rocznica śmierci twórcy teorii heliocentrycznego modelu Układu Słonecznego, prawnika, urzędnika, dyplomaty, lekarza, doktor prawa kanonicznego, astronoma, matematyka, ekonomisty, stratega wojskowego, kartografa, filologa, filozofa i duchownego katolickiego. Mikołaj Kopernik (19.02.1473 – 21.05.1543) jest jednym […]]]>

Rok 2023 został przez Sejm RP ogłoszony Rokiem Mikołaja Kopernika z okazji 550. rocznicy jego urodzin. W tym roku przypada także 470 rocznica śmierci twórcy teorii heliocentrycznego modelu Układu Słonecznego, prawnika, urzędnika, dyplomaty, lekarza, doktor prawa kanonicznego, astronoma, matematyka, ekonomisty, stratega wojskowego, kartografa, filologa, filozofa i duchownego katolickiego.

Mikołaj Kopernik (19.02.1473 – 21.05.1543) jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych Polaków na świecie, a jego wkład w rozwój nauki jest doceniany przez wszystkich przedstawicieli tej dziedziny kultury. Okrągłe rocznice śmierci i narodzin stały się okazjami do uczczenia osoby Kopernika i jego dorobku zarówno w Polsce, jak i na świecie.

W Rzymie, gdzie Kopernik przebywał w latach 1499-1500 w związku z ogłoszeniem roku 1500. Rokiem Jubileuszowym przez papieża Aleksandra VI, starano się także docenić naszego wybitnego rodaka. Wśród wielu inicjatyw na uwagę i uznanie zasługuje utworzenie Muzeum Kopernika (1873), które przekształciło się z czasem w Muzeum Astronomiczne i Kopernikańskie (1882) potem w Muzeum Astronomiczne i Kopernikańskie Obserwatorium Astronomicznego w Rzymie na Campidoglio (1923) a ostatecznie w 1935 roku znalazło swoją siedzibę na Monte Mario, jako Museo Astronomico e Copernicano dell’Osservatorio Astronomico di Monte Mario.

Muzeum powstało z darów otrzymanych przede wszystkim od Polaków pochodzących z terenów dawnej RP. Posiadało pierwsze wydania dzieł Kopernika, tablice matematyczne astronoma, rękopisy, liczne biografie astronoma, książki o doktrynie astronoma, za lub przeciw systemowi, atlasy niebieskie, monety i medale związane z historią Kopernika i Polski, rzeźby z brązu, marmuru, terakoty, portrety, ryciny, albumy portretów kopernikańskich, grafik itp. W zbiorach Muzeum w roku 1887 było już 2500 różnych obiektów.

Muzeum Kopernikańskie w Rzymie od samego początku było na różne sposoby związane z jezuitami.

Jego pierwszą siedzibą było Collegio Romano, do chwili odebrania go jezuitom (1870), jedna z największych i najdynamiczniejszych jezuickich instytucji formacyjno-naukowych we Włoszech i nie tylko. Collegio Romano u szczytu swego rozwoju kształciło prawie 2000 studentów, posiadało trzy biblioteki z bogatymi zbiorami, drukarnię oraz własne obserwatorium astronomiczne, które dało początek Watykańskiemu Obserwatorium Astronomicznemu oraz Obserwatorium Astronomicznemu Rzymu. W gronie wykładowców było wielu wybitnych matematyków, fizyków i astronomów. Na dyskusje z nimi przychodził także Galileusz.

Collegio Romano dzisiaj. Widok od strony wejścia głównego. Po prawej stronie u góry widać wieżę obserwatorium astronomicznego. Fot. H. Droździel SJ.

Rzym jest tak pełen pamiątek i muzeów, że było tylko kwestią czasu, gdy Muzeum znajdzie się w trudnościach. Powiedzmy sobie szczerze, muzea poświęcone nawet najwybitniejszym naukowcom nie są na czele listy miejsc preferowanych przez zwiedzających Wieczne Miasto. Dodatkowo muzeum było poświęcone nie Włochowi i musiało być sponsorowane przez niedawno powstałe państwo włoskie, ponieważ zebrane od darczyńców fundusze na jego otwarcie nie wystarczyły na utrzymanie. Pomimo zapału twórców, Włochów i Polaków, niedługo po otwarciu eksponaty Muzeum znalazły się z powodów logistyczno-technicznych w różnych miejscach Rzymu.

Impulsem do przywrócenia świetności Muzeum Kopernika w Rzymie oraz na nowo zainteresowania nim publiczności był zbliżający się jubileusz 1000. Chrztu Polski w 1966 roku. Zorganizowana w tym celu wystawa poświęcona Kopernikowi, została zainaugurowana 15 grudnia 1966 roku i trwała przez miesiąc. Z tej okazji wydrukowano także Katalog Wystawy (zdjęcie poniżej). Po jej zakończeniu kontynuowano rozpoczęte prace konserwacyjne, opisywanie eksponatów i ich katalogowanie w perspektywie zbliżającej się 500. rocznicy śmierci Kopernika (1973) i 100. powstania Obserwatorium Astronomicznego na Monte Mario. Prace były kosztowne i żmudne.

Ojciec Tomasz Rostworowski SJ

W całym tym procesie, oprócz innych Polaków, znaczącą rolę odegrało dwóch jezuitów polskich, przebywających w tym czasie w Rzymie: ojciec Tomasz Rostworowski SJ (1904-1974), pełniący funkcję pracownika, a następnie kierownika Polskiej Sekcji Radia Watykańskiego oraz ojciec Antoni Mokrzycki SJ (1923-1982), również pracownik Polskiej Sekcji Radia Watykańskiego w Rzymie, a później rektor Kolegium jezuitów w Krakowie.

Strona tytułowa „Katalogu” wystawy z 1966 roku. Fot. H. Droździel SJ.

Tak pisze o tym profesor Massimo Cimino, Dyrektor Obserwatorium Astronomicznego w Rzymie, w publikacji podsumowującej to, co zostało zrobione i zapowiadającej obchody w 1973 r.: „W tym trudnym przedsięwzięciu skorzystałem, oprócz stałej i serdecznej współpracy Centralnego Instytutu Restauracji w Rzymie i Instytutu Patologii Książki, szczególnie z wysoko wykwalifikowanej pracy dr Krystyny Chełkowskiej, absolwentki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego… Innym dzielnym współpracownikiem był ojciec Tomasz Rostworowski SJ z Radia Watykańskiego, któremu zawdzięczamy w szczególności skatalogowanie biblioteki starodruków i jej nowy układ.… Pod kierunkiem ks. Rostworowskiego i z pomocą dr Giovanny Jovacchino powstał nowy katalog ogólny”.

Ojciec Antoni Mokrzycki SJ

Prof. Cimino z imienia i nazwiska wymienia także o. Antoniego Mokrzyckiego SJ: „Oprócz katalogu ogólnego Muzeum – pisze – utworzono archiwum fotograficzne wszystkich obiektów… Nawet prace konserwatorskie zostały starannie udokumentowane fotograficznie wraz ze wszystkimi etapami demontażu i ponownego montażu w Muzeum. To niebagatelne naukowe przedsięwzięcie fotograficzne zawdzięczamy w dużej mierze ojcu Antoniemu Mokrzyckiemu, przyszłemu rektorowi Kolegium Jezuickiego w Krakowie”.

Strona tytułowa publikacji pod redakcją prof. Massimo Cimino z 1973 r. Fot. H. Droździel SJ.

Wiele cennych informacji na temat historii i aktualności Muzeum można znaleźć w już opublikowanych artykułach pani Agaty Rola-Bruni „Rzym: O pomniku Mikołaja Kopernika i jego autorze T. O. Sosnowskim” czy „Cimeli copernicani a Roma” oraz w artykule księdza Waldemara Turka „Kopernik w Wiecznym Mieście” (*), inspirowanych także jej publikacjami.

Rzym ciągle pamięta o Koperniku, nawet jeśli się z nim nie zgadza. Na ścianie jednej z kamienic w centrum miasta natrafiłem na mural przedstawiający naszego sławnego rodaka z towarzyszącym mu napisem w języku włoskim: „Copernico si sbagliava. Il mondo gira attorno ai soldi” (Kopernik się pomylił. Świat kręci się wokoło pieniędzy). Gdyby autor napisu znał lepiej zainteresowania Kopernika, nigdy nie połączyłby tych słów z jego osobą. Kopernik w swoim życiu miał wiele do czynienia z ekonomią (i pieniędzmi) i to nie tylko, jako generalny administrator biskupstwa warmińskiego, komisarz Warmii, zarządca kasy aprowizacyjnej, wizytator dóbr kapitulnych, ale także jako autor rozpraw z zakresu teorii pieniądza w tym tzw. prawa Kopernika-Greshama. Kopernik zdawał sobie doskonale sprawę z mechaniki obrotów obu światów: kosmosu i ekonomii.

Miejmy nadzieję, że Rok Mikołaja Kopernika zaowocuje wieloma okazjami do lepszego poznania jego osoby i dokonań oraz przybliży Kopernika młodemu pokoleniu w kraju i poza nim. W ramach tegorocznych obchodów kopernikańskich, dnia 22 marca br. w obecności pani Ambasador RP we Włoszech dokonano odsłonięcia nowej aranżacji wystaw Muzeum. Oznacza to, że Muzeum będzie także łatwiej dostępne dla zwiedzających.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 22.03.2023

Na zdjęciu głównym mural z podobizną Kopernia, Rzym 2022, Fot. H. Droździel SJ.

Przypis
(*) www.polacchiinitalia.it/rzym-o-pomniku-mikolaja-kopernika-i-jego-autorze-t-o-sosnowskim/; Cimeli copernicani a Roma (catalogo della mostra), www.polacchiinitalia.it/cimeli-copernicani-a-roma-catalogo-della-mostra/

]]>
Pójdźmy dziś do Józefa: świadectwo rekolekcjonisty https://jezuici.pl/2023/03/pojdzmy-dzis-do-jozefa-swiadectwo-rekolekcjonisty/ Sun, 19 Mar 2023 15:14:48 +0000 https://jezuici.pl/?p=82588 Z okazji Uroczystości św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny (w tym roku przeniesione na 20 marca), publikujemy świadectwo o. Henryka Droździela SJ będące wspomnieniem z głoszonych przez niego rekolekcji o św. Józefie w Kościele pw. Świętej Rodziny w Czarnej Białostockiej (Rekolekcje Adwentowe 11-13.12.2016). O JÓZEFIE, MARYI I GUSTACH REKOLEKCJONISTY – ŚWIADECTWO Na wstępie kilka informacji. […]]]>

Z okazji Uroczystości św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny (w tym roku przeniesione na 20 marca), publikujemy świadectwo o. Henryka Droździela SJ będące wspomnieniem z głoszonych przez niego rekolekcji o św. Józefie w Kościele pw. Świętej Rodziny w Czarnej Białostockiej (Rekolekcje Adwentowe 11-13.12.2016).

O JÓZEFIE, MARYI I GUSTACH REKOLEKCJONISTY – ŚWIADECTWO

Na wstępie kilka informacji. Na długo, zanim ogłoszono w Kościele Rok św. Józefa (2019-2020), prowadziłem różnego rodzaju rekolekcje Jemu poświęcone. Jedne z takich rekolekcji głosiłem w dniach 11-13 grudnia 2016 w parafii pod wezwaniem Świętej Rodziny w Czarnej Białostockiej w Archidiecezji Białostockiej. Były to trzydniowe parafialne rekolekcje adwentowe. Zatytułowałem je: „Tajemnica św. Józefa”. Głosiłem nauki na wszystkich Mszach św. niedzielnych, a w pozostałe dni na mszach św. porannej i wieczornej. Z Białegostoku do Czarnej B. jest około 30 kilometrów dobrej drogi. Jej pokonanie zajmuje przy normalnym ruchu ok. 30 minut, dlatego zdecydowałem, że na nocleg będę wracał do domu zakonnego w Białymstoku. Wyjeżdżałem kilkanaście minut przed 6 rano, a wracałem późno wieczorem. Wszystkie posiłki jadałem na plebanii z ks. Proboszczem.

Jadąc w niedzielę rano do Czarnej B. (pierwszy dzień rekolekcji), poczułem głód. Pomyślałem sobie, jak dobrze byłoby zjeść dziś naleśniki (jestem ich oddanym fanem). Gdy po Mszy św. zasiedliśmy z ks. Proboszczem do obficie zastawionego stołu, podeszła pani kucharka z zapytaniem, czy ojciec rekolekcjonista nie miałby ochoty na…naleśniki. Wczoraj było spotkanie jakiejś grupy dzieci i rodzice napiekli ich tak dużo, że zostało jeszcze kilka na dziś. Nie trzeba mnie było zachęcać.

Czarna Białostocka jest ukryta w gęstym lesie. Do miasta prowadzi piękna droga wśród świerków. Był ciepły grudniowy poniedziałek, nie było śniegu, wokoło widać było zieleniące się poszycie. Jechałem rozpocząć drugi dzień rekolekcji. Patrząc na otaczający mnie las, pomyślałem, że pewnie obfituje w pyszne grzyby i przypomniałem sobie niepowtarzalny smak marynowanych grzybów. Jakie było moje zdziwienie, gdy po przedpołudniowej Mszy św. weszła do zakrystii kobieta z plastikową torbą i podając ją ks. Proboszczowi, powiedziała, że są w niej dwa słoiki marynowanych borowików, jeden dla ks. Proboszcza a drugi dla ks. Rekolekcjonisty.

Czarna Białostocka św. Józef w obrazie św. Rodziny w ołtarzu głównym

W trzeci dzień rekolekcji postanowiłem, wracając do domu wstąpić do sklepu i kupić brakujący mi chleb. Gdy po wspaniałej kolacji pożegnałem się z ks. Proboszczem i zbierałem się do wyjścia podeszła do mnie pani kucharka i zapytała, czy nie chciałbym wziąć ze sobą świeżego, dopiero co upieczonego chleba, który przed kolacją przyniósł ktoś z parafian.

Zdarzenie z naleśnikami mnie rozśmieszyło, to z grzybami zdumiało, a to z chlebem skłoniło do zastanowienia. Przypomniałem sobie angielskie powiedzenie: one is an accident, two is a coincidence, three is a pattern, co się tłumaczy, że w tym wszystkim nie było przypadku.

W pierwszym momencie pomyślałem, że to sprawa św. Józefa, bo czy troska o utrzymanie rodziny w tym o chleb, to nie jedno z najważniejszych zadań mężczyzny, chociaż nie jedyne i nie wyłączne. W modlitwie „Ojcze nasz” jest prośba „o chleb powszedni”. Myślę, że św. Józef jest szczególnym orędownikiem wszystkich spraw, które kryją się pod pojęciem „chleb powszedni”. I nie tylko w odniesieniu do codzienności czy fizycznego chleba, ale i dodatków, które czynią go nie tylko pożywnym, ale i smaczniejszym. Dzielenie się pokarmem jest znakiem dobroci serca, a także znakiem relacji bliskości i więzi. W świętej Rodzinie, relacje pomiędzy Jezusem, Maryją i Józefem jaśnieją bogactwem i pięknem. Każdy jest zaproszony, aby się w nie włączyć.

W tym konkretnym przypadku towarzyszyła mi jednak nieodparta myśl, że św. Józef nie zajmował się naleśnikami, grzybami i chlebem. Dopiero po pewnym czasie jasno zrozumiałem, że to sprawa Jego Małżonki.

Czarna Białostocka,, rekolekcje adwentowe 2016

Ks. Proboszcz, jak dobry gospodarz zatroszczył się, aby jego rekolekcjoniście nie zabrakło niczego w czasie pobytu w parafii, a Matka Boża zatroszczyła się, aby spełnić nawet najbłahsze pragnienia kogoś, kto głosi chwałę jej wspaniałego Męża-Oblubieńca. Do dziś mam głębokie przekonanie, że tak właśnie było. Prowadziłem jeszcze wiele razy rekolekcje o św. Józefie i zawsze czułem wyraźną opiekę Małżonki św. Józefa.

Prawdziwe nabożeństwo do św. Józefa wyraża się w miłości do Jezusa i Maryi, a prawdziwe nabożeństwo do Maryi zawsze prowadzi do głębszego poznania Jezusa — Jej Syna i św. Józefa — Jej Oblubieńca, Małżonka i Opiekuna-Ojca Jezusa.
W Świętej Rodzinie każdy z jej członków wskazuje na dwu pozostałych. W dzisiejszy uroczysty dzień Jezus i Maryja wskazują na Józefa.

Pójdźmy więc dziś do Józefa.

Idźcie do Józefa, fresk – Kalisz, Sanktuarium św. Józefa

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, Wigilia Uroczystości św. Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, 18.03.2023

Na zdjęciu głównym kościół parafialny w Czarnej Białostockiej

 

]]>
Rembrandt. Powrót syna marnotrawnego — OBSERWATORZY https://jezuici.pl/2023/03/rembrandt-powrot-syna-marnotrawnego-obserwatorzy/ Tue, 14 Mar 2023 09:32:15 +0000 https://jezuici.pl/?p=82496 Jest to trzecia, ostatnia część rozważań nad obrazem Rembrandta pt. „Powrót syna marnotrawnego”. Przeczytaj pierwszą część „Rembrandt. Powrót syna marnotrawnego — OJCIEC” Przeczytaj drugą część rozważań „Rembrandt. Powrót syna marnotrawnego — SYNOWIE” Do medytacji dobrze jest odszukać najwyższej jakości reprodukcję całego obrazu Rembrandta dostępną w Internecie. W przypowieści, z której autor „Powrotu syna marnotrawnego” czerpie […]]]>

Jest to trzecia, ostatnia część rozważań nad obrazem Rembrandta pt. „Powrót syna marnotrawnego”.

Przeczytaj pierwszą część „Rembrandt. Powrót syna marnotrawnego — OJCIEC”

Przeczytaj drugą część rozważań „Rembrandt. Powrót syna marnotrawnego — SYNOWIE”

Do medytacji dobrze jest odszukać najwyższej jakości reprodukcję całego obrazu Rembrandta dostępną w Internecie.

W przypowieści, z której autor „Powrotu syna marnotrawnego” czerpie natchnienie, mamy do czynienia z aktami dramatu na podobieństwo sztuki teatralnej. Pierwszy akt dramatu to oczywiście odejście młodszego syna, jego powrót, pojednanie z ojcem oraz spotkanie ze starszym bratem, do którego nie doszło (nie zamienili ani słowa), lecz słuchacz przypowieści jest zaproszony do wyobrażenia sobie jego przebiegu. Podobnie jest na obrazie. Mamy pierwszy plan, drugi i kolejne oraz związane z nimi postacie ze swoją przeszłością. Strumień światła pada na ojca, klęczącego syna oraz jego starszego brata a rozpraszając się, oświetla innych uczestników wydarzenia: kobietę stojącą w pewnym oddaleniu za plecami ojca, sługę zawadiacko przyglądającego się scenie i nam (widzom) oraz postać siedzącego mężczyzny z ciemnym zdumiewająco współcześnie skrojonym nakryciem głowy.

Kim jest kobieta wychylająca się z cienia? Służącą? Zapewne nie matką, ponieważ ta jest obecna symbolicznie w niewieścim kształcie prawej dłoni ojca. Jest też za młoda. Stoi za ojcem, ale w pewnej odległości. Ma twarz współczującą. Jest zbyt dobrze ubrana jak na służącą. Na głowie ma czepek i naszyjnik z czymś, co błyszczy w ciemności. Co trzyma w lewej ręce? Może jest to szata, po którą posłał ojciec? Jej prawa dłoń powtarza gest prawej dłoni ojca. Wskazuje palcem na ojca i klęczącego syna, ale jej zatroskane spojrzenie pada w przestrzeń pomiędzy ojcem a starszym synem, jakby wskazując na dystans pomiędzy nim a ojcem i bratem. Jej spojrzenie obejmuje także nas. Martwi się tym, co powie i co zrobi starszy syn oraz my? Dramat rozgrywający się przed naszymi oczami ma swoje reperkusje dalej i szerzej niż to co tu i teraz. Odejście marnotrawnego syna dotknęło nie tylko ojca i brata. Odczuła to cała rodzina, kobiety i mężczyźni, krewni, przyjaciele, koledzy, znajomi. Podobnie jego powrót i to, co się teraz dzieje, naznaczy ponownie ich losy. Postać w oddali przypomina, że wydarzenie ma wiele wątków, ma swoją przeszłość i będzie miało swój dalszy ciąg. Jednak zawsze jego głównymi bohaterami są ojciec i jego synowie.

Postać młodzieńca opartego o mur ozdobnego portalu wynurza się z cienia. Na wysokości jego głowy widnieje płaskorzeźba przypominająca satyra lub fauna, bożka z rzymskiej mitologii, którego noga trąca go. Młodzieniec robi wrażenie, jakby przed chwilą się zjawił zaintrygowany usłyszanymi głosami lub wezwany głosem starszego syna. Ma wesołkowatą twarz i wygląd człowieka zdystansowanego, niezdecydowanego, jakie zająć stanowisko, wobec tego, co się dzieje. Spodziewa się widowiska? Oczekuje dobrej zabawy? Ma na sobie bardzo współcześnie wyglądający strój. Jest jedyną postacią na obrazie, która patrzy wprost na widza, jakby od niego chciał się dowiedzieć co myśleć i jak się zachować.

Ostatnią postacią, na której chciałbym się skupić w tych rozważaniach, jest człowiek w ciemnym kapeluszu. Musi to być ktoś znany starszemu synowi i ojcu, co więcej, ktoś pozostający w zażyłych relacjach z nimi. Sługa, a nawet wolny zarządca majątku nie pozwoliłby sobie na to, aby siedzieć, gdy gospodarze miejsca stoją. Kim jest ta tajemnicza postać mężczyzny na obrazie, tak odbiegająca ubiorem i postawą od innych postaci, tak zwracająca na siebie uwagę? Kolegą starszego syna? Uczestnikiem jego zabaw? Przyjacielem? Jednym z nas? Jest mu zdecydowanie bliżej do dwóch już omówionych postaci niż do ojca i synów.

Mężczyzna jest skromniej ubrany niż ojciec i starszy syn, ale za to strój ma wyszukany, ekstrawagancki. Nie ma brody, znaku męskiej dojrzałości, ale za to nosi zawadiacko zakręcone wąsy. Siedzi, lekko pochylony, z nogą założoną na nogę. Rembrandt namalował go tak, że jest jednocześnie zwrócony do ojca, do marnotrawnego syna i do widza. W pierwszej chwili wydaje się, jakby był tu jeszcze jednym, zdystansowanym obserwatorem, który nieoczekiwanie znalazł się w kłopotliwej i niezręcznej sytuacji rodzinnej. Twarz ma skupioną, zamyśloną. Trudno powiedzieć, czy patrzy na ojca, czy na widzów, czy w głąb siebie. A może na jedno i drugie. Jak długo tu jest? Zmęczył się czekaniem? Prawą rękę ma zgiętą w łokciu tak, że zaciśnięta dłoń spoczywa na sercu. Bije się w pierś czy tylko jej dotyka? Uspokaja serce wzruszone tym, co widzi? Przypomniał sobie coś i żałuje? Jest także synem marnotrawnym? Ma syna, który jak ten przed nim, zagubił się? Na obrazie znajduje się ramie w ramie ze starszym synem, a jednocześnie fizycznie jest bliżej ojca. Coś zaczyna się w nim dziać pod wpływem tego, co widzi. Co widzi?

Przypowieść, z której czerpał artystyczne natchnienie Rembrandt, została opowiedziana przez Pana Jezusa w odpowiedzi na pełne pretensji pytania faryzeuszów i uczonych w Piśmie (por. Łk 15, 1-3), którzy zarzucali Mu, że nie postępuje według tradycji starszych. Jezus odpowiada na ten zarzut w przypowieściach, wskazując, że tak postępuje, ponieważ tego nauczył się od swego Ojca. Jedna z tych przypowieści, a w niej historia syna marnotrawnego, mocno poruszyła Rembrandta. I nic w tym dziwnego. Jest to przypowieść o dojrzewaniu, o popełnionych błędach zawinionych i niezawinionych, o refleksji nad sobą, o przebaczeniu i pojednaniu, o zamknięciu serca i uporze, o duchowym umieraniu i zmartwychwstaniu, ale przede wszystkim o specjalnej pedagogii pełnego miłości Boga Ojca, który pragnie, abyśmy będąc wszyscy Jego dziećmi, stali się także ojcami, to znaczy umieli kochać miłością, która zapomina o sobie. Rembrandt, malując „Powrót marnotrawnego syna”, pragnął, abyśmy, kontemplując jego dzieło, przestali być obserwatorami a stali się uczestnikami spotkania z Bogiem Który Jest Miłością ujawniającą się najpełniej w słowach i czynach Pana Jezusa Chrystusa. Mam nadzieję, że przedstawione rozważania, które żadną miarą nie roszczą sobie prawa do bycia jedyną, prawdziwą, ani wyczerpującą interpretacją omawianego arcydzieła, w tym pomogą.

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 11.03.2023

 

]]>
Rembrandt. Powrót syna marnotrawnego — SYNOWIE https://jezuici.pl/2023/03/rembrandt-powrot-syna-marnotrawnego-synowie/ Tue, 07 Mar 2023 08:59:49 +0000 https://jezuici.pl/?p=82328 Do zrozumienia arcydzieła Rembrandta potrzebna jest znajomość Pisma świętego. Słowa Biblii, jak światło na obrazie, oświetlają postacie i pozwalają nam lepiej zrozumieć przedstawione wydarzenie, znaczenie obecnych tam symboli, losy bohaterów i zawarte w nim przesłanie. Słowa przypowieści pozwalają lepiej zrozumieć duchowe przeżycia ojca, zmagania młodszego syna i dramat jego brata. Jest to druga część rozważań […]]]>

Do zrozumienia arcydzieła Rembrandta potrzebna jest znajomość Pisma świętego. Słowa Biblii, jak światło na obrazie, oświetlają postacie i pozwalają nam lepiej zrozumieć przedstawione wydarzenie, znaczenie obecnych tam symboli, losy bohaterów i zawarte w nim przesłanie. Słowa przypowieści pozwalają lepiej zrozumieć duchowe przeżycia ojca, zmagania młodszego syna i dramat jego brata.

Jest to druga część rozważań nad obrazem Rembrandta pt. „Powrót syna marnotrawnego”. Pierwsza część „Rembrandt. Powrót syna marnotrawnego — OJCIEC”, jest dostępna pod adresem internetowym: https://jezuici.pl/2023/03/rembrandt-powrot-syna-marnotrawnego-ojciec/

Ojciec „miał dwóch synów” (Łk 15,11), starszego i młodszego.

Na obrazie młodszy syn klęczy, przytulając się do łona ojca, z twarzą odwrócona ku swojemu bratu. Ma twarz wyrażającą ból, cierpienie, żal i ukrytą nadzieję skruszonego serca. Zasłuchany w to, co teraz powie Ojciec, na próżno oczekuje nagany za to, że odszedł, za to, że roztrwonił, ale przede wszystkim, że zranił miłość ojca swoim odejściem. No właśnie! Odszedł, a nie uciekł.

Marnotrawny syn na obrazie Rembrandta nie patrzy w oczy brata, podobnie jak nie patrzy w oczy ojca. Jest bezbronny jak dziecko, które zraniło się i wraca w objęcia rodzica, aby ukoił jego ból i strach. Jego ozdobna, znoszona tunika ma widoczne duże rozdarcia na plecach, podtrzymuje ją zwykły powróz, a nie ozdobny pas zamożnego współdziedzica, mocno przyciskając do ciała jedyny element odzieży, który ma na sobie. Z jednej stopy spadł mu but. Ze zdziwieniem dostrzegamy, że buty musiały być założone na opak. Pomylił się, zakładając je i nie dostrzegł tego? Ciekawe, że ojciec też jest boso! Sandały są tak zniszczone, że zapewne nie ma znaczenia, który sandał, na którą nogę został założony. Do pasa ma przyczepioną pochwę od ozdobnego sztyletu noszonego dawniej jako znak godności i bogactwa, a teraz widać wystającą z niej rękojeść zwykłego pasterskiego noża.

Wyszedł z domu młody, bogaty, pewny siebie, szukając wolności, szczęścia i siebie. Powrócił biedny, postarzały, z twarzą i sercem porysowanym cierpieniem, wyzwolony z przekonania o własnej samowystarczalności.

Odejście i powrót syna marnotrawnego dokonały się na płaszczyźnie materialnej, duchowej i religijnej. Pouczające jest prześledzenie tej drogi, a zwłaszcza dotarcie do punktu, który Anglicy nazywają point of no return – miejsce, z którego nie ma powrotu. Na jego ślad natrafiamy w przypowieści opowiedzianej przez samego Pana Jezusa. Powrót zaczął się, gdy „wszedł w siebie/zastanowił się”, czyli zatrzymał się, wyciszył emocje i zaczął się zastanawiać, medytować. Wejście w siebie było modlitwą. W przypowieści pojawia się bowiem słowo „zgrzeszyłem przeciw Bogu i przeciw tobie”. Nie tylko przeciw ojcu, ale i Bogu (Ojcu Jezusa Chrystusa, który opowiada tę przypowieść). Grzech to rzeczywistość teologiczna, związana z Bogiem i nawróceniem. Gdzieś tam, w dalekiej krainie, na dnie swojej ludzkiej, materialnej, duchowej i religijnej biedy otworzyły mu się oczy i zobaczył wyciągniętą rękę ojca i własny dom w zupełnie nowym świetle. To wtedy zaczął się nowy etap w jego życiu — droga powrotna. Droga prowadząca od bycia „dla siebie” do „bycia z” Ojcem, z bratem, z bliźnimi. Patrzący na obraz widz, zostaje zaproszony do stania się uczestnikiem drugiego wejścia – tym razem „wejścia w głąb” miłosiernej miłości ojca. To nie ostatni akt jego drogi ku pełnej dojrzałości, której katalizatorem jest — ojciec. Nie ma już jednak dystansu, odległości w stosunku do ojca, jest za to bliskość, nowa zażyłość, czułość, poczucie bycia w domu, który nie jest już dłużej miejscem, które pragnie się opuścić. Gdy włączymy wyobraźnię i „zastosujemy” wszystkie zmysły to zobaczymy, usłyszymy, poczujemy jak wiele miłości, emocji i radości jest w przedstawionej scenie, o czym Jezus opowie w innym miejscu, posługując się obrazem pasterza i odnalezionej owcy.

Starszy syn fizycznie nie opuścił domu, ale duchowo jest nieobecny. W biblijnej przypowieści pojawia się jako ktoś, kto jest poza domem. Na obrazie stoi wśród obcych, a nie w gronie domowników. Jest tym, kto odmawia wejścia do domu. W jego wypowiedziach nie pojawia się słowo „dom”. Od domu i od ojca dzieli go dystans fizyczny i dystans niezrozumienia.

Starszy syn stoi poza kręgiem światła, w którego centrum wybrzmiewa radość ojca i młodszego syna, jego brata. Strumień światła, ten sam, który oświetla ojca i młodszego syna, pada na jego twarz i ręce, odbija się, ale światło jest jakby przytłumione.

Starszy syn stoi wyprostowany, nieporuszony, na progu domu, który jest dla niego warsztatem i miejscem znoju, nie przyjmuje tłumaczenia ojca, że wszystko jest jego, że jest ukochanym dzieckiem. Na sobie ma bogate szaty, płaszcz spięty szykowną klamrą, na nogach solidne buty (ojciec jest boso), a na głowie finezyjnie zawinięty turban. Nie wygląda na kogoś, komu ojciec czegokolwiek odmawiał ani na kogoś, kto pracował ciężko na polu. Ręce oparte na ozdobnej lasce są zaciśnięte, zamknięte. Ramiona przylegają ściśle do ciała. Jego twarz jest niewzruszona, spojrzenie surowe, oceniające, osądzające, „niewidzące”. Ma postawę zdystansowanego sędziego. Nie rozumie ojca i nie „widzi” brata. W Jezusowej przypowieści mówi o nim „twój syn”. Oskarża nie tylko brata, ale i ojca. Na obrazie, za jego plecami jest zarys roślinności, ogrodu i głowicy kolumny z jakąś dziwną nieludzką postacią. Może jest to nawiązanie do historii kuszenia Kaina. Wszyscy jesteśmy kuszeni do osądzania, wydawania wyroków na innych, nieprzebaczenia.

W Jezusowej przypowieści starszy syn pojawia się na scenie po raz pierwszy jako ktoś będący „w drodze”. Jego droga wcale nie wydaje się zapowiadać ani na łatwą, ani na krótszą. Jest to droga poznania, przebaczenia i pojednania i jak w przypadku jego młodszego brata od egoizmu do troski o innych a w konsekwencji do stania się — ojcem. Czy starczy mu odwagi, by ją przebyć, nie zatrzymując się i nie zamakając w bezpodstawnych pretensjach i żalu?

Widz kontemplujący obraz jest zaproszony do stanięcia obok ojca i młodszego syna albo przy starszym bracie. Czy jest możliwa jeszcze inna postawa? (cdn.)

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 3.03.2023

]]>
Przykład ikono(teo)logii: Rembrandt i trynitarny uścisk https://jezuici.pl/2023/03/przyklad-ikonoteologii-rembrandt-i-trynitarny-uscisk/ Fri, 03 Mar 2023 08:56:39 +0000 https://jezuici.pl/?p=82280 Pod koniec 2022 roku w Edizioni Segno ukazła się książka (esej) pt. „Un caso di icono(teo)logia: Rembrandt e l’abbraccio trinitario” (Przykład ikono(teo)ologii: Rembrandt i trynitarny uścisk) autorstwa Barbary Aniello oraz o. Dariusza Kowalczyka SJ. Autorzy są wykładowcami Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego i specjalistami w swoich dziedzinach. Profesor Barbara Anello wykłada na wydziale Historii i Dóbr Kultury […]]]>

Pod koniec 2022 roku w Edizioni Segno ukazła się książka (esej) pt. „Un caso di icono(teo)logia: Rembrandt e l’abbraccio trinitario” (Przykład ikono(teo)ologii: Rembrandt i trynitarny uścisk) autorstwa Barbary Aniello oraz o. Dariusza Kowalczyka SJ. Autorzy są wykładowcami Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego i specjalistami w swoich dziedzinach. Profesor Barbara Anello wykłada na wydziale Historii i Dóbr Kultury Kościoła, a o. prof. Dariusz Kowalczyk SJ na wydziale Teologii, specjalizując się w teologii dogmatycznej.

„Esej – piszą Autorzy — bada możliwą ikono(teo)logiczną analizę arcydzieła Rembrandta: Powrotu syna marnotrawnego. Celem studium jest odczytanie przez podwójną soczewkę teologii i ikonografii, a raczej poprzez syntezę tych dwóch, ikono(teo)logii, zagadnienia uścisku (abbraccio). Dzięki znaczeniom ukrytym w gestach, kolorach i pozach elementów figuratywnych dzieło Rembrandta przedstawia personifikację Trójcy Świętej w świetle fragmentów biblijnych i teologicznych, które odsłaniają i oświetlają przesłanie obrazu”.

„Zbawienie człowieka — czytamy we Wstępie — oparte jest na relacjach wiecznej miłości z Trójjedynym Bogiem. Jednak człowiek wchodzi w relacje nade wszystko poprzez ciało. Dlatego Bóg, który chce go zbawić, nie mógł w pełni i skutecznie objawić się inaczej niż przez ciało. Trzeba o tym pamiętać szczególnie w naszych czasach naznaczonych koronawirusem i związanym z tym zagrożeniem odcieleśnienia (wirtualizacji) życia religijnego, a także liturgii. Tymczasem druga Osoba Boska, odwieczny Syn, „przyjmując postać sługi i upodabniając się do ludzi; ukazując się w ludzkiej postaci, uniżył samego siebie…” (Flp 2,7-8). Wcielenie, czyli tajemnica Boga, który stał się ciałem, otwiera człowiekowi drogę do życia wiecznego. Ojcowie (Kościoła) nie wahali się powiedzieć, że Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem. To oczywiście nie ma nic wspólnego z obietnicą węża w raju, ale chodzi o przebóstwienie będące owocem łaski. Wcielony Syn po swojej śmierci i zmartwychwstaniu nie opuszcza ciała ludzkiego jako zewnętrznej szaty, ale przenosi je przemienione do nieba. Następnie ciało ludzkie zostaje wprowadzone w życie Trójcy Świętej. Relacja między Ojcem, Synem, Duchem Świętym i człowiekiem poprzez przybrane człowieczeństwo, czyli Ciało Chrystusa, leży u podstaw sztuki sakralnej. Doskonałym przykładem jest obraz Powrót syna marnotrawnego Rembrandta przedstawiający spotkanie ducha i ciała. Szczególnie inspirujący jest uścisk Ojca, który otwiera – jak chcemy pokazać – na nowe i podnoszące na duchu interpretacje. W rzeczywistości uścisk jest jednym z cielesnych wyrazów par excellence bliskości i miłości. Wychodząc od historycznego spojrzenia na problematykę, przejdziemy do analizy ikonograficznej, by następnie dojść do wniosków ikonologicznych i ikono(teo)logicznych. Mamy nadzieję, że epoce, w której początkowo byliśmy pozbawieni możliwości bliskości kontaktu poprzez uścisk, z powodu trzyletniej pandemii, przez którą przeszliśmy, będąc jednocześnie świadkami wzruszającej obejmującej potrzebujących solidarności, nastąpi uścisk pomiędzy narodami wyniszczonymi przez daremność wojny, na obraz i podobieństwo uścisku Ojca, zawsze zbawiającego i miłosiernego”.

„A Rembrandt – czytamy w innym miejscu – demonstruje to na swoim obrazie. W postaci Syna możemy się odnaleźć, objęci, pełni ufności. Trynitarna interpretacja obrazu nie umniejsza tego znaczenia, wręcz przeciwnie, wzbogaca je, wskazując na odwieczne źródło miłości i miłosierdzia. Każde miłosierdzie, jakiego możemy doświadczyć w tym życiu, ma swój fundament w inności (alterità) między Ojcem a Synem, która w objęciach Ducha Świętego zawsze staje się doskonałą jednością. Znamy słowa, które przekazała nam siostra Faustyna Kowalska: „Jezu, ufam Tobie”, ale w swoim „Dzienniczku” apostołka miłosierdzia pisze także: „Miłosierdzie Boże, źródło, które wypływa z tajemnicy Trójcy Przenajświętszej, ufam Tobie». Uścisk trynitarny to Duch Święty, ale dla nas ludzi uścisk jest aktem ciała. Dlatego Ojciec potrzebował rąk wcielonego Syna, a teraz potrzebuje naszych rąk, by objąć człowieka. Misja Kościoła, czyli głoszenie Słowa, sprawowanie sakramentów i uczynki miłosierdzia, polega właśnie na urzeczywistnianiu silnego związku między niewidzialną łaską Bożą a widzialnym, ludzkim znakiem. Powrót syna marnotrawnego Rembrandta sprawia, że czujemy tę więź. «Grzech i przebaczenie – jak mówi Henri Nouwen – obejmują się; to, co ludzkie i to, co boskie, staje się jednym”. Moglibyśmy powiedzieć: Syn, który stał się „grzechem dla nas” (por. 2 Kor 5,21) i Ojciec, „bogaci w miłosierdzie”, obejmują się nawzajem, a ich uściskiem jest Trzecia Osoba, Duch Święty. W ten sposób Trójca oferuje nam przestrzeń, do której my, grzesznicy, możemy wejść, aby otrzymać przebaczenie, przemianę i ubóstwienie.”

Warto publikację profesorów Aniello i o. Kowalczyka wziąć do ręki zwłaszcza teraz w Wielkim Poście. Lektura jest interesująca. Każdy czytelnik znajdzie tu coś dla siebie. Metoda, którą posługują się Autorzy, składa się z trzech etapów: identyfikacja (czyste formy), opis (obraz, historia, alegoria), interpretacja (symbole i znaczenia) i doskonale wpisuje się w schemat rozmyślania i kontemplacji opartej o obraz i Pismo święte. Książka jest opatrzona licznymi ilustracjami. Niestety, na razie jest dostępna tylko w języku włoskim.

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 24.02.2023
Tłumaczenie cytatów: o. H. Droździel SJ

 

]]>
Rembrandt. Powrót syna marnotrawnego – OJCIEC https://jezuici.pl/2023/03/rembrandt-powrot-syna-marnotrawnego-ojciec/ Wed, 01 Mar 2023 07:13:48 +0000 https://jezuici.pl/?p=82216 Esej niedawno opublikowany przez mojego współbrata skłonił mnie do zatrzymania się na nowo przed obrazem „Powrót syna marnotrawnego” *. Obraz nie jest wyłącznie owocem jednorazowego aktu artystycznej wyobraźni. Rembrandt poświęcił mu sześć lat w ostatnim okresie swojego życia. Dzieło powstawało przez ciągłe powroty do głównego tematu, na medytacji (przeżuwaniu) jego treści i konfrontację z życiem […]]]>

Esej niedawno opublikowany przez mojego współbrata skłonił mnie do zatrzymania się na nowo przed obrazem „Powrót syna marnotrawnego” *. Obraz nie jest wyłącznie owocem jednorazowego aktu artystycznej wyobraźni. Rembrandt poświęcił mu sześć lat w ostatnim okresie swojego życia. Dzieło powstawało przez ciągłe powroty do głównego tematu, na medytacji (przeżuwaniu) jego treści i konfrontację z życiem własnym i innych, tu i teraz. Nie mamy tu do czynienia z prostym zobrazowaniem wydarzenia z przeszłości, ale z owocem głębokich przemyśleń teologicznych malarza, zainspirowanego Jezusową przypowieścią, zapisaną przez św. Łukasza w rozdziale 15, wiersze 1-2 i 11-32, a dokładniej ilustracją tego, co zapisano w wierszach 20b-21**.

Malarz umieścił na obrazie sześć osób, z których jedna zajmuje centralne miejsce, jest centrum przedstawionych na obrazie relacji i to we wszystkich możliwych wymiarach. Tą postacią jest OJCIEC***. Bez niego nic by się nie wydarzyło. Nie byłoby wyjścia i powrotu, łez żalu i łez radości, nadziei, przebaczenia, dojrzałości i oczekiwania na dorosłość.

Jest tu obecna jeszcze jedna osoba, siódma, w pierwszej chwili niewidoczna, ale obecna i zaangażowana – widz, czyli Ty drogi Czytelniku.

Rembrandt tak skomponował obraz, aby każdy, kto się do niego zbliży, chcąc nie chcąc stał się uczestnikiem przedstawionego wydarzenia.

Widz ma zarezerwowane uprzywilejowane miejsce: blisko ojca, na wyciągnięcie ręki, z możliwością spojrzenia mu w twarz, w oczy. Co więcej, oczy patrzącego na obraz znajdują się na wysokości oczu Syna marnotrawnego. Zauważmy, że głowa syna spoczywa na łonie i sercu ojca. Matka ujęłaby jego twarz w swoje ręce i obsypała pocałunkami. Ojciec przytula syna do serca. To jest „ojcowskie łono”. Tu „rodzą się dzieci”, ponieważ tak mężczyzna, mąż, staje się ojcem — przytulając do serca dziecko. Wydaje się, że w przedstawionej na obrazie scenie, na razie pomiędzy ojcem i synem wszystko zostało powiedziane i niewypowiedziane. Obaj trwają w objęciu, uścisku, przytuleni do siebie, wsłuchani w bicie serc. Jednak to ręce ojca tulą syna. Ojcowskie ręce, które nie przestają być mocne, męskie (lewa dłoń) są jednocześnie delikatne, jak dłoń najczulszej kobiety (prawa dłoń). Czas się zatrzymał i trwa cisza pełna wzruszenia, zdumienia, jeszcze niezburzona myślami i głosami innych.

Jesteśmy świadkami, jak duże dziecko staje się synem. Dojrzewa jak najszlachetniejsze wino w bukłaku. Nic nie sprawia większej radości ojcu niż dziecko postępujące na drodze ku dojrzałości, a ostatecznie do stania się — ojcem.

Ojciec na obrazie Rembrandta ma obnażoną głowę, jak postać sługi w tle. Zupełnie inaczej wygląda drugi syn i postać obok niego. Strój, ma podkreślać to, kim są, ale w rzeczywistości, przynajmniej w odniesieniu do jednego z nich, tę prawdę ukrywa.

Mieniąca się czerwienią tunika przywodząca na myśl krew, miłość, królewskość, okrywa plecy ojca, spadając na ramiona, daje także schronienie synowi. Wydaje się jednak być nałożona na odwrót jakby w pośpiechu, bez oglądania się na etykietę.

Strumień światła oświetla stroskaną jeszcze twarz ojca, współczującą, pełną dobroci, przedwcześnie postarzałą, nic tak mocno nie rzeźbi twarzy, jak cierpienie. To samo światło rozjaśnia czoło ojca. Od dawna w malarskich przedstawieniach, zwłaszcza na ikonach i mozaikach jest to znakiem mądrości.

Zapewne kąt patrzenia i światło wywołują wrażenie, jakby jedno oko ojca było skierowane gdzieś w dal, tam skąd przyszedł syn, w przeszłość, a drugie spogląda w dół, do wnętrza, ogarniając spojrzeniem ukrytą na jego piersi głowę syna. To spojrzenie ma uzdrawiającą moc, przenika do głębi jestestwa, usuwa wszelkie zarazki leku, rozpaczy, samo osądzania się, przywraca godność. Jednocześnie ma się nieodparte wrażenie, jakby były to oczy ślepca. Może są po prostu nadwyrężone nieustanym wyglądaniem czy syn wraca. „Nie widząc” nędzy syna, widzi doskonale, kim on naprawdę jest. Czasami i my, aby zobaczyć, winniśmy zamknąć oczy.

Ojcowska miłość okazuje się prawdziwą miseri-cordią, miłością okazaną ubogiemu.

Skupieni na postaciach możemy zapomnieć zapytać, gdzie ma miejsce spotkanie ojca z synem. Poszukiwanie odpowiedzi na to odsłania jeszcze inną prawdę. Nie dzieje się ono w ogrodzie (raj), który być może symbolizuje roślinność w tle, potworek na drzewie (rzeźba nieprzyjaciela) i drzewo o liściach figowca. Ojciec nie wydaje się stać w progu domu. Ojciec przychodzi z ciemności, w której pogrążone są pozostałe postacie. Wydaje się, jakby po wyjściu syna, w domu nie pozostał nikt, czekając, aż on wróci, wyglądając. Wydaje się, jakby dom przestał być domem, pozostając mieszkaniem. Będzie nim na nowo, gdy będą znowu razem, gdy wejdą do wnętrza wszyscy razem, wszyscy albo nikt (fratelli tutti). Strumień światła, wschodzącego słońca, padający od strony widza oświetla drogę i syna, wskazując mu drogę do domu.

Dom nie znajduje się tam, gdzie jego istnienia się domyślamy. Dom bowiem to nie tylko cztery ściany. Dom to miejsce, gdzie każdy będąc dzieckiem, synem, córką, ojcem czy matką jest kochany, zawsze chciany, szczerze oczekiwany i ma w nim swoje miejsce. Tym domem dla syna i dla nas jest OJCIEC i jego ojcowska miłość. (cdn.)

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 25.02.2023

* Obraz malowany w latach 1663-69, obecnie w Ermitaż, Petersburg, inspirowany biblijną przypowieścią Łk, 15, 1-3, 11-38.
** Łk 15. 20b.-21: A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. 21 A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem.
*** Esej mojego współbrata skłania do dostrzeżenia jeszcze jednego uczestnika Ducha Świętego (por. Barbara Aniello, Dariusz Kowalczyk, Un caso di icono(teo)logia: Rembrandt e l’abbraccio trinitario (Przykład ikono(teo)logii: Rembrandt i trynitarny uścisk), Edizioni Segno, 2022.

 

]]>
Upadek i nawrócenie św. Pawła według Caravaggia https://jezuici.pl/2023/01/upadek-i-nawrocenie-sw-pawla-wedlug-caravaggia/ Wed, 25 Jan 2023 22:49:20 +0000 https://jezuici.pl/?p=81693 Oktawa modlitwy o jedność chrześcijan kończy się zawsze 25 stycznia w święto Nawrócenia św. Pawła Apostoła. Nie ma w tym nic dziwnego. Postęp w dialogu podzielonych we wierze braci związany jest z powrotem do Jezusa Chrystusa, który jako jedyny jest w stanie sprawić, abyśmy stali się jedno. W tym dialogu nie chodzi tylko o głębsze […]]]>

Oktawa modlitwy o jedność chrześcijan kończy się zawsze 25 stycznia w święto Nawrócenia św. Pawła Apostoła. Nie ma w tym nic dziwnego. Postęp w dialogu podzielonych we wierze braci związany jest z powrotem do Jezusa Chrystusa, który jako jedyny jest w stanie sprawić, abyśmy stali się jedno. W tym dialogu nie chodzi tylko o głębsze zrozumienie Jego nauki, ale nade wszystko o osobiste spotkanie ze Zbawicielem, o przejście od wiedzy o Jezusie Chrystusie do osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem w Kościele. Od tego zaczyna się wszelka zmiana. Tak było takaż w życiu Apostoła Narodów.

O spotkaniu świętego Pawła z Jezusem i jego nawróceniu jest mowa w kilku miejscach Pisma świętego. Najbardziej poruszające są opisy z Dziejów Apostolskich*. Ukazują one spotkanie i upadek Pawła, a w konsekwencji zmianę jego myślenia o Bogu, o Jezusie Chrystusie i co z tym się wiąże, zmianę jego własnych priorytetów życia, którego centrum odtąd stanie się Zmartwychwstały.

Obraz „Nawrócenie św. Pawła”, zwłaszcza druga jego wersja (1601, Santa Maria del Popolo, Rzym) autorstwa Caravaggia**, genialnego malarza, jednego z największych myślicieli, mistyków i teologów wśród malarzy może być doskonałą pomocą w pełniejszym zrozumieniu tego, co się wówczas stało.

Caravaggio ukazał w swoim obrazie moment spotkania Pawła z Jezusem Zmartwychwstałym. Wiemy z biblijnego opisu, że to spotkanie wstrząsnęło nim tak mocno, iż upadł na ziemie na wznak i stracił wzrok. Temu wydarzeniu, jak sam to później opowiedział, towarzyszyło światło, jaśniejsze niż słońce w południe i głos.

Na obrazie Caravaggia jest jedno i drugie, światło i głos. Światło jest jednocześnie naturalne i nadprzyrodzone. To ono oświetla naturę i człowieka (koń i trzymający go za uzdę człowiek), a jednocześnie jest symbolem Tego światła, które jest Światłością Świata oraz wybawicielem człowieka z ciemności niewiedzy, kłamstwa i grzechu.

Gdzie jest głos? – W Piśmie świętym. Caravaggio odsyła widza do Słowa Bożego (dokładnie do opisów wydarzenia spod Damaszku). Patrzący na obraz przez świadome ograniczenie elementów na obrazie, grę światła i cienia, został doprowadzony do wyciszenia i skupienia. Jest teraz gotowy, aby mając zamknięte oczy jak Paweł na obrazie, usłyszeć wołanie: „Kim jesteś Panie?” i stać się uczestnikiem dalszej rozmowy.

Paweł na ziemi, na plecach, z wytrąconym z ręki orężem, oślepiony, ma twarz i ręce zwrócone ku górze. Towarzysz Pawła ma wzrok skierowany ku ziemi. A widz? – Może spojrzeć wokoło siebie i podziwiać…konia lub jak Paweł dać się ogarnąć światłu i wsłuchać się w towarzyszące mu słowa. Może wreszcie sam wejść w dialog ze słowem przez refleksje nad nim, przez medytację i modlitwę. Aby tak się stało, widz musi „zejść z konia”.

Ugodzony człowiek, jeśli uderzenie nie jest śmiertelne, odruchowo wychyla się do przodu, pada na ręce, na twarz; gdy uderzenie jest śmiertelne, najczęściej upada na plecy. Na obrazie Caravaggia „stary” Paweł ze swoimi przekonaniami umarł, rodzi się „nowy” Paweł. Natura pozostanie taka, jaka była, będzie się z nią zmagał jak każdy z nas, ale jego duch już nie jest ten sam. Paweł nie wróci do tego, co było. Nie odwróci się plecami do przeszłości, ale nie ona kierowała dalszymi jego krokami. Spotkawszy Drogę, wyruszy w dalszą drogę, ale nie będzie już sam kierował swoimi krokami. Jesteśmy świadkami decydującej chwili w życiu i w rozwoju wiary Pawła. Za chwilę się podniesie i pójdzie dalej. Kierunek pozostanie ten sam, ale zmieni się cel. Nie wie w tej chwili, co go czeka u końca, ale wie, że może zaufać Światłu i Głosowi. Uczy się także ufać ludziom, zdając się na pomoc innych (niewidomy nigdy nie jest do końca samowystarczalny).

Widz, stając przed obrazem, także za sprawą kompozycji obrazu, uczestniczy w tym, co dzieje się na obrazie. Kaplica kard. Tiberio Cerasi jest dość wąska, widz jest fizycznie blisko tego, co się dzieje; blisko bezradnego Pawła na ziemi. Od widza zależy, czy da się poprowadzić w głąb tajemnicy utrwalonej na obrazie.

Na obrazie Caravaggia wszystko jest jednocześnie naturalne, a zarazem symboliczne, rzeczy, postacie, gesty, barwy, odsyłają poza siebie. Można skupić się na tym „co jest”, na przykład na tym, że jest mało prawdopodobne, aby Paweł podróżował konno i miał u boku XVI wieczną szpadę, jaką nosili zawodowi pojedynkarze oraz strój włoskiego cavalliere. Trzeba jednak spojrzeć głębiej. Koń na obrazie jest symbolem o wielu znaczeniach. Bycie na koniu oznacza bycie w pozycji kogoś, kto ma władzę, autorytet, świadczy o zamożności właściciela, można założyć, że na obrazie reprezentuje także świat natury w opozycji do obecnego tam człowieka, który jest symbolem rozumu. Od upadku Paweł będzie szedł pieszo. Nie będzie to zwykła, męcząca podróż do Damaszku, lecz prawdziwa droga wiary. Paweł w swoich listach pisząc o sobie, będzie mówił o biegaczu i o tym, że nie przychodzi błyszczeć bogactwem czy ludzką mądrością. Chrystus wyzwolił go z niewoli prawa i grzechu ku wolności. Z Chrystusem, z Jego Ewangelią i ewangelią o Nim wyruszy w świat. Tak stanie się jednak później. Caravaggia interesuje „tu i teraz”, chwila obecna, zatrzymana w czasie.

To, co przydarzyło się św. Pawłowi, przydarzyło się Caravaggio i przydarza się nam. Wizja Caravaggia nie jest tylko tworem artystycznego geniuszu. Jest zaproszeniem do zatrzymania się, wyciszenia i medytacji nad obrazem i Słowem. Czujmy się wolni i…zaproszeni.

o. Henryk Droździel SJ
Święto Nawrócenia św. Pawła, 25.01.2023, Rzym.

* Dz 9, 1-19; Dz 22,3-21; Dz 26,12-19.
** Michelangelo Merisi detto di Caravaggio; ur. 29.9.1571 w Milano; Syn Fermo Merisi (+1577, Caravaggio) i jego żony Lucii Aratori, brat Giovaniego Battisty i Cateriny.
Zmarł 18.7.1610 w Porto Hercole, Grosseto, Toskania. Działał na terenie Włoch, głównie w Rzymie, Neapolu, Malcie i na Sycylii.

 

]]>
Papież na przełomie roku 2022 i 2023: Wszystko należy do miłości https://jezuici.pl/2022/12/papiez-na-przelomie-roku-2022-i-2023-wszystko-nalezy-do-milosci/ Sat, 31 Dec 2022 15:27:53 +0000 https://jezuici.pl/?p=81008 Godziny dzielą nas od zakończenia rok kalendarzowego 2022. Był to rok pełen wyzwań. Naznaczyły go wydarzenia powodujące w sercach wielu osób niepewność, a nawet lęk i wcale nie rzadko cierpienie. Do tego dodajmy toczące się wojny i widmo ich eskalacji. Wielu ekspertów w najbliższych dniach będzie się starało odpowiedzieć na pytanie, czy 2023 rok będzie […]]]>

Godziny dzielą nas od zakończenia rok kalendarzowego 2022. Był to rok pełen wyzwań. Naznaczyły go wydarzenia powodujące w sercach wielu osób niepewność, a nawet lęk i wcale nie rzadko cierpienie. Do tego dodajmy toczące się wojny i widmo ich eskalacji. Wielu ekspertów w najbliższych dniach będzie się starało odpowiedzieć na pytanie, czy 2023 rok będzie rokiem lepszym, czy gorszym od minionego.

Papieża Franciszka nie interesują przepowiednie. Spełnia zadnie, które powierzył Jezus Chrystus Piotrowi i Jego następcom, umacnia nas. Czyni to między innymi poprzez List Apostolski „Totum amoris est” (Wszystko należy do miłości) opublikowany dnia 28 grudnia 2022 roku w 400 rocznicę śmierci św. Franciszka Salezego biskupa i doktora Kościoła (1567-1622). Święty Jan Paweł II nazywał go Doktorem Bożej Miłości. Ten święty biskup, pasterz kościoła genewskiego, wnikliwy teolog, kierownik duchowy, pisarz, współzałożyciel rodziny zakonnej, promieniujący wewnętrzną radością i pokojem, był inspiracją dla wielu mężczyzn i kobiet żyjących w trudnych i zmieniających się czasach przełomu XVI i XVII wieku. Dla współczesnych św. Franciszek Salezy jest znany najbardziej jako autor dziełka „Wprowadzenie do życia pobożnego” (1609) oraz „Traktatu o miłości Bożej” (1616).

Papież Franciszek, przywołując postać Franciszka Salezego, wskazuje na to, co z jego życia i nauczania możemy i powinniśmy zaczerpnąć dla siebie. Moim zdaniem jest to Jego prezent noworoczny dla świata. List jest stosunkowo krótki, nie będę go więc streszczał. Sam tytuł mówi za siebie. Serdecznie zachęcam do zapoznania się z tą inspirującą wypowiedzią Papieża. W tłumaczeniu na język polski jest ona dostępna na watykańskiej stronie internetowej oraz w wielu innych miejscach w Internecie. Ci, którzy mają zaprenumerowany biuletyn internetowy Vatican News otrzymali go w dniu publikacji jako załącznik. Po lekturze warto odnowić albo sięgnąć po raz pierwszy po publikacje autorstwa Franciszka Salezego.

W historii życia Franciszka Salezego, a wierzę, że także w jego nauczaniu jest obecny wątek jezuicki. Przede wszystkim pobierał naukę w jezuickich szkołach m.in. w paryskim Collège de Clermont. W czasie studiów na Sorbonie jego kierownikiem duchowym był jezuita Antonio Possevino (1533-1611, jezuita, pisarz, wielokrotny wysłannik papieski). Inny jezuita Jan Fourier namówił Franciszka Salezego do opracowania listów wysyłanych do Ludwiki de Charmoisy otwierając drogę do wydania na tej podstawie „Wprowadzenia do życia pobożnego”. Gdy się dobrze przyjrzymy wiele z idei świętego Franciszka Salezego, przede wszystkim dotyczących podejścia do drugiej osoby, do dialogu duchowego, do szukania i znajdowania Boga w życiu codziennym, a także sposób kontemplacji miłości Bożej odsyła do Ćwiczeń duchowych. Franciszek Salezy był człowiekiem modlitwy i działania w duchu ignacjańskiego „kochać i służyć”.

Franciszek Salezy został beatyfikowany 8 grudnia 1661 przez papieża Aleksandra VII, który następnie kanonizował go w 1665. Piusa IX w 1877 uznał go za doktora Kościoła, a Pius XI w 1923 za patron dziennikarzy i pracy katolickiej.

Ciało św. Franciszka Salezego zostało przeniesione do Annecy w roku 1624, ale serce spoczywa w relikwiarzu przechowywanym w klasztorze sióstr wizytek w Treviso (Włochy). Ponieważ jakiś czas temu na ścianie szklanego relikwiarza pojawiła się para wodna, zarządzono przeprowadzenie badań, z których wynika, że jest ono w stanie nienaruszonym do dziś.

„To, co odsłoniło się w życiu świętego Biskupa Annecy, jest po raz kolejny powierzone każdemu z nas – pisze papież na zakończenie. – Niech czterechsetna rocznica jego narodzin dla nieba, pomoże nam pobożnie go wspominać; i za jego wstawiennictwem, niech Pan udzieli obfitych darów Ducha na pielgrzymowanie świętego wiernego Ludu Bożego”.

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 31.12.2022

]]>
DŻENTELMEN https://jezuici.pl/2022/12/dzentelmen/ Wed, 28 Dec 2022 12:45:39 +0000 https://jezuici.pl/?p=80977 Rozmowa przy stole dotyczyła licznych zagadnień. W pewnym momencie zeszła na temat kobiet a dokładnie na temat zamieszania w pojmowaniu tego, kim jest i jaka jest rola kobiety w świecie. Poruszyliśmy wiele wątków. Nie była to jednak emocjonująca, utkana z wielu błyskotliwych tez dyskusja, jak to się często zdarzało, gdy w grę wchodziła polityka, gospodarka, […]]]>

Rozmowa przy stole dotyczyła licznych zagadnień. W pewnym momencie zeszła na temat kobiet a dokładnie na temat zamieszania w pojmowaniu tego, kim jest i jaka jest rola kobiety w świecie. Poruszyliśmy wiele wątków. Nie była to jednak emocjonująca, utkana z wielu błyskotliwych tez dyskusja, jak to się często zdarzało, gdy w grę wchodziła polityka, gospodarka, pieniądze Kościoła czy celibat księży. Tak, tak. Pieniądze Kościoła i celibat księży, to gorące tematy. W rzeczywistości jeden z moich bardzo już starszych współbraci opowiadał mi, że przywoływał je często, gdy rozmowa z pacjentami się nie kleiła. Był kilkadziesiąt lat kapelanem szpitala. Twierdził, że to zawsze działało.

Nasza rozmowa była rzeczowa, ale spokojna, może dlatego, że nikt nie czuł się w omawianym temacie zbyt pewnie. Dało mi to wiele do myślenia.

Moim zdaniem kryzys dotykający współczesne kobiety, spowodowany jest brakiem dżentelmenów (dyskusja na ten temat w środowiskach męskich i kobiecych mile widziana, oczywiście w dżentelmeńskich i lady like klimatach).

Dżentelmen to nie jest ktoś, kto doskonale zna savoir-vivre. To mężczyzna z charakterem ukształtowanym przez pewną filozofię życia (s.-v., to coś więcej niż dobre maniery). Dogmatem podstawowym tej praktycznej filozofii myślenia i życia, jest prawda, że kobieta jest najważniejsza. Nie mówimy tu o kobiecie postrzeganej, jak gdyby była z porcelany, ale o prawdziwej, żywej i nieobliczalnej w swojej wartości i możliwościach osobie. Dżentelmen pomaga jej, jak osoba może pomóc drugiej osobie o tej samej wartości, zrozumieć jej niepowtarzalność, piękno i wyjątkowość powołania. Wspiera i chroni ją, czasem przed nią samą. Czyniąc to zarówno mężczyzna, jak i kobieta odnajdują się w twórczym dialogu, który buduje i potwierdza ich osobową tożsamość.

Święty Józef był nie tylko święty, sprawiedliwy i po męsku wymowny (nie powtarzajmy skrajnie nieprawdziwych tez o tym, że nic nie mówił), ale był także prawdziwym dżentelmenem. Przy nim Maryja, brzemienna Synem, poczętym z Ducha Świętego, czuła się prawdziwą, kochaną, kochającą i spełnioną kobietą jako narzeczona, żona i matka.

Jezusa jako dziecko, jak to było w zwyczaju w żydowskiej rodzinie, od bardzo młodego wieku wychowywał ojciec, a nie matka. Widzimy w relacjach ewangelicznych, że Jezus doskonale odnajdował się nie tylko w relacjach z dostojnikami i biedakami, wierzącymi i wyznawcami innych religii, uczonymi i analfabetami, ale znał i rozumiał kobiety. Dobrze czuł się w ich towarzystwie, do tego stopnia, że chwaliły Jego matkę, która go wykarmiła, co oznacza pochwałę Jego sposobu bycia, a nie tylko jakiś pojedynczy akt grzeczności. Od kogo się tego nauczył? Od swego ojca, od św. Józefa, prawdziwego mężczyzny i dżentelmena, który był człowiekiem wewnętrznie zintegrowanym, myślącym, rozważnym i odważnym. Mężczyzną, na którym można było polegać, przy kim inni czują się wolni, kimś umiejącym zapomnieć o sobie z miłości do drugiej osoby i do Boga.

W czasach rozpasanego konsumpcjonizmu, celebrytów, photoshopów, piarów, bycie człowiekiem zrównoważonym, oczytanym, prawdomównym, grzecznym, schludnym, nienarzucającym się odnoszącym się z szacunkiem do innych mężczyzn i kobiet, odważnym, czarującym zapewne nie będzie łatwe, ale jest warte trudu. Bycie dżentelmenem wcale nie oznacza wyjątkowego wykształcenia, pieniędzy, układów. To coś, co wypływa z wnętrza. Nie da się tego na dłuższą metę pozorować, ale też nie da się ukryć.
Dżentelmeńskość to nie rodzaj świeckiej świętości. To wyzwanie także dla świętych (ci nie zawsze dobrze zaczynali, ale zawsze dobrze kończyli).

Stawajmy się dżentelmenami. Może uczyńmy z tego nasze noworoczne postanowienie. Z tym że nie wystarczy otworzyć drzwi kobiecie. Trzeba wiedzieć, kiedy pozwolić jej pójść przodem, a kiedy przejść najpierw samemu (sic!). To naturalny gest, a jakże wymowny. Prawdziwe kobiety, nie z porcelany, na pewno to docenią. Łatwiej im będzie wytrwać przy swojej kobiecości, której wartość świadomie lub nie wyczuwają, stając się ze swej strony inspiracją dla mężczyzny. Świat potrzebuje dżentelmenów (bardziej niż podatków).

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 28.12.2022

Foto: Stephen D / flickr.com

 

]]>
Oto stoję u drzwi i kołaczę https://jezuici.pl/2022/12/oto-stoje-u-drzwi-i-kolacze/ Sat, 03 Dec 2022 11:45:26 +0000 https://jezuici.pl/?p=80451 W poniedziałek po pierwszej niedzieli Adwentu, we Mszy św. cały kościół modli się słowami Kolekty przepisanymi na ten dzień. Czytamy w niej: Panie, nasz Boże, pomóż nam gorliwie się przygotować na przyjście Chrystusa, Twojego Syna, aby gdy przyjdzie i zapuka do naszych drzwi, zastał nas czuwających na modlitwie i z radością głoszących Jego chwałę. Słowa […]]]>

W poniedziałek po pierwszej niedzieli Adwentu, we Mszy św. cały kościół modli się słowami Kolekty przepisanymi na ten dzień. Czytamy w niej: Panie, nasz Boże, pomóż nam gorliwie się przygotować na przyjście Chrystusa, Twojego Syna, aby gdy przyjdzie i zapuka do naszych drzwi, zastał nas czuwających na modlitwie i z radością głoszących Jego chwałę.

Słowa zapuka do naszych drzwi, przykuły od razu moją uwagę i przypomniały mi obraz Wiliama Holmana Hunta (1827 – 1910), przedstawiający Jezusa Chrystusa, jako „Światłość świata” (1854). Historia obrazu i jego kolejnych wersji zawsze mnie intrygowała, prowadziłem nawet wykłady na jego temat. Zdecydowałem się jednak przestawić w tym miejscu nie moje własne przemyślenia, ale tego, który obraz Hunta, nazywany czasem „ikoną” kościoła anglikańskiego, ocalił od popadnięcia w zapomnienie. Mam tu na myśli wybitnego pisarza, filozofa i krytyka sztuki Johna Ruskina (1819-1900) i jego list skierowany 4 maja 1854 roku do redaktora naczelnego brytyjskiego dziennika The Times.

Treść listu może posłużyć jako doskonały punkt wyjścia do osobistej interpretacji dzieła Hunta i do adwentowej medytacji o nawróceniu (conversion) i wyjściu z zamknięcia (confinement) do czego zaprasza obecny i przychodzący Jezus Chrystus.

Życzę owocnej lektury i owocnego adwentu zamieszczam moje własne tłumaczenie wspomnianego listu z języka angielskiego.

Szanowany Panie,
Ufam, znając pańską życzliwość i otwartość, że zechce Pan użyczyć miejsca kilku moim słowom odnoszącym się do najważniejszego obrazu Prerafaelitów na tegorocznej wystawie Royal Accademy. Jego malarz podróżuje po Ziemi Świętej, a więc nie może ani skorzystać z pochwał, ani ucierpieć z powodu krytyki. Zależy mi jednak na tym, aby oddać sprawiedliwość jego dziełu, nie ze względu na niego samego, ale ze względu na wszystkie te osoby, które w ciągu roku, będą miały okazję je oglądać, a na których może ono wywrzeć wrażenie, za które zawsze potem będą wdzięczni.

Mówię tu o obrazie pana Holmana Hunta zatytułowanym „The Light Of The World” (Światłość Świata). Stojąc przed nim wczoraj przez ponad godzinę, obserwowałem wrażenie, jakie wywierał on na widzach. Niewielu zatrzymywało się, aby popatrzeć na niego, a ci, którzy to czynili, niemal zawsze skupiali uwagę, na ich zdaniem absurdalnym pomyśle przedstawienia Zbawiciela z latarnią w ręku. Należy jednak przypomnieć, że jakiekolwiek byłby braki obrazów Prerafaelitów, to na pewno potrzeba wiele czasu, aby je namalować. Można więc zasadnie założyć, że koncepcja obrazu, z takim wysiłkiem wykonywanego, nie została przyjęta przez artystę bez głębszego zastanowienia. Każdy oglądający go niech więc zapyta siebie samego, czy zastrzeżenia powstałe w mgnieniu oka nie zostały zauważone także przez samego autora, czy to w czasie długiego projektowania obrazu, czy to w czasie miesięcy pracy nad jego wykonaniem, a więc, czy w związku z tym nie istnieją jakieś inne, nienarzucające się w pierwszej chwili racje jego trwania przy tej koncepcji.

Pan Hunt nigdy nie objaśniał mi swego obrazu. Dzielę się tu moją własną interpretacją.

Napis pod obrazem to piękny werset zaczerpnięty z Apokalipsy św. Jana: „Oto stoję u drzwi i kołaczę. Jeśli kto usłyszy mój głos i otworzy mi drzwi, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał a on ze mną” (Ap 3,20). Po lewej stronie obrazu widzimy drzwi ludzkiej duszy. Są dokładnie zamknięte, ich okucia i gwoździe są zardzewiałe, drzwi są obrośnięte przez wijące się gałązki bluszczu przylegające także do futryn, co wskazuje na to, że drzwi nigdy nie były otwierane. Nad drzwiami unosi się nietoperz, próg jest zarośnięty przez krzaki jeżyny, pokrzywy i beznasienne zboże — dziką trawę,”którą nie napełni garści kosiarz ani zanadrza tan kto zbiera”. Chrystus staje przed drzwiami nocą — Chrystus prorok, kapłan i król. Ma na sobie białą szatę z klamrą na piersi, oznaczające jego kapłańską godność; złote rogi korony są poprzetykane kolcami ciernia, ale nie martwego, lecz mającego miękkie listki, które służą uzdrowieniu narodów.

Gdy Chrystus wchodzi do ludzkiego serca, wnosi ze sobą dwojakiego rodzaju światło: najpierw światło sumienia, które ujawnia minione grzechy, a następnie światło pokoju, nadzieję zbawienia. Lampa, którą Chrystus niesie w swojej lewej ręce, jest lampą sumienia. Jej płomień jest czerwony i gorejący. Światło pada tylko na zamknięte drzwi, na chwasty, które je otaczają i na strącone z drzew ogrodu jabłka, wskazując, że przebudzenie sumienia nie odnosi się tylko do popełnionych win, ale także do win odziedziczonych. Światło jest zawieszone na łańcuchu, owiniętym wokoło ręki postaci, sugerując, że grzesznikowi wydaje się, iż światło ujawniając grzech, wydaje się krępować także rękę Chrystusowi.

Światło, które promieniuje z głowy postaci, przeciwnie jest światłem nadziei zbawienia; wypływa ono z korony cierniowej, i jakkolwiek samo w siebie jest smutne, przygaszone, i pełne miękkości jest jednocześnie potężne do tego stopnia, że pochłania swoim blaskiem kształty liści, które napotka na swej drodze, ukazując w ten sposób, że każdy ziemski twór pozostający w jego zasięgu zostaje nim okryty.

Sądzę, że na bardzo niewielu osobach tak zrozumiany obraz nie zrobi głębokiego wrażenia. Osobiście uważam go za jedno z najwznioślejszych dzieł sztuki sakralnej kiedykolwiek stworzonych nie tylko w tym, ale i w innych wiekach.

Może ktoś powiedzieć, że dzieło sztuki nie powinno wymagać interpretacji tego rodzaju. Jest oczywiście prawdą, że przez długi czas przyzwyczailiśmy się do oglądania obrazów namalowanych bez żadnego celu i jakiejkolwiek intencji, dlatego nieoczekiwanie istnienie jakiegokolwiek sensu w dziele sztuki może nam się wydać na początku niezbyt uprzejmym wymaganiem skierowanym pod adresem spostrzegawczości widza. Mam nadzieję, że w ciągu kilku lat, angielska publiczność da się przekonać do oczywistej prawdy, że żaden wielki fakt, ani wielki człowiek, ani wielki obraz, ani jakakolwiek wielka rzecz, nie jest możliwa do przeniknięcia dogłębnie w ciągu jednej chwili; a także że wielka radość w oglądaniu obrazów czy przy okazji innych zajęć nie współbrzmi z całkowitym letargiem władz poznawczych.

W odniesieniu do technicznej jakości dzieła pana Hunta, to chciałbym zwrócić uwagę szanownych widzów na różnicę, jaka istnieje pomiędzy prawdziwymi dziełami Prerafaelitów a ich imitacjami. Prawdziwe dzieło ukazuje przedmioty dokładnie, tak jak by wyglądały w naturze w miejscu i w perspektywie, w której przewiduje je kompozycja obrazu. Fałszywe dzieła ukazują je ze wszystkimi detalami tak, jak gdyby były widoczne pod mikroskopem. Proszę przyjrzeć się dokładnie bluszczowi na drzwiach na obrazie pana Hunta. Nie znajdziemy w nim ani odrobiny wyraźnego podkreślenia. Wszystko jest doskonałą tajemnicą koloru, stając się rzeczywistością z określonego dystansu. W taki sam sposób można się przyjrzeć małym kamieniom szlachetnym na szacie postaci. Żadna nie została ukazana za pomocą formy, a zarazem, żadna z nich nie jest tylko zwykłym kolorowym punkcikiem, lecz ma dwa lub trzy różniące się odcienie zieleni w sobie, nadające jej tajemniczą wartość i lśnienie….

Pozostaje z wyrazami szacunku.

Oddany sługa czcigodnego Pana

Autor „Modern painters”
Denmark Hill, 4 Maja
John Ruskin

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 2.12.2022

]]>
Entuzjazm, czyli powakacyjny rachunek sumienia https://jezuici.pl/2022/09/entuzjazm-czyli-powakacyjny-rachunek-sumienia/ Sat, 03 Sep 2022 20:48:24 +0000 https://jezuici.pl/?p=78251 Entuzjazm trudno zdefiniować, jest jak uśmiech. Rozpoznajemy bez trudu uśmiechającą się osobę. Z chwilą, gdy usiłujemy zdefiniować uśmiech, okazuje się, że nie potrafimy tego zrobić lub owocem tego procesu jest jakaś karykatura. Entuzjazm jest albo go nie ma. Jest prawdziwy lub udawany. Można go utracić lub zagubić, ale można też go odnaleźć, odzyskać, wskrzesić, rozbudzić […]]]>

Entuzjazm trudno zdefiniować, jest jak uśmiech. Rozpoznajemy bez trudu uśmiechającą się osobę. Z chwilą, gdy usiłujemy zdefiniować uśmiech, okazuje się, że nie potrafimy tego zrobić lub owocem tego procesu jest jakaś karykatura.

Entuzjazm jest albo go nie ma. Jest prawdziwy lub udawany. Można go utracić lub zagubić, ale można też go odnaleźć, odzyskać, wskrzesić, rozbudzić i pokazywać. Czasem trzeba entuzjazm pohamowywać lub ostudzić.

Entuzjazm, gdy jest, udziela się natychmiast innym i to niezależnie od wieku, pochodzenia i przekonań.
Jest entuzjazm dzieci, dorosłych, odkrywców, biznesmenów, ale bywa, że charakteryzuje również grupy, wspólnoty lub narody. Entuzjazm jest przeciwieństwem zniechęcenia i rozczarowania.

Entuzjazm sprawia, że robimy rzeczy, których się nie spodziewaliśmy; uczymy się łatwiej; łatwiej przezwyciężamy nasze słabości i lęki; nasze życie nabiera smaku, staje się radośniejsze i to jakby za dotknięciem magicznej pałeczki.

Entuzjazm kryje w sobie olbrzymi „ładunek” energetyczny. Dlatego trzeba się nim umiejętnie posługiwać, roztropnie wykorzystywać, ponieważ może zrobić krzywdę entuzjaście (osobie ogarniętej entuzjazmem) lub przez nią innym. Historia obfituje w takie przykłady, niejednokrotnie okrutne (patrz wojny domowe, fanatyzm, sekciarstwo).

Sam termin „entuzjazm” ma swoje źródło w trójczłonowym słowie pochodzenia starogreckiego „enthusiasmos” (ἐνθουσιασμός) i oznacza „tkwić w bogu” lub „być ogarniętym przez boga” („bóg” pisany przez małe „b”), wskazując na emocję duszy, stan psychiczny, emocjonalny, który wyraża się m.in. radością, podnieceniem, podziwem, uczuciem namiętnego zainteresowania, zapałem, pasją, chęcią uczestniczenia w czymś, pragnieniem robienia czegoś.

Entuzjazm obejmuje całego człowieka, wszystkie obszary jego życia, także obszar wiary i płynących zeń przekonań.

Intuicja starożytnych Greków, nieznających prawdziwego Boga, była słuszna. Entuzjazm w najpiękniejszej formie jest owocem spotkania z Bogiem, trwania w Nim. Mamy tego przykład w Piśmie świętym, zwłaszcza w Ewangeliach, w spotkaniach z Jezusem Chrystusem.

Entuzjazm w spotkaniu z Bogiem nie jest czymś oczywistym. Jest związany z wyborem, decyzją. Wielkie tłumy szły za Jezusem. Podążały za Nim z entuzjazmem. Z entuzjazmem słuchały Jego słowa. Przyjmowały Jego naukę, a ona zmieniała ich życie, prowadziła do powstawania chrześcijańskich wspólnot, które zmieniły świat. Nie zawsze tak było.

Czasem spotkanie z Jezusem owocowało sprzeciwem, oporem, wrogością lub obojętnością. Tak było za czasów Jezusa, tak jest i dzisiaj. Jest sprzeciw, ale i wiele, coraz więcej – obojętności, rozczarowania.
Mogą się ona wkraść i w nasze życie. Co wtedy czynić?

„Kiedy w życiu nasze sieci są puste, nie jest to czas na użalanie się nad sobą, na próżnowanie, na powrót do dawnych zajęć, nie. To jest czas, aby na nowo wyruszyć z Jezusem, znaleźć odwagę, aby zacząć od nowa, aby z Jezusem wypłynąć na głębię.” – zachęca papież Franciszek. Wiara nie jest kwestią wiedzy, lecz miłości. – «Czy kochasz Mnie?» – pyta Jezus ciebie, mnie, którzy mamy puste sieci i tak często boimy się zacząć od nowa; ciebie, mnie i nas wszystkich, którzy nie mamy odwagi zanurzyć się w wodzie i być może straciliśmy entuzjazm. «Czy kochasz Mnie?» – pyta Jezus.”

W czasie jednego z ostatnich rozważań przed południową modlitwą Anioł Pański, papież Franciszek zapraszał do zrobienia przez nas chrześcijan rachunku sumienia z naszego entuzjazmu w głoszeniu Ewangelii. Mówił: „Ewangelia jest jak ogień, ponieważ jest to orędzie, które wdzierając się w historię, wypala dawne stabilizacje życiowe, rzuca nam wyzwanie, by wyjść z indywidualizmu, przezwyciężyć egoizm, przejść z niewoli grzechu i śmierci do nowego życia Jezusa Zmartwychwstałego. Innymi słowy, Ewangelia nie pozostawia rzeczy takimi, jakimi są, ale wzywa do przemiany i zachęca do nawrócenia?” Papież podkreślił, że słowo Jezusa – „Zaprasza nas do ponownego rozpalenia płomienia wiary, aby nie stała się czymś drugorzędnym lub środkiem indywidualnego dobrego samopoczucia, który sprawia, że unikamy wyzwań związanych z życiem i zaangażowaniem w Kościele i społeczeństwie. Wiara, krótko mówiąc, nie jest czymś, co nas usypia, ale ogniem rozpalonym po to, byśmy czuwali i byli aktywni nawet w nocy – mówił Papież Franciszek. – Zadajmy sobie pytanie: czy jestem rozmiłowany w Ewangelii? Czy często ją czytam? Czy noszę ją ze sobą? Czy wiara, którą wyznaję i celebruję, wprowadza mnie w błogi spokój, czy też rozpala we mnie ogień świadectwa? Możemy też zapytać siebie jako Kościół: czy w naszych wspólnotach płonie ogień Ducha, umiłowanie modlitwy i miłosierdzia, radość wiary, czy też wleczemy się w zmęczeniu i nawyku, z przygasłą twarzą i narzekaniem na ustach?”

W tym papieskim zaproszeniu do rachunku sumienia z naszego entuzjazmu wiary, dobra i zapału misyjnego, jest zawarta diagnoza ważna dla nas chrześcijan, a jednocześnie wskazówka, jak odzyskać entuzjazm wiary. Wiara jest darem, jest nim także entuzjazm. Pan udziela tych darów każdemu, kto o nie z ufnością prosi. Prośmy więc i to nie tylko ze względu na siebie.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 3.09.2022

Foto: Mocni w Duchu

 

]]>
Chrystus u Marii i Marty. Medytacja nad obrazem https://jezuici.pl/2022/08/chrystus-u-marii-i-marty-medytacja-nad-obrazem/ Wed, 24 Aug 2022 05:04:20 +0000 https://jezuici.pl/?p=78139 Pamiętam spotkanie z obrazem Henryka Siemiradzkiego „Chrystus u Marii i Marty”(1), tak, jak gdyby to było dziś, chociaż od owej chwili minęło ponad 30 lat. Było to przed południem, nie pamiętam dokładnie jakiego dnia, w Muzeum Narodowym w Warszawie. Przyszedłem, nie szukając niczego szczególnego, zdając się na „przypadek”(2). Obraz wisiał na półpiętrze, zajmował prawie całą […]]]>

Pamiętam spotkanie z obrazem Henryka Siemiradzkiego „Chrystus u Marii i Marty”(1), tak, jak gdyby to było dziś, chociaż od owej chwili minęło ponad 30 lat. Było to przed południem, nie pamiętam dokładnie jakiego dnia, w Muzeum Narodowym w Warszawie. Przyszedłem, nie szukając niczego szczególnego, zdając się na „przypadek”(2). Obraz wisiał na półpiętrze, zajmował prawie całą ścianę. Wymiary, 2 na 3 metry, mówią same za siebie. Obraz zdominowałby każdą przestrzeń w jakiejkolwiek sali tego muzeum, jak Chrystus na obrazie dominuje przestrzeń sceny przedstawiającej fragment z Jego życia. Opowiada ona, o tym, jak to, będąc w drodze, zaszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. (Łk 10.38-40).

Chrystus na obrazie jest gościem w domu Marty i Marii oraz Łazarza, którego miłował, nazywając swoim przyjacielem, a którego tu w tej chwili nie ma, ponieważ jest to czas Jezusa, Marii i Marty.

Aby odkryć myśl Siemiradzkiego, zamkniętą w obrazie, trzeba się zatrzymać. Znaleźć czas dla Jezusa. Trudno było o to w Muzeum, ponieważ obraz zawieszono prawie na klatce schodowej (celowo? Jezus w drodze?), a ludzie nie lubią zatrzymywać się na schodach…

Jezus zatrzymał się u Marii i Marty. Przyjęły go do swego domu. Ewangelie jednoznacznie wskazują, że Jezus miał w swoim życiu trzy główne czasy: czas na działalność ewangelizacyjną, czas na modlitwę i…czas dla przyjaciół. Jezus jest w domu przyjaciół. Wróci tu jeszcze przynajmniej raz, aby nabrać siły przed męką, ale to później. Teraz Jezus jest wśród swoich najbliższych. Jest w relacji z przyjaciółmi. Ma konkretny wpływ na te relacje. Na naszych oczach ewoluują one i dojrzewają.

Obraz jest „otwarty” dla widza jak dom Marii i Marty. Widz, gdy dłuższą chwilę zaprzestanie analizowania, interpretowania, staje się uczestnikiem spotkania. Pozwalając, by obraz przemówił do niego, staje się częścią tego, co jest i co się dzieje. Ogarnia go atmosfera tego domu: przyjazna, ciepła, rozświetlona południowym słońcem i poprzetykana różnokolorowymi cieniami. Trzeba się wyciszyć, by usłyszeć trzepotanie skrzydeł gołębi, płochliwych ptaków, które tu czują się bezpieczne. My też nie mamy się czego bać. Stare, ale ciągle owocujące oliwne drzewa, mówią, że ten dom ma swoją długą historię. Miękki kolorowy dywan, zapach róż, pomieszany z zapachem przygotowanej uczty na stole za plecami Marty i otwarte drzwi domu, zapraszają gościnnie. Co zrobisz drogi Czytelniku? Pozostaniesz w skupieniu. Oddasz się kontemplacji, czy pójdziesz dalej swoją drogą?

Jezu na obrazie, tak jak w biblijnym opisie przemawia. Tłumaczy? Naucza? Jesteśmy zaproszeni, aby się wsłuchać w Jego słowa. Przechodzimy od patrzenia i czucia do słuchania. Po to Jezus czyni się dla nas obecny w tej scenie. Ma coś ważnego do powiedzenia i nam, chociaż rozmawia w tej chwili z Martą, a nie z Marią. Maria słucha.

Marta jest partnerem dialogu dla Jezusa. Jest tym, kim Piotr wśród apostołów. Nie waha się mówić co myśli i jak Piotr wyzna wiarę w Jezusa, ale to później. Oto teraz Marta(3), która uwijała się około rozmaitych posług, stanąwszy przy Nim, rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba [mało albo] tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona. (Łk 10, 41-42)

Na obrazie Maria jest bliżej Jezusa a Marta dalej, pierwsza jest wystrojona świątecznie(4), druga jest w codziennym, roboczym stroju.

Nie ulegajmy jednak złudzeniu, obie są tak samo blisko Jezusa. Są Jego przyjaciółkami, a On ich przyjacielem. Ewangelie mówią jednoznacznie, że Jezus kochał Martę i Marię. Teraz tłumaczy obu, że potrzeba „obrać najlepszą cząstkę”. Cząstkę, nie całość. Nie sama praca, ale też nie sama modlitwa. Potrzebne jest jedno i drugie. Ora et labora. Trzeba przecież nakarmić Jezusa (który jest w drodze z 12 głodnymi mężczyznami), nie wystarczy tylko siedzieć u Jego stóp.

„Najlepsza cząstka” polega na tym, aby wiedzieć, co w danej chwili powinniśmy uczynić: słuchać Jezusa, czy Go zapraszać do stołu. Modlić się czy pracować. Jedno musi być zakorzenione w drugim i towarzyszyć drugiemu. To Jezus musi nam powiedzieć, co w tej chwili jest najważniejsze i co chce, abyśmy wybrali. Powinniśmy pytać Jezusa/rozeznawać, czego On pragnie, co jest dobre dla bliźnich, co jest dobre dla nas. Bardzo istotne jest to „my” i „nas”, nie tylko „ja”. Tam, gdzie jest Jezus, jest wspólnota. Indywidualizm to nie jest chrześcijańska postawa. Siemiradzki doskonale rozumiał ewangeliczne przesłanie Jezusa.

Jezus zdecydowanie poucza swoją przyjaciółkę Martę (trzy razy poufale i z miłością powtarza jej imię) i nas, że słuchanie jest najważniejsze. To jest pierwsza i fundamentalna forma modlitwy. Nawet jeśli spotkamy się z kpiną; z zarzutem, że marnujemy czas; że to może ważne, ale nie teraz, bo są ważniejsze sprawy… Pamiętajmy wtedy, aby bardziej wierzyć Jezusowi niż „światu”.

W owo pamiętne przedpołudnie Siemiradzki nauczył mnie wiele. W życiu człowieka są takie momenty objawienia, gdy coś wiedzieliśmy, ale nie rozumieliśmy do końca. Od tamtego czasu, ilekroć wracam do obrazu „Chrystus u Marii i Marty”, który pozostaje moim ulubionym, zawsze odkrywam coś nowego. Zapisuję to w specjalnym zeszycie przeznaczonym tylko na ten cel. Postanowiłem w rocznicę śmierci wielkiego malarza podzielić się tylko niektórymi z tych przemyśleń. Mam nadzieję Drogi Czytelniku, że pomimo to, będą dla Ciebie zachętą do osobistej medytacji nad słowem i obrazem, które nie wykluczają się, ale wzajemnie oświetlają.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 23.08.2022.

_______________________________

1. „Chrystus w domu Marii i Marty” został namalowany przez Henryka Siemiradzkiego w Rzymie, w 1886 (olej, płótno, 191 cm x 302,5 cm, własność Rosyjskiego Muzeum Narodowego w St. Petersburgu).

2. Przypadki są tylko w gramatyce.

3. Tu widać arcy-mistrzostwo rzemiosła Artysty: cóż za bogactwo materiału, wzorów, stroju; jaki piękny, zapraszający dywan; piękne kwiaty, waza, światło odbijające się i połyskujące w różnych przedmiotach, kolory… Jaka łatwość ukazywania postaci w różnych profilach; dłonie…

4. Imię Marta znaczy „pani”. Marta jest w tej chwili „patronką” tych, którzy upominają przedłożonych.

]]>
120. rocznica śmierci Henryka Siemiradzkiego (1843-1902) https://jezuici.pl/2022/08/120-rocznica-smierci-henryka-siemiradzkiego-1843-1902/ Tue, 23 Aug 2022 07:42:42 +0000 https://jezuici.pl/?p=78126 Henryk Siemiradzki urodził się prawdopodobnie 24.10.1843 w miejscowości Nowobiełogorodzie koło Charkowa, a zmarł 23.08.1902 w Strzałkowie odległym około 40 km od Częstochowy. Został wychowany w kulturze patriotycznej i katolickiej. Rodzice jego byli zaprzyjaźnieni z Mickiewiczami. Studia odbywał na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym Uniwersytetu w Charkowie oraz w Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. Sztuka, a zwłaszcza malarstwo […]]]>

Henryk Siemiradzki urodził się prawdopodobnie 24.10.1843 w miejscowości Nowobiełogorodzie koło Charkowa, a zmarł 23.08.1902 w Strzałkowie odległym około 40 km od Częstochowy. Został wychowany w kulturze patriotycznej i katolickiej. Rodzice jego byli zaprzyjaźnieni z Mickiewiczami. Studia odbywał na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym Uniwersytetu w Charkowie oraz w Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. Sztuka, a zwłaszcza malarstwo było pasją jego życia. Po ukończeniu Akademii wyjechał z zamiarem osiedlenia się we Włoszech, zatrzymując się na krótko w Monachium dla zapoznania się z uznanym w świecie środowiskiem artystycznym. Uważał się za Polaka, ale do Polski przyjeżdżał tylko na wakacje do swojego majątku w Strzałkowie, gdzie spędził ostanie dni życia. Dziś przypada 120 rocznica jego śmierci. Pochowano go na Powązkach, a jakiś czas potem przeniesiono prochy do Krypty Zasłużonych na Skałce (na zdjęciu poniżej, Wikipedia, autor Chepry, CC BY-SA.2.0).

Jest jednym z największych polskich artystów. Jednym z niewielu którzy zostali docenieni jeszcze za życia i którym powiodło się także od strony materialnej. Był członkiem sześciu europejskich akademii. Jego obrazy niejednokrotnie kupowano, zanim jeszcze zostały ukończone. Zdarzało się, że koronowane głowy odwiedzały jego pracownię, aby spotkać Mistrza a tłumy wielbicieli jego talentu stały w kolejce na zewnątrz, aby móc zobaczyć jego najnowszy obraz, zanim stanie się częścią zbiorów jakiegoś mecenasa sztuki. Mówi się, że jego obraz „Pochodnie Nerona” mógł stać się inspiracją dla Sienkiewicza do napisania „Quo vadis?” Siemiradzkiego zalicza się do czołowych przedstawicieli akademizmu (chociaż tak naprawdę nie wiadomo, na czym tak naprawdę a. polega ani jaki ma dokładnie zakres czasowy), dostrzega się jego w jego pracach echa symbolizmu, a są i tacy, którzy w jego palecie kolorystycznej, obecność/obfitość światła dostrzegają cech impresjonizmu. Niezależnie od tego, do jakiej kategorii zakwalifikujemy malarstwo Siemiradzkiego, to nieodmiennie budzi ono zachwyt i szacunek. Ciągle pojawiają się nowe opracowania naukowe poświęcone życiu i twórczości Siemiradzkiego. Ma w tym swój udział także Papieski Instytut Studiów Kościelnych.*

Zaraz po śmierci w 93 numerze włoskiego miesięcznika „Emporium”, odzwierciedlającego aktualne trendy w sztuce włoskiej i światowej, ukazał się nekrolog Siemiradzkiego.** Czytamy w nim między innymi: „Życie Siemiradzkiego, które ledwie dotknęło sześćdziesiątego roku, było naznaczone niezwykle rozległą działalnością artystyczną. Jednak wszystkie jego dzieła można podzielić na dwie szerokie kategorie: starożytność grecko-rzymska i historia starożytnego chrześcijaństwa, zwłaszcza życie Chrystusa. /…/.

Czasami, ale rzadko, poświęcił się także malarstwu rodzajowemu i tematom starożytnej historii słowiańskiej, na przykład w dużym dekoracyjnym obrazie Kremacja ciała rosyjskiego przywódcy z X wieku, wykonanym dla muzeum historycznego w Moskwie. W końcu zauważamy obraz, który nie mieści się w żadnej z wymienionych wyżej kategorii: przedstawia on Chopina przy fortepianie, w domu księcia Antoniego Radziwiłła pośród grupy piętnastu postaci, w tym Alessandro Humboldta; niestety nie wiadomo, gdzie obraz aktualnie się znajduje.

Siemiradzki był malarzem o olśniewającej i brawurowej technice malowania, niemającym trudności w kompozycji. Z drugiej strony nie można zaprzeczyć, że wiele jego obrazów ma w sobie coś choreograficznego, przypominającego kurtyny teatralne i panoramy, to jednak nie przeszkodziło jego nazwisku i sztuce osiągnąć popularność, której nie zdobył żaden inny artysta z jego narodu.

Mówiąc o narodzie: po stronie polskiej kilkakrotnie kierowano zarzut pod adresem Siemiradzkiego o to, że zaniedbał w swoich obrazach, które przyniosły mu tyle sławy w artystycznych stolicach Europy i Ameryki, historię swojego kraju. Przedstawiciele tego poglądu, chcieliby Siemiradzkiego mniej podziwianego przez cywilizowane narody, mniej międzynarodowego, mniej znanego, ale bardziej polskiego w myśli, w słowie, w płótnach. Jak zwykle, także tutaj szowinizm nie zdawał sobie sprawy, że ocenia z punktu widzenia partykularnego kwestię, która nie może być zamknięta w ramach nacjonalistycznych rozważań: w swoim internacjonalizmie zmarły malarz, wystawiając swoje obrazy najpierw za granicą, a nie w kraju, sprawił, że polskie nazwisko odbiło się szerokim echem, o wiele bardziej niż gdyby ograniczył swoją twórczość do gloryfikacji przeszłości Polski”. (Emporium, t. XVI, n.93).

Siemiradzki był czuły na piękno. Nie chciał niczego burzyć swoją sztuką. Pozostał wierny swoim poglądom na rolę i zadania sztuki do końca.

O „jakości” malarstwa Siemiradzkiego i jego talentu każdy musi się przekonać sam. O moim osobistym spotkaniu z Siemiradzkim chciałbym napisać jutro.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 23.08.2022

* Tego samego autora:
https://pisk.jezuici.pl/konferencja-naukowa-i-korpus-dziel-malarskich-henryka-siemiradzkiego/
** Nekrolog po włosku: Emporium, tom XVI, n. 93, ss. 246-247. Dostępny na stronie internetowej: https://emporium.sns.it/galleria/libro.php?volume=XVI&pagina=XVI_093_247.jpg

 

]]>
Ristorante, czyli pokrzepienie https://jezuici.pl/2022/08/ristorante-czyli-pokrzepienie/ Fri, 19 Aug 2022 12:15:12 +0000 https://jezuici.pl/?p=78079 Przechadzając się po włoskich miejscowościach, nie sposób nie zauważyć, jak ważne miejsce zajmują w nich restauracje. Restauracja (ristorante, osteria, trattoria, bar, locanda, pizzeria — to jej różne odmiany) nigdy nie jest dla Włocha, tylko miejscem zaspokajania głodu fizycznego. Jest to miejsce znacznie ważniejsze. „Ristorare” – znaczy „pokrzepiać”. Restauracja to miejsce, gdzie się doznaje pokrzepienia także […]]]>

Przechadzając się po włoskich miejscowościach, nie sposób nie zauważyć, jak ważne miejsce zajmują w nich restauracje. Restauracja (ristorante, osteria, trattoria, bar, locanda, pizzeria — to jej różne odmiany) nigdy nie jest dla Włocha, tylko miejscem zaspokajania głodu fizycznego. Jest to miejsce znacznie ważniejsze.

„Ristorare” – znaczy „pokrzepiać”. Restauracja to miejsce, gdzie się doznaje pokrzepienia także duchowo, moralnie, intelektualnie, kulturowo, sportowo; tu buduje się wspólnotę rodziną, przyjacielską, koleżeńską i towarzyską; tu się zakochuje lub rozstaje; zakłada partię; wymienia informacje, o tym, gdzie można jeszcze lepiej się pokrzepić; tu zdobywa się nowe przepisy kulinarne i wskazówki, o tym, gdzie można zdobyć piękną garderobę, no i oczywiście, tak jak u nas, ponarzekać i poplotkować (co jest sprzeczne z duchem „ristorante”). Gdy Pan Jezus mówi „Przyjdźcie do mnie wszyscy, a ja was pokrzepię”, we włoskim tłumaczeniu pojawia się słowo ristoro — pokrzepię. „Ristorante” ma prawie biblijne, by nie powiedzieć kultyczne znaczenie, w tym jeszcze katolickim kraju, gdzie restauracje pękają w szwach, a kościoły pustoszeją (niestety).

Nie wszyscy przyjezdni rozumieją istotę „ristorante” (sposób życia), doprowadzając rdzennych Włochów do szału (sic!). Na jednej z restauracji zauważyłem napis po angielsku (szczyt frustracji): „We are against war and turist menue” – „Jesteśmy przeciw wojnie i turystycznemu jadłospisowi”, gdzie ostatni człon zdania oznacza: zjeść byle co, byle szybko.

Jesteśmy przeciw wojnie…

Większość restauratorów jest jednak zdania, że należy dać upust swojej frustracji w sposób bardziej poetycki. Oto kilka przykładów.

„Jeśli jesteś na diecie, tracisz tonę czasu; wejdź, usiądź u nas, zjedz coś, a zaraz poczujesz się lepiej”. – głosi napis na trattoria (restauracja prowadzona przez rodzinę, polecam, jeśli jeszcze nadarzy się okazja natrafić na taką typową, ponieważ jest to gatunek ginący). Napis na tablicy ogłoszeń na ścianie innej obwieszcza zdecydowanie: „Człowiek nie żyje samą miłością, potrzeba jeszcze carbonary” (rodzaj spaghetti). Czasem właściciele sięgają po powiedzenia z najmniej spodziewanych stron świata, jak choćby to: „Jedzenie jest jednym z czterech celów życia. Jakie są pozostałe trzy…tego jeszcze nikt nie odkrył” (powiedzenie chińskie).

Nie żyje się samą miłością…

Celebrowanie wspólnoty przy stole, jest jedną z piękniejszych włoskich tradycji (dla wyznawców fastfodów jest to, jak objawienie). My Polacy też mamy wiele może nawet piękniejszych zwyczajów celebrowania wspólnoty, budowania więzi i odpoczynku przy stole, o których, chwaląc obce, nie zapominajmy.

Rodziny zakonne także mają swoje piękne tradycje w tym zakresie. Na przykład u jezuitów, z pokolenia na pokolenie przekazywana jest lista spotkań przy stole, w czasie których należy podawać wino (oczywiście najlepsze). Zaczyna się od Wielkanocy i Bożego Narodzenia, staranie wyliczając konkretne sytuacje, nie zapominając o imieninach przełożonego, dochodzi się do ostatniego punktu, którego, żaden kopista w historii zakonu nie pominął, a brzmi on następująco: „I przy każdej innej godziwej okazji!”. Widać tu zdecydowanie włoskie wpływy, z domieszką hiszpańskich i dużą dozą caritas discreta.

Przeciskając się przez tłum przechodniów i mijając dyskutujących z ożywieniem Włochów (nie ma znaczenia, ile mają lat) słyszały się to samo: niewiele o miłości, mniej o polityce, więcej o sporcie, a najwięcej o tym, co się jadło, gdzie i z kim! Mamma mia!

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 19. 8. 2022

 

]]>
Kontemplacja obrazu: Opłakiwanie zmarłego Chrystusa https://jezuici.pl/2022/04/kontemplacja-obrazu-oplakiwanie-zmarlego-chrystusa/ Sun, 10 Apr 2022 06:02:49 +0000 https://jezuici.pl/?p=75548 Wyjątkowej wartości dzieło Giovanniego Belliniego „Opłakiwanie zmarłego Chrystusa”* stanowiło pierwotnie zwieńczenie nastawy ołtarza w kościele san Francesco w Pesaro. Obraz nie ma tła, większą część powierzchni obrazu wypełnia postać Chrystusa oraz trzy inne postacie: Józef z Arymatei, Nikodem i Maria Magdalena. Są to postacie, które pojawiają się w Ewangeliach, w opowieści o śmierci Jezusa, o […]]]>

Wyjątkowej wartości dzieło Giovanniego Belliniego „Opłakiwanie zmarłego Chrystusa”* stanowiło pierwotnie zwieńczenie nastawy ołtarza w kościele san Francesco w Pesaro.

Obraz nie ma tła, większą część powierzchni obrazu wypełnia postać Chrystusa oraz trzy inne postacie: Józef z Arymatei, Nikodem i Maria Magdalena. Są to postacie, które pojawiają się w Ewangeliach, w opowieści o śmierci Jezusa, o złożeniu ciała z krzyża i o pogrzebie.

Maria z Magdali, jak przekazuje tradycja, była wśród kobiet obecnych przy ukrzyżowaniu, pozostając pod krzyżem aż do śmierci Pana; później, według Ewangelii Jana, była pierwszą, która odkryła, że grób jest pusty i miała widzenie Zmartwychwstałego.

Józef z Arymatei jest przedstawiony w Ewangelii wg. Św. Marka, jako cieszący się uznaniem członek Sanhedrynu, „który również oczekiwał królestwa Bożego” (Mk 15,42-46). Św. Łukasz dodaje, że był „człowiekiem dobrym i sprawiedliwym” (por. Kpł 10, 1-24), który nie zgodził się z wyrokiem, wydanym przez pozostałych członków Sanhedrynu (Łk 23,50-53) w odniesieniu do Chrystusa. Św. Mateusz informuje, że posiadał grób w ogrodzie w pobliżu miejsca ukrzyżowania i że nigdy nie był on używany (Mt 27,52-53; 57-60). Od św. Jana i św. Marka dowiadujemy się, że wraz z Nikodemem, innym członkiem Sanhedrynu, udał się do Piłata i poprosił o ciało Pana, aby je pogrzebać.

Św. Jan podaje, że Nikodem był „głową Żydów” (por. J 3, 1). Stał się uczniem Jezusa podobnie jak Józef z Arymatei, ale potajemnym, ze strachu przed Żydami (por. J 7, 15). Udał się do Jezusa w nocy, pragnąc poznać lepiej Jego naukę (J 3, 1-21). Zorganizował z Józefem pogrzeb Jezusa i przyniósł „mieszankę mirry i aloesu, około stu funtów” (por. J 19,39) tj. równowartość około 30 kg, aby przygotować ciało przed pogrzebem i owinąć je nowym całunem zgodnie ze zwyczajem Żydów (por. J 19, 38-40). Wreszcie pomógł Józefowi pochować Jezusa w nowym grobie wykutym w skale (por. J 19, 39-42). Józef i Nikodem są dwoma uczniami Pana, ale pozostają w ukryciu. Jednak nadszedł czas, kiedy musieli się zdeklarować. Miłość do Mistrza, niesprawiedliwość i przemoc, którą mu zadano oraz wypływający z wiary wymóg grzebania zmarłych, nakaz szczególnie odczuwany przez pobożnego Izraelitę, a także bliskość święta Paschy, sprawiły, że wyszli z ukrycia i przyznali się, kim są. Od tego dnia będą postrzegani przez wszystkich, jako uczniowie Ukrzyżowanego i doświadczą pogardy, która już uderzyła w ich Mistrza. Co więcej, dotknąwszy martwego ciała Pana i krzyża, narzędzia niesławnej śmierci, nie będą mogli spożywać Paschy Żydów. Nie zdają sobie jeszcze z tego sprawy, ale czyn miłosierdzia, który spełnili, jest przygotowaniem do nowej i ostatecznej Paschy, która ich czeka.

Maria z Magdali jest postacią, którą tradycja często myli z siostrą Łazarza i grzeszną kobietą, obmywającą łzami stopy Jezusa, gdy ten zasiada przy stole w domu Szymona faryzeusza (por. Łk 7). W opisach zmartwychwstania według Ewangelii św. Jana odgrywa ona szczególnie istotną rolę. To ona, przybywając do grobu pierwszego dnia po szabacie, zastaje go otwarty i pusty i biegnie, by ogłosić to uczniom. To ona pierwsza zobaczy zmartwychwstałego Jezusa.

Obraz Belliniego ukazuje przygotowanie ciała Jezusa do pogrzebu. Są na nim ukazane trzy postacie ewangeliczne, oddające cześć ciału Zbawiciela przez wykonanie przepisanych obrzędów.
Martwe ciało Pana wygląda tak, jakby właśnie wyszło z kąpieli pogrzebowej; częściowo jest już pokryte nowym całunem, którym wkrótce będzie całkowicie spowite, ukrywając je przed wzrokiem tych, którzy go kochali. Już teraz można w nim zobaczyć coś, co wkrótce się objawi. Ciało Jezusa wydaje się młode, silne. Jego kolor nie jest kolorem śmierć, ale kogoś, kto żyje i jest jakby we śnie. Zniknęły ślady okrutnych tortur. Widoczna jest tylko rana boku, z której nadal wypływa krew i woda, cienka nić krwi wciąż spływa na czoło, przypominając o ukoronowaniu cierniem. W tym akcie odzyskania przez ciało ludzkie ukrytego w nim piękna, ten, kto je kontempluje, jest zaproszony, by dostrzec majestat Tego, Który już zasiada po prawicy Ojca i ma otrzymać królestwo.

Tym, co jest ofiarowane do kontemplacji, jest Ciało Ukochanego z Pieśni nad Pieśni, które Pismo św. opisuje w jego męskim pięknie i w pełni emanującej z niego mocy. Tak mówi Pismo święte: „Miły mój śnieżnobiały i rumiany… kędziory jego włosów jak gałązki palm, czarne jak kruk. Oczy jego jak gołębice nad strumieniami wód. … Jego policzki jak balsamiczne grzędy, dające wzrost wonnym ziołom. Jak lilie wargi jego, kapiące mirrą najprzedniejszą. Ręce jego jak pierścienie ze złota… Tors jego — rzeźba z kości słoniowej, pokryta szafirami. Jego nogi — kolumny z białego marmuru, … Taki jest miły mój, taki jest przyjaciel mój, córki jerozolimskie! (por. Pnp 5, 10-16)”. W obrazie tym jest więc zaproszenie, by zobaczyć Oblubieńca, który jest przygotowywany do nocy poślubnej w wieczór weselny, oraz ofiarę krzyża, która jawi się jako oblubieńcze przymierze Chrystusa z Jego Kościołem, reprezentowanym tutaj przez Marię Magdalenę.

Ciało Jezusa spoczywa na skraju sarkofagu, który ma je przyjąć. Dzięki oryginalnej kompozycji postać przedstawiona jest w trzech czwartych, z tułowiem podtrzymywanym przez Józefa z Arymatei, z wysoko uniesioną głową, lekko odchyloną do tyłu i wspierającą się o ramie Józefa. Postać Chrystusa jest pełna podniosłego majestatu. Grób i całun, który ledwo zakrywa nogi, nawiązują do łoża małżeńskiego.

Przed nim stoi Maria Magdalena, trzymająca jego lewą rękę w akcie namaszczania rany po gwoździu. Maria ma rozpuszczone włosy, są to oznaki żałoby, ale nawiązują także do spotkania w domu Szymona Faryzeusza, gdzie podczas uczty grzesznica umyła stopy Pana i osuszył je włosami oraz do obrazu Oblubienicy, która spotyka Oblubieńca i rozwiązuje swoje włosy. Tutaj Maria z Magdali z delikatnością i kobiecą troską namaszcza rany swego Pana w geście oblubienicy, która troszczy się o swego ukochanego. Maria z Magdali jest, jak powiedzieliśmy wcześniej, ewangelicznym obrazem oblubienicy z Pieśni nad Pieśniami, która spotkała Jezusa Oblubieńca w ogrodzie w Wielkanoc. Ta scena, nawiązująca do namaszczenia w domu Łazarza na dzień pogrzebu, zgodnie z tym, co mówi Jezus (J 12, 1-11) i jest już wstępem do radości paschalnej.

To, co kontemplujemy, to scena, która nieustanie odsyła nas od Pasji do Wielkanocy, od żałoby do radości, ale zawsze tam, gdzie króluje Życie. Cała scena przedstawia w miniaturze wesele, które odbywa się w obecności dwóch świadków, którymi są właśnie Józef z Arymatei i Nikodem, przyjaciele Oblubieńca, którzy mu towarzyszą aż na skraj grobowca, będącego jednocześnie izbą weselną. Obaj mają wyraz twarzy naznaczony opanowanym bólem. Przeważa w tym wszystkim pokój, zwiastun radości, która ich czeka.

Za Marią z Magdali stoi Nikodem; ma surowy, imponujący, a zarazem pokorny wygląd: trzyma naczynie, z którego Magdalena czerpie maść, patrząc ze skupieniem na twarz Pana, jakby chciał odcisnąć jej wygląd w swoich oczach i sercu.

To, co proponuje widzowi obraz, jest zarazem bardzo delikatne, a jednocześnie nie stroni od mocnych i poważnych uczuć, widocznych w spokojnych i wyrażających boleść twarzach dwu uczniów oraz w opuchniętych od płaczu oczach Marii Magdaleny. Prawa ręka Jezusa, spoczywająca na udzie, podobnie jak i lewa trzymana delikatnie rękami Marii, jak również postawa całego ciała z torsem lekko spoczywającym na piersi Józefa, wyrażają niebywała decyzję Pana, by oddać się w ręce swoich stworzeń, przyjmując ich wyrazy oddania, tak jak przyjął bicie i obelgi w czasie męki.

Wreszcie detal, który narzuca się przy pierwszym spojrzeniu: naczynie z maścią trzymane przez Nikodema. Wraz z postawą oraz wyrazem twarzy postaci, ukazuje nam swego rodzaju itinerarium modlitwy: jest tu czuła troska Józefa z Arymatei, zraniona przyjaźń widoczna na twarzy Nikodema oraz namiętna i czuła miłość Marii, która delikatnie trzyma lewą rękę Jezusa-Oblubieńca, prawą zaś namaszcza ranę po gwoździu. Wynika z tego, że naczynie z pachnidłami, kryje w sobie nie tylko drogocenną maść, ale wyobraża serce, w którym rodzą się uczucia i modlitwa. Modlitwa jawi się tu, jako wyznanie miłości do Tego, który oddał swoje życie „za mnie”. Scena emanuje jednocześnie bólem z powodu niesprawiedliwej i gwałtownej śmierci przyjaciela; męską i czułą miłością oraz przywiązaniem, które nie da się od Niego oderwać. To prawdziwy ślub Pana. Świat staje się płodny dzięki wodzie wypływającej z otwartego boku Pana.

Po przeczytaniu tekstu prezentującego dzieło Giovanniego Belliniego spójrzmy jeszcze raz na reprodukcję obrazu. Tam, gdzie się zatrzyma nasze spojrzenie, postarajmy się pozostać, wewnętrznie smakując to, co on w nas wywołał. Kiedy już się nasycimy, zwróćmy się do Pana słowami, które spontanicznie rodzą się w naszym sercu. Kontynuujmy to ćwiczenie ze spokojem w sercu, nasycając się pociechą, jaką z niej czerpiemy. Na koniec dziękujemy Panu za Jego dar.

La Redazione (Messaggio del Cuore di Gesu)
Contemplazione, La Redazione, Messaggio del Cuore di Gesu, Novembre 2017, p. 13-18.

Kontemplacja, Redakcja, Posłaniec Serca Jezusa, Rzym, Listopad 2017, s. 13-18; tłumaczenie z j. włoskiego o. Henryk Droździel SJ

*Compianto su Cristo morto,
Giovanni Bellini (Pala di Pesaro),
1474, olej na desce (107 × 84),
Pinacoteca Vaticana, Citta del Vaticano, Roma.

Źródła
https://m.museivaticani.va/content/museivaticani-mobile/it/collezioni/musei/la-pinacoteca/sala-ix—secolo-xv-xvi/giovanni-bellini–compianto-sul-cristo-morto.html
https://it.wikipedia.org/wiki/Pala_di_Pesaro

 

]]>
Maryja Wyjście Bezpieczeństwa https://jezuici.pl/2022/03/maryja-wyjscie-bezpieczenstwa/ Mon, 07 Mar 2022 15:57:41 +0000 https://jezuici.pl/?p=74632 Zwykłe przesunięcie mebla odsłoniło pustą, białą ścianę w korytarzu, prowadzącym do gabinetów profesorów na trzecim piętrze uczelni, na której wykładam. Ktoś uznał za stosowne umieścić tam obraz z wizerunkiem bardzo bliskim nam jezuitom: kopię obrazu Madonna della Strada, w jej klasycznej wersji, z czasu przed renowacją. Pewnego ranka, kiedy wyszedłem z biura i szedłem korytarzem, […]]]>

Zwykłe przesunięcie mebla odsłoniło pustą, białą ścianę w korytarzu, prowadzącym do gabinetów profesorów na trzecim piętrze uczelni, na której wykładam. Ktoś uznał za stosowne umieścić tam obraz z wizerunkiem bardzo bliskim nam jezuitom: kopię obrazu Madonna della Strada, w jej klasycznej wersji, z czasu przed renowacją. Pewnego ranka, kiedy wyszedłem z biura i szedłem korytarzem, którym przemierzam wiele razy dziennie, podniosłem głowę i zaniemówiłem. Powodem były otwarte drzwi i związana z tym zmiana perspektywy oraz znak przeciwpożarowy z napisem „Wyjście bezpieczeństwa” zawieszony nad drzwiami, a wskazujący wprost… na obraz. Jak pod wpływem olśnienia zacząłem powtarzać w sercu: „Maryja jest prawdziwym wyjściem bezpieczeństwa!”

Jeśli ktoś nie lubi myśleć o Maryi jako o „wyjściu bezpieczeństwa”, proponuję chwilę zastanowić się, podążając za najpiękniejszymi modlitwami, jakie chrześcijańska pobożność formułowała na przestrzeni wieków i odpowiedzieć sobie na pytanie o to, do kogo zwracamy się o uwolnienie nas od „wszelkiego niebezpieczeństwa” w jednej z najstarszych znanych nam modlitw maryjnych? Kim jest Maryja, jeśli nie naszą Królową, do której w najtrudniejszych sytuacjach „uciekamy się, my, dzieci Ewy”?

W najbardziej umiłowanym przez Kościół wschodni hymnie Akatyst nazywa się Maryję łąką, na którą możemy udać się po najpiękniejsze kwiaty; schronieniem dla tych, którzy mają nadzieję; niezawodną dumą wierzących; pogromczynią sofizmatów pogan; bezpieczną łodzią, dla tych, którzy szukają wybawienia z otchłani morza; schronieniem dla żeglarzy; obroną dziewic i tych, którzy zwracają się do Niej; Tą, która zwyciężą wypaczających umysły. We wschodniej liturgii istnieją inne anonimowe hymny, które zwracają się do Maryi, nazywając Ją murem nie do zdobycia oraz twierdzą, w której znajduje schronienie ten, który prosi „przemień ból swojego ludu w radość”. W wielu innych utworach słyszymy wołanie: „Błogosławieni jesteśmy my, którzy mamy Ciebie za naszą obrończynię, ponieważ wstawiasz się za nami dzień i noc”.

W chwili pokusy, której doświadczają nie tylko zakonnicy czy inne osoby konsekrowane, będącej walką toczoną na co dzień przez każdego chrześcijanina, słowami podobnymi do słów Sergiusza z Konstantynopola (VI-VII w.) wzywamy Ją: „Ratuj nas Bramo Zbawienia; ochroń nas Matko Prawdy; pomóż wiernym, którzy Cię czczą, o Niepokalanie Poczęta; zachowaj nas od możliwych, niezliczonych upadków, o Najczystsza; chroń, broń i strzeż tych, którzy w Tobie pokładają nadzieję; uwolnij od wszelkich pokus, tych, którzy do Ciebie się uciekają; połam strzały złych demonów; zgaś żar namiętności płonący w nas biednych i niegodnych śmiertelnikach”.

Na Zachodzie wierni także zwracają się do Maryi, prosząc o obronę. Autor starożytnego tekstu powstałego w Hiszpanii ( VII w.) woła: „O służebnico i Najświętsza Matko Słowa… w głębi swego miłosierdzia przyjmij lud, który się do Ciebie zwraca… a my, którzy chętnie Ci służymy, niech zawsze doświadczamy obrony przez Twoje wstawiennictwo”. Również w Hiszpanii, biskup Idelfons z Toledo, wielki teolog maryjny (VII w.), wyznaje, że „Dzięki Twojej łasce, Dziewico Najświętsza, pęta zostają rozwiązane, długi moje zostają mi darowane, a szkody, które wyrządziłem, naprawione ”.
Zwracamy się do Maryi przede wszystkim dlatego, że dała nam Zbawiciela. Słowami Modesta z Jerozolimy, Patriarchy Świętego Miasta (VI-VII w.), wołamy: „Rodzaj ludzki, rozbity na morzu tego życia, został w Tobie ocalony; przez Ciebie otrzymał dar życia od Tego, który Cię czci w teraźniejszości i będzie wysławiał na wieki wieków”. O tym, przypomina nam również Katechizm Kościoła Katolickiego: „Maryja, ponieważ daje nam Jezusa, swojego Syna, jest Matką Boga i naszą Matką; możemy Jej powierzyć wszystkie nasze zmartwienia i prośby” (n. 2677).

Pobożność ludowa zawsze uciekała się do Maryi w chwilach straszliwej udręki. Gdy doświadczały nas plagi, wojny, oblężenia; ale także trzęsienia ziemi, nieszczęścia: zawsze uciekaliśmy się do Maryi. Według niektórych wstęp do Akatystu mógł być skomponowany w podziękowaniu za uratowanie miasta Konstantynopola podczas jednego z oblężeń, jakiemu zostało poddane: „O Matko Boża, niezwyciężona Opiekunko, my, miasto Twoje, uratowani od strasznych nieszczęść, kierujemy ku Tobie hymn zwycięstwa i dziękczynienia. Ty, która masz niezwyciężoną moc, uwolnij nas od wszelkiego zła, a będziemy wołać do Ciebie: Raduj się Dziewico Oblubienico.”

Maryję wzywamy szczególnie często w chwilach osobistego niebezpieczeństwa: w razie wypadków, niebezpieczeństwa utonięcia, ciężkich porodów, ciężkiej choroby i w innych podobnych sytuacjach. Czym są pokryte wotami ściany licznych sanktuariów maryjnych na naszych ziemiach, jeśli nie pobożnym zapisem ratunku otrzymanego w „niebezpieczeństwie” przez ludzi, na których ustach, pierwsze pojawiające się w trudnych chwilach imię, brzmiało – Maryjo? Czy nie było tak, i czyż nie jest tak nadal, że w chwilach bólu lub strachu, dzieci spontanicznie wołają – „Mamo!”? Czyż nie jest naszą Matką, Niewiasta, którą Jezus dał nam na krzyżu?

Dlatego z wiarą i ufnością możemy zwracać się do Maryi, gdy tylko znajdujemy się w sytuacji krytycznej. Ta wiara jest tak silna, że ktoś — być może wielki czciciel i piewca chwały Maryi, którym był św. Bernard z Clairvaux — używając dostojnych i pięknych formuł modlitwy liturgicznej, ale tu zdrobnionych słodką śmiałością miłości, mógł napisać, zwracając się do Maryi: „Pamiętaj o Najświętsza Maryjo Panno, że nigdy nie słyszano, aby ktokolwiek, kto się do Ciebie uciekał, Twojej opieki błagał, o Twoją pomoc prosił — został opuszczony. Z taką wiarą, o Dziewico Matko dziewic, przychodzę do Ciebie, upadam przed Tobą, ja grzesznik skruszony. O Matko Słowa, nie gardź moimi modlitwami, ale usłysz mnie i wysłuchaj. Amen!”

P. Massimo Pampaloni SJ

Tłumaczenie z j. włoskiego: o. Henryk Droździel SJ

Artykuł o. Massimo Pampaloni SJ pt. „Maria Uscita di Emergenza”, ukazał się w: Il Messaggio del Cuore di Gesu, maggio 2021, pp. 34-35. 

Zdjęcie autorstwa Wolfgang Krzemien z Pexels

]]>
Mt 2,1-12 – Objawienie Pańskie (Trzech Króli) https://jezuici.pl/2022/01/mt-21-12-objawienie-panskie-trzech-kroli/ Thu, 06 Jan 2022 12:22:46 +0000 https://jezuici.pl/?p=73329 Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda1, oto Mędrcy1 ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę2 na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon». Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów […]]]>

Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda1, oto Mędrcy1 ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę2 na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon». Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: «W Betlejem3 judzkim, bo tak napisał Prorok: A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela». Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: «Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon». Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny (Mt  2,1-12).

Zawsze jest jakiś znak, dla każdego, nawet dzisiaj. Często są to małe, stonowane znaki; jeszcze częściej są to ludzie, którzy są epifaniami dobra, żywymi wcieleniami Ewangelii, których oczy i słowa są jak gwiazdy. Człowiek jest gwiazdą: «Idź przez człowieka, a znajdziesz Boga» (św. Augustyn). Ponieważ Bóg nie jest Bogiem ksiąg, ale ciała, w które zstąpił.

Jak możemy nauczyć się czytać znaki, nie stając się uczonymi w Piśmie pod pustym niebem? Izajasz wskazuje nam: „Podnieś głowę i spójrz!” Życie jest ekstazą, wychodzeniem z siebie, patrzeniem w górę; wyjść z małego obwodu krwi do wielkiego kręgu gwiazd, ku Innemu, rozrywając tysiące krat, za którymi Narcyz, który jest we mnie, jest zamknięty i zwiedziony. Otwórz okna domu na wielkie powiewy.

A potem: wyrusz w drogę za gwiazdą, która idzie. Aby znaleźć Chrystusa, trzeba iść, badać, rozwijać żagle, podążać kierując się inteligencją i sercem. Szukać znaczy już w pewnym sensie odnaleźć, ale znaleźć Chrystusa oznacza szukać Go na nowo. „Idąc od początku do początku, do coraz to nowych początków” (Grzegorz z Nyssy). Ale idąc razem, jak Mędrcy: mała wspólnota, samotność już przezwyciężona; jak oni wpatrujący się jednocześnie w głębiny nieba i oczy stworzeń.

I znowu: nie bój się błędów. Potrzeba nieskończonej cierpliwości, aby zacząć od nowa i ponownie badać Słowo i gwiazdę, nie tak jak robi to uczony w Piśmie, ale jak dziecko. A jak patrzy dziecko? Spojrzeniem prostym i pełnym czułości.

Wreszcie: adoruj i dawaj. Najcenniejszym darem, jaki Mędrcy mogą ofiarować, jest ich własna podróż, która trwa prawie dwa lata; największym darem jest ich nieustanne pragnienie. Bóg chce, abyśmy Go pragnęli. Nawet powrót do domu jest nową drogą, ponieważ spotkanie uczyniło cię kimś odmienionym: „Prawdziwym poszukiwaczem Boga są tylko ci, którzy natkną się na gwiazdę, wymieniają kadzidło i złoto ze śmiejącym się sercem dziecka i, próbując nowych dróg, podążają w magicznym prochu pustyni …” (D.M. Montagna).

Tajemnicza lekcja: nie człowiek Krzyża, ani chwalebny Zmartwychwstały, ale po prostu Dzieciątko. Bóg nie tylko jest taki jak my, nie tylko jest Bogiem-z-nami, ale jest małym Bogiem pośród nas!

• Bóg objawia się w Dzieciątku narodzonym w Betlejem: potrzebne są „nowe” oczy. Mędrcy podróżowali, wychodzili, szukali, pragnęli…
• Herod to rodzaj mocy, logiki i mrocznych wątków… nie zwyciężył!. „Inną drogą”… Boże drogi nie są nasze!
• „Inną drogą” … drogi Boże nie są naszymi!

Epifania del Signore, Mt 2,1-12, Il Messagero del Cure di Gesù, gennaio 2022, p. 19
Tłumaczenie z języka włoskiego – o. Henryk Droździel SJ

Ilustracja: Andrea Mantegna (c.1431-1506)

 

]]>
Dante o Bożym Narodzeniu w Boskiej Komedii https://jezuici.pl/2021/12/dante-o-bozym-narodzeniu-w-boskiej-komedii/ Wed, 22 Dec 2021 16:56:12 +0000 https://jezuici.pl/?p=73089 Przed uroczystościami Bożego Narodzenia, na długo przed żywą szopką św. Franciszka z Asyżu, budowano żłobki i szopki dla lepszego przybliżenia sobie okoliczności wcielenia Syna Bożego. Już w 1021 roku, w jednym z dokumentów w Neapolu wspomina się „presepe” (szopkę bożonarodzeniową). Najpierw byli w nich: Jezus, Maryja i Józef. Z czasem pojawili się pasterze i aniołowie. […]]]>

Przed uroczystościami Bożego Narodzenia, na długo przed żywą szopką św. Franciszka z Asyżu, budowano żłobki i szopki dla lepszego przybliżenia sobie okoliczności wcielenia Syna Bożego. Już w 1021 roku, w jednym z dokumentów w Neapolu wspomina się „presepe” (szopkę bożonarodzeniową). Najpierw byli w nich: Jezus, Maryja i Józef. Z czasem pojawili się pasterze i aniołowie. Potem dodano figury osób reprezentujących różne zawody. Figur zaczęło przybywać. Każda z nich (jak w szopkach neapolitańskich) ma swoje miejsce i jakieś ukryte znaczenie związane z tajemnicą Narodzenia Pańskiego. Dodano z czasem także zwierzęta, roślinność, zabudowania (ruiny greckie i rzymskie) i tak dalej. Dzisiaj można w szopkach bożonarodzeniowych spotkać przeróżne postacie np. znanych polityków, piłkarzy. Jak tam trafili i dlaczego?

Tajemnica Wcielenia Syna Bożego była bardzo ważna dla Dante Alighieri. Wspomina o niej w Convivio (IV, V, 3), Monarchii (I, XVI, 2) oraz w Boskiej Komedii. Zatrzymajmy się nad tą ostatnią.

Nie znajdziemy w Boskiej Komedii opisu Bożego Narodzenia*. Jest jednak ukryta w niej, swego rodzaju szopka Dantego. Można ją odtworzyć, zbierając razem rozrzucone po ostatnich dwu księgach (Czyściec i Raj) odniesienia do postaci biblijnych, bez których nie istnieje żadna szanująca się szopka bożonarodzeniowa.

Znajdziemy więc w Boskiej Komedii nawiązania do ubóstwa w jakim dokonało się Boże Narodzenie i hojności Maryi:

„Maryjo!” — wołał leżący na przodzie,
A była w głosie taka rzewna trwoga,
Jako niewiasty wołanie w porodzie.
Głos ciągnął dalej: „Byłaś ty uboga,
Co się widziało po stajence lichej,
Gdzieś powijała Wcielonego Boga” (Czyściec ,XX, w. 19-24.)

Słowa te wypowiada w czyśćcu, w kręgu w którym cierpią chciwi, dusza Hugona Kapeta, stawiając ubóstwo i hojność Maryi, okazaną w grocie betlejemskiej, jako niedościgły przykład. Ten sam duch wspomina św. Mikołaja, biskupa Miry i jego dobry czyn dokonany w ukryciu:

A głos ów znowu sławił dobrotliwość,
Przez którą dziewkom skłonionym na zgubę
Mikołaj dziewczą ocalił poczciwość (Czyściec, XX, w. 31-33).

Święty Mikołaj, biskup, miał według tradycji ofiarować w ukryciu posag trzem siostrom, których ojciec stracił majątek, przez co stanęły w obliczu skrajnej nędzy. Mamy tu do czynienia z autentyczną postacią świętego biskupa Mikołaja, która w świeckiej czy ateistycznej tradycji stanie się Babo Natale lub Dziadkiem Mrozem. Jest w szopce Dantego, a jakże, archanioł Gabriel, zakochany w Maryi, zwiastun Dobrej Nowiny:

Ta sama Miłość, co zeszła poprzednio
Ze słowem: „Witaj, Łask pełna Maryja”,
Teraz swe skrzydła roztoczyła przed nią.
Wtóruje pieśni słodka melodyja
(…)
Kto jest ten anioł, tak czule w źrenice
Patrzący naszej niebieskiej królowej,
Że się zapala od niej jak gromnice?”
Takimi oto znowu pukam słowy
Do wiedzy mędrca, co się w Matce Bożej
Piększy jak w słońcu poseł porankowy.
A on tak do mnie: „Wdzięk i zapał hoży,
Jakie być mogą w duszy i w aniele,
Są w nim — a to nam naszą radość mnoży.
Marii zwiastował zwycięstwa wesele,
Kiedy Syn Boga na się ludzkie złości
Brać raczył, aby odkupić je w ciele. (Raj, XXXXII, 94-97, 103-114)

Kolejne postacie, to aniołowie, śpiewający „Chwała na wysokości Bogu” (Raj, XXVII, 1-12) oraz zdumieni pasterze:

Chwała w niebiesiech Bogu!” — jednogłośnie
Śpiewały chóry, a tak blisko, że mi
Pieśń brzmiała w uszach jasno i donośnie.
139 Staliśmy w miejscu niepewni i niemi,
Jak słyszący je raz pierwszy pasterze;
Aż ustał śpiew ten razem z drżeniem ziemi (Czyściec, XX, w. 127-144).

W wędrówce po Raju, Poeta doświadcza światła niebieskiego, które ogarnęło Pasterzy w chwili zwiastowania nowiny o narodzeniu Mesjasza:

Jak się duch wzroku od słońca migotu
Rozprzęga, po czym przestaje być czuły
Na kształty nawet dużego przedmiotu,
Tak gdy mię żywe jasności osnuły,
Źrenica ślepnie i nic nie dostrzega.
W owych rozłogach bez dna i kopuły (Raj, XXX, 46-51)

Kulminacją, szczytem poetyckich i teologicznych umiejętności Dantego, jest w Boskiej Komedii hymn do Matki Słowa Wcielonego, Matki Bożej, włożony w usta św. Bernarda:

Dziewico Matko, Córo swego Syna,
Korna, a w takiej u aniołów cenie,
Ostojo, w której pokój się poczyna;
Ty uzacniłaś ludzkie przyrodzenie,
Tak że Stworzyciel, zszedłszy z majestatu,
Nie wzgardził wmieszać się między stworzenie.
7 W twym łonie miłość zapłonęła światu,
A nią rozgrzany i wiecznym pokojem
Obronny wyrósł pąk cudnego kwiatu.
Tyś nam jest światła południowym zdrojem,
Ty śmiertelnikom na porze spiekoty
Jesteś nadziei żywiącym napojem.
Pani, tej jesteś mocy i szczodroty,
Że kto chcąc Łaski, do cię nie ucieka,
Taki bez skrzydeł waży się na loty.
A tak jest wielka twoja dla człowieka,
Który cię wzywa, uczynność i dbałość,
Że go ratuje, ani prośby czeka.
W tobie jest zbożność i w tobie wspaniałość,
W tobie dobroci poryw miłosierny,
W tobie wszelaka stworzeń doskonałość. (Raj,XXXIII, 1-21).

Dante, jawi się tu, jako prawdziwy mistyk, świadomy swojej nicości, błagający o dar słowa, pragnący przekazać to co widzi i czuje potomnym, aby i oni doświadczyli miłosierdzia, dobra i piękna Boga:

Ten, co od świata najgłębszej cysterny1
Dotąd, gdzie oczom widne rzeczy wieczne,
Żywota duchów zwiedził kraj niezmierny,
O siły oto błaga dostateczne,
Aby mógł zrzucić kryjącą zasłonę
Tu, gdzie zbawienie znajdzie ostateczne. (Raj, XXXIII, w 22-28).

Ostatecznie wyznaje z pokorą, kontemplując tajemnice Boże:

Przeto zalękłem się i zadumałem (Czyściec, XX,151),

zapraszając i przygotowując czytelnika, aby uczynił to samo.

Potrzebujemy pokory, wiary i daru kontemplacji Dantego, aby zbliżyć się do tajemnicy Bożego Narodzenia i spotkać Nowonarodzonego. Dlatego papież Franciszek dedykował autorowi Boskiej Komedii, dla upamiętnia 700-lecie jego śmierci (+14.9.1321), list apostolski Candor Lucis aeternae (Blask wiecznego Światła), a wiele osób i instytucji na różne sposoby, stara się przybliżyć zainteresowanym jego dorobek, tak jak autor tego opracowania.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 18.12.2021

________________________________________________________

* Świadomie pomijam odniesienia do tajemnicy Zwiastowania w II i III Księdze Boskiej Komedii. Można je znaleźć w następujących miejscach: Raj. IX, 137-38; Czyściec, X, 34-36; Czyściec, XX, 97-98; Raj, XIV, 35-36; Raj, XXIII, 103-105.

Wszystkie cytaty za: Dante Alighieri, Boska Komedia, przekład: Edward Porębowicz, http://biblioteka.kijowski.pl/dante%20alighieri/boska_komedia.pdf

Tego samego Autora na jezuici.pl/blog:
Dante na Wielki Post
Czekając na list papieża Franciszka o Dantem

Przeczytaj także:
o. Wojciech Żmudziński SJ, Papież Franciszek napisał o Dantem list apostolski.

Ilustracja: Domenico Di Michelino, Dante i trzy królestwa (źródło: Wikipedia)

 

]]>
Święty Józef wychodzi z cienia https://jezuici.pl/2021/12/swiety-jozef-wychodzi-z-cienia/ Wed, 08 Dec 2021 18:26:45 +0000 https://jezuici.pl/?p=72836 Dzisiaj, 8 grudnia 2021, w Uroczystość Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny, kończy się Rok św. Józefa, ogłoszony dla całego Kościoła Powszechnego przez papieża Franciszka dokładnie 8 grudnia ubiegłego roku. Jak każde wydarzenie takiej wagi, stało się ono inspiracją do zaangażowania dla Kościołów lokalnych i parafii, wielu instytutów zakonnych, bractw i grup kościelnych oraz poszczególnych osób. […]]]>

Dzisiaj, 8 grudnia 2021, w Uroczystość Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny, kończy się Rok św. Józefa, ogłoszony dla całego Kościoła Powszechnego przez papieża Franciszka dokładnie 8 grudnia ubiegłego roku. Jak każde wydarzenie takiej wagi, stało się ono inspiracją do zaangażowania dla Kościołów lokalnych i parafii, wielu instytutów zakonnych, bractw i grup kościelnych oraz poszczególnych osób. Warto więc pokusić się o podsumowanie tego czasu łaski i poszukać odpowiedzi na pytanie „Co dalej?”

W zamiarze Papieża celem Roku św. Józefa było „wzbudzenie większej miłości dla tego wielkiego Świętego, abyśmy byli zachęceni do modlitwy o jego wstawiennictwo i do naśladowania jego cnót i jego zaangażowania”.

W tym stwierdzeniu, zaczerpniętym z Patris corde, są obecne trzy ważne elementy: poznanie, pobożność i przykład.

Papież mówi o większej miłości, ale nie można miłować kogoś, kogo się nie zna. Im bardziej kogoś poznajemy, tym bardziej go kochamy i odwrotnie. List papieża Franciszka stał się okazją do głębszego poznania św. Józefa w wielu nowych wymiarach. Autorom konferencji, wykładów, książek, artykułów, przedstawień teatralnych, filmów, pieśni, obrazów, rzeźb itd. przyświecało podobne pragnienie – ukazać nieznane lub pogłębić znane już cnoty charakteryzujące św. Józefa. Nie cechy, ale właśnie cnoty. Cechy osobowości się ma, ale cnoty się nabywa, zwłaszcza te moralne. Nie wiemy, jak wyglądał św. Józef. Wiemy za to, jak czuł, myślał, jaką miał wrażliwość, a przede wszystkim, jakimi wartościami żył. Skąd to wiemy? Z kontemplacji osoby Jezusa Chrystusa. Nikt tak głęboko nie pisze na sercu dziecka jak jego matka i ojciec. A Jezus wychowywany był…przez Józefa i Maryję. W kulturze, w której się wychował św. Józef, to ojciec odpowiadał za wprowadzenie syna, „po odstawieniu go od piersi” matki, w świat relacji z kobietami i mężczyznami, w świat relacji społecznych i ekonomicznych, w świat polityki i kultury, wiary i moralności, w to wszystko, co nazywa się życiem codziennym. Gdy słuchamy dorosłego Jezusa, w Jego słowach i postawach, jest obecne to, co przejął od św. Józefa, nie tylko od Maryi. Tu dotykamy ważnego dla Papieża słowa – pobożność. Prawdziwa pobożność świetojózefowa, prawdziwe nabożeństwo do św. Józefa, ma dwa nierozerwalne elementy: miłość do Jezusa i miłość do Maryi. Jeśli któregoś z tych elementów zabraknie, to będzie to pobożność, ale na pewno nie na wzór św. Józefa i nie taka, która mu się spodoba. W centrum życia św. Józefa był Jezus i była Maryja. Św. Józef pragnie, aby i w naszym życiu było podobnie. W tym tkwi istota Roku Świętego Józefa i zadanie na przyszłość.

Papież Franciszek wskazuje na św. Józefa, jako na wzór i drogowskaz, ale nade wszystko, jako na „człowieka codziennej obecności, dyskretnej i ukrytej, orędownika, pomocnika i przewodnika w chwilach trudnych”. Św. Józef z woli Bożej nadal realizuje swoje powołanie, strzeże Jezusowego kościoła, czyli nas i Jezusa w naszych sercach. Rok Świętego Józefa o tym nam przypomina i o tym zapewnia.

Kontemplując św. Józefa, papież skierował do nas „wezwanie do odkrycia na nowo wartości, znaczenia i konieczności pracy, aby dać początek nowej »normalności«, w której nikt nie byłby wykluczony”. Ta „nowa normalność”, tak proroczo dostrzeżona rok temu przez papieża Franciszka w Liście Apostolskim Patris corde (6) tworzy się na naszych oczach. I powiedzmy sobie szczerze: jak dotąd, nikt nie znalazł jeszcze genialnego, odpowiedniego dla wszystkich rozwiązania. Takie bowiem nie istnieje. Trzeba szukać rozwiązań w zmieniających się warunkach i nie ustawać. Papież, o tym wiedział. Jak każdy, tak i on musiał ich szukać, rozeznawać, podejmować decyzje. W tym procesie wzywał, jak sam mówi, „z potrzeby serca”, św. Józefa, który nie otrzymywał gotowych rozwiązań, ale uczył się słuchać, rozeznawać, znajdować wolę Boga w swoim życiu i podejmować decyzje w posłuszeństwie i dlatego jest dla nas przykładem oraz wsparciem, także w tym procesie.
Rok Świętego Józefa, to czas, gdy imię św. Józefa zostało na stałe wpisane do wszystkich modlitw Eucharystycznych. Odtąd, tego człowieka, który nie tylko jest przykładem „ofiary” z siebie, ale przede wszystkim „daru z siebie”, nikt nie odłączy od Jezusa i Maryi.

Rok Świętego Józefa dziś się skończył i chociaż to czas na podsumowania, to one niczego nie kończą, ponieważ tak naprawdę, dopiero teraz św. Józef wychodzi z cienia.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 8.12.2021

Witaj, opiekunie Odkupiciela,
i oblubieńcze Maryi Dziewicy.
Tobie Bóg powierzył swojego Syna;
Tobie zaufała Maryja;
z Tobą Chrystus stał się człowiekiem.
O święty Józefie, okaż się ojcem także i nam,
i prowadź nas na drodze życia.
Wyjednaj nam łaskę, miłosierdzie i odwagę,
i broń nas od wszelkiego zła. Amen.*

*Modlitwa papieża Franciszka do św. Józefa z Listu Apostolskiego Patris Corde.

 

]]>
Jan Berchmans: niezwykły zwykły jezuita https://jezuici.pl/2021/12/jan-berchmans-niezwykly-zwykly-jezuita/ Wed, 01 Dec 2021 09:14:16 +0000 https://jezuici.pl/?p=72577 Drogi czytelniku, zanim zapoznasz się z modlitwą do św. Jana Berchmansa, pozwól, że przybliżę Ci bardzo krótko jego duchową sylwetkę. W stworzeniu jej bardzo mi pomógł wykład mojego współbrata o. Emilio Gonzalez Magaña, SJ pt. „Jan Berchmans, “wielki w małych rzeczach”. Punktem wyjścia, a jednocześnie centrum duchowego obrazu Jana Berchmansa jest dla mnie pytanie o […]]]>

Drogi czytelniku, zanim zapoznasz się z modlitwą do św. Jana Berchmansa, pozwól, że przybliżę Ci bardzo krótko jego duchową sylwetkę. W stworzeniu jej bardzo mi pomógł wykład mojego współbrata o. Emilio Gonzalez Magaña, SJ pt. „Jan Berchmans, “wielki w małych rzeczach”.

Punktem wyjścia, a jednocześnie centrum duchowego obrazu Jana Berchmansa jest dla mnie pytanie o to, czym sobie zasłużył młody 21-letni jezuita, student, będący w okresie formacji, na miano świętego i to w tak krótkim czasie?

Oto kilka odpowiedzi na pytanie, w czym tkwi tajemnica jego świętości?

Po pierwsze, ujawnia się ona w sposobie nabywania cnót chrześcijańskich. Jan Berchmans był przekonany, że świętość jest najważniejszym powołaniem każdego, a zwłaszcza zakonnika. W tej perspektywie zachowywanie przykazań, reguł zakonnych, programu studiów i rytmu dnia nie wynikało u niego z przymusu czy lęku, ale wypływało z głębokiego przekonania, iż są mu dane, na tym etapie życia, do wzrostu na drodze do świętości. (Czy to nie brzmi współcześnie i znajomo?)

Następnie, w tym, że świętość była dla niego świadomym wyborem. Wyborem, a nie jakimś nieuchwytnym pragnieniem czy marzeniem. Dla Jana droga do świętości wiązała się z poznaniem Jezusa Chrystusa i naśladowaniem Go. Nie z imitowaniem, ale właśnie z naśladowaniem. Starał się więc o nabycie takich cnót i cech, jakie widział u Jezusa. Pragnął, aby On mógł działać przez jego osobę i czyny. Nie wstydził się o tym mówić. Nie wstydził się swojego wyboru. To sprawiało, że unikał wszystkiego i odrzucał wszystko, co mu na drodze świętości przeszkadzało. „Nie powinienem tego robić i nie zrobię tego”, to słowa, które umiał stanowczo powiedzieć i wytrwać w swoich postanowieniach, pomimo że „opinia publiczna” skłaniała się w inną stronę. Narażał się poprzez to na niezrozumienie, złośliwości, a nawet wrogość. (Czy ktoś w jego wieku potrafi dziś zdecydowanie powiedzieć „nie”, trwając przy swoich wyborach?)

Jak na swój młody wiek i wykształcenie (ukończył nowicjat i kurs filozofii) miał zdumiewająco dojrzałe spojrzenie na wartość modlitwy, sakramentów, a zwłaszcza Eucharystii oraz posłuszeństwa. Uważał, że bez modlitwy i Eucharystii nikt nie utrzyma się na drodze swego powołania i rozwoju, do którego zaprasza go Pan. (Czy to nie brzmi znajomo w dzisiejszych opiniach o odejściach z zakonu i kapłaństwa?)

Kochał Kościół, jaki znał. Widział i słyszał o jego słabościach, a nawet grzechach, ale nie wahał się ani przez chwilę, że trzeba kochać Kościół tu i teraz, taki jaki jest, a nie wyimaginowany, ponieważ ten właśnie Kościół kocha Chrystus. To dotyczyło także aktualnego papieża i obecnych przełożonych. („Kochać Kościół”. – Czy słyszał ktoś ostatnio takie słowa z ust młodego człowieka?)

Doskonale rozumiał potrzebę łączenia działania i kontemplacji w działalności misyjnej, do której się przygotowywał z entuzjazmem. (Entuzjazm, entuzjazm apostolski, misyjny … potrzebujemy go dzisiaj dużo w naszych wspólnotach!)

Był przekonany, że droga do świętości, do duchowej dojrzałości w Panu, nie istnieje bez cierpienia i modlitwy. Przyjmowanie cierpień, umartwień nie było czymś dodanym do jego życia, ale pokarmem w walce z największym wrogiem człowieka – z pychą. Nigdy nie walczył z innymi, tylko ze sobą, ze starym człowiekiem, który jest w nas i stale pragnie się odrodzić, jak powie św. Paweł. (Ofiara, wyrzeczenie…to nie są modne słowa, także i dziś, ale bez nich, stwierdza to nawet współczesna psychologia, nie ma wzrostu!)

Wyróżniał się pokorną, szczerą i żarliwą miłością do bliźnich, zwłaszcza współbraci i ubogich. Był prawdziwym „człowiekiem dla innych” w duchu służby, jak to rozumiał św. Ignacy Loyola. (Kochać i służyć…te słowa pojawiły się ponad 400 lat temu i nadal są aktualne!)

Wspólnota dla niego była „największym umartwieniem”, ale rozumiał dobrze, że to właśnie ona uczyła go pokory i była drogą do świętości. Cenił ją bardzo. Był zdania, że świętość zdobywa się tylko we wspólnocie. Szukał duchowych kierowników we wspólnocie i osobistych przykładów świętości. Św. Stanisław Kostka i św. Alojzy Gonzaga byli, oprócz innych, jego punktami odniesienia. Jednak od wczesnych lat młodzieńczych najważniejszą osobą wśród nich była Matka Boża. Był pewien, że ponieważ złożył w jej ręce swoje życie i powołanie, to jest ono i zawsze będzie bezpieczne. (Wspólnota osób nie zgromadzenie osobników! Jakie to współczesne!)

Z całym zapałem oddawał się studiom i bardzo cenił swoich profesorów. Był zdania, że jako jezuita musi być bardzo dobrze przygotowany, aby być doskonałym narzędziem apostolskim w rękach Zakonu, a z Zakonem, stać się użytecznym dla Kościoła. Nie był obdarzony nadzwyczajnymi uzdolnieniami, ale dzięki wytrwałej pracy zawsze zaliczano go do grona najlepszych studentów. (Wytrwać! Lekcja do odrobienia i nauczenia!)

Miał duże poczucie humoru i zawsze chodził uśmiechnięty. (Święci uśmiechnięci!)

Na próżno szukalibyśmy cudownych wydarzeń czy mistycznych objawień w życiu św. Jana Berchmansa. Jego życie było naznaczone zwyczajnością i rutyną codziennego życia w dwustu osobowej wspólnocie jezuickiej i prawie dwutysięcznej wspólnocie studentów Collegium Romanum.

Współczesnych ludzi zwyczajność napawa lękiem, nazywają ją okrutną, brutalną, a nawet piekłem. Postrzegają ją jako ciężar i stratę czasu. Święty Jan Berchmans uczy nas, że trzeba ją cenić, smakować, zatroszczyć się o każdą jej chwilę, nadając jej znaczenie i wartość poprzez miłość służebną i roztropną. Był wielki w małych rzeczach. (Świętość rodzi się i rozwija w glebie codzienności).

Święty Jan Berchmans jest przykładem zwykłego jezuity, który pozostawił po sobie, w historii i w sercach równie „zwykłych” ludzi, niezatarty ślad. W chwili, gdy zabrzmiał dzwon informujący o jego śmierci, współbracia byli pewni, że umarł święty. Rzymianie na wieść o jego odejściu do Pana, przybyli tłumnie, aby oddać mu hołd i zdobyć relikwie. Został kanonizowany, „santo subito”, zanim wyniesiono go oficjalnie na ołtarze. Rektor Kolegium nakazał zamknąć kaplicę, w której spoczywało jego ciało z obawy, do czego mogą doprowadzić okazywane mu objawy czci. I jeszcze większy cud. Jego brat wstąpił do jezuitów, a ojciec został kapłanem diecezjalnym.

Bardzo liczne instytucje na świecie, mające na celu formację młodzieży, zwłaszcza szkoły, wybrały sobie św. Jana Berchmansa za swego patrona. Był on i nadal jest inspiracją dla wychowanków i wychowawców wkraczających na drogę do pełni dojrzałości i szczęścia, czyli do świętości.

Święty Jan Berchmans, zakonnik, jezuita, którego 400 lecie śmierci obchodzimy, to zdumiewająco współczesny święty.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 29.11.2021

MODLITWA JUBILEUSZOWA DO ŚW. JANA BERCHMANSA SJ, PATRONA LITIRGICZNEJ SŁUŻBY OŁTARZA I STUDENTÓW*

Odwieczny Panie wszystkich rzeczy, za wstawiennictwem św. Jana Berchmansa powierzamy Ci nasze życie, życie młodzieży w okresie formacji, a zwłaszcza życie studentów i ich nauczycieli oraz tych, którzy wielkodusznie poświęcają się w Kościele i w świecie ukazywaniu radości i nadziei, które od Ciebie pochodzą. Amen.

* Autorem modlitwy z okazji 400-lecia śmierci św. J. Berchmansa SJ jest rektor kościoła św. Ignacego Loyoli w Rzymie o. Vincenzo D’Adamo SJ. Tłumaczenie: o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 26.11.2021.

Kalendarium życia św. Jana Berchmansa SJ

1599 – Urodził się w Diest, Flandria, Belgia, 12 marca, najstarszy z pięciorga dzieci
1608 – Przebywa u kanonika Emmericka, który zorganizował małą szkołę z internatem dla chłopców aspirujących do kapłaństwa i rozpoczął naukę w miejscowej szkole.
1612 Choroba matki pogarsza się. Trudności ekonomiczne rodziny (ojciec jest szewcem i garbarzem skór) powiększają się.
1613 – Jan przenosi się do Malines. Rozpoczyna służbę u kanonika Froymont i zaczyna uczęszczać na kursy w niższym seminarium.
1615 – Zostaje przyjęty do nowo otwartego kolegium jezuitów (jezuici są w Belgii jest od 1542 roku). Wstępuje do Sodalicji Mariańskiej, obecnie istniejące, jako Wspólnota Życia Chrześcijańskiego.
1616 – Wstępuje do nowicjatu jezuitów.
1617 – Umiera jego matka.
1618 We wrześniu składa swoje pierwsze śluby, jako scholastyk (jezuita w formacji ku kapłaństwu) i zostaje wysłany do Antwerpii, aby na studia filozofii.
1618 – Jego ojciec również postanawia zostać kapłanem diecezjalnym.
1618 – W październiku opuszcza Antwerpię, ponieważ został wysłany do Rzymu, do Kolegium Rzymskiego. Przybywa tam 31 grudnia wraz z towarzyszem, po bardzo długiej pieszej pielgrzymce, niosąc bardzo skromny dobytek (w sumie 1450 km,, droga przez Paryż, Lyon, Parmę, Bolonię i Loreto).
1621 – Kończy studia filozoficzne 19 marca. Został wyznaczony do publicznej obrony filozofii, jako nauki. Na początku czerwca reprezentuje Kolegium Rzymskie w debacie filozoficznej w Kolegium Greckim. Były to wymagające zobowiązania, które podjął z wielką hojnością i poświęceniem. Wszystkie zakończone spektakularnym sukcesem. Pojawiły się pierwsze objawy choroby, konsekwencje epidemii duru brzusznego. To doprowadziła do jego śmierci 13 sierpnia.
1865 – Ogłoszony błogosławionym przez Piusa IX
1888 – Kanonizowany przez Leona XIII.
1926 – Pius XI ogłosił go patronem młodzieży studenckiej.

Ilustracja: Ignasi Flores, Jan Berchmans na modlitwie

 

]]>
Święty Ignacy Loyola i doświadczenie Boga https://jezuici.pl/2021/07/swiety-ignacy-loyola-i-doswiadczenie-boga/ Sat, 31 Jul 2021 21:08:08 +0000 https://jezuici.pl/?p=69816 Tekst do medytacji: Łk 14.25-33 Nie tylko święci, ale wszyscy chrześcijanie, to mężczyźni i kobiety, którzy mają doświadczenie Pana Boga. Spróbujmy zrozumieć, co „własnego” wnosi w tym względzie doświadczenie św. Ignacego Loyoli. A zarazem co w tym doświadczeniu jest takiego, że wierzył, iż wszyscy mogą mieć w nim udział zwłaszcza poprzez dar Ćwiczeń Duchowych. Nie […]]]>

Tekst do medytacji: Łk 14.25-33

Nie tylko święci, ale wszyscy chrześcijanie, to mężczyźni i kobiety, którzy mają doświadczenie Pana Boga. Spróbujmy zrozumieć, co „własnego” wnosi w tym względzie doświadczenie św. Ignacego Loyoli. A zarazem co w tym doświadczeniu jest takiego, że wierzył, iż wszyscy mogą mieć w nim udział zwłaszcza poprzez dar Ćwiczeń Duchowych.

Nie ograniczając propozycji Ćwiczeń tylko do chrześcijan, Ignacy proponuje je wszystkim tym, którzy poważnie i osobiście chcą je odprawić, nie wykluczając nikogo. Związane z tym doświadczenie nie jest zarezerwowane dla jakichś szczególnych stanów życia. Ignacy opracował je, będąc laikiem bez specjalnego wykształcenia, dlatego uznał, że to, co Pan mu przekazał, może być dostępne dla wszystkich i powinno być udostępnione wszystkim braciom i siostrom we wierze. Czym zatem jest doświadczenie Boga w ujęciu Ignacego?

Ignacy doświadcza Boga przede wszystkim w swej wolności. Jest to doświadczenie narzucające się, natychmiastowe. Jest to nagie doświadczenie żywego Boga, bezpośrednie, bez pośredników, Karl Rahner nazywa je „niezobiektywizowanym”, to znaczy, niezapośredniczone poprzez nazwy, słowa czy pojęcia o Bogu.

W bardzo prostych słowach, ale z pewnością nie mniej treściwych, sam Ignacy, mówiąc o czasach Manresy, opowiada w trzeciej osobie: „W tym czasie Bóg obchodził się z nim podobnie jak nauczyciel w szkole z dzieckiem i pouczał go. Działo się tak zapewne z powodu tego, że umysł jego był jeszcze zbyt prosty i niewyrobiony, albo może dlatego, że nie miał nikogo, kto by go pouczył, a może też i dlatego, że otrzymał od Boga zdecydowaną wolę służenia mu: w każdym razie było jasne i zawsze tak sądził, że Bóg traktował go w ten właśnie sposób.” (Autobiografia, 27)

Jedną z cech, która charakteryzowała życie świętego Ignacego, było dzianie połączone z modlitwą. Po nawróceniu zrodziła się w nim myśl o wstąpieniu do kartuzów, aby wszyscy zapomnieli o nim i by móc poświęcić się w samotności pokucie i modlitwie. Sytuacje, w których się znajdzie, okoliczności i ciągłe poszukiwanie woli Bożej, sprawią, że zrozumie, że Bóg chce od niego czegoś innego. Ignacy był człowiekiem zawsze poszukującym, oddanym działaniu, będącemu realizacją wielkich planów Boga. Jednakże, w działaniu nigdy nie może brakować modlitwy i kontemplacji. Samo dzieło musi stać się modlitwą, a człowiek musi być w stanie umieć dostrzec Boga we wszystkim.

Tekst rozważania za: Il Messagero del Cuore di Gesu, luglio-agosto 2021, p. 28-29
Tytuł od Tłumacza.
Tłumaczenie z włoskiego. o. Henryk Droździel SJ

Ilustracja: Przemysław Wysogląd SJ (fragment)

 

]]>
Wakacyjny odpoczynek – część III https://jezuici.pl/2021/06/wakacyjny-odpoczynek-czesc-iii/ Mon, 14 Jun 2021 16:33:11 +0000 https://jezuici.pl/?p=68565 Fragment artykułu „Wakacyjny odpoczynek” z Drogi Miłosierdzia, 7-8/2018. Nieznacznie zmieniony. Czas dla przyjaciół Przyjaźń jest najpiękniejszą z miłości. Wakacje stwarzają okazje do poznania zupełnie nowych osób, co może zapoczątkować znajomości, które przemienią się w przyjaźń. Jeśli masz przyjaciół, to wakacje mogą być doskonałym czasem do cieszenia się nimi i z nimi. Warto podjąć wysiłek, by […]]]>

Fragment artykułu „Wakacyjny odpoczynek” z Drogi Miłosierdzia, 7-8/2018. Nieznacznie zmieniony.

Czas dla przyjaciół

Przyjaźń jest najpiękniejszą z miłości. Wakacje stwarzają okazje do poznania zupełnie nowych osób, co może zapoczątkować znajomości, które przemienią się w przyjaźń.

Jeśli masz przyjaciół, to wakacje mogą być doskonałym czasem do cieszenia się nimi i z nimi. Warto podjąć wysiłek, by odwiedzić przyjaciół, może zaprosić ich do siebie na grilla, zbieranie malin lub partyjkę brydża na otwartej przestrzeni. A może zaproponować wyjazd razem na rekolekcje. Na pewno nie będzie to stratą czasu.

Klimat wypoczynku wakacyjnego to doskonała okazja, by odkurzyć stare znajomości, zaniedbane z powodu natłoku zajęć, odległości, braku czasu. Przyjaźń prawdziwa nie ginie, ale rdzewieje i wymaga odnowienia przez bycie razem. Jeśli masz przyjaciół, troszcz się o nich.

Pierwszymi przyjaciółmi dla nas powinna być najbliższa rodzina: żona, mąż, dzieci, kuzyni. Może z racji od nas niezależnych nie da się zorganizować spotkania najbliższych z udziałem rodziców, rodzeństwa z ich dziećmi, a nawet dalszych krewnych, zróbmy więc to, co jest możliwe. Bycie razem, bez pośpiechu, dzielenie się tym, co się wydarzyło, zobaczenie jak się pięknie starzejemy i jak dzieci rosną – to wszystko buduje i wzmacnia więzi. A człowiek to przecież, choć nie tylko – relacje. Takie momenty, nawet nudzenia się razem, sprawiają, że chce się żyć. Są wodą utlenioną na zarazki samotności. Gdy są podziały i nie ma zgody, takie okazje stwarzają możliwość wyjścia z sobie, popychają do pojednania. Nie czekajmy na jakieś „powrót do normalności”.

Braterska solidarność

Życie nie jest tylko pasmem świętowania i sukcesów. Często nas rani. Inni nas ranią. Ciało niedomaga. Zdarzają się trudne sytuacje, na które nie mamy wpływu. Tracimy pracę, czasem kogoś bliskiego. Coronovirus wyraźnie nam unaocznił, jak ważna jest współczująca, życzliwa obecność przyjaciół.

Wakacje to czas, by okazać się przyjacielem dla tych, którzy przyjaźni, nas, teraz, bardzo potrzebują. Może warto wpaść na dłużej do rodziców, których dawno się nie widziało, krewnych, których dawno nie spotkaliśmy, odwiedzić chorych kolegów, jeśli to możliwe.

Może z jakąś intencją wyruszyć na pielgrzymkę do ulubionego sanktuarium. Może zadzwonić i posłuchać kogoś, kto wiemy, że potrzebuje się wygadać, być wysłuchanym.

Wiele wiarygodnych organizacji stwarza możliwość włączenia się w dzieła na rzecz potrzebujących w charakterze woluntariuszy. Doskonałe doświadczenie dla młodych i nie tylko.

Jezuici i inne zakony proponują w wakacje wiele ciekawych inicjatyw (informacje na stronach internetowych). Sytuacja epidemiologiczna nie powinna ograniczać, ale raczej inspirować naszą wyobraźnię w tym względzie.

Niech wakacyjny czas będzie tym wszystkim, czego potrzebujemy, by potem, z entuzjazmem „kochać i służyć we wszystkim” (św. Ignacy).

 

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 19.6.2021

Photo by Helena Lopes from Pexels

 

]]>
Wakacyjny odpoczynek – część II https://jezuici.pl/2021/06/wakacyjny-odpoczynek-czesc-ii/ Sun, 13 Jun 2021 16:25:57 +0000 https://jezuici.pl/?p=68562 Fragment artykułu „Wakacyjny odpoczynek” z Drogi Miłosierdzia, 7-8/2018. Tu został nieznacznie zmieniony. Przykład świętych Trzeba uczyć się wypoczywać czyli tak zaplanować czas, aby ciało, duch i dusza znalazły to co je karmi i pozwala odnaleźć wzajemną harmonię. Pomocą jest niewątpliwie oderwanie się od rutyny codziennej pracy, zmiana klimatu, miejsca, czasem osób. Nikt jednak naprawdę nie […]]]>

Fragment artykułu „Wakacyjny odpoczynek” z Drogi Miłosierdzia, 7-8/2018. Tu został nieznacznie zmieniony.

Przykład świętych

Trzeba uczyć się wypoczywać czyli tak zaplanować czas, aby ciało, duch i dusza znalazły to co je karmi i pozwala odnaleźć wzajemną harmonię. Pomocą jest niewątpliwie oderwanie się od rutyny codziennej pracy, zmiana klimatu, miejsca, czasem osób.

Nikt jednak naprawdę nie jest wypoczęty i szczęśliwy, gdy jego duch jest zmęczony i cierpiący. Gdybyśmy w tym czasie więcej się modlili (a małżeństwa np. razem pojechały na trzydniowe czy dłuższe rekolekcje) kolejki do poradni i gabinetów lekarskich byłyby znacznie krótsze.

Św. Jan Paweł II jako kapłan, potem biskup i papież pokazuje nam, że trzeba łączyć umiejętnie pracę, modlitwę i odpoczynek. Co więcej pokazuje, że jest to możliwe. Nikt nie może powiedzieć, że nie był to zajęty i zapracowany człowiek. Dlaczego nie naśladować jego postaw także w odniesieniu do organizacji czasu, odpoczynku. „Społeczeństwo, w którym tempo codziennego życia wzrasta ponad wszelką miarę, musi na nowo odkryć wartość odpoczynku, uważając jednak, aby nie przekształcić go — pod wpływem swoistego hedonizmu — w »odpoczynek od wartości«.” – twierdził Jan Paweł II.

Ten sam papież uważał, że „prawdziwy wakacyjny odpoczynek polega na tym, że uwalniając od zwykłych codziennych obowiązków pozwala na nowo odkryć wartości, które zazwyczaj zaniedbujemy, takie jak kontakt z naturą, radość przyjaźni, bezinteresowna solidarność. Przede wszystkim zaś wakacje powinny być czasem, w którym można poświęcić więcej uwagi życiu duchowemu, medytacji i modlitwie.” Pójdźmy za wskazówkami papieża Polaka.

Poznać naturę

Każdy ma swój własny pomysł na obcowanie z naturą. Jedni uwielbiają spacery, rajdy, biwaki, spływy kajakowe, kąpiele lub bycie na plaży, jazdę rowerem. Ile osób tyle pomysłów i dobrze. Jedno jest pewne, nie wystarczy być na łonie natury. Trzeba ją kontemplować. Po to mamy oczy i rozum, by patrzeć i widzieć. Świat przyrody odsyła nas bowiem do jego stwórcy. Piękno, którym promieniuje nie tylko napełnia nas radością, ożywia ducha ale odsyła do piękna niestworzonego. Do Boga. Bez Niego nasze serce zawsze będzie niespokojne, niezależnie od tego czy się zaszczepimy.

Może warto wstać bardzo wcześnie rano, wziąć aparat i pójść na spacer na pola, łąki, pod las (znam takie osoby!). Obiektyw aparatu pozwala się skupić i zachwycić tym co tu i teraz, dostrzec piękno, które przemija.
Wakacyjny odpoczynek może być okazją do pójścia za ukrytym pragnieniem. Może warto wziąć kredki i ołówek, może akwarele lub farby olejne i pójść w plener.

Każdy ma zdolność do kontemplacji. Jedni większą, inni mniejszą. Nie mówimy tu o kontemplacji nadprzyrodzonej, wlanej, ale o tej dostępnej dla każdego, nabytej. Można i trzeba ją ćwiczyć. Oto prosty sposób. Stańmy np. na ścieżce w ogrodzie, lub przed jakimś pięknym widokiem i spojrzyjmy przed siebie. Teraz zamknijmy oczy i wyliczmy w pamięci to co widzieliśmy, element po elemencie. Ile zapamiętaliśmy z tego na co patrzyliśmy? A teraz otwórzmy oczy. Popatrzmy. Znowu zamknijmy oczy. Policzmy rzeczy, które spostrzegliśmy tym razem… Po kilkunastu minutach takiego ćwiczenia będziemy zdumieni, jak wiele jest piękna wokoło nas a my tego nie dostrzegaliśmy (gdyż nie umiałeś patrzeć). Co to będzie gdy tak będziemy „ćwiczyć” przez dłuższy czas.

Może warto wziąć Pismo św. i przeczytać księgę, którą kiedyś chcieliśmy przeczytać a nie mieliśmy czasu. Albo tak najzwyczajniej w świecie zacznijmy lekturę Biblii księga po księdze. Przekonamy się, że tak przyjmowane słowo Boże smakuje inaczej niż to podawane kawałek po kawałeczku na codziennych Mszach św. (cdn.)

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 16.6.2018

Photo: pexels/pixabay

 

]]>
Wakacyjny odpoczynek – część I https://jezuici.pl/2021/06/wakacyjny-odpoczynek-czesc-i/ Sat, 12 Jun 2021 16:12:36 +0000 https://jezuici.pl/?p=68559 Fragment artykułu „Wakacyjny odpoczynek” z Drogi Miłosierdzia, 7-8/2018. Tu został nieznacznie zmieniony. Od-poczynek czyli począć się od nowa Począć się od nowa znaczy z ufnością dać się kształtować sile, która nas stworzyła. Podobno podczas przyjmowania pacjenta w ciężkim stanie do szpitala psychiatrycznego lekarz nie pyta „Co się stało?” albo „Jak do tego doszło?”. Pytania które […]]]>

Fragment artykułu „Wakacyjny odpoczynek” z Drogi Miłosierdzia, 7-8/2018. Tu został nieznacznie zmieniony.

Od-poczynek czyli począć się od nowa

Począć się od nowa znaczy z ufnością dać się kształtować sile, która nas stworzyła.

Podobno podczas przyjmowania pacjenta w ciężkim stanie do szpitala psychiatrycznego lekarz nie pyta „Co się stało?” albo „Jak do tego doszło?”. Pytania które stawia są zaskakujące. Pyta czy możemy powiedzieć, która jest godzina, jaki mamy dzień i miesiąc, który rok. A potem: „Jak się nazywa się miasto i kraj, w którym żyjemy?”. A na koniec: „Jak osoba się nazywa, kim są jej przyjaciele i jaką pracę wykonuje?”.

Chodzi o upewnienie się czy osoba ma orientację w czasie, co do miejsca i co do osób, czyli o to co najistotniejsze odnośnie do zdrowia psychicznego, a mianowicie czy osoba jest świadoma siebie.

Żyjemy w świecie, który gwałtownie przyspieszył a potem nagle zahamował. W całym zamieszaniu z tym związanym łatwo stracić z horyzontu myślenia pytanie: „Kiedy, gdzie i kim jestem?”. Nagle i boleśnie postawieni wobec wielu, zmiennych i najczęściej nieprzewidywalnych wydarzeń możemy łatwo stracić orientację. Pogubić się. Kto tego doświadczył wie, jak jest to bolesne. Odpoczynek powinien nam pomóc dokonać przeglądu naszego życia pod tym kontem i jeśli trzeba „zresetować” jego ustawienia.

Powrót do „fabrycznych” ustawień.

W Piśmie Świętym, w księdze Rodzaju, w teologicznie głębokim opisie stworzenia świata znajdujemy obraz Boga, który siódmego dnia, po sześciu dniach „trudów” stwarzania odpoczął i uczynił ten dzień świętym.

Wiadomo, że Pan Bóg się nie męczy i odpoczynku nie potrzebuje. Słowa o odpoczynku odnoszą się do człowieka. Bóg zaprasza człowieka do odpoczynku, do wejścia w odpoczynek, który Bóg przygotował człowiekowi. Siódmy dzień jest dniem odpoczynku i dniem świętym. Ma być czasem kontemplacji stworzenia (w tym człowieka), wychwalania Boga, za to że „wszystko dobrze stworzył” i korzystania z owoców pracy i dzielenia ich z innymi.

Siódmy dzień, jest dniem wyjątkowym. Jest dniem poza czasem. Poza tygodniem. Jest pierwszym dniem czegoś nowego a jednocześnie zapowiedzianego. To nowe przyjdzie z Jezusem Chrystusem, który właśnie tego dnia objawi się jako Zmartwychwstały. Ten dzień odtąd nazywany w naszym języku niedzielą nosi niezbywalne znamię radości zmartwychwstania, radości spotkania ze Zmartwychwstałym, celebrowania obecności Zmartwychwstałego w Eucharystii, we wspólnocie modlitwy, byciu razem jako rodziny. Celebrowanie niedzieli, jako Dnia Pańskiego, Bożego Narodzenia, Wielkanocy i innych świąt nie jest czymś dodanym do naszej wiary i życia. Jest jej wyrazem, miejscem „smakowania” i pogłębiania życia. Dlatego mieli rację nasi dziadkowie, gdy unikali nie tylko załatwiania interesów ale i podróżowania w niedzielę. Przez myśl im by nie przyszło wyjechać na urlop w czasie Bożego Narodzenia lub Wielkanocy. A miejsce, gdzie nie ma możliwości uczestniczenia w Eucharystii ze wspólnotą wierzących nie przyszłoby im na myśl. Sanktuaria, piękne kościoły i kościółki na wakacyjnej mapie podróży i uczestnictwo w nabożeństwach z miejscową wspólnotą winno być istotną częścią naszego planowania. Msza św. (choćby) niedzielna to nie jest obowiązek – to przywilej. Przywileje nie są obowiązkiem.

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 13.6.2018

Photo: pexels/pixabay

 

]]>
Akt poświęcenia siebie Sercu Jezusa z kościoła Del Gesù https://jezuici.pl/2021/06/akt-poswiecenia-siebie-sercu-jezusa-z-kosciola-del-gesu/ Fri, 11 Jun 2021 04:51:05 +0000 https://jezuici.pl/?p=68466 Akt poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusa Chrystusa Najświętsze Serce mojego Pana: pulsie wiecznej miłości;                                                                               1J 4,8 O, Mistrzu słodki, bliższy mnie, niż ja samemu sobie;                                                          św. Augustyn O, kamieniu węgielny wszystkich oczekujących; O, promieniowanie chwały;                                                                       Rz 1,3 O, pragnienie zbawienia; przepełniające wylanie Ducha;                                                                 J 7,37s. Oceanie pokoju;                                                                                             Hymn Nieszporów Najświętszej Trójcy Piecu zawsze rozpalony;                                                                             Mt […]]]>

Akt poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusa Chrystusa

Najświętsze Serce mojego Pana:
pulsie wiecznej miłości;                                                                               1J 4,8
O, Mistrzu słodki,
bliższy mnie, niż ja samemu sobie;                                                          św. Augustyn
O, kamieniu węgielny wszystkich oczekujących;
O, promieniowanie chwały;                                                                       Rz 1,3
O, pragnienie zbawienia;
przepełniające wylanie Ducha;                                                                 J 7,37s.
Oceanie pokoju;                                                                                             Hymn Nieszporów Najświętszej Trójcy
Piecu zawsze rozpalony;                                                                             Mt 3,11s; Jer 31,31ss.
Ogniu nieugaszony, który objawiasz Święte Imię;                             Wj 3,.2
Góro najwyższa Nowego Prawa;                                                              Wj 19,3ss; Mt 5, 1ss.
Groto wiecznej mądrości;
Jaskinio, w której słychać nieskończoną ciszę;                                    1Krl 19.12s.
Pieczaro, w której są ukryte wszystkie skarby;
Kamieniu uderzony, z którego wypływa woda życia;                        Lb 20,11; J 19,28–37
Świątynio zapowiadana przez dawnych proroków;                          Ap 11.19; 21,22
Ołtarzu czysty nieskończonego światła;                                                2Krl 16,14; Ap 4,6
Bramo Wschodnia, z której wypływa
pogłębiający się strumień łask;                                                                 Ez 47ss; Ap 22.1
Szczelino otwarta ku nowemu niebu;                                                    2Pt 3,13
Prawico, która stwarzasz nową ziemię;                                                 Iz 65,17s.
Węglu ognisty, który oczyszczasz usta nieczyste;                              Iz 6,5-7
Roso orzeźwiająca, która gasisz każdy płomień;                                 Dn 3, 49s.
Deszczu, który zraszasz spragnioną ziemię;                                         Iz 55,1ss.
Słodkie odpocznienie umiłowanego ucznia;                                        J 13:23
Krwi Abla wołająca o przebaczenie;                                                     Łk 23,34; Hbr 12,24
Poznanie miłości, w dotyku wiary;                                                           J 20:27
Ukwiecone łono, z którego narodził się Kościół;
Bezpieczna przystani wszelkiej nadziei;
Mistyczny płomieniu, zalewający światem;                                         Pnp 8,5–7
O, jasne słońce, które rozświetlasz noc;
O, nocy jaśniejsza niż pełne południe;                                                      Wielkanocny Exultet
O Ty, coś słodszy niż miód spływający z plastra;                                 Ps 18,11
Zaciszne schronienie wiernych pasterzy;                                              Ps 90,1

Odświeżający odpoczynku matek owiec                                               Iz 40,11
O, otchłani radości dla wszystkich wierzących;
Delikatny komforcie łagodnych dusz;                                                     Mt 5,5; 11,29
Słodkie jarzmo pokornych serc;                                                                                Mt 11,30
O, łono, które rodzisz dzieci dla Wieczności;
O, chlebie połamany, który zaspokajasz głód żyjących.                   J 6,35

O Serce Chrystusa,
rano płonąca miłością,
siło przyciąga wszystko,
w Tobie objawia się uścisk Ojca:
tylko w Tobie, Panie, pokładam moją ufność,
Tobie z radością się powierzam;
Twoje uczucia stają poruszeniem mego serca,
każde Twoje wzruszenie moim pragnieniem,
każda Twoja uwaga będzie moją wolą.
W Twoim krzyżu zawarty jest każde cierpienie,
w Twoim zmartwychwstaniu, zmartwychwstaje na nowo każde życie,
w Twoim tchnieniu odnawia się wszechświat,
w Tobie odnajduj się każdy zbłąkany.
O Ty, który jesteś dla mnie Wszystkim
Tobie przekazuje to co mam i posiadam:
z Twojej czułości to otrzymałem,
Tobie to oddaję.
Żywe źródło wiecznej dobroci,
które łączysz w sobie całe piękno
i to co materialne udoskonalasz i przemieniasz;
„Ty, mój Panie i mój Boże”,                                                        J 20,28
daj mi tylko swoją miłość i łaskę;
a to mi wystarczy.                                                                          CD [234] Amen.

Tłumaczenie  z j. włoskiego Henryk Droździel SJ, Wigilia Uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa, Rzym, 10.06.2021

Oryginał na stronie kościoła Il Gesù w Rzymie (dostęp: 19.06.2018).

 

]]>
Zanim sięgniemy ponownie po Sienkiewicza https://jezuici.pl/2021/05/zanim-siegniemy-ponownie-po-sienkiewicza/ Fri, 07 May 2021 11:56:18 +0000 https://jezuici.pl/?p=67298 Senat RP ogłosił rok 2016 Rokiem Sienkiewicza. W ramach jego obchodów ukazało się wiele ciekawych publikacji w serii „Jubileusz”. Jedną z nich była książka pt. „Szlakiem bohaterów Potopu Henryka Sienkiewicza”, przygotowana do druku przez Wydawnictwo Polskie w Wilnie a wydana przez Narodowe Centrum Kultury (Warszawa 2016). Zachęcam do jej lektury. Jest to przepiękna, pełna zaskakujących […]]]>

Senat RP ogłosił rok 2016 Rokiem Sienkiewicza. W ramach jego obchodów ukazało się wiele ciekawych publikacji w serii „Jubileusz”. Jedną z nich była książka pt. „Szlakiem bohaterów Potopu Henryka Sienkiewicza”, przygotowana do druku przez Wydawnictwo Polskie w Wilnie a wydana przez Narodowe Centrum Kultury (Warszawa 2016). Zachęcam do jej lektury. Jest to przepiękna, pełna zaskakujących i nieznanych informacji książka, prawdziwa encyklopedia wiedzy o miejscach i osobach pozostających w relacji do twórczości Henryka Sienkiewicza. Jest to książka zajmująca i pouczająca jednocześnie.

Autorką tej niezwykłej publikacji jest mieszkająca w Wilnie Alwida Antonina Bajor [Alvyda Bajor], publicystka, pisarka, dziennikarka, scenarzystka teatralna, tłumaczka, autorka książek i ponad 2 tys. publikacji w litewskich i polskich periodykach (1). O swojej książce w słowie Zamiast wstępu tak pisze:

Ponad 40 lat temu z „Potopem” Henryka Sienkiewicza w ręku objeździłam niemal wszystkie wymienione przezeń w tej powieści: miasta, miasteczka, wsie, zaścianki, okolice na Litwie. To, co tam znajdywałam, przekraczało moje oczekiwania. Szczególnie niezatarte pozostają spotkania z Domaszewiczami, Butrymami na Laudzie. Każdą taką penetrację terenu zaczynałam od cmentarza, na starych nagrobkach wytrwale szukałam nazwisk: były! Stąd, z cmentarza, szłam później „w miasto”, albo „w miasteczko”, albo w „wieś”. Z biegiem lat wędrówki przerosły w pasję. Krąg spotkanych w tych dawnych zaściankach, okolicach, miasteczkach ludzi stopniowo się rozrastał. Moja pasja, szczęściem, nie przerosła w hazard sportowy. Szukałam już nie tylko Domaszewiczów, Butrymów, pięknych pacunelek w samych Pacunelach, ale – w ogóle Polaków na Laudzie. Właśnie – Polaków czy Litwinów? – pada pytanie, bo z reguły, wszyscy moi respondenci wyjątkowo poprawnie mówili dobrą polszczyzną i litewszczyzną. Na moje pyta nie, kim tak naprawdę są, odpowiadali – My? My – Laudańczycy…

Reportaże z tamtych bliższych i dalszych wojaży ukazywały się cyklicznie na łamach miesięcznika, „Magazyn Wileński”. Myślałam, że na pierwodruku wszystko się i skończy. Anno Domini 2016, będący rokiem podwójnego jubileuszu naszego Noblisty, gdyż znaczący jak okrągłą rocznicę Jego urodzin, tak też zgonu, a przeto okrzyknięty Rokiem Sienkiewicza, dokonał jednak w tym jakże zaskakująco milej dla mnie przemiany. Dzięki finansowemu wsparciu Narodowego Centrum Kultury z siedzibą w Warszawie oraz Sejneńskiego Towarzystwa Opieki nad Zabytkami (za co serdecznie dziękuję!) zaistniała możliwość, by te będące dotąd w rozsypce teksty przybrały postać książkową. Zapraszam więc na spacer tropem Kmicica, Oleńki, Zagłoby… Równo 130 lat po tym, odkąd ożywił ich swym mistrzowskim piórem Henryk Sienkiewicz. Dodam tylko, że cytowane fragmenty części drugiej Trylogii pochodzą z jej wydania sprzed II wojny światowej, stąd zostały uhonorowane obowiązujące wtedy w polszczyźnie zasady pisowni, nieco inne niż współczesne.

By ułatwić Czytelnikowi poruszanie się w czasie, wyjaśniam, że pierwszych sześć tekstów, jakie złożyły się na niniejszą edycję, pochodzi z roku 1994, a kolejno: jedenaście – z roku 1995, jedenaście – z roku 1996, pięć – z roku 1997, dwa – z roku 1998, po jednym – z roku 2006 i 2016.

Henryk Sienkiewicz (5.5.1846, Wola Okrzejska, Polska – 15.11.1916, Vevey, Szwajcaria), którego 175-ta rocznica urodzin (wczoraj), 130-ta wydania „Potopu” i 105-ta śmierci przypadają w tym roku, był opatrznościowym mężem dla Polski i Polaków. Jego twórczość pomogła im przetrwać czas zaborów, niemieckiej i rosyjskiej okupacji, komunizmu nie tracąc nadziei i tożsamość. Pierwszy polski noblista, nie tylko był, ale nadal jest duchowym wychowawcą wielu Polaków. Zajęcia z literatury polskiej i historii w szkołach pozwalają właściwie odczytać przedstawione przez Sienkiewicza wydarzenia i postacie na tle historii Rzeczpospolitej, czyniąc bezpodstawną obawę, że będzie ona zagrożeniem dla pokojowej współpracy pomiędzy Polską a sąsiadującymi z nią narodami. Godne uwagi są także relacje i spostrzeżenia Sienkiewicza z jego zagranicznych podróży, zwłaszcza z pobytów w Anglii i Stanach Zjednoczonych. Każde pokolenie powinno dla siebie odkryć przesłanie zawarte w dziełach tego wielkiego chrześcijańskiego pisarza i patrioty. Jeden z moich współbraci miał zwyczaj czytać dzieła Sienkiewicza w sposób ciągły. Kiedy przeczytał wszystko do czego miał dostęp, zaczynał lekturę od nowa. Zajmowało mu to około trzech lat. Z upodobaniem ozdabiał swoje wypowiedzi cytatami z przeczytanych utworów. Także dzisiaj promieniują one odwagą, szlachetnością, nadzieją i entuzjazmem potrzebnymi do zmierzenia się z wyzwaniami początków XXI wieku.

Zawsze warto sięgnąć po Sienkiewicza, a później lub wcześniej, do wyboru, po książkę pani Alwidy Bojar.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 6.5.2021

Fot.: Zdjęcie strony tytułowej. O. H. Droździel SJ, Rzym 2021

1. Więcej o Autorce można przeczytać na stronie www.about.me/alwidabajor

 

]]>
Powołanie rodziców powołanych https://jezuici.pl/2021/04/powolanie-rodzicow-powolanych/ Sun, 25 Apr 2021 10:07:51 +0000 https://jezuici.pl/?p=67001 Czwarta Niedziela Wielkanocna i następujący po niej tydzień, to w Kościele czas szczególnej modlitwy o powołania do życia kapłańskiego i zakonnego (innym powołaniom poświęcona jest cała reszta roku liturgicznego). W tym przypadku potrzebujemy dodatkowej modlitwy. Pojawienie się Ducha Świętego wytrąca nas z „równowagi”. Niejednokrotnie budzi lęk, ponieważ uderza w nasz egoizm, lenistwo, burzy nasze myślenie […]]]>

Czwarta Niedziela Wielkanocna i następujący po niej tydzień, to w Kościele czas szczególnej modlitwy o powołania do życia kapłańskiego i zakonnego (innym powołaniom poświęcona jest cała reszta roku liturgicznego).

W tym przypadku potrzebujemy dodatkowej modlitwy. Pojawienie się Ducha Świętego wytrąca nas z „równowagi”. Niejednokrotnie budzi lęk, ponieważ uderza w nasz egoizm, lenistwo, burzy nasze myślenie schematami, dążenie do stawiania na swoim i skłonność do poszukiwania fałszywej stabilizacji (osiąganej własnymi siłami). Papież Franciszek powiedziałby, że „zwala nas z kanapy”. W wirze tych i podobnych doznań Duch Święty zaprasza niektórych do podjęcia ryzyka i wejścia na drogę Biskupa Stanisława, Stanisława Kostki, Maksymiliana Kolbe, siostry Faustyny, księdza Popiełuszki, Jana Pawła II i tylu innych świętych kapłanów, zakonników i zakonnic.

Potrzebna jest wiara, aby Panu Bogu zaufać i dać się poprowadzić. Tej ufności potrzebuje nie tylko powołany, ale także jego rodzina, zwłaszcza najbliżsi. Bóg, powołując, nie tylko dotknął łaską ich dziecko, brata, siostrę, ale dotknął całą wspólnotę rodzinną. Powołanie konkretnej osoby odciska swój ślad także na większej wspólnocie, którą jest parafia, diecezja, a wreszcie cały Kościół – będący jednym wielkim organizmem „czułym” w Duchu Świętym na to, co dzieje się w każdym miejscu jego Ciała. Dlatego serdeczna gościnność względem rodziców i najbliższych w domach zakonnych, traktowanie ich, jako części „rodziny zakonnej”, spotkania czy okresowe dni skupienia dla rodziców kapłanów, zakonników i zakonnic są bardzo potrzebne i mają głęboki sens.

Kochani Rodzice, przyjmując życie – czyli swoje dzieci, nawet gdy nie zdawaliście sobie z tego jasno sprawy, powiedzieliście Panu Bogu „tak”. Wytrwajcie w tej postawie. Niech pomocą będą Wam „tak” Maryi, i „tak” Józefa! Święty Józef i Maryja musieli odczuwać w sercu ból, gdy Jezus opuszczał dom i potem gdy rosła opozycja przeciw Niemu, gdy padały oskarżenia i pomówienia, aż po najcięższe – o bluźnierstwo. Czyż rodzic nie chce zasłonić własnym ciałem dziecko będące w niebezpieczeństwie, nawet jak jest już dorosłe? Maryja i Józef jednak nigdy nie buntowali się przeciw Jego powołaniu. Raz powiedzieli „tak” i nigdy go nie odwołali, dodając kolejne „tak” do tego pierwszego. Maryja i Józef nie wahali się i towarzyszyli Synowi na drodze jego powołania do końca.

Może zadajecie sobie pytanie, które Piotr zadał kiedyś Jezusowi: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” (Mt 7,17-30); parafrazując, można powiedzieć: „Oto opuścił wszystko i poszedł/poszła do zakonu… Cóż z tego ma?” Gdy pojawią się takie myśli, przypomnijcie sobie, co odpowiedział Jezus! On i dziś powtarza: „Zaprawdę, powiadam wam, nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i Ewangelii, ażeby nie otrzymać stokroć więcej domów, barci, sióstr, matek i pól teraz w tym czasie i życia wiecznego w czasie przyszłym”. Trzeba wierzyć bardziej Jezusowi niż głoszącym, że to „nie te czasy”, że „nie ma sensu”, że „można lepiej, inaczej służyć Bogu i ludziom”.

Pan Bóg niczego nas nie pozbawia. A jeśli coś odbiera to tylko, aby dać coś większego, cenniejszego. Obdarzając powołaniem Waszego syna czy córkę, obdarzył powołaniem także i Was. Jest to powołanie do bliskości z Nim w powołaniu Waszych konsekrowanych Mu dzieci. Czy, gdyby Wasze dziecko zostało dyrektorem wielkiej firmy (i cały czas było w rozjazdach, nawet w okresie świątecznym) byłoby bardziej „wasze”? Wątpię. Osoby konsekrowane są wezwane, by wyjść z rodziny, ale Pan zwraca je rodzinom w sposób jeszcze pełniejszy, bogatszy. Wychowując dzieci i pozwalając im pójść za Panem Bogiem, wspierając je, stajecie się „bogaczami”. On sam bowiem zajmuje ich miejsce.

Bóg w swoim Synu stał się ludzkim dzieckiem w konkretnym miejscu ponad 2000 lat temu. Jednak w tajemniczy sposób wkracza, tu i teraz, w Wasze życie. Bóg pragnie, abyście Go przyjęli w powołaniach Waszych dzieci.

Kochać Boga, to pełnić Jego wolę. Sama wiara nie wystarczy. Można wierzyć, ale żyć w przeciwieństwie do woli Bożej. Gdy przyjmujemy poznaną wolę Bożą, akceptujemy i działamy w zgodzie z nią, wiara osiąga swoją dojrzałość i owocuje. Powołanie Waszych dzieci, wspieranie ich w odpowiedzi na poznaną wole Bożą, wpisuje się w rozwój i owocowanie Waszej wiary, nadając jej charakter miłości służebnej.

Konsekrowane powołanie Waszego dziecka przyjęte, pobłogosławione, wspierane, jest radością świata, który woła, jak pewna kobieta widząca Jezusa: „Błogosławione łono, które cię nosiło…”. I nie ma w tym zachwycie przesady.

Wasze konsekrowane dzieci są błogosławione i są błogosławieństwem, taka jest bowiem istota ich obecności w świecie. Są szczęśliwe, bo uczyniły siebie wyłączną przestrzenią dla Boga i Jego królestwa, naśladując Chrystusa, który będąc bogatym, dla nas stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić. Wyrzekając się wszystkiego, ubogacają ludzi, czyniąc siebie darem dla nich. Dlaczego? Bo są wszędzie tam, gdzie jest ludzka bieda. I wszędzie tam ich znajdziecie. Nie jako pracowników socjalnych (z całym szacunkiem dla tych, którzy wykonują tę służbę), ale spieszących z posługą miłości miłosiernej, aby wszędzie być siostrą i bratem, matką i ojcem.

Ludzie prawi, a takich jest wielu, darzą ich wielkim szacunkiem, uznaniem, wdzięcznością. Ale ludzie są różni. Są i tacy, którzy na ich widok reagują niechęcią, a nawet agresją. Co dziwne, pytani, nie potrafią jej uzasadnić. Jeszcze częściej spotkacie się z ośmieszaniem ich. Gdy nie ma już argumentów, bo obróciły się w proch, jeden po drugim, pozostaje jeszcze jeden – śmiech i plotka. Tak wiele powołań do życia zakonnego zakiełkowało, ale umarło zatrute szyderstwem…

Być może Wasze dzieci, choć zostawiły Was i poszły tam, gdzie Pan je posyła (a nie tam, gdzie wy być może chcieliście), wciąż Was potrzebują. Potrzebują także Waszej miłości i waszej modlitwy. Modlitwa oznacza współuczestnictwo.

Jezus potrzebował wiernych serc (nie tylko pomocnych) w czasie swojej misji, po to, aby wytrwać. Wytrwać!

Żyjąc w pełni powołaniem, Wasi najbliżsi, wspierani przez Was, są we współczesnym świecie i dla świata głosem wołającym: „Jest Bóg! Myśmy Go spotkali!”.

Wasze konsekrowane dzieci, zakonnicy i zakonnice są potrzebni, chociaż życie na co dzień zdaje się temu przeczyć. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek, ludzie potrzebują Boga miłości, potrzebują znaku Jego obecności – życia zakonnego i kapłańskiego.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 25.4.2021

 

]]>
Najnowsza bibliografia prac o. Hieronima Fokcińskiego SJ https://jezuici.pl/2021/04/najnowsza-bibliografia-prac-o-hieronima-fokcinskiego-sj/ Thu, 22 Apr 2021 19:32:23 +0000 https://jezuici.pl/?p=66928 Bibliografię własnych publikacji rozpoczął o. Hieronim Fokciński (1) tworzyć około roku 2013, czyli na kilka lat przed śmiercią. Przed ukończeniem pracy, przekazał niekompletną listę tytułów mgr Krystynie Sadowskiej (zm. 2014) celem jej uzupełnienia. Powstała w ten sposób bibliografia (ciągle niekompletna) obejmująca publikacje z lat 1971-2014, została następnie przepisana przez współpracującą z Instytutem mgr Wiesławę Cichosz, […]]]>

Bibliografię własnych publikacji rozpoczął o. Hieronim Fokciński (1) tworzyć około roku 2013, czyli na kilka lat przed śmiercią. Przed ukończeniem pracy, przekazał niekompletną listę tytułów mgr Krystynie Sadowskiej (zm. 2014) celem jej uzupełnienia. Powstała w ten sposób bibliografia (ciągle niekompletna) obejmująca publikacje z lat 1971-2014, została następnie przepisana przez współpracującą z Instytutem mgr Wiesławę Cichosz, stając się punktem wyjścia do dalszych poszukiwań, w których prowadzeniu pomagał ekonom Instytutu o. Ryszard Plezia (zm. 2020).

Po śmierci o. Fokcińskiego (zm. 2018), p.o. rektora Papieskiego Instytutu Studiów Kościelnych o. Robert Danieluk zdecydował o kontynuacji i uzupełnieniu wcześniejszych prac, czego podjęła się mgr Agata Rola, która sporządziła obecną wersję bibliografii (stan na 20 kwietnia 2021 r.). Oprócz odszukania większości wymienionych w niej pozycji ujednoliciła ona dotychczasowy zapis oraz dodała nowe tytuły. Tytuły publikacji, do których nie udało się dotrzeć zostały wyraźnie zaznaczone.

Ponieważ dorobek naukowy o. Fokcińskiego nie został jeszcze do końca zbadany, możliwe, iż pojawią się publikacje przez nas nieodnotowane. Będziemy wdzięczni za zgłaszanie nam informacji o nich, gdyż to umożliwi nam systematyczne uaktualnianie obecnej bibliografii na tej stronie internetowej.

o. Henryk Droździel SJ, Rektor PISK, Rzym 22 IV 2021 r.

(1) Ojciec H. Fokciński był rektorem PISK przez 47 lat. Więcej o nim można się dowiedzieć na stronie internetowej PISK
https://pisk.jezuici.pl/zmarl-o-hieronim-fokcinski-sj/

Na zdjęciach o. Hieronim Fokciński SJ. Archiwum PSIK.

 

]]>
Dzielny przestępca i dziennikarz o dobrych intencjach https://jezuici.pl/2021/04/dzielny-przestepca-i-dziennikarz-o-dobrych-intencjach/ Sat, 17 Apr 2021 15:16:55 +0000 https://jezuici.pl/?p=66798 Otóż widzimy, że nasza cywilizacja liberalna stopniowo pozbywa się samej idei odpowiedzialności moralnej. Proces ten widać wszędzie: w sądach, w prasie, w popularnych dyskusjach psychologicznych, w codziennych rozmowach. Nie ja jestem odpowiedzialny za swoje przestępstwa, a społeczeństwo: anonimowe społeczeństwo przejmuje wszystkie nasze grzechy, jak Chrystus w karykaturze. Cytowałem już gdzieś, być może, zastanawiającą rozmowę, jaką […]]]>

Otóż widzimy, że nasza cywilizacja liberalna stopniowo pozbywa się samej idei odpowiedzialności moralnej. Proces ten widać wszędzie: w sądach, w prasie, w popularnych dyskusjach psychologicznych, w codziennych rozmowach. Nie ja jestem odpowiedzialny za swoje przestępstwa, a społeczeństwo: anonimowe społeczeństwo przejmuje wszystkie nasze grzechy, jak Chrystus w karykaturze. Cytowałem już gdzieś, być może, zastanawiającą rozmowę, jaką usłyszałem w telewizji amerykańskiej między dziennikarzem a weteranem wojny w Wietnamie, odsiadującym kilkuletnią karę więzienną za rabunek. Dziennikarz podsuwał rozmówcy myśli, że jego przestępstwa były wynikiem przeżyć na tej okrutnej wojnie, w której zmuszony był uczestniczyć; więzień natomiast odpowiedział: wcale nie; zrobiłem to, co zrobiłem, i nie będę zrzucał odpowiedzialności na rząd czy na moich przełożonych. Człowiek ten miał odwagę, by przyjąć odpowiedzialność za swoje czyny; głosem dziennikarza wyrażała się cywilizacja, w której tym okropnym i niepoprawnym jest „społeczeństwo”, podczas gdy każdy z nas z osobna jest doskonały. Pomyślałem sobie wtedy, że jeżeli świat będzie zbawiony, to dzięki takim ludziom, jak ten dzielny przestępca; a jeżeli przepadnie, to przez takich jak ów dziennikarz o dobrych intencjach.

To nie są moje słowa, lecz cytat z wypowiedzi prof. Leszka Kołakowskiego. Odkryłem go dwa dni temu wśród moich notatek z 1999 roku (niestety bez podania źródła). Wypowiedź profesora przypomniała mi Dobrego Łotra, który, w odróżnieniu od swego współtowarzysza niedoli, konającego jak on na krzyżu, wyznał swój grzech, niewinność Jezusa i wiarę w Jego moc, stając się ikoną biorących odpowiedzialność za swoje czyny.

Dobry Łotr powinien odzyskać należne mu miejsce w naszej świadomości i kulturze, i nie tylko dlatego, że dokonał największego „skoku” w historii – ukradł niebo w ostatniej chwili swego życia. – Jest przecież pierwszym zbawionym oraz pierwszym kanonizowanym i to przez samego Jezusa. To on pierwszy skorzystał z owoców odkupienia (Łk, 23, 39-43). Tradycja uczyniła go patronem od nawrócenia alkoholików, uzależnionych od gier, złodziei oraz więźniów i umierających (wspomnienie 23 lub 25, lub 26 marca w zależności od kalendarza liturgicznego).

Papież Franciszek w każdy Wielki Czwartek odwiedza skazanych w jakimś więzieniu lub zakładzie wychowawczym. Nie jest to tylko jeszcze jeden zwyczajowy wielkopostny gest. Zawsze bowiem przypomina skazanym o ich patronie i o tym, że dla Boga są nadal umiłowanymi dziećmi, a ich życie, jest wartościowe, nawet jeśli popełnili wielkie błędy. Papież w tym dniu pragnie wszystkim przypomnieć, że „my też często upadamy. A ręka Ojca jest gotowa postawić nas z powrotem na nogi i sprawić, byśmy szli naprzód. Tą pewną i niezawodną ręką jest spowiedź. Jest to sakrament, który nas podnosi, który nie porzuca nas płaczących na twardych brukach naszych upadków”.

Trzeba odwagi i bycia wolnym, aby przyznać się do swoich grzechów i uderzyć się w swoje, a nie w cudze piersi, wyznać błąd i prosić o przebaczenie. Jest to szczególnie trudne w czasach, w których jest prawdziwa moda na oskarżanie Kościoła, państwa, rządu, nielubianej partii, organizacji, grupy czy poszczególnych osób, za swoje błędy, frustracje czy niepowodzenia.

Jezus znalazł Dobrego Łotra w chwili jego największej klęski. Zbliżył się do niego. Skrócił dystans. Wszedł aż na krzyż, aby mu ofiarować wolność wyboru (tylko człowiek wolny może przyznać się do swoich grzechów).

Moja znajoma opowiedziała mi, że w jej zakładzie jest chłopczyk, czekający na zakończenie procesu o pozbawienie praw rodzicielskich jego ojca. Według niej jest to najgrzeczniejsze, najradośniejsze i najuczciwsze dziecko w grupie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jego ojciec jest…gangsterem. „Ja w życiu pobłądziłem i nie mogę się z tego wycofać bez narażenia życia mojego i mojego syna. Ale wszystko zrobiłem i zrobię, aby nie poszedł w moje ślady” – powiedział jej kiedyś.

Jezus Chrystus po Zmartwychwstaniu czyni to samo co przed śmiercią, szuka zagubionych, czyni się obecnym, ofiaruje nadzieję i wolność. To samo robi Dobry Łotr z nieba. Pomaga zagubionym wyznać wiarę w tego, Który przywraca godność marnotrawnym synom i czyni ich świętymi. Potrzebujemy wstawiennictwa Dobrego Łotra także dziś.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 17.04.2021

Photo by Berendey_Ivanov / Andrey_Kobysnyn from Pexels

 

]]>
Obraz Miłosierdzia i nasze upodabnianie się do Niego https://jezuici.pl/2021/04/obraz-milosierdzia-i-nasze-upodabnianie-sie-do-niego/ Sun, 11 Apr 2021 06:25:27 +0000 https://jezuici.pl/?p=66638 W Uroczystość Miłosierdzia Bożego wszyscy wpatrujemy się w postać Jezusa Miłosiernego namalowaną pod dyktando siostry Faustyny. Często nie zwracamy uwagi na podpis, znajdujący się pod obrazem. Podpis ten jest ważny. Pan Jezus 22 lutego 1931 roku w Płocku, kiedy po raz pierwszy objawił siostrze Faustynie swój zamiar związany z obrazem, powiedział: „Wymaluj obraz według wzoru, […]]]>

W Uroczystość Miłosierdzia Bożego wszyscy wpatrujemy się w postać Jezusa Miłosiernego namalowaną pod dyktando siostry Faustyny. Często nie zwracamy uwagi na podpis, znajdujący się pod obrazem. Podpis ten jest ważny.

Pan Jezus 22 lutego 1931 roku w Płocku, kiedy po raz pierwszy objawił siostrze Faustynie swój zamiar związany z obrazem, powiedział: „Wymaluj obraz według wzoru, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono naprzód w kaplicy waszej, a potem na całym świecie”. Jeszcze wielokrotnie Pan Jezus ukazywał się s. Faustynie w postaci jak na obrazie. Pewnego razu usłyszała takie słowa: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła Miłosierdzia: tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie.”

Ojciec Andrasz, jezuita, który był pierwszym kierownikiem duchowym siostry Faustyny i pomógł jej upewnić się co do autentyczności objawień, które miała, wyjaśnia w swoich zapiskach, że podpis „Jezu, ufam Tobie” jednoznacznie wskazuje, jakie uczucia ma ten obraz wzbudzać w duszach. Jezus, napisze w jednym z artykułów, „jak w nabożeństwie do Najświętszego Serca swego chce rozbudzić w nas uczucia wzajemnej miłości, zwłaszcza wynagradzającej, tak znów w tym nabożeństwie pragnie rozniecić w zbłąkanych sercach uczucia ufności, jak najgłębszej, w Miłosierdzie swoje. Palą mię płomienie Miłosierdzia – woła Zbawiciel – chcę je wylać na dusze ludzkie. Żali się boleśnie na nieufność: Nieufność dusz rozdziera wnętrzności moje”.

W Niedzielę Miłosierdzia lub w tygodniu, który po niej następuje, nie zapominając o roli sakramentów, ani o obrazie, koronce, Godzinie Miłosierdzia czy święcie, zatrzymajmy się dłużej nad słowami, które Jezus polecił umieścić pod obrazem i uczyńmy je przedmiotem medytacji.

Wielką pomocą w modlitwie będzie odniesienie słów „Jezu, ufam Tobie.” do czytań z Niedzieli Miłosierdzia. Jest tam m.in. błogosławieństwo Jezusa skierowane do nas wszystkich (z pominięciem apostołów w wieczerniku): „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli!” – Oni widzieli… . To tu pojawia się ufność. Ufność, jako najpiękniejszych forma wiary.

Jeśli nie mamy pod ręką niedzielnych czytań, możemy modlić się, rozważając słowo po słowie całe zdanie. Najpierw zatrzymajmy się na znaczeniu słowa „Jezu”, potem „ufam”, potem „Tobie”. Na koniec zwróćmy uwagę na ich wzajemny związek. Na to, jak poznanie wpływa na zaufanie. Czyż nie jest tak, że im bardziej kogoś poznajemy, tym bardziej mu ufamy?

„Jezu, ufam Tobie” prowadzi nas do „Jezu, kocham Ciebie”, a w konsekwencji, tu zacytuje o. Rafała Sztejkę (jezuita, papieski misjonarz miłosierdzia) do upodobnienia się do Tego, na którego patrzymy.

o. Henryk Droździel, Rzym, Wigilia Niedzieli Miłosierdzia, 10.04.2021

Zdjęcia z Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego w Kaliszu

]]>
Oktawa z Caravaggiem https://jezuici.pl/2021/04/oktawa-z-caravaggiem/ Tue, 06 Apr 2021 12:26:19 +0000 https://jezuici.pl/?p=66545 Wśród wydarzeń mających miejsce w dniu Zmartwychwstania Pańskiego znajduje się fascynująca historia spotkania uczniów zdążających do Emaus z Jezusem Zmartwychwstałym (Łk 24, 13-35). Jej opis przywołuje liturgia w środę Oktawy Zmartwychwstania Pańskiego i w III Niedzielę Wielkanocną (rok A). Od zawsze rozpalała ona wyobraźnię słuchaczy. Droga do Emaus, a zwłaszcza moment rozpoznania Zmartwychwstałego podczas wieczerzy, […]]]>

Wśród wydarzeń mających miejsce w dniu Zmartwychwstania Pańskiego znajduje się fascynująca historia spotkania uczniów zdążających do Emaus z Jezusem Zmartwychwstałym (Łk 24, 13-35). Jej opis przywołuje liturgia w środę Oktawy Zmartwychwstania Pańskiego i w III Niedzielę Wielkanocną (rok A). Od zawsze rozpalała ona wyobraźnię słuchaczy. Droga do Emaus, a zwłaszcza moment rozpoznania Zmartwychwstałego podczas wieczerzy, stały się inspiracją dla licznych przedstawicieli sztuki, w tym artystów malarzy, a wśród nich, także tych największych. Wśród najwartościowszych przedstawień malarskich na uwagę zasługują dwa obrazy Michelangelo Merisi da Caravaggio (1571-1610). Oba mają jednakowy tytuł: „Cena di Emmaus” — „Wieczerza w Emaus”.

Pierwszą „Wieczerzę” Caravaggio namalował w latach 1601-1602. Aktualnie znajduje się ona w National Galery w Londynie. Druga powstała około 1606, można ją obejrzeć w Pinacoteca di Brera w Milano we Włoszech. Będąc w pobliżu, warto odwiedzić oba muzea, i odszukać te obrazy. W międzyczasie (także z racji na epidemię) można skorzystać z dobrodziejstw Internetu i zadowolić się wirtualną kopią. Wspomniane obrazy powstały w odstępie zaledwie kilku lat. Jednak każdy z nich został namalowany w innej sytuacji życiowej Caravaggia. Obie wersje „Wieczerzy w Emaus” zasługują na szczególną uwagę.

Obraz z 1601 roku, od strony warsztatowej, ukazuje geniusz Caravaggia. Artysta jest w rozkwicie twórczości i sławy. Przypatrzmy się, z jaką dokładnością i swobodą przedstawia elementy na obrazie, jak buduje przestrzeń. Światło padające zza pleców widza oświetla zgromadzonych przy stole. Jezus (w centrum obrazu), jest przedstawiony jako młody człowiek, bez brody, bez śladów męki, z rysami twarzy nieznanymi we wcześniejszych przedstawieniach malarskich. Trudno Go rozpoznać. Daje się poznać dopiero po charakterystycznych gestach błogosławieństwa i łamania chleba. Obraz przypomina zatrzymany kadr z filmu. Caravaggio spowalnia, prawie zatrzymuje czas. Liczy się dla niego moment, chwila i to, co się teraz dzieje. Usuwa z obrazu wszystko, co mogłoby widza rozpraszać. Aby jeszcze bardziej uwypuklić jej znaczenie, usunie nawet tło, pozostawiając niekreśloną, prześwietloną mistycznym blaskiem przestrzeń. Uczniowie (a z nimi i my – obserwatorzy? uczestnicy?) są w sytuacji sam na sam z Nieznajomym, który towarzyszył im w ostatnim, najtrudniejszym etapie ich życia. Serca uczniów ciągle „pałają” na skutek rozmowy z Gościem. Wyobrażamy sobie, jak powoli zaczynają się otwierać im oczy, rodzi się zdumienie. Za chwilę – pojawi się błysk zrozumienia i radość spowodowana rozpoznaniem w Nieznajomym, Zmartwychwstałego Pana.

Drugą wersję „Wieczerzy” ukończył Caravaggio po 28 maja 1606 roku. Ta data jest ważna. W tym dniu, podczas pojedynku, z którego sam wyszedł ciężko ranny, śmiertelnie zranił swego przeciwnika. Groza tego co się stało i związana z tym kara, będą mu towarzyszyć do końca życia. Wszystko to znalazło odbicie na obrazie. Tym razem łatwiej rozpoznać Jezusa. Dodatkową postacią, której nie było w we wcześniejszej wersji, jest stojąca z boku, jakby niezainteresowana wydarzeniem służąca. Stół jest skromniej zastawiony. Chleb został już połamany. Wszystko jest tu powszednie. Radość zaczyna się powoli przebijać przez szarość późnej godziny i trud związany z przeżyciami przebytej drogi. Już ją widać. Za chwilę ujawni się w pełni. Rozpoznają Jezusa. Spotkają tego, który przez cały czas był z nimi. Za chwilę…jeszcze nie teraz.…

Postać po lewej stronie stołu, moim zdaniem, ma rysy Caravaggia. Na spotkanie ze Zmartwychwstałym Caravaggio czekał całe życie. Jezus był centralną postacią życia i twórczości tego największego teologa wśród malarzy. Odkrywał Go w codzienności, podszytej dodatkowo obawą o życie. Nadzieja walczyła w nim, jak tonący o przeżycie. Widać to na obrazie. Wszystko jest tu jakby przygaszone, nieco rozmyte. Atmosfera wśród uczestników wieczerzy jest jednak nabrzmiała emocjami przyniesionymi z Jerozolimy i rozmową z Nieznajomym. Jest tu smutek, zamyślenie, pokora, wyciszenie, wspomnienia (?) i przebłyski nadziei. Obecność Jezusa, której dwaj uczniowie nie są jeszcze świadomi (ale widz tak), niezawodnie ukazuje, jak „pałanie serca” prowadzi do rozpoznania Go, wiary i powrotu do wspólnoty. Przeskanowanie obrazu promieniami ultrafioletowymi ukazało dokonane przez Caravaggia przemalowania. Po lewej stronie w pierwotnym zamiarze było otwarte okno, za nim ogród. Artysta świadomie zamalował dodatkowe źródło światła. Nie ma czasu na rozpraszanie uwagi. Ewangelista i Malarz pragną, abyśmy i my skupili uwagę na geście łamiącego chleb, jak Kleofas i uczeń bez imienia. Może zatrzymana w czasie chwila, to szansa, aby zająć miejsce tego ostatniego. Ewangelista napisał o czymś, czego doświadczył; Malarz, namalował to, czego pragnął dla siebie i dla nas.

Caravaggio zaprasza nas do kontemplacji. Do utożsamienia się z postaciami historii, która naprawdę wydarzyła się w Emaus i powtarza się nieustannie. Zmartwychwstały żyje i dołącza się do nas, ludzi w drodze, zwłaszcza gdy tracimy ducha, opanowani lękiem przed życiem i tym, co ono niesie.

Cenię Caravaggia także dlatego, że postacie na jego obrazach wypowiadają się bardziej przez czyny niż przez słowa. Retoryka gestu, to jego żywioł. Caravaggio okazuje się jeszcze raz znawcą Pisma i teologiem. Ewangelia to przecież nie piękne słowa, ale piękne, przeniknięte miłością służebną czyny.

I ja także zapraszam do kontemplacji, a potem także do rozmowy z przyjaciółmi o „Wieczerzy w Emaus” po Mszy św. i świątecznej kawie z ciastem (jeśli jeszcze zostało), aby przeżyć radośnie i twórczo całą Oktawę Zmartwychwstania, która jest jedną, trwającą osiem dni, Uroczystością Zmartwychwstania Pańskiego.

o. Henryk Droździel SJ, Rektor PISK
Rzym, Oktawa Uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego 2021

Ilustracja: Caravaggio, Wieczerza w Emaus (Wikipedia commons). 

 

]]>
Mirewicz: Modlitwa setnika schodzącego z Golgoty https://jezuici.pl/2021/03/mirewicz-modlitwa-setnika-schodzacego-z-golgoty/ Wed, 31 Mar 2021 09:22:29 +0000 https://jezuici.pl/?p=66442 Nie można owocnie przeżyć Misteriom Paschalnego bez lektury Pisma świętego. Dlatego Kościół, wiedząc czego nam potrzeba, obficie zastawia w tym czasie stół Słowa Bożego, czerpiąc teksty ze Starego i Nowego Testamentu i zachęca do ich lektury. Sama lektura jednak nie wystarczy. Potrzeba zrozumienia i przyswojenia sobie tego co się czyta, tylko wtedy, to co czytamy, […]]]>

Nie można owocnie przeżyć Misteriom Paschalnego bez lektury Pisma świętego. Dlatego Kościół, wiedząc czego nam potrzeba, obficie zastawia w tym czasie stół Słowa Bożego, czerpiąc teksty ze Starego i Nowego Testamentu i zachęca do ich lektury. Sama lektura jednak nie wystarczy. Potrzeba zrozumienia i przyswojenia sobie tego co się czyta, tylko wtedy, to co czytamy, staje się naszym przekonaniem, a przekonanie drogowskazem i silną motywacją w naszych wyborach. Wielką pomocą w tym procesie są nie tylko komentarze teologiczne, ale także dzieła sztuki, zwłaszcza z dziedziny literatury i poezji. Pismo św. przemawia bowiem do całego człowieka, nie tylko do jego umysłu, ale także do serca. Oto jeden z takich literackich komentarzy. Napisany został przed 50-laty przez polskiego jezuitę o. Jerzego Mirewicza (19 XII 1909 – 20 IX 1996), uczestnika konspiracji w okresie walki o wyzwolenie Ojczyzny, profesora historii filozofii chrześcijańskiej, duszpasterza Emigracji w Wielkiej Brytanii, twórcę i redaktora londyńskiego „Przeglądu Powszechnego”, publicysty, autora 23 książek, kilkuset artykułów, cenionego i poszukiwanego prelegenta i rekolekcjonisty.

Ojciec Mirewicz, którego 25. rocznica śmierci przypada w tym roku, jest osobą wartą upamiętnienia także dlatego, że zostawił po sobie grupy ludzi, którzy razem z nim przez wiele lat rozważali Pismo święte, uczyli się kochać mądrze, po chrześcijańsku, bliźnich i trzy ojczyzny: tę, w której się urodzili, tę, która ich przygarnęła i tę, do której zmierza każdy człowiek – Ojczyznę Wieczną. „Modlitwa setnika schodzącego z Golgoty” autorstwa o. Mirewicza (poniżej) stanowi epilog jego książki „Prorok i tancerka”, wydanej przez polskich jezuitów w Londynie w 1971 r. Ten poetycki komentarz do rozważań o Męce Pańskiej bardzo poruszył słuchaczy, którym go czytał. Jestem pewien, że i nas nie pozostawi obojętnymi.

MODLITWA SETNIKA SCHODZĄCEGO Z GOLGOTY

„Idę do Ciebie, Panie po kamieniach Golgoty, niosąc ostrożnie w nieporadnych myślach i w kruchych słowach modlitwę nową.

Gdybym był poetą, nazwałbym ją maleńkim jagnięciem, w którego zdumionych oczach miesza się jeszcze zieleń łąki z błękitem nieba. Ale ja jestem żołnierzem o twardej mowie niedającej się kształtować w subtelne metafory ani splatać w wyszukane strofy. Jeżeli jednak uważasz, że ten obraz jagnięcia nie jest wyłączną własnością poezji lirycznej, lecz może być użyty i przez setnika, to racz go przyjąć, Boże mój, jako znak mojej przemiany.

Pamiętasz przecież, Panie, z czym stawałem przed tobą o wschodzie i zachodzie słońca. Rozścielałem przed Twoimi stopami mój żołnierski los i skarżyłem się, że jest on tak bezużyteczny jak wytarty i wypłowiały płaszcz.
Błagałem: Panie, przejdź burzą przez świat, rozjaśnij błyskawicami monotonię koszarowego życia, przygotuj armiom wielkie pole bitwy!

Pytałem: Jak długo mam pozostać próżnym dzbanem, czekającym cierpliwie na wypełnienie, gdy jego brzegi się kruszą i osnuwa go pajęczyna pęknięć?

Obiecałem: Złożę Ci ofiarę, jaką zechcesz, bylebyś tylko pozwolił mi być przynajmniej świadkiem jednej wielkiej sprawy; jednego wydarzenia, które przez pustynię mojej codzienności przepłynęłoby strumieniem żywej wody.
Groziłem: Oto miecz – nie ma żadnej historii; nie wytyczał granic imperium, nie bronił mego honoru, nie karał buntowników, nie przesuwał się w paradzie przed oczami cesarza – usłużę mu moim sercem; niech spełni to, do czego został wykuty.

Gwałtowne były moje dotychczasowe modlitwy i protesty przeciwko życiu, które mnie jak lwa uwięziło w ciasnej klatce małych obowiązków, bezbarwnych radości i poszarzałych w pospolitości smutków.

Wysłuchałeś ich na pewno z uśmiechem, z dobrym uśmiechem, z jakim się słucha kaprysów chorego dziecka. Teraz bowiem widzę, że nie byłem lwem, lecz chorym dzieckiem, które nie rozumie, dlaczego zamknięto je w przybytku cierpienia. Moją chorobą było niezrozumienie własnego losu.

Chyba nie zbłądzę, Panie, jeżeli powiem, że nie ułatwiałeś mi odczytywania tajemnicy powszedniości, w jakiej się pogrążałem. Odsuwałeś ode mnie wszelkie możliwości zmian. Gdy przyjaciele moi mieli co opowiadać, wróciwszy ze służbowych podróży, ja milczałem i zazdrościłem im dróg bogatszych w przygody niż w topole. Okręt, którym jechał do Rzymu znajomy urzędnik z moim podaniem do cesarza, zatonął. Trybun, który przyrzekł mi awans, popadł w niełaskę. Niedoczyszczony pancerz mego podkomendnego, zauważony przez wyższe władze w czasie przeglądu, spowodował, że nie dano mi lepszej kohorty, lecz pozostawiono mnie tutaj, związanego na zawsze z tym miejscem. Nie dziw się, że modlitwy moje chodziły w żałobie. Krzyczało we mnie wszystko: Czemuś mnie opuścił?

Wybacz mi! Nie domyślałem się wśród żalów i skarg, że od początku przygotowywałeś dla mnie tę jedną, najpiękniejszą drogę na Golgotę. Dla mnie zarezerwowałeś miejsce najbliżej krzyża, na którym konał Sprawiedliwy. I mnie kazałeś złożyć meldunek całemu światu: „Doprawdy, człowiek ten był Synem Bożym”.

Nie wiem, Panie, czy mi wypada nazwać to największą przygodą życiową, ale jakież piękniejsze imię znajdę dla tego, co mnie spotkało? Oto nareszcie zrozumiałem moje życie. Objawiło mi się ono jako dodawanie ziemi do nieba przez ofiarę, przez zgodę na Twoje wielkie plany ukryte w piasku codzienności naszej, przez umiłowanie szarego prochu bocznej drogi, którą mijają spieszący do sławy. Jakie to dziwne, Panie, że właśnie tutaj, gdzie działy się rzeczy niepojęte, gdzie Niewinny cierpiał i umierał śmiercią zbrodniarza, gdzie skały pękały i czas się przełamał, dla mnie zmartwychwstała przeszłość moja w mocy i chwale.

Przynoszę Ci więc modlitwę nową: dziękczynną. Nie przywykły do niej moje wargi. Nie znam też wszystkich słów, z których powinien być ułożony hymn chwalący Ciebie za Twoją wobec mnie cierpliwość, za nie uwzględnianie moich niemądrych żądań, za tłumienie echa moich buntowniczych krzyków. Będę jednak nadal cierpliwy – nauczę się opowiadać moją codzienność w tonie radości i zachwytu. Oto jutro, od brzasku, znowu dzień służby; ale – czy zauważyłeś, Panie, że już inaczej wypowiedziałem to zdanie i że włożyłem w nie bogatszą treść? – będzie to służba człowieka, który był na Golgocie; który widział i słyszał; który, pozwól mi wyznać, starał się wtedy myśleć. Nie niosę Ci więc tylko uczuć; sentymenty nie są moją specjalnością, nie potrafię posługiwać się nimi, jak nie umiem walczyć nie swoją bronią. Racz przyjąć proste, żołnierskie podziękowanie, zrodzone, umysłem, opromienione sercem, wyrażone nieudolnymi, lecz szczerymi słowami.

Czy mogę Cię prosić o spełnienie jednej tylko prośby, Panie? Może jest ona, zbyt śmiała? Ty osądź? Niech to, co powiedziałem o Golgocie, o Sprawiedliwym, zostanie uratowane dla pamięci ludzkości na zawsze. Może to moje świadectwo będzie komuś w przyszłości bardzo potrzebne, jak mnie była potrzebna Golgota? Może dla innych stanie się pochodnią rozświetlającą szarość ich życia? A może drzwiami do Twojego królestwa? Ja nie chcę wiedzieć, co mnie czeka, i nie zależy mi na tym, żeby moje imię weszło w niezniszczalną kronikę, nie pragnę żadnego przywileju, żadnej ulgi w losie człowieczym. Ale czy wolno polecić trosce Twojej, Boże wieczny, to moje wyznanie: „Doprawdy, ten człowiek był Synem Bożym”? Inne moje słowa niech zginą, jak proch, w który ciało me się rozsypie, te jednak niech trwają. Może już ktoś je chwycił w locie, może trzepocą się w jego pamięci, może już zadamawiają się w niej na stałe. Postaw przy nich straż. Twoim i moim są przecież skarbem.

Oto moja nowa modlitwa, Panie, oto jest moje nowe życie”.

o. Henryk Droździel SJ, Rektor PISK, Rzym 30.3.2021

N.B. Ojciec Droździel w czasie swojej posługi w Londynie, współpracował z o. Jerzym Mirewiczem m.in. w redagowaniu londyńskiego „Przeglądu Powszechnego”. Zorganizował mu poświęconą konferencję pt.: „Etos emigracji i kultura europejska w ujęciu o. Jerzego Mirewicza SJ” (Londyn, 14 II 2004).

Na zdjęciu: Okładka książki „Prorok i tancerka”, Księża Jezuici, Londyn 1971.

 

]]>
Mężczyzna o ojcowskim sercu (albo) Mężczyzna cud(owny) https://jezuici.pl/2021/03/mezczyzna-o-ojcowskim-sercu-albo-mezczyzna-cudowny/ Thu, 18 Mar 2021 11:51:42 +0000 https://jezuici.pl/?p=66092 Tak o św. Józefie pisze z zachwytem papież Franciszek. Nic dziwnego, że ogłosił Rok Świętego Józefa (8.12.2020-8.12.2021) i napisał z tej okazji specjalny List apostolski („Patris corde”), korzystając z tego, że w tym roku przypada 150 rocznica ogłoszenia św. Józefa Patronem Kościoła Katolickiego. Moim zdaniem, to doskonała okazja dla wszystkich, aby wyjść z intelektualnego i […]]]>

Tak o św. Józefie pisze z zachwytem papież Franciszek. Nic dziwnego, że ogłosił Rok Świętego Józefa (8.12.2020-8.12.2021) i napisał z tej okazji specjalny List apostolski („Patris corde”), korzystając z tego, że w tym roku przypada 150 rocznica ogłoszenia św. Józefa Patronem Kościoła Katolickiego.

Moim zdaniem, to doskonała okazja dla wszystkich, aby wyjść z intelektualnego i emocjonalnego letargu, w który wprowadzają nas nieustanie i bezmyślnie powtarzane stwierdzenia, że o św. Józefie nic nie wiemy, ponieważ Ewangelie nie zanotowały żadnego jego słowa.

Istotnie, w Biblii odnajdujemy słowa Marii, apostołów, Zachariasza i Elżbiety, Symeona, wielu mniej lub bardziej znanych osób, a nawet Piłata i Heroda, a Józef – milczy. Milczy w Betlejem, w Nazarecie, w Egipcie, w Jerozolimie. Jest to jednak milczenie pełne treści, niemalże materialne, dotykalne. Czy to nie powinno nas skłonić do zastanowienia? – Otóż, tak! Milczenie Józefa jest wymowne. Pismo św. przemawia do nas nie tylko przez to co ogłasza, ale i przez to co przemilcza. „Ewangelia nie podaje żadnych informacji na temat tego, jak długo Maryja i Józef pozostali z Dzieciątkiem w Egipcie. Na pewno jednak musieli jeść, znaleźć dom, pracę. Nie potrzeba wiele wyobraźni, aby wypełnić milczenie Ewangelii na ten temat”. – napisał we wspomnianym liście papież Franciszek. A nieco dalej dodał: „Uporczywe milczenie (Józefa – moje H.D.) nie rozważa narzekań, ale zawsze konkretne gesty zaufania”.

Wiemy z lektury Biblii, że Bóg przywiązuje wagę do słów, ale jeszcze bardziej do czynów. A tych związanych z życiem Jezusa i Maryi a z udziałem Józefa nie brakowało. Ewangeliści skrzętnie wyliczyli tylko te najważniejsze ich zdaniem: spis ludności, narodziny w Betlejem, obrzezanie, nadanie imienia, ofiarowanie Jezusa w świątyni, ucieczka do Egiptu, znalezienie w świątyni, troska o Jezusa i jego utrzymanie i wychowanie w Nazarecie, praca. Józef był tam nie tylko obecny, ale myślał, podejmował decyzje i działał.

Oderwijmy wzrok od wyimaginowanych obrazów Józefa, jako starca z siwą brodą odwróconego plecami od życia. Dajmy się papieżowi Franciszkowi poprowadzić drogą milionów chrześcijan w głąb biblijnych przekazów, w świat wydarzeń ukrytych dla powierzchownego obserwatora, albo szukającego newsów dziennikarza. Podejmijmy wysiłek, aby poznać głębiej bezcenny skarb, jakim jest osoba św. Józefa. Odkryjmy mężczyznę, męża najpiękniejszej z kobiet, którego życie w posłuszeństwie woli Ojca niebieskiego nierozerwalnie złączyło z życiem Osób, które „są najcenniejszym skarbem naszej wiary” (papież Franciszek).

We wspomnianym Liście apostolskim, będącym bardziej medytacją niż dogmatyczną wypowiedzią, papież podzielił się „kilkoma osobistymi refleksjami” na temat osoby, życia i powołania św. Józefa. Powstały one „z potrzeby serca”, a pragnienie, aby to uczynić „narastało w ciągu … miesięcy pandemii… pośród dotykającego nas kryzysu”, gdy widzieliśmy „życie nasze jest tkane i wspierane przez zwykłe osoby – zazwyczaj zapominane – które nie występują w tytułach gazet i magazynów, ani na wielkiej scenie ostatniego show, lecz niewątpliwie dziś zapisują decydujące wydarzenia na kartach naszej historii”.

Papież rozpoczyna List od refleksji na temat ojcostwa, a następnie porusza temat ojcostwa św. Józefa.

Bycie „ojcem”, „oblubieńcem” to istota życia Józefa, a natchnienie dla nas. Wyraża się ono w darze z siebie, z życia, z pracy. Józef kocha Boga jako izraelita, Maryję jak zakochany mężczyzna i mąż, a Jezusa „ojcowskim sercem”. „Ojcostwo” Józefowe pozwoli Jezusowi odnaleźć swoją tożsamość w ludzkiej historii, a potem głosić Ewangelię, jako potomkowi z rodu Dawida.

Świętego Józefa często przedstawia się w kontekście legalnych rozważań na temat „przybranego ojcostwa”, Papież idzie krok dalej. W drugiej refleksji każe nam rozważać i kontemplować jego „ojcowską czułość”. Aplikuje Ozeaszowe słowa: „Uczył Go chodzić, biorąc Go za rękę: był dla Niego, jak ojciec, który podnosi dziecko do policzka, pochyla się nad nim, aby go nakarmić” (por. Oz 11, 3-4) do relacji Józef – Syn. W dalszych rozważaniach papież wyjaśnia, że czułość to miłość, która „dotyka” i „akceptuje” naszą słabość i to, co w nas jest kruche.

Posłuszeństwo Józefa, to kolejny temat wnikliwych rozważań papieża Franciszka. Płynie ono z akceptacji powołania i z wiary, którą dzieli Józef z Maryją. Jego ojcowskie posłuszeństwo tak, jak i Jej, jest posłuszeństwem „bez wahania”, bez poddawania się trudnościom, a jednocześnie twórczym. „W każdych okolicznościach swojego życia Józef potrafił wypowiedzieć swoje »fiat«, jak Maryja podczas Zwiastowania i Jezus w Getsemani”.

„Bóg wezwał św. Józefa, aby służył bezpośrednio osobie i misji Jezusa poprzez sprawowanie swego ojcostwa: właśnie w ten sposób Józef współuczestniczy w pełni czasów w wielkiej tajemnicy odkupienia i jest prawdziwie sługą zbawienia” – napisał papież.

„Józef jawi się jako mężczyzna okazujący szacunek, delikatny, który – choć nie ma wszystkich informacji – opowiada się za reputacją, godnością i życiem Maryi” – czytamy w rozdziale zatytułowanym „Ojciec przyjmujący”. Nie sądźmy, że papież chce, abyśmy myśleli, że „wierzyć to znaczy znajdować łatwe, pocieszające rozwiązania”. Jest odwrotnie. U św. Józefa widzimy wiarę, która nie zamyka oczu na trudności, nie ucieka przed nimi, stawia im czoło „z otwartymi oczyma, biorąc za to osobiście odpowiedzialność”. Jak w każdej z poprzednich i w tej refleksji znajdziemy Franciszkowe perełki: „Akceptacja Józefa zachęca nas do akceptacji innych, bez wykluczania… Wyobrażam sobie, że postawa Józefa była dla Jezusa źródłem inspiracji dla przypowieści o synu marnotrawnym i miłosiernym ojcu”.

Pierwotnie tytuł tego artykułu miał brzmieć „Mężczyzna cudowny” i zrodził się we mnie po lekturze piątego rozdziału pt. „Ojciec z twórczą odwagą”. To tu pojawia się słowo „cud”. Ale oddajmy głos papieżowi Franciszkowi: „Józef jest człowiekiem, przez którego Bóg troszczy się o początki historii odkupienia. Jest on prawdziwym „cudem”, dzięki któremu Bóg ocala Dziecię i Jego Matkę. Bóg działa, ufając w twórczą odwagę tego człowieka…”. To tu mowa jest o „twórczej odwadze” Józefa; o „Józefie bohaterze”; o Józefie, któremu „Bóg ufa”, a Maryja może być pewna, że ma męża, „, który nie tylko chce ocalić Jej życie, ale który zawsze będzie się troszczył o Nią i o Dziecko”.
Nie będę relacjonował pozostałych dwu rozdziałów i pełnego treści zakończenia. Pragnę w ten sposób zachęcić Cię Drogi Czytelniku, skoro cierpliwie dotarłeś do tego miejsca, do przeczytania całego Listu „Patris corde” (nie jest długi) oraz do uczynienia jego poszczególnych rozdziałów obfitujących w zaskakujące spostrzeżenia przedmiotem medytacji. Rok św. Józefa; marzec, który jest „jego miesiącem”; każda środa jako dzień szczególnej modlitwy do św. Józefa; a wreszcie przypadająca w najbliższych dniach (19.III) Uroczystość Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny niewątpliwie temu sprzyjają.

Na zakończenie kilka słów o polskim wątku w „Patris corde”. Otóż jeden z rozdziałów nosi tytuł, który papież zaczerpnął od Polaka. Tak o tym napisał: „Polski pisarz Jan Dobraczyński w książce »Cień Ojca« opowiedział w formie powieści o życiu świętego Józefa. Przez sugestywny obraz cienia określił postać Józefa, który w stosunku do Jezusa jest cieniem Ojca Niebieskiego na ziemi: osłania Go, chroni, nie odstępuje od Niego, podążając Jego śladami”. Wędrując uliczkami Rzymu, zauważyłem wydania wspomnianej książki Dobraczyńskiego w witrynach wielu księgarni. W niektórych różnojęzyczne tłumaczenia stały obok siebie. Sądzę, że warto dodać tę pozycję do swoich tegorocznych lektur nie tylko, aby nie było, że cudze chwalimy…, albo że to dobre lekarstwo na covidowe smutki, ale przede wszystkim dlatego, że jeśli chcemy się zaprzyjaźnić ze świętymi, to trzeba ich poznać. To jest środek do celu, który przyświecał papieżowi Franciszkowi przy pisaniu listu dedykowanego św. Józefowi. Tym celem jest „wzbudzenie większej miłości dla tego wielkiego Świętego, abyśmy byli zachęceni do modlitwy o jego wstawiennictwo i do naśladowania jego cnót i jego zaangażowania”.

Podsumowując, można powiedzieć, że papież wzorem swoich wybitnych poprzedników zachęca nas: Ite ad Joseph! – Idźcie do Józefa!

Fresk – Kalisz

o. Henryk Droździel SJ, 19.3.2021, Rzym

Tego samego Autora: Święty Józef w świetle pewnej ikony.
https://jezuici.pl/2020/03/swiety-jozef-w-swietle-pewnej-ikony/

Foto: Henryk Droździel SJ

 

]]>
Czekając na List Papieża Franciszka o Dantem https://jezuici.pl/2021/03/czekajac-na-list-papieza-franciszka-o-dantem/ Mon, 08 Mar 2021 15:15:21 +0000 https://jezuici.pl/?p=65784 We Włoszech trwają przygotowania do obchodów 700. rocznicy śmierci Dantego Alighieri. O uznaniu, jakim cieszy się autor „Boskiej komedii” we Włoszech, świadczą liczne spontaniczne inicjatywy grup i pojedynczych osób, uzupełniające plany uhonorowania jubileuszu Dantego przygotowane przez rząd włoski, środowiska naukowe i stowarzyszenia kulturalne. Kreatywność tych pierwszych jest bardzo duża: kolacje, spacery, bale, strony internetowe, gadżety […]]]>

We Włoszech trwają przygotowania do obchodów 700. rocznicy śmierci Dantego Alighieri. O uznaniu, jakim cieszy się autor „Boskiej komedii” we Włoszech, świadczą liczne spontaniczne inicjatywy grup i pojedynczych osób, uzupełniające plany uhonorowania jubileuszu Dantego przygotowane przez rząd włoski, środowiska naukowe i stowarzyszenia kulturalne. Kreatywność tych pierwszych jest bardzo duża: kolacje, spacery, bale, strony internetowe, gadżety itp. to tylko niektóre przykłady ich pomysłowości. Książę poetów (we Włoszech dzieli ten tytuł z Wergiliuszem) zmarł w nocy z 13 na 14 września 1321 roku, czyli w święto podwyższenia Krzyża Świętego. Pamiętając, że poeta urodził się w 1265 roku łatwo policzyć, że uroczystości rocznicy śmierci wpisują się w 7-letni kalendarz przeróżnych wydarzeń rocznicowych poświęconych Dantemu, które rozpoczęły się już w 2015 r. (750. urodzin w 2015 – 700. śmierci w 2021). Zapewne nigdy wcześniej nic podobnego nie miało miejsca. Impressionante – jakby powiedzieli Włosi.

Kościół katolicki nie zamierza pozostać w tyle. Już w 2012 roku zaplanował szereg wydarzeń dla uczczenia swego wielkiego poety, filozofa i teologa. Z wypowiedzi kard. G. Ravasiego, stojącego na czele watykańskiego komitetu ds. obchodów 700. rocznicy śmierci Dantego wynika, że możemy oczekiwać specjalnego listu papieża z tej okazji. Jako możliwą datę jego publikacji wskazał 25 marca br. czyli dzień, w którym Dante zaczął swoją wędrówkę przez Piekło, Czyściec i Raj (25 marca 1300). Tak staranne przygotowania nie są zaskoczeniem. Wpisują się w szereg ważnych inicjatyw Kościoła w osobach jego pasterzy, w odniesieniu do Wielkiego Poety, które miały miejsce w przeszłości.

Papież Benedykt XIV, z okazji 600. rocznicy śmierci poświęcił Dantemu całą encyklikę zatytułowaną „In praeclara summorum” (30.4.1921). Co ciekawe tę encyklikę, skierował nie do wiernych i ludzi dobrej woli, jak to jest zazwyczaj, ale do wykładowców, studentów i naukowców z całego świata. Przypomina, że Dante była katolikiem, nazywa go szlachetną osobą, wspaniałym piewcą chrześcijańskiej idei, powodem dumy i chwały dla ludzkości. Papież przekonuje, że studia nad Dantem wzmocnią kulturę, sprawią, że prawda jeszcze bardziej zajaśnieje i wzrośnie, a wraz z nią spontaniczna miłość do Kościoła. Lektura argumentów, które papież przytacza na poparcie swoich stwierdzeń, jest fascynująca.

Paweł VI, w Motu proprio „Altissimi cantus” (7.12.1965), wydanym z okazji siedemsetnej rocznicy urodzin Dantego, proponuje całościowe odczytanie twórczości Wielkiego Poety. Dzieli się równocześnie własnymi spostrzeżeniami. Według papieża Dante zasługuje na uwagę i uznanie jako katolik, jego dzieło oddycha miłością do Chrystusa, Poeta bardzo kocha Kościół i ma wielki szacunek dla papieża, jako Namiestnika Chrystusa na ziemi. Wskazuje także na komplementarność wymiaru ziemskiego i nadprzyrodzonego, w budowaniu „res publica christiana”. Ten sam papież ustanowił katedrę studiów nad Dantem na Uniwersytecie Katolickim Sacro Cuore, ofiarował i kazał umieścić złoty krzyż na grobie Dantego w kościele San Francesco w Ravennie, a jeszcze tego samego roku, polecił umieścić złotą koronę z monogramem Chrystusa na chrzcielnicy w baptysterium kościoła San Giovanni, we Florencji. Dla Pawła VI wędrówka Dantego jest zaproszeniem i wezwaniem do wejścia na drogę nawrócenia dla każdego czytelnika.

Papież Jan XXIII z zamiłowania bibliofil, dobrze znał „Boską komedię”, chociaż jego ulubionymi autorami byli A’Kempis, Manzoni i Claudel.

Jan Pawła II znał „Boską komedię” Dantego. W latach młodzieńczych uczestniczył w jej przedstawieniach, organizowanych na scenie Domu Katolickiego i teatru szkolnego. Przywołał jego postać i słowa w Liście do Artystów (4.4.1999) wspominając o kulturze średniowiecza i o „Pięknie”, które zbawia. Powoływał się na słowa Dantego, mówiąc w różnych swoich homiliach i oficjalnych wypowiedziach o Maryi (Rosarium Virginis Mariae, Redemptoris Mater). W homilii w czasie Mszy św. beatyfikacyjnej biskupa Michała Kozala, na placu Defilad (14.06.1987), gdy mówił o miłości, jako istocie relacji pomiędzy Bogiem i stworzeniem, cytował poemat Dantego. Arcybiskup Cordes twierdził, że Jan Paweł II nosił się z zamiarem napisania encykliki o miłości.

Benedykt XVI swoją pierwszą encyklikę zatytułował „Deus caritas est” (25.12.2005). I chociaż rozpoczął ją słowami św. Jana Ewangelisty: „Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 J 4,16), to według niektórych, inspiracją był dla niego również drugi wielki piewca „Miłości, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy” – Dante i jego „Boska komedia”. Być może fakt, że encyklika kończy się piękną modlitwą do Matki Bożej, podobnie jak modlitwą do Matki Bożej kończy się „Boska komedia”, też nie jest bez znaczenia. W jednej ze swoich wypowiedzi Benedykt XVI nazywa Maryję „obfitującą w nadzieję fontanną”, cytując dosłownie Dantego (Raj, XXXIII, 12). Za pontyfikatu Benedykta XVI, Papieska Rada ds. Kultury we współpracy z rektoratem kościoła il Gesù i Casa di Dante zorganizowała w Rzymie, w kościele Il Gesù wieczór kulturalny i artystyczny pt. „Wiara Dantego” (12.10.2012). Wydarzenie otworzyło Rok Wiary. Ukazało też, jak silna wiara Dantego łączy jego osobę i jego dzieła. Uczestnicy wieczoru wysłuchali m.in. pieśni XXIV z „Raju”, zawierającej wyznanie wiary poety.

Papież Franciszek często cytował i cytuje Dantego. Napisał w pierwszym rozdziale, swojej pierwszej encykliki „Lumen fidei” (2013): „Rozumiemy więc, że wiara nie mieszka w mroku; jest ona światłem dla naszych ciemności. Dante w Boskiej komedii, w Raju, po wyznaniu swojej wiary przed św. Piotrem, opisuje ją jako » iskrę, / co w rozświcie coraz szerszymi ogniami się pali / i jest mą gwiazdą na nieba zenicie«”. Zdaniem papieża także i my jak Dante, przechodząc przez „głębię ciemnego lasu” nie powinniśmy tracić nadziei na odnalezienie drogi i sensu naszej wędrówki. Papież w swoich wypowiedziach o Najświętszej Maryi Pannie często cytował Dantego: Uczmy się od Maryi, która nieustannie kierowała swoje spojrzenie ku swojemu Synowi, a Jej oblicze stało się »obliczem, które najbardziej podobne jest do Chrystusa« (Dante, Raj XXXII, 87).

Boską Komedię Dantego można traktować jako traktat filozoficzny, teologiczny, moralny, polityczny, historyczny. Będąc tym wszystkim, nie przestaje być jednocześnie poematem, poezją. I jak każdą poezję trzeba go czytać sercem wrażliwym, z pewnym intuicyjnym wyczuleniem, ze znajomością kontekstu, ale także szanując „alfabet”, którym poeta się posługuje.

Robert Benigni, włoski aktor, komik, reżyser i autor widowisk oraz wykładów poświęconych Dantemu pokazał, jak bardzo jego osoba i dzieło są ponadczasowe. „Lecture Dantis” przyciągały tłumy słuchaczy i widzów. Pokazały, że Dante i jego poemat cieszą się wśród Włochów (i nie tylko) niesłabnącym zainteresowaniem.

Zapowiadany list/medytacja papieża Franciszka niewątpliwie ukaże jeszcze inne, nieznane głębie Dantego. Mało kto ma dziś tak wielki dar i łatwość przekładania Biblii na język zrozumiały dla współczesnego człowieka, jak papież Franciszek. Obaj nie przestają nas zapraszać do wyjścia z ciemności niewiedzy, niewiary, braku miłości – ku światłu, wierze, pełnemu życiu i szczęściu w Bogu. Warto więc jeszcze trochę cierpliwie poczekać…czytając Boska komedię (?).

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 6.3.2021

Tego samego autora na jezuici.pl/blog: DANTE NA WIELKI POST

Na reprodukcji obraz Henry’ego Holidaya, Dante i Beatrycze, 1883 (źródło: Wikipedia). 

]]>
Jezuickie inspiracje w dziełach Szekspira https://jezuici.pl/2021/03/jezuickie-inspiracje-w-dzielach-szekspira/ Tue, 02 Mar 2021 17:14:06 +0000 https://jezuici.pl/?p=65655 O istnieniu wątku jezuickiego w działalności i życiu Williama Szekspira (1564-1616) możemy się przekonać, czytając bardzo pouczający wywiad Jana J. Fronczaka z Josephem Pearce pt. „Św. Robert Southwell SJ: Męczennik, który zainspirował Szekspira”. Wywiad w języku polskim ukazał się w rocznicę śmierci jezuickiego męczennika i poety (21 lutego br.) na stronie portalu PCh24. W języku […]]]>

O istnieniu wątku jezuickiego w działalności i życiu Williama Szekspira (1564-1616) możemy się przekonać, czytając bardzo pouczający wywiad Jana J. Fronczaka z Josephem Pearce pt. „Św. Robert Southwell SJ: Męczennik, który zainspirował Szekspira”. Wywiad w języku polskim ukazał się w rocznicę śmierci jezuickiego męczennika i poety (21 lutego br.) na stronie portalu PCh24. W języku angielskim można go przeczytać na stronie internetowej portalu The Catholic World Report.

Joseph Pearce, urodził się w Anglii, jest autorem licznych rozpraw i książek m.in.: Literary Converts, Shakespeare on Love, The Quest for Shakespeare, Through Shakespeare’s Eyes, Poems Every Catholic Should Know, What Every Catholic Should Know oraz biografii m.in. Oscara Wilde, J.R.R. Tolkiena, C. S. Lewisa, G. K. Chestertona i A. Sołżenicyna.

Zdaniem Pearce, aby zrozumieć właściwie przesłanie i inspiracje dzieł wybitnego katolickiego pisarza, jakim jest Szekspir, nie wystarczy dobrze znać kontekst historyczny, trzeba także uwzględnić wpływ więzów krwi i duchowe pokrewieństwo, które łączyło go z Robertem Southwellem (1561-1595), jezuitą, kapłanem, poetą, misjonarzem i męczennikiem. Pokrewieństwo rodzinne tych wielkich postaci dziwnym trafem, rzadko bywa zauważane. Dziwi to, tym bardziej że Robert Southwell był wybitnym poetą i wywarł wpływ na tak znanych twórców literatury, jak M. Drayton, E. Spenser, J. Donne czy Gerard M. Hopkins SJ.

Autor trzech książek o Szekspirze z wielką erudycją wybitnego pisarza odkrywa przed czytelnikiem ślady i nawiązania do św. R. Southwella obecne w szekspirowskim Hamlecie, Romeo i Julii czy Kupcu Weneckim. Ukazuje, jak wiara świadomie przeżywana poprowadziła obu na poetyckie szczyty, a jednego z nich do zakonu i na szczyt świętości poświadczony jednym z najwspanialszych przykładów męczeństwa i najstraszniejszych przykładów barbarzyństwa (które nawet poważne opracowania przemilczają).

Czytając wywody J. Percea o ukrytych watkach w twórczości Szekspira, nie mogłem nie przypomnieć sobie Sienkiewicza i jego przygód z rosyjską cenzurą. Wielki pisarz w postaciach swoich bohaterów z przeszłości i ich losach przemycał pamięć o współczesnych bohaterach. Współcześni Sienkiewiczowi bez trudności w torturach zadawanych Kmicicowi pod Częstochową (Potop) widzieli męczeńskie zmagania św. Andrzeja Boboli SJ. Nie sposób się oprzeć wrażeniu, że przemoc Elżbiety I wobec bezbronnych, okrucieństwo oraz bezduszność w egzekwowaniu stanowionego wówczas prawa i dziś znajdują swoich naśladowców w kraju Szekspira i Southwella. Wywiad J. J. Fronczaka z J. Pearcem to nie tylko rozmowa o literaturze. Warto go przeczytać.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 2.03.2021

Całość wywiadu: po polsku i w wersji angielskiej.

 

]]>
O spowiedzi inaczej https://jezuici.pl/2021/02/o-spowiedzi-inaczej/ Sat, 27 Feb 2021 08:57:43 +0000 https://jezuici.pl/?p=65538 Przyjaciel Lutra i jego bliski współpracownik, Filip Melanchton, miał powiedzieć kiedyś: „Protestantyzm wie, jak wielkim szaleństwem było zniesienie spowiedzi”, a don Lorenzo Milani, sławny we Włoszech opiekun opuszczonych dzieci, który na skutek niekonwencjonalnych metod wychowawczych miał nie raz kłopot z przełożonymi, odpowiadał tym, którzy radzili mu aby odszedł z Kościoła: „No dobrze, ale gdzie ja […]]]>

Przyjaciel Lutra i jego bliski współpracownik, Filip Melanchton, miał powiedzieć kiedyś: „Protestantyzm wie, jak wielkim szaleństwem było zniesienie spowiedzi”, a don Lorenzo Milani, sławny we Włoszech opiekun opuszczonych dzieci, który na skutek niekonwencjonalnych metod wychowawczych miał nie raz kłopot z przełożonymi, odpowiadał tym, którzy radzili mu aby odszedł z Kościoła: „No dobrze, ale gdzie ja wtedy pójdę do spowiedzi”?

Czy, jako katolicy doceniamy nieocenioną wartość sakramentu pokuty, jako daru Bożego Miłosierdzia? Zapewne tak, wielu z nas przecież się spowiada. Praktykujemy to co cenimy. Aby praktyka nie stała się skostniałą tradycją wymaga refleksji. Ta zaś jest uwarunkowana naszym sposobem patrzenia.

Można się pokusić o stwierdzenie, że są dwa spojrzenia lub podejścia do spowiedzi. W pierwszym akcent spoczywa na człowieku, a w drugim na Panu Bogu. W obu przypadkach spowiedź jest spotkaniem z Bogiem Miłosiernym. W każdym przypadku jednak, kto inny jest w centrum.

Zdarza się, że do spowiedzi przychodzimy, aby obmyć się z plamy grzechu. Żałujemy. Źle się z nim czujemy. Grzech jest tu widziany jak plama na koszuli. Wyznajemy grzech. Prosimy o przebaczenie. Po spowiedzi wychodzimy oczyszczeni. Bez plamy. Wdzięczni postanawiamy na przyszłość unikać sytuacji mogących nas pobrudzić. Gdy dobrze się przyjrzymy tej postawie, to ze zdumieniem odkryjemy, że grzech był u początku i w środku całego wydarzenia. Co więcej, gdy odchodzimy od konfesjonału, on jest w centrum – postanawiamy nie grzeszyć więcej. W tym miejscu trzeba, abyśmy się dobrze zrozumieli. Nie ma tu mowy o jakimś niewłaściwym podejściu, fałszu czy udawaniu. Wszystko jest autentyczne i owocne. Ale tak naprawdę, to dopiero początek naszej drogi nawrócenia, która prowadzi do odkrycia, że nie grzech, a miłość jest najważniejsza. Bóg nie znajduje upodobania w naszych rachunkach sumienia, rozdrapywaniu grzechów, natomiast pragnie abyśmy otwierali się coraz bardziej na Jego słowo, na Jego miłość i miłość bliźnich. Jeśli zwraca nam uwagę na grzech to tylko po to, aby opatrzyć i uleczyć zadane przez niego rany.

Drugi sposób podejścia do spowiedzi można nazwać Piotrowym. Pamiętamy, że Piotr zaparł się Pana Jezusa. Zrozumiał to dopiero, gdy spojrzenia jego i Jezusa się spotkały. I wtedy, jak pisze ewangelista (niewątpliwie relacjonując wyznanie samego Piotra) zapłakał. Nie płakał nad sobą. Nie użalał się nad tym, że okazał się piaskowcem a nie granitową skałą. Płakał z powodu smutku, który zaparciem się sprawił swemu Przyjacielowi, Jezusowi, którego miłował i za którego był gotów oddać życie. To Jezus, nie Piotr, jest w centrum uwagi Piotra. To miłość Jezusowa, a nie doskonałość Piotra, przywraca i podnosi na nowy poziom ich relację. Doświadczenie przebaczenia, zanim jeszcze o to poprosił (jak syn marnotrawny) zmieniło Piotra. W przyszłości pozwali mu błądzić, ale nie tracić ducha. Miłość Boża jeszcze wiele razy w jego życiu okaże się większa od słabości.
Nic dziwnego, że spowiedź w Piśmie św. zawsze kończy się wielką radością. Spotkanie Pana Jezusa przez Zacheusz a potem spowiedź, zakończyło się wielką zmianą, ogromną radością (jego i Jezusa) i ucztą. Nie jakąś prywatką z piwem i paluszkami ale wielkim przyjęciem, prawdziwą ucztą z udziałem Jezusa i licznych celników.

Jeśli mam wybór, wolę nie patrzeć na twarz osoby, która przychodzi do spowiedzi (mądrość budowniczych konfesjonałów, w których strona grzesznika jest w cieniu) ale lubię spojrzeć w uradowaną twarz człowieka, którego Pan uleczył, odpuszczając mu grzechy. Przebłyskuję w niej pierwotne piękno, które Bóg przywraca przez sakramentalne rozgrzeszenie. Lubię też piękny zwyczaj, gdy osoba po zakończeniu spowiedzi wychodzi „z cienia” i „ukazuje swoją twarz” z wdzięcznością Bogu całuje krzyż umieszczony na spoczywającej na konfesjonale stule.

Mógłbym tak pisać o spowiedzi dalej. Sądzę jednak, że będzie owocniej, jeśli Drogi Czytelniku coś dodasz w tym miejscu od siebie. Ja zakończę jeszcze tylko jedną uwagą i świadectwem.
Otóż psychologia, która od pewnego czasu dynamicznie się rozwija jako nauka, wykorzystuje w swojej metodzie dialog, rozmowę. Niejednokrotnie rozmowa jest jednocześnie terapią. Zwróćmy uwagę na obecność tego terapeutycznego elementu w spowiedzi od …No właśnie, od kiedy? Od początku. Szczera rozmowa w czasie spowiedzi jest zawsze owocna. To co się dzieje w spowiedzi jest spotkaniem z Miłującym Bogiem, w którym mówiąc o nas, wyznając, przepraszając, dziękując rozmawiamy z Kimś, kto nie tylko nas wysłucha, zrozumie (nawet, gdy my siebie nie rozumiemy), ale potrafi też zaradzić temu, z czym przychodzimy.

Niech wśród naszych rozmów w Wielkim Poście nie zabraknie rozmowy o miłości, którą Bóg nam okazuje w sakramencie pokuty. Miłości, której wiele wymiarów czeka jeszcze na odkrycie. I…nie zapominajmy o spowiedzi.

o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 26.02.2021

Zdjęcia:
1. Konfesjonał z wotami wdzięczności Sługi Bożego o. Felice Capello SJ w jezuickim kościele św. Ignacego, w Rzymie. foto: H. Droździel SJ, 2021
2. Konfesjonały w nawie bocznej kościoła św. Ignacego, W Rzymie. foto: H. Droździel SJ, 2021

]]>
MIŁOŚĆ TO… https://jezuici.pl/2021/02/milosc-to/ Sat, 20 Feb 2021 16:08:09 +0000 https://jezuici.pl/?p=65320 Ktoś bardzo mądry* powiedział, że…miłość, nie istnieje, istnieją tylko osoby, które kochają. Trzeba więc miłości się uczyć, bo ona jest taka, jak osoba, która kocha. Czas Wielkiego Postu, ze swoją wyjątkową łaską, wielkopostnymi przewodnikami i Jezusem Chrystusem jako nauczycielem, nadaje się do tego najlepiej. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, powiedzmy sobie szczerze, że w dziedzinie miłości […]]]>

Ktoś bardzo mądry* powiedział, że…miłość, nie istnieje, istnieją tylko osoby, które kochają. Trzeba więc miłości się uczyć, bo ona jest taka, jak osoba, która kocha.
Czas Wielkiego Postu, ze swoją wyjątkową łaską, wielkopostnymi przewodnikami i Jezusem Chrystusem jako nauczycielem, nadaje się do tego najlepiej. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, powiedzmy sobie szczerze, że w dziedzinie miłości Boga i bliźnich wszyscy jesteśmy początkujący, i przez całe życie nosimy w sobie niezaspokojone pragnienie, by kochać bardziej.
Najlepiej zacząć naukę od drobnych rzeczy. Albowiem miłość, to matka odwijająca papierek z lizaka dla dziecka, stojącego przy niej ze wzniesionymi ku niej oczyma pełnymi słodyczy.
To ojciec z malutką dziewczynką na ręku, która z dumą i bez leku, jak księżniczka na tronie przygląda się tłumowi wokoło.
To mąż zwracający się do małżonki: „Dziękuję Ci, kochanie”.
To zajęcie miejsca w autobusie o krok dalej od wejścia, aby osoby mogły wejść i wyjść bez problemu.
To zdjęcie plecaka przy wsiadaniu do pociągu, aby nie uderzyć niechcący osoby obok.
To młody człowiek zatrzymujący się przy pochylonych nad mapą turystach z pytaniem: Czy mogę w czymś pomoc?
To wyciszenie odtwarzacza w telefonie, aby zbyt głośną muzyką nie przeszkadzać czekającym w kolejce.
To ustąpienie miejsca osobie, która wydaje się potrzebować go bardziej niż my.
To dostosowanie kroku do wolno idącej staruszki na pasach, aby nie czuła się sama na jezdni.
To powstrzymanie się od gwałtownego reagowania na drobne uszczypliwości.
To wybór tego co budzi uznanie, gdy nie jesteśmy zobowiązani do upominania.
To złotówka w kieszeni płaszcza, na wypadek spotkania żebrzącego.
To Ty i ja, spełniający codzienne drobne gesty bezinteresownej troski o innych, jako daru z siebie!

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 21.02.2021

PS. Drogi Czytelniku, czuj się wolny, aby kontynuować wyliczanie, nawet przez cały Wielki Post.

* W. Półtawska

Foto z: pixabay

 

]]>