Archiwa: Opinie | Jezuici.pl https://jezuici.pl/tematy/opinie/ Oficjalna strona Towarzystwa Jezusowego w Polsce Tue, 31 Dec 2024 11:47:43 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.7.2 https://jezuici.pl/wp-content/uploads/2016/05/cropped-slonce-1-150x150.png Archiwa: Opinie | Jezuici.pl https://jezuici.pl/tematy/opinie/ 32 32 Rozwijać to, co w człowieku najlepsze https://jezuici.pl/2024/09/rozwijac-to-co-w-czlowieku-najlepsze/ Wed, 11 Sep 2024 04:56:20 +0000 https://jezuici.pl/?p=93188 Do napisania tego postu natchnął mnie felieton o. Wojciecha Surówki OP, z ostatniego „Gościa Niedzielnego”. Nawet nie chcę za bardzo komentować samego tekstu o. Surówki OP, raczej traktuję go jako punkt wyjścia. Otóż Autor relacjonuje, jak to pewien ksiądz poprosił go o wygłoszenie konferencji dla duszpasterzy pt. „Czego młodzież oczekuje od duszpasterstwa?” O. Surówka OP […]]]>

Do napisania tego postu natchnął mnie felieton o. Wojciecha Surówki OP, z ostatniego „Gościa Niedzielnego”. Nawet nie chcę za bardzo komentować samego tekstu o. Surówki OP, raczej traktuję go jako punkt wyjścia.

Otóż Autor relacjonuje, jak to pewien ksiądz poprosił go o wygłoszenie konferencji dla duszpasterzy pt. „Czego młodzież oczekuje od duszpasterstwa?

O. Surówka OP pisze dalej: „Od razu odpowiedziałem mojemu rozmówcy, że w procesie wychowawczym ważniejsze jest przecież to, czego wychowawca oczekuje od młodzieży, a nie jakie są jej oczekiwania. Wychowanie zakłada, że osoba wychowywana nie ma odpowiednich kompetencji, aby osiągnąć cel czy nawet go dostrzec”.

Otóż, nie jestem do końca pewny, czy w procesie wychowawczym ważniejsze są oczekiwanie wychowawcy niż wychowanków. Wszystko zależy od modelu pedagogicznego, ale też niewątpliwie od wieku wychowanków. W wieku dziecięcym będzie to inaczej wyglądało, inaczej w nastoletnim, a inaczej w studenckim.

Oczywiście, że jest coś takiego jak relacja mistrz-uczeń. Ja jednak wolę drogę, którą proponuje Sokrates, i w dużej mierze Jezus idzie tą drogą. Pomagamy wydobyć i rozwijać to, co w człowieku najlepsze. W pewnym sensie uważam, że nie liczenie się z oczekiwaniami wychowanka, jego pragnieniami może być czasem bardzo niebezpieczne. Grozi to narzucaniem własnej wizji i modelu z pominięciem indywidualności i rytmu wychowywanego.

Sądzę, że niektóre oczekiwania i pragnienia młodego człowieka mają duże znaczenie w procesie osiągania celu wychowawczego, czy nawet w dostrzeżeniu, dokąd człowiek powinien zmierzać. Założenie, że tak właśnie nie jest, opiera się na przekonaniu, że Bóg nie mówi do wychowanka i wychowawcy przez pragnienia, dary naturalne i specyfikę każdego wychowanka.

Jasne, że czym innym są zmieniające się co chwila marzenia i pragnienia dziecka, ale kiedy mówimy o młodych ludziach coś się już w nich krystalizuje. Nie będę się rozpisywał o tym, co dzisiaj wiemy o wychowaniu, także z punktu widzenia nauk o człowieku. Bardzo obawiam się takiej wizji, gdzie wychowanek ma tylko wykonywać polecanie wychowawcy „bo sam nie wie, dokąd idzie” i „czego chce”.

Co więcej, uważam, że tak przez długie wieki „wychowywano” w Kościele: nakazy, zakazy, starsi mówili, co mają robić młodsi. Myślę, że dzisiejszy bunt młodych i kontestacja nie tylko w Kościele, bierze się stąd, że ich głos nie jest brany pod uwagę, że muszą „odziedziczyć” i przyjąć to, co stworzyli im starsi, nawet ich nie pytając.

Synodalność nie polega tylko na tym, że się słucha, aby słuchać, ale żeby usłyszeć. Bóg mówi przez wszystkich, nie tylko przez doświadczonych i starszych. To samo dotyczy relacji Kościoła z tzw. światem. Wcale nie jest tak, że to świat we wszystkim ma się dostosować do Kościoła. To również bardzo niebezpieczne. Dlaczego?

Kościół nie zrozumie głębiej siebie, człowieka i rzeczywistości stworzonej, w tym także prawdy objawionej, jeśli całkowicie zamknie się na prawdę, którą odkrywa w świecie nauka. Pismo święte po prostu nie jest księgą naukową. Ta część prawdy, która dotyczy stworzenia i nie jest sprzeczna z prawdą Objawioną, jest zarezerwowana dla ludzkiego doświadczenia, poszukiwania i odkrywania.

Mnie się wydaje, że tutaj dzisiaj tkwi ogromny problem i wyzwanie. Często przeciwstawiamy wiarę nie tylko rozumowi, ale i nauce. I dlatego uważamy, że nasza do świata jest świetna, ale ten świat przyjąć jej nie chce. A może nieraz narażamy się na śmieszność głosząc w katechezach i z ambon rzeczy, które przeczą współczesnej nauce, opieramy się na antropologii sprzed kilkuset lat. Nie mam wątpliwości, że kiedy Jan Paweł II pisał, że „człowiek jest drogą Kościoła” i to konkretny, kiedy Benedykt XVI rehabilituje ludzkiego erosa, który jest miłością przyjmującą, pełną pragnień i kiedy Franciszek wzywa do rozeznawania, kształtowania charakteru i synodalności to wszyscy oni mówią o tym samym. Czas Kościoła, w którym wszystkich traktujemy tak samo, a młodzi mają się tylko poddać „lepszej” wersji życia i świata wypracowanego przez starszych, po prostu się kończy.

Ten stary model jest wygodniejszy. Podobnie jak często kościelne posłuszeństwo, które więcej ma wspólnego z posłuszeństwem wojskowym niż ewangelicznym.

Nauki o człowieku pomagają nam go coraz lepiej zrozumieć. Rzecz jasna, wszystko podlega rozeznawaniu, przesiewaniu. Nie wszystko, co podaje się jako naukowe takim jest i nie wszystko jest zgodne z prawdą. Ale to jest margines lub jakaś ideologia.

Właśnie współczesna psychologia – tak wiele nurtów, pedagogika, neuronauki już dogłębnie zmieniają moralność i rozumienie ludzkiej wolności, godności, a także naszych ograniczeń. To właśnie te nauki wskazują, że im bardziej włącza się wychowywanego w proces wychowania, nie na zasadzie spełniania wszystkich poleceń wychowawcy, który „lepiej wie”, ale włączania jego pragnień, uzdolnień i innych darów, tym lepiej.

To oczywiście jest trudniejsze niż dawniejsze „dzieci i ryby głosu nie mają” Nie jestem, żeby było jasne, za modelem, w którym pozwala się dziecku i młodemu człowiekowi, aby robił, co chciał we wszystkim. To nie jest wychowanie. Ale w ów proces należy go włączyć, towarzyszyć mu nie jakimś paternalizmem i „my wiemy lepiej”, ale próbować go poznać, rozeznać, czy jego pragnienia to chwilowe zachcianki, czy coś głębszego, wspierać, pobudzać, dodawać sił. Tak, zasadniczo wychowawca ma większe doświadczenie i kompetencje, ale to nie oznacza, że pytanie: „Czego młodzi ludzie oczekują od duszpasterstwa?” jest bezzasadne.

Dariusz Piórkowski SJ (https://www.facebook.com/dariusz.piorkowski.5)

]]>
Katecheza? Mniej oburzenia, więcej towarzyszenia  https://jezuici.pl/2024/09/katecheza-mniej-oburzenia-wiecej-towarzyszenia/ Wed, 04 Sep 2024 13:32:11 +0000 https://jezuici.pl/?p=93058 W ostatnią niedzielę można było usłyszeć w naszych kościołach list naszych biskupów dotyczący katechezy w szkołach. Jak to zwykle bywa, jedni się ucieszyli, inni oburzyli, niektórzy zignorowali, a jeszcze inni podjęli próbę wyciągnięcia praktycznych wniosków. Przyznam, że osobiście trochę zabrakło mi w nim jakiejś wzmianki, że została podjęta refleksja dlaczego nieraz nawet wierzący, praktykujący i […]]]>

W ostatnią niedzielę można było usłyszeć w naszych kościołach list naszych biskupów dotyczący katechezy w szkołach. Jak to zwykle bywa, jedni się ucieszyli, inni oburzyli, niektórzy zignorowali, a jeszcze inni podjęli próbę wyciągnięcia praktycznych wniosków.

Przyznam, że osobiście trochę zabrakło mi w nim jakiejś wzmianki, że została podjęta refleksja dlaczego nieraz nawet wierzący, praktykujący i zaangażowani katolicy wypisują swoje dzieci z katechezy, podobnie jak z lekcji religii w szkole rezygnuje część starszych uczniów należących do wspólnot kościelnych, formujących się i autentycznie dbających o swoje życie duchowe.

Miłe byłoby również zapewnienie, że rodzice mogą śmiało posyłać dzieci na lekcje religii, bo ze strony Kościoła podjęte zostaną wszelkie starania, żeby przyczyny wyżej wspomnianego stanu rzeczy zostały co najmniej zminimalizowane: że zostaną na nowo przemyślane treści nauczania, a ich realizacja będzie weryfikowana, do nauczania będą natomiast posyłane osoby, które reprezentują możliwie najwyższy poziom wiedzy merytorycznej, odznaczające się jak najlepszymi zdolnościami komunikacyjnymi i pedagogicznymi, a swoim subtelnym entuzjazmem wiary, będą w stanie nienachalnie inspirować do pogłębiania duchowości i stawiania sobie najważniejszych, egzystencjalnych pytań. 

Ufam, że tak właśnie było, tylko nie zostało to ujęte w liście. A trochę szkoda, bo fajnie byłoby to usłyszeć expressis verbis, żeby nie tworzyć dla rodziców – zapewne mylnego – wrażenia przerzucania na nich całej odpowiedzialności. 

Trochę na marginesie całej tej debaty nasuwa się jeszcze jedna myśl: jako Kościół ciągle jesteśmy o dwa kroki za rzeczywistością. Coś się dzieje, a my dopiero wtedy, po fakcie, odpowiednio tłumaczymy się albo oburzamy. Jak nie o Jana Pawła II, to o ceremonię otwarcia igrzysk; jak nie o igrzyska, to o lekcje religii. 

A może warto przynajmniej część tej energii, która idzie w oburzenie i nieco jałowe nieraz dyskusje post factum, przekierować na refleksję i konkretne działania, żeby odpowiedzieć na realne potrzeby realnych ludzi? Więcej, niż o utrzymanie status quo, troszczyć się o słuchanie ludzi i towarzyszenie im w ich poszukiwaniach? Pokazując mimochodem, że Ewangelia to przede wszystkim najwspanialsza w dziejach opowieść o nadziei, prawdzie i miłości rozświetlającej mroki nienawiści, cierpienia i śmierci? 

Fenomen serialu „The Chosen”, coraz większa popularność programu „Baranki”, rozwijający się skauting „Wędrownicy” z ich katechezami dla bierzmowanych, czy ciepłe przyjęcie projektu „Usłysz Biblię. Opowieści dla małych i dużych” stworzony przez Modlitwę w drodze jasno wskazują, że na Dobrą Nowinę jest ciągle popyt, niezależnie od wieku. Dobrze, że rozmawiamy o katechezie, szukajmy rozwiązań, które będą fair i dla wszystkich jak najbardziej korzystne. Byle nie wypalić się w walce przez pomylenie środków z celem. Celem dla chrześcijanina jest prowadzenie ludzi do spotkania z Bogiem, który jest Miłością. To tutaj potrzeba całych pokładów naszej energii, entuzjazmu i kreatywności.

(fot. Katerina Holmes)

]]>
O. Dominik Dubiel SJ: „Mówienie o „kryzysie powołań” jest nie do końca adekwatne” https://jezuici.pl/2024/07/o-dominik-dubiel-sj-mowienie-o-kryzysie-powolan-jest-nie-do-konca-adekwatne/ Thu, 25 Jul 2024 08:14:16 +0000 https://jezuici.pl/?p=92117 Czy w Kościele katolickim rzeczywiście mamy do czynienia z kryzysem powołań? Odpowiada neoprezbiter Dominik Dubiel SJ. To zależy jak na to spojrzeć. Jeśli chodzi o powołania do bycia księdzem, warto zauważyć, że małe liczby są charakterystyką świata zachodniego. Dla przykładu, żeby wstąpić do Towarzystwa Jezusowego w Wietnamie, trzeba nie tylko skończyć wcześniej zwyczajne, świeckie studia, […]]]>

Czy w Kościele katolickim rzeczywiście mamy do czynienia z kryzysem powołań? Odpowiada neoprezbiter Dominik Dubiel SJ.

To zależy jak na to spojrzeć. Jeśli chodzi o powołania do bycia księdzem, warto zauważyć, że małe liczby są charakterystyką świata zachodniego. Dla przykładu, żeby wstąpić do Towarzystwa Jezusowego w Wietnamie, trzeba nie tylko skończyć wcześniej zwyczajne, świeckie studia, ale i poczekać – nieraz kilka lat – w kolejce, bo jest tylu chętnych. A zauważmy, że w Wietnamie, jakkolwiek sytuacja nieco się poprawiła w ostatnich latach, Kościół ciągle ma raczej pod górkę i bycie księdzem to trudniejsza sprawa. Jeśli chodzi o powołania w Indiach, to powiem tylko, że obecnie statystycznie co czwarty jezuita na świecie jest Hindusem. A sytuacja chrześcijańskiej mniejszości w Indiach wcale nie jest kolorowa. Chłopaki robią tam niesamowitą robotę i pracują z dużym poświęceniem. Również w wielu krajach afrykańskich jest sporo powołań. Myślę więc, że powszechnie powtarzana u nas teza o „kryzysie powołań” jest nie do końca adekwatna, jeśli popatrzymy w perspektywie globalnej.

Ale rozmawiamy w Polsce, więc przejdźmy do naszej rzeczywistości. Czy mamy do czynienia z kryzysem powołań? Wzrasta powszechna świadomość o różnorodności powołań w Kościele. Wśród chrześcijan coraz więcej osób bardzo świadomie podchodzi do wyboru swojej życiowej drogi, uczy się rozeznawać, dokształca się teologicznie i biblijnie. Choć mniej osób chodzi do Kościoła, to wzrasta liczba ludzi świadomie realizujących swoje chrześcijańskie powołanie. Stąd myślę, że mówienie o „kryzysie powołań” znów jest nie do końca adekwatne nawet w zachodnim świecie, jeśli popatrzymy szerzej na rzeczywistość chrześcijańskiego powołania.

Przechodząc w końcu do znacznie mniejszych liczb jeśli chodzi o chętnych do bycia księdzem w świecie zachodnim, myślę, że składa się na to wiele czynników. Po pierwsze, zmieniło się rozumienie chrześcijańskiego powołania do świętości. Dawniej uważano, że naprawdę uświęcić można się tylko będąc księdzem, siostrą zakonną, czy pustelnikiem. Stąd dla osób, które pragnęły żyć w bliskości Boga, było oczywiste, wybór był oczywisty. Dzisiaj rozumiemy, że życie w świecie jest tak samo dobrą drogą do świętości. Można prowadzić głębokie życie duchowe, głosić rekolekcje, być towarzyszem duchowym itd., będąc jednocześnie osobą żyjącą w świecie, posiadającą rodzinę. Nie trzeba do tego wszystkiego być księdzem. Myślę, że to jest jedna z przyczyn.

Z niej może wynikać kolejna. Czasami osoby myślące o byciu księdzem, zastanawiają się: skoro to wszystko mogą robić inni, to po co być księdzem? Tylko do odprawiania Mszy i spowiadania? To może rodzić pewien kryzys tożsamości. Jeśli ktoś nie odpowie sobie na pytanie co to znaczy być księdzem na głębszym poziomie, ma dwie opcje. Może zrezygnować, bo to męczące nie wiedzieć do końca kim się jest. Alternatywą jest rekonstruowanie dawnych klerykalnych schematów, gdzie ksiądz jest alfą i omegą, wokół której gromadzą się ludzie, którzy są zmęczeni braniem odpowiedzialności za własne życie i decyzje, oczekujący, że ksiądz powie im co mają robić i jak mają myśleć.

Myślę, że na tym polega kolejna przyczyna: bycie księdzem nie wiąże się już z posiadaniem władzy w świeckim sensie, z przywilejami, prestiżem. Oczywiście mówię póki co o większych miastach, ale myślę, że to kwestia maksymalnie jednego pokolenia, kiedy ta sytuacja stanie się powszechna. Wydaje mi się, że to zniechęca potencjalnych kandydatów, dla których te rzeczy są pociągające, co akurat wydaje mi się pozytywną sprawą.

Dalej, wizerunek księdza w mediach, kojarzy się dziś w dużej mierze z przestępstwami seksualnymi. Jakkolwiek, przykro to mówić, ludzie Kościoła sami mocno się przyłożyli do tego przede wszystkim przez sposób w jaki traktowali osoby skrzywdzone, ale to temat na osobną rozmowę. Faktem pozostaje, że jeśli ktoś nie ma osobistego pozytywnego doświadczenia konkretnego księdza i Kościoła, to opierając się tylko na medialnym przekazie, może się przestraszyć.

W końcu bycie księdzem to decyzja na całe życie. A charakterystyką pokolenia Z jest raczej niechęć do podejmowania decyzji, które wiążą ich na całe życie.

Pewnie jest jeszcze wiele innych przyczyn, bo temat jest złożony.

 

]]>
Dariusz Piórkowski SJ o nabożeństwach majowych https://jezuici.pl/2024/05/dariusz-piorkowski-sj-o-nabozenstwach-majowych/ Sat, 04 May 2024 09:03:52 +0000 https://jezuici.pl/?p=90429 Znany wielu ks. Andrzej Draguła pyta się, dlaczego spada liczba uczestników nabożeństw majowych. (Pewnie w różnych regionach Polski ta liczebność przedstawia się rozmaicie, ale generalnie jest spadek). I odpowiada, że może trzeba pogłębić maryjność w naszym rodzimym katolicyzmie. Tak, zgadzam się. Maryjność w polskim katolicyzmie wciąż bardzo odbiega od tego, co czytamy w „Lumen gentium” Soboru […]]]>

Znany wielu ks. Andrzej Draguła pyta się, dlaczego spada liczba uczestników nabożeństw majowych. (Pewnie w różnych regionach Polski ta liczebność przedstawia się rozmaicie, ale generalnie jest spadek). I odpowiada, że może trzeba pogłębić maryjność w naszym rodzimym katolicyzmie. Tak, zgadzam się. Maryjność w polskim katolicyzmie wciąż bardzo odbiega od tego, co czytamy w „Lumen gentium” Soboru Watykańskiego II o roli Maryi w Kościele i w zbawieniu.

To jest moja osobista teza, z pewnością niezbyt popularna, ale uważam, że chrześcijaństwo (katolicyzm) bardzo ucierpiał i cierpi na połączeniu z polskością i Narodem. Chrześcijaństwo nie jest narodowe, lecz katolickie czyli powszechne dla ludzi z wszystkich narodów. Podobnie jest z Maryja. Ona jest Matka wszystkich uczniów Chrystusa. Nie chodzi o to, by zerwać relacje między polskością a wiarą, bo rolą chrześcijaństwa jest to, by tworzyć kulturę, przenikać relacje, zmieniać ten świat. Zastanawiam się, czy u nas często nie bywa na odwrót. Polskość, dobro Narodu, próbuje w dużej mierze przetwarzać i dostosowywać chrześcijaństwo do swoich potrzeb. Pytanie, czy zawsze chodzi tutaj o zbawienie, o zmianę serc tak jak widzi to Jezus, czy tylko o doczesne powodzenie, ochronę przed wrogami, o wszelkie „przywileje” w duchu religijności plemiennej. Mnie się wydaje, że to najpierw wymaga oczyszczenia, bo Maryja jest istotną „częścią” chrześcijaństwa. Czy jednak takie oczyszczenie jest możliwe? Nie wiem. Nie jestem pewien.

Natomiast mamy w Kościele taką tendencję ( w kulturze w pewnych sferach też), by to, co czasowe czynić wiecznym. Odpowiada to jakoś naszej potrzebie stabilizacji, oparcia, zakorzenienia w czymś niezmiennym. To samo dotyczy np. nabożeństw majowych. Zapominamy, że to jest tylko pewna forma pobożności, modlitwy, która może być czasowa. Niemniej, wydaje się, że jak raz coś w Kościele powstało, to musi trwać wiecznie. Nie musi. I jeszcze jest trudność w rozróżnianiu co powinno pozostać niezmienne (czy w ogóle coś takiego istnieje na ziemi?) a co podlega zmianom. Czasem zapominamy, że żyjemy w czasie, że wszystko jest ciągle stwarzane, że jedne rzeczy przemijają i obumierają, drugie się rodzą, albo mają się narodzić. Niełatwo zdefiniować, wytyczyć tę granicę. Niełatwo dobrze opisać relację między wiecznością a tym, co czasowe i materialne. Ciągle z tym mamy problem. I chyba tak musi być.

Przecież ktoś kiedyś wymyślił nabożeństwa majowe. I niewątpliwie były one odpowiedzią na potrzebę. Chociażby taką, że na wsiach i małych miastach ludzie zbierali się przy krzyżach i kapliczkach, by śpiewać litanię, bo było daleko do kościoła albo po prostu była to też forma spotkania, jakiejś wspólnoty. Gdzieniegdzie jeszcze to się dzieje, ale dla młodego pokolenia już mało jest atrakcyjne. Z różnych powodów.

Wydaje się, że wezwania litanii są zrozumiałe dla wszystkich, a często nie są. Po drugie, wykonanie. Czasem tak są śpiewane te litanie jakbyśmy byli na pogrzebie albo jakby wszyscy zaraz mieli wpaść do grobu. Taka forma modlitwy często była „uzupełnieniem” dla pacierza i niedzielnej mszy świętej. Do tego dla większości sprowadzała się „duchowość”, życie modlitwy. Modlitwy odmawiane. Nie są złe, ale może dzisiaj już dla wielu niewystarczające. Nie uczyliśmy przez całe wieki głębszej modlitwy. I jakoś się kręciło. I nie twierdzą, ze dawniej ludzie nie modlili się z wiarą. A teraz powoli coraz większa grupa ludzi, także młodych, szuka głębszej modlitwy. Poza tym, masowość Kościoła i uśrednianie spowodowało potrzebę tworzenia prostszych form modlitwy wspólnotowej, bo kto i jak miał uczyć te tłumy czegoś więcej?

Wydaje mi się, że podobny problem mamy z mszą świętą. Trzeba powiedzieć otwarcie, że z punktu widzenia otaczającej nas kultury, wielości bodźców, ery smartfonu, tik-toka, szybkich reakcji, msza święta jest nudna. I taka moim zdaniem ma być. W sensie, że ciągle to samo, że niewiele się zmienia. Ale żeby zauważyć w tym sens i głębię, musi być wcześniejsze doświadczenie żywego Boga. Ono jest nieco inne niż to, czego doświadczamy online i w wielu codziennych interakcjach.

Jeśli ktoś kiedyś wymyślił różaniec, nabożeństwo majowe, Drogę Krzyżową, Gorzkie Żale itd, to nie znaczy, że te formy mają takie pozostać do końca świata. Czy się zastanawiamy, co można stworzyć dzisiaj, aby dotrzeć do osób, które wzrastają w innej kulturze i społeczeństwie? Ale forma jednak jest wtórna. Co robimy, by nabożeństwa i pobożność maryjna czy inna wyrażała głębię doświadczenia wiary, by nie była „odklepaniem”, zaliczeniem nabożeństwa, by była formą spotkania, a nie wyrazem religijności naturalnej, której dużo w naszym katolicyzmie?

Jest takie mnóstwo pytań, na które wciąż nie mamy odpowiedzi.

Dariusz Piórkowski SJ / Facebook, 4/05/2024

Komentarz ks. Andrzeja Draguły:

To jest bardzo ważna uwaga o historyczności form dewocyjnych. Był Kościół przed różańcem, może być i po. Nabożeństwo do SPJ zawdzięczamy XIX wiekowi, może wiek XXI zaproponuje nowe. Były charyzmaty, które się wyczerpały, powstają nowe. To wszystko jasne. Co nie znaczy, że nie należy analizować, dlaczego takie zmiany się dokonują.

 

]]>
Grzegorz Dobroczyński SJ: Ukraińscy uchodźcy wojenni w Polsce https://jezuici.pl/2024/04/grzegorz-dobroczynski-sj-ukrainscy-uchodzcy-wojenni-w-polsce/ Mon, 08 Apr 2024 08:38:45 +0000 https://jezuici.pl/?p=89750 W dwutygodniku „La Civiltà Cattolica” ukazał się ostatnio artykuł Grzegorza Dobroczyńskiego SJ i Oleksandry Shadmanovej „Ukraińscy uchodźcy wojenni w Polsce” opatrzony podtytułem zaczerpniętym z Psalmu 137: „Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską w obcej krainie?”. Ojciec Dobroczyński, poznański jezuita zaangażowany w działalność Jezuickiej Służby Uchodźcom (JRS Poland) oraz ukraińska współautorka artykułu, przytaczają świadectwa kobiet, które wyrwane […]]]>

W dwutygodniku „La Civiltà Cattolica” ukazał się ostatnio artykuł Grzegorza Dobroczyńskiego SJ i Oleksandry Shadmanovej „Ukraińscy uchodźcy wojenni w Polsce” opatrzony podtytułem zaczerpniętym z Psalmu 137: „Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską w obcej krainie?”.

Ojciec Dobroczyński, poznański jezuita zaangażowany w działalność Jezuickiej Służby Uchodźcom (JRS Poland) oraz ukraińska współautorka artykułu, przytaczają świadectwa kobiet, które wyrwane ze snu bombardowaniami, znalazły się raptem w koszmarze na jawie. Zagubione, przerażone, niepewne, jaka czeka ich przyszłość, musiały z dnia na dzień zostawić swój dom i swoją ziemię.

Autorzy artykułu opowiadają o mobilizacji Polaków, którzy ruszyli pod granicę, by przyjąć uciekające kobiety i dzieci w swoich rodzinach.

Poruszający tekst pokazuje z jednej strony ogromną falę uchodźców przybywających do Polski i niespodziewaną otwartość Polaków, jak również losy Ukrainek, które jeszcze po tamtej stronie granicy, zdesperowane i zatroskane o własne dzieci, próbowały dostać się wszelkimi możliwymi sposobami do granicy. Pośród płaczu i krzyku dzieci: „Mamo, nie zostawiaj mnie” – dotarły do Polski.

Autorzy zwracają uwagę, że obok podziwianej na Zachodzie gościnności i solidarności Polaków, zaczęły pojawiać się także nieodosobnione głosy krytyczne wynikające z uprzedzeń i lęków, w tym z obaw, że tak wielu uchodźców odbierze polskim obywatelom miejsca pracy. Nie brakuje traumatycznych doświadczeń Ukraińców i Ukrainek, którzy podjęli w Polsce pracę. Niektórzy wrócili na Ukrainę. Wielu nie miało dokąd wrócić i wspierani są przez instytucje kościelne i organizacje pozarządowe, w tym przez Jezuicką Służbę Uchodźcom.

W artykule nie brakuje danych statystycznych, informacji o trudnościach związanych z integracją uchodźców i niezaradnością służb publicznych.

Obawy i wyzwania, jakimi dzielą się Autorzy to w dużej mierze rozchwianie emocjonalne wielu Ukraińców próbujących żyć w dwóch różnych rzeczywistościach równocześnie. Z jednej strony tęsknią za krajem pogrążonym w wojnie, z drugiej zaś strony widzą konieczność przystosowania się do życia w obcym kraju. Ich dzieci doświadczają silnych napięć, żyjąc w niepewności u boku zestresowanych rodziców. Niekiedy sytuacja ta prowadzi do zaburzeń psychicznych i samobójstw.

„Kultura ukraińska to kultura śpiewu” – czytamy w podsumowaniu i dowiadujemy się o wielu powstających na naszej ziemi ukraińskich chórach złożonych z uchodźców.

Śpiewając Ukraińcy opowiadają historie o sobie, o swojej narodowej i religijnej tożsamości. Wspominają przeszłość, wyrażają uczucia i nadzieję. Czują się wspólnotą. Swój tragiczny los wyrażają w pieśniach i chcą śpiewać póki im starczy tchu.

Polecamy ten wzruszający artykuł wszystkim znającym język włoski.

LINK: I profughi ucraini in Polonia | La Civiltà Cattolica (laciviltacattolica.it)

 

]]>
Hans Zollner SJ rozmawia z La Croix International o ochronie dzieci https://jezuici.pl/2024/02/hans-zollner-sj-rozmawia-z-la-croix-international-o-ochronie-dzieci/ Sun, 25 Feb 2024 03:21:32 +0000 https://jezuici.pl/?p=89027 W piątek, 23 lutego, ukazał się w La Croix International wywiad Loupa Besmonda de Senneville’a z Hansem Zollnerem SJ, niemieckim jezuitą, byłym członkiem papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich, a obecnie dyrektorem Instytutu Antropologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Zdaniem jezuity normy ochrony dzieci i młodzieży przyjęte przez Rzym wskazują właściwy kierunek działania, choć obecnie […]]]>

W piątek, 23 lutego, ukazał się w La Croix International wywiad Loupa Besmonda de Senneville’a z Hansem Zollnerem SJ, niemieckim jezuitą, byłym członkiem papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich, a obecnie dyrektorem Instytutu Antropologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.

Zdaniem jezuity normy ochrony dzieci i młodzieży przyjęte przez Rzym wskazują właściwy kierunek działania, choć obecnie nie ma mechanizmów, które pozwoliłyby monitorować ich wdrażanie, szczególnie na poziomie lokalnym. Przypomniał, że ustalono w Kościele zasady, które wymagają od wszystkich duchownych oraz zakonników i zakonnic zgłaszania przełożonym wszelkiego rodzaju nadużyć seksualnych i duchowych, o których się dowiedzieli. Trudności pojawiają się, gdy trzeba coś z tym zgłoszeniem zrobić. Nie zawsze biskupi radzą sobie z napięciem między byciem ojcem dla swoich księży i równocześnie ich sędzią. „To stawia wielu z nich w trudnej sytuacji. Jedynym sposobem na wyjście poza ten problem jest ustanowienie w każdej diecezji jasnych procedur postępowania w przypadku wystąpienia nadużyć. Może to obejmować oddelegowanie niezależnej strony trzeciej do zarządzania aktami sprawy lub przeprowadzenia dochodzenia” – tłumaczył w wywiadzie Zollner.

Według ojca Zollnera należałoby dołożyć wszelkich starań, aby proces kanoniczny był bardziej przejrzysty oraz by wszystkie strony miały dostęp do treści procesu i znały swoje prawa. Konieczne są w tym względzie szkolenia zarówno w zakresie komunikacji jak i sposobów postępowania ze skazanymi księżmi. „Czasami biskupi wiedzą, co powinni zrobić, ale brakuje im doświadczenia” – podkreślił w rozmowie z dziennikarzem La Criox.

Ujawnianie przestępstw popełnianych przez duchownych utrudnia obraz czystego i świętego Kościoła, w którym popełnienie najmniejszego błędu wydaje się nie do pomyślenia. Jeśli ktokolwiek ma taki obraz ludzi Kościoła, to ojciec Zollner zaręcza, że zdecydowana większość nie patrzy na księży jako na świętych. Wierni wiedzą, że także księża są grzesznikami i są nawet w stanie im wybaczyć. Nie mogą jednak pogodzić się z tym, że niektórzy w Kościele kryją przestępców, by bronić dobrej opinii o księżach.

Na zakończenie wywiadu ojciec Zollner został zapytany, czy wraz z większą świadomością tego, do jakich ludzkich tragedii prowadzi przestępczość wobec dzieci, wzrasta przekonanie, że nadużycia popełniane wobec dorosłych powinny być również traktowane z większą surowością. W odpowiedzi przyznał, że trzeba i tutaj ustalić przejrzyste normy i uruchomić podobne procedury „To zajmie trochę czasu” – dodał.

Wywiad w języku angielskim znajduje się na stronie LA CROIX

 

]]>
La Civiltà Cattolica: Analiza sytuacji politycznej w Polsce https://jezuici.pl/2024/01/la-civilta-cattolica-analiza-sytuacji-politycznej-w-polsce/ Mon, 08 Jan 2024 21:37:21 +0000 https://jezuici.pl/?p=88088 W pierwszym tegorocznym numerze prowadzonego przez jezuitów dwutygodnika „La Civiltà Cattolica” ukazał się artykuł o. Grzegorza Dobroczyńskiego SJ zatytułowany „Efekt rozbitego lustra? Polska po wyborach parlamentarnych 2023″ Ojciec Dobroczyński, delegat Prowincjała ds. apostolatu społecznego, wprowadza czytelnika w historię zmian społecznych, jakie rozpoczęły się w Polsce jesienią 1978 roku. Wówczas papieżem został Karol Wojtyła. Po pogrzebie […]]]>

W pierwszym tegorocznym numerze prowadzonego przez jezuitów dwutygodnika „La Civiltà Cattolica” ukazał się artykuł o. Grzegorza Dobroczyńskiego SJ zatytułowany „Efekt rozbitego lustra? Polska po wyborach parlamentarnych 2023″

Ojciec Dobroczyński, delegat Prowincjała ds. apostolatu społecznego, wprowadza czytelnika w historię zmian społecznych, jakie rozpoczęły się w Polsce jesienią 1978 roku. Wówczas papieżem został Karol Wojtyła. Po pogrzebie Jana Pawła II (2005), a jeszcze bardziej po tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego (2010), początkowy duch jedności ustąpił miejsca frustrującym podziałom, które od tamtej pory tylko się pogłębiały. Obecna sytuacja – zdaniem o. Dobroczyńskiego – przypomina rozbite lustro.

Jezuita przedstawia w telegraficznym skrócie sytuację polityczną, jaka do tego doprowadziła, począwszy od roku 1989.

„Ogólna opinia szeroko rozpowszechniona w kraju i poza jego granicami, że wybory w 2023 r. oznaczają „przekroczenie Rubikonu” w walce o demokrację, lub będą miały porównywalne znaczenie do tych z 1989 r. po upadku komunizmu, odzwierciedlają bardziej niż stan rzeczy, uprzedzenia polityczne” – czytamy w artykule.

„Takie analogie są nie tylko przesadzone, ale wydają się odzwierciedlać starcie sił politycznych, które ma miejsce w kontekście jednak w pełni demokratycznym. Porównania te wydają się być słuszne tylko w tym sensie, że pokazują, iż po trzydziestu latach transformacji polska demokracja wciąż dojrzewa, wciąż jest w wieku młodzieńczym; i jak to z dorastającymi bywa, aby osiągnąć dojrzałość, przechodzi przez okres „burzy i naporu” (by przywołać niemieckie Sturm und Drang)”.

Dalej, tekst koncentruje się na wyborach parlamentarnych w 2023 roku i na tym, co obecnie dzieje się w polskiej polityce oraz jak to jest przeżywane w społeczeństwie. Porusza kwestie, które budzą najwięcej emocji i kontrowersji, a także przywołuje pojawiające się komentarze na temat relacji Kościół-Państwo. Autor stawia ważne pytania o przyszłość debaty politycznej w Polsce i swój artykuł konkluduje biblijnym obrazem nowego wina wlewanego w stare bukłaki (por. Mt 9,14-17; Mk 2,18-22; Łk 5,33-39). Przestrzega elity polityczne i wszystkich mających wpływ na zachodzące zmiany, by nie zmarnowali wina lejąc go do starych bukłaków.

Grzegorz Dobroczyński SJ, „Effetto «specchio infranto»? La Polonia dopo le elezioni parlamentari del 2023”, w: La Civiltà Cattolica, 6/20 stycznia 2024 (nr 4165, rok 175), s. 39-51.

 

]]>
Gość Niedzielny: Józef Augustyn SJ o kryzysie w Kościele i roli osób świeckich https://jezuici.pl/2023/12/gosc-niedzielny-jozef-augustyn-sj-o-kryzysie-w-kosciele-i-roli-osob-swieckich/ Fri, 22 Dec 2023 08:34:36 +0000 https://jezuici.pl/?p=87889 O naturze i źródłach obecnego „wizerunkowego” kryzysu Kościoła oraz miejscu świeckich we wspólnocie wierzących mówi w wywiadzie z red. Bogumiłem Łozińskim na łamach Gościa Niedzielnego o. Józef Augustyn SJ. „W latach pięćdziesiątych XX wieku, tuż przed Soborem Watykańskim II, Kościół katolicki wydawał się w Europie potęgą. Jednak krótko. Tuż po soborze szybko przyszła zmiana. Odnowił […]]]>

O naturze i źródłach obecnego „wizerunkowego” kryzysu Kościoła oraz miejscu świeckich we wspólnocie wierzących mówi w wywiadzie z red. Bogumiłem Łozińskim na łamach Gościa Niedzielnego o. Józef Augustyn SJ.

„W latach pięćdziesiątych XX wieku, tuż przed Soborem Watykańskim II, Kościół katolicki wydawał się w Europie potęgą. Jednak krótko. Tuż po soborze szybko przyszła zmiana. Odnowił on wizję Kościoła, ale jednocześnie – idąc za aggiornamento Jana XXIII – skonfrontował go ze światem współczesnym. Tuż po soborze we wszystkich krajach Europy Zachodniej działo się to, co dzisiaj dzieje się w Polsce: rezygnacja z praktyk religijnych, z kapłaństwa, zamykanie seminariów” – mówi w pierwszych słowach rozmowy o. Józef Augustyn.

Cały wywiad znajduje się w świątecznym numerze Gościa Niedzielnego. Zachęcamy do przeczytania TUTAJ.

 

]]>
KAI: Marek Blaza SJ o podziałach w Kościele prawosławnym https://jezuici.pl/2023/12/kai-marek-blaza-sj-o-podzialach-w-kosciele-prawoslawnym/ Fri, 22 Dec 2023 08:09:42 +0000 https://jezuici.pl/?p=87885 Na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej ukazała się rozmowa red. Doroty Giebułtowicz z o. prof. Markiem Blazą SJ na temat Kościoła prawosławnego na Ukrainie. Dnia 15 grudnia minęła 5. rocznica powstania Kościoła Prawosławnego Ukrainy (KPU), który 6 stycznia 2019 r. stał się niezależny (autokefaliczny). Spowodowało to podział prawosławia w tym kraju na dwie struktury. „Ukraiński Kościół […]]]>

Na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej ukazała się rozmowa red. Doroty Giebułtowicz z o. prof. Markiem Blazą SJ na temat Kościoła prawosławnego na Ukrainie.

Dnia 15 grudnia minęła 5. rocznica powstania Kościoła Prawosławnego Ukrainy (KPU), który 6 stycznia 2019 r. stał się niezależny (autokefaliczny). Spowodowało to podział prawosławia w tym kraju na dwie struktury.

„Ukraiński Kościół Prawosławny (UKP), który wchodzi w skład Patriarchatu Moskiewskiego i podejrzewany jest o reprezentowanie interesów Rosji na Ukrainie, oraz drugi – wspomniany Kościół Prawosławny Ukrainy (KPU), który powstał na soborze zjednoczeniowym 15 grudnia 2018 r., a 6 stycznia 2019 r. otrzymał od patriarchy Konstantynopola Bartłomieja tomos, czyli dekret o przyznaniu mu autokefalii” – mówi ojciec Blaza.

Całą rozmowę można przeczytać TUTAJ

Na zdjęciu: o. prof. Marek Blaza SJ

Marek Blaza (ur. 1970) – jezuita, dr hab. nauk teologicznych, profesor Akademii Katolickiej w Warszawie (AKW), tryrytualista, sprawuje liturgię w trzech obrządkach: łacińskim, bizantyjsko-ukraińskim i bizantyjsko-rumuńskim. Jest duszpasterzem akademickim studentów grekokatolików w Warszawie. Wykłada teologię ekumeniczną i dogmatyczną w AKW – Collegium Bobolanum w Warszawie, na Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim i w Seminarium Greckokatolickim we Lwowie oraz Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Polskiej Prowincji Dominikanów. Obecnie posługuje w parafii greckokatolickiej bł. Mikołaja Czarneckiego (która korzysta z pomieszczeń kościoła rzymskokatolickiego) na ul. Domaniewskiej w Warszawie.

 

]]>
Skąd opór przed udzielaniem błogosławieństwa wszystkim, którzy o to proszą? https://jezuici.pl/2023/12/skad-opor-przed-udzielaniem-blogoslawienstwa-wszystkim-ktorzy-o-to-prosza/ Thu, 21 Dec 2023 08:45:52 +0000 https://jezuici.pl/?p=87892 Przytaczamy za portalem Deon.pl wypowiedź o. Dariusza Piórkowskiego SJ, który na swoim profilu FB napisał, że z radością przyjął nowy dokument Dykasterii ds. Nauki Wiary (deklarację Fiducia supplicans) zaaprobowany przez papieża Franciszka, dotyczący udzielania błogosławieństwa wiernym w różnych sytuacjach życiowych. Najważniejsze w tym dokumencie wydają mi się powracające co chwila wyrażenia „bezwarunkowa miłość Boga” i […]]]>

Przytaczamy za portalem Deon.pl wypowiedź o. Dariusza Piórkowskiego SJ, który na swoim profilu FB napisał, że z radością przyjął nowy dokument Dykasterii ds. Nauki Wiary (deklarację Fiducia supplicans) zaaprobowany przez papieża Franciszka, dotyczący udzielania błogosławieństwa wiernym w różnych sytuacjach życiowych.

Najważniejsze w tym dokumencie wydają mi się powracające co chwila wyrażenia „bezwarunkowa miłość Boga” i „nieskończona miłość Boga”, a także pogłębienie znaczenia „błogosławieństwa”. Właściwie całe oburzenie wobec tego dokumentu bierze się głównie z naszego oporu wobec bezwarunkowej miłości Boga – pisze do swoim Facebooku jezuita Dariusz Piórkowski.

Chciałbym zwrócić uwagę na kilka spraw:

„Wielu wierzących niesłusznie zakłada, że błogosławieństwo „należy” się nam tylko wtedy, gdy jesteśmy czyści i bezgrzeszni. W takim wypadku już dawno przestalibyśmy istnieć. A dlaczego? Ponieważ bezwarunkowa miłość Boga obdarza nas różnymi darami (zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych) niezależnie od naszego postępowania. I to jest podstawowy przejaw Bożego błogosławieństwa, że istniejemy, że żyjemy, że mamy co jeść, że możemy wybierać (nawet jeśli wybieramy źle) itd. Bóg chce nam dać znacznie więcej, ale do tego musimy już być przygotowani przez Niego, czyli przyjąć łaskę, Ducha Świętego, odrzucić życie w grzechu. To, że ktoś żyje w grzechu wcale nie jest czymś dobrym, ale człowiek żyjący w grzechu nie przestaje być Bożym stworzeniem i nieskończona miłość Boga nadal jest mu dawana, o tyle o ile może ją przyjąć. Nie może przyjąć więcej niż to, co konieczne do życia i istnienia, jeśli żyje w grzechu, ale przyjmuje pewną „porcję” miłości Boga. Gdyby grzech niszczył bezwarunkową miłość Boga, świat znikłby w jednej nanosekundzie. Błogosławienie nas świadczy o miłości Boga, nie o naszej bezgrzeszności” – pisze na Facebooku jezuita.

I dodaje: „Jedną z przyczyn tak wielkiego oporu i trudności w przyjęciu bezwarunkowej miłości Boga jest właśnie zapomnienie o tym, że istnienie, stworzenie, jest darem. Jesteśmy w Kościele zainfekowani silnym moralizmem i mentalnością zasługi. Dlatego dla wielu wierzących prawda o tym, że Bóg kocha także demony, ponieważ daje im istnienie, rozum i wolną wolę, jest nie do przyjęcia. Bóg także demonom chce dać więcej, ale nie może, bo są na Niego zamknięte i niepodobne do Niego. Ale nie przestaje ich kochać w ten sposób. Moralizm i mentalność zasługi nie dopuszcza istnienia bezwarunkowej miłości. Ona zawsze jest za coś. I wszystko tylko się należy, a nie jest darem”.

„O tym dokument nie wspomina, ale zauważmy, że na koniec mszy świętej błogosławieni są wszyscy uczestnicy liturgii niezależnie od tego, czy przyjęli komunię świętą czy nie, niezależnie od tego, czy aktualnie żyją w grzechu czy nie, niezależnie od tego, czy są w związkach nieregularnych czy związkach tej samej płci. Według zdania niektórych wierzących, którzy oburzają się obecnie na Papieża i ten dokument, należałoby przed błogosławieństwem poprosić tych wszystkich „nieczystych”, aby opuścili kościół, bo im się nie należy błogosławieństwo. A jednak błogosławi się wszystkich. Czy to oznacza akceptację ich pogubienia, grzechu i przyklepanie go? Nie. To błogosławieństwo rozpoznaje chociażby to, że mimo wszystko przyszli do kościoła, aby słuchać Słowa i być we wspólnocie. Uznaje w nich dobro, które też jest, pragnienia pomimo słabości i bezsilności. Co więcej, Bóg nie patrzy na człowieka tylko przez pryzmat grzechu. Myślenie dualistyczne, rygoryzm moralny nie potrafi dopuścić czegoś takiego, że człowiek żyjący obiektywnie w grzechu, jest jednak zdolny do jakiegoś dobra. Rygoryzm moralny uzurpuje sobie także, że zna serce człowieka i „wie”, czemu taki jest. Naznacza go łatką „złego”- zaznacza.

„Opór przed taką wizją błogosławienia (która nie jest wynalazkiem tego Papieża, lecz odsłanianiem przywalonego moralizmem oblicza kochającego Boga) bierze się także stąd, że wielu z nas uważa, że Eucharystia, komunia święta i w ogóle łaska Boga to nagroda za dobre postępowanie. Budzi się resentyment. Dlaczego ja, który się staram mam otrzymać to samo, co osoba, która obiektywnie żyje w grzechu? Zapominamy, że nasze życie moralne jest odpowiedzią, a nie warunkiem, który stawiamy Bogu, aby nam odpowiedział, bo jesteśmy wspaniali i czyści” – dodaje.

„W końcu opór przed bezwarunkową miłością Boga bierze się stąd, że nieświadomie tworzymy sobie obraz Boga na wzór tego, jacy sami jesteśmy. Wiele osób chce surowego, wymagającego i nagradzającego Boga, który wszystko warunkuje, bo sami tacy są wobec siebie i innych. Jeśli więc Bóg taki jest, to również i my nie musimy w sobie nic zmieniać. Obrona obrazu Boga sprawiedliwego po ludzku i opór przed udzielaniem błogosławieństwa wszystkim, którzy o to proszą, to obrona samych siebie. I w sumie jest to nieuniknione. Ten opór w mniejszym czy większym stopniu będzie zawsze w Kościele” – pisze.

Dodaje: „Osoby homoseksualne, nawet jeśli żyją w związkach, nie są określone tylko przez ich orientację i nie bardziej czy mniej przez grzech jak osoby heteroseksualne. Też są zdolne do dobra, miłości, troski, mają pragnienie piękna, Boga itd. Samo bycie osobą heteroseksualną i żyjącą w „legalnym” związku jeszcze nie oznacza, że z tej racji jest się osobą czystą, kochającą i żyjącą Ewangelią. Niektórzy zdają się tego nie widzieć i demonizują osoby homoseksualne”.

Przeczytaj także krytyczny głos o. Dariusza Kowalczyka SJ

 

]]>
Kiedy niedobre jest początkiem gorszego? Jak się nie dać dynamice zniechęcenia duchowego https://jezuici.pl/2023/09/kiedy-niedobre-jest-poczatkiem-gorszego-jak-sie-nie-dac-dynamice-zniechecenia-duchowego/ Tue, 12 Sep 2023 12:01:01 +0000 https://jezuici.pl/?p=85953 o. Paweł Dudzik SJ Bywa tak, że zostajemy na jakimś etapie naszego życia dotknięci przez wielkie zło. Mówimy wtedy o byciu nim przytłoczonym lub przygniecionym. Czasami dzieje się to z naszym udziałem, czasem jesteśmy świadkami takich zdarzeń. Zawsze jednak czujemy, jak dotyka nas ono osobiście, zabijając w nas Boże działanie lub motywację do działania. Poniższe rozważanie można […]]]>

o. Paweł Dudzik SJ

Bywa tak, że zostajemy na jakimś etapie naszego życia dotknięci przez wielkie zło. Mówimy wtedy o byciu nim przytłoczonym lub przygniecionym. Czasami dzieje się to z naszym udziałem, czasem jesteśmy świadkami takich zdarzeń. Zawsze jednak czujemy, jak dotyka nas ono osobiście, zabijając w nas Boże działanie lub motywację do działania.

Poniższe rozważanie można potraktować jako esej duchowy na temat jednej z reguł o rozeznawaniu duchowym. Może być także, do czego zapraszam, przyczynkiem do rozważania w duchu ignacjańskim. Jego treść odnosi się mniej lub bardziej bezpośrednio do następujących fragmentów z Ewangelii. Można wybrać jeden z nich, wypisać sobie to, co chcemy w nich medytować, a poniższy tekst potraktować jako jeden z proponowanych kluczy interpretacyjnych. Sugerowane fragmenty z Pisma Świętego, w oparciu o które można medytować to:

Mt 14, 22-33 Jezus chodzi po jeziorze

Łk 17, 1-6 Obowiązek przebaczania

Mk 9, 30-37 Uczniowie w drodze

Zauważmy, nieraz doświadczamy podobnej dynamiki duchowej, jakiej jesteśmy świadkami w życiu apostołów. Z jednej strony odczuwają oni ogromną dumę i satysfakcję z bycia w „drużynie Jezusa”. Są świadkami uzdrowień, wskrzeszeń, rozmnożenia chleba, uciszania burz, porywania i uwielbienia przez tłumy. Składają wielkie deklaracje i snują plany. Podobne to jest do naszego wielkościowego myślenia o Kościele, historii chrześcijaństwa, wspólnotach i prężnych ruchach religijnych. Z drugiej, trzeba czasem tak niewiele, by odebrać apostołom całą nadzieję i pogrążyć ich w apatii. Dzieje się tak, kiedy Jezus mówi im o trudnościach. Kwestionuje ich pomysły na Królestwo Boże, czy kiedy wspomina o perspektywie prześladowania. Nas dotykają kościelne afery i skandale. Zaniedbania i grzechy systemowe. Upadki poszczególnych duchownych czy świeckich, którzy są dla nas autorytetem. W końcu sami doświadczamy naszej słabości i frustrujemy się nieosiągalnymi ideałami, do których nie potrafimy doskoczyć.

W takich chwilach, oni sami, najbliżsi Jezusa są podatni na kuszenie złego ducha. Dzieje się to nie gdzieś daleko, ale w obecności ich Mistrza. Jezus jest tuż obok mnie, a w moim sercu i umyśle takie złe myśli i pragnienia?! Wychodzi więc na to, że przed wątpliwościami i złymi myślami nie można ustrzec. Jest to naturalny proces naszego życia duchowego. W takim razie jak postępować z myślami tak dobrymi, jak i złymi? Jak podejść do zagadnienia zła w sposób konstruktywny? Czy w ogóle możemy tak mówić? Uważam, że nawet powinniśmy.

Święty Ignacy poleca nam, by podczas rozeznawania duchowego badać „początek, środek i koniec myśli” (CD 333). Można postąpić podobnie w czasie rachunku sumienia, kiedy myślimy o dynamice kuszenia i grzechu. Należy odróżnić sam grzech od drogi dochodzenia do niego. Rozpamiętywanie zła może prowadzić do rozpaczy. Jednak ignorowanie procesu, w jakim do niego dochodzi, jest nawet bardziej niebezpieczne, bo sprawia, że go nie rozumiemy i stajemy się wobec niego bezbronni. Co więcej, nieraz w sposób zawoalowany uciekamy od odpowiedzialności za nie.

Działanie złego ducha – czyli dynamika kuszenia – osoby doświadczonej duchowo, przebiega w następujący sposób. Budując na wzniosłych (dobrych i pięknych) pragnieniach osoby, zły duch znajduje jej słaby punkt. Wypacza te dobre pragnienia w swoje trefne cele, najczęściej je przerysowując. Nadmiernie skupiając ją na jakimś aspekcie, w którymś momencie osoba traci zdrowy umiar lub ulega iluzji. Dalej, to wypaczenie przedstawia nam jako godne pragnienia i starania. Ignacy nazywa to „dobrem pozornym” lub działaniem pod pozorem dobra. Samego złego ducha nazywa zwodzicielem.

W tym pierwszym akcie – początku złej myśli – człowiek, często ulega wobec tego, co wydaje mu się dobrem, albo mniejszym złem. W ten sposób popada w grzech. Przekonuje się o tym za późno. Kiedy jest już po wszystkim i zło się dokonuje, zły duch zmienia narrację i zaczyna oskarżać człowieka o lekkomyślność, wyrachowanie i zdradę Boga. Pragnąc utrzymać człowieka w tym stanie rozbicia. To jakby akt drugi, środek złej myśli. Nie chcemy zła i nie lubimy też źle myśleć o sobie. Samoobrona duchowa może przybrać różny kształt. Dysonans duchowy i poznawczy może być tak silny, że osoba albo sama się pogrąża pod jej ciężarem, lub chce pozbyć się poczucia winy, zrzucając ją na innych. W pierwszym przypadku błędnie przypisuje zło wyłącznie sobie. W drugim, odcina się od odpowiedzialności. Obarcza nią innych: cudze zaniedbania, prowokacje, niedopatrzenia, szuka złej woli, bycia wprowadzonym w błąd przez innych ludzi czy instytucje. Stara się osłabić jakąś relację, autorytet, przedmiot idealizacji, który został przez grzech zraniony czy zdradzony. Dopuszcza się obmowy, szukania winnych, domaga się na innych sprawiedliwości lub próbuje się przekonać, że tak naprawdę materia grzechu była nieistotna, błaha i niegodna większej uwagi.

Można też nazwać ten stan zgorszeniem. Zgorszenie, o ile nie jest się jego przyczyną, samo z siebie nie jest grzechem, ale jego wykwitem, niedobrym zapachem, jaki zostawia zło. Szpeci ono dobro, które jest dookoła, i zaraża tą szpetotą innych. Wszystkie te wewnętrzne i zewnętrzne „środki ochrony” przez konfrontację z dokonanym złem paraliżują człowieka wewnętrznie. Zły duch, w tym drugim akcie, w tej szamotaninie myśli i skrupułów chce odebrać osobie poczucie sensu. Odciągnąć od drogi pojednania. Wzbudzić obrzydzenie do siebie samego, ale i do Stwórcy. Doprowadzić do aktu trzeciego, czyli do beznadziei.

Zniechęcenie i beznadzieja sprawia, że nie mamy ochoty na działanie. Nie mamy siły na czynienie dobra. Trudno komuś zaufać, jeszcze trudniej pragnąć relacji czy w końcu kochać. Ten trzeci akord przygnębienia i poczucia upodlenia chce nas w złu osadzić. Nie pozwala na konstruktywną krytykę i ocenę sytuacji. Zwróćmy uwagę. Zło należy nazwać i ukarać. Tam gdzie naruszone jest prawo, potrzebne jest dodatkowo przywrócenie sprawiedliwości. Co do tego nie ma wątpliwości. Można jednak się dać ponieść wypaczonej narracji rzekomej „ochrony przed dalszym złem”, która „dla bezpieczeństwa” i na „wszelki wypadek” uśmierci w nas życie łaski.

To są momenty, kiedy nas Mistrz staje wobec swoich uczniów i przypomina im podstawy wiary, który stawia im przed oczyma obraz dziecięcej prostoty i zaufania. Wzywa do nawrócenia, które jest oparte na refleksji, ale i decyzji – przebaczeniu. Dalej zaprasza do powrotu na drogę wiary z Nim. On wie, że sami nie damy rady i z wielką miłością nam to przypomina. Przebaczając nieustannie.

 

Paweł Dudzik SJ – jezuita, opiekun młodych jezuitów w trakcie formacji w Krakowie, duszpasterz grupy postakademickiej, współpracuje z Modlitwą w drodze.

Grafika: Elwira Ginalska, Modlitwa w drodze

]]>
Trzy typy przełożonych zakonnych https://jezuici.pl/2023/06/trzy-typy-przelozonych-zakonnych/ Thu, 15 Jun 2023 16:27:29 +0000 https://jezuici.pl/?p=84093 Poniższa refleksja ukazała się w najnowszym numerze jezuickiego dwumiesięcznika JIVAN pod tytułem Three Classes of „Superiors”. Jej autorem jest Godfrey D’Lima SJ zajmujący się edukacją w obszarach wiejskich w Nashik, Maharashtra (Indie). Trzy typy przełożonych zakonnych Ignacy pisał o trzech typach ludzi odpowiadających na wezwanie Boga na trzech różnych poziomach. W tym artykule zamierzam przeanalizować […]]]>

Poniższa refleksja ukazała się w najnowszym numerze jezuickiego dwumiesięcznika JIVAN pod tytułem Three Classes of „Superiors”. Jej autorem jest Godfrey D’Lima SJ zajmujący się edukacją w obszarach wiejskich w Nashik, Maharashtra (Indie).

Trzy typy przełożonych zakonnych

Ignacy pisał o trzech typach ludzi odpowiadających na wezwanie Boga na trzech różnych poziomach. W tym artykule zamierzam przeanalizować rolę „przełożonego” w kontekście trzech typów przywództwa: patrzącego wprzód, broniącego status quo i przywództwa regresywnego. Ponieważ jezuici nie pozbędą się terminu „przełożony” i jego społecznie przestarzałego znaczenia, muszą pogodzić się z faktem, że „przełożeni” pozostaną ostatecznymi decydentami. Można jednak przynajmniej podjąć oddolną próbę przeanalizowania roli przełożonych w  przetrwaniu i rozwoju organizacji.

Na początek nie zakładajmy z góry, że wola „przełożonych” jest równoznaczna z wolą Boga. Uznajmy, że każda organizacja stworzona przez człowieka ma kogoś, kto koordynuje lub w razie potrzeby inicjuje interakcje grupowe w zakresie polityki i podejmowania decyzji lub, jeśli grupa tego chce, powierza komuś odpowiedzialność za podjęcie ostatecznej decyzji. Duch demokratyczny, nawet jeśli różni się od hierarchicznej struktury organizacji religijnych, do których należymy, nie jest sprzeczny z żadnym Bożym Porządkiem. W rzeczywistości może być odwrotnie, jeśli wierzyć słowom Jezusa mówiącego o braterstwie (siostrzeństwie) wszystkich ludzi.

Rola „przełożonego” jest ogólnie przyjęta we wspólnocie jezuitów, ale to nie zwalnia innych z podejmowania wysiłków, aby pomóc organizacji rozwijać się w ramach takiej hierarchicznej struktury. Stąd potrzeba opracowania kryteriów rozwoju organizacyjnego pod konkretnym kierownictwem, aby można było w odpowiednim momencie zmienić kurs, podjąć nowe decyzje, naprawić błędy i wprowadzić organizację w sensowną misję.

Proponuję trzy kryteria (trzy filtry):
Czy „przełożony” posuwa organizację naprzód w apostolskim myśleniu i działaniu?
Czy „przełożony” trzyma się sposobów, które w najlepszym razie utrzymają nas tam, gdzie byliśmy?
Czy „przełożony” nie obniża motywacji i nie hamuje wysiłków w realizacji ideałów, dla których organizacja została założona?

Te trzy kryteria pokażą nam, że „przełożony” może postępować jednocześnie na trzy sposoby. W niektórych sprawach może wykazywać się dynamicznym, postępowym przywództwem. W innych sprawach może wydawać się zbyt nieśmiały lub ograniczony, aby zmienić status quo, a są i takie obszary, w których jego decyzje mogą szkodzić interesom organizacji.

Chciałbym, aby „przełożeni” (a także każdy z nas) byli w stanie rozpoznać „znaki czasu”. Znaki te mogą być dość nieuchwytne. Jesteśmy kuszeni, by powoływać się na naszą szczególną relację z Bogiem, aby potwierdzić coś, co może nie być tak oczywiste. Powoływanie się na Boga nie zapobiega pomyłkom. Pomaga nam jednak dostrzec fascynujące zmienne życia.

Jak można pomóc „przełożonemu” w wypełnianiu wiodącej roli w organizacji?

Tylko dzięki wysiłkom poszczególnych jej członków, myślącym sensownie, działającym celowo i wytrwałym w realizacji wizji, „przełożony” otrzymuje wskazówki pomocne w kształtowaniu własnej pozytywnej roli. Wyluzowana wspólnota, a jednocześnie obawiająca się narazić hierarchii, nie chcąca ani nie potrafiąca podejmować wyzwań, z czasem zdeformuje „przełożonego”. Dlatego kluczem do lepszego funkcjonowania porządku hierarchicznego jest wysiłek szeregowych członków pragnących żyć autentycznie i lepiej pełnić posługę apostolską. Paweł Apostoł był rzecznikiem nauki chrześcijańskiej, ale tysiące chrześcijan we wczesnych wiekach Kościoła, którzy trwali przy Jezusie i zapłacili za to życiem, byli nie mniej ważnymi świadkami.

W hierarchicznej strukturze może być trudniej uchronić organizację przed stagnacją lub degradacją, gdy „przełożeni” są nastawieni przede wszystkim na utrzymanie status quo. Tutaj również rola zwykłych członków może być zbawienna. Zwykli żołnierze mogą wiele zrobić, aby utrzymać apostolską kreatywność, realizując wizję opartą na Ewangelii i kondycji dzisiejszej ludzkości. Miejmy nadzieję, że „przełożeni” nadrobią zaległości w byciu pionierami, gdyż często nie są w tym przykładem.

Zwykli członkowie organizacji mają wiele możliwości, aby pomóc nie-zwykłemu „przełożonemu”. Legenda głosi, że podczas decydującej bitwy morskiej pod Trafalgarem Nelson wywiesił flagi marynarki wojennej z napisem: „Anglia oczekuje, że każdy człowiek wypełni swój obowiązek”. Marynarze odpowiedzieli i wygrali. Towarzystwo Jezusowe oczekuje nie mniej od swoich członków, zarówno tych zwykłych jak i ich „przełożonych”.

Godfrey D’Lima SJ, Three Classes of „Superiors”, JIVAN, maj-czerwiec 2023, s. 26.

 

]]>
Józef Augustyn SJ: Różnice między psychoterapią i spowiedzią https://jezuici.pl/2023/05/jozef-augustyn-sj-roznice-miedzy-psychoterapia-i-spowiedzia/ Tue, 16 May 2023 06:22:34 +0000 https://jezuici.pl/?p=83359 Wczoraj, 15 maja, na portalu internetowym misyjne.pl ukazał się wywiad z o. Józefem Augustynem SJ zatytułowany „Terapeuta ma obowiązek uszanować wartości religijne klienta”. Józef Augustyn SJ: terapeuta ma obowiązek uszanować wartości religijne klienta [ROZMOWA] Z jezuitą rozmawia Maciej Kluczka. Duchowny mówi między innymi, że „dobrze prowadzona terapia może być więc pomocna także dla pogłębienia życia […]]]>

Wczoraj, 15 maja, na portalu internetowym misyjne.pl ukazał się wywiad z o. Józefem Augustynem SJ zatytułowany „Terapeuta ma obowiązek uszanować wartości religijne klienta”.

Józef Augustyn SJ: terapeuta ma obowiązek uszanować wartości religijne klienta [ROZMOWA]

Z jezuitą rozmawia Maciej Kluczka. Duchowny mówi między innymi, że „dobrze prowadzona terapia może być więc pomocna także dla pogłębienia życia duchowego”.

„Psychoterapia pomaga poznać ludzki wymiar w nas, by nabrać dystansu – choćby minimalnego – do tego, co jest trudne, obolałe. Z dobrą psychoterapią łatwiej pokonać egocentryzm, naiwność emocjonalną, pretensjonalne podejście do życia, nauczyć się współczucia, a nade wszystko otwierać się na drugiego: Boga i ludzi”.

Na pytanie redaktora „Czy istnieją nurty w psychoterapii, które z punktu widzenia duchowości chrześcijańskiej są nie do przyjęcia?” ojciec Augustyn odpowiada: „Tak, nurty, których założenia antropologiczne mają charakter redukcjonistyczny (biologizm, psychologizm, socjologizm). Negują one z założenia transcendencję człowieka, jego wymiar duchowy, moralny i religijny i nie dają się pogodzić z duchowością chrześcijańską”.

Następnie jezuita tłumaczy, jakie są różnice między psychoterapią a spowiedzią:

Spowiedź nie powinna przybierać formy analizy uczuciowej, o charakterze czysto terapeutycznym. Jan Paweł II mówi, że „sakrament pokuty nie jest i nie powinien stać się techniką psychoterapeutyczną”. Z drugiej strony terapia psychologiczna nie powinna też przybierać formy sakramentalnej spowiedzi, gdzie terapeuta zwalnia z odpowiedzialności moralnej swojego klienta. Ksiądz rozgrzesza, ponieważ działa w imieniu Boga, terapeuta działa zawsze jedynie w swoim własnym imieniu i nie ma prawa zwalniania swoich pacjentów z odpowiedzialności moralnej.

Niektórzy, terapeuci lekceważąc duchowość, moralność i religię, „bawią się niekiedy w bogów”. Udzielając pacjentom rad, decydują za nich, co w ich życiu jest moralnie dozwolone, a co niedozwolone. Ponieważ niektórzy rekolektanci mówili mi o takich nadużyciach terapeutycznych, chciałbym jeszcze raz z naciskiem powiedzieć, że każdy terapeuta ma obowiązek uszanować system wartości religijnych, duchowych i moralnych swojego klienta. Jeżeli go lekceważy, zachowuje się w sposób niekompetentny i nieprofesjonalny. Jeżeli pacjent dotyka spraw moralnych i religijnych, winien zachować najwyższą ostrożność, aby nie dochodziło do lekceważenia fundamentalnych wartości moralnych pacjenta.

Wywiad można przeczytać TUTAJ.

 

]]>
Siostry i bracia, niezależnie od tytułu i funkcji https://jezuici.pl/2023/05/siostry-i-bracia-niezaleznie-od-tytulu-i-funkcji/ Mon, 15 May 2023 16:42:07 +0000 https://jezuici.pl/?p=83355 Synod o synodalności tak głęboko niezrozumiany w Polsce jest właśnie krokiem w kierunku Kościoła braci, a nie urzędów, tytułów i funkcji, które przecież są podporządkowane budowaniu braterstwa i wspólnoty. Opór jest duży, bo „światowość” zakorzeniła się głęboko w Kościele. Jednak powoli odchodzi, choć kosztem będą podziały, duży ból – pisze Dariusz Piórkowski SJ. Jeden z […]]]>

Synod o synodalności tak głęboko niezrozumiany w Polsce jest właśnie krokiem w kierunku Kościoła braci, a nie urzędów, tytułów i funkcji, które przecież są podporządkowane budowaniu braterstwa i wspólnoty. Opór jest duży, bo „światowość” zakorzeniła się głęboko w Kościele. Jednak powoli odchodzi, choć kosztem będą podziały, duży ból – pisze Dariusz Piórkowski SJ.

Jeden z ostatnich wpisów na swoim facebookowym profilu jezuita poświęcił krótkiej refleksji nad rzeczą na ogół pomijaną przy lekturze Dziejów Apostolskich. Oto, co napisał:

„W Jerozolimie apostołowie i starsi wraz z całym Kościołem postanowili wybrać”. „Apostołowie i starsi bracia przesyłają pozdrowienie braciom pogańskiego pochodzenia (…) Bywajcie zdrowi”. To jest niesamowite, że dopiero w XX wieku Papieże zaczęli mówić o synodalności Kościoła, a więc o współdecydowaniu i uważaniu siebie za braci w Kościele. Apostołowie i starsi postanowili „wraz z całym Kościołem”. Ciekawe rozróżnienie. Cały Kościół to ci, którzy nie pełnili urzędu apostoła i starszego. Czy to jakaś idealna wizja Kościoła? Czy tak rzeczywiście było? Patrząc na historię wydaje się, że to rzecz nieco utopijna. Do tego apostołowie i starsi nazywają siebie braćmi. Poganie są dla nich braćmi. Zaczynają list i kończą od czegoś głęboko ludzkiego, co robią także niechrześcijanie i niewierzący: pozdrawiają się, życzą sobie zdrowia.

I tu właśnie jest pies pogrzebany, bo w strukturze hierarchicznej zaburzonej przez stosunki feudalne, władzę postrzeganą politycznie, biskup-książę nie spoglądał na chłopów jak na braci. Chłop to chłop. Był jak poddany. Nie przeczytałem jeszcze listu episkopatu, gdzie biskupi podpisaliby „Wasi pasterze i bracia”, chociaż sam Jezus mówi „Wy wszyscy braćmi jesteście”. Uznanie siebie za brata, tak się chyba wydaje, ujęłoby coś z powagi urzędu. Aby „bracia” byli w centrum, trzeba by na nowo odkryć, że wszyscy otrzymują tego samego Ducha, że tym, co nas najgłębiej łączy jest chrzest, a nawet coś pierwotniejszego: człowieczeństwo. Apostołowie zaczynają od tego, co dotyczy każdego człowieka: od pozdrowienia, od „dzień dobry”.

Synod o synodalności tak głęboko niezrozumiany w Polsce jest właśnie krokiem w kierunku Kościoła braci, a nie urzędów, tytułów i funkcji, które przecież są podporządkowane budowaniu braterstwa i wspólnoty. Opór jest duży, bo „światowość” zakorzeniła się głęboko w Kościele. Bo nastąpiło upodobnienie do struktur świata, gdzie chłop był tylko chłopem, czyli poddanym, a świecki świeckim – bez święceń jak bez tytułu szlacheckiego, cóż może znaczyć? Ta „światowość” powoli odchodzi, choć kosztem będą podziały, duży ból. Śmierć tego, co nie współgra z Ewangelią nikomu się nie uśmiecha. Jest to zadziwiające, że bycie apostołem nie przeszkadzało być równocześnie bratem.

Bycie bratem dla drugiego to poczucie, że nasza najgłębsza tożsamość jest niezależna od bycia „Grekiem, Żydem, kobietą, mężczyzną, niewolnikiem, wolnym” , ale też profesorem, prezydentem, księdzem, biskupem, papieżem. Prawdziwa reforma Kościoła nastąpi wtedy, gdy przestaniemy się postrzegać tak jak dzieje się to w strukturach społecznych. Kościół nie jest ani monarchią, ani ustrojem feudalnym, ani demokracją. „Nie tak będzie między wami” – mówi Jezus. Teraz jesteśmy na etapie odkrywania, czym jest to „tak”, które jednak okazało się przejściowym eksperymentem. Zaczynamy powoli szukać, czym jest „nie tak”, czyli byciem bratem dla drugiego brata i siostry, niezależnie od funkcji kościelnych czy społecznych, jakie pełnimy.

Bycie bratem to kategoria rodzinna. Musimy więc na nowo odkryć, i to jest niesłychany paradoks, co to znaczy być najpierw człowiekiem w Kościele.

Dariusz Piórkowski SJ

 

]]>
Krzysztof Ołdakowski SJ o materiale TVN24 https://jezuici.pl/2023/03/krzysztof-oldakowski-sj-o-materiale-tvn24/ Fri, 10 Mar 2023 15:19:28 +0000 https://jezuici.pl/?p=82380 W materiale przedstawionym przez TVN24 nastąpiło przyjęcie pewnego założenia, które ma zohydzić Kościół i tego, kto personifikuje ten Kościół jeśli chodzi o Polskę, czyli św. Jana Pawła II – mówił wczoraj, 9 marca, w Programie 1 Polskiego Radia o. Krzysztof Ołdakowski SJ, szef Polskiej Sekcji Radia Watykan.  ]]>

W materiale przedstawionym przez TVN24 nastąpiło przyjęcie pewnego założenia, które ma zohydzić Kościół i tego, kto personifikuje ten Kościół jeśli chodzi o Polskę, czyli św. Jana Pawła II – mówił wczoraj, 9 marca, w Programie 1 Polskiego Radia o. Krzysztof Ołdakowski SJ, szef Polskiej Sekcji Radia Watykan.

 

]]>
Andrzej Majewski SJ: Siłą Franciszka jest jego zażyłość z Bogiem (wywiad) https://jezuici.pl/2023/03/andrzej-majewski-sj-sila-franciszka-jest-jego-zazylosc-z-bogiem-wywiad/ Fri, 10 Mar 2023 14:17:46 +0000 https://jezuici.pl/?p=82369 Publikujemy autoryzowany wywiad, jakiego o. Andrzej Majewski SJ udzielił Katolickiej Agencji Informacyjnej (czwartek, 9 marca 2023 16:25). Siłą Franciszka jest jego zażyłość z Bogiem Siłą, energią, inspiracją dla Franciszka jest nie doktryna, lecz zażyłość z Bogiem – mówi w rozmowie z KAI o. Andrzej Majewski SJ, szef Redakcji Katolickiej Polskiego Radia. Jego zdaniem, papieżem kieruje […]]]>

Publikujemy autoryzowany wywiad, jakiego o. Andrzej Majewski SJ udzielił Katolickiej Agencji Informacyjnej (czwartek, 9 marca 2023 16:25).

Siłą Franciszka jest jego zażyłość z Bogiem

Siłą, energią, inspiracją dla Franciszka jest nie doktryna, lecz zażyłość z Bogiem – mówi w rozmowie z KAI o. Andrzej Majewski SJ, szef Redakcji Katolickiej Polskiego Radia. Jego zdaniem, papieżem kieruje „przede wszystkim głęboka wiara i zaufanie Bogu, który jest obecny «tu i teraz», a nie tylko zaznaczył swój ślad w przeszłości i obecnie z niepokojem patrzy na to, co się na świecie wyprawia”.

Rozmowa z o. Andrzejem Majewskim SJ, szefem Redakcji Katolickiej Polskiego Radia:

KAI: Często wobec Franciszka wysuwane są różne zastrzeżenia. Spróbujmy przyjrzeć się niektórym z nich w dziesiątą rocznicę jego wyboru na papieża. Zarzuca się mu na przykład odejście od kwestii doktrynalnych na rzecz ekologii, walki z ubóstwem itp.

O. Andrzej Majewski SJ: Istotnie, chyba nie doktryna jest źródłem najgłębszych inspiracji przemówień, działań i gestów papieża Franciszka. A jeśli nie doktryna, to co? Myślę, że kieruje nim przede wszystkim głęboka wiara i zaufanie Bogu, który jest obecny „tu i teraz”, a nie tylko zaznaczył swój ślad w przeszłości i obecnie z niepokojem patrzy na to, co się na świecie wyprawia. Wiara Franciszka jest żywa, oparta na doświadczeniu spotkania – żywej relacji z Chrystusem. Nie bez przyczyny obecny papież niejednokrotnie przywoływał słowa swego poprzednika na Stolicy Piotrowej, papieża Benedykta, że „u podstaw bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, ale spotkanie z wydarzeniem, z osobą, która nadaje życiu nową perspektywę”. Siłą, energią, inspiracją dla Franciszka jest zatem nie sama doktryna, a zażyłość z Bogiem.

Pamiętajmy też, że każdy nowy papież wnosi w jakiś sposób do Kościoła powszechnego historię miejsca, z którego pochodzi, wrażliwość na tamtejsze problemy, kulturę. Patrząc od tej strony, Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek, to trzy różne światy. A skoro tak, to czy możemy się dziwić, że walka z ubóstwem, która angażuje Kościół w całej Ameryce Łacińskiej nie jest dla papieża czymś drugorzędnym?

Gdy chodzi o ekologię, to nie zapominajmy, że Kościół katolicki jest w tej sprawie i tak bardzo spóźniony. Znane jest powiedzenie: „Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami, natura nigdy”. Nie bez przyczyny honorowy zwierzchnik prawosławia – patriarcha Bartłomiej od dawna określany jest mianem „zielonego patriarchy”. Tak samo w środowisku protestanckim kwestia ekologiczna była podejmowana na długo przed wyborem Franciszka na Stolice Piotrową. Trzeba jednak dopowiedzieć, że dla Franciszka celem działań ekologicznych nie jest jedynie ochrona przyrody, ale przede wszystkim ochrona życia człowieka. Już dziś wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, jaki świat zostawimy tym, co idą po nas.

KAI: Wielu katolików oburza możliwość dopuszczenia do Komunii świętej osób, które po rozwodzie zawarły nowe, cywilne związki małżeńskie.

– To duży i bardzo delikatny temat, którego dotknął już Jan Paweł II w swej posynodalnej adhortacji „Familiaris consortio”. Nadmienił tam o obowiązku duszpasterzy właściwego rozeznania sytuacji osób żyjących w nieformalnych związkach. Franciszek, ku rozczarowaniu wielu publicystów, nie udziela powszechnej zgody na rozgrzeszenie osób znajdujących się w sytuacji „nieregularnej”, ale zachęca spowiedników, by każdy przypadek traktowali oddzielnie. Zachęca ich też do towarzyszenia duszpasterskiego osobom pozostającym w związkach niesakramentalnych i podejmowania wraz z nimi rozeznawania.

Trzeba też zauważyć, że Franciszek to człowiek obdarzony przede wszystkim wrażliwością duszpasterską. To z kolei tłumaczy, dlaczego tak często wzywa on Kościół do „nawrócenia duszpasterskiego”. Na czym miałoby ono polegać? Przede wszystkim na bliskości z drugim człowiekiem, na empatii, na autentycznym spotkaniu, na słuchaniu. Przeciwieństwem takiej postawy jest – moim zdaniem – „formalizm spotkania”, mówienie zanim cokolwiek się usłyszy, przychodzenie na spotkanie z „matrycą dobrego chrześcijanina” i gotowym pakietem odpowiedzi na każdy problem.

Kluczowym słowem tego pontyfikatu jest też „rozeznawanie”, próba zmierzenia się z tematem rzeczywistej odpowiedzialności moralnej za rozpad związku i za to, co wydarzyło się potem. Często nie ma tu prostych odpowiedzi a priori.

Pamiętam moje dyskusje z wieloma osobami, którym nie potrafiłem wytłumaczyć, dlaczego osobie porzuconej, mającej na utrzymaniu dzieci, która nierzadko nie radząc sobie z zaistniałą sytuacją, wchodziła w nowy, oczywiście niesakramentalny związek, kategorycznie odmawiano możliwości otrzymania rozgrzeszenia i przystąpienia do Komunii świętej, podczas gdy inna osoba, mówiąc oględnie nie najwierniejsza swym ślubnym przyrzeczeniom, przystępowała do Komunii świętej, uzyskawszy wcześniej bez problemu sakramentalne rozgrzeszenie.

No i ostatnia sprawa, może najważniejsza. Dla Franciszka Eucharystia to Boży pokarm na drogę duchowego wzrastania, to lekarstwo, to umocnienie, a nie nagroda za „dobre sprawowanie”. Czyż „bierzcie i jedzcie z tego wszyscy” nie otwiera raczej a nie zamyka takich właśnie dyskusji?

KAI: Niektórzy dostrzegają bagatelizowanie homoseksualizmu w słynnych już słowach papieża: „Jeśli ktoś jest homoseksualistą, a poszukuje Pana Boga, i ma dobrą wolę, kimże ja jestem, aby go osądzać?”.

– Przy odrobinie złej woli inny, ale podobny zarzut, o „bagatelizowanie cudzołóstwa”, można by postawić nie tylko papieżowi Franciszkowi. Bo czyż nie do takich wniosków prowadzi nas lektura Janowej Ewangelii o kobiecie cudzołożnej: „Nikt cię nie potępił ? I ja ciebie nie potępiam”. Zazwyczaj w kaznodziejstwie rozwijamy kolejne tylko zdanie „Idź i od tej chwili już nie grzesz”.

W swoich kontaktach z osobami deklarującymi się jako homoseksualne papież kieruje się nauczaniem Kościoła. To przecież Katechizm Kościoła Katolickiego zauważa, że: „Pewna liczba mężczyzn i kobiet przejawia głęboko osadzone skłonności homoseksualne. Skłonność taka, obiektywnie nieuporządkowana, dla większości z nich stanowi trudne doświadczenie”. I dodaje Katechizm: „Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji”.
Trzeba jednak dodać to, co Franciszek niejednokrotnie podkreślał. On nie broni ideologii LGBT+, legitymizującej wszelkiego typu relacje międzyludzkie. On okazuje bliskość konkretnym ludziom, niezależnie skąd przychodzą. Ideologii LGBT+ on nie tylko nie broni, ale przed nią przestrzega.

KAI: Są tacy, którzy twierdzą, że Franciszek kładzie przesadny akcent na miłosierdzie.

– Zacząłbym od tego, że tylko ktoś, kto osobiście liczy na Boże miłosierdzie może stać się jego piewcą. W swoim pierwszym wywiadzie udzielonym włoskiemu dwutygodnikowi „La Civiltà Cattolica”, zapytany: „Kim jest Jorge Mario Bergoglio?”, Franciszek odpowiedział: „Jestem grzesznikiem. To jest najtrafniejsza definicja. Nie jest to jakaś figura, jakiś rodzaj literacki. Jestem grzesznikiem”.

Właściwie wszystko, o czym dotychczas mówiliśmy sprowadza się do problemów z miłosierdziem. Nie tylko dla Franciszka ale i dla jego poprzedników Boże miłosierdzie stanowiło jeden z najważniejszych tematów głoszenia Ewangelii. Jan Paweł II napisał encyklikę „Dives in misericordia”, beatyfikował i kanonizował siostrę Faustynę Kowalską i ustanowił Niedzielę Miłosierdzia Bożego. Benedykt napisał encyklikę „Deus Caritas est” a Franciszek ogłosił Rok Święty Miłosierdzia.

Franciszek bardzo lubi przywoływać postać jednego ze spowiedników, z którymi – już będąc kardynałem – spotykał się w Buenos Aires. Kiedyś zapytał go, co robi po wyjściu z konfesjonału, w którym spędził wiele godzin w ciągu dnia i odczuwa skrupuły, że rozgrzeszył zbyt wiele. A on mu odpowiedział, że ma zwyczaj udawać się na modlitwę przed Najświętszy Sakrament, aby samemu prosić o przebaczenie, że zbyt wiele przebaczył. Ale na koniec zawsze zwraca się do Jezusa słowami: „Przecież to Ty sam dałeś mi zły przykład”.

Kto wie, może właśnie głosząc Boże miłosierdzie Kościół najpełniej odpowiada na sytuację i najgłębsze pragnienia nas, ludzi XXI wieku?

KAI: Coraz częstsze są też głosy, że zainicjowany przez Franciszka proces synodalny zmierza do zniszczenia Kościoła.

– Na to pytanie trudno jest odpowiedzieć już teraz, gdy proces synodalny właśnie się rozpędza. Więcej mieliby tu do powiedzenia przynajmniej niektórzy uczestnicy spotkań przedsynodalnych – duchowni i świeccy. Myślę, że już sama lektura polskiej „Syntezy” spotkań, jakie odbyły się we wszystkich diecezjach, wydaje się być bardzo obiecująca. Można by powiedzieć, że „coś drgnęło”. Nie tylko zaczęliśmy się spotykać i do siebie mówić (bo to zawsze miało jakoś miejsce), ale zaczęliśmy się też słuchać: wierni świeccy, hierarchowie, duchowni, zakonnicy. Odeszliśmy od przekazu jednokierunkowego, nużąco przewidywalnego i – powiedzmy sobie szczerze – nie do końca swobodnego. A to już dużo.

Pozwolę sobie na pewną dygresję. Do dziś pamiętam, jak jeden z moich współbraci zakonnych, wykładowca eklezjologii, z którym prawie 30 lat temu odbywałem tak zwaną „trzecią probację” w Hiszpanii, ubolewał nad tym, że w „oficjalnym” nauczaniu teologii prawie zupełnie „wycięto” soborowe rozumienie Kościoła jako ludu Bożego. To właśnie zmienia się na naszych oczach. Kościół dla Franciszka, to jest przede wszystkim „święty lud Boży”. Już w swoim pierwszym przemówieniu, wygłoszonym z balkonu Bazyliki Watykańskiej tuż po wyborze, Franciszek powiedział: „A teraz zacznijmy tę wspólną drogę, biskupa i ludu. (…) To droga braterstwa, miłości i wzajemnego zaufania”. I tę drogę – jak myślę – obecny papież konsekwentnie realizuje. Dla Franciszka obrazem Kościoła jest wspólnota uczniów Chrystusa w drodze, a nie taka, która czeka na ludzi tam, gdzie już ich nie ma. Można oczywiście utrzymywać, że problemy ludzi XXI wieku niewiele różnią się od tych, którymi żyli choćby nasi dziadkowie. Tak: życie, śmierć, cierpienie, to wielkie tematy dotyczące każdego pokolenia. Ale czy obok tych zasadniczych tematów chrześcijaństwo naprawdę nie ma już nic do powiedzenia o naszej codzienności?

KAI: Z ostrą krytyką spotkało się przywrócenie przez Franciszka ograniczeń w odprawianiu Mszy „trydenckiej”.

– Dobrze, że wspominamy tu o „przywróceniu” ograniczeń. Nie jestem specjalistą od liturgii, ale zapewniam, że przestudiowanie wszystkich trudności, na jakie napotykał papież Paweł VI przy wprowadzaniu nowego „Ordo Missae” (które zresztą było postulatem Soboru Watykańskiego II) jest pasjonującą lekturą. Do 2007 roku biskup mógł tylko wyjątkowo zezwolić na odprawianie Mszy św. „przedsoborowej”. Watykan jasno jednak apelował do biskupów, aby byli bardzo czujni, by z tego powodu nie było wśród wiernych „podziału czy zamieszania”.

Jan Paweł II, pomimo pewnych nacisków, nie zdecydował się tu wprowadzić jakichkolwiek zmian. Dopiero papież Benedykt XVI uchylił szerzej drzwi, definiując ryt trydencki jak „nadzwyczajną formę rytu rzymskiego” i dając faktycznie możliwość bezwarunkowego korzystania z tej formy sprawowania Eucharystii. Co zatem zrobił Franciszek? Powiedział: sprawdzam, czy istotnie bezwarunkowe sprawowanie Mszy św. według obu rytów – starego i nowego – nie wprowadza „podziałów i zamieszania”. Jego „motu proprio” przywracające poprzednie ograniczenia jasno podkreśla, że decyzja ta została podjęta „po szerokiej konsultacji z biskupami”. Franciszek poleca, by biskupi, udzielając na przyszłość (po konsultacji ze Stolicą Apostolską) zgody na odprawianie „trydenckiej” Mszy św. „upewnili się”, że za pragnieniem korzystania z rytu trydenckiego nie stoi zanegowanie ważności i prawowitości reformy liturgicznej, nakazów Soboru Watykańskiego II i nauczania papieży. Bo jeśli tak (a widocznie do takich sytuacji nierzadko dochodziło), to nie powinniśmy się dziwić, że papież stara się za wszelką cenę ocalić jedność Kościoła w tej tak przecież ważnej sprawie.

KAI: Niezrozumiały dla wielu jest brak wyraźnego potępienia Rosji za inwazję na Ukrainę.

– Nie wiem, czy rzucanie na kogokolwiek „anatem” przyniosło Kościołowi dobre skutki. Bardzo pouczające jest tu studiowanie historii. Agresja Rosji na Ukrainę, która z oczywistych względów tak bardzo nas absorbuje, tylko potwierdza, że trzecia wojna światowa to nie zagrażająca światu przepowiednia ale coś, co dzieje się już od dawna. Od początku swego pontyfikatu Franciszek twierdzi, że trzecia wojna światowa od dawna już się toczy – tyle że „w kawałkach”. Trwająca już ponad 11 lat wojna w Syrii pochłonęła blisko 400 tysięcy ofiar. A jest jeszcze Jemen, Sudan Południowy, Kamerun, Czad, Nigeria, Mjanma, los Kurdów, Palestyńczyków… W swojej encyklice „Fratelli tutti” Franciszek napisał: „każda wojna jest porażką polityki i ludzkości, haniebną kapitulacją, porażką w obliczu sił zła. Każda też wojna pozostawia świat w gorszej sytuacji niż go zastała”. Tak widzi świat Watykan. Tak postrzega świat Franciszek.

Nie oznacza to, że obecny papież wycofał się zupełnie z oceny tego konfliktu. Mówił: „To nie jest tylko operacja wojskowa, ale wojna, która sieje śmierć, zniszczenie i nędzę”. Już ponad 130 razy zabierał głos na temat okrucieństw tej wojny. Organizował pomoc humanitarną, posyłał swoich legatów.

To prawda, że nie stanął po jednej stronie jako „kapelan Zachodu”. Zarzuca przy tym zwierzchnikowi Cerkwi moskiewskiej, patriarsze Cyrylowi, że on z kolei stał się „akolitą Kremla”. Historia nie zapamięta Franciszka jako błogosławiącego broń.

Zdaniem Marco Politiego, Franciszek jest „głosem spoza chóru”. Jest on też bardzo osamotniony na obranej przez siebie drodze. Ale może taki jest właśnie los papieży – „budowniczych mostów”.

Rozmawiał Paweł Bieliński (KAI)

O. Andrzej Majewski SJ (1961), jezuita, pracował w Radiu Watykańskim (m.in. jako jego dyrektor programowy i szef sekcji polskiej) i w Telewizji Polskiej (kierował redakcją programów katolickich). Obecnie jest szefem Redakcji Katolickiej w Polskim Radiu. Przeprowadził pierwszy telewizyjny wywiad z papieżem Benedyktem XVI. Był też dyrektorem jezuickiego Europejskiego Centrum Komunikacji i Kultury oraz rektorem Kolegium Jezuitów Bobolanum w Warszawie.

pb (KAI) / Warszawa

 

]]>
Dariusz Piórkowski SJ: „Bozia pokarała…” https://jezuici.pl/2023/03/dariusz-piorkowski-sj-bozia-pokarala/ Thu, 02 Mar 2023 07:48:23 +0000 https://jezuici.pl/?p=82239 W najnowszym numerze Gościa Niedzielnego z 5 marca 2023 roku redaktor Marcin Jakimowicz rozmawia z o. Dariuszem Piórkowskim SJ, kierownikiem duchowym i rekolekcjonistą. Artykuł jest zatytułowany „Skaranie boskie” i odpowiada na pytanie: Czy Bóg karze nas chorobami i życiowymi zawirowaniami? Ojciec Piórkowski odpowiadając na przywołane przez redaktora, popularne powiedzenie „Bozia pokarała”, mówi między innymi: Sam […]]]>

W najnowszym numerze Gościa Niedzielnego z 5 marca 2023 roku redaktor Marcin Jakimowicz rozmawia z o. Dariuszem Piórkowskim SJ, kierownikiem duchowym i rekolekcjonistą. Artykuł jest zatytułowany „Skaranie boskie” i odpowiada na pytanie: Czy Bóg karze nas chorobami i życiowymi zawirowaniami? Ojciec Piórkowski odpowiadając na przywołane przez redaktora, popularne powiedzenie „Bozia pokarała”, mówi między innymi:

Sam takie rzeczy słyszałem! A mimo przestróg rodziców i tak wsadziłem gwóźdź do kontaktu. Odrzuciło mnie na trzy metry… Dlaczego? Bo Bóg wymyślił ten świat w taki sposób, że jeżeli dotkniesz ognia, to się sparzysz. To nie jest kara, taki jest porządek świata. W fizyce, chemii, biologii panuje pewien ład niezależny od nas: przyczyny dają określone skutki. Tam nie ma wolnoamerykanki – nie mogę zdecydować, czy prąd mnie kopnie, czy nie. Ciekawe, że tej zasady nie przenosimy na moralność, którą też kieruje pewien porządek, i nie od razu dostrzegamy, że grzech i nasza nędza powodują określone konsekwencje – czasem niestety także marskość wątroby.

Karanie człowieka to nie jest plan Pana Boga na nasze zbawienie – tłumaczy. Bóg zaprasza nas do „większej sprawiedliwości”, która polega na przebaczaniu, usprawiedliwianiu i oczyszczaniu serca człowieka, by już nie chciał czynić zła.

Cały wywiad z o. Dariuszem Piórkowskim SJ można przeczytać w Gościu Niedzielnym 9/2023 z 5 marca 2023 r. na stronach 24-28.

Foto: archiwum Dariusza Piórkowskiego SJ

Poniżej fragment strony Gościa Niedzielnego z opublikowanym wywiadem.

 

]]>
Jezuita o zabawie w modlitwę https://jezuici.pl/2023/01/jezuita-o-zabawie-w-modlitwe/ Wed, 25 Jan 2023 06:43:35 +0000 https://jezuici.pl/?p=81678 Ojciec Paweł Kowalski SJ zabrał głos na temat gry komputerowej online, w której dzieci bawią się w mszę świętą. Wcześniej rozmawiał z chłopcami, którzy nią zarządzają i odniósł bardzo pozytywne wrażenie. Swoim zdaniem podzielił się wczoraj w programie „Dzień Dobry TVN”, gdzie gościł wraz z jedną z uczestniczek zabawy w mszę, 13-letnią Darią. Ojciec Paweł […]]]>

Ojciec Paweł Kowalski SJ zabrał głos na temat gry komputerowej online, w której dzieci bawią się w mszę świętą. Wcześniej rozmawiał z chłopcami, którzy nią zarządzają i odniósł bardzo pozytywne wrażenie.

Swoim zdaniem podzielił się wczoraj w programie „Dzień Dobry TVN”, gdzie gościł wraz z jedną z uczestniczek zabawy w mszę, 13-letnią Darią. Ojciec Paweł nie widzi w tej zabawie nic złego, wręcz przeciwnie. Przypomniał między innymi, że wielu obecnych księży bawiło się w dzieciństwie w mszę świętą, w księdza, a nawet w papieża. Na pytanie redaktorów, czy taka komputerowa zabawa może zranić czyjeś uczucia religijne, odpowiada pytaniem: Czy zabawa może zranić? Tym bardziej, że chodzi tu o zabawę posiadającą swoje reguły i wypływającą z ciekawości dzieci. Nikt tu niczego nie wyśmiewa.

„Zabawa to jest coś fajnego, zabawa może nam przybliżać pewną rzeczywistość” – tłumaczy.

Kilkadziesiąt tysięcy dzieci uczestniczy w tej grze, która trwa około godziny. Można tam również wysłuchać kazania. I nikt podczas kazania nie śpi.

Program kanału TVN można obejrzeć TUTAJ

 

]]>
Mozaiki Rupnika: Komentarz Dariusza Piórkowskiego SJ https://jezuici.pl/2022/12/mozaiki-rupnika-sj-komentarz-dariusza-piorkowskiego-sj-na-facebooku/ Sat, 24 Dec 2022 09:19:26 +0000 https://jezuici.pl/?p=80931 Marko Rupnik SJ, na którym ciążyła do roku 2019 ekskomunika za rozgrzeszenie wspólnika grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu, jest twórcą ponad 200 mozaik na pięciu kontynentach, m.in. w kaplicy Redemptoris Mater w Watykanie, w Fatimie, Lourdes, San Giovanni Rotondo i w Krakowie w Sanktuarium św. Jana Pawła II. Pojawiające się w przestrzeni medialnej głosy o usunięcie […]]]>

Marko Rupnik SJ, na którym ciążyła do roku 2019 ekskomunika za rozgrzeszenie wspólnika grzechu przeciwko szóstemu przykazaniu, jest twórcą ponad 200 mozaik na pięciu kontynentach, m.in. w kaplicy Redemptoris Mater w Watykanie, w Fatimie, Lourdes, San Giovanni Rotondo i w Krakowie w Sanktuarium św. Jana Pawła II.

Pojawiające się w przestrzeni medialnej głosy o usunięcie ze ścian świątyń mozaik i fresków jezuickiego artysty, skomentował na Facebooku Dariusz Piórkowski SJ.

Nie uważam, że należy teraz niszczyć i skuwać mozaiki wykonane przez o. Rupnika.

Trzeba oddzielać dzieło od twórcy. Nigdy bym nie pozwolił na spalenie „Powołania Mateusza” Carravagia, chociaż wiemy, że malarz kogoś zabił. Nie znam się na walorach artystycznych tych mozaik, ale boję się zapędów oczyszczających Kościół i świat w taki sposób. Należy stosować kary, powstrzymywać przed czynieniem zła, ale nie niszczyć dzieł.

Jeśli Ewangelia nie utożsamia grzesznika z grzechem to z tego samego powodu nie należy też całego dzieła i dobra przypisywać tylko człowiekowi. Mentalność źle pojętej zasługi potępia.

Właśnie ta grzeszność twórców potwierdza w paradoksalny sposób, że za natchnieniem stoi często bezinteresowny dar Stwórcy. To nie człowiek jest źródłem życia, piękna i miłości. On je tylko nieudolnie przekazuje i wyraża.

Foto: Kościół pw. św. Krzysztofa w Szczecinku szczecinek.naszemiasto.pl

 

]]>
Czym są choroby sumienia? Wywiad z Józefem Augustynem SJ https://jezuici.pl/2022/12/czym-sa-choroby-sumienia-wywiad-z-jozefem-augustynem-sj/ Sat, 17 Dec 2022 08:46:59 +0000 https://jezuici.pl/?p=80746 Na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej ukazał się wczoraj wywiad z o. Józefem Augustynem SJ. Przeprowadziła go dla KAI pani redaktor Maria Czerska. Pytała go o choroby sumienia, jak pomagać osobom cierpiącym na skrupuły i co powinniśmy robić, by nie bagatelizować sumienia w naszym życiu.  „Sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam […]]]>

Na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej ukazał się wczoraj wywiad z o. Józefem Augustynem SJ. Przeprowadziła go dla KAI pani redaktor Maria Czerska. Pytała go o choroby sumienia, jak pomagać osobom cierpiącym na skrupuły i co powinniśmy robić, by nie bagatelizować sumienia w naszym życiu. 

„Sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa” – mówi Katechizm. „Głos Boga” wprawdzie rozbrzmiewa w sanktuarium sumienia, ale rodzi się pytanie, w jaki sposób człowiek go nasłuchuje, przyjmuje, interpretuje; jak za nim podąża. Choruje nie głos Boga, ale nasze posłuszeństwo głosowi. „Zdrowe sumienie” wymaga wielkiego duchowego wysiłku, ofiarnego i szczerego szukania Boga.

Lew Tołstoj w „Dziennikach” pisze: „Sumienie jest naszym najlepszym i najpewniejszym przewodnikiem, ale gdzie są cechy odróżniające ten głos od innych głosów?”. I to jest nasze zadanie: odróżnić głos sumienia od krzykliwych głosów naszych ludzkich potrzeb, pożądań, ambicji.

Nie rozmawiamy o chorobach sumienia, by sądzić i wyrokować o stanie sumienia bliźnich, ale aby dać świadectwo własnego sumienia. Każdego, kto snuje refleksję o sumieniu, czytelnik ma prawo zapytać: „A jakim sumieniem ty sam się kierujesz?”. Niemożliwa jest szczera rozmowa o sumieniu bez odwołania się do pracy własnego sumienia.

Sumienie jest darem, byśmy mogli życie godnie przeżyć. Dar ten nie jest nam jednak ofiarowany w gotowej postaci. Sumienie jest nam zadane. Troska o „zdrowie sumienia”, o jego prawość i czystość, jest naszym największym życiowym zobowiązaniem.

Wróćmy do pytania: czym są choroby sumienia? Są zaburzeniami w samym „centrum człowieka”, w sanktuarium, w którym spotyka się Bóg i człowiek, i gdzie człowiek decyduje o kształcie swojego życia: ludzkiego, duchowego i moralnego. Choroby sumienia zaburzają nie tylko naszą więź z Bogiem, ale także relacje z samym sobą. Bez zdrowego sumienia niemożliwa jest wewnętrzna spójność człowieka. Życie w sprzeciwie wobec swojego sumieniu jest życiem przeciwko samemu sobie, prowadzi do destrukcji nie tylko duchowej, ale także psychicznej, osobowej.

Cały wywiad z o. Józefem Augustynem SJ można przeczytać na stronie Katolickiej Agencji Informacyjnej.

 

]]>
Wiele fałszywych mitów o wojnie https://jezuici.pl/2022/11/wiele-falszywych-mitow-o-wojnie/ Mon, 28 Nov 2022 06:52:37 +0000 https://jezuici.pl/?p=80283 „Pochowałem wielu, zbyt wielu. To były czyste dusze, które zapłaciły życiem za obronę naszej wolności i ojczyzny” – powiedział o. Andriy Zelinskyy SJ, kapelan armii ukraińskiej w wywiadzie dla dziennika Avvenire. Podkreśla, że wojna „trwa już od ośmiu lat, nie zaś od ośmiu miesięcy, choć Zachód przed kilku laty zamknął oczy na rosyjskie czołgi poruszające […]]]>

„Pochowałem wielu, zbyt wielu. To były czyste dusze, które zapłaciły życiem za obronę naszej wolności i ojczyzny” – powiedział o. Andriy Zelinskyy SJ, kapelan armii ukraińskiej w wywiadzie dla dziennika Avvenire. Podkreśla, że wojna „trwa już od ośmiu lat, nie zaś od ośmiu miesięcy, choć Zachód przed kilku laty zamknął oczy na rosyjskie czołgi poruszające się po terytorium Ukrainy”.

Artykuł w Avvenire ukazał się od tytułem „Padre Zelinskyy, il cappellano in prima linea: troppi falsi miti sulla guerra” (Ojciec Zelinskyy, kapelan na pierwszej linii: zbyt wiele fałszywych mitów o wojnie).

O. Zelinskyy (na zdjęciu po prawej) był w 2014 r. na Majdanie, a potem trzy lata spędził w okopach, posługując ukraińskim żołnierzom. Jest także jednym z inicjatorów kapelanii wojskowej dla sił zbrojnych Ukrainy. Zaznacza, że „dzięki rewolucji godności z 2014 r. uwolniona została dobra energia, którą należało ukierunkować”. Świadomy, że „potrzeba nowych pokoleń polityków i urzędników” wziął udział w powstaniu Akademii Przywództwa.

Kapelan podkreśla, że „na wojnie człowiek naraża się na utratę człowieczeństwa” i „dlatego powtarza żołnierzom, że być człowiekiem to znaczy wybierać dobro, szukać prawdy, bronić sprawiedliwości, dostrzegać piękno. Nawet pośród grozy, przemocy, bólu”.

Jezuita zaznacza, że wokół obecnego konfliktu istnieje zbyt wiele mitów. Rosja prezentuje światu swoje działania jako wyzwolenie. Tymczasem „Rosjanie zabijają osoby rosyjskojęzyczne na Ukrainie. Walki toczą się bowiem na wschodzie, gdzie ten język dominuje, a ponadto 50 proc. wojska ukraińskiego posługuję się rosyjskim” – zaznacza. Ponadto „na wschodzie dominuje przynależność wyznaniowa do prawosławia, zwłaszcza do Patriarchatu Moskiewskiego, co oznacza, że prawosławni zabijają prawosławnych”.

Wobec Zachodu dostrzegającego zakłamanie rosyjskiej propagandy, o. Zelinsky zauważa, że z kolei „podziwia on Rosję Dostojewskiego i Tołstoja”. „Taka zaś Rosja istnieje tylko teoretycznie, tylko na kartach ksiąg”. „Dziś jest to naród przygnieciony propagandą, ofiara ideologii „wielkiej Rosji”, który w prawie 70 procentach popiera atak militarny oraz akceptuje ciężkie ograniczenia praw i wolności osobistych” – mówi jezuita – „Tragedia polega na tym, że w dzisiejszej Rosji zabronione jest bycie człowiekiem, jest się tylko «obywatelem posłusznym rządowi»”.

Kapelan podkreśla, że „Pokój nie jest magicznym słowem: nie wystarczy go powtarzać, aby stał się rzeczywistością; nie wystarczy też modlitwa”. „Pokój jest darem Boga, ale wymaga współpracy osoby: wymaga otwartego serca, szczególnie na prawdę i sprawiedliwość” – konkluduje.

Vatican News

Fot: Facebook

 

]]>
Koordynator KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży o seksualnym drapieżcy https://jezuici.pl/2022/11/koordynator-kep-ds-ochrony-dzieci-i-mlodziezy-o-seksualnym-drapiezcy/ Sun, 27 Nov 2022 07:44:20 +0000 https://jezuici.pl/?p=80262 O. Adam Żak SJ, Koordynator Komisji Episkopatu Polski ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży, dyrektor Centrum Ochrony Dziecka, komentuje w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną artykuł „Kościelne peregrynacje seksualnego drapieżcy” autorstwa Tomasza Krzyżaka i Piotra Litki, opublikowany w najnowszym „Plus Minus”. „Artykuł zdecydowanie wart jest lektury, dlatego że jest to praca opierająca się w dużej mierze […]]]>

O. Adam Żak SJ, Koordynator Komisji Episkopatu Polski ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży, dyrektor Centrum Ochrony Dziecka, komentuje w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną artykuł „Kościelne peregrynacje seksualnego drapieżcy” autorstwa Tomasza Krzyżaka i Piotra Litki, opublikowany w najnowszym „Plus Minus”.

„Artykuł zdecydowanie wart jest lektury, dlatego że jest to praca opierająca się w dużej mierze na źródłach i na konkretnej wiedzy m. in z zakresu prawa kanonicznego, a nie na przypuszczeniach. Zawiera dane umożliwiające czytelnikowi zrozumienie przestępczej działalności ks. Eugeniusza Surgenta i jego „peregrynacji” od Małopolski po Bałtyk. Co prawda, nie wszystko w artykule jest jasne, daje się odczuć pewien pośpiech w badaniach, które autorzy przeprowadzili. Ale ten pośpiech może przyczynić się dobrze dla dokładnego poznania całej sprawy, zwłaszcza jeśli włączą się w to te diecezje, na których terenie działa się omawiana historia. Zwłaszcza archidiecezja krakowska, która szczególnie powinna być bardzo zainteresowana wyjaśnieniem detali decyzji, jakie w niej zostały podjęte wobec tego przestępcy. Ufam, że takie wyjaśnienia na podstawie dokumentów archiwalnych, historycznych z tego okresu, nastąpią” – mówi KAI o. Adam Żak SJ.

Przeczytaj na stronie internetowej KAI

Foto: deon.pl

 

]]>
Wojciech Ziółek SJ – dopowiedzenie https://jezuici.pl/2022/11/wojciech-ziolek-sj-dopowiedzenie/ Sat, 19 Nov 2022 11:00:29 +0000 https://jezuici.pl/?p=79970 W związku z opublikowanym na portalu wiez.pl artykułem p. Pauliny Guzik „Towarzystwo Maciejowe”, na prośbę o. Wojciecha Ziółka SJ, przekazuję do publikacji jego „Dopowiedzenie”. Jarosław Paszyński SJ – Prowincjał   Przede wszystkim chcę powiedzieć: Przepraszam. Bez względu na to, jakie były ówczesne procedury i okoliczności i bez względu na to, jakie były intencje moich decyzji […]]]>

W związku z opublikowanym na portalu wiez.pl artykułem p. Pauliny Guzik „Towarzystwo Maciejowe”, na prośbę o. Wojciecha Ziółka SJ, przekazuję do publikacji jego „Dopowiedzenie”.

Jarosław Paszyński SJ – Prowincjał

 

Przede wszystkim chcę powiedzieć: Przepraszam.

Bez względu na to, jakie były ówczesne procedury i okoliczności i bez względu na to, jakie były intencje moich decyzji sprzed lat (jeszcze do tego wrócę), jeśli informacja o tych decyzjach wywołuje (a przecież wywołuje) ból, oburzenie, rozczarowanie i zgorszenie, to znaczy, że nie były one dobre. „Po owocach ich poznacie…”

Bardzo mi zależy, by moje „przepraszam” dotarło przede wszystkim do Pań, które zostały skrzywdzone przez Maćka. I tych, o których już wiadomo i tych, które – być może – jeszcze się zgłoszą. Żałuję, że nie mogę powiedzieć im tego bezpośrednio, ale niech będzie chociaż tak.

Chciałbym też, by moje „przepraszam” dotarło do wszystkich tych, którzy z nami, jezuitami są związani, a informacje o tym, co się stało – w tym również o moich działaniach w tej sprawie – boleśnie ich zraniły, zatrwożyły czy zgorszyły. Chodzi mi też o moich przyjaciół, o moich bliskich, o moich byłych studentów z duszpasterstw akademickich, o moich penitentów i parafian. Chodzi także o moich Współbraci, których wtedy reprezentowałem, a którzy teraz wstydzą się razem ze mną.

Po drugie, chcę powiedzieć, że w żaden sposób nie zamierzam i nie będę się bronił.

Przede wszystkim dlatego, żeby osoby skrzywdzone przez Maćka nie odniosły wrażenia, że ważniejsze od ich krzywdy i bólu jest moje dobre imię. Myślę, że takie odczucie – bez względu na to czy słuszne, czy nie – byłoby dla nich bardzo bolesne.

Nie będę się bronił również dlatego, że nie chcę uciekać od odpowiedzialności. Jedną rzecz chcę jednak wyjaśnić. Nie po to, żeby się bronić, tylko po to, by wszystkie wymienione wyżej osoby miały pełniejszą wiedzę o moich intencjach.

W rozmowie z red. Pauliną Guzik powiedziałem, że mając tamtą wiedzę, podjąłbym jeszcze raz taką decyzję, jaką podjąłem, dlatego, że jeszcze raz kierowałbym się tymi samymi intencjami. Powiedziałem prawdę.

Wiedzę, na podstawie której podejmowałem decyzję, zakazującą Maćkowi pracy z młodzieżą i przenoszącą go do pracy w apostolstwie trzeźwości w Zakopanem, posiadłem od jednej ze skrzywdzonych Pań. Podczas około godzinnej rozmowy ze mną (mężczyzną, jezuitą, ówczesnym przełożonym krzywdziciela) mówiła o tym, że w sposobie odnoszenia się Maćka do niej zostały przekroczone wszelkie granice intymności. Nie przedstawiała mi jednak tych strasznych szczegółów, o których teraz przeczytałem w artykule. Ja zaś (mężczyzna, jezuita, ówczesny przełożony krzywdziciela) nie dopytywałem o żadne szczegóły, bo wiedząc, że mam przed sobą osobę bardzo młodą i skrzywdzoną przez mojego współbrata oraz widząc, ile kosztuje ją rozmowa ze mną, bardzo uważałem, by nie powiedzieć niczego, co mogłoby ją zranić.

Każdy ma prawo spojrzeć na moje intencje zgodnie z własnym sumieniem. Ja także. Chcąc zatem być szczerym wobec siebie, wobec innych i wobec Pana Boga, muszę powiedzieć, że kłamałbym – i wtedy i teraz – twierdząc lub zgadzając się z opinią, że chodziło mi o obronę Maćka kosztem skrzywdzonych przez niego ofiar, o tych ofiar lekceważenie, o korporacyjną solidarność lub o świadome narażanie na niebezpieczeństwo innych. Nikomu nie odbieram prawa do oceny moich działań i zaniedbań oraz krytyki moich decyzji, ale moje sumienie podpowiadało mi wtedy – bazując na tamtej wiedzy – właśnie takie rozwiązania i decyzje. Byłem bowiem przekonany, że chronią one już i tak poranioną intymność osób skrzywdzonych, które chciały zamknąć ten temat i już do niego nie wracać, a Maćkowi dają szansę na pokutę i nawrócenie. Byłem też przekonany, że – zgodnie z tym, co obiecałem Pani Ninie podczas rozmowy – zapobiegam w ten sposób temu, by takie sytuacje już nigdy się nie powtórzyły. Czy tak naprawdę się stało? Nie wiem. Przyszłość – a konkretnie nowe zgłoszenia lub ich brak – pokaże, czy była to decyzja skuteczna. „Po owocach ich poznacie…”

I jeszcze jedno, z czym – ani siebie nie wybielając, ani nie usprawiedliwiając naszej gorszącej nieumiejętności właściwego rozwiązania tej sprawy – nie mogę się w sumieniu zgodzić. W pełni przyjmując krytykę, jaka na nas spadła – i tę zawartą w artykule i tę wypowiedzianą w reakcjach na tenże artykuł – muszę powiedzieć, że chcąc być w zgodzie ze swoim sumieniem, nie mogę uznać za prawdziwe twierdzenia, że należę do jakiegoś innego towarzystwa niż Towarzystwo Jezusowe. Niezasłużenie, niegodnie, nie wiadomo dlaczego, ale tylko do Jezusowego! Każdy ma prawo się nie zgodzić, z tym, co napiszę, ale z ręką na sercu mogę i chcę powiedzieć, że w mojej decyzji sprzed 12 lat obrona Maćka (rozumiana jako chęć ustrzeżenia go przed prawnymi konsekwencjami jego czynów) zupełnie nie występowała. Ja go chciałem ukarać odsuwając go od pracy z młodzieżą i uniemożliwiając mu kontakt z nią. Chodziło mi bowiem o wypełnienie obietnicy danej Pani Ninie.

I o dobro Towarzystwa. Nie, nie w tym znaczeniu, żeby nikt się nie dowiedział, żeby nic nie wyszło na jaw, albo żeby coś zamieść pod dywan, Bo choć jestem grzesznikiem, to nie jestem wyrachowanym hipokrytą. Chodziło mi o to, żeby zaradzić złu, jednocześnie nie przekreślając grzesznika. Kiedy jednak przeczytałem w artykule, że ów grzesznik nie tylko nie skorzystał z okazji na nawrócenie, ale imprezował będąc przekonanym, że nie ma powodów do pokuty, to bardzo ufam, iż Kościół dopełni to, czego nie zrobiłem ja i wymierzy mu taką karę, która zmusi go do uznania swoich win i podprowadzi do skruchy. Pomijając kwestię, czy – z racji swojej konstrukcji i kondycji psychicznej – jest on w ogóle do skruchy zdolny, to bardzo mnie też boli świadomość, że znaleźli się współbracia, którzy chcieli z nim taką „okazję” świętować.

Znam i uznaję moje własne grzechy. Nie zamykam też oczu na grzechy moich współbraci i dlatego – cytując Pismo – słusznie „jesteśmy teraz poniżeni na całej ziemi, z powodu naszych grzechów”. Boli mnie to i napełnia wstydem, ale wiem też – bo tak mi podpowiada, albo lepiej powiedzieć, tak krzyczy do mnie moje serce – że mój zakon, moja prowincja, moi Współbracia to nie jest jakaś banda bezdusznych i pozbawionych ludzkich uczuć, sklerykalizowanych drani. Nie! To wspólnota ludzi grzesznych, którzy jednak – choć nieudolnie – wciąż się starają służyć Panu Bogu w ludziach, do których zostali posłani. Wiem, że to bardzo zgrzyta w zestawieniu z tym, co zrobił Maciek oraz z tym, jak my – w tym ja sam – staraliśmy się temu zaradzić. Ale wiem też, że mój zakon, moja prowincja i moi Współbracia to wspólnota ludzi, w której przez 40 lat bycia jezuitą doświadczyłem tylu przykładów świętości i pokornej służby najbardziej potrzebującym (w każdym znaczeniu!), że budują mnie one do dziś i wzruszają nieustannie. Przede wszystkim zaś, to wspólnota ludzi, w której i dzięki której doświadczyłem bliskości Boga żywego, który mnie grzesznika pokochał, wyciągnął z otchłani grzechu i przygarnął na nowo. Nigdy się nie zdołam za to odwdzięczyć.

Raz jeszcze przepraszam.

To wszystko, co chciałem dopowiedzieć.

Bardzo dziękuję Ojcu Prowincjałowi za możliwość opublikowania tego tekstu.

 

Wojciech Ziółek SJ

]]>
o. Józef Augustyn SJ: Daliśmy się oszukać fałszywej nadziei https://jezuici.pl/2022/11/o-jozef-augustyn-sj-dalismy-sie-oszukac-falszywej-nadziei/ Fri, 18 Nov 2022 13:40:40 +0000 https://jezuici.pl/?p=79973 Gdy mamy do czynienia we wspólnocie z przykrym tematem, ulegamy nieraz pokusie przemilczeń, fałszywie rozumianej dyskrecji, nieszczerej „miłości braterskiej”: „Nie mogę nic powiedzieć, to jest mój współbrat” – stwierdził o. Józef Augustyn SJ w wywiadzie udzielonym redakcji strony Jezuici.pl. Poniżej prezentujemy pełną treść wywiadu. Jezuici.pl: Ojciec wypowiadał się wielokrotnie na temat skandali wykorzystywania seksualnego nieletnich […]]]>

Gdy mamy do czynienia we wspólnocie z przykrym tematem, ulegamy nieraz pokusie przemilczeń, fałszywie rozumianej dyskrecji, nieszczerej „miłości braterskiej”: „Nie mogę nic powiedzieć, to jest mój współbrat” – stwierdził o. Józef Augustyn SJ w wywiadzie udzielonym redakcji strony Jezuici.pl. Poniżej prezentujemy pełną treść wywiadu.

Jezuici.pl: Ojciec wypowiadał się wielokrotnie na temat skandali wykorzystywania seksualnego nieletnich przez duchownych. Jak ojciec skomentowałby skandal związany z o. Maciejem Sz.?

o. Józef Augustyn: Moje odczucia wobec skandalicznej sytuacji opisanej przez panią Paulinę Guzik odnalazłem w liście Ojca Prowincjała Jarosława Paszyńskiego wysłanym do współbraci (17 XI 2022): „Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci i przeniknięci na wskroś bólem z powodu krzywdy, jakiej doznały osoby wykorzystane seksualnie przez o. Macieja”.

Cieszą mnie też bardzo słowa przedstawiciela młodych jezuitów, który na Twitterze napisał: „Boli, kiedy dowiadujesz się takich rzeczy o współbracie, że krzywdził tych, których miał prowadzić do Boga. Dobrze, że jego zbrodnie ujrzały światło dzienne. Wierzę, że wyjaśnimy tę sprawę z pełną otwartością, by nigdy więcej zło się nie powtarzało”.

Z uwagą zapoznałem się zarówno z tekstem opublikowanym na portalu „Więzi”, jak też z rozmową przeprowadzoną przez Jakuba Halcewicza-Pleskaczewskiego z red. Guzik. Opublikowany materiał jest zrobiony bardzo uczciwie, z dziennikarską dociekliwością, ale też z wielką troską o osoby pokrzywdzone, o wiernych, którzy korzystają z naszej jezuickiej posługi, i z szacunkiem dla jezuitów. Pani Guzik z przejęciem zadaje pytania istotne dla przejrzystości naszego posługiwania; np. jak to możliwe, że kapłan, który rani osoby psychicznie i moralnie na parafii, „za karę” zostaje przeniesiony do ekskluzywnej pracy w domu rekolekcyjnym.

Nie zgadzam się natomiast ze słowami mojego współbrata, którego nazwisko pominę: „Nikogo Pani nie uchroniła, niczego nie osłoniła, za to przyczyniła się do zohydzenia pracy z młodzieżą wielu oddanych Bogu i ludziom księży, szczególnie jezuitów”. To nie jest dobre słowo.

Nasz zakon od lat angażuje się w rozwiązywanie skandali wykorzystania seksualnego nieletnich w Kościele, zarówno w instytucjach Stolicy Apostolskiej, jak też w Polsce. Niektórzy mogą nam dzisiaj przytoczyć przysłowie: „Lekarzu, ulecz samego siebie”.

Niewątpliwie daliśmy się uśpić, oszukać fałszywej nadziei. Gdy ktoś żyje w grzechu, szatan go uspokaja i pociesza: „Kto się taką sprawą będzie interesował; problem przecież rozwiązujecie…”. Jest to wyzwanie do większej transparencji duchowej i moralnej.

Gdy mamy do czynienia we wspólnocie z przykrym tematem, ulegamy nieraz pokusie przemilczeń, fałszywie rozumianej dyskrecji, nieszczerej „miłości braterskiej”: „Nie mogę nic powiedzieć, to jest mój współbrat”.

Bądźmy szczerzy! W ostatnich latach w naszych skromnych jezuickich mediach wylało się wiele cierpkich słów krytyki pod „cudzym” adresem. Teraz dana jest nam łaska, byśmy mogli publiczne powiedzieć o sobie coś krytycznego na ten temat. Zakłamanie to największy wróg królestwa niebieskiego.

Możemy podtrzymać zaufanie do naszej jezuickiej posługi tylko poprzez postawę szczerości, skruchy i pokory. „Pokora jest najcenniejsza u Boga. Dlatego są takie tragedie w rodzinach i w naszej rodzinie, bo pokory nie ma” – napisała kiedyś moja matka do córki. Tragedie ofiar, zgorszenie wiernych w Kościele ma swoje źródło w pysze sprawców oraz tych, którzy ich maskują, bronią, ukrywają.

Jako synowie św. Ignacego Loyoli jesteśmy dumni z wielu naszych dzieł i prac. Tysiące ludzi korzysta w postawie zaufania i hojności z naszej posługi: w parafiach, na katechezie, w domach rekolekcyjnych, szkołach, na Akademii. Bardzo chciałbym, aby jezuici i ich współpracownicy w tych dziełach byli dobierani z troską o tych, którzy nam ufają.

Co to znaczy, że przełożony nakłada pokutę na sprawcę wykorzystania seksualnego nieletnich? O co chodzi w pokucie?

Pokuta jest tylko dla tych, którzy uznają swoje grzechy i szczerze pragną za nie pokutować; pragną naprawić zło; odmienić swoje życie. Jeżeli sprawca nie uznaje swojej nieprawości, wówczas nakładanie na niego pokuty traci sens. Naczelną zasadą życia duchowego i religijnego jest wolność: „Pan jest Duchem. Gdzie Duch Pana, tam wolność” (2 Kor 3, 17). Dobrowolne przyjęcie pokuty jest pierwszym aktem skruchy i wewnętrznej wolności. Pokuta nie jest karą w rozumieniu prawa karnego. Jest wyrazem miłosierdzia, braterską pomocą, wsparciem w procesie przemiany serca, które wyrzeka się grzechu i pragnie należeć do Boga.

Czy polecenie odbycia terapii psychologicznej, odprawienia rekolekcji ignacjańskich jest dobrym pomysłem na pokutę?

Mam wrażenie, że pokuty w Kościele, w sprawach o wykorzystywanie seksualne, nakładane są często w sposób mechaniczny, „od góry”. Roma locuta, causa finita – „Rzym przemówił, sprawa zakończona”.

Przełożonym o empatycznym sposobie komunikacji często o wiele łatwiej jest porozumieć się z ofiarami niż ze sprawcami. Zwykle sprawca, nagle zdemaskowany, jest głęboko zalękniony, żyje w stresie; zewnętrznie zgadza się na wszystko, przyjmuje pokutę. Pytanie fundamentalne: Co naprawdę dzieje się w jego duszy? Trudno nałożyć na kogoś właściwą pokutę bez wniknięcia w jego stan duchowy, moralny i psychiczny.

W stawianiu diagnozy sprawcom za dużo poświęcamy uwagi mechanizmom i postawom psychologicznym, a pomijamy, by nie powiedzieć lekceważymy, patologie duchowości i moralności. Pani Guzik zaczyna swój reportaż mocnym akcentem: odsłania cynizm opisywanego bohatera, który „na rozpoczęcie swojej pokuty” proponuje świętowanie wspólnocie, do której przychodzi. Jaki jest sens proponowania terapii lub rekolekcji w takiej lub podobnych sytuacjach?

Stolica Apostolska, która przyjmuje na siebie ciężar wydawania decyzji o pokucie, nie jest nieomylna. Zaniedbania w badaniu sprawy na poziomie diecezji lub prowincji wracają z Rzymu w postaci „nieadekwatnej pokuty”. Paulina Guzik pokazuje to na opisywanym przez siebie przykładzie. Terapie, rekolekcje, pobyt w klasztorze i inne religijne rozwiązania nie powinny być traktowane jako kara, ale jako łaska dla sprawcy i wyraz miłosierdzia Boga, który nie chce śmierci grzesznika, ale by się nawrócił i żył.

Czy pozbawienie obowiązków duszpasterskich sprawcy skandalu, a jednocześnie zapewnienie mu pełnego komfortu codziennej egzystencji (utrzymanie, podróże, wakacje itp.), jest właściwą karą?

Byłem kiedyś na pewnym kapłańskim spotkaniu z udziałem biskupa, jako zaproszony gość. Zastanawiano się, co robić z młodym księdzem, którego – z powodu jego zachowania wobec młodzieży – odesłał do przełożonego zarówno dyrektor szkoły, jak i jego proboszcz. Zastanawiano się, gdzie on ma mieszkać, kto mógłby go przyjąć, kto ma pokryć koszty jego utrzymania itp. Wszyscy martwią się o jego życie, tylko nie on sam.

Adekwatną karą i jednocześnie pokutą, o ile tak można powiedzieć, byłaby „zwyczajna praca” na swoje utrzymanie. Obowiązki związane z codzienną pracą zawodową, jaką wykonuje każdy odpowiedzialny mężczyzna, byłyby ważnym elementem stabilizującym i urealniającym życie sprawcy. Bywa, że my, księża, zakonnicy, żyjemy w nieco odrealnionym świecie, co nieraz zarzucają nam wierni.

Osobiście nie wierzę, aby bezczynność sprawcy trwająca miesiącami i latami, szczególnie wtedy gdy nie akceptuje on zaistniałej sytuacji i jest zbuntowany na cały świat, pomagała mu w jego dochodzeniu do równowagi wewnętrznej i odpowiedzialności za swoje życie. Zdaję sobie sprawę, że mówię rzeczy trudne, i jak się zdaje – mentalnie – nie do przyjęcia obecnie w środowisku kościelnym. I to jest ów osławiony klerykalizm: każdy człowiek świecki musi pracować na swoje utrzymanie, a w Kościele „za karę” zostaje zwolniony z jakichkolwiek obowiązków nieraz na całe lata.

Jak winniśmy reagować na sprawców, którzy nie wyrażają skruchy?

Gdyby Duch Święty znał odpowiedź na takie pytanie, z pewnością by nam to objawił. Sam Bóg jest bezradny, gdy człowiek lekceważy Jego miłość. Nie mam dość wiedzy i rozeznania w dwutysięcznej historii Kościoła, ale być może w niej moglibyśmy odnaleźć jakieś inspiracje, w jaki sposób rozwiązywać także ludzkie sytuacje.

Tragedią Kościoła jest to, że do posługi kapłańskiej zostają dopuszczeni ludzie, którzy nie podejmują odpowiedzialności ani za siebie, ani za innych; którzy nie rozwinęli w sobie rzeczywistego pragnienia służenia Bogu i ludziom, ale wyuczyli się jedynie pełnienia „roli społecznej”.

Człowiek, który nie kieruje się fundamentalnymi ludzkimi wartościami: prawym rozumem, prawym sercem, prawym sumieniem, ale jedynie korzyścią poprzez odgrywanie ról społecznych, wcześniej czy później (zwykle wcześniej) dochodzi do deprawacji, bywa, że do totalnej deprawacji. Wszystko podporządkowuje sobie i zaspokajaniu swoich najniższych instynktów. I to jest przypadek notorycznych sprawców skandali seksualnych w Kościele.

To nie Stolica Apostolska przyjmuje do seminariów, do nowicjatu, nie ona decyduje o dopuszczeniu do kapłaństwa, ale biskupi i prowincjałowie. Stąd też diecezje i prowincje zakonne winny poczuwać się do moralnej odpowiedzialności za dyscyplinowanie księży i zakonników zachowujących się niemoralnie. Obarczanie całym ciężarem deprawacji w diecezjach i zakonach Papieża i Stolicy Apostolskiej nie wydaje mi się uczciwe. Watykan ma pomagać, a nie zastępować wysiłek diecezji i zakonów.

Ojciec zdaje się sugerować, że w stawieniu czoła skandalom seksualnym w Kościele nie wystarczy odwołanie się jedynie do prawa kanonicznego i norm Stolicy Apostolskiej?

W cytowanym powyższej liście Ojciec Prowincjał napisał bardzo ważne zdanie: „Wielkim wyzwaniem dla nas jest to, że ocena moralna grzesznych czynów, które nas oburzają, nie zawsze ma oparcie w prawie, tak by mogła zostać wymierzona sprawiedliwość”. Tu jest istota problemu w stawianiu czoła skandalom seksualnym w Kościele.

W przygotowaniu do sakramentu pojednania mówimy o „rachunku”: o rachunku sumienia, o liczeniu grzechów. Ale jak można policzyć, zmierzyć (idąc za Ewagriuszem z Pontu) demony obżarstwa, nieczystości, chciwości, gniewu, smutku, wyniosłości, pychy, głupoty, niewiary. Normy Stolicy Apostolskiej w formalnym kanonicznym rozwiązywaniu problemu wykorzystywania seksualnego nieletnich przez księży są konieczne, ale one w odniesieniu do postawy duchowej i moralnej są zewnętrzne. Paulina Guzik w swoim reportażu mówi, iż nie chodzi najpierw o to, by „papiery były w porządku”.

Czy przeniesienie do stanu świeckiego sprawcy skandali seksualnych, który nie wyraża skruchy, jest rozwiązaniem problemu? Czy nie istnieje niebezpieczeństwo, że będzie dalej krzywdzić?

Laicyzacja duchownych, którzy zachowują się niemoralnie, dają zgorszenie, jest obowiązkiem władzy Kościoła. Święta Matka Kościół hierarchiczny (św. Ignacy Loyola), Kościół – Ciało Chrystus, nie może być miejscem krzywdzenia wiernych, zgorszenia, obrażania Boga. We wspomnianym wywiadzie z panią Guzik podjęty został niezwykle ważny wątek, rzadko poruszany w refleksji o skandalach seksualnych w Kościele: o „zaburzeniach duchowości”, o perwersji, w której sprawcy w przedziwny sposób łączą doznania duchowe – mistyczne z zaspokajaniem swoich najniższych pożądań. Ewagriusz z Pontu w jednym ze swoich apoftegmatów zwraca uwagę, że człowiek, który usiłuje prowadzić życie duchowe, a jednoczenie dąży do zaspokajania swoich namiętności, nie może pozostać wolny od szaleństwa. Podobny jest on do człowieka, który chce cieszyć się przenikliwym wzrokiem, ale sam wydłubuje sobie oczy.

W zachowaniu duchownych sprawców skandali seksualnych jest coś szalonego, demonicznego. Ostatni papieże, usiłując nazwać wykorzystanie nieletnich przez duchownych, używali najcięższych określeń: zbrodnia (Jan Paweł II), kanibalizm (Franciszek). Najcięższą „karą” dla księdza w Kościele jest przeniesienie do stanu świeckiego. Kościół nic więcej nie może zrobić. O przestępstwach seksualnych księży powiadamiana jest prokuratura. Dalej może ich dyscyplinować prawo państwowe.

Co Pan Bóg chce nam objawić w tej bolesnej i upokarzającej dla Kościoła sytuacji skandali na tle seksualnym?

Chce nas wezwać do nawrócenia. Mamy – razem z Chrystusem – dźwigać grzechy: nasze własne i współbraci; mamy dźwigać cierpienie i ból osób skrzywdzonych; zgorszenie wiernych. Powtarzające się skandale seksualne duchownych, jak pokazują nam to nieraz dziennikarze śledczy, bywają konsekwencją tolerancji środowiskowej dla zachowań niemoralnych trwającej nieraz latami. Sądzę też, że Bóg wzywa nas większej pokory, większej transparentności i większej troski o tych, którym służymy.

]]>
Los Ukraińców i Rosjan a „polski punkt widzenia.” Nawiązując do pewnego listu. https://jezuici.pl/2022/10/los-ukraincow-i-rosjan-a-polski-punkt-widzenia-nawiazujac-do-pewnego-listu/ Sun, 09 Oct 2022 19:42:31 +0000 https://jezuici.pl/?p=79143 Wojna w Ukrainie przeraża mnie nie tylko przez sam fakt, że jest tuż obok i trwa. Nie tylko przez opowieści z pierwszej ręki, z relacji uchodźców o przerażających okrucieństwach. Nie mniej przeraża mnie taki jej obraz w mediach, który buduje emocje ludzi niczym tłumu kibiców areny sportów walki. Niczym na tablicy wyników ze sportowej hali […]]]>

Wojna w Ukrainie przeraża mnie nie tylko przez sam fakt, że jest tuż obok i trwa. Nie tylko przez opowieści z pierwszej ręki, z relacji uchodźców o przerażających okrucieństwach. Nie mniej przeraża mnie taki jej obraz w mediach, który buduje emocje ludzi niczym tłumu kibiców areny sportów walki. Niczym na tablicy wyników ze sportowej hali padają w mediach liczby ilustrujące cierpienia napadniętych i bilans strat agresora w ludziach i sprzęcie. Nie ma miejsca na pogłębioną refleksję, co najwyżej na proste uogólnienia. Bo i w hali sportowej głosy inne niż dopingujące walczących nie mają szansy zaistnieć. Któż słuchałby protestujących, że boks w ringu albo brutalne sporty walki w oktagonalnych klatkach (MMA) są nieetyczne i winny być zakazane? Gdyby nawet ktokolwiek coś takiego wykrzyczał i tak głos utonąłby we wrzawie tłumu.

Nie dziwi więc, że jakiekolwiek opinie o wojnie w Ukrainie, które odbiegają od głównego nurtu narracji mediów, są zagłuszane albo ignorowane. Tym tłumaczę fale brudu wylewane na głowę papieża Franciszka, obraźliwie określanego w polskiej publicystyce „miękiszonem”, „kiepskim dyplomatą”, „pseudoprorokiem”. Nie sposób tłumaczyć takim autorom, jak to ujął o. Federico Lombardi – że papież nie jest kapelanem wojennym. Na koniec podróży do Kazachstanu, w spotkaniu z jezuitami, Franciszek w prosty sposób wyłożył swoje credo: „To właśnie musimy robić: uwalniać serca od nienawiści…” Świadom, że są głosy go krytykujące, dodał: „Chciałbym jednak dopowiedzieć, że nie oczekuję tego, byście bronili papieża, ale żeby ludzie czuli się otoczeni waszą czułą miłością, bo jesteście braćmi papieża. Nie czuję gniewu, gdy jestem źle rozumiany, bo dobrze znam cierpienie, które się za tym kryje”.

Okazuje się jednak, że jest wiele osób, które oczekują czegoś innego od codziennej papki medialnej, czegoś, co pomogłoby uwalniać serca od nienawiści. Do Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce dotarł list pani Karoliny apelującej, aby podjąć „trud refleksji i stanięcia twarzą w twarz z własnymi osądami, opiniami i lękami, z samym sobą”. Jak rozumiem jej przesłanie, aby głębiej wniknąć w to, co kryje się pod powierzchnią wojennej zawieruchy, być może w ten sposób myśleć już o przyszłości, kiedy opadnie jej kurz? Bo przecież będzie jakieś „po”.

Autorka wskazuje na początku wielki proces przemian świadomości społeczeństwa Ukrainy pod wpływem wojny, poczynając od jej zarania w 2014 r. Zauważa także złożoność uwarunkowań postaw społeczeństwa rosyjskiego: oszukiwanego systemowo, żyjącego pod neostalinowskim przymusem w reżimowych kleszczach. Cytuje wypowiedź znajomej Rosjanki, mieszkającej w Polsce, że osobiście nie zna nikogo w Rosji, kto popierałby wojnę.

Dalej zaś, nawiązując do historycznego apelu biskupów polskich do biskupów niemieckich ze słynnym „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, stawia autorka listu pytanie: „jak dziś, w obecnych realiach Kościół rzymskokatolicki zamierza zareagować na los pozostawionych sobie Rosjan. Czy ta postawa będzie mężna i konkretna, czy też rozmyta i zaginie w przekazach medialnych, zostanie zakrzyczana i zapomniana”?

Nie ma prostych sposobów realizacji niektórych postulatów listu, który apeluje m.in. o wkład Kościoła katolickiego w przekaz prawdy o wojnie skierowany do społeczeństwa rosyjskiego, gdy zna się realia, w jakich w Rosji znajduje się on dzisiaj. Nie w tym jednak rzecz. O ile chlubimy się pomocą i solidarnością z Ukraińcami, którzy są ofiarami wojny, o tyle stoi przed nami wyzwanie uwolnienia się od uogólnionego osądu wobec Rosjan, wśród których są oczywiście sprawcy, ale i ofiary wojennej pożogi.

Uważam za nieodzowne poważne potraktowanie słów Franciszka: „To właśnie musimy robić: uwalniać serca od nienawiści…”

Grzegorz Dobroczyński SJ

Przeczytaj, co papież Franciszek powiedział jezuitom w Kazachstanie: https://jezuici.pl/2022/09/kazachstan-rozmowa-papieza-franciszka-z-jezuitami/

 

]]>
Rachunek Sumienia Dla Małych Chrześcijan https://jezuici.pl/2022/10/rachunek-sumienia-dla-malych-chrzescijan/ Tue, 04 Oct 2022 17:20:00 +0000 https://jezuici.pl/?p=79060 „Czym zasmuciłeś Boga albo czym go obraziłeś?” – pada pytanie w dziecięcym rachunku sumienia, tak jakby Bóg się smucił lub obrażał na człowieka. Zaniedbywanie nauki religii jest przewinieniem przeciwko przykazaniu „nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”, a przechodzenie przez ulicę w miejscach niedozwolonych – wykroczeniem przeciwko przykazaniu „nie będziesz zabijał”. Mam nadzieję, że dziecko […]]]>
„Czym zasmuciłeś Boga albo czym go obraziłeś?” – pada pytanie w dziecięcym rachunku sumienia, tak jakby Bóg się smucił lub obrażał na człowieka. Zaniedbywanie nauki religii jest przewinieniem przeciwko przykazaniu „nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”, a przechodzenie przez ulicę w miejscach niedozwolonych – wykroczeniem przeciwko przykazaniu „nie będziesz zabijał”. Mam nadzieję, że dziecko wie o co chodzi, bo mnie trudno to zrozumieć…

 

Przeglądając książeczki do nabożeństwa dla dzieci, zwróciłem uwagę na rachunek sumienia, który wciąż, jak za mojego dzieciństwa, jest jedynie wyszukiwaniem grzechów i zaniedbań. Dziecko przygotowujące się do sakramentu pojednania zachęcane jest do przypominania sobie, co zrobiło złego. A złe jest to, co łamie dekalog i ewentualnie przykazania kościelne.

Czasem pojawia się w rachunku sumienia pytanie: „czy kochasz Boga ponad wszystko?”, czyli bardziej niż mamę i tatę, bardziej niż ulubioną grę z przyjaciółmi. Tak stawiane pytania kształtują w dziecku przekonanie, że Bóg nie tylko ze wszystkiego je rozlicza, ale w dodatku ma ono obowiązek Go kochać. A co gorsza, ta obowiązkowa miłość do Niego musi być większa niż miłość do tych, których dziecko kocha bardzo konkretnie. Nie chcę wchodzić w dłuższą polemikę z zatwierdzonymi przez władzę kościelną formułkami. Pragnę jedynie podpowiedzieć rodzicom nieco inny rachunek sumienia, który już sześcioletnie dziecko może odprawiać codziennie. Jest to modlitwa zakorzeniona w ignacjańskiej tradycji i nie jest skoncentrowana na miłości dziecka do Boga, nie jest też jedynie relacją z popełnionych błędów, lecz koncentruje się na miłości Boga do dziecka – jest zachętą, by dziecko upodobniało się do Jezusa i stawało się lepsze.

 

1. Zamiast modlitwy do Ducha Świętego, by Ten przypomniał dziecku wszelkie zło, jakie uczyniło – proponuję rozpocząć rachunek od dziękczynienia:

Dobry jesteś, mój Boże, i choć nie w każdej porze pamiętam o tym szczerze, to w miłość Twoją wierzę.

Chcę Ci podziękować, Boże, za… (i tu dziecko ma okazję, by przypomnieć sobie, za co jest Bogu wdzięczne: za rodziców, przyjaciół… To często w ich miłości i życzliwości objawia się dobry Bóg).

2. Następnie mały chrześcijanin prosi Ducha Świętego o światło, które ma przede wszystkim uświadomić mu, jak wiele dobrego uczynił, ale także w czym zawiódł, krzywdząc innych lub siebie:

Pokaż mi, Duchu Święty, co dobrego zrobiłem, i pomóż mi zrozumieć jeśli kogoś skrzywdziłem. Naucz mnie dobrym być, zawsze uczciwie żyć.

3. Tu dziecko przypomina sobie jedno lub kilka wydarzeń z minionego dnia. Może je opowiedzieć rodzicom albo narysować je sobie w formie historyjki obrazkowej.

4. Po czym mały chrześcijanin kończy rozpoczęte zdanie: „Gdyby Pan Jezus był na moim miejscu, to…”. Może też zapytać jedno z rodziców: „Jak myślisz, co Jezus zrobiłby na moim miejscu?”.

5. Na zakończenie dziecko wzbudza w sobie pragnienie naśladowania Jezusa: Chcę być, Jezu, podobny do Ciebie i żyć szczęśliwie jak anioł w niebie, dobrym uczynkiem zwyciężać złego, i dobre słowo mieć dla każdego.

 

Rymowane akty strzeliste mogą też wymyślić dziecku rodzice. Powinni przy tym pamiętać, że to, co najważniejsze w duchowym rozwoju dziecka – to wspólna, codzienna modlitwa samych rodziców, będąca szczerą rozmową z Bogiem w obecności dziecka. Proponuję wszystkim dzieciom zamiast tzw. „paciorka na dobranoc” – codzienny rachunek sumienia, który nie jest wyszukiwaniem grzechów, lecz twórczą odpowiedzią na pytanie: jak postąpiłby na moim miejscu Jezus Chrystus?

 

Wojciech Żmudziński SJ (fragment książki „Rodzice dodający skrzydeł”, Łódź 2018). 

]]>
Generał jezuitów o pokoju i kulturze spotkania https://jezuici.pl/2022/05/general-jezuitow-o-pokoju-i-kulturze-spotkania/ Sat, 28 May 2022 16:41:48 +0000 https://jezuici.pl/?p=76512 W L’Osservatore Romano ukazał się tekst wystąpienia o. Arturo Sosy SJ podczas konferencji zatytułowanej „Kultura spotkania: imperatyw dla podzielonego świata”, która odbyła się w Rzymie w dniach 27-28 maja. Ojciec generał mówił o strukturalnej niesprawiedliwości, którą obnażyły wydarzenia ostatnich lat: pandemia, bieda, migracje, degradacja środowiska naturalnego i konflikty zbrojne. „Światowa polityka nie dojrzała wystarczająco do […]]]>

W L’Osservatore Romano ukazał się tekst wystąpienia o. Arturo Sosy SJ podczas konferencji zatytułowanej „Kultura spotkania: imperatyw dla podzielonego świata”, która odbyła się w Rzymie w dniach 27-28 maja. Ojciec generał mówił o strukturalnej niesprawiedliwości, którą obnażyły wydarzenia ostatnich lat: pandemia, bieda, migracje, degradacja środowiska naturalnego i konflikty zbrojne.

„Światowa polityka nie dojrzała wystarczająco do rządzenia światem w interesie całej ludzkości” – zwraca uwagę ojciec Generał i uzdrowienie dla podzielonego świata widzi w powrocie do kultury spotkania.

[…] „Powierzona nam misja jest wyzwaniem, które ma mobilizować do skutecznego dążenia w kierunku braterstwa i pokoju. Zatem takie rozwijanie aspektu spotkania w kontekście wielości kultur, by nadawało ono naszemu życiu sens, staje się fundamentalnym warunkiem rozwoju. Spotkanie jest tym elementem kulturowym, który służy za narzędzie do przezwyciężenia niesprawiedliwości, do przemiany społeczeństwa i dochodzenia do pojednania między osobami, narodami i środowiskiem naturalnym, w którym rozwija się całe życie”. […]

„W obecnym świecie doświadczenia i przestrzenie wielokulturowe są w napięciu z tendencjami, które preferują jednorodność kulturową promowaną przez prawa rynku i będącą dominująca strukturą w odniesieniu do produkcji i konsumpcji. Wielokulturowość uważa zróżnicowanie kulturowe za bogactwo ludzkości, preferuje współistnienie różnych kultur i promuje ich zachowanie. Wielokulturowość jest doświadczeniem złożonym i płodnym pośród różniących się kulturowo istot ludzkich. Jednocześnie odzwierciedla nieuniknione napięcie między lokalnymi korzeniami każdej istoty ludzkiej czy grupy społecznej a uniwersalną wizją dającą życie tożsamości globalnej i obywatelstwu świata”.

„Misja, jaka otrzymaliśmy, by jednać wszystko w Chrystusie, nie pozwala nam zadowolić się wielokulturowością. Stawia nas przed wyzwaniem międzykulturowości, która zmierza do wymiany ubogacającej spotykające się narody i grupy społeczne, by dzielić się swoją kulturą. Ciągły wzrost napływu migrantów w świecie ujawnia istnienie głębokich ran, ale jest również okazją do wymiany kulturowej na szeroką skalę. Możemy dostrzec w tej rzeczywistości ważny znak czasu, który zaprasza nas do pogłębienia wymiaru spotkania. Chodzi o podjęcie drogi, która prowadzi nas do poczucia się członkami całej ludzkości, prawdziwymi obywatelami świata„.

„Spotkanie międzykulturowe jest czymś więcej niż to, co zdefiniowaliśmy wielokulturowością. Ta ostatnia uznaje istnienie wielu, wielu kultur w historii ludzkości i na szerokim obszarze geograficznym, gdzie żyła ludność, a także daje życie ich wzajemnej pokojowej egzystencji. Spotkanie międzykulturowe stara się budować mosty i promuje wymianę żywotnych soków między kulturami w złożonym procesie prowadzącym do umocnienia i wzbogacenia zarówno własnej tożsamości, jak i tożsamości innych. Spotkanie niesie ze sobą zawsze ryzyko konfliktów”.

Generał jezuitów jest świadomy tego, że każde autentyczne spotkanie niesie ze sobą ryzyko konfliktów, ale mimo to zachęca do promowania spotkań międzykulturowych, wierząc, że nie ma innej drogi do pojednania i pokojowego współistnienia.

„Poprzez spotkanie międzykulturowe różne kultury rozwijają się bardziej dynamicznie, doświadczają wewnętrznych przemian prowadzących do dojrzałości ludzkości w wymiarze uniwersalnym”. […]

„Pragnienie życia w pokoju jest obecne w życiu człowieka przez całą długą historię pełną przemocy i wojen. Teraz, pośrodku „trzeciej wojny światowej”, jak ją określa papież Franciszek, dążymy do trwałego pokoju, który nie ogranicza się do milczenia broni. Fundamentem pokoju jest społeczna sprawiedliwość”.

„Dopóki nie ulegnie zmianie struktura socjoekonomiczna, która generuje biedę i wspiera gorszącą nierówność między jednym a drugim narodem, między niewielką grupą osób bardzo bogatych a stanowiącymi większość ubogimi, dopóki nie znikną fundamentalistyczne poglądy religijne i ideologiczne zasłony dymne, przemocy nie będzie końca, ani też nie zmniejszy się napływ przymusowych migrantów czy handel ludźmi. Nie zostanie też położony kres wyniszczaniu naturalnego środowiska, które zagraża życiu na planecie Ziemi”.

„Pokój wymaga podjęcia wspólnej drogi złożoną ścieżką pojednania, która wyprowadzi nas z tragicznego antyspotkania zerwanych relacji ku prawdziwemu braterskiemu spotkaniu. Pokój wymaga wspólnego podążania w tym samym kierunku, by stworzyć warunki do dialogu”. […]

„Spotkanie międzykulturowe jest możliwe, gdy istnieje współpraca wielu osób, nie tylko osób różniących się kulturowo, ale także różnych pod względem cech i uzupełniających się zdolności. Współpraca oznacza dzielenie się odpowiedzialnością za proces, co jest niezbędnym warunkiem spotkania międzykulturowego”.

„Zaangażowanie się w spotkanie międzykulturowe oznacza zwiększanie i doskonalenie zdolności do dialogu, który jest w tym procesie podstawowy. Ten dialog musi być jednocześnie międzykulturowy i wewnątrz kulturowy, jak staraliśmy się to wcześniej wyjaśnić. Wszyscy widzimy opór, z jakim się spotykamy i jakie przeszkody przed nami stoją”.

Tłumaczenie fragmentów wystąpienia: Wojciech Żmudziński SJ

Źródło: L”Osservatore Romano z 28 maja 2022 r. 
Cały tekst wystąpienia w języku włoskim można znaleźć na stronie La Civiltà Cattolica.

Foto: La Civiltà Cattolica

 

]]>
The Jesuit Post: Zabicie Soleimaniego a etyka katolicka https://jezuici.pl/2020/01/the-jesuit-post-zabicie-soleimaniego-a-etyka-katolicka/ Sat, 25 Jan 2020 10:59:22 +0000 https://jezuici.pl/?p=57509 Minęło już kilka tygodni od głośnego ataku USA na ważnego irańskiego przywódcę wojskowego. Ostygły trochę emocje i oddalone zostało zagrożenie ogólnoświatową wojną. To dobry czas, by zastanowić się nad tym co się stało. Poniżej publikujemy artykuł amerykańskiego jezuity, Douga Jonesa, jaki ukazał się niedawno w The Jesuit Post. Prezydent Trump zlecił 3 stycznia zabicie irańskiego […]]]>

Minęło już kilka tygodni od głośnego ataku USA na ważnego irańskiego przywódcę wojskowego. Ostygły trochę emocje i oddalone zostało zagrożenie ogólnoświatową wojną. To dobry czas, by zastanowić się nad tym co się stało. Poniżej publikujemy artykuł amerykańskiego jezuity, Douga Jonesa, jaki ukazał się niedawno w The Jesuit Post.

Prezydent Trump zlecił 3 stycznia zabicie irańskiego generała Qasema Soleimaniego, do którego doszło na międzynarodowym lotnisku w Bagdadzie. Do przeprowadzenia akcji wykorzystano drona. Wiele osób w kraju i za granicą zakwestionowało strategiczne uzasadnienie tego ataku, jakie przedstawił prezydent Trump, ale istnieją również kwestie natury etycznej, które należy poważnie rozważyć.

Kim był Qasem Soleimani? Soleimani, szef elitarnej siły w Irańskim Korpusie Strażników Rewolucji Islamskiej, był w chwili śmierci jednym z najpotężniejszych urzędników w Iranie. Był odpowiedzialny za działania irańskich sił zbrojnych za granicą, w tym za zarządzanie udziałem Iranu w wojnach na terenie Syrii i Jemenu. Był też w bliskich relacjach z szyickimi organizacjami wojskowymi i politycznymi zarówno w Iraku jak i w Libanie.

Urzędnicy administracji Trumpa argumentowali, że zabicie Soleimaniego było uzasadnione, ponieważ zapobiegało „bezpośrednim” atakom na Amerykanów, które Iran planował w Iraku. Rzeczywiście, w dniach poprzedzających akcję na lotnisku w Bagdadzie nastąpił atak na amerykańską bazę wojskową w Kirkuku, podczas którego zginął cywilny pracownik amerykańskiej misji wojskowej, a także w Sylwestra przeprowadzono szturm na ambasadę amerykańską w Zielonej Strefie Bagdadu, który spowodował szkody w instalacjach zabezpieczeń. Rząd USA obwinił o te ataki iracką grupę wojskową, którą rzekomo wspierał Soleimani.

Argumentując, że zabicie Soleimaniego powstrzymałoby kolejne ataki, prezydent Trump jednocześnie przyznał, że spodziewa się brutalnej reakcji ze strony Iranu. W rzeczywistości, w ciągu kilku dni Iran rozpoczął uderzenie rakietowe przeciwko siłom amerykańskim atakując dwie bazy wojskowe w Iraku, chociaż atak ten nie spowodował strat w ludziach po stronie amerykańskiej. Analitycy zastanawiali się nad pozorną sprzecznością, jakoby prowokowanie ataków na Amerykanów było częścią strategii mającej zapobiec atakom na Amerykanów.

Jeśli więc strategiczne podejście do zabicia Soleimaniego wydaje się niejasne, to co z jego etycznym uzasadnieniem? Jak chrześcijanie powinni zareagować na śmierć Soleimaniego?

Tradycja katolickiej myśli społecznej oferuje jasne kryteria do oceny sytuacji. Katechizm Kościoła Katolickiego (KKK) nakłada surowe ograniczenia na legalne użycie siły militarnej. Według doktryny Kościoła dotyczącej „sprawiedliwej wojny”, kraj może użyć swojej armii do obrony, jeśli spełni następujące warunki: szkody wyrządzone przez wroga są naprawdę poważne i nie ma innej możliwości, aby uchronić się przed dalszymi szkodami, a także istnieją „realne perspektywy sukcesu” takiej akcji obronnej i że nie spowoduje ona skutków gorszych niż „zło, któremu należ zapobiec” (KKK 2309).

Ponadto KKK podkreśla, że ​​takie działanie musi mieć charakter obronny, ponieważ „piąte przykazanie zabrania bezpośredniego i celowego zabijania jako aktu poważnie grzesznego” (KKK 2268). Z drugiej strony obrona dobra wspólnego jest nie tylko prawem, ale i obowiązek oraz „wymaga, aby niesprawiedliwy agresor nie był w stanie wyrządzić szkody” (KKK 2265). Nawet śmierć agresora może być uzasadniona, jeśli zabicie go było niezamierzonym wynikiem samoobrony lub obrony dobra wspólnego.

Niedawno, w artykule opublikowanym przez National Catholic Reporter, grupa katolickich etyków wypowiedziała się na temat zabójstwa Soleimaniego. Lisa Sowle Cahill z Boston College stwierdziła, że chociaż Soleimani był wyraźnie „ciągłym sprawcą ataków na USA i siły sojusznicze” to administracja nie dostarczyła jasnych dowodów na to, że stanowi on bezpośrednie zagrożenie. Ponadto Stephen Schneck zwrócił uwagę na to, że ​użycie drona w celu zabicia Soleimaniego było egzekucją, „a katechizm uważa egzekucję za niedopuszczalną” po rewizji KKK przez papieża Franciszka w 2018 roku.

Ponadto KKK przewiduje, że przywódcy zdecydowanie sprzeciwiają się wojnie i działają na rzecz pokoju. Natomiast prezydent Trump posunął się, jak określiła to współprzewodnicząca Pax Christi Marie Denis, do „działania wojennego, które mogło doprowadzić do eskalacji przemocy w regionie i poza nim”. Wydaje się, że prezydent Trump zabił Soleimaniego dla „łatwego rozwiązania” – jak pisze Tobias Winright z Uniwersytetu Saint Louis – wybierając raczej bezosobową technologię niż „rzeczywisty kontakt i rozmowę z konkretnymi ludźmi”, co pozwala wątpić w to, że atak był naprawdę ostatecznością, jak wymaga tego koncepcja dopuszczalnych działań wojennych.

Gdzie indziej Kevin Miller, z Uniwersytetu Franciszkanów w Steubenville, nie zgadza się z tym, że nauczanie katolickie wyklucza możliwość korzystania w ataku z dronów. Zastanawia się jednak, czy to zabójstwo rzeczywiście przyczyniło się do osiągnięcia celów, jakie na dłuższą metę stawia sobie Ameryka. Z kolei Jeffrey Cimmino, z magazynu Crisis, martwi się, że zabicie Soleimaniego może narazić na niebezpieczeństwo chrześcijan z Bliskiego Wschodu. Dlatego zabicie Soleimaniego może nie spełnić wspomnianych wymagań o realnych perspektywach sukcesu i nie przyczynianiu się do większego zła.

Biorąc pod uwagę kryteria wojny sprawiedliwej, wydaje się, że katolicy mają powody, by wątpić w to, że śmierć generała Soleimaniego spełniała rzeczywiście kryteria uzasadnionej obrony. Podczas gdy administracja Trumpa opowiadała się za defensywnym charakterem ataku, to jednak nie da się obronić twierdzenia, że śmierć Soleimaniego była niezamierzona. Soleimani w przeszłości wyrządzał poważne szkody siłom USA, ale nie jest jasne, czy jego zabicie skutecznie zapobiegnie przyszłym atakom, czy też pogorszy sytuację.

Analiza zabójstwa Soleimaniego w kontekście nauczania katolickiego powinna uświadomić nam złożoność sytuacji, która do tego doprowadziła i jednocześnie uświadomić nam, jak ważne jest etyczne podejście do działań dotyczących bezpieczeństwa narodowego i polityki zagranicznej. Kwestie, o których mowa, nie są jednoznaczne ani proste – nigdy takie nie będą – ale ożywiona debata może nam pomóc we wcielaniu wiary także w życie polityczne, które nie powinno ograniczać się do oddawania głosu raz, czy dwa razy do roku. Jak często to widzimy, stawką w naszym podejściu do polityki może być życie lub śmierć.

Doug Jones SJ (The Jesuit Post)

Foto: flickr.com / coolloud

]]>
Naśladujmy Franciszka zamiast go bronić https://jezuici.pl/2018/01/nasladujmy-franciszka-zamiast-go-bronic/ Thu, 11 Jan 2018 11:24:26 +0000 https://jezuici.pl/?p=43155 Chris Lowney W swojej książce „Lider. Papież Franciszek” porównuje Franciszka do Gandhiego. I nie jest to koniecznie pozytywne porównanie. Komentarz amerykańskiego jezuity Billa McCormicka SJ opublikowany w The Jesuit Post dnia 3 stycznia 2018 pod tytułem „Pope Francis’ Gandhi Problem”. Jeśli nie znacie książki Lowneya, powinniście po nią sięgnąć. Książka prowokuje do myślenia i łatwo […]]]>

Chris Lowney W swojej książce „Lider. Papież Franciszek” porównuje Franciszka do Gandhiego. I nie jest to koniecznie pozytywne porównanie.

Komentarz amerykańskiego jezuity Billa McCormicka SJ opublikowany w The Jesuit Post dnia 3 stycznia 2018 pod tytułem „Pope Francis’ Gandhi Problem”.

Jeśli nie znacie książki Lowneya, powinniście po nią sięgnąć. Książka prowokuje do myślenia i łatwo się ją czyta. Kluczowym przesłaniem Lowneya jest przekonanie Autora o tym, że popularność papieża Franciszka wynika z odczuwanego w świecie głębokiego głodu dobrych, moralnych przywódców. Mówi ona zarówno o świecie, w którym żyjemy, jak i o papieżu.

Zdaniem Lowneya przywódczy styl papieża Franciszka charakteryzuje szczególny nacisk kładziony na dostarczanie wzorców. Franciszek pokazuje jak chciałby, byśmy postępowali. Od ubierania się z prostotą po noszenie własnej teczki wciela w życie znaną maksymę Gandhiego: Sam bądź zmianą, którą chcesz widzieć w świecie.

Bez wątpliwości to ten właśnie piękny styl przewodzenia innym przyczynia się w dużej mierze do popularności Franciszka. Problem jednak w tym, że to nie wystarczy.

Jak wskazuje Lowney „styl Gandhiego” jest warunkiem niezbędnym lecz nie wystarczającym, by dokonywać istotnych zmian. Nie można poprzestać na tego rodzaju osobistym dawaniu przykładu. Musi on inspirować innych do podejmowania konkretnych działań i motywować do wprowadzania zmian. Sam dobry przykład takich zmian nie gwarantuje. Tacy liderzy jak Nelson Mandela, Dalai Lama, papież Jan Paweł II i wreszcie Gandhi, dawali przykład heroicznego przywództwa. W niektórych sytuacjach szły za tym zmiany. Częściej jednak świat wzruszał ramionami i powracał do swoich starych przyzwyczajeń.

Choćby papież Franciszek dawał przykład chrześcijańskich postaw i pobożności przez cały okrągły dzień, nic to nie zmieni jeśli nie będziemy go naśladowali. Czy naśladujemy go?

Zamiast podążać za przykładem Franciszka, wciąż o nim rozprawiamy. (To co ja właśnie teraz robię). Nieprawdopodobnie dużo napisano o papieżu Franciszku od momentu jego elekcji w 2013 roku. Wiele środowisk kościelnych uwielbia o nim mówić i nic poza tym. I tu jest problem. Nowością przesłania Franciszka nie jest zwracanie uwagi na niego samego. Jego nauka o miłosierdziu i miłości nigdy nie miała na celu wzmacniania własnego wizerunku. Wprost przeciwnie: papież stara się zwrócić naszą uwagę na Jezusa, a nie na siebie.

Egzamin z podążania za przykładem Franciszka oblewamy także w inny sposób: broniąc go w sposób całkowicie pozbawiony miłości i szacunku do drugiego człowieka, podczas gdy to właśnie miłość jest głównym przesłaniem widocznym w postawach papieża. To prawda, że krytycy Franciszka są często bardzo złośliwi i traktują go niesprawiedliwie. Ale jego obrońcy bywają niewiele lepsi.

Jakkolwiek wspaniale jest opowiadać o wyjątkowej popularności papieża Franciszka, to jednak gubimy istotę jego świadectwa jeśli poprzestajemy na słowach i nie przekuwamy ich w działanie. Tak jak jesteśmy wyraźnie głodni oferowanego nam przez papieża moralnego przywództwa, tak też niewielu z nas wydaje się gotowych, by podjąć wyzwania jakie nam rzuca.

Zatem proponuję na rozpoczynający się Nowy Rok, by mniej mówić o papieżu Franciszku i bardziej zachowywać się jak papież Franciszek. To czego nam wszystkim potrzeba to czynów upodabniających nas do Jezusa. Myślę, że papież Franciszek zgodziłby się ze mną.

Bill McCormick SJ
The Jesuit Post, 3 stycznia 2018

Tłumaczył Wojciech Żmudziński SJ
Link do oryginalnego tekstu: https://thejesuitpost.org/2018/01/pope-francis-gandhi-problem/
fot. Grzegorz Gałązka/galazka.jezuci.pl

]]>
Znaczenie tego, co nie ma znaczenia https://jezuici.pl/2017/08/znaczenie-tego-znaczenia/ Sun, 20 Aug 2017 08:50:31 +0000 https://jezuici.pl/?p=39249 – Więc jesteś niby bez znaczenia? Jej pytanie mnie zaskoczyło i chociaż nie miałem bezpośredniej odpowiedzi, musiałem po części przyznać, że trafiła w sedno. Wybrałem sposób życia, który wielu zaliczyłoby do archaicznych: jestem członkiem rzymsko-katolickiego zakonu założonego blisko 500 lat temu. Jako zakonnik nie mogę zarabiać pieniędzy ani też podejmować decyzji o mojej własnej karierze. […]]]>

– Więc jesteś niby bez znaczenia?

Jej pytanie mnie zaskoczyło i chociaż nie miałem bezpośredniej odpowiedzi, musiałem po części przyznać, że trafiła w sedno.

Wybrałem sposób życia, który wielu zaliczyłoby do archaicznych: jestem członkiem rzymsko-katolickiego zakonu założonego blisko 500 lat temu. Jako zakonnik nie mogę zarabiać pieniędzy ani też podejmować decyzji o mojej własnej karierze. Nie robię żadnej kariery. Na następne dwa lata zostałem wysłany na studia języków klasycznych, to znaczy martwych.

Choć tego rodzaju życie może być ciekawostką, a nawet brzmieć egzotycznie, gdy nawiązuję z kimś rozmowę, to trudniej już określić znaczenie tego, co robię, bo to ani to studia medyczne, ani biznes, ani inżynieria. Te dyscypliny wydają się mieć bardzo konkretne znaczenie. Jakie ma jednak znaczenie, mógłby ktoś zapytać, studiowanie martwych języków? Nie jest to kwestia ograniczona jedynie do studiujących jezuitów. Jest to pytanie zadawane każdemu, kto studiuje przedmioty humanistyczne, na które coraz trudniej odpowiedzieć.

Amerykański trend do preferowania egzaminów z nauk ścisłych, skłonił urzędników państwowych do zwiększenia finansowania edukacji rozwijającej umiejętności techniczne. Niektórzy prawodawcy posunęli się tak daleko, że wezwali do cofnięcia funduszy na to, co nazwali „dyscyplinami luksusowymi”, takimi jak historia sztuki czy antropologia. W tym ujęciu wydaje się, że globalna konkurencja określona przez użyteczność technologiczną sprawiła, że ​​humanistyka straciła znaczenie lub co najmniej przestała być drogim luksusem. W takim kontekście pytanie mojej rozmówczyni jest bardziej niż zrozumiałe. Jakiemu celowi, jeśli w ogóle jakiemukolwiek, służą tradycyjne przedmioty humanistyczne? Czy rzeczywiście stały się nieistotne?

Pomoże nam to zrozumieć łacina, martwy język. Określenie „humanistyczne” pochodzi z łacińskiego „humanus” – ludzki. Edukacja humanistyczna pomaga nam stawać się tym, kim jesteśmy – ludźmi. Podobnie jak zwierzęta musimy jeść i musimy spać. Musimy też pracować, by mieć co jeść i gdzie spać. Ale jesteśmy przecież kimś więcej niż zwierzętami, a przynajmniej niezwykle skomplikowanymi zwierzętami, które śmieją się, płaczą, kochają, fantazjują. Jesteśmy zwierzętami, które cenią sobie rzeczy niematerialne, takie jak sprawiedliwość, odwaga, dobroć i piękno.

Nauki humanistyczne to te dyscypliny, które pielęgnują i wyostrzają te wyjątkowo ludzkie doświadczenia. Praktyczne i użyteczne umiejętności są ważne i w życiu niezbędne, ale jak przypomina nam Platon: dobre życie, a nie tylko życie, powinno być naszym celem. To właśnie humanistyczne dyscypliny, w przeciwieństwie do tych bardziej praktycznych, mają na celu postawienie pytania: „Jak powinienem żyć?”

W jednym z artykułów o amerykańskiej obsesji związanej z edukacją STEM[1], Fareed Zakaria zauważył, że ​​Stany Zjednoczone konsekwentnie przewodziły światu w rozwoju technologicznym i w innowacjach ekonomicznych; dokonały tego dzięki tradycyjnemu i szeroko rozwiniętemu programowi edukacji humanistycznej, którą chcą teraz porzucić:

Ekspozycja na rozmaite pola powoduje synergię i zwielokrotnia urodzaj. Tak, nauka i technologia są kluczowymi elementami tej edukacji, ale są nimi także język angielski i filozofia. Podczas prezentacji nowej wersji iPada, Steve Jobs wyjaśnił, że w DNA firmy Apple nie wystarczy sama technologia – że jest to technologia ożeniona z naukami humanistycznymi, która sprawia, że ​​nasze serca śpiewają[2].

Zapytaj kogokolwiek o jego osobiste zainteresowania oraz jak spędza wolny czas i śmiem się założyć, że ma to jakiś związki z naukami humanistycznymi: filmem, literaturą, muzyką, sztuką. To są sprawy, którymi żyjemy. Pozornie bezużyteczne, ale służące w dużej mierze rozwojowi naszej ludzkości.

Wciąż pamiętam mój pierwszy rok filozofii w college’u. Walka z paradoksami Zenona z Elei i problematyka starożytnej fizyki, szczerze testowały moją zdolność abstrakcyjnego myślenia. Ale poza ćwiczeniami z abstrakcyjnego rozumowania, filozofia zmuszała mnie do refleksji nad pytaniami, jakich nigdy wcześniej sobie nie stawiałem: pytania o cnoty lub czym jest wiedza a czym opinia. Zostałem także zmuszony do zadania sobie szczerych pytań o moje wierzenia religijne: „Jaki był cel tego wszystkiego?”. Albo jak pytał Heidegger: „Dlaczego jest raczej coś niż nic?” Te szczere pytania wkrótce doprowadziły mnie do zmiany mojego kierunku studiów i rozeznania jezuickiego powołania.

Studiuję więc nauki humanistyczne, ponieważ uczą mnie jak być człowiekiem. Otwierają mi oczy na gromadzoną przez wieki mądrość i na piękno naszej wyjątkowej egzystencji, ukazują sens refleksji nad własnym doświadczeniem. My, ludzie, studiujemy poezję, filozofię, literaturę, taniec, a nawet martwe języki, i robimy to właśnie dlatego, że jesteśmy ludźmi i robimy to dobrze.

Arystoteles, który pisał, żył i mówił w martwym języku, miał tę interesującą myśl na temat znaczenia dyscyplin naukowych. Uważał, że ponieważ niektóre dyscypliny powstały dla samych siebie, a nie w jakimś innym celu, muszą więc być największymi dyscyplinami.

Pierce Gibson SJ,
“The relevance of irrelevance”, The Jesuit Post, https://thejesuitpost.org/2016/10/the-relevance-of-irrelevance/ 17.10.2016 (skrót).

Pierce Gibson SJ wstąpił do Towarzystwa Jezusowego w 2014 roku i obecnie studiuje filologię klasyczną na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku.

Więcej tekstów z prasy jezuickiej można przeczytać w 69. numerze kwartalnika „Być dla innych” (http://www.arrupe.org/sklep/byc-dla-innych/47-byc-dla-innych-2-69).

[1] STEM (skrót od Science, Technology, Engineering, Mathematics) to program nauczania oparty na preferowaniu w szkole czterech dyscyplin (nauki, technologii, inżynierii i matematyki) oraz nauczaniu ich w modelu interdyscyplinarnym i bardzo praktycznym.

[2] Por. Fareed Zakaria, “Why America’s obsession with STEM education is dangerous”, The Washington Post, 26.03.2015 – https://www.washingtonpost.com/opinions/why-stem-wont-make-us-successful/2015/03/26/5f4604f2-d2a5-11e4-ab77-9646eea6a4c7_story.html?utm_term=.ef4cd82a4aaf

]]>
Wszyscy jesteśmy migrantami https://jezuici.pl/2017/08/wszyscy-jestesmy-migrantami/ Sun, 20 Aug 2017 08:17:56 +0000 https://jezuici.pl/?p=39235 Jest mnóstwo rzeczy, które nas dzielą, jak zamiłowania sportowe, poglądy polityczne, religia, czy nawet bardziej trywialne – jak sposób spędzania wolnego czasu. Jednak są też rzeczy, które nas łączą, których doświadcza każdy z nas, choć na różny sposób. Jedną z nich jest to, że każdy z nas jest migrantem – zmienia miejsce zamieszkania, nauki, pracy. […]]]>

Jest mnóstwo rzeczy, które nas dzielą, jak zamiłowania sportowe, poglądy polityczne, religia, czy nawet bardziej trywialne – jak sposób spędzania wolnego czasu. Jednak są też rzeczy, które nas łączą, których doświadcza każdy z nas, choć na różny sposób. Jedną z nich jest to, że każdy z nas jest migrantem – zmienia miejsce zamieszkania, nauki, pracy. Migrujemy, bo dorastamy, bo szukamy szczęścia w innym miejscu, bądź też różne doświadczenia zmuszają nas do wyruszenia w drogę. Każda zmiana miejsca, jeśli tylko mamy choć trochę otwartości, może powodować zmianę myślenia i rozszerza horyzonty. Nawet jeśli wyruszamy tylko na kilka dni lub tygodni, to może być ona niebywałą szansą na naukę, czego w moim przypadku doświadczyłem podczas niedawnego Camino de Santiago.

Wyruszyłem w sposób dosyć niestandardowy – w grupie ponad 20 osób, z czego większość była imigrantami z Afryki o jeszcze nieuregulowanej sytuacji prawnej. To młodzi faceci z chęcią do działania, ale mocno ograniczeni, a czasem nawet zmiażdżeni przez system prawny w Hiszpanii. System ten sprawia, że w ciągu 3 lat od przybycia nie mają możliwości na legalną pracę, co w obliczu dużego bezrobocia i niechęci do „czarnych” kończy się brakiem jakiegokolwiek źródła utrzymania. W ramach JRS (Jesuit Refugee Service) oferujemy im pobyt w naszych domach, a także dbamy o integrację społeczną oraz odpowiednią formację, która umożliwi znalezienie pracy. Odkryliśmy, że aby odnaleźć się w społeczeństwie nie wystarczy jedynie mieszkać na tym samym obszarze. Trzeba mieć też coś wspólnego – nie tylko język, ale też i doświadczenia, które zostawiają ślad w każdym z nas i zmuszają do zmiany myślenia.

Camino jest czasem intensywnym w którym często wychodzi prawda o nas samych i o tym, jak potrafimy odnajdywać się w relacjach. Trudności jak zmęczenie, problemy zdrowotne, czy też posiłki, które nie zawsze odpowiadały naszym potrzebom (co szczególnie odczuwali muzułmanie z naszej grupy) generowały napięcia. Dodatkowym wyzwaniem była konieczność dostosowania się do planu dnia całej grupy, czy też czekania na słabszych. Wreszcie godzina milczenia i refleksji każdego dnia na początku drogi była często bardzo wymagająca, szczególnie jak się miało wiele do podzielenia i chęci poznania osób idących obok. Jednak pomimo tych problemów, wymagań i różnych oczekiwań, wydaje mi się, że udało nam się stworzyć wspólnotę. Wieczorem, pomimo zmęczenia, zasiadaliśmy razem i rozmawialiśmy. Dzieliliśmy się modlitwą, doświadczeniami dnia, przemyśleniami, uczuciami. Były momenty napięć, trudnych rozmów, od których zależał dalszy sens wspólnego maszerowania. Były momenty śmiechu, wspominania różnych zabawnych sytuacji doświadczonych w trakcie drogi. Wreszcie były chwile powagi, dzielenia się swoimi przeżyciami, które przypominały o trudnych wydarzeniach, jak w przypadku Afrykańczyków ich najtrudniejszej dotychczas podróży – kilkunastu miesięcy pełnych niebezpieczeństw w różnych krajach północnej Afryki, zakończonych ryzykowną przeprawą pontonem do Europy. Jednak każde doświadczenie, zarówno to pozytywne jak i trudne, ubogacały nas i scalały jako wspólnotę. Odkrywaliśmy, że nie jesteśmy aż tak różni, choć początkowo na pierwszy rzut oka tak wiele nas od siebie oddzielało.

Bardzo niedawno został przeprowadzony kolejny atak terrorystyczny. Tym razem dotknął on kraj, w którym mieszkam, w którym mam przyjaciół, w którym przeżyłem Camino de Santiago. Dokonali tego ci, którzy kiedyś przybyli do Hiszpanii, ale jednak nie chcieli, nie potrafili, czy też nie znaleźli nikogo na swojej drodze, kto by im pomógł zakończyć proces migracji. Uważam, że dopiero przyjęcie nowego miejsca za swój nowy dom oraz odkrycie w innych swoich braci, może być uznane za końcowy etap migracji. Jednak to wymaga od nas odkrycia, że jest więcej rzeczy, które nas łączą niż dzielą, że jesteśmy częścią tej samej wspólnoty. Drogi do osiągnięcia tego są różne, ale na pewno jedną z najlepszych jest przeżycie czegoś razem. Camino de Santiago to świetna, ale jednocześnie tylko jedna z wielu opcji będących w naszym zasięgu.

Tomasz Lipa SJ

]]>
Diabłem w generała jezuitów https://jezuici.pl/2017/06/diablem-generala-jezuitow/ Tue, 13 Jun 2017 09:41:42 +0000 https://jezuici.pl/?p=38226 Generał jezuitów nie powiedział niczego sensacyjnego. W ogóle nie wypowiadał się na temat istnienia czy też nieistnienia diabła. Twierdzenie, że o. Sosa zanegował istnienie szatana, jest po prostu „fake newsem”, bo nawet nie zwykłym kłamstwem. Włożono mu coś w usta, aby zaatakować papieża, też jezuitę, lub w najlepszym wypadku poróżnić ich. Generał jezuitów mówił o […]]]>

Generał jezuitów nie powiedział niczego sensacyjnego. W ogóle nie wypowiadał się na temat istnienia czy też nieistnienia diabła. Twierdzenie, że o. Sosa zanegował istnienie szatana, jest po prostu „fake newsem”, bo nawet nie zwykłym kłamstwem. Włożono mu coś w usta, aby zaatakować papieża, też jezuitę, lub w najlepszym wypadku poróżnić ich.

Generał jezuitów mówił o wolności ludzkiej. To stary problem. Przez wieki miał formę sporu o relację między łaską a wolną wolą. Sławne były dysputy między dominikanami a jezuitami na ten temat. W wywiadzie dla „El Mundo” zapytano generała o zło, które wpływa na wolność człowieka, na proces podejmowania decyzji. Chodziło o odpowiedź na pytanie o to, czy jesteśmy uwarunkowani złem, które wypływa z naszej psychiki, czy raczej pochodzi ono od jakiegoś bytu wyższego. Generał natomiast zwrócił uwagę, że oprócz tych dwóch źródeł jest jeszcze inne. Mocno podkreślił wpływ czynników społecznych. W ten sposób uzasadnił, że walka z nierównościami jest walką o wolność człowieka, by nie był on stawiany w sytuacjach, w których bardzo trudno postępować wbrew temu, do czego nas niejako zmuszają warunki życia, czy lepiej – egzystowania.

Przeczytaj także: Rzecznik generała jezuitów zabrał głos ws. wypowiedzi o „istnieniu diabła”

W ogóle nie zajmował się istnieniem szatana. Uznał tylko, że rzeczywiście jest on w różnych kulturach ukazywany jako źródło zła. Ale nie jedyne!

W zasadzie na tym powinienem skończyć. Lecz mam jeszcze dwa dodatki. Pierwszy to fragment wspomnianego wywiadu w oryginale oraz w tłumaczeniu na polski (w miarę dokładnym, ale przez to nieładnym). A drugi to wytknięcie (na konkretnym przykładzie) „mijania się z prawdą” powiązanego ze wspomnianym „fake newsem” służącym do ataku na jezuitów.

[Pierwszy dodatek]:

„Cada día la ciencia nos dice que muchas de las cosas que hacemos, de las enfermedades que sufrimos, se deben a la herencia genética, ¿está el libre albedrío en peligro?

Creo que la ciencia nos ayuda y permite crear mejores condiciones para que el ser humano pueda desarrollar su libertad. Nadie discute la condición del hombre como alguien que puede escoger y también comprender sus limitaciones. Hay condicionantes sociales que permiten comprender cosas y tenemos que corregir la desigualdad para ayudar a decidir libremente.

Para terminar quería preguntarle si cree que el mal es un proceso de la psicología humana o proviene de una entidad superior.

Desde mi punto de vista, el mal forma parte del misterio de la libertad. Si el ser humano es libre, puede elegir entre el bien y el mal. Los cristianos creemos que estamos hechos a imagen y semejanza de Dios, por lo tanto Dios es libre, pero Dios siempre elige hacer el bien porque es todo bondad. Hemos hecho figuras simbólicas, como el diablo, para expresar el mal. Los condicionamientos sociales también representan esa figura, ya que hay gente que actúa así porque está en un entorno donde es muy difícil hacer lo contrario”.

„Każdego dnia nauka mówi nam, że wiele rzeczy, które czynimy, chorób, na które cierpimy, zależy od dziedzictwa genetycznego. Czy wolna wola jest zagrożona?

Wierzę, że nauka pomaga nam i pozwala stworzyć lepsze warunki do tego, by byt ludzki mógł rozwijać swoją wolność. Nikt nie podważa uwarunkowań człowieka jako kogoś, kto może wybierać, ale również pojmować swoje ograniczenia. Istnieją uwarunkowania społeczne, które pozwalają nam zrozumieć sytuacje, i próbujemy poprawiać nierówności, by pomóc w decydowaniu w sposób wolny.

Na zakończenie pragnę zapytać, czy Ojciec wierzy, że zło jest wytworem ludzkiej psychiki czy pochodzi od wyższego bytu.

Z mojego punktu widzenia zło jest częścią tajemnicy wolności. Jeżeli byt ludzki jest wolny, może wybierać między dobrem a złem. My, chrześcijanie, wierzymy, że jesteśmy tacy na obraz i podobieństwo Boga. A Bóg jest wolny. Jednakże Bóg zawsze wybiera czynienie dobra, ponieważ jest cały dobrocią. Mamy takie figury symboliczne jak diabeł, aby wyrazić zło. Uwarunkowania społeczne także reprezentują taką figurę. I są ludzie, którzy zachowują się tak a nie inaczej, ponieważ są w takim otoczeniu, gdzie bardzo trudno czynić coś przeciwnego”.

 

[Drugi dodatek]:

Pan Paweł Lisicki w swoim tekście „Czarny papież nie wierzy w diabła” (z 8.06.2017) zaatakował papieża Franciszka, posługując się ojcem Sosą, generałem jezuitów.

W tym celu najpierw nazwał generała TJ „przyjacielem Fidela Castro”. (Ciekawe, na jakiej podstawie?) Aby potem w jego usta włożyć słowa, że diabeł to „tylko konstrukt myślowy mający symbolizować zło”. (Skąd on wytrzasnął to „tylko”? Generał tak nie powiedział). Następnie, aby związać rzekome twierdzenia o. Sosy z papieżem, sprzedał nam rewelacyjnego newsa, że Franciszek był przy wyborze Sosy na generała. Cytuję: „jego wybór spotkał się z aprobatą papieża, obecnego w czasie głosowania”. (Fakty są takie: O. Sosę wybrano na Przełożonego Generalnego Towarzystwa Jezusowego 14 października 2016, a papież Franciszek odwiedził 36. Kongregację Generalną 24 tegoż miesiąca. 10 dni nie robi różnicy?)

Potem padają jeszcze mocniejsze oskarżenia. Opierają się one na stwierdzeniu, że „jeszcze Jan Paweł II ogłosił, że kapłaństwo kobiet jest rzeczą niedopuszczalną i zamknął dyskusje na ten temat”. Polemikę na temat kapłaństwa kobiet Jan Paweł II zawiesił, ponieważ nie przynosiła rozstrzygnięcia. Argumenty obydwu stron nie były rozstrzygające i nie wnosiły już niczego nowego do dysputy. Dlatego papież ją zawiesił, niczego nie rozstrzygając. (Chodziło głównie o to, czy praktyka niewyświęcania kobiet na prezbiterów/prezbiterki wynika z prawa Bożego czy z ludzkiego). Natomiast dyskusja o diakonacie kobiet jest ciągle otwarta.

Ojcu Generałowi dostaje się od naczelnego „Do Rzeczy” również za to, że odróżnia związki sankcjonowane przez państwo od sakramentalnego małżeństwa. To w kontekście związków jednopłciowych. A nawet za to jest krytykowany, że twierdzi, iż w czasach Pana Jezusa nie było magnetofonów i w związku z tym mamy do czynienia ze słowami Jezusa, które zapisały się w ludzkiej pamięci, a nie na „nowoczesnych” nośnikach.

Według Pana Lisickiego to doprowadzi do końca katolicyzmu. Tym bardziej że się milczy. Nikt o tym nie chce pisać!

Ale po co pisać, skoro generał jezuitów nie powiedział niczego sensacyjnego?

Jedynie poruszył nasze sumienia, wskazując na to, iż przyzwalanie na niesprawiedliwości społeczne, na nieludzkie warunki życia jest też przyzwalaniem na zło ograniczające ludzką wolność. Czy dlatego go zaatakowano?

 

]]>
Jacek Siepsiak SJ: Czy objawienia bywają autentyczne? https://jezuici.pl/2017/05/jacek-siepsiak-sj-objawienia-bywaja-autentyczne/ Wed, 17 May 2017 13:50:04 +0000 https://jezuici.pl/?p=37796 Posypały się gromy na papieża Franciszka, gdy wracając z Fatimy, wypowiedział się na temat Medjugorie. Że niby potępił, że wydał ostateczny wyrok itp. Oczywiście niczego takiego nie było. Papież wypowiedział się prywatnie (co podkreślił), a nie urzędowo. Mówił o tym, co teraz dzieje się wokół Medjugorie, a nie o pierwotnych objawieniach. Mówił o Matce Najświętszej […]]]>

Posypały się gromy na papieża Franciszka, gdy wracając z Fatimy, wypowiedział się na temat Medjugorie. Że niby potępił, że wydał ostateczny wyrok itp. Oczywiście niczego takiego nie było.

Papież wypowiedział się prywatnie (co podkreślił), a nie urzędowo. Mówił o tym, co teraz dzieje się wokół Medjugorie, a nie o pierwotnych objawieniach.

Mówił o Matce Najświętszej jako o Matce. Taki obraz mu bardziej pasuje niż wyobrażenie szefowej urzędu telegraficznego wysyłającej codziennie o określonej godzinie jakąś wiadomość. Wielu komentatorów podkreśliło tę różnicę w traktowaniu „objawień” pierwotnych od tego, co teraz jest przekazywane przez „widzących”. Jest to zgodne z ustaleniami komisji kard. Ruiniego. I wydaje się, że papież broni tego raportu przed zakusami niektórych rzymskich kurialistów.

Chciałbym przy okazji zwrócić uwagę, że takie traktowanie problemu przez Franciszka wynika z duchowości ignacjańskiej. Założyciel jezuitów w swoich regułach o rozeznawaniu duchów (czerpiąc z tradycji mistrzów duchowych) pisze o tym, że są poruszenia ducha powodowane bezpośrednio przez Boga oraz poruszenia „za pośrednictwem aktów własnych rozumu i woli” (ĆD 330). Stąd ważne jest tutaj, by rozróżniać źródła tego, co się w nas dzieje. Tym bardziej że kusi nas, by je pomieszać. Często dzieją się „blisko” siebie. Łatwo wtedy Bogu przypisać to, co tak naprawdę pochodzi od nas lub od różnych innych czynników (duchów, ludzi, doświadczeń, atmosfery, polityki, kultury…).

Wydaje mi się, że Franciszek nieprzypadkowo wypowiedział się na temat Medjugorie podczas lotu z Fatimy. Bo to rozróżnienie dotyczy także Fatimy oraz wielu innych (a może wszystkich) proroctw, sekretów, wizji. Mamy do czynienia z pierwotnym poruszeniem, a potem z ludzką interpretacją, z ludzkim ubieraniem w obrazy, z językiem objawień uwarunkowanym tym, co ludzkie.

Św. Ignacy z Loyoli mówi, że te dwa aspekty mogą być bardzo blisko siebie (w czasie). Tym bardziej wzrasta rola czynnika ludzkiego, gdy upłynęło wiele czasu między „objawieniami” a ich spisaniem.

Bardzo często jakieś przepowiednie stają się obiektem zainteresowania, gdy się sprawdzą. I dopiero wtedy się je spisuje. Czyli post factum. Przepowiedni jest mnóstwo. Prawie wszystkie giną w niepamięci. Jeśli jakiejś zdarzy się trafić nawet tylko w przybliżeniu (tzn. potrzeba sporo zabiegów interpretacyjnych, by się jakoś zbliżyły do rzeczywistości), to ludzie mają tendencje, by je uważać za cudowne (inni zaś twierdzą, że to był przypadek).

Jakkolwiek jest, to trzeba przyznać, że jeśli jakieś objawienie jest spisywane po wielu latach i do tego już po wydarzeniach, które miało zapowiadać, to istnieje spore podejrzenie, że jego forma jest uwarunkowana tym, co się w tym czasie dokonało. Na przykład tajemnice fatimskie spisane w 1941 i 1944 roku, gdy żyła już tylko Łucja, czy nie przybrały formy uwarunkowanej tym, że po 1917 Związek Sowiecki pokazał swoje oblicze, wojna domowa w Hiszpanii bardzo mocno odcisnęła się na politycznych nastrojach w Portugalii, a Łucja była pod silnym wpływem swojego spowiednika?

Nie chcę przez to powiedzieć, że same objawienia były nieautentyczne lub że Łucja kłamała albo ktoś coś zrobił ze złej woli. Po prostu minęło już ćwierć wieku i trwała wojna (Hitler wyruszył na Stalina).

Gdy wspominam z kuzynami wydarzenia sprzed dwudziestu kilku lat, nasze wersje choć podobne często od siebie odbiegają. Nikt z nas nie kłamie. Mówimy, jak zapamiętaliśmy. A jednak interpretujemy, każdy po swojemu.

Nawet najczcigodniejsze objawienia nie są wolne od interpretacji. Trzeba to rozróżniać, nie mieszać (na ile to możliwe) Bożych poruszeń z naszą formą, naszymi pragnieniami i możliwościami. Bóg chce nam coś powiedzieć, ale i my chcemy coś usłyszeć (spodziewamy się) lub powiedzieć innym. Byłoby nadużyciem „wciskanie” Bogu naszych chęci (nawet szlachetnych). Dlatego Kościół nigdy nie zobowiązywał do wierzenia w treść objawień prywatnych. To, co zostało zapisane, wcale nie musi być tym, co Bóg wtedy chciał przekazać. Tu potrzeba procesu oczyszczenia.

I do tego namawia Franciszek, by oczyszczać przekaz, by szukać tego, co istotne, tego, co „ponadczasowe”, czyli ważne również po „stu latach”.

Papież podkreślił wagę owoców. W wielu sanktuariach dzieje się wiele dobrego, ludzie powracają do żywej wiary… Dobre owoce świadczą o dobrym drzewie. Ale to nie znaczy, że pod dobrą marką nie mogą się kryć podróbki, że autentycznym objawieniom nie mogą towarzyszyć różne inne interesy.

Tak też się dzieje w naszym „prywatnym” życiu. Znamy sporo dobrych ludzi. Ale to nie znaczy, że musimy wierzyć we wszystkie rewelacje, które głoszą. To, że dobry człowiek coś mówi, to nie znaczy, że jest to prawda objawiona. Wszyscy mówimy „za pośrednictwem aktów własnych rozumu i woli”. Wszyscy mówimy tak a nie inaczej, bo nasz sposób mówienia wykształcił się w jakiejś konkretnej kulturze i dzięki naszemu doświadczeniu.

Stąd, jakby to powiedział św. Ignacy, „badajmy duchy”, odróżniajmy, co pochodzi od Boga, a co od ludzi (dobrych ludzi).

I nie przejmujmy się tym, że jakaś mistyczka miała taką czy inną wizję lub KTOŚ jej coś powiedział. To nie jest prawda objawiona. Ona najwyżej się tam kryje.

Fot. Wikimedia Commons

]]>
Do tych, którzy nie chcą słuchać Franciszka https://jezuici.pl/2017/02/tych-ktorzy-chca-sluchac-franciszka/ Sun, 26 Feb 2017 11:59:27 +0000 https://jezuici.pl/?p=36139 Może nie chcecie słuchać papieża Franciszka. Może uważacie, że jest zbyt zaangażowany w politykę. Może myślicie, że Franciszek jest dla was zbyt postępowy. To posłuchajcie Jana Pawła II, który dziesiątki razy o tym pisał. Prezydent Trump ogłosił, że zleci zbudowanie muru wzdłuż granicy meksykańskiej. To wydarzenie ma rozpocząć całą serię sankcji dyscyplinarnych dla imigrantów, wśród […]]]>

Może nie chcecie słuchać papieża Franciszka. Może uważacie, że jest zbyt zaangażowany w politykę. Może myślicie, że Franciszek jest dla was zbyt postępowy. To posłuchajcie Jana Pawła II, który dziesiątki razy o tym pisał.

Prezydent Trump ogłosił, że zleci zbudowanie muru wzdłuż granicy meksykańskiej. To wydarzenie ma rozpocząć całą serię sankcji dyscyplinarnych dla imigrantów, wśród których znajdą się także znaczne zmniejszenie liczby uchodźców mogących się osiedlić w Stanach Zjednoczonych oraz tymczasowa blokada wjazdu do USA dla Syryjczyków i osób z innych krajów określonych jako „podatne na terror”.

Te metody, które oznaczają odrzucenie przybysza, odrzucenie człowieka w potrzebie, odrzucenie kogoś, kto cierpi, są jawnie niechrześcijańskie i z gruntu sprzeczne z Ewangelią. W zeszłym roku papież Franciszek powiedział: „Człowiek, który myśli tylko o budowaniu murów, gdziekolwiek miałyby się znaleźć, a nie o budowaniu mostów, nie jest chrześcijaninem. To nie jest Ewangelia”.

Ale może nie chcecie słuchać papieża Franciszka. Może uważacie, że jest zbyt zaangażowany w politykę. Może myślicie, że Franciszek jest dla was zbyt postępowy.

Może sądzicie, że macie prawo odmówić człowiekowi w potrzebie. I że możecie chronić przede wszystkim siebie. Cóż, mamy prawo, aby się bronić. Ale odmawianie człowiekowi potrzebującemu, ponieważ chcemy chronić siebie, zwłaszcza jeśli ten drugi jest w desperackiej potrzebie i w oczywistym niebezpieczeństwie, nie jest tym, o co chodzi w chrześcijaństwie. W chrześcijaństwie chodzi o rzecz zupełnie odwrotną. Chodzi o pomoc przybyszowi, nawet jeśli wiąże się to z ryzykiem. To jest przypowieść o miłosiernym Samarytaninie w pigułce.

Ale jeśli w dalszym ciągu nie chcecie słuchać papieża Franciszka, to posłuchajcie Jana Pawła II, który dziesiątki razy pisał o uchodźcach i migrantach.

„Poszukujcie sposobów, aby pomóc naszym braciom i siostrom uchodźcom poprzez przyjęcie ich… Pokażcie im otwarte umysły i okażcie ciepłe serca” – powiedział papież. I jakby przewidując naszą obecną sytuację, oznajmił także: „Konieczna jest ochrona przeciw nowo powstającym formom rasizmu i zachowań ksenofobicznych, które czynią z naszych braci i sióstr kozły ofiarne, które obarczamy winą za trudną sytuację lokalną”.

To jest sprawa życia i śmierci. Migranci uciekają przed głęboką biedą, która przyczynia się do cierpienia, a dla wielu także do śmierci. Uchodźcy uciekają przed prześladowaniem, terrorem i wojną ze strachu o swoje życie. Dlatego jest to jedna z żywych kwestii dla Kościoła i dlatego też była tak droga Janowi Pawłowi II.

Ale być może nie chcecie słuchać świętego Jana Pawła II. Być może nie jesteście katolikami. Posłuchajcie więc głosu Boga z Księgi Wyjścia, który mówi do Izraela: „Nie będziesz uciskał cudzoziemców, gdyż znacie życie cudzoziemców, bo sami byliście cudzoziemcami w Egipcie”. Każde amerykańskie serce powinno być poruszone tym wersem. W przeciwieństwie do rdzennych Amerykanów my wszyscy jesteśmy potomkami imigrantów. My tez kiedyś byliśmy cudzoziemcami.

Ale być może nie chcecie słuchać Starego Testamentu. W takim razie posłuchajcie Jezusa. W Ewangelii według świętego Mateusza Jezus przedstawia test, papierek lakmusowy dla tych, którzy pójdą do nieba. Na sądzie ostatecznym On powie do ludzi: „Byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie”. Ludzie zapytają: „Kiedy to widzieliśmy Cię przybyszem i nie przyjęliśmy Cię?”, a On im odpowie: „Zaprawdę powiadam wam, wszystko czego nie uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili”.

Jezus sam przemawia do nas w Ewangelii. To On jest tym, którego odrzucamy, kiedy budujemy mury. To Chrystusa odrzucamy, kiedy redukujemy kwoty przyjmowanych uchodźców. To Chrystusa zabijamy, pozwalając Mu umrzeć w biedzie i wojnie zamiast otworzyć nasze drzwi.

„Dzisiaj” – mówił Jan Paweł II – „nielegalni imigranci przychodzą do nas jak ten «przybysz», w którym Jezus każe nam rozpoznać siebie samego. Obowiązkiem gościnności i wierności tożsamości chrześcijańskiej jest Go przyjąć i okazać Mu solidarność”.

Odrzućcie więc te metody i przyjmijcie Chrystusa. Zadzwońcie do swoich lokalnych władz i powiedzcie im, żeby zatroszczyli się o Chrystusa. Napiszcie do Białego Domu i poproście, aby chronili Chrystusa. I módlcie się za naszych braci i siostry, którzy są uchodźcami i migrantami.

Bo jeśli nie zrobicie tego i odrzucicie Chrystusa, to kiedyś wy będziecie potrzebować ich modlitw.

]]>
Kościół nie akceptuje wrogości wobec uchodźców https://jezuici.pl/2017/02/36008/ Thu, 23 Feb 2017 16:31:33 +0000 https://jezuici.pl/?p=36008 W Polsce kultura sięgnęła już bruku. Obcych nie zaprasza się do wspólnego stołu, mają przecież stoły w swoim kraju, niech przy nich siedzą. Wyślemy im jedzenie, tylko niech się nam na oczy nie pokazują. Cóż wyjątkowego czynimy, gdy spotykamy się tylko ze swoimi? Czyż i poganie tego nie czynią? Do obcego wyciągamy rękę, gdy daje. […]]]>

W Polsce kultura sięgnęła już bruku. Obcych nie zaprasza się do wspólnego stołu, mają przecież stoły w swoim kraju, niech przy nich siedzą. Wyślemy im jedzenie, tylko niech się nam na oczy nie pokazują.

Cóż wyjątkowego czynimy, gdy spotykamy się tylko ze swoimi? Czyż i poganie tego nie czynią? Do obcego wyciągamy rękę, gdy daje. A przed takim obcym, który nic nie ma, zatrzaskujemy jedynie drzwi. Oto gościnność mieszkających nad Wisłą czcicieli bałwanów, czyli własnego brzucha.

Gdy papież Franciszek mówi o gościnności wobec obcych tułaczy, to znad Wisły podnoszą się upiorne głosy ludowej ekskomuniki: przyniosą ze sobą choroby! będą zabijali nasze dzieci! zniszczą naszą kulturę! Pytam się jaką kulturę?

W Polsce kultura sięgnęła już bruku. Gorszymy się jakimiś spektaklami teatralnymi, małżonków używających prezerwatywy odsądzamy od czci i wiary, niewierzących w cuda i prywatne objawienia wyzywamy od niewiernych. A kim sami jesteśmy? Czcicielami bałwanów. Gdy Polak słyszy słowo „przyjąć”, myśli o własnej korzyści; gdy słyszy „chronić”, ma na myśli ochronę siebie i swoich najbliższych przed obcymi, gdy zrozumie wyjątkowo słowo „integrować”, odniesie je do spotkania integracyjnego członków tej samej partii – taka miła wymiana międzyresortowych doświadczeń. Obcych nie zaprasza się do wspólnego stołu, mają przecież stoły w swoim kraju, niech przy nich siedzą. Wyślemy im jedzenie, tylko niech się nam na oczy nie pokazują.

Papież Franciszek mówiąc o otwarciu korytarzy humanitarnych dla uchodźców, przypomina nam po raz kolejny co naprawdę znaczy godnie przyjąć, solidarnie chronić i integrować ludzi obcych kultur.

Wśród 400 osób, które dotarły do Włoch dzięki korytarzom humanitarnym, jest 7-letnia Falak, dziewczynka chora na nowotwór oka. „By ocalić jej wzrok, potrzebna była natychmiastowa interwencja lekarska – opowiada jedna z wolontariuszek, Polka Sylwia Gabrysiak (są jednak wyjątki w tym pogańskim kraju) – rodzinę Falak zabrano z Libanu w pierwszej kolejności. Zaraz po przybyciu do Włoch dziewczynka została zoperowana”. Wśród ewakuowanych uchodźców jest też 11-letni Dya Al-Badawi z Homs – dodaje Sylwia. Chłopiec porusza się o kulach. Stracił nogę w wyniku ataku rakietowego. Tego feralnego dnia wyszedł na podwórko, żeby po prostu pograć w piłkę. Przyleciała też pochodząca z Damaszku 10-letnia Mariam, którą dwa lata temu trafił zabłąkany pocisk”. Dziewczynka jeździ dziś na wózku inwalidzkim.

A gdzie są ich rodziny? – pytają mieszkańcy kraju położonego nad Wisłą. To oni powinni się nimi zająć, a nie my. Odpowiadam: dzieci straciły rodziców, albo zostały porzucone w chaosie wojny. Czy to ich wina? A nawet jeśli ich, to czy nie należy im się pomoc z naszej strony.

Korytarze mają służyć osobom szczególnie potrzebującym i pokrzywdzonym: ofiarom prześladowań, tortur i przemocy, rodzinom z dziećmi, osobom starszym, chorym i niepełnosprawnym. Dlaczego rząd naszego Kraju zamyka oczy na te tragedie? Czy to takie trudne otworzyć korytarz humanitarny do Warszawy, czy do innego miasta, gdzie nie spadają bomby?

Kościół jest otwarty na wszystkich, ale wielu Polaków nie chce z własnej woli do tego Kościoła należeć. Nie ma Kościoła bez Ewangelii, nie ma Kościoła, który akceptuje wrogość wobec uchodźców. Ojciec Święty podkreślił, że przyjmowanie ludzi zmuszonych do opuszczenia swych domów jest obowiązkiem każdego, kto uważa się za osobę sprawiedliwą i cywilizowaną. Wśród Polaków poznałem ateistów i wrogów znanego im Kościoła, którzy są bliżej Chrystusa niż niejeden katolik. Kultury narodu nie mierzy się rozpamiętywaniem krzywd i rozstrzeliwaniem wrogów ojczyzny, lecz gościnnością i otwartością na innych.

]]>
Dziel i rządź – pułapka dla katolików https://jezuici.pl/2017/02/dziel-rzadz-pulapka-dla-katolikow/ Thu, 02 Feb 2017 12:04:02 +0000 https://jezuici.pl/?p=35575 Na prosty, chłopski rozum nie powinno być sprzeczności. A jednak coraz częściej łapiemy się na tym, że obrona życia ludzi nienarodzonych jest przeciwstawiana obronie życia ludzi narodzonych (choć na tyle dobrze się trzymających, że jeszcze nie umierających). O co chodzi? Czemu ludzkie życie na samym początku i na samym końcu ma inną wartość niż pośrodku? […]]]>

Na prosty, chłopski rozum nie powinno być sprzeczności. A jednak coraz częściej łapiemy się na tym, że obrona życia ludzi nienarodzonych jest przeciwstawiana obronie życia ludzi narodzonych (choć na tyle dobrze się trzymających, że jeszcze nie umierających).

O co chodzi? Czemu ludzkie życie na samym początku i na samym końcu ma inną wartość niż pośrodku? Oto mamy jakby dwa obozy. Jedni buntują się przeciw tragedii bezbronnych maleństw atakowanych już pod sercem matki, a także gorszą się dziećmi, które chcą przyspieszyć śmierć swoich schorowanych rodziców. Drudzy nie rozumieją obojętności wobec ludzi ginących, bo wykorzystywanych ponad miarę, bo zamyka się granice, gdy uciekają przed wojną, bo się ich porywa i handluje się nimi, bo zostali zepchnięci na margines i nie mają szans na przeżycie, bo są prześladowaną mniejszością. Do tego jeszcze dochodzą ci, którzy domagają się powszechnego dostępu do służby zdrowia oraz do czystego powietrza, wody i ziemi.

Oba obozy oskarżają się o to, że są motywowani względami ekonomicznymi. Że to wszystko, by bogaci mogli się bogacić kosztem pokrzywdzonych. Oba obozy walczą z establishmentem, oba atakują poprawność polityczną. Oba krzyczą, że co prawda ci drudzy (oni) dbają o pewną formę życia (na pewnym etapie), to jednak „uśmiercają” inną.

Myślę, że jednak większość z nas czuje, że nie może się zgodzić na żadne zaszufladkowanie. Nie chcemy, by nasza obrona życia polegała na atakowaniu życia. To nonsens! Może i chcemy się zaangażować, zrobić coś dobrego i sensownego. Ale jak „maszerować”, manifestując „za” pewną częścią życia i jednocześnie „przeciw” innej?

Ten dylemat narasta. Już od lat nie budzą zdumienia (a powinny) pytania w stylu: jak ty jako katolik możesz…? Czy broniąc praw uchodźców muszę, być za aborcją albo będąc przeciw aborcji, muszę zamykać serce na zagrożenia kobiet? Czy to są prawdziwe wybory? Kto nas tak zaszufladkował?

Gdy rozmawiam z ludźmi, czuję narastający bunt przeciw takiemu „albo, albo”. Mam wrażenie, że wielu z nas nie chce, by tak rozgrywano ich zaangażowanie, ich porywy serca lub zwykłą niezgodę na niesprawiedliwość.

Przeciw czemu się buntujemy? Wszyscy rządzący wiedzą o starej metodzie władania nad ludźmi: dziel i rządź. Zarządzanie przez konflikt to wielka pokusa dla władzy, która pragnie zachować swoje status quo. Jeżeli szukamy nowych sprzymierzeńców, tonujemy różnice z nimi. Jeżeli chcemy zabetonować elektorat i nie tracić w sondażach, wzbudzamy konflikty, by „nasi” bali się odejść (bo po tamtej stronie są ci najgorsi). Stary mechanizm, lecz ciągle aktualny.

Nie na rękę są tacy, którzy stoją gdzieś pośrodku, starają się szukać tego, co wspólne, bardziej myślą kategoriami problemów do rozwiązania, a nie tym, pod kogo się podpiąć.

Tacy wymykają się narracji dzielących, by rządzić. Dlatego tak naprawdę to oni są najzacieklej atakowani. To oni są wyzywani od zdrajców, bo niby myślą podobnie, a jednak nie stają w naszym szeregu. Ich głos rozsądku mógłby być zgubny dla strategii podsycania konfliktu.

To chyba dlatego papież Franciszek bywa krytykowany w USA. Nie chodzi tylko o to, że staje w poprzek wykorzystywania gospodarczego biednej części świata lub że upomina się o uchodźców, których miałby powstrzymać nowy mur. Bardziej irytujące jest to, że Franciszek, będąc wyraźnym obrońcą życia (w całej jego rozciągłości), też życia nienarodzonych, jednocześnie ostrzega przed wykorzystywaniem „pro life” do gier politycznych. Mówi o tym bardzo wyraźnie do biskupów amerykańskich, świadczą o tym jego nominacje kardynalskie i ostrzega samych polityków. Wyraźnie utrudnia skuteczność takiego szantażu: jesteś katolikiem, to musisz popierać nasza partię, naszych kandydatów.

Czy to znaczy, że szkodzi sprawie obrony życia nienarodzonych? Wręcz odwrotnie. Chroni przed kompromitacją tej sprawy. Bo jeśli obrońcy życia staną pod sztandarami stronnictwa, które jednocześnie łamie inne przykazania (i to nie przypadkowo, lecz programowo), to trudno, by zachowali swoją katolicką wiarygodność. Wtedy w czambuł będzie odrzucane to, co głoszą, też „pro life”.

Polityka to sztuka kompromisu. Zawiera się różne sojusze. Trzeba jednak krytycznie patrzeć i na własne koalicje. I nie bać się tego wyrażać. Inaczej nazwą nas faryzeuszami, co palą Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.

Papież głosi bardzo niepopularną prawdę, że zaangażowanie polityczne to jedna z najszlachetniejszych form miłości. Ale jednocześnie nie pozwala, by wykorzystywano jego i Kościół do polityki dzielenia, do rządzenia przez konflikt. To jeszcze jeden argument dla tych, którzy trwają między młotem a kowadłem. I choć to nie jest przyjemna sytuacja, i choć obrywa się od radykałów z obydwu stron, to dopiero tutaj widać szlachetność polityki, a nie jej obłudę.

]]>
Adam Żak SJ: w przypadkach pedofilii należy działać szybko https://jezuici.pl/2017/01/adam-zak-sj-przypadkach-pedofilii-nalezy-dzialac-szybko/ Tue, 24 Jan 2017 09:09:27 +0000 https://jezuici.pl/?p=35463 W sprawach przestępstw seksualnych wobec dzieci problemem w Kościele jest myślenie: „Nie, to niemożliwe, żeby takie rzeczy miały miejsce”, dlatego ważne, by przełożeni przeszkolili się, umieli reagować i zapobiegać zagrożeniom – mówi w rozmowie dla DEON.pl koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży przy KEP Adam Żak SJ. „Nie wiem, co się musi wydarzyć, żeby niektórzy […]]]>

W sprawach przestępstw seksualnych wobec dzieci problemem w Kościele jest myślenie: „Nie, to niemożliwe, żeby takie rzeczy miały miejsce”, dlatego ważne, by przełożeni przeszkolili się, umieli reagować i zapobiegać zagrożeniom – mówi w rozmowie dla DEON.pl koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży przy KEP Adam Żak SJ.

„Nie wiem, co się musi wydarzyć, żeby niektórzy przełożeni zrozumieli, że przy tego rodzaju przestępstwach trzeba działać ze znajomością rzeczy, szybko i ze świadomością zagrożeń dla bezpieczeństwa innych osób małoletnich” – dodaje.

Katarzyna Nocuń: Mija 2,5 roku od liturgii pokutnej w Krakowie, podczas której hierarchowie polskiego Kościoła zapewniali, że „maluczcy” – ofiary nadużyć seksualnych w Kościele – zostaną otoczeni opieką. Efekty zapowiadanych wówczas działań są mizerne. Nie ma na przykład punktów kontaktowych, do których mogłyby zgłaszać się ofiary nadużyć lub przestępstw.

Adam Żak SJ: Założyłem, że punkty kontaktowe będą pośredniczyły w kontakcie między osobą zgłaszającą sprawę wykorzystania seksualnego a diecezjami czy prowincjami zakonnymi, do których należy oskarżony o wykorzystanie seksualne osoby małoletniej kapłan. Osoba poszkodowana powinna otrzymać tam informację o procedurze zgłoszenia i o dalszych krokach. Biskupom diecezjalnym, którzy zadecydowali o utworzeniu punktów kontaktowych chodziło i chodzi głównie o pomoc w zgłoszeniu przestępstwa, o ułatwienie tego kroku.

Potem jednak uświadomiłem sobie, że cztery czy pięć punktów kontaktowych w Polsce nie spełnią swojej roli, jeśli w diecezjach i w prowincjach zakonnych nie będzie odpowiednio przygotowanych osób, czyli delegatów, którzy przyjmą zgłoszenie, poinformują biskupa czy wyższego przełożonego zakonnego i ewentualnie będą w stanie poprowadzić wstępne dochodzenie.

Przyjąłem także, że udzielenie pomocy psychologicznej czy prawnej nie może być sprawą punktu kontaktowego, ale odpowiedzialnej diecezji czy mówiąc ogólniej, jednostki kościelnej, do której należy domniemany sprawca. Punkt kontaktowy może upewnić ofiarę, że Wytyczne gwarantują jej prawo do takiej pomocy. Punkty kontaktowe powinny się stać częścią całościowej odpowiedzi Kościoła na te przestępstwa.

W związku z tym odwróciliśmy porządek działania. Zamiast zaczynać od powoływania punktów kontaktowych, zdecydowaliśmy się skoncentrować się na tworzeniu podstawowych struktur w diecezjach i prowincjach zakonnych. Poprosiliśmy, aby biskupi i wyżsi przełożeni wyznaczyli delegatów i duszpasterzy, abyśmy ich mogli przeszkolić w różnych aspektach postępowania w przypadkach wykorzystania seksualnego małoletnich – od aspektów prawnych, psychologicznych po duszpasterskie.

Począwszy od 2015 r. przeszkolonych zostało 130 księży. W 2015 r. , gdy rozpocząłem poszukiwanie i wybór osób do punktów kontaktowych, zachorowałem. Leczenie trwało do końca 2016 r.

Czy jedna osoba to nie za mało do wykonania zadania, na którym – jak wynikało z deklaracji składanych w 2014 r. m.in. przez prymasa abp. Wojciecha Polaka – szczególnie zależy polskiemu episkopatowi? Po 2,5 roku widać, że słowa nie idą w parze z czynami.

Nie wiem do jakich obietnic księdza prymasa z 2014 r. pani się odnosi. Jest duży wysiłek jednostek kościelnych, jeśli chodzi o przygotowania, wydelegowanie osób na szkolenia, przeznaczenie na to środków. Nie przeceniałbym punktów kontaktowych. Sam jestem swoistym punktem kontaktowym dla wielu osób poszkodowanych: ludzie do mnie dzwonią, dopytują, rozmów mam sporo. Punkt kontaktowy nie ma zastępować działań diecezji i prowincji zakonnych.

Naiwnością jest sądzić, że 12-latek molestowany przez księdza, zdobędzie numer telefonu do ojca Żaka.

Naiwnością jest również myśleć, że dziecko trafi do któregoś z czterech czy pięciu punktów kontaktowych. Do mnie lub do punktu kontaktowego może trafić rodzic lub opiekun prawny dziecka. Punkty kontaktowe są pomyślane jako ewentualne ułatwienie dla nich, ale przede wszystkim dla dorosłych ofiar wykorzystania seksualnego w dzieciństwie lub młodości.

Nie ma planów, by informacja o punktach kontaktowych była powszechnie dostępna? By pełniły rolę – powiedzmy – telefonu zaufania?

Oczywiście, że informacja o punktach kontaktowych ma być jak najszerzej rozpropagowana. Jednak telefon zaufania to zupełnie co innego. Obecnie pracujemy nad systemem prewencji skierowanym do instytucji wychowawczych i opiekuńczych prowadzonych przez diecezje i zakony, do parafii. Słowem, do wszystkich miejsc, w których przebywają dzieci i młodzież, do rodziców. Punkty kontaktowe natomiast będą miały na celu ułatwienie zgłoszenia sprawy, by diecezje i zakony mogły się nią zająć od strony pomocy ofiarom i od strony proceduralnej.

Punkty kontaktowe nie będą służyć pomocą psychologiczną?

Nigdy takiego pomysłu nie było. Nie będą to mini ośrodki pomocowe świadczące pomoc psychologiczną, prawną z etatami i dyżurami takich specjalności, chociaż wśród osób, jakie chcemy wybrać mają być pedagodzy czy psycholodzy – głównie świeccy i zakonnice.

Punkty kontaktowe mają służyć ofiarom, głównie dorosłym – umożliwić im zgłaszanie spraw przestępstw seksualnych, których doświadczyły w dzieciństwie. Nie będzie to dziecięcy telefon zaufania – taki prowadzi Rzecznik Praw Dziecka (800121212), czy Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę (116111).

Są to jednak instytucje pozakościelne.

Jeśli chodzi o pomoc dzieciom, nie mamy możliwości stworzenia ogólnopolskiego telefonu zaufania. Za bardzo pilne uważam tworzenie systemu prewencji, który w Polsce obecnie nie istnieje. Dlatego na studiach podyplomowych w Akademii Ignatianum w Krakowie szkolimy fachowców – specjalistów od prewencji, by byli obecni w szkołach katolickich, instytucjach wychowawczych i opiekuńczych, wydziałach katechetycznych diecezji, w katolickich organizacjach młodzieżowych itp.

To osoby, które będą w stanie zorganizować system prewencji i pierwszych kroków pomocowych w instytucjach, w których pracują. Dziecko nie zgłosi problemu do odległego punktu kontaktowego w Lublinie czy Warszawie, musi mieć taką możliwość w swoim najbliższym otoczeniu.

Czy w Konferencji Episkopatu Polski (KEP) jest osoba, która bezpośrednio odpowiada bądź nadzoruje wdrażanie systemu prewencji i pomocy ofiarom nadużyć seksualnych w Kościele?

Nie ma w tej chwili osoby, która odpowiada za ten temat. Natomiast mam stały i bliski kontakt z biskupami jako konsultor Komisji ds. Duchowieństwa w KEP.

Wsparcie ze strony KEP jest wystarczające?

Byłbym szczęśliwy, gdyby było większe przekonanie co do skomplikowania i złożoności problemu, jakim jest odpowiedź na przypadki wykorzystywania seksualnego małoletnich przez niektórych duchownych. Moim wielkim życzeniem pod adresem przełożonych jest, żeby się przeszkolili w zakresie charakterystyki sprawców, skutków, jakie ma wykorzystanie seksualne w wieku młodocianym czy dziecięcym i innych potrzebnych argumentów.

Żyjemy w społeczeństwie, które ledwo rozpoczęło proces socjalizacji tego problemu. Nie jest to sprawa jedynie Kościoła. Potrzebni są ludzie ze znajomością tematu. Nie chodzi o to, żeby straszyć, ale dać narzędzia, by sobie z problemem radzić i umieć zapobiegać oraz odpowiednio reagować na zagrożenia.

W Belgii powstały punkty kontaktowe, do których zgłaszały się ofiary. Z raportu z 2016 r. , który powstał na podstawie zgłoszeń, wynika, że większość z nich dotyczyła wydarzeń sprzed 30 lat. Czy w Polsce są badania, albo choć cząstkowe dane, które mówiłyby coś o nadużyciach wobec dzieci i młodzieży w polskim Kościele?

Nie mamy żadnych badań na ten temat. Mam jedynie hipotezy. Najlepiej w sposób systematyczny, naukowy, problem zbadał Kościół w Stanach Zjednoczonych. Badania przeprowadziła niezależna, świecka instytucja – John Jay College of Criminal Justice miejskiego uniwersytetu w Nowym Jorku.

Objęto nimi okres od 1950 do 2002 r. Znaczny, niemal pionowy wzrost wskaźników na wykresach przypadków nadużyć seksualnych odnotowano pod koniec lat 60., a apogeum przypadło na lata 70. i na początku lat 80. Wg opublikowanych analiz wzrost ten miał m. in. związek z głębokimi zmianami kulturowymi, obyczajowymi w społeczeństwie dotyczącymi seksualności, rodziny i systemu wychowawczego.

Podobnie wnioski wynikają z innych badań, choć nie tak kompletnych jak amerykańskie.

W Polsce możemy się spodziewać wzrostu przypadków wykorzystywania seksualnego małoletnich w okresie po upadku komunizmu, kiedy przyspieszyła głęboka transformacja kulturowa, obyczajowa, upadł dotychczasowy system kontroli społecznej. Od upadku komunizmu do dziś prawdopodobnie będziemy mieli wzrost liczby tego rodzaju przypadków.

Na początku stycznia media opisały przypadek księdza skazanego za wielokrotne gwałty na dziecku, który jak się okazało nadal ma kontakt z parafianami, odprawia msze święte, a za pośrednictwem internetu kontaktuje się z małoletnimi.

Nie wiem, co się musi wydarzyć, żeby niektórzy przełożeni zrozumieli, że przy tego rodzaju przestępstwach trzeba działać ze znajomością rzeczy, szybko i ze świadomością zagrożeń dla bezpieczeństwa innych osób małoletnich. To zasady, którymi należy się bezwzględnie kierować. W społeczeństwie medialnym grzechy niektórych uderzają we wszystkich i powodują – jak to wyraził Benedykt XVI – takie przyćmienie blasku Ewangelii, jakiego nie znały nawet wieki prześladowań.

Dzisiaj już wiadomo, że przełożeni tego księdza zgłosili sprawę do Stolicy Apostolskiej i że toczy się proces kanoniczny. Opinia publiczna jest bardzo wyczulona na zaniedbania w stosowaniu środków, jakie obowiązują w Kościele.

Opinia publiczna nie wybaczy przede wszystkim Kościołowi, jego przedstawicielom, duchowieństwu, że nie dość radykalnie postępuje w tego rodzaju przypadkach.

Najtrudniej jest zmienić mentalność ludzi. Nie chodzi o to, że problem jest pomniejszany, ale o błędne myślenie typu: „Nie, to niemożliwe, żeby takie rzeczy miały miejsce”. Pamiętam rozmowę z jednym z prowincjałów jezuickich w Niemczech, uczciwym człowiekiem. Docierały do niego sygnały o nadużyciach. Wprawdzie skierował podejrzanego na badania i terapię, ale nie mógł sobie wyobrazić, że coś, co nie powinno się nigdy wydarzyć, jednak miało miejsce. Natomiast wiele lat później dowiedział się, że ten współbrat miał opracowaną strategię, by oszukać nawet swojego terapeutę.

Rozmawiałem z jednym z księży, który relacjonował: „Przyszedł taki i przepraszał, zapłakał. Mogło się wydawać, że do poprawy wystarczy mu szczera pokuta, spowiedź i poważne rekolekcje”. Odpowiedziałem mu: „Być może żałował nawet szczerze. Tyle, że często są to przestępstwa, które mają związek z zaburzeniami, z traumatycznymi doświadczeniami z przeszłości, z uzależnieniami, niedojrzałością. Bez przepracowania tego wszystkiego w bardzo poważny sposób deklaracje sprawcy niestety niewiele znaczą”.

Z danych amerykańskich wynika, że sprawców preferencyjnych, którzy mają zaburzoną preferencję seksualną czyli np. pedofilów była garstka w porównaniu z pozostałymi sprawcami przestępstw seksualnych przeciw małoletnim. W USA w ciągu 52 lat na 110 tys. duchownych czynnych odnotowano ok. 4,3 tys. księży wobec których zgłoszono przestępstwo wykorzystania seksualnego. Wśród tych osób było „jedynie” 137 pedofilów, czyli niecałe 4 proc.

Oznacza to, że w większości przypadków byli to tzw. sprawcy sytuacyjni, którym wcześniej można było pomóc! Z badań wynika, że czynnikami ryzyka są uzależnienia, doświadczona przemoc w rodzinie i/lub w bliskim otoczeniu, brak odporności na stres, niedojrzałość emocjonalna. Około połowa księży, którzy wykorzystywali seksualnie małoletnich, mieli w przeszłości doświadczenie przemocy, w tym przemocy seksualnej. Przestępcy nie biorą się znikąd.

Jednym z najważniejszych elementów w systemie prewencji, jeśli chodzi o Kościół, są seminaria. Od dwóch lat konferencja rektorów we współpracy z Centrum Ochrony Dziecka prowadzi szkolenia dla wychowawców seminaryjnych. Co roku bierze w nich udział grupa od 25-30 osób.

Adam Żak SJ – jest dyrektorem Centrum Ochrony Dziecka w Krakowie

]]>
Skąd się wziął post eucharystyczny i po co on jest? https://jezuici.pl/2017/01/skad-sie-wzial-post-eucharystyczny/ Sun, 08 Jan 2017 12:17:13 +0000 https://jezuici.pl/?p=35193 Przyglądając się historii praktykowania postu eucharystycznego w Kościele rzymskokatolickim, można zauważyć, że ma on przede wszystkim na celu zabezpieczenie należytego szacunku wobec Eucharystii, w której Chrystus daje nam samego siebie. W powyższym kontekście post eucharystyczny stoi na straży wyraźnego oddzielenia pokarmu doczesnego od Pokarmu niebiańskiego, który – chociaż nie jest celem, ale środkiem zbawienia – […]]]>

Przyglądając się historii praktykowania postu eucharystycznego w Kościele rzymskokatolickim, można zauważyć, że ma on przede wszystkim na celu zabezpieczenie należytego szacunku wobec Eucharystii, w której Chrystus daje nam samego siebie.

W powyższym kontekście post eucharystyczny stoi na straży wyraźnego oddzielenia pokarmu doczesnego od Pokarmu niebiańskiego, który – chociaż nie jest celem, ale środkiem zbawienia – to jednak jest zadatkiem życia wiecznego.

Już w Nowym Testamencie możemy znaleźć pouczenie św. Pawła skierowane do Koryntian, które ma na celu podkreślenie szacunku dla Pokarmu eucharystycznego: „Gdy się zbieracie, nie ma u was spożywania Wieczerzy Pańskiej. Każdy bowiem już wcześniej zabiera się do własnego jedzenia, i tak się zdarza, że jeden jest głodny, podczas gdy drugi nietrzeźwy. Czyż nie macie domów, aby tam jeść i pić? Czy chcecie znieważać Boże zgromadzenie i zawstydzać tych, którzy nic nie mają? Cóż wam powiem? Czy będę was chwalił? Nie, za to was nie chwalę!” (1Kor 11,20-22).

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa istniała praktyka przedchrzcielnego postu tuż przed Wielkanocą, w ramach którego w Wielki Piątek i Wielką Sobotę zarówno kandydaci do chrztu, jak i wierni, zachowywali post ścisły, który polegał na spożyciu jednego tylko posiłku na dzień (wieczorem) oraz na powstrzymaniu się od mięsa, wina oraz pożycia małżeńskiego. Ponieważ podczas liturgii Wigilii Paschalnej nowo ochrzczonym udzielano od razu po chrzcie sakramenty bierzmowania i I Komunii św., do której przystępowali również wierni, dlatego można tutaj dopatrywać się genezy zarówno postu eucharystycznego, jak i liturgicznego okresu Wielkiego Postu.

Już w III w. Cyprian z Kartaginy (zm.258) potępiał zwyczaj przyjmowania Komunii św. po agapach. W konsekwencji nastąpiło oddzielenie Eucharystii od uczt braterskich. Później synody afrykańskie w Hipponie (393 r.) i w Kartaginie (397 i 419 r.) nakazały post przed Komunią św. z wyjątkiem Wielkiego Czwartku, kiedy to odbywała się agapa nawiązująca do uczty paschalnej. Odtąd praktyka postu eucharystycznego coraz bardziej rozpowszechniała się i zaostrzała w całym Kościele. Na podstawie nauczania św. Augustyna (354-430) wyraźnie wynika, że post ten polegał na tym, że Komunię św. należy przyjmować na czczo.

Na Wschodzie Synod w Trullo (691-692) nakazał zawsze przystępować do Komunii św. na czczo, także w Wielki Czwartek, anulując tym samym postanowienia wcześniejszych synodów afrykańskich. W XIII w. św. Tomasz z Akwinu (zm.1274) nauczał, iż post eucharystyczny wyklucza wszelki napój i pokarm. Synod w Coventry (1237 r.) nakazuje półtygodniowy post eucharystyczny. Dlatego też na przestrzeni kolejnych wieków utrzymywała się praktyka rygorystycznego postu eucharystycznego, zgodnie z którą pragnący przystąpić do Komunii św. musiał od północy powstrzymywać się od wszelkiego napoju (nawet wody!) i stałego pokarmu aż do momentu przyjęcia Komunii św. W efekcie zarzucono w ogóle sprawowanie Eucharystii w godzinach wieczornych, a sama celebracja Mszy św. została oddzielona od obrzędu Komunii św. Odtąd zaczął przyjmować się zwyczaj udzielania Komunii św. wiernym po Mszy św., jak również podczas jej sprawowania, przy bocznym ołtarzu, przez co sama Komunia św. stała się dodatkiem do celebracji Eucharystii.

W XII w. zaczęła rozpowszechniać się praktyka „oglądania Hostii” podczas podniesienia w ramach Mszy. Wierni zadowalali się więc przyjęciem Komunii duchowej, uważając niekiedy, iż samo „zobaczenie Hostii” jest równoznaczne z przyjęciem Ciała Pańskiego. Dlatego Sobór Laterański IV (1215 r.) nakazał, aby przynajmniej raz w roku, najlepiej w okresie wielkanocnym, przyjmować Komunię św. Była to reakcja na błędną opinię teologiczną, zgodnie z którą kapłani odprawiający Eucharystię mają obowiązek spożywać fizycznie Ciało i Krew Chrystusa, a wiernym wystarczy przyjmowanie Komunii duchowej.

Ten zanik przyjmowania Komunii św. przez wiernych nie zmienił jednak praktyki rygorystycznego postu eucharystycznego, czego dowodem jest orzeczenie Soboru w Konstancji (1415 r.): „Przyjęty zwyczaj Kościoła nakazywał i nakazuje, żeby [sakrament Eucharystii] nie był sprawowany po jedzeniu, i przyjmowany przez wiernych inaczej, jak na czczo, chyba że w czasie choroby lub innej konieczności uznanej i zaakceptowanej przez Kościół”.

Kiedy św. Stanisław Kostka (1550-1568) za zgodą swojego spowiednika przyjmował Komunię św. raz na tydzień, to wywoływał tą praktyką zgorszenie wśród wiernych, którzy uważali tak częste przyjmowanie Komunii za niebywałe zuchwalstwo. Natomiast objawienia, które otrzymała św. Małgorzata Maria Alacoque (1647-1690), zachęcały do przyjmowania Komunii św. w pierwsze piątki miesiąca. Ta praktyka wskazywała, że pobożny wierny świecki winien przyjmować Komunię raz na miesiąc, a piątek jest ku temu odpowiednim dniem, gdyż ma on charakter postny. Dlatego w naturalny sposób ten dzień wpisuje się post eucharystyczny.

Dyscyplinę postu eucharystycznego złagodził dopiero papież Pius XII, orzekając w 1953 r., iż woda nie łamie postu. Następnie w 1959 r. tenże sam papież skrócił post eucharystyczny do 3 godzin i polegał na powstrzymywaniu się od pokarmów stałych i napojów alkoholowych. Dzięki tym zmianom zaczęto po wielu wiekach odprawiać Msze św. wieczorne. W 1964 roku Paweł VI skrócił post eucharystyczny do jednej godziny, a instrukcja Immensae caritatis z 1973 r. przewidziała post eucharystyczny trwający około kwadransa dla osób chorych i starszych nie mogących opuszczać domu oraz ich opiekunów pragnących przystąpić do Komunii św. Gdy zaś umierający wierny pragnie przyjąć Wiatyk, wówczas w ogóle nie jest związany obowiązkiem postu eucharystycznego.

Zasady dotyczące postu eucharystycznego ustanowione przez Pawła VI i obowiązujące po dziś dzień z pewnością stają się z jednej strony wielkim udogodnieniem, ale z drugiej strony tym bardziej zobowiązują i wzywają do częstszego przystępowania do Komunii św.

]]>
Największy skarb Kościoła https://jezuici.pl/2017/01/najwiekszy-skarb-kosciola/ Tue, 03 Jan 2017 12:55:49 +0000 https://jezuici.pl/?p=35141 W zeszłym miesiącu spędziłem tydzień w Rzymie i poznałem kogoś bardzo ważnego. Wbrew temu, co pewnie myślicie, znając zwyczaje podróżowania jezuitów, nie odwiedzam Rzymu zbyt często. Pojechałem tam po raz pierwszy dopiero po zakończeniu studiów. Dwadzieścia lat później, (kiedy wracałem do domu) po dwóch latach spędzonych w Nairobi (w Afryce), po raz kolejny odwiedziłem Rzym […]]]>

W zeszłym miesiącu spędziłem tydzień w Rzymie i poznałem kogoś bardzo ważnego. Wbrew temu, co pewnie myślicie, znając zwyczaje podróżowania jezuitów, nie odwiedzam Rzymu zbyt często.

Pojechałem tam po raz pierwszy dopiero po zakończeniu studiów. Dwadzieścia lat później, (kiedy wracałem do domu) po dwóch latach spędzonych w Nairobi (w Afryce), po raz kolejny odwiedziłem Rzym i spędziłem trochę czasu z rodziną mojej matki na Sycylii. Po tej wizycie byłem jeszcze w Rzymie w sprawach zawodowych z redaktorem naczelnym America Magazine, jezuitą Mattem Malone.

W ubiegłym tygodniu Matt zabrał mnie na seans nowego filmu Martina Scorsese „Cisza”, który został wyświetlony dla trzystu jezuitów w Papieskim Instytucie Orientalnym. W zeszłym tygodniu wygłosiłem wykład w Centrum Świeckich – miejscu, gdzie studiują i mieszkają świeccy studenci z katolickich uniwersytetów w Rzymie.

Dzięki spotkaniom między posiłkami ze starymi i nowymi znajomymi, jezuitami, ważnymi osobistościami Watykanu i dziennikarzami oraz chwilami spędzonymi na modlitwie w kościele, bardzo wiele się nauczyłem. Przede wszystkim, nowy generał Towarzystwa Jezusowego – Arturo Sosa SJ, jest wspaniałym człowiekiem.

Mam nadzieję, że widzieliście nagranie z wywiadu, który ojciec Malone przeprowadził z ojcem Sosa.

Nasz nowy generał to bystry, a jednocześnie ciepły człowiek.W tym samym tygodniu ojciec generał odprawił mszę za Petera-Hansa Kolvenbacha SJ, generała zakonu w latach 1983-2008, który zmarł 29 listopada. (W drodze do Rzymu wprost z urlopu naukowego w Hiszpanii był także poprzednik ojca Sosy na stanowisku generała, Adolfo Nicolas SJ). W ten sposób kościół Il Gesu w Rzymie miał okazję gościć historyczne wydarzenie: obecny generał jezuitów odprawiał mszę za zmarłego byłego generała wraz z drugim byłym generałem jako koncelebransem.

Jeden z moich przyjaciół jezuitów opowiadał mi, jak mylące było niespodziewane spotkanie z ojcem Nicolasem podczas obiadu. Jezuici w Rzymie, nawet ci, którzy blisko współpracują z głównym przełożonym zakonu, zwracają się do niego niezmiennie per „ojcze generale”.

Więc kiedy przybył ojciec Nicolas, który dopiero wrócił z Hiszpanii, podczas lunchu mój przyjaciel zająknął się: „Witaj ojcze gen… ojcze… ojcze Nicolas!” Zaraz obok ojca Nicolas usiadł ojciec Sosa, obecny generał i znów pojawił się ten sam problem: „Witaj Arturo… ojcze… ojcze generale!”

Rzym to dla mnie niesamowicie wciągające miejsce, w którym łatwo jest stracić swoja duchową stabilność. Bardzo ciężko jest opuścić progi Rzymskiej Kurii i przejść obojętnie obok Bazyliki Świętego Piotra w drodze na projekcję filmu sławnego reżysera i nie stracić głowy. Łatwo jest zapomnieć, co tu jest naprawdę ważne. Na szczęście, Bóg sam o sobie przypomina.

Pewnego popołudnia, biegnąc z jednego spotkania na drugie, spotkałem żebraka. „Panini, panini, panini” – powtarzał żałośnie prosząc o kanapkę. Moja zasada jest prosta: jeśli mam ze sobą trochę pieniędzy, to się nimi dzielę. Ale wtedy otwarłem mój portfel i zobaczyłem, że mam tylko banknot 20 Euro, co wydało mi się zbyt dużą kwotą. Więc powiedziałem: „przepraszam” i poszedłem dalej.

Ale on cały czas szedł za mną. „Panini, panini, panini”. Rozgniewało mnie to. Dlaczego za mną idzie? Jestem zajęty!

Wtedy do mnie dotarło. Ty idioto! Po co jesteś w Rzymie? Po co w ogóle jesteś chrześcijaninem? Po to, żeby podziwiać piękne kościoły? Po to, żeby oglądać filmy? Jaka jest najważniejsza rzecz, którą możesz teraz zrobić?

Próbowałem zahamować mój gniew, który nie pochodził od Boga, i poprosiłem mężczyznę, aby poszedł za mną. W piekarni obok Placu św. Piotra mój nowy przyjaciel wybrał sobie kanapkę w witrynie za szybą i czekał. Kolejka do piekarni nie miała końca. Mój gniew wrócił. Znowu pomyślałem o tym, że zachowuję się nie po chrześcijańsku. W ogóle nie porozmawiałem z tym człowiekiem. Podszedłem do niego i zapytałem: „jak masz na imię?”

„Lorenzo” – odpowiedział cicho. Prawie się rozpłakałem, kiedy to usłyszałem. Przypomniałem sobie historię św. Wawrzyńca (po włosku nazywanego właśnie Lorenzo), diakona Rzymu, żyjącego w trzecim wieku, który zajmował się zarządzaniem zasobami finansowymi kościoła.

Po krwawych prześladowaniach chrześcijan, cesarz Walerian nakazał Wawrzyńcowi przynieść do pałacu cesarskiego skarby kościelne. Wawrzyniec, który zdążył już rozdać przypisane dla ubogich fundusze, zrobił cos nieoczekiwanego. Przyprowadził ubogich do cesarza – „Oto są skarby Kościoła”. Tym samym była osoba stojąca tuż obok mnie.

Być może czytaliście informację o projekcji filmu „Cisza” zorganizowanej dla jezuitów, która była wielkim sukcesem. I należał się jej ten sukces, gdyż jest to wspaniały film. Jednak kiedy o tym czytaliście, Bóg skupiał się na czymś zupełnie innym. Gdy po śmierci spotkam się z Bogiem w niebie, On zapyta mnie o to, co robiłem podczas tego tygodnia w Rzymie.

Nie opowiem Mu o tym, jak poznałem tego czy tamtego ważnego człowieka w Watykanie, czy o tym, że odwiedziłem słynny kościół, czy że zobaczyłem film. Powiem, że spędziłem trochę czasu z moim przyjacielem Lorenzo.

]]>
Wyjątkowy rok Kościoła w Polsce https://jezuici.pl/2016/12/wyjatkowy-rok-kosciola-w-polsce/ Fri, 30 Dec 2016 08:43:12 +0000 https://jezuici.pl/2016/12/wyjatkowy-rok-kosciola-w-polsce/ Rok 2016 był la Kościoła w Polsce naprawdę wyjątkowy. Wygląda na to, że nadchodzący rok 2017 będzie dla polskich katolików, duchownych i świeckich, pełen niełatwych wyzwań, także w sferach dotychczas uważanych za stabilne, ugruntowane  i bezpieczne.

Rok, w którym Kościół w jakimś kraju przeżywa odwiedziny biskupa Rzymu, Następcy św. Piotra, bezsprzecznie jest dla tej wspólnoty wyznawców Chrystusa wyjątkowy. Odwiedziny Papieża zawsze są wydarzeniem o charakterze cezury. Papieska bliskość zmienia perspektywę i ogląd codziennego życia i funkcjonowania lokalnego Kościoła. Na nowo uświadamia jego członkom, że stanowią część wspólnoty znacznie większej, obejmującej cały ziemski glob, wspólnoty katolickiej, powszechnej w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wszystkiego tego doświadczył Kościół katolicki w Polsce w roku 2016, goszcząc papieża Franciszka. Dzięki jego obecności na Polskiej ziemi niejeden miał okazję skonfrontować papieski wizerunek kreowany przez środki przekazu (a właściwie różne obrazy, kształtowane przez media różnych opcji) z rzeczywistością.

Co równie ważne, była okazja, aby się przekonać, w jaki sposób Kościół w Polsce jest postrzegany przez Franciszka, jak widzi on jego przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. To sprawa niebagatelna, ponieważ po zakończeniu trwającego ponad ćwierć wieku pontyfikatu św. Jana Pawła II katolicy w Polsce stanęli wobec konieczności przyjęcia na nowo do wiadomości, że Następca św. Piotra nie patrzy na Kościół polskimi oczami.

Wizyta papieża Franciszka związana była z dwoma ogromnej wagi wydarzeniami – Światowymi Dniami Młodzieży oraz obchodami 1050-lecia Chrztu Polski.

Pierwsze z nich pozwoliło wielu polskim katolikom w sposób wyjątkowy doznać powszechności Kościoła, odkryć, że wyznawców Jezusa Chrystusa łączy dokładnie ta sama wiara, mimo – czasami bardzo dużych – różnic geograficznych, kulturowych, cywilizacyjnych, historycznych czy gospodarczych. Spotkanie we własnej parafii z chrześcijanami z całego świata pozostanie dla wielu jednym z najważniejszych przeżyć nie tylko w sferze religijnej, ale po prostu na poziomie międzyludzkich relacji.

Obchody 1050. rocznicy Chrztu Polski pozwoliły natomiast niejednemu na nowo zdać sobie sprawę z mocnego zakorzenienia wiary w Jezusa Chrystusa na polskiej ziemi i odkryć, na jakich fundamentach powinna być budowana przyszłość naszej Ojczyzny. Papież Franciszek w liście do premier Beaty Szydło po pielgrzymce do Polski ujął rzecz krótko i zwięźle: „Mając za fundament wartości chrześcijańskie, naród polski może patrzeć w przyszłość z wielką ufnością i wzrastać duchowo, kulturalnie i gospodarczo pod znakiem solidarności”.

Wymienione wyżej kluczowe zdarzenia miały miejsce w kontekście konkretnych, bieżących wyzwań, jakie stanęły przez Kościołem w Polsce i na świecie. Jednym z nich była kwestia uchodźców, nadzwyczaj bliska papieżowi Franciszkowi. Okazało się, że mimo jednoznacznych i stanowczych deklaracji składanych przez pasterzy Kościoła w Polsce w tej sprawie, poziom lęku wśród wierzących jest wciąż znacząco duży. Trzeba zadać pytanie, czy obawa przed przyjmowaniem (choćby tylko hipotetycznym) ludzi będących w potrzebie, ale wywodzących się się z innych kręgów religijnych i kulturowych, nie wynika z przekonania o niewystarczająco mocnej własnej tożsamości.

Z tą sprawą łączy się również problem stosunku Kościoła do nacjonalizmu. Wypowiedzi wysokich przedstawicieli polskiego episkopatu nie pozostawiają w tej materii wątpliwości, warto się jednak zastanowić, dlaczego konieczne okazały się interwencje w konkretnych przypadkach nadużyć aż na tak wysokim szczeblu.

Podsumowując rok 2016 w życiu Kościoła w Polsce trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jeden element kontekstu, w którym prowadził on swoją misję. Tym kontekstem jest ostry i narastający konflikt polityczny w naszym kraju, przekładający się na coraz drastyczniejsze podziały w społeczeństwie. Podziały te dotykają także wspólnoty Kościoła, stawiając pod znakiem zapytania jedność i jednakowe traktowanie katolików o różnych poglądach. Choć wielokrotnie pojawiały się sugestie w tej sprawie, Kościół po raz pierwszy od dziesięcioleci nie zdołał wziąć na siebie zadania mediacji między walczącymi coraz bardziej bezpardonowo i bezwzględnie stronami politycznego sporu. To kolejny fakt skłaniający do refleksji nad wewnętrzną kondycją Kościoła katolickiego w Polsce i nad perspektywami wypełniania misji ewangelizacyjnej, ale także społecznej, w przyszłości.

Rok 2016 był la Kościoła w Polsce naprawdę wyjątkowy. Wygląda na to, że nadchodzący rok 2017 będzie dla polskich katolików, duchownych i świeckich, pełen niełatwych wyzwań, także w sferach dotychczas uważanych za stabilne, ugruntowane  i bezpieczne. A w niektórych kwestiach może to być rok decydujący na długie lata.

ks. Artur Stopka – dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w „Gościu Niedzielnym”, radiu eM, KAI
Artykuł pochodzi ze strony „Na ostrzu pióra | Deon.pl”

]]>
Sekret papieskich homilii https://jezuici.pl/2016/12/sekret-papieskich-homilii/ Thu, 29 Dec 2016 12:49:50 +0000 https://jezuici.pl/2016/12/sekret-papieskich-homilii/ W fascynującej rozmowie z jezuitą, ojcem Antoniem Spadarem, która stanowi wstęp do nowej 1000-stronicowej książki „Nei tuoi occhi è la mia parola” („W twoich oczach jest mój świat”), obejmującej najważniejsze homilie i rozmowy Bergoglia z czasów, gdy był arcybiskupem Buenos Aires, papież Franciszek odpowiedział na kilka ważnych pytań. Dwa z nich odnoszą się do liturgii i odkrywają […]]]>

W fascynującej rozmowie z jezuitą, ojcem Antoniem Spadarem, która stanowi wstęp do nowej 1000-stronicowej książki „Nei tuoi occhi è la mia parola” („W twoich oczach jest mój świat”), obejmującej najważniejsze homilie i rozmowy Bergoglia z czasów, gdy był arcybiskupem Buenos Aires, papież Franciszek odpowiedział na kilka ważnych pytań.

Dwa z nich odnoszą się do liturgii i odkrywają to, w jaki sposób papież przygotowuje swoje homilie, oraz wyjaśniają, dlaczego błędem jest mówienie o „reformie reformy” liturgicznej. Skupię się na odpowiedzi papieża na pierwsze pytanie, drugą zajmiemy się następnym razem.

W swoim dokumencie programowym Evangelii gaudium Franciszek poświęca tematowi homilii kilka stron. Opisuje ją jako „poważną posługę” i nazywa „punktem porównania w ocenie bliskości i zdolności spotkania pasterza ze swoim ludem”. Wierni „przywiązują do niej wielką wagę”, pisze papież, ale „oni zaś, podobnie jak sami wyświęceni szafarze wielokrotnie cierpią, jedni przy słuchaniu, drudzy przy głoszeniu słowa” (nr 135).

Odnosząc się do tej „smutnej” sytuacji i mówiąc z perspektywy dziesiątek lat doświadczenia, Franciszek potwierdza, że „homilia może być intensywnym i radosnym doświadczeniem Ducha Świętego, pocieszającym spotkaniem z Bożym Słowem i ciągłym źródłem odnowy i wzrostu”. Może sprawiać, że „pałają serca” – tak robił Jezus, kiedy przemawiał do zniechęconych apostołów, którzy opuszczali Jerozolimę i wyruszali do Emaus po zdarzeniach Wielkiego Piątku i wielkanocnego poranka.

Jako papież Franciszek w swoich porannych homiliach, które wygłasza bez czytania z uprzednio przygotowanych notatek, pokazał, jak można tego dokonać. I po raz pierwszy w historii wszystkie te uważnie wysłuchiwane homilie są transmitowane przez Radio Watykańskie, często nagłaśniane przez media, a teraz także dostępne w formie spisanej.

– Jaki jest sekret homilii papieskich? – zapytał papieża ojciec Spadaro. Franciszek ujawnił swoje sposoby na dobrą homilię:

– Zaczynam w środku dnia poprzedzającego wygłoszenie homilii. Czytam teksty Pisma przewidziane na ten dzień i wybieram jeden z nich. Potem czytam na głos tekst, który wybrałem. Muszę usłyszeć dźwięk tych słów, posłuchać ich. Następnie w notatniku, którego używam, podkreślam słowa, które do mnie przemówiły. Zakreślam kółkiem te, które uderzyły mnie najbardziej. W pozostałej części dnia, kiedy robię to, co muszę robić, słowa i myśli przychodzą i odchodzą. Medytuję nad nimi, rozmyślam, smakuję słowa…

Papież przyznał, że „są dni, kiedy przychodzi wieczór i nic nie przychodzi do głowy. Nie mam pojęcia, co powiem następnego dnia”. Kiedy tak się zdarza, mówi dalej papież, „robię to, co zalecił św. Ignacy, mówiąc: «Prześpij się z tym». I nagle, kiedy się budzę, przychodzi inspiracja. Właściwe słowa przychodzą. Czasem są to słowa mocne, czasami słabsze, ale w ten sposób się to odbywa. Wtedy czuję się gotowy”.

Franciszek podkreśla, że poza kreatywnością księdzu w przygotowaniu homilii mogą pomóc także dwie inne istotne wskazówki. Po pierwsze „słuchanie ludzkich historii”.

– Jeśli nie słuchasz ludzi, jak możesz głosić? – pytał papież. – Im bliżej ludzi jesteś, tym lepiej głosisz i zbliżasz Słowo Boże do rzeczywistości ich życia. W ten sposób łączysz Słowo Boże z ludzkim doświadczeniem, które tego Słowa potrzebuje.

Papież zaznacza także: – Im dalej jesteś od ludzi i ich problemów, tym bardziej będziesz uciekał w teologię oprawioną zwrotami „musisz” i „nie wolno ci”. A one nie przekazują niczego, są puste, abstrakcyjne. W takich chwilach odpowiadamy w naszych homiliach na pytania, których nikt nie zadaje.

Papież przypomniał, że Jezus „pozostawał w kontakcie z ludźmi”, do których przemawiał. Jego kazania są „bezpośrednie, konkretne. Jezus mówił o rzeczach, które rolnicy i pasterze znali z własnego doświadczenia. Nie używał abstrakcyjnych pojęć”.

Franciszek podał także drugą ważną wskazówkę: „aby przemawiać do ludzi, koniecznie trzeba na nich patrzeć, po to aby wiedzieć jak patrzeć i jak słuchać, wejść w rytm przypływów i odpływów w ich życiu, zanurzyć się w nich”. Należy także „być w kontakcie z ludźmi, dotykać ich z czułością” lub „w ciszy spoglądać im w oczy”.

Papież jest przeciwnikiem czytania homilii z kartki, „ponieważ, kiedy czytasz, nie patrzysz ludziom w oczy”. Uważa, że bardzo istotne jest, aby „patrzeć w oczy” ludziom, którym się głosi, lub przynajmniej patrzeć w oczy jednej osobie.

W tych dwóch wskazówkach Franciszek zdradził cały sekret dobrej homilii.

Gerard O’Connell – watykanista, mieszka w Rzymie, korespondent jezuickiego tygodnika America Magazine
Artykuł pochodzi ze strony „Na ostrzu pióra | Deon.pl”

]]>
10 najważniejszych wydarzeń w Kościele w 2016 https://jezuici.pl/2016/12/10-najwazniejszych-wydarzen-w-kosciele-w-2016/ Thu, 29 Dec 2016 12:49:44 +0000 https://jezuici.pl/2016/12/10-najwazniejszych-wydarzen-w-kosciele-w-2016/  To był bardzo intensywny rok. Niektórzy mówią, że powinien już się skończyć, że był bardzo zły. Jednak nie dla Kościoła i papieża Franciszka, który nie zwalnia w głoszeniu Dobrej Nowiny. 1. Rok Miłosierdzia Od 8 grudnia 2015 roku do 20 listopada 2016 roku trwał ogłoszony przez papieża Franciszka Nadzwyczajny Jubileusz — Rok Święty Miłosierdzia. W […]]]>

 To był bardzo intensywny rok. Niektórzy mówią, że powinien już się skończyć, że był bardzo zły. Jednak nie dla Kościoła i papieża Franciszka, który nie zwalnia w głoszeniu Dobrej Nowiny.

1. Rok Miłosierdzia

Od 8 grudnia 2015 roku do 20 listopada 2016 roku trwał ogłoszony przez papieża Franciszka Nadzwyczajny Jubileusz — Rok Święty Miłosierdzia. W ciągu tego roku papież robił wszystko, by postawić Boże miłosierdzie w centrum wiary (i praktyki) katolików. „Nie zapominajmy, że Bóg przebacza wszystko i, że Bóg przebacza zawsze. Nie męczmy się nigdy proszeniem o przebaczenie” — mówił Franciszek podczas ogłoszenia Jubileuszu. Choć jubileusz obchodzony był we wszystkich diecezjach świata, to jednak wielu katolików przybyło z tradycyjną w latach świętych pielgrzymką do Rzymu. Przechodzili oni przez Drzwi Święte (tym razem zwane Bramą Miłosierdzia) w czterech papieskich bazylikach Wiecznego Miasta. Bramę Miłosierdzia w bazylice św. Piotra przekroczyło ponad 21,2 mln osób.

W 2016 roku jednym z najważniejszych elementów świętowania były „piątki miłosierdzia”. Od stycznia do listopada papież raz miesiącu spotykał się z chorymi, uzależnionymi, z ludźmi zepchniętymi na margines.

Celem tych spotkań było zwrócenie uwagi na problemy wykluczonych. Siedem takich spotkań odbyło się w Rzymie, a po jednym w Ciampino, w Castel Gandolfo, w Grecji i w Polsce. Franciszek odwiedził dom dla osób starszych i chorych w stanie wegetatywnym, ośrodek dla uzależnionych od narkotyków, ośrodek dla uchodźców, osoby upośledzone intelektualnie, starszych wiekiem i chorych kapłanów, byłe prostytutki, szpitalny oddział neonatologii i hospicjum (chciał w ten sposób ukazać znaczenie początkowej i końcowej fazy ludzkiego życia), wioskę dla dzieci z rodzin przeżywających trudności, a także grupę byłych księży z ich żonami i dziećmi (spotkanie odbyło się w mieszkaniu jednego z nich).

Oprócz tego papież wraz z prawosławnym patriarchą Bartłomiejem z Konstantynopola i abp. Hieronimem z Aten odwiedził obóz dla imigrantów i uchodźców na greckiej wyspie Lesbos, a także modlił się w ciszy na terenie obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, odwiedził chore dzieci w szpitalu pediatrycznym w Krakowie i przewodniczył Drodze Krzyżowej w ramach Światowych Dni Młodzieży.

<<10 najpiękniejszych wypowiedzi papieża w trakcie Jubileuszu Miłosierdzia>> 

20 listopada odbyło się zamknięcie Jubileuszu Miłosierdzia. Ich symbolicznym zwieńczeniem było zamknięcie Drzwi Świętych bazyliki św. Piotra w Watykanie.

21 listopada opublikowano List apostolski „Misericordia et misera”. – Pomimo, że zakończył się Nadzwyczajny Jubileuszowy Rok Miłosierdzia, to drzwi miłosierdzia naszego serca są zawsze szeroko otwarte – stwierdził papież. Ogłosił swą decyzję, że wszyscy kapłani będą mogli zwalniać z ekskomuniki związanej z popełnieniem aborcji, że księża należący do Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X (lefebrystów) będą mogli ważnie udzielać rozgrzeszenia i że aż do odwołania swoją posługę pełnić będą misjonarze miłosierdzia. Ponadto Franciszek ogłosił XXXIII Niedzielę Zwykłą Światowym Dniem Ubogich.

2. Amoris Laetitia

8 kwietnia ogłoszono posynodalną adhortację papieża Franciszka „Amoris laetitia”. Jest ona podsumowaniem III Nadzwyczajnego i XIV Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów nt. rodziny, które odbyły się w 2014 i 2015 r.

Dokument ten poświęcony jest niemal każdemu zagadnieniu związanemu z problemem chrześcijańskiej wizji rodziny. Papież podejmuje tę tematykę bardzo szeroko: analizuje wyzwania dialogu małżeńskiego, wychowania dzieci, przygotowania narzeczonych do ślubu, konieczności wspierania młodych par, kwestii imigracji i rozdzielenia rodzin, rozwodu czy ideologii gender.

Najwięcej dyskusji wzbudził rozdział ósmy, dotyczący sytuacji osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach. Papież stwierdził, że „nie należy oczekiwać” nowych „norm ogólnych typu kanonicznego, które można by stosować do wszystkich przypadków. Możliwa jest tylko nowa zachęta do odpowiedzialnego rozeznania osobistego i duszpasterskiego indywidualnych przypadków, które powinno uznać, że ponieważ stopień odpowiedzialności nie jest równy w każdym przypadku, to konsekwencje lub skutki danej normy niekoniecznie muszą być takie same”.

Nie wykluczył, że może to dotyczyć także dyscypliny sakramentalnej, „ponieważ po rozeznaniu można uznać, że w danej sytuacji nie ma poważnej winy”. W punkcie 305. dodał również, że „ze względu na uwarunkowania i czynniki łagodzące możliwe jest, że pośród pewnej obiektywnej sytuacji grzechu osoba, która nie jest subiektywnie winna albo nie jest w pełni winna, może żyć w łasce Bożej, może kochać, a także może wzrastać w życiu łaski i miłości, otrzymując w tym celu pomoc Kościoła”, przy czym w przypisie zawarto notkę, iż może to być również „pomoc sakramentów”.

Kwestia ta podzieliła biskupów, którzy w różnych częściach świata inaczej interpretowali ten zapis. Jedni wskazywali, że „pomoc sakramentów” może dotyczyć jedynie tych osób żyjących w ponownych związkach, które żyją ze sobą niczym „brat i siostra”. Biskupi Buenos Aires — miasta, z którego pochodzi Franciszek — napisali jednak, że „Amoris Laetitia” otworzyła możliwość dopuszczenia takich osób do sakramentów pojednania i Eucharystii. Papież napisał list, w którym wskazał, że „nie ma innych interpretacji”.

Jesienią czterech kardynałów wystosowało do papieża list z prośbą o rozwianie budzących się w nich w związku z adhortacją wątpliwości (tzw. dubia), jednak pozostał on bez odpowiedzi. Po kilku tygodniach zdecydowali się oni upublicznić list i wezwali papieża do wyjaśnienia poszczególnych kwestii lub wycofania się z – jak pisali – „poważnych błędów”. Sprawa jest daleka od rozwiązania.

3. Walka o pokój

„Niestrudzenie będziemy powtarzali, że imię Boga nigdy nie może usprawiedliwiać przemocy. Tylko pokój jest święty, a nie wojna!” – powiedział Franciszek w swym przesłaniu podczas końcowej ceremonii Światowego Dnia Modlitwy o Pokój w Asyżu. Te słowa podsumowują działania papieża na rzecz pokoju w 2016 roku. Papież Franciszek jest jednym z niewielu liderów na świecie, którzy konsekwentnie wskazują, że przemoc lub militarny konflikt nigdy nie są rozwiązaniem.

Franciszek uczestniczył 20 września w Światowym Dniu Modlitwy o Pokój pod hasłem: „Pragnienie pokoju. Religie i kultury w dialogu”. Spotkanie odbywało się w dniach 18-20 września w Asyżu, a jego organizatorami byli: rzymska Wspólnota św. Idziego, franciszkanie oraz diecezja Asyżu. Uczestniczyło w nim ok. 500 przywódców religijnych i polityków z całego świata, a także 25 uchodźców. Podczas spotkania nazwał obojętność na ofiary i cierpienie związane z konfliktami „pogaństwem”.

Już w dniach 12-17 lutego podczas pielgrzymki do Meksyku, papież jechał jako „misjonarz miłosierdzia i pokoju”. W czasie tej podróży odwiedził najbardziej wykluczonych: ciężko chore dzieci, ofiary przemocy, handlu narkotykami i handlu ludźmi, a także więźniów. Podczas wizyty w sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe wskazał, że jedynym ratunkiem dla Meksyku — od lat wstrząsanego wewnętrznymi napięciami i konfliktami — jest zaangażowanie się wielu w budowę innego, „społecznego” sanktuarium, gdzie mali, cierpiący i odrzuceni znajdą schronienie.

Na początku kwietnia w Niedzielę Miłosierdzia Bożego papież ogłosił zbiórkę pieniędzy na rzecz ofiar konfliktu na Ukrainie, która odbyła się 24 kwietnia we wszystkich kościołach katolickich Europy. W jej wyniku zebrano ponad 10 mln euro. Była to jedna z największych zbiórek ogłoszonych przez papieża.

Franciszek odebrał 6 maja w Watykanie międzynarodową Nagrodę Karola Wielkiego. Został nią uhonorowany przez niemieckie miasto Akwizgran za swe wybitne zaangażowanie „na rzecz pokoju i zrozumienia, współczucia i tolerancji, solidarności i ochrony stworzenia”.

Również dwie ważne pielgrzymki — do Armenii oraz Gruzji i Azerbejdżanu — odbyły się kluczu głoszenia przesłania pokoju. W Armenii Franciszek oddał hołd ofiarom zagłady, po raz kolejny Metz Yeghérn – „Wielkie Zło” – rzeź 1,5 mln Ormian nazwał „ludobójstwem”. Ormianie entuzjastycznie przyjęli papieski apel o pojednanie między narodem ormiańskim a tureckim, o to, aby pokój nastał również w Górskim Karabachu, gdzie od ponad 30 lat trwa konflikt Armenii z Azerbejdżanem. Podczas pobytu w Gruzji papież modlił się i apelował o pokojowe rozwiązywanie konfliktów (w kontekście okupacji od 2008 roku części terytorium Gruzji przez Rosję) oraz ostrzegał, aby nie wykorzystywać różnic etnicznych, językowych, religijnych i politycznych jako „pretekstu do przekształcenia konfliktów w niekończące się nieszczęścia”.

Również w muzułmańskim Azerbejdżanie nawiązał do konfliktu z Armenią, wzywając do szukania pokojowych rozwiązań. W kontekście konfliktu o Karabach Górski zachęcił wszystkich do „poruszenia nieba i ziemi, aby osiągnąć zadowalające rozwiązanie obecnych napięć na Kaukazie”. Podczas spotkania z Wielkim Muftim Kaukazu apelował o nie usprawiedliwiania przemocy względami religijnymi — „Nigdy więcej przemocy w imię Boga! Niech Jego święte imię będzie czczone, a nie bezczeszczone i poniewierane przez nienawiść i ludzkie konfrontacje”

Papież Franciszek jest również wyraźnie zaangażowany w szukanie pokojowego rozwiązania w Syrii. Oprócz wielu modlitw i wypowiedzi przypominających wiernym o toczonej w Syrii wojnie oraz jej ofiarach, papież wystosował 13 grudnia apel do prezydenta Syrii, Baszar al-Asada wspólnoty międzynarodowej o położenie kresu przemocy i o pokojowe rozwiązanie konfliktu, potępiając wszelkie formy ekstremizmu i terroryzmu, jakiejkolwiek strony by pochodziły, i wzywając prezydenta do zapewnienia pełnego przestrzegania prawa międzynarodowego w odniesieniu do ochrony cywilów i dostępu do pomocy humanitarnej. List Ojca Świętego przekazał nuncjusz apostolski w Damaszku, kard. Mario Zenari. Z wielu stron Kościoła dobiegają głosy krytyki wobec dotychczasowych działań wspólnoty międzynarodowej w związku z wojną w Syrii. „Wspólnota międzynarodowa ogranicza się do deklaracji i głosów oburzenia, pomijając całkowicie ludzki aspekt tragedii wyniszczającej Aleppo” – napisali biskupi Francji, wytykając niewystarczające działania w obliczu tej ogromnej tragedii humanitarnej. Konkretnym przykładem tej bierności są niewysłuchane apele o otwarcie korytarzy humanitarnych, którymi ludność cywilna mogłaby bezpiecznie uciec przed działaniami wojennymi, o niebombardowanie szpitali i szkół czy też o umożliwienie dostarczenia potrzebującym niezbędnej żywności i lekarstw. Papież Franciszek 11 grudnia po raz kolejny zaapelował o „zaangażowanie wszystkich, aby dokonano cywilizowanego wyboru: nie dla zniszczeń, tak dla pokoju, tak dla mieszkańców Aleppo i Syrii”.

Stolica Apostolska mediuje w dialogu między rządem i opozycją w Kolumbii. W Watykanie odbyło się 16 grudnia historyczne spotkanie papieża Franciszka z prezydentem Kolumbii Juanem Manuelem Santosem i jego poprzednikiem Alvaro Uribe, który jest dziś głównym przeciwnikiem porozumienia pokojowego zawartego między rządem a lewicowymi partyzantami z Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii. Za jego zawarcie Santos otrzymał tegoroczną Pokojową Nagrodę Nobla, lecz mieszkańcy Kolumbii odrzucili je w referendum niewielką większością głosów.

Stolica Apostolska prowadziła podobną mediację również w Wenezueli, z tym, że w rozmowach w Caracas uczestniczyli papiescy wysłannicy. Jednak negocjacje te zostały na razie zawieszone.

4. Prześladowanie chrześcijan

Z okazji obchodzonego 13 listopada VIII Dnia Solidarności z Kościołem Prześladowanym Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie opublikowało raport o sytuacji religii w 196 krajach. Obecnie ok. 200 mln ludzi nie może swobodnie wyznawać swojej wiary.

W 38 krajach mamy systematyczne prześladowania, a chrześcijanie najbardziej cierpią z rąk islamskich ekstremistów – wynika z dorocznego raportu. Wskazuje on, że w ponad 80 krajach prawo człowieka do wolności religijnej nie jest akceptowane lub przestrzegane, a 75 proc. przypadków religijnych prześladowań dotyczy chrześcijan. W ponad 40 krajach są oni wręcz dyskryminowani i uciskani.

Szacuje się również, że w 2016 r. zabitych zostało 90 tys. chrześcijan, a od 500 do 600 mln doświadczyło represji z powodu swej wiary. Wskazuje na to ostatni raport Centrum Studiów nad Nowymi Religiami.

W trakcie roku miało miejsce również kilka głośnych przypadków zabójstw lub porwań kapłanów i osób konsekrowanych.

4 kwietnia do klasztoru Zgromadzenia Misjonarek Miłości i prowadzonego przez nie domu opieki dla starców i niepełnosprawnych w portowym Adenie wtargnęła grupa uzbrojonych mężczyzn, którzy zastrzelili cztery pracujące tam siostry i 10 osób spośród personelu i pacjentów. Odchodząc z miejsca zbrodni uprowadzili posługującego tam kapłana, ks. Toma Uzhunnalila. Z masakry ocalała tylko przełożona klasztoru, której udało się ukryć w jednym z pomieszczeń placówki. Franciszek nazwał zabite zakonnice „męczennicami miłości”. Pod koniec lipca aresztowano trzech terrorystów podejrzewanych o dokonanie zbrodni. Nadal nic nie wiadomo o losie uprowadzonego kapłana.

24 kwietnia dziesiątki chrześcijan wszystkich wyznań protestowało w Hongkongu wraz z kard. Josephem Zenem przeciwko niszczeniu krzyży i innych symboli chrześcijańskich przez władze komunistyczne. „Podobnie do tego, co się dzieje w innych regionach Chin, zaczyna się teraz dziać również w Specjalnym Regionie Administracyjnym, który był kiedyś kolonią brytyjską: wyraźne łamanie wolności religijnej” – skrytykował władze kard. Zen. Od końca 2013 r. gdy komuniści rozpoczęli kampanię przeciwko symbolom chrześcijańskim, w samej tylko prowincji Zhejiang usunięto lub zniszczono ok. 2 tys. krzyży.

26 lipca w Saint-Etienne-du-Rouvray na północy Francji dwaj dżihadyści muzułmańscy zamordowali 86-letniego ks. Jacquesa Hamela odprawiającego Mszę św. Franciszek nazwał go „świętym kapłanem, który zmarł w chwili ofiarowania modlitwy o pokój”. W wypowiedziach biskupów francuskich i w niektórych mediach ks. Hamel został porównywany do bł. ks. Jerzego Popiełuszki, który również zginął jako kapłan z rąk wrogów Kościoła, chociaż dużo wcześniej i w odmiennych okolicznościach. Arcybiskup Rouen, Dominique Lebrun poinformował 2 października o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego zamordowanego kapłana.

(fot. PAP/EPA/IAN LANGSDON)

5. Działania ekumeniczne i na polu międzyreligijnym

W 2016 roku miało miejsce kilka wydarzeń przełomowych dla dialogu międzyreligijnego i ekumenizmu.

W lutym na lotnisku w Hawanie (Kuba) odbyło się pierwsze w historii spotkanie głowy Kościoła katolickiego ze zwierzchnikiem Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, patriarchą Moskwy i Całej Rusi, Cyrylem. Zakończyło się ono podpisaniem Wspólnej Deklaracji katolicko-prawosławnej, w której obaj przywódcy kościelni stwierdzają, że we współczesnym świecie katolicy i prawosławni są wezwani do braterskiej współpracy w głoszeniu Dobrej Nowiny zbawienia i do dawania wspólnego świadectwa godności i autentycznej wolności osoby ludzkiej, tak aby świat uwierzył. Zarówno Cyryl, jak i Franciszek wyrazili radość z przeprowadzonych „szczerych i otwartych” rozmów i podkreślili, że oba Kościoły mogą współpracować ze sobą dla dobra chrześcijan i całego świata.

Podczas wizyty w Armenii Franciszek oraz zwierzchnik Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego Garegin II pokazali, że relacje między naszymi Kościołami są modelowe, czego dowodem było m.in. to, że papież gościł w Pałacu Apostolskim, siedzibie katolikosa w Eczmiadzynie a podczas Boskiej Liturgii wymieniono dwukrotnie imię papieża, co było wydarzeniem bez precedensu.

W dniach 30 czerwca-3 lipca odbywał się w Monachium 4. Kongres Europejski inicjatywy ekumenicznej „Razem dla Europy”. Przebiegał on pod hasłem ” Spotkanie-pojednanie-przyszłość”, a jego tematami były m.in. prześladowania chrześcijan na świecie, droga do jedności chrześcijan, dialog z muzułmanami oraz polityka europejska. Wśród 1700 uczestników 17 paneli tematycznych i spotkań ogólnych byli przedstawiciele świata polityki, Kościołów i życia gospodarczego. W przesłaniach wideo do chrześcijan Franciszek i ekumeniczny patriarcha Bartłomiej zaapelowali, aby wspólnie działali na rzecz zjednoczonej Europy. Papież podkreślił, że nadszedł już czas, aby zewrzeć szeregi i „rozwiązywać problematykę naszych czasów w duchu doprawdy europejskim”. „Być może nie było jeszcze dotychczas takiej potrzeby, aby być razem i razem działać. Dotyczy to zarówno Europy, jak i całego świata” – powiedział patriarcha Bartłomiej.

W prawosławnej, czteromilionowej Gruzji, w której „trudno być katolikiem”, Franciszek, orędownik „ekumenicznego pokoju”, przypomniał, że pomimo ograniczeń i niezależnie od wszelkich późniejszych zróżnicowań historycznych i kulturowych, Kościół katolicki i Gruziński Kościół Prawosławny (GKP) są w imię Ewangelii wezwane, by być „kimś jednym w Chrystusie Jezusie”.

W czasie dziesięciogodzinnej wizyty Franciszka w Azerbejdżanie, która przebiegała ona hasłem: „Wszyscy jesteśmy braćmi”, papież przypomniał, że Boga nie można przyzywać do własnych partykularnych interesów i celów egoistycznych ani nie może usprawiedliwiać On jakiegokolwiek fundamentalizmu, imperializmu lub kolonializmu. Ojciec święty wziął udział w międzyreligijnym spotkaniu z udziałem szejka Kaukazu i przedstawicieli innych wspólnot religijnych kraju.

Papież odwiedził również 17 stycznia rzymską Synagogę Większą. „Dzięki żydowskim korzeniom chrześcijaństwa istnieje wyjątkowa i szczególną więź w dialogu. Żydzi i chrześcijanie powinni czuć się braćmi, zjednoczeni przez tego samego Boga i wspólne bogate dziedzictwo duchowe, na których trzeba się opierać w dalszym budowaniu przyszłości” – powiedział Franciszek. Była to trzecia papieska wizyta w tym miejscu: jako pierwszy był tam w 1986 r. św. Jan Paweł II, a następnie w 2010 r. Benedykt XVI.

Pod koniec października w trakcie wizyty w Szwecji, papież wziął udział we wspólnym, katolicko-luterańskim upamiętnieniu 500-lecia reformacji w katedrze w Lund i w hali sportowej Malmö Arena. Ojciec święty podkreślił, że to spotkanie jest bardzo ważne, „bo jest podróżą kościelną, bardzo kościelną w dziedzinie ekumenizmu”.

Papież Franciszek w uścisku z abp Antje Jackelen, pierwszą w historii kobietą-prymasem Kościoła Szwecji

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Oprócz tego wprowadzono zmiany w wielkoczwartkowym obrzędzie mycia nóg. Na wniosek papieża Kongregacja ds. Kultu Bożego postanowiła 21 stycznia, że oprócz mężczyzn do obrzędu mogą być dopuszczone także kobiety, aby w pełni wyrazić znaczenie gestu, który uczynił Jezus w Wieczerniku, dając się „do końca” dla zbawienia wszystkich. Co ważne jednak w kontekście dialogu międzyreligijnego, Franciszek wyłamał się jednak od zasad przewidzianych przez dekret Kongregacji, umywając nogi nie tylko kobietom, ale również niechrześcijanom.

6. Ochrona uchodźców i migrantów

Papież i wielu hierarchów kościelnych wbrew opinii wielu konsekwentnie wzywa do ochrony praw migrantów i uchodźców oraz do przyjmowania ich tam, gdzie to możliwe. Franciszek sam przyjął w Watykanie dwie grupy uchodźców. Z wizyty w obozie na greckiej wyspie Lesbos 16 kwietnia przywiózł w kwietniu 12 Syryjczyków. Z kolei w czerwcu przyleciało stamtąd kolejnych 9 osób. W większości są to muzułmanie. Ten „korytarz humanitarny” uruchomiono dzięki współpracy żandarmerii watykańskiej z władzami Włoch i Grecji oraz rzymską Wspólnotą Sant’Egidio, która zaopiekowała się przybyłymi.

Tzw. kryzys migracyjny jest jednym z kluczowych elementów nauczania papieża Franciszka, który sam jest dzieckiem imigrantów. Już w lutym w Ciudad Juarez odprawił mszę świętą na granicy Meksyk-USA, wzywając do szacunku wobec migrantów. W czasie podróży powrotnej stwierdził, że politycy którzy chcą stawiać mury na granicach swoich państw, nie są chrześcijanami. Wielu odczytało to jako nawiązanie do zamierzeń Donalda Trumpa.

Wielokrotnie wskazywał, że każdy z nas może stać się emigrantem oraz że strach nigdy nie jest dobrym doradcą. Wreszcie w październiku bardzo ostro podkreślił, że „kto broni chrześcijaństwa, a przegania uchodźców, jest hipokrytą”.

W czasie wizyty na wyspie Lesbos wraz z patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem i prawosławnym arcybiskupem Aten i całej Grecji Hieronimem II odwiedzili znajdujący się tam obóz dla uchodźców, w którym przebywa 2,5 tys. osób ubiegających się o azyl. Podczas tej wzruszającej a chwilami wstrząsającej wizyty trzej zwierzchnicy religijni wezwali uchodźców, aby nie tracili nadziei. We wspólnej deklaracji wezwali świat do odważnej reakcji, aby stawić czoła ogromnemu kryzysowi humanitarnemu, związanemu z tą grupą ludzi i jego przyczynom. Papież wskazał na potrzebę dalekosiężnej polityki, a nie działań jednostronnych i doraźnych.

Przyznał, że obawy instytucji, ludzi w Grecji i innych krajach Europy związane z kryzysem uchodźczym są zrozumiałe i uzasadnione. Zaapelował, aby mimo tych lęków nie zapominano, że migranci nie są „liczbami, ale osobami, twarzami, imionami, historiami”. Wracając do Rzymu papież zabrał ze sobą trzy syryjskie rodziny.

Wielu komentatorów wskazuje, że papież Franciszek nie jest pierwszym, który konsekwentnie i stanowczo apeluje o wspieranie imigrantów i uchodźców. Już papieże św. Pius X i Pius XII otworzyli Pałac Apostolski dla przybyszy. Ten pierwszy w 1908 roku przyjął setki uchodźców z Messyny (Sycylia), która została całkowicie zniszczona w wyniku trzęsienia ziemi. Ten drugi w styczniu 1944 zaś otworzył swoją letnią rezydencję w Castel Gandolfo dla 12 tysięcy osób – tych, którzy byli ścigani przez nazistów oraz tych, którzy w wyniku działań zbrojnych utracili dach nad głową.

Andrea Tornielli w swoim głośnym tekście o Janie Pawle II wskazał, że odrzucanie uchodźców i imigrantów jest niezgodne z nauczaniem papieża-Polaka.

Modlitwa imigranta w kościele w obozie dla imigrantów w Calais, tzw. „Dżungli” (fot. PAP/EPA/YOAN VALAT)

7. Zmiany w zarządzaniu Kościołem

Od początku swojego pontyfikatu papież Franciszek zapowiadał zmiany w Watykanie i Kurii. W 2016 roku przeprowadzono dużą część reform, które zostały zaplanowane przez papieża i grupę K9 – dziewięciu kardynałów reprezentujących wszystkie regiony świata.

Do najważniejszych zmian należy zaliczyć:

– Uporządkowanie finansowania procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. 10 marca weszły w życie nowe regulacje, które zobowiązują m.in. do sumiennej księgowości i wprowadzają obowiązek kontroli finansowej. W wypadku nadużyć przewidują postępowanie dyscyplinarne. Powołany też został fundusz solidarności, którym w razie potrzeby będzie dysponować Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych.

– Nowe instytuty zakonne na prawie diecezjalnym mogą powstawać jedynie po uzyskaniu pozytywnej opinii Kongregacji ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego. Reskrypt w tej sprawie podpisał 20 maja, z upoważnienia papieża, sekretarz stanu kard. Pietro Parolin.

– Biskupi będą karani za tuszowanie pedofilii. Franciszek postanowił 4 czerwca, że biskupi reagujący opieszale na poważne przestępstwa duchownych będą usuwani z urzędu. Dotyczy to m.in. przypadków nadużyć seksualnych wobec małoletnich i dorosłych osób niepełnosprawnych.

– Papież określił 4 lipca kompetencje organów zarządzających dobrami materialnymi Stolicy Apostolskiej. Chodziło o zapewnienie jasnego i jednoznacznego rozróżnienia między kontrolą a nadzorem z jednej strony, a administracją dóbr z drugiej. Dlatego Franciszek ustalił, jakie kompetencje należą do Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej i na czym polega kontrola i nadzór ze strony Sekretariatu ds. Gospodarki.

– Konstytucja apostolska „Vultum Dei quaerere” o żeńskim życiu kontemplacyjnym. Papież postanowił 22 lipca m.in., że należy unikać naboru kandydatek z innych krajów tylko po to, „aby klasztor mógł przetrwać”. Zachęcił siostry, „aby zwracały wielką uwagę na rozeznanie powołania i duchowe, nie ulegając pokusie liczb i skuteczności” oraz przypomniał, że okres formacji wymaga długiego czasu: od 9 do 12 lat.

– Franciszek utworzył 2 sierpnia komisję ds. przestudiowania kwestii diakonatu kobiet, zwłaszcza w pierwszych wiekach Kościoła. Jest to wynik jego spotkania z uczestniczkami Zebrania Plenarnego Międzynarodowej Unii Przełożonych Generalnych w maju 2016 r.

– Reforma Kurii Rzymskiej nabiera konkretnych kształtów. Papież utworzył dwie nowe dykasterie. Pierwsza, ds. Świeckich, Rodziny i Życia, działająca od 1 września, zastąpiła dotychczasowe Papieskie Rady ds. Świeckich i ds. Rodziny. Z kolei Dykasteria ds. Integralnego Rozwoju Człowieka, rozpoczynająca swe prace 1 stycznia 2017 r., wchłonęła dotychczasowe Papieskie Rady: Iustitia et Pax, Cor Unum, ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowa oraz ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących. Jej sekcją ds. uchodźców pokieruje osobiście Franciszek.

– 15 września ogłoszono uzgodnienie norm Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Kodeksu Kanonów Kościołów Wschodnich w sprawach dotyczących małżeństwa i chrztu dzieci. Było to konieczne z powodu nasilenia zjawiska migracji i faktu, że wierni Katolickich Kościołów Wschodnich często zamieszkują na terenach zdominowanych przez Kościół łaciński. Od tej pory małżeństwo między katolikami obrządku łacińskiego i wiernymi Kościołów wschodnich są ważne jedynie, gdy zostały zawarte przed kapłanem (a nie przed delegowanym diakonem lub świeckim, co jest możliwe w Kościele łacińskim). O przynależności kościelnej dziecka decyduje teraz nie obrządek, w którym udzielono chrztu, ale przynależność kościelna rodziców. W przypadku rodziców należących do dwóch różnych obrządków katolickich wschodnie prawo kanoniczne dotychczas faworyzowało obrządek ojca, obecnie konieczne będzie, tak jak w Kościele łacińskim, porozumienie między małżonkami.

– 25 października ogłoszono Instrukcję Kongregacji Nauki Wiary o grzebaniu zmarłych. Zaleca ona pochówek ciał, chociaż nie zakazuje kremacji. Domaga się natomiast przechowywania prochów na cmentarzu, a nie w mieszkaniu (chyba, że zezwoli na to ordynariusz miejsca), zakazując ich rozrzucania, a także przerabiania na pamiątki, biżuterię czy inne przedmioty. Podkreśla, że „w przypadku gdy zmarły notorycznie żądał kremacji i rozrzucenia własnych prochów w naturze z powodów sprzecznych z wiarą chrześcijańską, należy, zgodnie z prawem, odmówić przeprowadzenia uroczystości pogrzebowych”.

– 19 listopada Franciszek kreował nowych kardynałów. Znalazło się wśród nich 13 elektorów, którzy mają prawo wybierać papieża podczas przyszłego konklawe oraz 4 nieelektorów. Po konsystorzu Kolegium Kardynalskie liczyło 228 osób, reprezentujących 75 państw z sześciu kontynentów. Po raz pierwszy swoich przedstawicieli mają w nim: Bangladesz, Lesotho, Malezja, Papua Nowa Gwinea i Republika Środkowoafrykańska. Po kilku latach nieobecności wróciły do niego Albania i Mauritius.

8. Chrześcijanie wracają do doliny Niniwy

W Iraku trwa wojskowa ofensywa wyzwalania terenów zajętych przez Państwo Islamskie, w której bierze udział ponad 100 tys. żołnierzy irackich oraz bojowników kurdyjskich i szyickich, korzystających ze wsparcia powietrznego i naziemnego kierowanej przez USA międzynarodowej koalicji. Ponad dwa lata temu ok. 200 tys. chrześcijan musiało opuścić swoje domy. Zniszczonych jest 30 proc. domów, 70 proc. zostało podpalonych, zniszczono także wszystkie kościoły.

Na terenach wyzwolonych odkryto masowe groby oraz kolejne dowody tortur i zabijania, seksualnego wykorzystywania kobiet i dziewcząt oraz wciąganie do walki dzieci przez Państwo Islamskie. W ciągu ostatnich 10 lat liczba chrześcijan w Iraku spadła z 1,4 mln do niespełna 275 tys. Większość z nich, w obawie o własne życie, ucieka ze swojego kraju do Libanu, Jordanii lub Kurdystanu, gdzie liczba chrześcijan wzrosła z 30 tys. w 2003 do 100 tys. obecnie, mimo że panujące tam warunki życia uchodźców są katastrofalne.

Dzięki ofensywie armii irackiej jednak, wielu grupom chrześcijan udało się wrócić na przedmieścia Mosulu oraz do okolicznych miasteczek, w których mieszkali do 2014 roku.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,28207,irak-katolicy-wracaja-do-zniszczonego-kosciola.html

Chrześcijanie celebrują Boże Narodzenie w jednym z kościołów pod Mosulem (fot. PAP/EPA/AHMED JALIL)

9. ŚDM

Światowe Dni Młodzieży — najważniejsza i największa impreza kościelna w tym roku w Polsce i na świecie. Nie trzeba chyba nikomu udowadniać, że okazała się ogromnym sukcesem i była chwalona przez uczestników z całego świata.

Tutaj przeczytasz 10 najmocniejszych wypowiedzi papieża Franciszka w czasie ŚDM.

(fot. Michał Lewandowski / DEON.pl)

10. Kanonizacja Matki Teresy

Na to czekali niemal wszyscy. W uroczystości, która odbyła się w Watykanie 4 września wzięło udział ponad 100 tysięcy osób. Przybyło na nią 15 oficjalnych delegacji rządowych, m.in. z Indii z premierem Narendrą Modim na czele.

Franciszek kanonizował 4 września bł. Matkę Teresę z Kalkuty, założycielkę Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości. – Niech ta niestrudzona pracownica miłosierdzia pomaga nam zrozumieć coraz bardziej, że naszym jedynym kryterium działania jest bezinteresowna miłość, wolna od wszelkiej ideologii i od wszelkich ograniczeń, skierowana do wszystkich niezależnie od języka, kultury, rasy czy religii – prosił papież.

Uroczystości trwały 8 dni. W czasie nich celebrowano kanonizację Matki Teresy.
Artykuł pochodzi ze strony „Na ostrzu pióra | Deon.pl”

]]>
Nacjonalizacja Ewangelii https://jezuici.pl/2016/12/nacjonalizacja-ewangelii/ Wed, 28 Dec 2016 12:49:44 +0000 https://jezuici.pl/2016/12/nacjonalizacja-ewangelii/  Polemika na temat tego, czy Jezus był czy nie był uchodźcą, doprowadziła do przywołania bardzo skądinąd ciekawych dysput. Oto przytoczono nam różnice w postrzeganiu dzieciństwa Chrystusa przez wspólnotę czerpiącą z tradycji św. Mateusza od tej czerpiącej od św. Łukasza. Cieszę się bardzo, że tylu z nas mogło sobie przypomnieć lub dowiedzieć się, dlaczego Łukasz pominął […]]]>

 Polemika na temat tego, czy Jezus był czy nie był uchodźcą, doprowadziła do przywołania bardzo skądinąd ciekawych dysput.

Oto przytoczono nam różnice w postrzeganiu dzieciństwa Chrystusa przez wspólnotę czerpiącą z tradycji św. Mateusza od tej czerpiącej od św. Łukasza. Cieszę się bardzo, że tylu z nas mogło sobie przypomnieć lub dowiedzieć się, dlaczego Łukasz pominął być może czteroletni epizod egipski w życiu św. Rodziny, a Mateusz nie tylko go nie pominął, ale wręcz uzasadnił zapowiedzią starotestamentalną.

Warto też zwrócić uwagę na głosy (m.in. głos dominikański) na to, że to, czy Jezus był czy nie był uchodźcą, nie jest tak ważne jak to, że nim jest obecnie. On utożsamia się z uchodźcami tak samo jak z nagimi, głodnymi, spragnionymi, uwięzionymi, chorymi itd. I tak naprawdę spór toczy się o naszą reakcję wobec tych potrzebujących. Czy widzimy w nich Jezusa?

Ale oczywiście nie ma co ukrywać, że w ataku na Janinę Ochojską nie chodziło o dywagacje egzegetyczne. To niefortunne „chlapnięcie” (bo jak inaczej nazwać twierdzenie sprzeciwiające się nie tylko Ewangelii wg św. Mateusza, nie tylko papieżowi Franciszkowi i jego poprzednikom, ale też ogromnej masie obrazów i obrazków przedstawiających „uchodzenie” św. Rodziny na osiołku do Egiptu) jest po prostu symptomatyczne dla pewnej mentalności.

Nie był to klasyczny lapsus, ale nie dziwi w ustach ludzi dążących do nacjonalizacji Kościoła. Dlaczego? Skąd taka oczywista niedorzeczność? Przecież Jezus, Józef i Maryja uszli do Egiptu, aby uniknąć śmierci. Ratowali się przed okrutnym Herodem, który na wszelki wypadek kazał zabić dzieci betlejemskie, co świadczy o jego zbrodniczych zamiarach wobec Jezusa. Prześladowanie miało charakter polityczny. Wszak Herod chciał zgładzić pretendenta do tronu.

Dla ludzi wychowanych na różnych jasełkach i szopkach bożonarodzeniowych powinno to być oczywiste. A jednak okazało się na tyle nieoczywiste, że podważone: Jezus nie był uchodźcą.

Skąd takie twierdzenie?

Być może (powtarzam: być może) ktoś zapatrzony w żłóbek obruszył się: przecież to mały Żyd leży w stajni w Betlejem, a więc w kraju żydowskim. Jaki więc z niego uchodźca? Leży biednie, ale u siebie. Żyd u siebie nie jest uchodźcą, podobnie jak Polak w Polsce nim nie jest. To inni są u nas uchodźcami. Polacy w ogóle nie mogą być uchodźcami. Przecież my nie roznosimy chorób. Trochę naszych emigruje, to prawda, ale nie są uchodźcami. Nie ma przed czym uchodzić.

Takie bronienie za wszelką cenę „wytyczonej” optyki patrzenia na uchodźców, po pierwsze, każe zapomnieć o tym, że ucieczka do Egiptu miała miejsce trochę później niż scena w stajence (czy grocie), a po drugie gdzieś się gubi świadomość istnienia niemałej grupy uchodźców pośród fali emigrantów, jaka wypłynęła z naszej Ojczyzny zwłaszcza w XIX i XX wieku. Polacy byli nie tylko emigrantami, byli też uchodźcami. I różnie byli traktowani za granicą.

Czemu domyślam się takich przyczyn owej niefortunnej wypowiedzi? Nie chodzi mi oczywiście o dogłębne wyjaśnienie dynamiki owej wymiany zdań. Jak ktoś chce, niech zapyta autorki. Ważniejsze jest zauważenie tego, co się dzieje z Kościołem i jego przekazem, gdy pozwala on się znacjonalizować.

Wiadomo, że sojusz ołtarza z tronem nigdy Kościołowi na dobre nie wychodził. Kościół holenderski na przykład był bardzo nacjonalistyczny i dlatego mówimy o nim, że bardziej „był” niż „jest”. On dużo gorzej przechodzi współczesne kryzysy niż Kościoły w innych krajach Zachodu obfitującego w dobra konsumpcyjne. Trudniej mu się otrząsnąć i się odrodzić. Tak dzieje się nie tylko z Kościołami katolickimi. Wystarczy popatrzeć na kraje skandynawskie i proces „upaństwowienia” Kościoła luterańskiego albo nawet na naszych sąsiadów Czechów i to, co się stało z ich narodowym Kościołem husyckim.

Tendencje do bardziej lub mniej formalnego odrywania lokalnych Kościołów od Rzymu i papieża przewijały się stale przez nowożytną historię Europy. Sztandarowym przykładem jest Kościół anglikański (i jego obecny upadek). Jezuici byli zazwyczaj postrzegani jako przeciwnicy takich procesów i płacili za to prześladowaniami (zwłaszcza wydaleniami). Dlatego trudno milczeć wobec współczesnych prób nacjonalizowania Kościoła.

Podejście do uchodźców stało się papierkiem lakmusowym stosunku do uniwersalności Kościoła rzymskokatolickiego. Widać po nim, kogo uważamy za głowę Kościoła. Jest to walka o rząd dusz, stąd nie dziwi agresja, język nienawiści i (jak mamy tego przykład) propaganda naginająca Biblię.

Jaka na to rada? Kościół nieprzypadkowo w czasach PRL, kiedy prawie wszystko znacjonalizowano i chciano go podporządkować władzy, oskarżając o zdradę interesów narodowych, walczył o swoją niezależność. Był wierny Rzymowi. Podobną sytuację mamy teraz w Chinach, bo przecież i u nas wtedy władza faworyzowała Kościół polskokatolicki umieszczający flagę narodową na ołtarzu.

Hierarchia, kapłani i wierni różnie się zachowywali, ale generalnie Kościół obronił swoją wolność, a przez to i autorytet. Autorytet, który przyczynił się do tego, że upadek PRL nie zakończył się krwawą wojną domową.

Warto chyba i teraz bronić niezależności Kościoła i dbać o jego autorytet (wg Franciszkowego wzoru).

Jacek Siepsiak SJ – redaktor naczelny kwartalnika „Życie Duchowe”.

Artykuł pochodzi ze strony „Na ostrzu pióra | Deon.pl”

]]>
Dowody na nieustającą obecność Jezusa https://jezuici.pl/2016/12/dowody-na-nieustajaca-obecnosc-jezusa/ Mon, 26 Dec 2016 12:49:50 +0000 https://jezuici.pl/2016/12/dowody-na-nieustajaca-obecnosc-jezusa/  Chciałoby się, oj, chciało, z racji świąt, napisać coś w rodzaju: „Chrystus naszym Panem! Radujmy się, Bóg jest naszym najlepszym Ojcem i nas kocha. Precz wszelkie troski i zmartwienia”. W czasie burzy, najstraszniejsze przychodziły zawsze nocą, siedzieliśmy w izbie ubrani jak na wyjście do kościoła. W oknie paliła się gromnica, ale każda błyskawica zabijała jej […]]]>

 Chciałoby się, oj, chciało, z racji świąt, napisać coś w rodzaju: „Chrystus naszym Panem! Radujmy się, Bóg jest naszym najlepszym Ojcem i nas kocha. Precz wszelkie troski i zmartwienia”.

W czasie burzy, najstraszniejsze przychodziły zawsze nocą, siedzieliśmy w izbie ubrani jak na wyjście do kościoła. W oknie paliła się gromnica, ale każda błyskawica zabijała jej nikłe światło, sprawiała też, że chórem, jak na komendę, mówiliśmy: „A Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami”. Przez całe dzieciństwo nie wiedziałem, skąd to powiedzenie pochodzi, ale też nie było sensu o to pytać. Jak się błyska i walą pioruny, trzeba te słowa wypowiadać, bo dzięki temu, być może, ocalimy od pożaru nasz dom i dobytek, a jak nie, to trudno, widać taka była wola Boża.

O Jezusie też mówimy, że przyjdzie jak błyskawica, i rzeczywiście: tak się działo i dzieje. Na jednych Chrystus spada jak grom z jasnego nieba, do innych podchodzi delikatnie, jakby na palcach. Jedni czekają na Niego całymi latami i gdy już dojdzie do spotkania, niewiele z tego wychodzi albo wychodzi tak dużo, że nie sposób tego opisać. Trzeba nie lada wysiłku, talentu oraz atramentu, czy też tuszu w drukarce, by sprostać temu zadaniu. U jednych Jezus zjawił się w dzieciństwie, inni zaś czekają na Niego latami, przez całe życie. Jezusa nazywamy też Światłem, które nigdy nie gaśnie. Zawsze, wszędzie świeci każdemu tak jasno, iż oślepia tych, którzy próbują nań popatrzeć, nie mrużąc oczu.

O tym, że tak się dzieje, że tak jest, świadczy życiorys Jezusa. Nie tylko ten jego etap opisany w Biblii, ale i ten rozpisany na stronach historii Kościoła aż po dzień dzisiejszy. Począwszy od Nazaretu i Betlejem, przez Jerozolimę, Antiochię, Ateny, Rzym, Aleksandrię, Konstantynopol, aż do Gniezna i po dzisiejszy Kraków czy Warszawę. Dowodów na tę nieustającą obecność Jezusa, na Jego nieustanne wędrowanie, daleko szukać nie trzeba. Wystarczy przyjrzeć się kulturze, w której żyjemy, nie zamykając przy tym oczu na jej ciemną stronę, a dowód na działanie Boga już mamy.

Inaczej też postrzegamy świat, w którym żyjemy. Zaczyna on świecić tak mocnym światłem, że wiedza o nim wprawia w zachwyt i onieśmielenie. Tym bardziej przeraża nas smolista przepaść zła, sąsiadującego z dobrem. Jakby nieomal zawsze diabeł chodził pod rękę z aniołem, Herod ze świętym Józefem, jakby raj tylko przez ulicę sąsiadował z piekłem. Świętując corocznie urodziny Pana Jezusa, spotykamy się z Maryją i Józefem, pasterzami i Mędrcami, Elżbietą i Zachariaszem, Symeonem i Anną, ale i z mieszkańcami Betlejem oraz Herodem i jego siepaczami. Potem dołączą inni. Z jednej strony radość nieba i ziemi, z drugiej strony zaś płacz i rozpacz tych, którzy w taki czy inny sposób odpowiedzieli na Chrystusowe zaproszenie: „Chodź za Mną”.

Rzeczywiście, chciałoby się, oj, chciało, z racji świąt, napisać coś w rodzaju: „Chrystus naszym Panem! Radujmy się, Bóg jest naszym najlepszym Ojcem i nas kocha. Precz wszelkie troski i zmartwienia! Cieszymy się tym, co mamy! Nie narzekamy!” i tak dalej. Słusznie, tak trzeba, ale aby nasza „radość była pełna”, trzeba pamiętać, że na razie taka być nie może, gdyż dopiero się rodzi. Szczęście wciąż jest sprawą marzenia, bo dzisiaj znamy zaledwie jego przedsmak. W naszym życiu Betlejem zbiega się z Golgotą, a gorzkie żale zbiegają się z pasterką.
Artykuł pochodzi ze strony „Na ostrzu pióra | Deon.pl”

]]>
Teologia Piusa XIII https://jezuici.pl/2016/12/teologia-piusa-xiii/ Mon, 26 Dec 2016 12:49:47 +0000 https://jezuici.pl/2016/12/teologia-piusa-xiii/ Jakiś czas temu zostałem zapytany przez kolegę o to, czy już funkcjonuje termin „teologia Lenny’ego Belarda”. Zupełnie nie dziwię się takiemu pytaniu: serial Paola Sorrentina Młody papież to jedna z najszerzej dyskutowanych obecnie produkcji telewizyjnych, która przykuła uwagę nie tylko katolików, ale też ogromnej rzeszy widzów. Przedstawiony przez reżysera główny bohater – fikcyjny papież Pius […]]]>

Jakiś czas temu zostałem zapytany przez kolegę o to, czy już funkcjonuje termin „teologia Lenny’ego Belarda”. Zupełnie nie dziwię się takiemu pytaniu: serial Paola Sorrentina Młody papież to jedna z najszerzej dyskutowanych obecnie produkcji telewizyjnych, która przykuła uwagę nie tylko katolików, ale też ogromnej rzeszy widzów.

Przedstawiony przez reżysera główny bohater – fikcyjny papież Pius XIII (Lenny Belardo) – jest postacią prowokacyjną i nietuzinkową. Zewsząd słychać głosy chwalące telewizyjne podejście cenionego włoskiego reżysera, ale ja sam jako widz miałem z tym akurat serialem potężny problem. Bo czy w ogóle należy postrzegać go jako produkcję o chrześcijaństwie?

Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Pierwsze odcinki były dla mnie mordęgą, w której uczestniczyłem kierowany głównie obowiązkiem zawodowym i falą entuzjastycznych recenzji znajomych.

Nie potrafiłem odnaleźć się w barokowej stylistyce Piusa XIII. Szereg decyzji, które podejmował, były bądź słabo umotywowane, bądź też wydawały się wynikać ze skrajnego indywidualizmu i egocentryzmu bohatera. Niektórzy lubią produkcje, w których główna postać jest zła czy przynajmniej trudna w odbiorze.

Czasem faktycznie udaje się skonstruować takiego irytującego bohatera, lecz w tym przypadku odniosłem wrażenie, że postaci Piusa XIII brakuje głębi. Niektórzy widzowie zastanawiali się nad tym, czy postać Lenny’ego Belarda jest skrojona pod sympatie konserwatystów, czy Pius XIII jest spełnieniem marzeń katolickich tradycjonalistów lub ostrą odpowiedzią na widoczny gołym okiem przełom ponowoczesności skutkujący powrotem do silnych tożsamości.

Wszystkie te próby interpretacji wydają mi się szalenie krótkowzroczne, bo postawę Piusa XIII cechuje banalna płytkość. To forma wydmuszkowa, której przyjęcie jest uzasadnione samą jej obecnością – uprawianiem rytuału wyłącznie dla jego kultywowania, bez odsyłania do jakiegoś głębszego sensu.

Z drugiej strony Belardo jest wyrazem pewnego marzenia o bohaterze naszych czasów. Dba o fizyczność, lubuje się w powierzchownym pięknie, posiadaniu i sile. Choć jest świadomy swojej urody, to wie, jak przez konsekwentną tajemniczość jeszcze bardziej podsycać pożądanie i ciekawość. Gdyby porzucił strój papieski, to niewiele by się różnił od rekina giełdy, zdolnego marketingowca czy bezwzględnego polityka, dla którego naczelnym celem jest samodzielne stanowienie o innych, realizowane z pobudek egoistycznych, bez brania pod uwagę życia odrębnych ludzi.

W tym sensie zarysowany w pierwszych odcinkach serialu okres „młodego Belarda” jest głęboko antykatolicki, bo przedstawia wiarę jako rzecz ściśle prywatną, określaną jako bezpośrednia relacja z Bogiem i bycie dla samego Boga. Nie ma tu miejsca na poszukiwanie Go w spotkaniu z drugim człowiekiem, tak jakby nie było Wcielenia. Dla takiej wizji religii relacje wspólnotowe mogą być wyłącznie czymś zagrażającym.

To chrześcijaństwo świętoszkowatych mistyków, którzy nie wchodzą ze sobą w kontakt. Dla nich życie społeczne pozostaje czymś kompletnie nieistotnym. Jest to doprawdy przerażający obrazek i niewykluczone, że gdybym żył za pontyfikatu Piusa XIII, byłbym skrajnym antyklerykałem.

Z drugiej strony być może pozorność kreowana przez Sorrentina, przygodność formy, stanowi o tym, że Młodego papieża nie należy czytać jako produkcji religijnej? Może cały kościelny entourage przyjęty w serialu jest tylko pewnym mało ważnym tłem, przyjętym dla pokazania bardziej uniwersalnej prawdy? Belardo jest bohaterem z wyraźną rysą, obciążonym brakiem.

Kluczowy dla zrozumienia tej postaci jest wątek psychologiczny. Pius XIII to sierota porzucona przez hippisowskich rodziców. Z jednej strony ciągle ich poszukuje, odczuwa swoje nieprzystawanie do świata przez brak pierwotnej rodzicielskiej miłości. Z drugiej wszystko, co robi, przypomina zpełne rozpaczy tupanie nogą, mające na celu odrzucenie świata przesyconego absolutną wolnością.

Podobnie było w przypadku Artura z Tanga Mrożka: przeprowadził on konserwatywną rewolucję, ale ostatecznie nie miała ona żadnego większego znaczenia poza powierzchownym buntem „młodych” przeciw „starym”. Belardo jako sierota jest cały czas dzieckiem, zaś tytułowa młodość papieża nie dotyczy jego wieku, a nastawienia do rzeczywistości. To buntownik bez powodu ubrany w piuskę i wrzucony do papieskiego pałacu. Z tego wynika jego deklaratywny radykalizm – to mechanizm odpłaty za stratę własną, za doświadczenie braku bliskości.

Potrzeba buntu przeciw sytuacji, w której nie ma formy, do której można się odnieść, jest czymś zupełnie uniwersalnym i nie potrzebuje tła kościelnego, aby zostać wyrażona. To element procesu dojrzewania i właśnie w tym kluczu czytam serial Sorrentina. Przecież papież Pius XIII zmienia się, dorasta. Ostatnie dwa odcinki, w których widzimy  potężną zmianę w postępowaniu głównego bohatera, oglądałem z zapartym tchem. Belardo jednak nie zastępuje starej formy nową.

Poszukiwanie formy jest tylko pierwszym etapem, ale pozostanie na nim utrwalałoby niemożliwy do przerwania cykl wypierania jednej scenografii przez drugą. Tym, co naprawdę może zmienić, jest łaska otwarcia się na innych, czyli mówiąc krótko – miłość bliźniego. Jedną z najpiękniejszych scen jest ta, w której leżący na łożu śmierci mentor, ale też przeciwnik Piusa XIII, kardynał Spencer, mówi Lenny’emu: „Chcesz być zawiasem, a przecież masz być drzwiami”.

Do tej pory Belardo skupiał się wyłącznie na dokręcaniu śruby, kontrolowania ciasnoty wejścia do Kościoła, raczej z niego wykluczając, niźli przyjmując. Jednak zmienia się, by tak jak jego realni XX-wieczni poprzednicy zostać drzwiami Kościoła, których otwarcie stało się symbolem zmian funkcjonujących przez cały wiek.

Jako namiestnik Chrystusa może otworzyć Mu drzwi nie tylko po to, by wszedł On i dał żywotność katolicyzmowi, ale także by Go wypuścić w celu odnalezienia tych, którzy źle się mają. Papież Franciszek często powtarza, że Kościół ma być szpitalem polowym: służyć zagubionym, odrzuconym, a warunkiem tej służby jest zawsze kierowanie się miłosierdziem. I właśnie tę logikę miłości w Młodym papieżu możemy wyraźnie zobaczyć.

Dokonuje ona prawdziwej zmiany nie tylko w Piusie XIII, ale właściwie we wszystkich bohaterach serialu. Godzą się ze sobą, swoimi słabościami i grzesznością. Widz obserwuje szereg nawróceń, pokazanych w poruszającej scenie przemówienia Piusa XIII w Wenecji. Postaci drugo- i pierwszoplanowe, kardynałowie i świeccy – oni wszyscy dojrzeli do bliskości Boga, który będąc sędzią sprawiedliwym, jest też miłosierny i to ten przymiot determinuje Jego sprawiedliwość. Przecież miłosierdzie jest Jego imieniem.

Belardo staje się świętym nie dlatego, że jego rękoma Bóg dokonuje cudów, ale przede wszystkim dlatego, że widzimy, jak wielu ludzi udało mu się do Boga doprowadzić – nawet bez własnej intencji Piusa XIII.

Czy odpowiedzialny za to był jego początkowy pozorny konserwatyzm? Zupełnie nie. Zwrot, który następuje w serialu, ma miejsce dzięki dźwigni, którą jest bezinteresowna miłość otwierająca serca i przybliżająca do Boga. Szereg wypadków, które kompletnie przewartościowują samego Piusa XIII, jak i pozostałych bohaterów, przypomina działanie łaski będącej przecież czymś niezależnym od uczynków. Właśnie w tym sensie Młody papież wydaje się być finalnie produkcją ogromnie chrześcijańską.

Dojrzewanie Belarda nie jest wyłącznie procesem psychologicznym, ale przede wszystkim przemianą duchową. Jako widzowie nie obserwujemy tylko przepracowania utraty, ale coś znacznie większego – otwarcie się na innych ludzi, dojścia do spotkania z nimi. Nie wiem, czy to zamierzone działanie reżysera. Jeśli nie, to może nawet lepiej. Może sama praca nad serialem też jest świadectwem jakiejś łaski?

W szeregu symbolicznych scen jedna jest tu szczególnie wymowna. Sekretarz papieża, także odmieniony kardynał Gutierrez, oferuje mu w prezencie lunetkę. Na pierwszy rzut oka to dziwny dar, ale mówiący wiele. Papież nie może być krótkowzroczny, zaś Kościół to nie mała trzódka świętych. Papież ma patrzeć daleko, by wyszukać wszystkie pogubione owce. A zrobi to tylko wtedy, gdy będzie ich poszukiwał z miłością i pasją. Taki też jest serialowy pontyfikat Piusa XIII – papieża, który uczy się miłości, kochania i bycia kochanym, i o tej miłości potrafi zaświadczyć.

Karol Kleczka – członek Klubu Jagiellońskiego, doktorant filozofii na UJ
Artykuł pochodzi ze strony „Na ostrzu pióra | Deon.pl”

]]>
Jacek Siepsiak SJ: milczenie a miłosierdzie https://jezuici.pl/2016/11/jacek-siepsiak-sj-milczenie-a-milosierdzie/ Tue, 22 Nov 2016 11:07:28 +0000 https://jezuici.pl/?p=34234 List papieża Franciszka na zakończenie Jubileuszowego Roku Miłosierdzia zachęca do wielu form miłosierdzia. Odkryciem była dla mnie zachęta do milczenia. Nieraz, gdy spowiadam, nie mam nic do powiedzenia. To są skrajne przypadki. Albo ktoś jest jak ściana, od której wszystko się odbija. Żadna argumentacja do niego nie trafia. Jest formalistą zadowolonym ze swoich formułek i […]]]>

List papieża Franciszka na zakończenie Jubileuszowego Roku Miłosierdzia zachęca do wielu form miłosierdzia. Odkryciem była dla mnie zachęta do milczenia.

Nieraz, gdy spowiadam, nie mam nic do powiedzenia. To są skrajne przypadki. Albo ktoś jest jak ściana, od której wszystko się odbija. Żadna argumentacja do niego nie trafia. Jest formalistą zadowolonym ze swoich formułek i z zadośćuczynienia formalności, jaką dla niego jest spowiedź. Albo wręcz przeciwnie. Stoję wobec sytuacji tak tragicznych, że każde słowo wydaje się banałem. I gdybym udawał, że wiem, co powiedzieć, że oto odnalazłem właściwe słowa, tobym nie mógł potem spojrzeć sobie w twarz. Byłoby mi strasznie głupio, gdybym tak „tanio” pocieszał.

A jednak zawsze w takich przypadkach odzywają się jakieś „skrupuły”: „Jak to? Od tego jesteś księdzem, by znaleźć odpowiednie słowa. Po to Pan cię tam postawił, byś pocieszał”. I tu nasuwa się co najmniej kilka uczynków miłosierdzia co do duszy.

Milczenie księdza w konfesjonale może oznaczać bezradność wobec „nieprzemakalnego” faryzeusza lub wobec ludzkiej tragedii. To drugie nie musi być takie złe.

List papieża Franciszka na zakończenie Jubileuszowego Roku Miłosierdzia zachęca do wielu form miłosierdzia. Odkryciem była dla mnie zachęta do milczenia:

„Czasami także wielką pomocą może być milczenie; bo nieraz brakuje słów, aby odpowiedzieć na pytania osób cierpiących. Jednakże brak słowa można zastąpić współczuciem kogoś, kto jest obecny, bliski, kocha i wyciąga rękę. To nieprawda, że milczenie jest aktem poddania się, wręcz przeciwnie, jest to chwila siły i miłości. Również milczenie należy do naszego języka pocieszenia, ponieważ zamienia się w praktyczne dzieło dzielenia się i uczestnictwa w cierpieniu brata”

(List apostolski „Misericordia et Misera”, nr 13).

Okazuje się, że nie powinienem wstydzić się mojej „słownej” bezradności lub tego, że nieraz wolę milczeć, że gadanie wydaje mi się nie na miejscu.

Bywa, że słowa odpychają zgnębionego na duszy. Bywa, że słowa tworzą mur. Człowiek oczekuje czy też potrzebuje empatii, a spotyka się z banałami lub gorzej – z wymądrzaniem się. Może i ktoś chce pomóc, może się przejął, ale to, co mówi, nijak nie przystaje do rzeczywistości, do bólu.

Jeszcze gorzej się dzieje, kiedy próbujemy wytłumaczyć niewytłumaczalne. Przypominamy wtedy fanatyków lub zarozumiałych głupców. A kiedy jeszcze tłumaczymy to Bogiem, to ocieramy się o bluźnierstwo. Dlaczego?

Bo uzurpujemy sobie zdolność odgadywania woli Bożej tam, gdzie nie mamy pojęcia, jaka ona jest, albo skłaniamy cierpiących do szyderczych myśli wobec Boga. Bo skoro to Bóg tak wszystko zaplanował, to musi być zły lub złośliwy.

Lepiej nieraz milczeć.

Tej rady nie posłuchali np. przyjaciele Hioba. Wobec jego cierpienia nakłaniali go do wyznania grzechów, twierdząc, że Bóg mu wtedy wybaczy i wszystko odmieni. Wychodzili z założenia, że każde cierpienie to kara za grzechy. Stąd jeżeli grzechy zostaną wybaczone, kara ta ustąpi.

Proste? Proste. Ale nieprawdziwe. Nie tylko grzesznicy cierpią. Nie tylko ci, którym to się „należy”. Hiob np. nie zgrzeszył. Oni go namawiali do kłamstwa, do tego, by się przyznał do grzechu, którego nie popełnił. Ich gadanie było bezsensowne, choć wynikało z troski o cierpiącego przyjaciela oraz z troski o odpowiedni PR Pana Boga jako sprawiedliwego sędziego.

Gadali i gadali… W końcu Pan Bóg nie wytrzymał i ich pogonił. Może dlatego, że nie chciał, by Hiob pomyślał, że On jest zimnym draniem?

Franciszek przypomniał o milczeniu wobec tragedii, wobec potrzebujących miłosierdzia. Zrobił to nie tylko słowami. Jeden z jego comiesięcznych piątków miłosierdzia w roku jubileuszowym wypadł mu w Polsce. Wtedy poszedł do Auschwitz. Siadł na ławeczce i milczał. Długo milczał.

Źródło: DEON.PL

]]>
Jacek Siepsiak SJ: „tak lub nie” wobec „Amoris laetitia” https://jezuici.pl/2016/11/jacek-siepsiak-sj-lub-wobec-amoris-laetitia/ Thu, 17 Nov 2016 11:57:51 +0000 https://jezuici.pl/?p=34058 Zwykle w swoich komentarzach staram się „upraszczać”, tłumaczyć na nasze, wyłuskiwać sedno problemu. Tym razem czuję się trochę bezradny. Bo oto czterej kardynałowie opublikowali (w bardzo niszowym piśmie) pretensję, że papież nie odpowiedział na ich pytania. Żądali odpowiedzi „tak lub nie” jak, nie przymierzając, jakiś prokurator wobec oskarżonego. Ani prefekt kongregacji, na którego ręce złożono […]]]>

Zwykle w swoich komentarzach staram się „upraszczać”, tłumaczyć na nasze, wyłuskiwać sedno problemu. Tym razem czuję się trochę bezradny. Bo oto czterej kardynałowie opublikowali (w bardzo niszowym piśmie) pretensję, że papież nie odpowiedział na ich pytania. Żądali odpowiedzi „tak lub nie” jak, nie przymierzając, jakiś prokurator wobec oskarżonego. Ani prefekt kongregacji, na którego ręce złożono owe zapytania, kard. Müller, ani tym bardziej papież nie odpowiedzieli.

Przypomina mi się stary kawał o tym, jak oskarżony w sądzie miał odpowiedzieć „tak lub nie” na pytanie, czy już przestał bić żonę. Każda odpowiedź czyniłaby go winnym w oczach trybunału. Pozostawało więc tylko nieodpowiadanie. Ale milczenie też sprawiało wrażenie, że ma się zatem coś do ukrycia, ergo jest się winnym.

Można tak skonstruować pytania, by odpowiadający musiał być winnym, a przynajmniej, by go tak zaprezentować opinii publicznej (np. przysięgłym w sądzie). Takie pytanie tak naprawdę jest oskarżeniem i to oskarżeniem, przed którym nie można się bronić.

Efekt można jeszcze wzmocnić, gdy owo pytanie jest tak absurdalne, sformułowane na poziomie niemającym nic wspólnego z ocenianą materią (w tym wypadku dokumentem), że po prostu nie da się dyskutować, a więc nie można dać jakiejś sensownej odpowiedzi poza zdziwieniem: „A co to ma do rzeczy?” lub „Co ma piernik do wiatraka?”.

Jest to klasyczna zmiana tematu lub zmiana poziomu dyskusji. Ponieważ brakuje oskarżającemu argumentów, próbuje wszystko sprowadzić do absurdu, aby podważyć sens omawianego tematu. Ktoś np. opowiadając o swojej górskiej wycieczce w Tatrach, zachwyca się widokami, jakie miał okazje podziwiać, a zazdrosny słuchacz (zazdrosny powiedzmy o to, jakie to opowiadanie robi wrażenie na płci pięknej), aby podważyć to wrażenie, pyta, dajmy na to, o datę powstania TOPR-u. Być może to ma jakieś znaczenie, być może nieznajomość tej daty podważy uprawnienia opowiadającego do wyrażania zachwytów. Być może? Ale raczej na pewno taki poziom pytania skompromituje zazdrośnika.

Z takim „przeholowaniem” spotykamy się nieraz podczas debat wyborczych. „Sprytne” pytanie żądające prostej odpowiedzi „tak lub nie” może niekiedy ugodzić w pytającego, gdy widać wyraźnie, że spłyca problem.

To, iż problem jest spłycany, nie oznacza, że pytanie opiera się na fałszu. Może dotyczyć spraw, które są rzeczywistym problemem dla niektórych osób. Kompromitacja polega na czymś innym, na braku wyczucia. W danym kontekście podobne pytanie pasuje jak wół do karety.

Nie mam zamiaru oceniać pytań stawianych przez czterech kardynałów ani ich intencji, które zapewne są pełne zatroskania. Oczywiście mają oni prawo wyrażać wątpliwości wobec papieża. I chwała Franciszkowi za to, że ich nie tępi. Nie miejsce też tutaj na analizowanie wypowiedzi Jana Pawła II (przytaczanych przez 4 kardynałów), w jakich dopuszcza on kwestie, na które nie da się odpowiedzieć „tak lub nie”. Chciałbym tylko pomóc tym, którzy zadają sobie pytanie: „Skąd taka różnica w języku?”. Bo pytania postawione wobec VIII rozdziału „Amoris laetitia” wydają się jakby z innego świata. Ludzie je czytają i zastanawiają się, w jakim świecie żyją ich autorzy.

To może być świat sztywnych przepisów, świat trybunału, który chce ocenić i wydać wyrok według konkretnej normy. On ma swój język. Czy aplikowanie go do sytuacji „szpitala polowego”, do opieki nad udręczonymi nie przypomina słonia w składzie porcelany?

Źródło: DEON.pl // fot. shutterstock

]]>
Dariusz Kowalczyk SJ: Ojczyzna i patriotyzm w nauczaniu Jana Pawła II https://jezuici.pl/2016/11/dariusz-kowalczyk-sj-ojczyzna-patriotyzm-nauczaniu-jana-pawla-ii/ Fri, 11 Nov 2016 06:00:14 +0000 https://jezuici.pl/?p=33954 Jan Paweł II uczył nas i otwarcia, i patriotyzmu (umiłowania dużej i małej Ojczyzny) – on Europejczyk, „światowiec”, a zarazem Polak z krwi i kości – pisze o. Dariusz Kowalczyk SJ. Podczas pierwszej swej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II mówił: „Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, […]]]>

Jan Paweł II uczył nas i otwarcia, i patriotyzmu (umiłowania dużej i małej Ojczyzny) – on Europejczyk, „światowiec”, a zarazem Polak z krwi i kości – pisze o. Dariusz Kowalczyk SJ.

Podczas pierwszej swej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II mówił: „Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością – taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym, abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy”. Wezwanie jakże aktualne dziś! Tym bardziej, że dziś rozumienie owego dziedzictwa dzieli Polaków. „Żeby Polska była Polską” – nie tylko nie znaczy dla różnych ludzi tego samego, ale dla niektórych z nie znaczy zgoła nic, albo po prostu irytuje.

Jan Paweł II uczył nas i otwarcia i patriotyzmu (umiłowania dużej i małej Ojczyzny) – on Europejczyk, „światowiec”, a zarazem Polak z krwi i kości. Pisał: „W czasie podróży przekonałem się, że z moim doświadczeniem historii ojczyzny, z moim narastającym doświadczeniem wartości narodu nie byłem wcale obcy ludziom, których spotkałem. Wręcz przeciwnie, doświadczenie mojej ojczyzny bardzo mi ułatwiało spotykanie się z ludźmi i narodami na wszystkich kontynentach”. To ważne słowa, szczególnie w kontekście opinii, że polskość miałaby przeszkadzać w pełnym otwarciu na świat. Tymczasem jednoczenie się z innymi tylko wtedy nie będzie zakompleksionym poddawaniem się silniejszym i bezmyślnym płynięciem z głównym nurtem, kiedy sami będziemy wiedzieli, kim jesteśmy z naszą 1000-letnią historią i kim chcemy być.

„Ojczyzna to dziedzictwo po ojcach: stan posiadania ziemi i terytorium, ale jeszcze bardziej wartości i treści duchowych” – napisał Papież Polak. I zauważył, że paradoksalnie duch najbardziej rozwijał się wtedy, kiedy nie mieliśmy terytorium. Wyrazicielami tego ducha byli tacy „mocarze” jak: Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Sienkiewicz, Norwid, Chopin, Moniuszko, Matejko. Nasuwa się w tym kontekście pytanie, co dziś tzw. elity artystyczne nam proponują.

Patriotyzm można – stwierdza Jan Paweł II – wyprowadzić z IV przykazania: Czcij ojca i matkę. Wszak dziedzictwo duchowe, którym jest ojczyzna, dociera do nas przez ojca i matkę. Poprzez rodziców zostajemy zakorzenieni w konkretnej historii, tradycji, języku, w ojczystym krajobrazie.

Papież podkreśla, że Ewangelia nadaje nowe znaczenie pojęciu Ojczyzny – Ojcowizna, którą zyskaliśmy dzięki Chrystusowi, oznacza wieczną ojczyznę (niebieską), do której zmierzamy: „Wyszedłem od Ojca i przyszedłem na świat; znowu opuszczam świat i idę do Ojca”. Dzięki temu otwarciu ojczyzny doczesnej na wieczność, patriotyzm nie staje się szowinizmem, który nie liczy się z prawami innych. Co więcej, perspektywa wiecznej ojczyzny rodzi gotowość służenia ojczyźnie doczesnej. Skoro mam przed sobą wieczność, to nie muszę rozpychać się łokciami i deptać innych w pogoni za własnym sukcesem, ale mogę służyć innym, Ojczyźnie.

Umiłowanie ojczyzny przygotowuje nas do życia w Ojczyźnie niebieskiej. Tak jak to mamy genialnie przedstawione w „Opowieściach z Narni”, kiedy lew Aslan tłumaczy bohaterom historii: „Naprawdę wydarzył się wypadek kolejowy. Wasz ojciec, wasza matka i wy wszyscy jesteście, jak to zwykliście nazywać w Krainie Cieni, umarli”, a wówczas Jednorożec woła: „Nareszcie wróciłem do domu! To jest moja prawdziwa ojczyzna! Do niej należę. To jest kraj, za którym tęskniłem przez całe życie, chociaż nie wiedziałem o tym aż do dziś. To dlatego kochaliśmy starą Narnię, że czasami przypomina tę. Dalej wzwyż, dalej w głąb”. A zatem być może jest tak, że dla nas, Polaków, miłość do Polski jest przedsmakiem umiłowania tego, co Bóg dla nas przygotował po tamtej stronie.

Źródło: DEON.pl

]]>
James Martin SJ: wiesz, że jesteś jezuitą, gdy… https://jezuici.pl/2016/11/james-martin-sj-wiesz-ze-jestes-jezuita-gdy/ Tue, 08 Nov 2016 13:37:19 +0000 https://jezuici.pl/?p=33861 Od redakcji „The Jesuit Post” 5 listopada miało miejsce święto Wszystkich Świętych i Błogosławionych Towarzystwa Jezusowego. Z tej okazji poprosiliśmy o. Jima Martina, aby dał nam 12 swoich najlepszych pomysłów na zakończenie zdania „Wiesz, że jesteś jezuitą, gdy…”. Jesteśmy pewni, że każdy jezuita, czy żyjący dziś na ziemi, czy przynależący do niebiańskiej części Kościoła, czytając tę […]]]>

Od redakcji „The Jesuit Post”

5 listopada miało miejsce święto Wszystkich Świętych i Błogosławionych Towarzystwa Jezusowego. Z tej okazji poprosiliśmy o. Jima Martina, aby dał nam 12 swoich najlepszych pomysłów na zakończenie zdania „Wiesz, że jesteś jezuitą, gdy…”. Jesteśmy pewni, że każdy jezuita, czy żyjący dziś na ziemi, czy przynależący do niebiańskiej części Kościoła, czytając tę listę pokiwa głową ze zrozumieniem (uczynią to także z pewnością nasi świeccy przyjaciele, którzy dobrze nas znają).

Od redakcji polskiej

Niektóre z punktów wymagały drobnej adaptacji do polskich warunków, ale zachowują ducha właściwego punktom o. Martina. Mimo modyfikacji nie wszystkie punkty dały się przetłumaczyć w zrozumiały sposób na język polski, dlatego zamieszczamy je na końcu w oryginale.

Wiesz, że jesteś jezuitą, gdy…

  1. Słysząc słowo visitatio (łac. „nawiedzenie”, „wizytacja”) nie myślisz „Maria i Elżbieta”. Myślisz – „Prowincjał”.
  2. Wypowiadasz słowa typu socjusz,  profesja, infirmeria, operariusz, magisterka, a ludzie nie wiedzą o czym mówisz.
  3. Wiesz, że tajny kod do 50% zamków elektronicznych w naszych domach to rok, w którym święty Ignacy… zresztą sam wiesz.
  4. Rozmawiasz z nowicjuszem i on mówi Ci o czymś, co wydaje Ci się zaskakujące, a potem wymaga to od Ciebie każdej najdrobniejszej kropli silnej woli, by nie powiedzieć „a gdy ja byłem w nowicjacie”… ale i tak to mówisz, bo przecież jesteś jezuitą i nic na to nie poradzisz. Opowiadasz więc młodszemu współbratu o nowicjacie z roku, w którym ten najprawdopodobniej się urodził, a on udaje zainteresowanego.
  5. Z empatią i zrozumieniem kiwasz głową, gdy ktoś mówi, że czuje się jak w Trzecim Tygodniu.
  6. Nie jesteś zdziwiony, odwiedzając inną wspólnotę jezuicką, że pokój gościnny wyposażony jest w tapczan sprężynowy pamiętający doskonale wszystkie pielgrzymki Papieża-Polaka do ojczyzny oraz niedoszłą pielgrzymkę milenijną Pawła VI, brązowe krzesło obite bordową jutą; uczniowskie biurko wykończone tanią okleiną PCV, na którym znajduje się Katalog z 1997 roku; beżowe ręczniki, o które nietrudno się skaleczyć; a także ciemnobrązową plastikową lampkę na stoliku nocnym, włączaną czerwonym przyciskiem, w której akurat nie działa żarówka, w związku z czym w środku nocy – nie chcąc budzić ministra – udajesz się na poszukiwania schowka na żarówki, cicho zamykasz drzwi i uświadamiasz sobie, że zatrzasnąłeś w środku klucz.
  7. Zastanawiasz się, co powiedziałby Ojciec Generał, zobaczywszy wszystkie te świeckie ciuchy wiszące w Twojej szafie. Dlatego pewnego dnia decydujesz się na wyrzucenie większości z nich, aby lepiej dotrzymać ślubu ubóstwa. W trakcie opróżniania szafy uświadamiasz sobie, że to głupie je wyrzucać, bo na pewno będą Ci potrzebne w różnych warunkach i musiałbyś później zakupić coś w zamian, a to wcale nie przysłużyłoby się ślubowi ubóstwa, a wręcz przeciwnie. Dlatego wkładasz wszystko z powrotem do szafy, ale wciąż zastanawiasz się, co powiedziałby Ojciec Generał.
  8. Kochasz niektórych ze swoich współbraci tak, jak mógłbyś kochać tylko rodzonego brata. Może nie wszystkich, ale tak wielu, że i tak nie możesz uwierzyć jak bardzo Bóg Ci błogosławi.
  9. Wiesz, że wstąpienie do jezuitów było najlepszą decyzją w życiu.
  10. Masz nadzieję, że Twoje zdjęcie nagrobkowe nie będzie zbyt obrzydliwe.

 

You Know You’re a Jesuit When…

  1. You are, on the other hand, quite concerned, and not without reason, that you’ll accidentally use the word “extern” among externs.
  2. You compare villas.

Tekst: James Martin SJ / tłumaczenie i adaptacja: Mikołaj Cempla / fot. Fordham University

]]>
Jerzy Sermak SJ: Panie, naucz nas się modlić https://jezuici.pl/2016/09/panie-naucz-nas-sie-modlic/ Tue, 20 Sep 2016 06:00:58 +0000 https://jezuici.pl/?p=15974 Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie. (Jk 4, 3) Czy te zacytowane wyżej słowa św. Jakuba nie odnoszą się także do nas? Czy my naprawdę dobrze się modlimy, czy wiemy, o co prosić Boga i jak powinniśmy to czynić? Zapewne i nam potrzeba dobrego nauczyciela modlitwy. Znajdujemy go w Jezusie, który zanim […]]]>
(fot. Frank Ritchie/ Flickr.com/ CC)

(fot. Frank Ritchie/ Flickr.com/ CC)

Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie. (Jk 4, 3)

Czy te zacytowane wyżej słowa św. Jakuba nie odnoszą się także do nas? Czy my naprawdę dobrze się modlimy, czy wiemy, o co prosić Boga i jak powinniśmy to czynić? Zapewne i nam potrzeba dobrego nauczyciela modlitwy. Znajdujemy go w Jezusie, który zanim nauczył swoich uczniów swojej modlitwy, najpierw dał jej przykład. Dlatego prosimy naszego Mistrza: Panie, naucz nas modlić się (Łk 11, 1). Jezus z radością podejmuje to nasze oczekiwanie. Nauczył nas tej prostej modlitwy Ojcze nasz. Znamy ją od najwcześniejszych lat naszego życia, codziennie ją powtarzamy. Czy jednak zastanawiamy się nad wszystkimi prośbami, które w tej modlitwie przedstawiamy naszemu Ojcu w niebie?

Na pewno często prosimy Ojca: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. Nie prosimy o bogactwo, ale o godne, spokojne życie dla nas i dla naszych rodzin. Jeśli Jezus każe nam o to prosić Ojca, to dlatego, że Bogu na nas zależy. On naprawdę chce, żeby ludziom żyło się dobrze na ziemi, która jest w stanie wyżywić wszystkich. Jeśli tak nie jest, to nie dlatego, że Bóg nie chce dać czegoś ludziom, ale dlatego, że sami ludzie nie umieją troszczyć się o sprawiedliwy podział dóbr tej ziemi. Często pewnie też prosimy: Ojcze, przebacz nam nasze winy. Przecież upadamy i mamy tego świadomość. Bóg jednak nie chce śmierci grzesznika, chce żeby się nawrócił i żył lepiej niż dotychczas. Nasz Bóg jest przecież Miłosiernym Ojcem.

Czy jednak prosimy o to, byśmy doświadczyli miłosierdzia Bożego, mając świadomość, że ludzie podobnego daru oczekują od nas? Czy bierzemy na serio wezwanie Jezusa, który każde nam prosić o przebaczenie, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini? Sami z siebie takiej mocy nie wykrzeszemy. Bóg może nam jej udzielić, bo przecież On chce, żeby Jego dzieci żyły w zgodzie nie tylko z Nim, ale i między sobą.

A czy wiedząc, że nasze życie nieuchronnie zbliża się do śmierci, czyli do chwili przejścia z tego świata do wieczności, prosimy, żeby to było przyjściem Bożego królestwa? Tego też pragnie dla nas Ojciec, niebo jest miejscem naszego przeznaczenia. O życie godne nieba też trzeba się modlić. Takie życie jest potwierdzeniem prośby święć się imię Twoje. To wezwanie uczy nas, że naszym dobrym życiem oddajemy Bogu chwałę, a sobie przygotowujemy wieczne szczęście w niebie. Dlatego z tą troską musi być związana prośba o siłę w pokusach, które rodzą się w nas albo przychodzą ze świata. Trzeba więc prosić: Ojcze, nie dopuść, byśmy ulegli pokusie.

Nade wszystko jednak należy prosić: Ojcze, bądź wola Twoja. To jest modlitwa najważniejsza, bo uświadamia nam, że nie oczekujemy, by Bóg zmienił swoją wolę na jakąś łatwiejszą i radośniejszą, ale by nam udzielił mocy i odwagi, byśmy Jego wolę, także tę najtrudniejszą, bolesną, zaskakującą i niezrozumiałą, zawsze umieli przyjąć.

Panie, naucz nas się modlić.

Rozważanie pochodzi z książki o. Jerzego Sermaka SJ pt: Drogi wiary/ RED.

]]>