Archiwa: Polecane | Jezuici.pl https://jezuici.pl/tematy/polecane/ Oficjalna strona Towarzystwa Jezusowego w Polsce Sun, 21 Apr 2024 06:58:04 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.7.2 https://jezuici.pl/wp-content/uploads/2016/05/cropped-slonce-1-150x150.png Archiwa: Polecane | Jezuici.pl https://jezuici.pl/tematy/polecane/ 32 32 Dlaczego pasterz nie chciał naprawić dziury w płocie? Refleksja na 4 Niedzielę Wielkanocy, rok B https://jezuici.pl/2024/04/dlaczego-pasterz-nie-chcial-naprawic-dziury-w-plocie-refleksja-na-4-niedziele-wielkanocy-rok-b/ Sat, 20 Apr 2024 15:30:06 +0000 https://jezuici.pl/?p=90051 „Jezus powiedział: Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; /najemnik ucieka/ dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem […]]]>

„Jezus powiedział: Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; /najemnik ucieka/ dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce.  Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz. Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je /potem/ znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca” (J 10, 11-18).

W niedzielę modlitw o powołania kapłańskie Jezus zwraca naszą uwagę na różnice między prawdziwym pasterzem a najemnikiem.

Obraz pasterza, może trochę archaiczny, trafnie oddaje relacje między nami a Jezusem (i hierarchią kościelną). Dobry pasterz zna swoje owce. Jest całkowicie do ich dyspozycji; ma dla nich czas i siebie. Jego serce bije dla nich. Nie myśli o sobie i swoich interesach. Nie wiąże owiec z sobą, ale pozwala im w wolności rozwijać własną tożsamość i pragnienia. Nie jest administratorem, ale bratem i przyjacielem. Z owcami łączy go czuła relacja miłości i troski o ich dobro. W sytuacjach ekstremalnych nie zawodzi. Jest nawet gotów w wolności oddać swoje życie za owce, jak uczynił to Jezus. Nie jest ograniczony żadnymi barierami ani granicami (żadną „zagrodą”), ale otwarty na wszystkie owce. Pragnie ich jedności.

Ideę dobrego pasterza trafnie ujmuje historyjka opowiedziana przez A. de Mello: „Jedna owca znalazła dziurę w płocie i przecisnęła się przez nią. Ucieczka napełnił ją szczęściem. Błądziła długo i wreszcie zagubiła się. Wtem spostrzegła, że idzie za nią wilk. Zaczęła uciekać, ale wilk ciągle był za nią. Aż przyszedł pasterz, ocalił ją i przyprowadził na powrót, z wielką czułością, do stada. Pasterz, choć wszyscy nakłaniali go do czegoś przeciwnego, nie chciał naprawić dziury w płocie”.

Najemnik jest przeciwieństwem dobrego pasterza. Nie zna owiec ani mu na nich nie zależy. Jego „ambicją” jest osobisty sukces. Myśli jedynie o własnych interesach. Relację z owcami traktuje na zasadzie obowiązku, powinności. Brakuje mu serca i współczucia. Owce nie mogą na niego liczyć. W trudnych sytuacjach dezerteruje. Pozostawia je na łasce losu. Zły pasterz „jest nie tylko najemnikiem, ale pływającą miną, która gdy wybucha, niszczy cały kościół Boży” (F. Palmisano).

Jaka więź łączy mnie  z Jezusem Dobrym Pasterzem? Jakim pasterzem jestem ja? Czy inni mogą zawsze na mnie liczyć? Jak zachowuję się w sytuacjach ekstremalnych? Czy modlę się o pasterzy „według Serca Jezusa”?

fot. Pixabay

]]>
Jak sobie radzić z chorobami duszy? https://jezuici.pl/2023/11/jak-sobie-radzic-z-chorobami-duszy/ Thu, 23 Nov 2023 13:28:23 +0000 https://jezuici.pl/?p=87268 Strapienie duchowe jest przykrym i trudnym doświadczeniem, przeżywanym nieraz bardzo boleśnie. Rodzi się więc pytanie, czy istnieją środki i sposoby, które pozwalają je owocnie przeżyć. Odpowiedzi na nie poszukajmy u mistrza duchowego rozeznania – świętego Ignacego Loyoli. W Ćwiczeniach duchowych hiszpański mistyk zawarł reguły rozeznawania duchów. Daje w nich również odpowiedź, w jaki sposób przeżywać […]]]>

W Ćwiczeniach duchowych hiszpański mistyk zawarł reguły rozeznawania duchów. Daje w nich również odpowiedź, w jaki sposób przeżywać okresy strapienia (Ćd, numery 318-321). Pierwsza i podstawowa zasada, o której należy pamiętać, dotyczy postanowień. W czasie strapień nie należy podejmować żadnych decyzji ani czynić żadnych zmian. Pojawiają się bowiem wówczas silne pokusy, aby je czynić. Im większe strapienie i wewnętrzny dyskomfort, tym silniejsze pokusy. Dotyczą one zwłaszcza rezygnacji z podjętych wcześniej decyzji.  Ktoś na przykład postanowił codziennie przed snem przeczytać kilka wersetów Pisma świętego, albo zaangażować się w działalność humanitarną i apostolską w hospicjum lub w organizacji charytatywnej. W czasie strapienia będzie kuszony, aby z tej decyzji zrezygnować. Kusiciel będzie wysuwał szereg „rozsądnych” racji motywujących decyzję zmiany. Co więcej, będzie podpowiadał, aby uczynić ją jak najszybciej. „Zło odczuwa potrzebę bycia dokonanym «natychmiast», gdyż jeśli pomyślisz, już tego nie zrobisz. Zło zużywa się w pośpiechu, dobro natomiast wzrasta w cierpliwości”. Decyzje podjęte w czasie strapienia okazują się zwykle błędne, a nawet grzeszne. W takim stanie nie ma właściwych warunków ani możliwości podjęcia rozsądnych decyzji i wyborów. Wątpliwości, wewnętrzny niepokój, lęki przed przyszłością i nieznanym, dezorientacja nie sprzyjają obiektywizmowi. Zaś pośpiech jest zazwyczaj złym doradcą.

W czasie strapienia należy uzbroić się w cierpliwość, być stałym i wiernym sobie, własnemu sumieniu i wcześniejszym wyborom. Ponadto dobrze jest skorzystać ze wsparcia innych. Pomocą w zobiektywizowaniu sytuacji może służyć kierownik duchowy, mentor, przyjaciel, dobry terapeuta czy grupy wsparcia.

W czasie strapienia trzeba być stanowczym. Istnieje bowiem tendencja, aby je „pieścić” i robić z siebie ofiarę. Wyraża się to na przykład w izolacji i pielęgnowaniu najczarniejszych myśli. Wszyscy i wszystko wówczas denerwuje, najłatwiej pogrążyć się w smutku i cierpiętnictwie. Poddać się strapieniu i jego konsekwencjom. David Fleming SJ porównuje takie zachowanie do reakcji rozpuszczonego dziecka: „Jeżeli człowiek jest stanowczy w stosunku do dzieci, rezygnują one ze swoich kapryśnych zachowań. Jeżeli jednak człowiek w jakikolwiek sposób okaże pobłażliwość lub słabość, dzieci stają się bezlitosne, próbując otrzymać to, czego pragną, tupiąc nogami, lub kombinując, by zaskarbić sobie czyjeś względy. Nasza taktyka musi opierać się na stanowczości w radzeniu sobie ze złym duchem w naszym życiu”.  W czasie strapienia nie można poddawać się czarnym myślom i szantażowi zła, lecz reagować pozytywnie i stanowczo się im przeciwstawiać.

Wśród środków duchowych, które pomagają przetrwać przykry stan strapienia autor Ćwiczeń duchowych wymienia: modlitwę, rachunek sumienia i praktyki pokutne. Służą one pogłębieniu relacji z Jezusem i zaufaniu Mu całkowicie.

Głównym sposobem radzenia sobie ze strapieniem jest modlitwa. Niestety, w stanie strapienia nie jest łatwo się modlić. Czasami rozpoczęcie modlitwy wymaga wręcz walki z paraliżującym lękiem przed podjęciem nawet próby modlitwy. Modlitwę odkłada się wówczas na później, gdyż przychodzi do głowy tysiące ważnych spraw, które trzeba wcześniej załatwić. Samo podjęcie modlitwy również nie gwarantuje owocności. Na przykład pojawia się duchowa myśl i od razu przychodzi rozproszenie, czyta się słowa Biblii, które nie dają radości i nic nie mówią, powtarza się mechanicznie modlitwę bez zrozumienia. Jest to przykry stan, w którym nic nie owocuje. Człowiek czuje się do tego stopnia przytłoczony lękiem, że byłby skłonny zanegować nawet istnienie Boga.

Ten rodzaj trudności dopuszczany przez Boga ma uświadomić, że modlitwa jest darem Boga i pogłębić ducha pokory i wdzięczności wobec Niego. Jak się wydaje właściwym środkiem na te trudności jest przetrzymanie tych przykrych stanów. Święty Ignacy proponuje nawet nieznaczne wydłużenie modlitwy (por. Ćd 13). Błędem jest natomiast „podwajanie czasu modlitwy. Radykalne zwiększanie czasu modlitwy może jedynie spowodować duchowe wypalenie i jeszcze większy smutek”.

Modlitwa w stanie strapienia powinna być prostsza. Czasem należy korzystać ze znanych formuł modlitewnych, na przykład różańca, litanii, aktów strzelistych i innych prostych formuł modlitewnych. Oczywiście najważniejsza jest Eucharystia. W czasie strapienia pojawia się pokusa, by z niej zrezygnować pod błahymi pozorami, spóźniać się na Mszę, albo ją skracać. W takiej sytuacji warto stosować zasadę agere contra, być wiernym niedzielnej Eucharystii, a może nawet uczęszczać częściej do kościoła.

Kardynał Carlo M. Martini wskazuje na wagę sięgania do słowa Bożego w chwilach strapienia. Pozwala ono bowiem ciągle poszukiwać „«motywacji do tego, by trwać», aby nie ulec, aby mieć mimo wszystko nadzieję. Pomaga odzyskać straconą energię, odnowić zużyte siły, ożywiać naszą codzienność (…) pokonywać chwile nudy, ciemności, niecierpliwości, niesmaku i goryczy”.

Ojcowie Pustyni proponują prostą metodę radzenia sobie ze strapieniem przy pomocy Biblii. Polega ona na przeciwstawianiu negatywnym, nieuporządkowanym myślom, pokusom, uczuciom – pozytywnych myśli, słów, zdań zaczerpniętych z Pisma świętego. Mnisi uczyli się takich tekstów na pamięć, aby mieć je stale w pogotowiu, gdy pojawi się czas strapienia. Gdy nie mogli sobie nic przypomnieć, wtedy po prostu wzywali imienia Jezus, które, jak sądzili, odpędza demony. W podobny sposób postępował Jezus. Na przykład w czasie strapienia, które towarzyszyło Mu podczas kuszenia na pustyni, przeciwstawiał pokusom słowa Pisma świętego (zob. Łk 4,1nn).

Inną pomocą w strapieniu jest codzienny rachunek sumienia. Jest to modlitwa bardziej usystematyzowana, związana z przedmiotem pracy nad sobą. W czasie strapienia istnieje niebezpieczeństwo litowania się nad sobą, trudniej jest kontrolować emocje. Dlatego należy cierpliwie analizować swoje uczucia, odczucia, pragnienia, starać się odnaleźć ich źródło. Rachunek sumienia pozwala dotrzeć do źródeł, przyczyn strapienia i (jeżeli wypływają z oziębłości, lenistwa duchowego) podjąć systematyczną pracę. Im większe jest strapienie, tym większa potrzeba rzetelnej refleksji i badania sumienia. Dobrze jest ponadto korzystać regularnie z sakramentu pojednania i kierownictwa duchowego, a nawet je zintensyfikować (jeżeli tak zdecyduje kierownik duchowy).

Gdy strapienie jest wyjątkowo silne i natarczywe i pojawia się pokusa ucieczki w przyjemności realne lub wirtualne, konieczne są dodatkowe formy ascezy, na przykład post i różne formy umartwienia. Warto jednak pamiętać, że ważniejsza od pokuty zewnętrznej (ograniczanie pożywienia, snu i inne fizyczne umartwienia) jest asceza wewnętrzna, a więc systematyczna praca nad sobą, nad umartwieniem własnej woli, uczuć, impulsywności, tak, by szukać zawsze woli Bożej (por. Ćd 82-87). „Każdy mały akt oporu rodzi odwagę na przyszłość… i tak – krok po kroku – przezwyciężamy strapienie”.

Czas strapienia duchowego jest próbą. Poprzez czas próby, pustyni Bóg „sprawdza” prawdziwość ludzkiego zaufania, a także motywy miłości. Próba pokazuje, czy jest to miłość interesowna, czy bezinteresowna. Oczyszcza ponadto z egoizmu. Pozwala przejść od miłości Bożych darów do miłości samego Boga. Na początku życia duchowego Bóg daje „cukierki” duchowe, aby zrównoważyć atrakcyjność i przyjemność zła. Ale gdy przestaje ono być pociągające, kończą się pocieszenia, przychodzi czas oschłości, a poprzez nią czas miłości bezinteresownej. Dlatego strapienie jest „najważniejszą lekcją życia wewnętrznego, uczącą nas nadziei i wiodącą nas ku duchowej dojrzałości w sposób, którego samo tylko pocieszenie duchowe nie byłoby w stanie zapewnić”.

Dopuszczając strapienie Bóg pragnie, by człowiek zrozumiał, że wszystko jest Jego absolutnym darem i łaską. Gdy święta Katarzyna ze Sieny pytała Boga kim jest, usłyszała słowa: „Jesteś tą, która nie jest. Jestem Tym, który jest”. Katarzyna zrozumiała, że sama z siebie jest nikim, ale wszystko zawdzięcza miłości Boga i Jego łasce. Świadomość, że wszystko jest darem Bożej miłości jest oczyszczająca i wyzwalająca.

Bóg obdarza miłością i różnymi darami, ale pragnie, by nie zadowalać się nimi ani żadnymi namiastkami miłości. On chce dawać siebie. Obdarza swoimi darami również w sytuacjach strapienia. I chociaż może brakować pociechy wewnętrznej, to jednak nie odmawia człowiekowi wystarczającej łaski. W takich chwilach należy pamiętać, że „Bóg jest «zawsze» z nami i że Jego opatrzność «zawsze» działa w naszym życiu: odczuwalnie w czasie pocieszenia duchowego i wprawdzie nieodczuwalnie, lecz w sposób realny i ciągły w czasie duchowego strapienia. Dzięki temu z tym większą pewnością wiemy, że w każdej chwili naszej wędrówki rzeczywiście możemy wraz z Jezusem powiedzieć: Nie jestem sam”.

Gdy święty Paweł skarżył się Jezusowi na jakiś wewnętrzny rodzaj cierpienia, szczególnie dla niego uciążliwy, usłyszał zapewnienie o Jego pomocy i wezwanie do cierpliwości: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9). Przypomnijmy sobie Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. W czasie największego strapienia połączonego ze zmaganiem, walką, krwią i łzami, całkowicie zaufał Ojcu: „Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie” (Łk 22,42)Podobnie na krzyżu, w czasie największego opuszczenia, samotności, poczucia oddzielenia od Ojca, ufał i powierzał swego Ducha Ojcu. By przejść zwycięsko próbę strapienia, trzeba ufnie zwracać się do Ojca i powierzać Jego woli. Warto wówczas modlić się prostą modlitwą świętej Faustyny: Jezu, ufam Tobie, Ojcze ufam Tobie. Albo słowami Jezusa: Ojcze, bądź wola Twoja.

Strapienie wymaga cnoty cierpliwości. Święty Ignacy zaleca wobec pokus złego ducha stanowczość, pracę nad sobą i zdyscyplinowanie. Natomiast wobec siebie – łagodność, cierpliwość, wytrwałość, wyrozumiałość i odwagę. Święty Paweł z kolei poucza że „ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana zaś cnota – nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,3-5).

Warto jeszcze podkreślić, że strapienie występuje na przemian z pociechami. Mistyczka Juliana z Norwich tak opisuje swoje doświadczenie sinusoidy pocieszeń i strapień: „Następne objawienie naszego Pana przyniosło niewysłowioną duchową radość mojej duszy. (…) Uczucie to napełniło mnie taką radością i było tak pełne dobroci, że czułam się całkowicie spokojna, wolna od troski i tak ukojona, jak gdyby nic na ziemi nie mogło wyrządzić mi krzywdy. (…) Trwało to tylko przez chwilę i zaraz potem moje uczucie uległo zmianie i zostałam pozostawiona samej sobie, przygnębiona, zmęczona sobą i poczułam taki wstręt do mego życia, że ledwo mogłam znieść to, że żyję. Nie było żadnej ulgi ani pociechy dla moich uczuć, poza wiarą, nadzieją i miłością, i te miałam w istocie, ale nie potrafiłam ich odczuć w moim sercu”. Doświadczenie to pojawiało się na przemian, cyklicznie.

Doświadczając strapienia można odnieść wrażenie, że będzie ono trwało wiecznie. Tymczasem jest to stan przejściowy; po nim następuje pocieszenie. Podobnie jak po deszczu pojawia się słońce i piękna pogoda, a po ciemności nocy następuje świt i dzień. „Nieustanna naprzemienność pocieszeń i strapień duchowych, o różnych długościach i rożnym natężeniu, przeplatana okresami spokoju, w których niczego nie odczuwamy – oto normalny przebieg doświadczenia duchowego, jakiego powinniśmy oczekiwać”.

Doświadczenie strapienia stanowi zazwyczaj wstęp, preludium do większego daru, którego Bóg chce w swojej hojności udzielić, oczyszczając wpierw duszę i przygotowując na jego przyjęcie. Dlatego strapienia nie należy traktować jak największe nieszczęście i zło, ale jako trudny dar, który służy duchowemu wzrostowi. Zaś w czasie pocieszenia duchowego przyjmować Bożą „energię” dobra i miłościktóra pomaga w wierze i nadziei przeżywać przyszły czas strapienia.

fot. Unsplash

]]>
Jak było za dni Noego https://jezuici.pl/2022/11/jak-bylo-za-dni-noego/ Sun, 27 Nov 2022 09:52:19 +0000 https://jezuici.pl/?p=80269 Tchnienie Ducha napełniało ziemię i człowieka. Pomimo tego na horyzoncie stworzonego przez Boga dobrego świata pojawia się smuga zła. Kain z zawiści zabija swego brata Abla. Lamek tworzy surową i jednostronną moralność: Gotów jestem zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani, i dziecko – jeśli mi zrobi siniec! (Rdz 4, 23). Następuje powszechne zepsucie i […]]]>

Tchnienie Ducha napełniało ziemię i człowieka. Pomimo tego na horyzoncie stworzonego przez Boga dobrego świata pojawia się smuga zła. Kain z zawiści zabija swego brata Abla. Lamek tworzy surową i jednostronną moralność: Gotów jestem zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani, i dziecko – jeśli mi zrobi siniec! (Rdz 4, 23). Następuje powszechne zepsucie i niegodziwość. Mężczyźni i kobiety chcą być jak bogowie – odmawiają posłuszeństwa właściwego istotom ludzkim (J. Clifford).

Wyrazem Bożego „niepokoju” o stan duchowy i etyczny psychiki człowieka jest Jego żal i smutek: Kiedy zaś Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi i że usposobienie ich jest wciąż złe, żałował, że stworzył ludzi na ziemi, i zasmucił się (Rdz 6, 5-6). Z tych słów przebija jakaś forma „bólu” Boga. Spogląda na piękno świata, którym zachwycił się kilkakrotnie w czasie stwarzania, widzi jego degradację powodowaną przez człowieka i żałuje, że go powołał do istnienia. Autor Księgi Rodzaju na sposób antropomorficzny próbuje wczuć się w „uczucia” Boga. W ten sposób chce wyrazić, że Bóg jest Kimś, Osobą, a nie bezosobową siłą, która tworzy albo sądzi automatycznie (M. Wojciechowski).

W odpowiedzi na szerzące się zło Stwórca postanawia zniszczyć stworzenie: Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo ziemia jest pełna wykroczeń przeciw mnie; zatem zniszczę ich wraz z ziemią (Rdz 6, 13). Zniszczenie, które planuje doprowadza jedynie do końca zniszczenie, zepsucie zapoczątkowane przez ludzi. Bóg jest jednak sprawiedliwy i miłosierny. Dlatego nie stosuje odpowiedzialności zbiorowej. Kary uniknie Noe i jego rodzina. Nie chce również niszczyć całego stworzenia. Dlatego poleca Noemu zbudować arkę, w której przetrwają przedstawiciele wszystkich gatunków.

Noe jest posłuszny Bogu. Biblia powtarza dwukrotnie, że wypełnił wszystko, co mu zlecił (Rdz 6, 22; 7, 5). Noe zna Boga, żyje w przyjaźni z Nim, dlatego może właściwie odczytywać Jego zamiary i z zaufaniem wypełniać Jego wolę. Nie było to łatwe w nieprzyjaznym środowisku, w jakim żył. Zapewne musiał zmagać się z szyderstwem współziomków obserwujących go w roli budowniczego statku na suchym lądzie! Noe nie zwracał jednak na nich uwagi. Pracował ścisłe według instrukcji samego Boga. Zbudowana przez niego arka miała wymiary: 140x22x12 metrów i posiadała konstrukcję zamkniętą. Jedyny otwór stanowiło okno w dachu. Zbudowana z drzewa żywicznego, na zewnątrz i wewnątrz pokryta była smołą. Do tak zabezpieczonej arki, przypominającej pływający wieżowiec, wszedł Noe, jego rodzina i pary poszczególnych gatunków zwierząt. Wejście do arki zamknął „własnoręcznie” Bóg (Rdz 7, 16), jakby chciał dopilnować, by sprawiedliwy Noe nie spóźnił się z ucieczką przed katastrofą i zapewnić, że Jego przyjaciel jest bezpieczny.

Zapowiedź Boga spełniła się co do joty. Deszcz padał czterdzieści dni i czterdzieści nocy, powodując zalanie całej powierzchni ziemi: A potop trwał na ziemi czterdzieści dni i wody wezbrały, i podniosły arkę ponad ziemię. Kiedy przybywało coraz więcej wody i poziom jej podniósł się wysoko ponad ziemią, arka płynęła po powierzchni wód. Wody bowiem podnosiły się coraz bardziej nad ziemię, tak że zakryły wszystkie góry wysokie, które były pod niebem (Rdz 7, 17-19). Nastąpiła zagłada stworzenia: Wszystkie istoty poruszające się na ziemi z ptactwa, bydła i innych zwierząt i z wszelkich jestestw, których było wielkie mnóstwo na ziemi, wyginęły wraz ze wszystkimi ludźmi. Wszystkie istoty, w których nozdrzach było ożywiające tchnienie życia, wszystkie, które żyły na lądzie, zginęły. I tak Bóg wygubił doszczętnie wszystko, co istniało na ziemi, od człowieka do bydła, zwierząt pełzających i ptactwa powietrznego; wszystko zostało doszczętnie wytępione z ziemi. Pozostał tylko Noe i to, co z nim było w arce (Rdz 7, 21-23). Wobec ogromu niszczących wód, zalewających najwyższe wzniesienia i góry, pozostała jedynie maleńka arka, „nasienie” nowego początku i przejaw Bożego miłosierdzia. Duch Boży nie opuszcza sprawiedliwego w najbardziej dramatycznych i po ludzku beznadziejnych sytuacjach.

Tradycje związane z potopem można odnaleźć w podaniach i mitach całego świata. Relacja biblijna należy do starożytnej tradycji pochodzącej z obszaru Bliskiego Wschodu, która jest szczególnie dobrze potwierdzona w literaturze mezopotamskiej (J. Clifford). Również naukowcy potwierdzają jego istnienie, chociaż lokalizacja zmienia się wraz z nowymi badaniami. Dla autora biblijnego opowiadania najważniejszy jest jednak przekaz moralny. Wody zalewające świat są symbolem pierwotnej nicości i chaosu atakującego i niszczącego rzeczy stworzone.  One to odwołują się do ludzkiego grzechu, niesprawiedliwości, zadawanego przezeń cierpienia oraz spustoszeń, jakie sieje w harmonii kosmosu i społeczeństwa. (…) Niektóre powodzie oraz pewne kataklizmy ekologiczne czy katastrofy wraz z ich niezliczonymi ofiarami i cierpieniami nie rodzą się z tego, „że Pan Bóg zsyła deszcz na ziemię”, ale dlatego, że człowiek nie potrafił tak żyć, aby uszanować harmonię natury, lecz wchodzi w nią jako tyran i burzyciel. (…) Zanieczyszczenie, burzenie rytmów przyrody, łamanie zgrania poszczególnych jej elementów, zadawanie ran stworzeniu oraz niedocenianie materii są ciężkim grzechem przeciwko Stwórcy. Wiele „potopów” spowodowanych jest nie przez Boga czy samo stworzenie, lecz tylko i wyłącznie przez egoistyczne decyzje człowieka (G. Ravasi).  

Pan Bóg jest zawsze wierny zawartemu przymierzu. Nie powołał człowieka do śmierci, lecz aby żył. Dlatego pamiętał o Noem, nie pozostawił go samego na pastwę żywiołów i chaosu, ale zatroszczył się, aby mógł dalej szczęśliwie żyć. Bóg jest nie tylko sprawiedliwym sędzią, ale przede wszystkim wybawicielem sprawiedliwych. Autor biblijny mówi, że przypomniał sobie o Noem. Wobec „krótkiej pamięci” słabego i grzesznego człowieka „pamięć” Pana Boga jest stała, gotowa zarejestrować również niegodziwości człowieka, ale przede wszystkim dzieła jego miłości i wiary (G. Ravasi).

Gdy fale potopu osiągnęły już swój zenit sprawił, że powiał wiatr nad całą ziemią i wody zaczęły opadać. Zamknęły się bowiem zbiorniki Wielkiej Otchłani tak, że deszcz przestał padać z nieba. Wody ustępowały z ziemi powoli, lecz nieustannie, i po upływie stu pięćdziesięciu dni się obniżyły (Rdz 8, 1-3). Arka mogła znaleźć już twardy grunt. Osiadła na szczycie Ararat. Dziś nazwę taką nosi jeden ze szczytów Armenii, znajdujący się na terenie obecnej Turcji. Pomimo nieustannych poszukiwań naukowcom nie udało się jednak odnaleźć zaginionej arki. Nie wiadomo zresztą, jaką górę miał na myśli autor biblijny. Jej nazwa pokrewna jest starożytnemu określeniu Urartu, które oznaczało cały kraj górzysty na północ od Mezopotamii (M. Wojciechowski). Dla autorów biblijnych topografia nie jest istotna, o wiele ważniejsze jest przesłanie teologiczne i duchowe.

Gdy arka osiadła na szczycie, Noe badał warunki klimatyczne i możliwość ponownego osiedlenia się na ziemi. Wysyłał kruka, który nieustannie powracał. Kruk jest pierwszym ptakiem wymienionym w Biblii. Jako „inteligentny” ptak miał zbadać środowisko. Generalnie jednak uważny był za ptaka nieczystego, gdyż żywił się padliną i (jak sądzono) wydziobywał ofiarom oczy (por. Prz 30, 17). Również w kulturze europejskiej łączy się go z ciemną stroną życia – wojną, śmiercią i chorobami. Kolejnym ptakiem wypuszczonym z arki była gołębica. Gołąb jest ptakiem, który najczęściej pojawia się na kartach Biblii. W starożytności uważano, że nie posiada żółci, źródła wszelkiego zła. Kojarzono go więc z  łagodnością, delikatnością, prostotą oraz pokojem. Również Jezus wśród wskazań dla uczniów jako wzór stawiał im gołębia: Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! (Mt 10, 16).

Noe wypuszczał gołębicę trzykrotnie. Za pierwszym razem nie znalazła suchego lądu i wróciła. Za drugim razem ptak przyniósł liść drzewa oliwnego, które było uważane za drzewo życia wiecznego. Był to znak odnowionej wegetacji, przynoszący Noemu pocieszenie. W późniejszym czasie gałązka oliwna w dziobie gołębicy stanie się symbolem pokoju (i pojednania). Za trzecim razem gołębica już nie wróciła; znalazła bowiem miejsce na gniazdo.

Według Ojców Kościoła biblijny potop jest figurą chrztu. Z jednej strony gładzi on grzechy niesprawiedliwych, a z drugiej zbawia, daje życie Noemu i jego rodzinie. Święty Ambroży tłumaczy, że wody potopu są zapowiedzią wody  chrzcielnej, w której zanurza się ciało i zmywa grzech. Arka zbudowana przez Noego z cedrowego drzewa jest figurą drzewa zbawczego krzyża Jezusa. Z kolei gołąbka, powracająca z gałązką oliwki w dziobie po opadnięciu wód potopu,  symbolizuje samego Ducha Świętego, który przywraca człowiekowi na nowo pokój ducha. To, co dokonało się w symboliczny sposób w historii Noego, ma więc miejsce w życiu każdego ochrzczonego. Woda chrztu oczyszcza z grzechów i włącza w życie Trójcy Świętej. Daje udział w boskim dziecięctwie, włącza w relację z Synem Bożym i napełnia darami Ducha Świętego.

Pytania do refleksji:

  • Czy mam świadomość mojej kruchości i przemijalności? Czy nie sadzę, że będę żył wiecznie?
  • Co sądzę o „bólu” Boga?
  • Czy Pan Bóg jest dla mnie Osobą, czy raczej duchową niedefiniowalną energią?
  • Co sądzę o odpowiedzialności zbiorowej?
  • Jak oceniam zniszczenia spowodowane przez człowieka i przez Boga?
  • Czy jestem posłuszny Bogu? W jaki sposób idę za głosem własnego sumienia? Czy zachowuję dekalog?
  • Czy szanuję naturę? Czy jej nie niszczę (świadomie bądź nieświadomie)?
  • Jaką wagę przywiązuję do ekologii?
  • Co sądzę o określeniu Boga jako „miłośniku życia”?
  • Jaka jest moja pamięć? Czy zawsze pamiętam o Bogu i Jego miłości?
  • Jaka jest moja świadomość chrztu? Co dla mnie osobiście oznacza?

Więcej w książce: „Powiew Ducha. Medytacje biblijne”, WAM

]]>
O pragnieniach na brzegu Issyk-kula https://jezuici.pl/2021/08/o-pragnieniach-na-brzegu-issyk-kula/ Tue, 17 Aug 2021 07:37:41 +0000 https://jezuici.pl/?p=70074 W dniu 14 sierpnia br. w jezuickim ośrodku (Dziecięcy ośrodek wypoczynkowo-rehabilitacyjny) nad jeziorem Issyk-kul w Kirgizji dokonano uroczystego poświęcenia drugiego budynku. Mszy Świętej oraz celebracji poświęcenia przewodniczył o. Anthony Corcoran SJ, Administrator Apostolski Kościoła Katolickiego w Kirgizji. Budynek do użytku oddany został już w ub. roku jednak z powodu pandemii poświęcenie postanowiono przenieść. W nowym […]]]>

W dniu 14 sierpnia br. w jezuickim ośrodku (Dziecięcy ośrodek wypoczynkowo-rehabilitacyjny) nad jeziorem Issyk-kul w Kirgizji dokonano uroczystego poświęcenia drugiego budynku. Mszy Świętej oraz celebracji poświęcenia przewodniczył o. Anthony Corcoran SJ, Administrator Apostolski Kościoła Katolickiego w Kirgizji.

Budynek do użytku oddany został już w ub. roku jednak z powodu pandemii poświęcenie postanowiono przenieść. W nowym budynku znajduje się kilkadziesiąt miejsc do spania, kilkanaście pokoi, zaplecze sanitarne. Wielką zaletą budynku jest duża i przestronna sala konferencyjna, która umożliwia organizację różnorodnych spotkań, ale także celebrację Mszy Świętej dla większych grup.

Pierwszy korpus został otwarty w 2010 r. Od tego czasu w każdym sezonie letnim był miejscem, w którym goszczono zarówno katolików, jak i grupy z różnych kościołów protestanckich, a także muzułman. Szczególnymi gośćmi byli od początku grupy inwalidów z ubogich rodzin, dla których ośrodek został przystosowany.

Latem na terytorium ośrodka jak grzyby po deszczu powstawały obozowiska namiotowe, w których mieszkali wolontariusze, młodzież, studenci, a niejednokrotnie także jezuici. Wszystko to z powodu braku wystarczającej ilości miejsc w domu. Stąd już po kilku latach działalności pojawiła się pragnienie zbudowania drugiego budynku. Dzięki ofiarności dobroczyńców oraz zaangażowaniu br. Damiana Wojciechowskiego SJ w ub. roku marzenie to udało się ziścić.

Ośrodek już drugi rok z rzędu może przyjąć 100 osób. W ośrodku przybywać może kilka grup równocześnie. Od czerwca do września jest wypełniony po brzegi. A bywają też dni, w których niezapowiedzianych wcześniej gości, np. turystów, można tylko ugościć w jurcie! Za ośrodek odpowiedzialny jest o. Remigiusz Kalski SJ, który zarządza nim wspólnie z zespołem współpracowników.

Działalność ośrodka wpisuje się w kontekst posługi jezuitów w Kirgizji. Prócz wspierania środowiska katolickiego, jest miejscem spotkania wielu konfesji chrześcijańskich, a także religii. Jest kolejnym mostem, dzięki któremu mały kirgiski Kościół Katolicki może aktywnie angażować się w życie społeczne tego kraju i współtworzyć je. Może służyć rodzinom, dzieciom i najuboższym przykładem głosząc orędzie Ewangelii.

Zdjęcia nowego korpusu można obejrzeć tutaj.

]]>
Serce Jezusa – pieśń na 100-lecie aktu oddania Narodu Polskiego Sercu Bożemu https://jezuici.pl/2021/06/serce-jezusa-piesn-na-100-lecie-aktu-oddania-narodu-polskiego-sercu-bozemu/ Fri, 11 Jun 2021 08:00:05 +0000 https://jezuici.pl/?p=68447 Któż nie odpowie miłością takiej miłości bez granic? – słyszymy w hymnie Godziny Czytań na uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. W pierwszym odruchu chciałoby się odpowiedzieć na brewiarzowe pytanie: niestety wielu. Zwłaszcza, kiedy wydaje się, że całkiem sporo osób czci Serce w oderwaniu od codziennej bliskości z Bogiem, niejako wyjęte z Osoby. Czy taki stan […]]]>

Któż nie odpowie miłością takiej miłości bez granic? – słyszymy w hymnie Godziny Czytań na uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. W pierwszym odruchu chciałoby się odpowiedzieć na brewiarzowe pytanie: niestety wielu. Zwłaszcza, kiedy wydaje się, że całkiem sporo osób czci Serce w oderwaniu od codziennej bliskości z Bogiem, niejako wyjęte z Osoby. Czy taki stan rzeczy musi być jednak czymś powszechnym? Niekoniecznie!

Pełne miłości, ale czy pełne znaczeń?

Zauważyć, że słowa po wielokrotnym powtórzeniu wypłukują się ze znaczeń i dają nam poczucie utraty ich pierwotnego sensu, to spostrzeżenie dość oczywiste, ale bardzo ważne do świadomego procesu komunikacji. Nie inaczej jest w przypadku słów związanych z naszą wiarą, czy też z wzrastaniem w wierze, życiem w łasce i podążaniem za Chrystusem. Podobnie sprawa ma się – niestety – z naszym językowym spojrzeniem na Serce Jezusa. Jest to Serce najświętsze, włócznią przebite i hojne dla wszystkich, którzy Go wzywają. Jest cnót wszelkich bezdenną głębiną, istotowo zjednoczone ze Słowem Bożym. Wynagradzamy Mu i prosimy Je o przebłaganie. Ale czy tak naprawdę odnajdujemy w tym Sercu istotę – Osobę, która kocha i tęskni za naszym sercem? Dopóki Serce będziemy metaforycznie „wyciągać” z Jezusa i otaczać kultem w oderwaniu od bliskości z Jego Posiadaczem, dopóty będzie tylko wypłukanym ze znaczeń sloganem.

Spotkanie serc

Pamiętam moment z dzieciństwa, kiedy moja pobożność doczekała się metamorfozy – zaczęła przeobrażać się w wiarę, a wielkie i dalekie słowa o Bogu nabierały dla mnie  znaczenia. Okoliczności tego wydarzenia były mało spektakularne: szkolne rekolekcje, zwykła małomiasteczkowa parafia i mały obrazek „Ecce homo”. Spokojna, choć pełna bólu twarz, ciernie wbite w głowę i czerwony płaszcz udrapowany w kształt serca – to właśnie przyciągnęło uwagę małej dziewczynki, która wreszcie w Bogu zobaczyła Osobę. Od tego momentu nieustannie przechodzę w swoim życiu od wypłukanych, religijnych słów do doświadczenia, które pokazuje mi ich znaczenie. Przeżywam wiarę jak relację, która jest spotkaniem na poziomie serca.

Nie tylko czerwiec

Właśnie to spotkanie i dostrojenie się rytmu dwóch serc: tego Najświętszego i mojego – bardzo nieświętego – jest najprostszą realizacją kultu Serca Jezusa. Trwanie w zażyłości z Bogiem. Doświadczanie Jego bliskości. Wsłuchiwanie się w Jego słowo, sposób patrzenia na świat, tęsknoty. Odpowiadanie – mimo że zawsze nieudolne – na te tęsknoty i pragnienia. To propozycje dużo bliższe mojemu sercu i realniejsze niż powtarzane czerwcowe i pierwszopiątkowe oracje. Bliższe nie dlatego, że neguję modlitwy do Serca Jezusa, powtarzane w Kościele i ich piękno czy ogromną teologiczną wartość, ale dlatego, iż aktualnie w moim odczuciu ich znaczenie się rozmyło. By znowu nabrały swojego najgłębszego sensu proponuję pomyśleć, posłuchać i pośpiewać o Sercu w słowach znacznie prostszych.

Nastroić serce

Prostota, bezpretensjonalność, naturalność – tak określiłabym styl najnowszej produkcji Dominika Dubiela. Ośmioro chórzystów, cztery głosy, jedna gitara wystylizowana na modłę muzyki dawnej. Pełne treści zwrotki zaczerpnięte z hymnu Liturgii Godzin oraz autorski tekst refrenu, ukazujący ignacjańskie podejście do tematu. Spokojny, pulsujący niczym serce charakter muzyki – wpadający w ucho lecz niebanalny pod względem harmonii. Tak młody jezuita kontynuuje tradycję swoich współbraci, związanych od wieków z kultem Serca Jezusa. Kultu, który jest uobecnieniem Bożej miłości i dobroci w życiu ludzi, których spotykam. Przemienianiem świata nie przez narzucanie czegokolwiek, ale przez promieniowanie dobrem. Życiem w sposób jak najbardziej harmonijny, dostrojony do pulsu Serca Jezusa.

Serce Jezusa – Brata, Przyjaciela

Serce Jezusa to właśnie zamknięta w słowa i dźwięki duchowość, polegająca na przeżywaniu bliskości z Jezusem i sprawami, które „leżą Mu na Sercu”. To nasza muzyczna odpowiedź na płynącą z Serca miłość bez granic. Niech pieśń, która powstała z okazji stulecia konsekracji krakowskiej bazyliki Najświętszego Serca Pana Jezusa – serca krakowskiej muzyki sakralnej – będzie dla Was inspiracją do wejścia w głąb i zadomowieniu się w Sercu, które za nami tęskni.

Serce Jezusa – pieśń na 100-lecie aktu oddania Narodu Polskiego Sercu Bożemu

Wykonawcy:
Zespół wokalny 4/4 w składzie:
Katarzyna Rogal, Anna Wołczańska, Joanna Stolarska, Justyna Łokcik, Krystian Neścior, Bartłomiej Brzóska SJ, Wiktor Lorens, Wojciech Morański SJ

Maciej Kita – gitara

Realizacja audio i wideo: Studio Inigo
Edycja/miks/mastering: Mateusz Frankiewicz

Muzyka: Dominik Dubiel SJ
Słowa: Dominik Dubiel SJ / Liturgia Godzin

Pobierz nuty

Tekst pieśni

Ref. Serce Jezusa, Boga i Człowieka,
Ogniu miłości nigdy nie gasnący.
Serce Jezusa, Brata, Przyjaciela,
wzorze dobroci świat przemieniający.

1  Najświętszy Stwórco wszechświata,
O Chryste, Zbawco ludzkości,
Światłością jesteś ze światła
I z Boga Bogiem prawdziwym.

2  To miłość Ciebie skłoniła,
Byś przyjął ciało śmiertelne,
A przez to, nowy Adamie,
Naprawiasz błędy dawnego.

3  Ta miłość niebo stworzyła,
Głębiny morza i ziemię,
Przebacza winę praojcom
I nasze więzy rozcina.

4  Niech w Twoim Sercu nie gaśnie
Potęga owej miłości,
A z tego źródła narody
Niech czerpią łaskę zbawienia.

5  Przez włócznię Serce zranione
Cierpiało ranę okrutną,
By krwi i wody strumieniem
Przywrócić czystość grzesznikom.

6  O Panie, który swym Sercem
Objawiasz bezmiar dobroci,
Niech Tobie z Ojcem i Duchem
Podzięka będzie i chwała.

]]>
Akt poświęcenia siebie Sercu Jezusa z kościoła Del Gesù https://jezuici.pl/2021/06/akt-poswiecenia-siebie-sercu-jezusa-z-kosciola-del-gesu/ Fri, 11 Jun 2021 04:51:05 +0000 https://jezuici.pl/?p=68466 Akt poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusa Chrystusa Najświętsze Serce mojego Pana: pulsie wiecznej miłości;                                                                               1J 4,8 O, Mistrzu słodki, bliższy mnie, niż ja samemu sobie;                                                          św. Augustyn O, kamieniu węgielny wszystkich oczekujących; O, promieniowanie chwały;                                                                       Rz 1,3 O, pragnienie zbawienia; przepełniające wylanie Ducha;                                                                 J 7,37s. Oceanie pokoju;                                                                                             Hymn Nieszporów Najświętszej Trójcy Piecu zawsze rozpalony;                                                                             Mt […]]]>

Akt poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusa Chrystusa

Najświętsze Serce mojego Pana:
pulsie wiecznej miłości;                                                                               1J 4,8
O, Mistrzu słodki,
bliższy mnie, niż ja samemu sobie;                                                          św. Augustyn
O, kamieniu węgielny wszystkich oczekujących;
O, promieniowanie chwały;                                                                       Rz 1,3
O, pragnienie zbawienia;
przepełniające wylanie Ducha;                                                                 J 7,37s.
Oceanie pokoju;                                                                                             Hymn Nieszporów Najświętszej Trójcy
Piecu zawsze rozpalony;                                                                             Mt 3,11s; Jer 31,31ss.
Ogniu nieugaszony, który objawiasz Święte Imię;                             Wj 3,.2
Góro najwyższa Nowego Prawa;                                                              Wj 19,3ss; Mt 5, 1ss.
Groto wiecznej mądrości;
Jaskinio, w której słychać nieskończoną ciszę;                                    1Krl 19.12s.
Pieczaro, w której są ukryte wszystkie skarby;
Kamieniu uderzony, z którego wypływa woda życia;                        Lb 20,11; J 19,28–37
Świątynio zapowiadana przez dawnych proroków;                          Ap 11.19; 21,22
Ołtarzu czysty nieskończonego światła;                                                2Krl 16,14; Ap 4,6
Bramo Wschodnia, z której wypływa
pogłębiający się strumień łask;                                                                 Ez 47ss; Ap 22.1
Szczelino otwarta ku nowemu niebu;                                                    2Pt 3,13
Prawico, która stwarzasz nową ziemię;                                                 Iz 65,17s.
Węglu ognisty, który oczyszczasz usta nieczyste;                              Iz 6,5-7
Roso orzeźwiająca, która gasisz każdy płomień;                                 Dn 3, 49s.
Deszczu, który zraszasz spragnioną ziemię;                                         Iz 55,1ss.
Słodkie odpocznienie umiłowanego ucznia;                                        J 13:23
Krwi Abla wołająca o przebaczenie;                                                     Łk 23,34; Hbr 12,24
Poznanie miłości, w dotyku wiary;                                                           J 20:27
Ukwiecone łono, z którego narodził się Kościół;
Bezpieczna przystani wszelkiej nadziei;
Mistyczny płomieniu, zalewający światem;                                         Pnp 8,5–7
O, jasne słońce, które rozświetlasz noc;
O, nocy jaśniejsza niż pełne południe;                                                      Wielkanocny Exultet
O Ty, coś słodszy niż miód spływający z plastra;                                 Ps 18,11
Zaciszne schronienie wiernych pasterzy;                                              Ps 90,1

Odświeżający odpoczynku matek owiec                                               Iz 40,11
O, otchłani radości dla wszystkich wierzących;
Delikatny komforcie łagodnych dusz;                                                     Mt 5,5; 11,29
Słodkie jarzmo pokornych serc;                                                                                Mt 11,30
O, łono, które rodzisz dzieci dla Wieczności;
O, chlebie połamany, który zaspokajasz głód żyjących.                   J 6,35

O Serce Chrystusa,
rano płonąca miłością,
siło przyciąga wszystko,
w Tobie objawia się uścisk Ojca:
tylko w Tobie, Panie, pokładam moją ufność,
Tobie z radością się powierzam;
Twoje uczucia stają poruszeniem mego serca,
każde Twoje wzruszenie moim pragnieniem,
każda Twoja uwaga będzie moją wolą.
W Twoim krzyżu zawarty jest każde cierpienie,
w Twoim zmartwychwstaniu, zmartwychwstaje na nowo każde życie,
w Twoim tchnieniu odnawia się wszechświat,
w Tobie odnajduj się każdy zbłąkany.
O Ty, który jesteś dla mnie Wszystkim
Tobie przekazuje to co mam i posiadam:
z Twojej czułości to otrzymałem,
Tobie to oddaję.
Żywe źródło wiecznej dobroci,
które łączysz w sobie całe piękno
i to co materialne udoskonalasz i przemieniasz;
„Ty, mój Panie i mój Boże”,                                                        J 20,28
daj mi tylko swoją miłość i łaskę;
a to mi wystarczy.                                                                          CD [234] Amen.

Tłumaczenie  z j. włoskiego Henryk Droździel SJ, Wigilia Uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa, Rzym, 10.06.2021

Oryginał na stronie kościoła Il Gesù w Rzymie (dostęp: 19.06.2018).

 

]]>
Powołanie rodziców powołanych https://jezuici.pl/2021/04/powolanie-rodzicow-powolanych/ Sun, 25 Apr 2021 10:07:51 +0000 https://jezuici.pl/?p=67001 Czwarta Niedziela Wielkanocna i następujący po niej tydzień, to w Kościele czas szczególnej modlitwy o powołania do życia kapłańskiego i zakonnego (innym powołaniom poświęcona jest cała reszta roku liturgicznego). W tym przypadku potrzebujemy dodatkowej modlitwy. Pojawienie się Ducha Świętego wytrąca nas z „równowagi”. Niejednokrotnie budzi lęk, ponieważ uderza w nasz egoizm, lenistwo, burzy nasze myślenie […]]]>

Czwarta Niedziela Wielkanocna i następujący po niej tydzień, to w Kościele czas szczególnej modlitwy o powołania do życia kapłańskiego i zakonnego (innym powołaniom poświęcona jest cała reszta roku liturgicznego).

W tym przypadku potrzebujemy dodatkowej modlitwy. Pojawienie się Ducha Świętego wytrąca nas z „równowagi”. Niejednokrotnie budzi lęk, ponieważ uderza w nasz egoizm, lenistwo, burzy nasze myślenie schematami, dążenie do stawiania na swoim i skłonność do poszukiwania fałszywej stabilizacji (osiąganej własnymi siłami). Papież Franciszek powiedziałby, że „zwala nas z kanapy”. W wirze tych i podobnych doznań Duch Święty zaprasza niektórych do podjęcia ryzyka i wejścia na drogę Biskupa Stanisława, Stanisława Kostki, Maksymiliana Kolbe, siostry Faustyny, księdza Popiełuszki, Jana Pawła II i tylu innych świętych kapłanów, zakonników i zakonnic.

Potrzebna jest wiara, aby Panu Bogu zaufać i dać się poprowadzić. Tej ufności potrzebuje nie tylko powołany, ale także jego rodzina, zwłaszcza najbliżsi. Bóg, powołując, nie tylko dotknął łaską ich dziecko, brata, siostrę, ale dotknął całą wspólnotę rodzinną. Powołanie konkretnej osoby odciska swój ślad także na większej wspólnocie, którą jest parafia, diecezja, a wreszcie cały Kościół – będący jednym wielkim organizmem „czułym” w Duchu Świętym na to, co dzieje się w każdym miejscu jego Ciała. Dlatego serdeczna gościnność względem rodziców i najbliższych w domach zakonnych, traktowanie ich, jako części „rodziny zakonnej”, spotkania czy okresowe dni skupienia dla rodziców kapłanów, zakonników i zakonnic są bardzo potrzebne i mają głęboki sens.

Kochani Rodzice, przyjmując życie – czyli swoje dzieci, nawet gdy nie zdawaliście sobie z tego jasno sprawy, powiedzieliście Panu Bogu „tak”. Wytrwajcie w tej postawie. Niech pomocą będą Wam „tak” Maryi, i „tak” Józefa! Święty Józef i Maryja musieli odczuwać w sercu ból, gdy Jezus opuszczał dom i potem gdy rosła opozycja przeciw Niemu, gdy padały oskarżenia i pomówienia, aż po najcięższe – o bluźnierstwo. Czyż rodzic nie chce zasłonić własnym ciałem dziecko będące w niebezpieczeństwie, nawet jak jest już dorosłe? Maryja i Józef jednak nigdy nie buntowali się przeciw Jego powołaniu. Raz powiedzieli „tak” i nigdy go nie odwołali, dodając kolejne „tak” do tego pierwszego. Maryja i Józef nie wahali się i towarzyszyli Synowi na drodze jego powołania do końca.

Może zadajecie sobie pytanie, które Piotr zadał kiedyś Jezusowi: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” (Mt 7,17-30); parafrazując, można powiedzieć: „Oto opuścił wszystko i poszedł/poszła do zakonu… Cóż z tego ma?” Gdy pojawią się takie myśli, przypomnijcie sobie, co odpowiedział Jezus! On i dziś powtarza: „Zaprawdę, powiadam wam, nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i Ewangelii, ażeby nie otrzymać stokroć więcej domów, barci, sióstr, matek i pól teraz w tym czasie i życia wiecznego w czasie przyszłym”. Trzeba wierzyć bardziej Jezusowi niż głoszącym, że to „nie te czasy”, że „nie ma sensu”, że „można lepiej, inaczej służyć Bogu i ludziom”.

Pan Bóg niczego nas nie pozbawia. A jeśli coś odbiera to tylko, aby dać coś większego, cenniejszego. Obdarzając powołaniem Waszego syna czy córkę, obdarzył powołaniem także i Was. Jest to powołanie do bliskości z Nim w powołaniu Waszych konsekrowanych Mu dzieci. Czy, gdyby Wasze dziecko zostało dyrektorem wielkiej firmy (i cały czas było w rozjazdach, nawet w okresie świątecznym) byłoby bardziej „wasze”? Wątpię. Osoby konsekrowane są wezwane, by wyjść z rodziny, ale Pan zwraca je rodzinom w sposób jeszcze pełniejszy, bogatszy. Wychowując dzieci i pozwalając im pójść za Panem Bogiem, wspierając je, stajecie się „bogaczami”. On sam bowiem zajmuje ich miejsce.

Bóg w swoim Synu stał się ludzkim dzieckiem w konkretnym miejscu ponad 2000 lat temu. Jednak w tajemniczy sposób wkracza, tu i teraz, w Wasze życie. Bóg pragnie, abyście Go przyjęli w powołaniach Waszych dzieci.

Kochać Boga, to pełnić Jego wolę. Sama wiara nie wystarczy. Można wierzyć, ale żyć w przeciwieństwie do woli Bożej. Gdy przyjmujemy poznaną wolę Bożą, akceptujemy i działamy w zgodzie z nią, wiara osiąga swoją dojrzałość i owocuje. Powołanie Waszych dzieci, wspieranie ich w odpowiedzi na poznaną wole Bożą, wpisuje się w rozwój i owocowanie Waszej wiary, nadając jej charakter miłości służebnej.

Konsekrowane powołanie Waszego dziecka przyjęte, pobłogosławione, wspierane, jest radością świata, który woła, jak pewna kobieta widząca Jezusa: „Błogosławione łono, które cię nosiło…”. I nie ma w tym zachwycie przesady.

Wasze konsekrowane dzieci są błogosławione i są błogosławieństwem, taka jest bowiem istota ich obecności w świecie. Są szczęśliwe, bo uczyniły siebie wyłączną przestrzenią dla Boga i Jego królestwa, naśladując Chrystusa, który będąc bogatym, dla nas stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić. Wyrzekając się wszystkiego, ubogacają ludzi, czyniąc siebie darem dla nich. Dlaczego? Bo są wszędzie tam, gdzie jest ludzka bieda. I wszędzie tam ich znajdziecie. Nie jako pracowników socjalnych (z całym szacunkiem dla tych, którzy wykonują tę służbę), ale spieszących z posługą miłości miłosiernej, aby wszędzie być siostrą i bratem, matką i ojcem.

Ludzie prawi, a takich jest wielu, darzą ich wielkim szacunkiem, uznaniem, wdzięcznością. Ale ludzie są różni. Są i tacy, którzy na ich widok reagują niechęcią, a nawet agresją. Co dziwne, pytani, nie potrafią jej uzasadnić. Jeszcze częściej spotkacie się z ośmieszaniem ich. Gdy nie ma już argumentów, bo obróciły się w proch, jeden po drugim, pozostaje jeszcze jeden – śmiech i plotka. Tak wiele powołań do życia zakonnego zakiełkowało, ale umarło zatrute szyderstwem…

Być może Wasze dzieci, choć zostawiły Was i poszły tam, gdzie Pan je posyła (a nie tam, gdzie wy być może chcieliście), wciąż Was potrzebują. Potrzebują także Waszej miłości i waszej modlitwy. Modlitwa oznacza współuczestnictwo.

Jezus potrzebował wiernych serc (nie tylko pomocnych) w czasie swojej misji, po to, aby wytrwać. Wytrwać!

Żyjąc w pełni powołaniem, Wasi najbliżsi, wspierani przez Was, są we współczesnym świecie i dla świata głosem wołającym: „Jest Bóg! Myśmy Go spotkali!”.

Wasze konsekrowane dzieci, zakonnicy i zakonnice są potrzebni, chociaż życie na co dzień zdaje się temu przeczyć. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek, ludzie potrzebują Boga miłości, potrzebują znaku Jego obecności – życia zakonnego i kapłańskiego.

o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 25.4.2021

 

]]>
Obraz Miłosierdzia i nasze upodabnianie się do Niego https://jezuici.pl/2021/04/obraz-milosierdzia-i-nasze-upodabnianie-sie-do-niego/ Sun, 11 Apr 2021 06:25:27 +0000 https://jezuici.pl/?p=66638 W Uroczystość Miłosierdzia Bożego wszyscy wpatrujemy się w postać Jezusa Miłosiernego namalowaną pod dyktando siostry Faustyny. Często nie zwracamy uwagi na podpis, znajdujący się pod obrazem. Podpis ten jest ważny. Pan Jezus 22 lutego 1931 roku w Płocku, kiedy po raz pierwszy objawił siostrze Faustynie swój zamiar związany z obrazem, powiedział: „Wymaluj obraz według wzoru, […]]]>

W Uroczystość Miłosierdzia Bożego wszyscy wpatrujemy się w postać Jezusa Miłosiernego namalowaną pod dyktando siostry Faustyny. Często nie zwracamy uwagi na podpis, znajdujący się pod obrazem. Podpis ten jest ważny.

Pan Jezus 22 lutego 1931 roku w Płocku, kiedy po raz pierwszy objawił siostrze Faustynie swój zamiar związany z obrazem, powiedział: „Wymaluj obraz według wzoru, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono naprzód w kaplicy waszej, a potem na całym świecie”. Jeszcze wielokrotnie Pan Jezus ukazywał się s. Faustynie w postaci jak na obrazie. Pewnego razu usłyszała takie słowa: „Podaję ludziom naczynie, z którym mają przychodzić po łaski do źródła Miłosierdzia: tym naczyniem jest ten obraz z podpisem: Jezu, ufam Tobie.”

Ojciec Andrasz, jezuita, który był pierwszym kierownikiem duchowym siostry Faustyny i pomógł jej upewnić się co do autentyczności objawień, które miała, wyjaśnia w swoich zapiskach, że podpis „Jezu, ufam Tobie” jednoznacznie wskazuje, jakie uczucia ma ten obraz wzbudzać w duszach. Jezus, napisze w jednym z artykułów, „jak w nabożeństwie do Najświętszego Serca swego chce rozbudzić w nas uczucia wzajemnej miłości, zwłaszcza wynagradzającej, tak znów w tym nabożeństwie pragnie rozniecić w zbłąkanych sercach uczucia ufności, jak najgłębszej, w Miłosierdzie swoje. Palą mię płomienie Miłosierdzia – woła Zbawiciel – chcę je wylać na dusze ludzkie. Żali się boleśnie na nieufność: Nieufność dusz rozdziera wnętrzności moje”.

W Niedzielę Miłosierdzia lub w tygodniu, który po niej następuje, nie zapominając o roli sakramentów, ani o obrazie, koronce, Godzinie Miłosierdzia czy święcie, zatrzymajmy się dłużej nad słowami, które Jezus polecił umieścić pod obrazem i uczyńmy je przedmiotem medytacji.

Wielką pomocą w modlitwie będzie odniesienie słów „Jezu, ufam Tobie.” do czytań z Niedzieli Miłosierdzia. Jest tam m.in. błogosławieństwo Jezusa skierowane do nas wszystkich (z pominięciem apostołów w wieczerniku): „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli!” – Oni widzieli… . To tu pojawia się ufność. Ufność, jako najpiękniejszych forma wiary.

Jeśli nie mamy pod ręką niedzielnych czytań, możemy modlić się, rozważając słowo po słowie całe zdanie. Najpierw zatrzymajmy się na znaczeniu słowa „Jezu”, potem „ufam”, potem „Tobie”. Na koniec zwróćmy uwagę na ich wzajemny związek. Na to, jak poznanie wpływa na zaufanie. Czyż nie jest tak, że im bardziej kogoś poznajemy, tym bardziej mu ufamy?

„Jezu, ufam Tobie” prowadzi nas do „Jezu, kocham Ciebie”, a w konsekwencji, tu zacytuje o. Rafała Sztejkę (jezuita, papieski misjonarz miłosierdzia) do upodobnienia się do Tego, na którego patrzymy.

o. Henryk Droździel, Rzym, Wigilia Niedzieli Miłosierdzia, 10.04.2021

Zdjęcia z Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego w Kaliszu

]]>
Trzy odsłony Wcielenia. Kontemplacja na Uroczystość Zwiastowania Pańskiego https://jezuici.pl/2021/03/trzy-odslony-wcielenia-kontemplacja-na-uroczystosc-zwiastowania-panskiego/ Wed, 24 Mar 2021 20:16:47 +0000 https://jezuici.pl/?p=66240 Tekst z Pisma świętego: „W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Wszedłszy do Niej, [anioł] rzekł: Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, <błogosławiona jesteś między niewiastami>. Ona zmieszała się na te słowa i […]]]>

Tekst z Pisma świętego: „W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Wszedłszy do Niej, [anioł] rzekł: Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, <błogosławiona jesteś między niewiastami>. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miało znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca. Na to Maryja rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? Anioł Jej odpowiedział: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, którą miano za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Na to rzekła Maryja: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według słowa twego. Wtedy odszedł od Niej anioł” (Łk 1,26-38).

 

Obraz do kontemplacji: Przywołaj w pamięci obrazy współczesnego świata i zamieszkujących go ludzi. Wyobraź sobie ponadto domek Maryi w Nazarecie i samą Maryję modlącą się lub pracującą, w chwili, gdy nawiedza Ją anioł.

 

Prośba o owoc kontemplacji: Proś o wdzięczność Trójcy Świętej za tajemnicę Wcielenia. Proś też o pragnienie coraz głębszego poznawania i pokochania Jezusa oraz zaangażowania w Jego dzieło zbawiania świata.

 

  1. Odsłona pierwsza. Świat

Spójrz na współczesny świat i zobacz zamieszkujących go ludzi: różne rasy, grupy  etniczne, kolory skóry, charaktery, temperamenty. Zobacz to, co w nim pozytywne i negatywne. Wsłuchaj się w jego dramaty, bóle i zagrożenia w różnych wymiarach. Zauważ ludzkie dokonania, talenty, trud i cierpienie. Zwróć szczególną uwagę na różnorodność i przeciwieństwa. Jedni się rodzą i dorastają, inni starzeją i umierają. Jedni się bawią, inni smucą. Jedni się kochają, drudzy nienawidzą. Jedni żyją w pokoju i sielance, inni w stanie wojny. Jedni budują, inni burzą…

Przyjrzyj się również „światowi”, który cię otacza, w którym żyjesz, który tworzysz, doskonalisz albo zniekształcasz. Zobacz twój udział w rozwoju albo degradacji środowiska i świata. Czy towarzyszy ci świadomość, że jesteś cząstką zagrożonej, poranionej ludzkości?

 

  1. Odsłona druga. Trójca Święta

Uświadom sobie teraz, że Trójca Święta patrzy z wielką troską i miłością na taki świat. Pomyśl, co czuje, widząc ludzi stworzonych do miłości, którzy nienawidzą się wzajemnie, czynią zło, prowadzą do destrukcji środowiska naturalnego i świata.

Wsłuchaj się w „myśli” Boga: „Zbawmy tych wszystkich zagubionych, biednych i cierpiących ludzi”. Kontempluj, co czyni, jak się intensywnie trudzi, wychodzi z inicjatywą Wcielenia, zaprasza człowieka do współpracy, wreszcie posyła swego Syna na ziemię.

Wyraź wdzięczność Bogu za Jego troskę i miłość do całego stworzonego świata. Pomyśl o swojej relacji z Trójcą Świętą. Uświadom sobie, że jesteś zaproszony, by zjednoczyć się w misji zbawczej Jezusa i wziąć udział w głębi życia wewnętrznego Boga, w miłości. Więź łącząca Ojca i Syna w Duchu Świętym (miłość) jest odbita w twoim sercu.

 

  1. Odsłona trzecia. Zwiastowanie

Przenieś się teraz oczyma wyobraźni do domku Maryi w Nazarecie. Zobacz anioła Gabriela, który przybywa z dobrą nowiną o zbawieniu świata. Pozdrawia przyszłą Matkę Boga i zachęca Ją do radości. Maryja jest pełna łaski, łaskawości (gr. charis); jest w najwyższym stopniu zjednoczona z Bogiem. Pan jest z Nią i On sam uzdalnia Ją do wyznaczonej misji.

Kontempluj Maryję. Wczuj się w Jej uczucia, pytania i lęki. Ma zostać Matką Mesjasza, chociaż jest dziewicą. Ewangelista Łukasz, opisując Jej wewnętrzne przeżycia używa wyrażenia, za pomocą którego opisuje się wzburzenie morza wywołane trzęsieniem ziemi. W Maryi dokonuje się wstrząs emocji ale także myśli, umysłu. Jej uczucia i umysł zostają poddane próbie. Dlatego nie od razu odpowiada Bogu. Najpierw rozważa, niemal walczy z wewnętrznym niepokojem i lękiem. Czy ma uznać to, co widzi i słyszy za iluzję i trzymać się mocno ziemi? Czy też powinna zaufać i otworzyć się na nowość Boga?

Wsłuchaj się w słowa Maryi. Najpierw roztrząsa w sercu, rozeznaje, szuka sensu wydarzeń, w których uczestniczy, a później stawia pytania. Jak to możliwe? Tajemnica Boga, która zostaje Jej objawiona, przekracza ludzki poziom intelektualny. Wymaga wyjścia poza stopień racjonalności i ogromnego zwierzenia, zaufania.

Bóg odpowiadając Maryi zapewnia Ją o mocy z wysoka, która będzie Jej towarzyszyć. Wcielenie Boga przekracza ramy ludzkiej logiki i praw natury, dlatego wymaga nadzwyczajnej interwencji Boga. W tajemnicy tej bierze udział cała Trójca Święta. Bóg Ojciec posyła Gabriela, napełnia Maryję nadzwyczajną łaską i „daje” swego Syna; Duch Święty dokonuje w Maryi dziewiczego poczęcia; Syn Boży zstępuje na ziemię, rodząc się z Dziewicy.

Wsłuchaj się w milczenie Maryi, które zapadło po słowach anioła. Bóg czeka na odpowiedź. Szanuje wolność człowieka. Maryja odpowiada: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa”. Jej słowa oznaczają doskonałe posłuszeństwo, są powierzeniem życia woli Bożej. Bóg może je zabrać lub uczynić z nim, co zechce. Maryja przyznaje Bogu absolutne prawo do swego życia.

Zadziw się wielką delikatnością Boga i szacunkiem wobec ludzkiej wolności, a także pokorą i posłuszeństwem Maryi. Pomyśl, że jesteś sługą, służebnicą Pana. Jakie uczucia rodzi w tobie myśl o całkowitym oddaniu się Bogu?

 

Rozmowa końcowa: Uwielbiaj Trójcę Świętą i dziękuj za tajemnicę Wcielenia. Porozmawiaj także z Maryją o tym, co podpowie ci serce.  Odmów Zdrowaś Mario.

Więcej w książce: Stanisław Biel SJ, Ćwiczenia duchowe w życiu codziennym, WAM 2021

 

]]>
Boża Rodzina (Jr 31,31-34) https://jezuici.pl/2021/03/boza-rodzina-jr-3131-34/ Sun, 21 Mar 2021 16:22:15 +0000 https://jezuici.pl/?p=66145 Nowe Przymierze zapowiadane przez proroka Jeremiasza będzie przymierzem miłości, a należący do niego będą wykonywać wypływające stąd obowiązki z własnego przekonania, jak w rodzinie, kiedy wzajemnie jedni chętnie usługują drugim. Będzie to ich potrzebą serca, a nie nakazem z zewnątrz im narzuconym. Wówczas będą prawdziwie ludem Bożym, to znaczy „Bóg będzie im Bogiem, oni zaś […]]]>

Nowe Przymierze zapowiadane przez proroka Jeremiasza będzie przymierzem miłości, a należący do niego będą wykonywać wypływające stąd obowiązki z własnego przekonania, jak w rodzinie, kiedy wzajemnie jedni chętnie usługują drugim. Będzie to ich potrzebą serca, a nie nakazem z zewnątrz im narzuconym.

Wówczas będą prawdziwie ludem Bożym, to znaczy „Bóg będzie im Bogiem, oni zaś będą Mu narodem”. Żadnymi instrukcjami nie będą się posługiwać , nie będą im organizowane specjalne szkolenia, wiedzę o świętości i pięknie życia będą nabywać normalnie, jak to się dzieje w rodzinie, poprzez życzliwy dialog z bliskimi i poprzez włączanie ich do codziennych zajęć oraz poprzez przekazywanie im za nie odpowiedzialności. Nawet nie będą o tym wiedzieć, to znaczy nie będzie to przedmiotem ich nadzwyczajnej troski, ale samo ich życie codzienne będzie nieprzerwaną modlitwą do Boga, to znaczy uczestniczeniem w Jego siódmym dniu stwórczego odpoczynku.

Bóg będzie znany każdemu z nich osobiście w tym przymierzu miłości, bo będzie ich domownikiem, tak jak i oni mieszkać będą na wieki w Domu Jego uniwersum życia. Stanie się to wtedy, gdy zostanie usunięta największa przeszkoda – grzech – od której człowiek sam nie jest w stanie się uwolnić, kiedy „Pan odpuści im występki, a o grzechach ich już nie będzie wspominał”.

Stało się to w godzinę męki, śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, a my, jako Kościół, nieustannie dziękujemy Bogu za ten akt Nowego Stworzenia i zawarcia z Bogiem Ojcem Nowego Przymierza. Dlatego też życie nasze, aż do Jego ponownego przyjścia, to nieustannie trwająca eucharystia, nie tylko ta celebrowana w dni świąteczne, ale przede wszystkim ta która się wyraża zwykłą codziennością naszego zwyczajnego, braterskiego, rodzinnego życia.

Obmyj mnie zupełnie z mojej winy
i oczyść mnie z grzechu mojego.
Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste
i odnów we mnie moc ducha (Ps 51)

Ilustracja: alter Aufkleber Jeremias Klagenlieder auf den Trümmern von Jerusalem, gemalt von Carl Eberdt 1869 (Wikipedia, Public Domain)

 

]]>
Jeżeli ziarno nie obumrze. Medytacja na V Niedzielę Wielkiego Postu, rok B https://jezuici.pl/2021/03/jezeli-ziarno-nie-obumrze-medytacja-na-v-niedziele-wielkiego-postu-rok-b/ Sat, 20 Mar 2021 10:39:02 +0000 https://jezuici.pl/?p=66123 Słowo Boże: „Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon /Bogu/ w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: Nadeszła […]]]>
Słowo Boże: „Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon /Bogu/ w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię. Wtem rozległ się głos z nieba: Już wsławiłem i jeszcze wsławię. Tłum stojący /to/ usłyszał i mówił: Zagrzmiało! Inni mówili: Anioł przemówił do Niego. Na to rzekł Jezus: Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie. To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć” (J 12, 20-33).

Obraz do modlitwy: Wyobraź sobie ziarno, które zasiane w ziemię, obumiera, kiełkuje, rozwija się i wydaje plon.

Prośba o owoc medytacji: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa.

 

1. Chcemy ujrzeć Jezusa

Dzisiejsza Ewangelia rozpoczyna się prośbą, skierowaną przez Greków do Apostoła Filipa: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa.

Kontemplacja oblicza Jezusa jest przez Jana Pawła II określona jako najważniejszy cel chrześcijan na trzecie tysiąclecie. Papież nie mówił o zmianie świata, walce z niesprawiedliwością, złem, cierpieniem. Ale w pierwszym rzędzie o kontemplacji Oblicza Jezusa. Kontemplacja Jezusa cierpiącego i chwalebnego jest mocą, siłą do naśladowania Go w życiu. W pewnym stopniu doświadczymy czy przenikniemy tajemnicę „osobowości Boga” wtedy, gdy przez wiarę zgodzimy się ujrzeć Go w Jezusie Chrystusie. Osoba Jezusa, Jego życie, słowa, czyny, Jego miłosierdzie, dobroć, miłość są najdoskonalszym odbiciem oblicza i Serca Boga.

Jedynie Jezus rzeczywiście widział Boga, ponieważ sam jest Bogiem. Spoczywa w sercu Boga. Pozostaje w najbardziej intymnej więzi z Ojcem. I ten Jezus, który jest odbiciem Ojca, stał się człowiekiem, przyjął ciało, wstąpił w naszą historię. Kontemplując Jego ziemskie życie, Jego słowa i czyny, możemy uchwycić coś z życia niezgłębionej tajemnicy Ojca. W Jezusie my, ludzie, oglądamy Boga i Jego miłość. I w Jezusie uzyskujemy intymną więź z Ojcem. W Nim możemy niejako spoczywać w sercu Ojca. Kontemplując serce Jezusa doświadczamy w ograniczonym stopniu tego, o czym mówi św. Jan – oglądamy chwałę Boga (por. J 1, 14).

Czasami narzekamy na dzisiejszy „bezbożny świat”, może wytykamy palcami ludzi, którzy żyją niezgodnie z zasadami etyki. Natomiast nie zastanawiamy się, dlaczego nie wierzą, albo pogmatwali swoje życie. W rzeczywistości ci ludzie są nie tyle niewierzący, co „nie znający”Oni nie znają prawdziwego Boga; nie zobaczyli w swoim życiu oblicza miłosierdzia i miłości. Człowiek, który pozna prawdziwe oblicze Boga, nie może Go odrzucić. Człowiek, który pozna miłość, nie może nie pragnąć zanurzyć się w niej całkowicie. Nasze serca i czyny mogą i powinny wyzwalać w innych pragnienie Boga, pragnienie poznawania prawdziwego oblicza Ojca.

Jakie są moje najgłębsze pragnienia, tęsknoty i pytania? Jakie pytanie chciałbym zadać Jezusowi dziś? Czy nie próbuję manipulować Jezusem, Bogiem? Czy w osobie, misji i życiu Jezusa odkrywam prawdziwe oblicze Boga? W jakim stopniu poznałem już Jezusa? Jakiego Jezusa ukazuję moim życiem? Co bym odpowiedział, gdyby podszedł do mnie dziś jakiś człowiek i poprosił, jak Filipa: Chcę zobaczyć Jezusa! Pokaż mi Oblicze Boga! (?)

 

2. Iść za Jezusem

W odpowiedzi na prośbę Greków Jezus zapowiada swoje cierpienie, mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Dzięki tym wydarzeniom przyciągnie wszystkich do Siebie (zbawi). Jest jak ziarno, które musi obumrzeć, by wydać stokrotny plon. Musi „stracić ziemskie życie”, by zyskać nowe, uwielbione i przemienione.

W dzisiejszej Ewangelii słyszymy słowa Jezusa: A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem tam będzie i mój sługa. Iść za Jezusem oznacza być tam, gdzie On. A więc nie tylko na górze Tabor, ale również na Golgocie. Iść za Jezusem to również podjąć trudne momenty życia – cierpienie, krzyż, konfrontację z grzechem, złem… Nasze przeżycia duchowe zwykle przypominają sinusoidę. Raz jest dobrze, raz źle. Raz jest słońce, innym razem deszcz. Przeżywamy pokój duchowy, nadzieję, wzrost wiary, pobożności, ale dotykamy też trudnych problemów, niepokojów…, przeżywamy lęki, swego rodzaju duchowe depresje, oschłości. Te trudne momenty wcale nie są jakościowo gorsze. Przeciwnie! Dlatego nie należy się ich bać, uciekać od nich, ale spokojnie podejmować na modlitwie. Walka z trudnościami świadczyłaby o głęboko ukrytych lękach. Podjęcie na modlitwie rzuca na nie światło łaski, światło Ducha Świętego i często poddaje rozwiązanie.

Czy gotów jestem iść za Jezusem na Tabor i Kalwarię? Jak przeżywam strapienia i inne trudne stany duchowe?

 

3. Obumarłe ziarno

Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. W sanktuarium w Betanii znajduje się mozaika przedstawiająca ptaki ciernistych krzewów. Jest wiele wersji tej legendy. Jedna z nich mówi, że w czasie, gdy samica-matka wysiaduje pisklęta, samiec troszczy się o nią, zdobywa pokarm i umila jej czas śpiewem. Gdy wyklują się młode, samiec wyśpiewuje najpiękniejszą pieśń swojego życia, a potem przebija serce w ciernistych krzewach i umiera. Ta legenda mówi o Jezusie, który, jak ptak ciernistych krzewów, troszczy się z miłością o każdego człowieka. Z miłości do człowieka pozwala również przebić sobie serce. Serce Jezusa przebite na krzyżu to najwyższy znak miłości Boga Ojca i Jezusa do nas. Ale jest to również legenda o nas; o naszym trudzie życia, cierpieniu i miłości. To, co najpiękniejsze i najcenniejsze rodzi się w bólu i cierpieniu. Nie ma miłości bez cierpienia. Prawdziwa miłość jest przebijaniem swego serca i wydawaniem go dla innych. Przebijanie swego ja jest zawsze bolesne i pozostawia ranę. Ale bez tej rany, bez tego cierpienia nie ma miłości. Jest egoizm. Poprzez przebijanie swego ja naśladujemy Chrystusa, zbliżamy się do Jego miłości i miłości drugiego człowieka.

Jezus mówi, że ziarno musi obumrzeć, aby przynieść plon obfity. Poczujmy się w czasie modlitwy jak to ziarno. Zobaczmy, co w nas musi obumrzeć. Jaki rodzaj egoizmu, mentalności, konstrukcji myślowych czy filozofii wymaga zmiany myślenia? Co wymaga przewartościowania? Co zburzenia? Co odbudowy? Czy godzę się na cierpienie, które jest przebijaniem mojego ja? Do jakich granic byłbym zdolny posunąć się z miłości?

 

Rozmowa końcowa: Proś modlitwą św. Augustyna: obym poznał Ciebie i obym poznał siebie! Proś, abyś mógł zobaczyć oblicze Boga w Jezusie. I módl się, abyś poznał, co w tobie wymaga obumarcia i ponownej odbudowy.

fot. Pixabay

 

]]>
Mężczyzna o ojcowskim sercu (albo) Mężczyzna cud(owny) https://jezuici.pl/2021/03/mezczyzna-o-ojcowskim-sercu-albo-mezczyzna-cudowny/ Thu, 18 Mar 2021 11:51:42 +0000 https://jezuici.pl/?p=66092 Tak o św. Józefie pisze z zachwytem papież Franciszek. Nic dziwnego, że ogłosił Rok Świętego Józefa (8.12.2020-8.12.2021) i napisał z tej okazji specjalny List apostolski („Patris corde”), korzystając z tego, że w tym roku przypada 150 rocznica ogłoszenia św. Józefa Patronem Kościoła Katolickiego. Moim zdaniem, to doskonała okazja dla wszystkich, aby wyjść z intelektualnego i […]]]>

Tak o św. Józefie pisze z zachwytem papież Franciszek. Nic dziwnego, że ogłosił Rok Świętego Józefa (8.12.2020-8.12.2021) i napisał z tej okazji specjalny List apostolski („Patris corde”), korzystając z tego, że w tym roku przypada 150 rocznica ogłoszenia św. Józefa Patronem Kościoła Katolickiego.

Moim zdaniem, to doskonała okazja dla wszystkich, aby wyjść z intelektualnego i emocjonalnego letargu, w który wprowadzają nas nieustanie i bezmyślnie powtarzane stwierdzenia, że o św. Józefie nic nie wiemy, ponieważ Ewangelie nie zanotowały żadnego jego słowa.

Istotnie, w Biblii odnajdujemy słowa Marii, apostołów, Zachariasza i Elżbiety, Symeona, wielu mniej lub bardziej znanych osób, a nawet Piłata i Heroda, a Józef – milczy. Milczy w Betlejem, w Nazarecie, w Egipcie, w Jerozolimie. Jest to jednak milczenie pełne treści, niemalże materialne, dotykalne. Czy to nie powinno nas skłonić do zastanowienia? – Otóż, tak! Milczenie Józefa jest wymowne. Pismo św. przemawia do nas nie tylko przez to co ogłasza, ale i przez to co przemilcza. „Ewangelia nie podaje żadnych informacji na temat tego, jak długo Maryja i Józef pozostali z Dzieciątkiem w Egipcie. Na pewno jednak musieli jeść, znaleźć dom, pracę. Nie potrzeba wiele wyobraźni, aby wypełnić milczenie Ewangelii na ten temat”. – napisał we wspomnianym liście papież Franciszek. A nieco dalej dodał: „Uporczywe milczenie (Józefa – moje H.D.) nie rozważa narzekań, ale zawsze konkretne gesty zaufania”.

Wiemy z lektury Biblii, że Bóg przywiązuje wagę do słów, ale jeszcze bardziej do czynów. A tych związanych z życiem Jezusa i Maryi a z udziałem Józefa nie brakowało. Ewangeliści skrzętnie wyliczyli tylko te najważniejsze ich zdaniem: spis ludności, narodziny w Betlejem, obrzezanie, nadanie imienia, ofiarowanie Jezusa w świątyni, ucieczka do Egiptu, znalezienie w świątyni, troska o Jezusa i jego utrzymanie i wychowanie w Nazarecie, praca. Józef był tam nie tylko obecny, ale myślał, podejmował decyzje i działał.

Oderwijmy wzrok od wyimaginowanych obrazów Józefa, jako starca z siwą brodą odwróconego plecami od życia. Dajmy się papieżowi Franciszkowi poprowadzić drogą milionów chrześcijan w głąb biblijnych przekazów, w świat wydarzeń ukrytych dla powierzchownego obserwatora, albo szukającego newsów dziennikarza. Podejmijmy wysiłek, aby poznać głębiej bezcenny skarb, jakim jest osoba św. Józefa. Odkryjmy mężczyznę, męża najpiękniejszej z kobiet, którego życie w posłuszeństwie woli Ojca niebieskiego nierozerwalnie złączyło z życiem Osób, które „są najcenniejszym skarbem naszej wiary” (papież Franciszek).

We wspomnianym Liście apostolskim, będącym bardziej medytacją niż dogmatyczną wypowiedzią, papież podzielił się „kilkoma osobistymi refleksjami” na temat osoby, życia i powołania św. Józefa. Powstały one „z potrzeby serca”, a pragnienie, aby to uczynić „narastało w ciągu … miesięcy pandemii… pośród dotykającego nas kryzysu”, gdy widzieliśmy „życie nasze jest tkane i wspierane przez zwykłe osoby – zazwyczaj zapominane – które nie występują w tytułach gazet i magazynów, ani na wielkiej scenie ostatniego show, lecz niewątpliwie dziś zapisują decydujące wydarzenia na kartach naszej historii”.

Papież rozpoczyna List od refleksji na temat ojcostwa, a następnie porusza temat ojcostwa św. Józefa.

Bycie „ojcem”, „oblubieńcem” to istota życia Józefa, a natchnienie dla nas. Wyraża się ono w darze z siebie, z życia, z pracy. Józef kocha Boga jako izraelita, Maryję jak zakochany mężczyzna i mąż, a Jezusa „ojcowskim sercem”. „Ojcostwo” Józefowe pozwoli Jezusowi odnaleźć swoją tożsamość w ludzkiej historii, a potem głosić Ewangelię, jako potomkowi z rodu Dawida.

Świętego Józefa często przedstawia się w kontekście legalnych rozważań na temat „przybranego ojcostwa”, Papież idzie krok dalej. W drugiej refleksji każe nam rozważać i kontemplować jego „ojcowską czułość”. Aplikuje Ozeaszowe słowa: „Uczył Go chodzić, biorąc Go za rękę: był dla Niego, jak ojciec, który podnosi dziecko do policzka, pochyla się nad nim, aby go nakarmić” (por. Oz 11, 3-4) do relacji Józef – Syn. W dalszych rozważaniach papież wyjaśnia, że czułość to miłość, która „dotyka” i „akceptuje” naszą słabość i to, co w nas jest kruche.

Posłuszeństwo Józefa, to kolejny temat wnikliwych rozważań papieża Franciszka. Płynie ono z akceptacji powołania i z wiary, którą dzieli Józef z Maryją. Jego ojcowskie posłuszeństwo tak, jak i Jej, jest posłuszeństwem „bez wahania”, bez poddawania się trudnościom, a jednocześnie twórczym. „W każdych okolicznościach swojego życia Józef potrafił wypowiedzieć swoje »fiat«, jak Maryja podczas Zwiastowania i Jezus w Getsemani”.

„Bóg wezwał św. Józefa, aby służył bezpośrednio osobie i misji Jezusa poprzez sprawowanie swego ojcostwa: właśnie w ten sposób Józef współuczestniczy w pełni czasów w wielkiej tajemnicy odkupienia i jest prawdziwie sługą zbawienia” – napisał papież.

„Józef jawi się jako mężczyzna okazujący szacunek, delikatny, który – choć nie ma wszystkich informacji – opowiada się za reputacją, godnością i życiem Maryi” – czytamy w rozdziale zatytułowanym „Ojciec przyjmujący”. Nie sądźmy, że papież chce, abyśmy myśleli, że „wierzyć to znaczy znajdować łatwe, pocieszające rozwiązania”. Jest odwrotnie. U św. Józefa widzimy wiarę, która nie zamyka oczu na trudności, nie ucieka przed nimi, stawia im czoło „z otwartymi oczyma, biorąc za to osobiście odpowiedzialność”. Jak w każdej z poprzednich i w tej refleksji znajdziemy Franciszkowe perełki: „Akceptacja Józefa zachęca nas do akceptacji innych, bez wykluczania… Wyobrażam sobie, że postawa Józefa była dla Jezusa źródłem inspiracji dla przypowieści o synu marnotrawnym i miłosiernym ojcu”.

Pierwotnie tytuł tego artykułu miał brzmieć „Mężczyzna cudowny” i zrodził się we mnie po lekturze piątego rozdziału pt. „Ojciec z twórczą odwagą”. To tu pojawia się słowo „cud”. Ale oddajmy głos papieżowi Franciszkowi: „Józef jest człowiekiem, przez którego Bóg troszczy się o początki historii odkupienia. Jest on prawdziwym „cudem”, dzięki któremu Bóg ocala Dziecię i Jego Matkę. Bóg działa, ufając w twórczą odwagę tego człowieka…”. To tu mowa jest o „twórczej odwadze” Józefa; o „Józefie bohaterze”; o Józefie, któremu „Bóg ufa”, a Maryja może być pewna, że ma męża, „, który nie tylko chce ocalić Jej życie, ale który zawsze będzie się troszczył o Nią i o Dziecko”.
Nie będę relacjonował pozostałych dwu rozdziałów i pełnego treści zakończenia. Pragnę w ten sposób zachęcić Cię Drogi Czytelniku, skoro cierpliwie dotarłeś do tego miejsca, do przeczytania całego Listu „Patris corde” (nie jest długi) oraz do uczynienia jego poszczególnych rozdziałów obfitujących w zaskakujące spostrzeżenia przedmiotem medytacji. Rok św. Józefa; marzec, który jest „jego miesiącem”; każda środa jako dzień szczególnej modlitwy do św. Józefa; a wreszcie przypadająca w najbliższych dniach (19.III) Uroczystość Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny niewątpliwie temu sprzyjają.

Na zakończenie kilka słów o polskim wątku w „Patris corde”. Otóż jeden z rozdziałów nosi tytuł, który papież zaczerpnął od Polaka. Tak o tym napisał: „Polski pisarz Jan Dobraczyński w książce »Cień Ojca« opowiedział w formie powieści o życiu świętego Józefa. Przez sugestywny obraz cienia określił postać Józefa, który w stosunku do Jezusa jest cieniem Ojca Niebieskiego na ziemi: osłania Go, chroni, nie odstępuje od Niego, podążając Jego śladami”. Wędrując uliczkami Rzymu, zauważyłem wydania wspomnianej książki Dobraczyńskiego w witrynach wielu księgarni. W niektórych różnojęzyczne tłumaczenia stały obok siebie. Sądzę, że warto dodać tę pozycję do swoich tegorocznych lektur nie tylko, aby nie było, że cudze chwalimy…, albo że to dobre lekarstwo na covidowe smutki, ale przede wszystkim dlatego, że jeśli chcemy się zaprzyjaźnić ze świętymi, to trzeba ich poznać. To jest środek do celu, który przyświecał papieżowi Franciszkowi przy pisaniu listu dedykowanego św. Józefowi. Tym celem jest „wzbudzenie większej miłości dla tego wielkiego Świętego, abyśmy byli zachęceni do modlitwy o jego wstawiennictwo i do naśladowania jego cnót i jego zaangażowania”.

Podsumowując, można powiedzieć, że papież wzorem swoich wybitnych poprzedników zachęca nas: Ite ad Joseph! – Idźcie do Józefa!

Fresk – Kalisz

o. Henryk Droździel SJ, 19.3.2021, Rzym

Tego samego Autora: Święty Józef w świetle pewnej ikony.
https://jezuici.pl/2020/03/swiety-jozef-w-swietle-pewnej-ikony/

Foto: Henryk Droździel SJ

 

]]>
Przedziwne narodziny. Kontemplacja na Uroczystość Narodzenia Pańskiego https://jezuici.pl/2020/12/przedziwne-narodziny-kontemplacja-na-uroczystosc-narodzenia-panskiego/ Thu, 24 Dec 2020 10:09:43 +0000 https://jezuici.pl/?p=63722 „W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził […]]]>

„W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna. Kiedy tam przebywali, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie. W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoją trzodą. Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. Lecz anioł rzekł do nich: Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie. I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami: Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania. Gdy aniołowie odeszli od nich do nieba, pasterze mówili nawzajem do siebie: Pójdźmy do Betlejem i zobaczmy, co się tam zdarzyło i o czym nam Pan oznajmił. Udali się też z pośpiechem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane” (Łk 2,1-20).

 

 Obraz do kontemplacji: Wyobraź sobie grotę betlejemską, a w niej Maryję i Józefa, leżące w żłobie Niemowlę oraz pasterzy. Obserwuj milczenie i adorację Maryi oraz radość pasterzy.

Prośba o owoc kontemplacji: Proś o głęboką wiarę, że Dziecko narodzone z Maryi jest Synem Bożym. Proś także o wdzięczność i duchową radość z faktu, że „Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł być Bogiem”.

 

 1. Droga 

Narodzenie Jezusa ma miejsce w ściśle określonym czasie historycznym, za panowania Cezara Augusta. W czasie, gdy dokonuje się spisu ludności. Spisy ludności odbywały się w całym Cesarstwie Rzymskim co czternaście lat. Dokonywano ich w tym celu, by móc ściągać podatki od każdej rodziny. Według prawa rzymskiego każdy właściciel ziemski powinien stawić się do spisu w miejscu, gdzie znajdowała się jego rodowa posiadłość.

Józef udał się do Betlejem, gniazda rodowego króla Dawida. Droga z Nazaretu do Betlejem wynosiła ok. 150 km, a więc ok. cztery, pięć dni pieszej wędrówki. Nie była to więc droga długa. Jednak dla Maryi, która była brzemienna, była drogą uciążliwą i niebezpieczną. Chociaż podjęta z rozkazu Cezara, miała być realizowaniem Bożych planów. Wymagała całkowitego zaufania i powierzenia Bogu.

Kontempluj  najpierw podróż Maryi i Józefa. Idąc za wskazaniami Ignacego zobacz wzrokiem wyobraźni drogę z Nazaretu do Betlejem. Zastanów się nad „jej długością, szerokością i czy ta droga wiedzie przez równiny czy przez doliny i pagórki” (ĆD 112).

Następnie przyglądaj się trudowi, jaki podejmuje Święta Rodzina. Zauważ pokój, milczenie, cichość. Wczuwaj się również w myśli i uczucia, jakie towarzyszą Maryi i Józefowi. Czy pogodzili się ze swoją nieplanowaną podróżą na sposób pogodzenia się z losem, czy też podejmują podróż z nadzieją, wdzięcznością, całkowitym powierzeniem się Najwyższemu i oczekiwaniem na Jego dalsze znaki?

W kontekście tej drogi przyjrzyj się również własnej drodze życia. Zadaj sobie również pytanie, do jakiego Betlejem zmierzasz?  Czy jesteś otwarty na ryzyko drogi z Bogiem do nieznanego Betlejem?

 

2. Odrzucenie

W dalszym ciągu kontemplacji przeżywaj odrzucenie Świętej Rodziny. Maryja i Józef nie znaleźli miejsca w żadnej gospodzie. Były one przepełnione w związku ze spisem i napływem ludności do Jerozolimy. Nie jest też wykluczone, że Maryja i Józef nie znaleźli miejsca z powodu swego ubóstwa.

W Betlejem Maryja i Józef doświadczają samotności. Samotność wpisana jest w kondycję ludzką. Ona tworzy w nas przestrzeń ducha, który owocuje darem i głębokimi relacjami osobowymi. Może jednak stać się przyczyną wyobcowania. Maryja i Józef spotkali się z takim wyobcowaniem w Betlejem.

Również ciemnej stronie wyobcowania ulegli mieszkańcy Betlejem. Mieszkańcy Betlejem zapomnieli o gościnności, tak istotnej w starożytnym Wschodzie; wykazali również brak ludzkiej życzliwości i zainteresowania wobec kobiety ciężarnej,  znajdującej się w potrzebie.

Odrzucenie Jezusa i Świętej Rodziny stanie się odtąd symboliczne. Starzec Symeon powie w świątyni jerozolimskiej: „Oto Ten przeznaczony jest (…) na znak, któremu sprzeciwiać się będą (Łk 2, 34). A św. Jan napisał w Prologu: Na świecie było /Słowo/, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. 11 Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 10-11).

Całe ziemskie życie Jezusa będzie czasem odrzucenia – znakiem sprzeciwu; od Betlejem, przez Nazaret aż po Kalwarię. Również historia ludzkości i historia poszczególnego człowieka jest czasem sprzeciwu wobec Jezusa i Jego Ewangelii.

Kontempluj w tej scenie odrzucenie Jezusa w Betlejem i zastanów się w jaki sposób Jezus bywa odrzucany w twoim życiu. Zobacz świat, który konstruujesz sam; świat, w którym nie ma miejsca dla Niego. Nazwij po imieniu „gospodę”, do której nie chcesz wpuścić Jezusa.

Która strona samotności bierze w tobie górę? W jaki sposób zachowujesz się w sytuacjach odrzucenia, w niepowodzeniach i porażkach osobistych?

 

3. Narodzenie

Najstarsza tradycja, która sięga I wieku, mówi, że Jezus urodził się w grocie na polu pasterzy, poza miastem, poza Betlejem, światem, przez który nie został przyjęty (podobnie jak umarł – na Golgocie, poza miastem). Wzgórza Betlejem i okolic do dziś pokryte są takimi grotami. Do dziś też u podnóża Betlejem rozciągają się doliny, szczególnie nadające się na pastwiska. Apokryficzna Ewangelia Dziecięctwa mówi z kolei, że Jezus przebywał trzy dni w grocie, a następnie Maryja z Józefem złożyli Go w stajni, w żłobie.

Św. Łukasz opisuje narodzenie Jezusa w sposób bardzo zwięzły i prosty: [Maryja] „porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie”. Czytając ten tekst przychodzi nam na myśl tradycyjna szopka, ze żłobem dla zwierząt, stajenką, być może w kształcie groty. Zazwyczaj dodajemy jeszcze do tego wołu i osiołka.

Św. Łukasz mówiąc o żłobie, używa słowa fatne. To słowo ma jeszcze inne znaczenia.  Może to być rodzaj przenośnego kosza, albo podwójnej torby, którą zakładało się na grzbiet osła czy wielbłąda. Do jednej strony torby wkładano narzędzia, a do drugiej żywność, chleb. Jezus rodzi się w koszyku, torbie przeznaczonej na chleb. Rodzi się w Betlejem, w Domu Chleba.

Jest to piękny symbol. Jezus rodzi się, jak pachnący chleb, przygotowany do spożycia, aby stać się życiem dla ludzi. Przychodzi jak manna z nieba, podarowana na utrzymanie ubogiego, jak Ten, który się dzieli, wydaje, by swą ofiarą przynieść pokój i zbawienie światu: „To jest Ciało moje za was wydane” (por. Łk 22, 19); „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki” (J 6, 51).

Natomiast obraz dziecka owiniętego w pieluszki nawiązuje do ciała Jezusa owiniętego w całun i leżącego w grobie. Mamy tu więc nawiązanie do śmierci i zmartwychwstania Jezusa. W ten sposób narodziny Jezusa są już zapowiedzią Jego Paschy.

Wszyscy wierzący Żydzi spodziewali się znaków zapowiadających przyjście Królestwa Bożego i czasów mesjańskich; spodziewali się cudów i tajemniczych wydarzeń. W taki sposób zapowiadali Mesjasza prorocy.

Znak Boga kontrastuje z tymi oczekiwaniami. Jezus nie przychodzi w mocy, nie zatrważa, nie budzi grozy. Przychodzi w słabości, w sposób bardzo ludzki, zachęcający i otwarty dla każdego. W Betlejem Bóg przemawia w Dziecku. Bóg ukazuje siebie w tym, co jest na ziemi najpiękniejsze – w niewinności, bezradności i bezbronności dziecka.

Czy ten znak Boga przemawia dziś do ciebie? Jaki Bóg jest ci bliższy: Bóg mocy, triumfu – Bóg Starego Testamentu czy Bóg pokory, słabości, miłości – Bóg objawiający się w Jezusie?

Zechciej w tej kontemplacji odkryć  na nowo głęboką pokorę i ubóstwo narodzin Syna Bożego. Bóg rodzi się jak człowiek najuboższy.  Będzie także umierał jak najuboższy – na krzyżu, nie posiadając nic, nawet tuniki. W ten sposób Jezus dzieli ludzki los: „będąc bogaty, dla nas stał się ubogi, aby nas ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor 8, 9).

Kontempluj pokorę i ubóstwo Jezusa w całym Jego życiu: od narodzin aż do pełnej kenozy, wyniszczenia i ogołocenia na krzyżu. Zauważ także ubóstwo Jezusa w świecie i Kościele dziś. Jezus żyje dziś w ubóstwie znaków sakramentalnych, szczególnie w Eucharystii, w kawałku chleba; żyje w ubóstwie ludzi najbiedniejszych z którymi się utożsamia; żyje i działa poprzez ubóstwo tych, którymi się posługuje. Zauważ  ubóstwo Jezusa w twoim życiu duchowym. Jezus „zadowala się” twoimi bardzo małymi gestami miłości i poprzez te ubogie gesty czyni wielkie rzeczy.

 

4. Paterze       

W czasie obecnej modlitwy możesz kontemplować również nowonarodzonego Jezusa wraz z  pasterzami. Kim byli pasterze? W czasach Jezusa pasterze byli ludźmi, których lekceważono. Wraz z rolnikami i rybakami tworzyli lud nie znający prawa. Pasterze nie mogli skrupulatnie przestrzegać wszystkich obowiązujących przepisów prawnych, gdyż pilnowanie i troska o stada zajmowała im cały czas. Z tego powodu ortodoksyjni Żydzi patrzyli na nich z pogardą.

Z drugiej strony, w historii Izraela pasterze cieszyli się szacunkiem i poważaniem. Byli nośnikami Tradycji i religii. Pasterzem był np. król Dawid, prorok Amos. Tytuł pasterza nadawano również Bogu – Jahwe. Także Jezus nazywa siebie Dobrym Pasterzem.

Pasterze byli ludźmi prostymi, szczerymi, na swój sposób pobożnymi. I ta właśnie prostota, prostolinijność sprawia, że spontanicznie, bez wątpliwości i oporów przyjmują znak Boga i zginają kolana przed Jezusem.

Ojcowie Kościoła podkreślają, że ci pasterze są jedynymi ludźmi, którzy nie śpią, czuwają, troszczą się o stado, służą mu. Zapewne nie myślą o narodzinach Mesjasza, ale czuwają przy stadach. Wywiązują się ze swych obowiązków, w przeciwieństwie do mieszkańców Betlejem. Mieszkańcy Betlejem przespali swoje człowieczeństwo, dlatego też nie widzą chwały narodzin Pańskich. Nawet jeżeli nazajutrz dowiedzą się o niej od pasterzy, to i tak nie uwierzą.

Pasterze troszczą się o stado, dlatego Bóg sam troszczy się o nich: „Chwała Pańska zewsząd ich oświeciła”. Słowo chwała Pańska (szekinah) oznacza opiekę Boga nad ludźmi, którzy są wierni swojemu powołaniu, swojej misji.

Pasterze są również pierwszymi świadkami, ale także wysłannikami Nowonarodzonego. Zostaje im powierzona Dobra Nowina o narodzeniu Zbawiciela, Mesjasza, Pana. Tą nowiną, radością będą dzielić się z innymi. Radość pasterzy będzie rozprzestrzeniać się, zgodnie z maksymą: Bonum est diffusivum sui. Właściwością dobra jest to, że się samo rozprzestrzenia.

W czasie tej kontemplacji zechciej stanąć w szeregu ubogich i pogardzanych pasterzy. Zastanów się czy twoje doświadczenia ubóstwa otwierają cię na tajemnicę Wcielenia? Czy czujesz, doświadczasz, że Jezus przyszedł także do ciebie? Czy jesteś gotowy, by być świadkiem narodzin Jezusa? Na czym polega twoje czuwanie? A na czym ospałość? Czy twoje trwanie w Bogu przynosi owoce, podobnie, jak w życiu pasterzy? Czy nie przesypiasz czasu łaski, objawienia Boga?

 

Rozmowa końcowa: Adoruj Jezusa jak Maryja, w pokorze i milczeniu lub jak pasterze, radując się i uwielbiając Boga za tę „wielką tajemnicę wiary”. Odmów Zdrowaś Mario.

fot. Pixabay

 

]]>
Radujmy się! Medytacja na III Niedzielę Adwentu, rok B https://jezuici.pl/2020/12/radujmy-sie-medytacja-na-iii-niedziele-adwentu-rok-b/ Sat, 12 Dec 2020 09:41:44 +0000 https://jezuici.pl/?p=63488 Słowo Boże: “Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz /posłanym/, aby zaświadczyć o światłości. Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: Kto ty […]]]>

Słowo Boże: “Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz /posłanym/, aby zaświadczyć o światłości. Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: Kto ty jesteś?, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: Ja nie jestem Mesjaszem. Zapytali go: Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem? Odrzekł: Nie jestem. Czy ty jesteś prorokiem? Odparł: Nie! Powiedzieli mu więc: Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie? Odpowiedział: Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem? Jan im tak odpowiedział: Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała. Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu” (J 1, 6-8.19-28).

Obraz do medytacji: Wyobraź sobie Jana Chrzciciela u jednego z brodów Jordanu w Betanii podczas udzielania chrztu.

1. Kim jesteś? 

Ewangelia rozpoczyna się fragmentem Prologu. Jan Chrzciciel przyszedł, aby świadczyć o Światłości, która wypełniła ziemię wraz z Wcieleniem Jezusa Chrystusa. Świadectwo Jana przekracza zwyczajne nauczanie i dlatego rodzi szereg pytań. Ludzie po cichu uważali go za Mesjasza. Zaniepokoiło to żydowskich kapłanów, którzy domagali się od Jana, aby wyjawił swoją tożsamość: Kim jesteś? Jan akceptował swoje miejsce, misję i powołanie. Jezus wszedł na teren jego działalności i “zabrał mu uczniów”. Jan trudził się, aby zgromadzić uczniów, a Jezus zebrał  plon na jego polu. Ale Jan nie widzi w Nim konkurenta, który pozbawia go sławy, popularności, osiągnięć. Przeciwnie, sam wskazuje uczniom Jezusa. Cieszy się, że Jezus będzie wzrastał, a on zejdzie z centrum, na bok, w cień. Jan zna swoje miejsce i swoją rolę. Dlatego nazwie siebie głosem; będzie głosił Jezusa, by później zamilknąć.

Uczeń Jezusa zna dobrze swoją rolę. Potrafi w odpowiedniej chwili “wejść na scenę”. Ale potrafi również we właściwym czasie “zejść z niej”.Prawdziwy świadek nie przeszkadza, nie zasłania Jezusa, nie skupia uwagi na sobie. Ale pozostawia miejsce dla Jezusa.  Pozostawia przestrzeń wolności dla innych.

Kim jesteś? Jakim świadkiem Jezusa jesteś dziś? Czy nie grasz pierwszych skrzypiec, skupiając uwagę wszystkich na sobie? Czy wiesz kiedy odejść?

2. Świadectwo

Jan jest posłanym, by świadczyć. W świecie greckim świadectwo pokrywa się z męczeństwem. Jan wskazuje Jezusa jako Mesjasza, ale również zginie z Jego powodu. Śmierć Jana jest wspaniałym dopełnieniem świadectwa. Przyszedł, by się “umniejszać, aby Jezus mógł wzrastać”. Z chwilą śmierci umniejszył się ostatecznie. Został stracony z powodu swego posłannictwa. Został “wchłonięty” przez Jezusa i misję. Do Jana można odnieść słowa Pawła: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20).

Życie ucznia Jezusa ma być również świadectwem. uczeń Jezusa powinien nieustannie “obumierać” własnemu egoizmowi i zatapiać się w Chrystusa. Z tej perspektywy śmierć doprowadza do pełni ziemskie wzrastanie w Jezusie.

Jak wygląda na co dzień twoje “obumieranie”? Jakie przeszkody musisz w sobie usuwać, by Jezus mógł w tobie wzrastać?

3.  Gaudete

Dzisiejsza niedziela nosi nazwę “Gaudete”. Jest niedzielą radości. Jej źródłem jest Jezus Chrystus.  Jan Paweł II uznał poznawanie Jezusa i życie Nim za najważniejszy cel trzeciego tysiąclecia. Napisał: Nie trzeba wyszukiwać «nowego programu». Program już istnieje: ten sam co zawsze, zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji. Jest on skupiony w istocie rzeczy wokół samego Chrystusa, którego mamy poznawać, kochać i naśladować, aby żyć w Nim życiem trynitarnym i z Nim przemieniać historię, aż osiągnie swą pełnię w niebiańskim Jeruzalem. Program ten nie zmienia się mimo upływu czasu i ewolucji kultur, chociaż bierze pod uwagę epokę i kulturę, aby możliwy był prawdziwy dialog i rzeczywiste porozumienie. Ten właśnie niezmienny program jest naszym programem na trzecie tysiąclecie.

W  życiu wewnętrznym nie można kłaść zbyt jednostronnie  nacisku na krzyż: przykre i trudne doświadczenia, walkę ze złem, pokonywanie wad, trudności, umartwienie i zapieranie siebie. Trzeba również pielęgnować drugi biegun: radość i przyjemność ze spotkania z Bogiem, z Chrystusem. Notoryczny brak radości, stany zniechęcenia, przygnębienia, frustracji świadczą o braku dojrzałej więzi osobowej z Chrystusem. Autentyzm życia chrześcijańskiego mierzy się doświadczeniem wewnętrznej radości, dzielonej w spontaniczny sposób z innymi.

Czy w twoim życiu jest dużo radości? Czy radość wyznacza twoje powołanie, zadania, obowiązki, życie? Czy źródłem twojej radości jest Chrystus? Czy dzielisz się radością z innymi? Co wnosisz w życie swojej rodziny, wspólnoty, środowiska: radość, pokój czy niepokój, zgorzknienie, frustracje, smutek?

Rozmowa końcowa: Módl się o umiejętność dawania codziennego świadectwa Jezusowi. Proś, abyś był Jego “głosem” we współczesnym zagubionym świecie. Módl się również o duchową radość i pokój.

fot. Pixabay

]]>
Jezuici i Matka Boża Pocieszenia https://jezuici.pl/2020/09/jezuici-i-matka-boza-pocieszenia/ Mon, 07 Sep 2020 13:24:49 +0000 https://jezuici.pl/?p=61738 Dnia 4 września, w zakonach augustiańskich i wielu kościołach na świecie obchodzi się wspomnienie NMP Matki Pocieszenia. Jednak nie o tym wspomnieniu, chociaż także o Matce Bożej wzywanej pod tym imieniem będzie mowa poniżej. W Rzymie, przy Forum Romanum, u stóp Rupe Tarpea, jest kościół pod wezwaniem Santa Maria della Consolazione (NMP Matki Pocieszenia) od […]]]>

Dnia 4 września, w zakonach augustiańskich i wielu kościołach na świecie obchodzi się wspomnienie NMP Matki Pocieszenia. Jednak nie o tym wspomnieniu, chociaż także o Matce Bożej wzywanej pod tym imieniem będzie mowa poniżej.

W Rzymie, przy Forum Romanum, u stóp Rupe Tarpea, jest kościół pod wezwaniem Santa Maria della Consolazione (NMP Matki Pocieszenia) od niego bierze nazwę plac oraz przylegająca ulica. W 1385 roku skazany na śmierć więzień (w tym miejscu było miejsce straceń) złożył ofiarę prosząc o namalowanie wizerunku Matki Bożej, aby była „pocieszeniem” dla skazańców, takich jak on. Z czasem za kościołem powstał szpital dla chorych. Historia rozwoju kościoła i szpitala, pozostających pod opieką arcybractwa skupiającego ludzi świeckich, jest długa i fascynująca. Miejsce to zawsze wyróżniał, z jednej strony bardzo wysoko poziom opieki oferowanej chorym, tak od strony warunków lokalowych jak i kwalifikacji personelu medycznego, a z drugiej długa lista wybitnych postaci, które dobrowolnie posługiwały chorym w tym miejscu.

Widok na dawny szpital

Do tego zacnego grona, oprócz św. Józefa Kalasanty, św. Wincentego Pallotti, św. Kamila de Lellis, czy osobiście przybywającego tu papieża Klemensa XII zaliczają się liczni jezuici, w śród nich sam św. Ignacy Loyola oraz św. Alojzy Gonzaga. Na tzw. próbę szpitalną przybywali tu przez długi czas nowicjusze z jezuickiego nowicjatu w Rzymie. Tu młody jezuita, św. Alojzy Gonzaga, zmarły w wieku 23 lat (1568-1591) miał pewnego dnia przynieść do szpitala na własnych barkach chorego dotkniętego zarazą panującą wtedy w mieście. Zaraził się od niego dżumą i sam krótko potem zmarł. Chorując miał powtarzać, że ciszy iż mógł w ten sposób spotkać Chrystusa i mu usłużyć. Na ścianie szpitala (obecnie koszary policji) znajduje się pamiątkowa tablica poświęcona Świętemu i opis wydarzenia.

Tablica upamiętniająca św. Alojzego Gonzagę SJ

Zwiedzając Kapitol, jeśli mamy czas, warto zejść wąską uliczka po prawej stronie Palazzo dei Conservatori w dół, do via Monte Tarpeo, która zaprowadzi nas do pięknego punktu widokowego skąd doskonale widać kościół s. M. della Consolazione i szpital. Znajdziemy w nim wiele zaskakujących pamiątek w postaci ołtarzy, rzeźb, fresków i obrazów. Nie ma tu zbyt wielu zwiedzających, można więc zatrzymać się spokojnie na chwilę modlitwy w ciszy w „dobrym towarzystwie”. Kościołem opiekują się ojcowie kapucyni. Główne uroczystości odpustowe, poprzedzone trzydniowym przygotowaniem, odbędą 8-go września br. i wpisują się w jubileusz 550-lecia powstania kościoła. Kościół jest otwarty w godzinach 6.30-21.00 bez przerwy na sjestę (sic!).

Na zdjęciu głównym widok na tylną część kościoła Santa Maria della Consolazione i na szpital.

 

]]>
Odpowiedzialność osobista czy zbiorowa? https://jezuici.pl/2020/09/odpowiedzialnosc-osobista-czy-zbiorowa/ Sun, 06 Sep 2020 08:44:02 +0000 https://jezuici.pl/?p=61726   Ezechiel jest prorokiem promującym nową sprawiedliwość opartą na wolności i sumieniu oraz osobistej odpowiedzialności. Na Bliskim Wschodzie (również we wczesnym Izraelu) dominowała struktura zorientowana na grupę, np. plemię, ród, rodzinę. W związku z tym istniała koncepcja odpowiedzialności zbiorowej. Między Izraelitami krążyło ludowe przysłowie: Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom (Ez 18, 2). […]]]>

 

Ezechiel jest prorokiem promującym nową sprawiedliwość opartą na wolności i sumieniu oraz osobistej odpowiedzialności. Na Bliskim Wschodzie (również we wczesnym Izraelu) dominowała struktura zorientowana na grupę, np. plemię, ród, rodzinę. W związku z tym istniała koncepcja odpowiedzialności zbiorowej. Między Izraelitami krążyło ludowe przysłowie: Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom (Ez 18, 2).

Teologia oparta (jedynie) na zbiorowej odpowiedzialności prowadziła do pewnych absurdów. Z jednej strony rodził się (racjonalny) bunt i oskarżanie Boga. Dlaczego dzieci mają ponosić konsekwencje błędów i grzechów przodków, zwłaszcza rodziców? Z drugiej zaś strony pojawiało się unikanie odpowiedzialności. Nie trzeba nic zmieniać ani podejmować żadnego trudu, gdyż wszystko zależy od przeszłości; jest konsekwencją działań przodków i wcześniejszych pokoleń.

Prorok Ezechiel wychodząc od przysłowia rozważa trzy przypadki: człowieka sprawiedliwego, sprawiedliwego ojca i grzesznego syna, grzesznego ojca i sprawiedliwego syna (Ez 18, 5-20). Wniosek jest oczywisty. Każdy ponosi odpowiedzialność za swoje czyny, dobre lub złe: Umrze tylko ta osoba, która grzeszy. Syn nie ponosi odpowiedzialności za winę swego ojca ani ojciec – za winę swego syna. Sprawiedliwość sprawiedliwego jemu zostanie przypisana, występek zaś występnego na niego spadnie (Ez 18, 20). Pan Bóg nie kieruje się więc ludzką teologią. On jest sprawiedliwy i miłosierny. Pragnie, by wszyscy się nawrócili i zostali zbawieni: Ja nie mam żadnego upodobania w śmierci – wyrocznia Pana Boga. Zatem nawróćcie się, a żyć będziecie (Ez 18, 32).

Człowiek nie jest więźniem przeszłości, uwarunkowań rodzinnych ani społecznych. Istnieje pewna dynamika w relacji do grzechu. Sprawiedliwy może utracić własną sprawiedliwość i zgrzeszyć, oddalić się od Boga. Niesprawiedliwy może się nawrócić i odrzucić grzech (Ez 18, 21-28). Ezechiel rzuca nowe światło na problemy wychowawcze, z którymi borykają się rodzice, nauczyciele, pedagodzy. Dość powszechne jest dziś obarczanie rodziców i wychowawców winami, kompleksami i zranieniami dzieci. Zapewne wychowanie wpływa na późniejsze „zranienia” i kompleksy. Nie można jednak generalizować. Postawy i zachowania dzieci nie są tylko wynikiem błędów wychowawczych. Wiele błędów i grzechów jest świadomym wyborem dzieci, nawet w rodzinach, w których stosuje się najlepsze i najnowsze metody pedagogiczne i psychologiczne. Nikt nie jest więźniem przeszłości. Zawsze istnieje wolność i możliwość wyboru, a w konsekwencji możliwość nawrócenia lub utrata sprawiedliwości. Człowiek nie jest piłeczką w grze losowej. Nic nie jest z góry przesądzone, zdeterminowane. Pierwsze powiedziane Bogu „tak” może z czasem stać się świadomym „nie” i odwrotnie.

W kontekście odpowiedzialności osobistej Ezechiel podejmuje problem braterskiego upominania (Ez 2, 16-21). Pomimo, iż każdy ponosi osobistą odpowiedzialność za swoje życie, istnieje obowiązek upomnienia bliźniego, gdy grzeszy. Dzięki upomnieniu może się nawrócić i żyć. Zadanie proroka polega na ukazaniu drogi prawdy. Sam wybór jest wolną decyzją każdego człowieka. W podobny sposób poucza św. Jakub: Bracia moi, jeśliby ktokolwiek z was zszedł z drogi prawdy, a drugi go nawrócił, niech wie, że kto nawrócił grzesznika z jego błędnej drogi, wybawi duszę jego od śmierci i zakryje liczne grzechy (Jk 5, 19-20). Z kolei Jezus podejmując temat upomnienia braterskiego wskazuje cztery kroki: upomnienie w cztery oczy, w obecności mądrego i dyskretnego mediatora, wobec przedstawicieli Kościoła, a na końcu traktowanie go jak poganina i celnika, czyli okazywanie maksimum cierpliwości i miłości i szukanie nowych dróg dotarcia do zagubionego (por. Mt 18, 15-17). Oczywiście upominanie wymaga delikatności i dyskrecji, by nie przerodziło się w moralizowanie i upokarzanie.

Pytania do refleksji:

  • Co sądzę o odpowiedzialności zbiorowej?
  • Czy jestem odpowiedzialny za siebie, moje życie, powołanie, ludzi mi powierzonych?
  • Czy nie oskarżam za swoje błędy, grzechy, kompleksy i słabości innych (zwłaszcza rodziców)?
  • W jaki sposób podejmuję funkcje wychowawcze?
  • Jakie są moje wybory?
  • Czy podejmuję praktykę upomnienia braterskiego? Co leży u podłoża mojego upominania (bądź nie upominania) bliźnich?
  • W jaki sposób upominam? Czy moje upomnienia nie ranią bliźnich?

fot. Unsplash

]]>
Vladimir Pachkov SJ, Tożsamość krajów Azji Środkowej https://jezuici.pl/2020/08/vladimir-pachkov-sj-tozsamosc-krajow-azji-srodkowej/ Sun, 30 Aug 2020 14:44:00 +0000 https://jezuici.pl/?p=61570 Kirgizja jest jedynym krajem w Azji Środkowej, gdzie jezuici prowadzą działalność apostolską. O tożsamości i specyfice tej części świata pisze na łamach Civiltà Cattolica brat Vladimir Pachkov SJ. Z artykułu zatytułowanego „W poszukiwaniu tożsamości w postsowieckiej Azji Środkowej” opublikowanego w La Civiltà Cattolica z lipca 2020 roku, (jest dostępne tłumaczenie na język polski) dowiadujemy się , […]]]>

Kirgizja jest jedynym krajem w Azji Środkowej, gdzie jezuici prowadzą działalność apostolską. O tożsamości i specyfice tej części świata pisze na łamach Civiltà Cattolica brat Vladimir Pachkov SJ.

Z artykułu zatytułowanego „W poszukiwaniu tożsamości w postsowieckiej Azji Środkowej” opublikowanego w La Civiltà Cattolica z lipca 2020 roku, (jest dostępne tłumaczenie na język polski) dowiadujemy się , że tożsamość opisywanych przez br. Pachkowa krajów, Tadżykistanu, Uzbekistanu i Kirgistanu, nie jest w żaden sposób związana z ortodoksyjnym islamem. Mieszkańcy tych państw utożsamiają się w dużej mierze z tradycją przed-chrześcijańską i przed-islamską.

Poniżej pierwszy akapit artykułu

W książce Stephena Fredericka Starra „Stracone oświecenie” , poświęconej wielkim osobowościom okresu złotego wieku w historii Azji Środkowej – znanego także jako „czas oświecenia w Azji Środkowej” – czytamy o wydarzeniu, jakie miało miejsce podczas wojny domowej w Tadżykistanie, w latach dziewięćdziesiątych. Starr był wówczas w Duszanbe, stolicy kraju. Pewnego dnia, podczas gdy szedł jedną z głównych ulic miasta, zobaczył kilku rządowych żołnierzy z zupełnie nowa flagą. Spytał ich co to za flaga, a oni z dumą odpowiedzieli, że jest to nowy sztandar Republiki Tadżykistanu. Była na nim korona i siedem gwiazd. Na pytanie o znaczenie tych symboli, żołnierze nie potrafili dać odpowiedzi, ale oznajmili mu, że zaprowadzą go do mieszkającej niedaleko osoby, która zaprojektowała flagę. Zaprowadzili więc go do tego człowieka, który był katolikiem pochodzenia litewskiego i prowadził sklep z antykami. Gdy Starr zapytał go, skąd przyszedł mu do głowy pomysł na umieszczenie siedmiu gwiazd na tej fladze, wyjaśnił, że podczas swoich studiów na Litwie zajmował się w dużej mierze literaturą oraz historia Persów i Tadżyków, jak również Turków. Dzięki temu dowiedział się, że najbardziej znane osoby w dziedzinie literatury i nauki – uchodzące za Persów – pochodziły w rzeczywistości z obecnej Azji Środkowej, z Tadżykistanu, Uzbekistanu i wschodniego Iranu (Khorasanu). Dlatego też postanowił umieścić siedem gwiazd na fladze niepodległej od niedawna Republiki Tadżykistanu, by symbolizowały pisarzy i myślicieli starożytnego złotego okresu w historii Azji Środkowej.

Zachęcamy do lektury całego artykułu w tłumaczeniu na język polski

Na zdjęciu katolicy na Mszy św. w Biszkeku (Kirgistan)

Flaga Tadżykistanu

 

Flaga Uzbekistanu

 

Flaga Kirgistanu

]]>
Przełamując fale. 19 Niedziela Zwykła A https://jezuici.pl/2020/08/przelamujac-fale-19-niedziela-zwykla-a/ Fri, 07 Aug 2020 10:12:27 +0000 https://jezuici.pl/?p=61198 „Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz […]]]>

„Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się». Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie».  A on rzekł: «Przyjdź». Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie». Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc «Czemu zwątpiłeś, małej wiary?» Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc «Prawdziwie jesteś Synem Bożym»”(Mt 14, 22-33).

Podczas modlitwy Jezusa uczniowie zmagają się z silami natury – przeciwnym wiatrem i falami. W obliczu śmierci są jakby pozostawieni sobie. Jezus rozmawia z Ojcem, zamiast ich wspomagać. Do strachu przed siłami natury dochodzi kolejny; widzą Jezusa w postaci zjawy. Strach przeradza się w panikę, krzyk. Dopiero pełne mocy i pokoju słowa Jezusa: Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się! niwelują ich strach.

Piotr widząc Jezusa kroczącego po jeziorze, chce również dokonać czegoś niezwykłego, chce naśladować Mistrza. Dlatego ryzykuje, opuszcza łódź, która daje pewne poczucie bezpieczeństwa i wychodzi na wzburzone jezioro. Piotr ufa Jezusowi i stąd rodzi się jego odwaga.

Jednak przecenił siebie, swoje możliwości, swoją odwagę. I dlatego poniósł porażkę, okazał się tchórzem. Musiał prosić Jezusa o ratunek. Jezus wskazuje przyczynę jego porażki: Czemu zwątpiłeś, malej wiary? Piotr zwątpił w moc Jezusa. Zwątpienie, (za)wahanie się pomiędzy morzem (światem zewnętrznym i jego wszystkimi zagrożeniami) a Jezusem, wystawia na niebezpieczeństwo zatonięcia.

My często zachowujemy się podobnie ja Piotr. Idziemy za Jezusem, ale mamy również własną receptę na szczęście. Chcemy kroczyć po falach, ale na wszelki wypadek rozciągamy zabezpieczającą sieć.

Gdy nasz wzrok jest utkwiony w Jezusie, w Bogu, to rzeczy najtrudniejsze są możliwe; nawet wzburzona woda nie stanowi zagrożenia. Natomiast gdy polegamy tylko na sobie, powraca ludzki strach i zaczynamy tonąć.

Bardzo wzruszająca jest końcowa scena tego epizodu. Wszyscy uczniowie są w łodzi. Jest w niej również Piotr, którego wiara okazała się zarozumiałością. Wszystkich łączy słabość, wątpliwości, obawa, mała wiara. Ale w tej łodzi jest również Chrystus. I dlatego uczniowie, mimo słabości stają się wielcy. Padają na kolana i wyznają: Prawdziwie jesteś Synem Bożym.

Jest to obraz Kościoła. Łodzi Kościoła nie ocala odwaga i zalety ludzi. Ale mimo naszej słabości czujemy się bezpieczni, gdy jesteśmy z Jezusem; gdy potrafimy rzucić się na kolana i adorować jedynego Pana. Jezus przezwycięża każdy lęk swoim spokojem i pokojem, który przekazuje Apostołom i samej naturze. Uczy również uczniów przezwyciężać strach odwagą wiary.

Jak reaguję pod wpływem strachu? (Chowam się w kącie łodzi i próbuję zapomnieć o burzy? Czepiam się rozpaczliwie mojej łodzi – namiastki rzekomego bezpieczeństwa? Oskarżam Boga o brak opieki albo wątpię w Jego obecność? Stosuję mechanizmy obronne? Rekompensuję sobie strach życiowymi uciechami?…) Czy potrafię, jak Piotr, zaufać Jezusowi nagle i spontanicznie? Czy mam odwagę kroczyć po falach (kryzysy egzystencjalne, psychiczne, duchowe…)? Czy w sytuacjach kryzysu mam wzrok utkwiony w Jezusie; czy stać mnie na prostą, ufną wiarę? Co zwycięża we mnie w sytuacjach zagrażających śmiercią: strach czy zaufanie i odwaga wiary?

fot. Pixabay

 

]]>
W stolicy Bizancjum https://jezuici.pl/2020/07/w-stolicy-bizancjum/ Sun, 12 Jul 2020 09:42:43 +0000 https://jezuici.pl/?p=60812 „Mądrość jest wspaniała i nie więdnie, ci łatwo ją dostrzegą, którzy ją miłują, ci ją znajdą, którzy jej szukają, uprzedza bowiem tych, co jej pragną, wpierw dając się im poznać” (Mdr 6, 12-13). Duchową pielgrzymkę śladami Apostołów w Azji Mniejszej rozpoczynam w Stambule. Słynna bizantyjska stolica, nazywana w przeszłości Konstantynopolem, jest obecnie wielomilionowym tyglem rozmaitych […]]]>

„Mądrość jest wspaniała i nie więdnie, ci łatwo ją dostrzegą, którzy ją miłują, ci ją znajdą, którzy jej szukają, uprzedza bowiem tych, co jej pragną, wpierw dając się im poznać” (Mdr 6, 12-13).

Duchową pielgrzymkę śladami Apostołów w Azji Mniejszej rozpoczynam w Stambule. Słynna bizantyjska stolica, nazywana w przeszłości Konstantynopolem, jest obecnie wielomilionowym tyglem rozmaitych kultur i religii. W tym mieście Wschód łączy się z Zachodem, Europa z Azją, przeszłość konkuruje z nowoczesnością, chrześcijaństwo trwa w cieniu islamu. Na ulicach tłoczno i gwarno. Kobiety z zakrywającymi twarze burkami giną w tłumie turystów i dominujących już wyemancypowanych kobiet.

Całodzienną wędrówkę po mieście rozpoczynam od pałacu Topkapi. Stanowił on niegdyś centrum życia politycznego cesarstwa i siedzibę członków rodziny sułtanów z dynastii osmańskiej. O wielkości pałacu świadczy ogrom kompleksu zabudowań rozciągających się w kierunku morza Marmara. W czasach cesarskich był on właściwie swoistym miastem w mieście. Mieszkało w nim około pięćdziesięciu tysięcy osób, nie mówiąc o trzymanych tu zwierzętach.

Moją uwagę przykuwa Komnata Świętych Relikwii – Płaszcza Szczęśliwości. To najświętsze miejsce pałacowe. Przechowywane są tu bowiem pamiątki po Mahomecie. Do najważniejszych należy odcisk stopy Proroka, fragment jego zęba ułamany w czasie bitwy, czarny sztandar i miecz oraz kamień używany do ablucji. Gdy patrzę, z jakim pietyzmem przechowywane są najmniejsze pamiątki po Mahomecie, powracam myślą do chrześcijańskich relikwii. Właściwie każde miejsce pielgrzymkowe uświęcone jest relikwiami. Są nimi najczęściej doczesne szczątki lub pamiątki po świętych, lecz także miejsca uświęcone obecnością Jezusa, Maryi, świętych i błogosławionych.

Człowiek potrzebuje miejsc świętych i relikwii. Nie jest przecież aniołem. Ma ciało i zmysły. Dzięki nim, kontemplując i dotykając miejsc i relikwii, dotyka równocześnie rąbka Tajemnicy samego Boga. Te zewnętrzne znaki wprowadzają w głębię, jaką jest wnętrze człowieka. To ludzkie serce wypełnione miłością jest najpiękniejszym sanktuarium obecności Boga. W nim łączy się w głębokiej, intymnej więzi z najwyższą Świętością i Miłością.

Stambuł nie jest jedynie domeną kultury i religii islamskiej. Przeciwnie, gdy czytam jego dzieje, uświadamiam sobie, że to stosunkowo „młoda” historia. Wcześniej niepodzielnie panowało tu chrześcijaństwo. Pierwsze Kościoły zakładane przez Apostołów Pawła i Jana rozwijały się w czasach rzymskich i znalazły wspaniałą kontynuację w czasach Konstantyna Wielkiego. Ukoronowaniem tego rozwoju był Konstantynopol, najświetniejsze miasto ówczesnego świata i stolica Bizancjum.

Przykładem świetności czasów bizantyjskich jest świątynia Hagia Sophia – „Świętej Mądrości”. Ta największa (do czasów powstania bazyliki rzymskiej) świątynia świata została wzniesiona za czasów cesarza Justyniana II. W ciągu zaledwie pięciu lat zbudowano jeden z cudów architektonicznych świata, niemający równego sobie. W czasach osmańskich została zamieniona na meczet, obecnie pełni rolę muzeum.

Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że bazylika była oświetlona przez tysiące lamp i świec. Ich blask przebijał się przez cienkie marmurowe płyty, dzięki czemu świątynia pełniła rolę także latarni morskiej.

Hagia Sophia była zatem latarnią morską dla żeglarzy, ale przede wszystkim dla wierzących i pielgrzymów. To właśnie z niej płynęło słowo Mądrości Bożej. Mądrość wskazuje kierunek, cel. Pozwala umiejętnie wykorzystać dary i talenty. Umożliwia dokonywanie właściwych wyborów i rezygnację z tego, co zniewala i oddala od Boga. Dlatego Autor Księgi Mądrości zachęca, by się trudzić dla niej: „O niej rozmyślać – to szczyt roztropności, a kto z jej powodu nie śpi, wnet się trosk pozbędzie: sama bowiem obchodzi i szuka tych, co są jej godni” (Mdr 6, 15-16). Mądrość bowiem jest „odblaskiem wieczystej światłości, zwierciadłem bez skazy działania Boga, obrazem Jego dobroci” (Mdr 7, 26). Ostatecznie to sam Bóg jest największą Mądrością i z Jego pełni otrzymujemy łaskę po łasce (por. J 1, 16).

Medytując nad Mądrością Bożą, podziwiałem w Hagia Sophia wspaniałe mozaiki, przedstawiające uosobioną Mądrość – Chrystusa Pantokratora. Kontemplowałem też mozaiki Bogurodzicy. To przecież Maryja jako najdoskonalszy człowiek jest „wyrazicielką” mądrości Boga. W Niej przyjęła ona ludzkie kształty. „Słowo stało się ciałem” (J 1, 14). Słusznie więc nazywamy Matkę Bożą „Stolicą Mądrości”.

W monumentalnej świątyni Hagia Sophia człowiek prawdziwie odczuwa swoją małość i nędzę wobec wszechmocy i potęgi Boga. Z drugiej jednak strony, napawa nadzieją, którą symbolizują kolumny. Jedna z nich, zwana „płaczącą”, zawdzięcza swą nazwę cudowi. Według tradycji cesarz Justynian pozbył się męczącej migreny, opierając o nią głowę. Pielgrzymi przez całe wieki dotykali tego miejsca i przypisywali każdej z kolumn bazyliki inne właściwości lecznicze. W przekonaniu tym zawarta jest głęboka prawda, że Bóg działa, leczy i uzdrawia, kiedy chce i jak chce.

fot. autor

]]>
Hojny Siewca. 15 Niedziela Zwykła A https://jezuici.pl/2020/07/hojny-siewca-15-niedziela-zwykla-a/ Sat, 11 Jul 2020 08:21:04 +0000 https://jezuici.pl/?p=60798 Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami: «Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedne ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne […]]]>
Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami: «Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedne ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na grunt skalisty, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne wreszcie padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha!» (Mt 13, 1-9).

Pan Bóg nie mierzy ludzką miarą. Nie decyduje o tym, który teren jest dobry pod zasiew, a który nie daje nadziei na plon. Bóg podejmuje ryzyko „działań nieskutecznych”. Siewca jest wolny. Nie jest uwarunkowany przymusem wzrostu ani owocami. Gdy pozwolimy Bogu działać, dokona w nas cudu przemiany serca. Ale gdy się zamkniemy, uszanuje naszą wolność.

Skuteczność Bożego słowa zależy w pewnej mierze od gleby naszego serca. Jedno ziarno pada na drogę. To serce „nierefleksyjne”, które słucha słowa Bożego, ale go nie rozumie. Słowo zostaje na powierzchni, na poziomie intelektu, nie wnika do serca, nie wpływa na życie. „Jednym uchem wchodzi, a drugim wychodzi”.

Miejsce skaliste, to serce, które słucha słowa Bożego, przyjmuje je z radością, ale jest niestałe, nie ma w sobie korzeni, fundamentu; gdy przychodzą trudności, zaraz się załamuje. Jest to typowy „słomiany zapał”, albo słuchanie słowa wybiórcze, selektywne. Taka radość, bez głębi i fundamentu przypomina tłumy, które w Niedzielę Palmową witały Jezusa z okrzykami radości, a parę dni później krzyczały: Ukrzyżuj Go!

Gleba ciernista to z kolei serce człowieka, który słucha słowa Bożego, ale zagłusza je poprzez przyjemności codziennego życia. Żyje w swojej „małej stabilizacji”, zadowoleniu, przyjemnościach i radościach zmysłowych, niezdolny do głębszej refleksji i podjęcia trudu przemiany siebie i swego życia. Albo przeciwnie, jego życie jest pełne lęków, obaw, nieporządku, dysharmonii, które głuszą głos Boga.

Gleba żyzna to serce otwarte i wyczulone na Boże działanie, współpracujące z łaską, skłonne do słuchania, rozumienia i życia słowem Boga na co dzień. Najlepszym przykładem jest życie Maryi. Maryja zachowuje słowo (Łk 2, 19), słucha w pokorze i prostocie. Ma świadomość, że nie jest w stanie go zrozumieć, cierpi z tego powodu (por. Łk 2, 48), ale nie neguje, ani nie odrzuca go. Przeciwnie, przyjmuje je w swoim sercu,  oddaje mu przestrzeń swego życia, zapisuje w pamięci. A nawet więcej, trwa w nim.

Trwanie Maryi w słowie Bożym nie jest biernością, pasywnością, zatraceniem własnej tożsamości czy odrębności. Jest raczej wyczuleniem i nieustannym pytaniem, czego oczekuje Bóg, do czego zaprasza, prowadzi. W Maryi słowo staje się Życiem, Ciałem. Maryja rodzi Odwieczne Słowo Boga.

Jaką „glebą” jestem? Czy słowo Boże przemienia moje serce? Czy nie napotyka oporu albo czy nie ograniczam jego działania? Co jest dla mnie „cierniem” ważniejszym od Boga i Jego słowa?

fot. Pixabay

 

]]>
O gotowości zmiany planów https://jezuici.pl/2020/04/o-gotowosci-zmiany-planow/ Mon, 20 Apr 2020 19:08:48 +0000 https://jezuici.pl/?p=59268 A jeśli zmuszony zostaniesz do pozostania w domu na dłużej niż kilka tygodni? A co jeśli izolacja potrwa całe lato, albo nawet rok? Czy jesteś gotowy na zmianę planów? Póki co, tak czarny scenariusz jest jednym z wielu, nikt na 100% nie może jednak obiecać, że wkrótce wszytko wróci na dawne tory. W mediach usłyszeć […]]]>

A jeśli zmuszony zostaniesz do pozostania w domu na dłużej niż kilka tygodni? A co jeśli izolacja potrwa całe lato, albo nawet rok? Czy jesteś gotowy na zmianę planów?

Póki co, tak czarny scenariusz jest jednym z wielu, nikt na 100% nie może jednak obiecać, że wkrótce wszytko wróci na dawne tory. W mediach usłyszeć można rozbieżne opinie: od tych najbardziej apokaliptycznych po bardzo optymistyczne.

Warto jednak, byś postawił sobie pytanie o gotowość rewizji planów – nawet tych najważniejszych – w najbliższej przyszłości. Taki eksperyment myśliwy dziś wiele nie kosztuje, a kto wie, może się okazać znaczną pomocą w mierzeniu się z tym, co przed Tobą.

Zapraszam do kolejnego odcinka z serii #InnyPunktSpojrzenia

https://www.facebook.com/100006864161545/posts/2591719001066880/

]]>
Czy jestem dla innych źródłem życia? https://jezuici.pl/2020/04/czy-jestem-dla-innych-zrodlem-zycia/ Mon, 13 Apr 2020 21:12:54 +0000 https://jezuici.pl/?p=59141 Zadajmy sobie pytanie: Czy inspiruję innych do życia, do czegoś pięknego? A jeśli nie, to do czego inspiruję innych? Być może sieję zamęt, wprowadzam niepokój. Czy moja obecność i moje relacje są dla innych źródłem życia? Poniżej 7. odcinek publikowanych przeze mnie na Facebooku odcinków z cyklu #InnyPunktSpojrzenia https://www.facebook.com/rafalbulowski/videos/2585382635033850/]]>

Zadajmy sobie pytanie: Czy inspiruję innych do życia, do czegoś pięknego? A jeśli nie, to do czego inspiruję innych? Być może sieję zamęt, wprowadzam niepokój. Czy moja obecność i moje relacje są dla innych źródłem życia? Poniżej 7. odcinek publikowanych przeze mnie na Facebooku odcinków z cyklu #InnyPunktSpojrzenia

https://www.facebook.com/rafalbulowski/videos/2585382635033850/

]]>
Dzień, który Pan uczynił. Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego https://jezuici.pl/2020/04/dzien-ktory-pan-uczynil-uroczystosc-zmartwychwstania-panskiego/ Sat, 11 Apr 2020 17:00:00 +0000 https://jezuici.pl/?p=59114 „A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono. Wyszedł więc Piotr i […]]]>

„A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono. Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, [które mówi], że On ma powstać z martwych” (J 20, 1-9).

Oto dzień, który Pan uczynił, radujmy się w nim i weselmy! Tak brzmi sekwencja dzisiejszego święta. Starożytna Tradycja Kościoła uznaje święta Zmartwychwstania Pańskiego za najstarsze i najbardziej czcigodne w całym roku liturgicznym. Każda niedziela jest „miniaturą Wielkanocy”.

Dlaczego te święta są tak ważne dla nas, dziś?

Wielkanoc jest świętem wiary. Dzisiejsza Ewangelia mówi o drodze do wiary w zmartwychwstanie uczniów Jezusa: Marii Magdaleny, Piotra i Jana. Maria Magdalena zobaczyła pusty grób. I zatrzymała się na tym znaku. Piotr zobaczył więcej. Wszedł do grobu i zobaczył ławę, na której spoczywało ciało Jezusa, zobaczył również całun, którym owinięte było Jego ciało. Zobaczył znaki, ale nie zobaczył Jezusa. Piotr widzi, ale jeszcze nie rozumie. Na końcu wszedł do grobu Jan. Zobaczył to samo, a jednak najwięcej. Jan ujrzał i uwierzył. By ujrzeć i uwierzyć potrzeba serca, które kocha i które wie, że jest kochane. Kto doświadcza w głębi serca miłości Jezusa, może uwierzyć w zmartwychwstanie.

Każdy z uczniów Jezusa w innym czasie dochodzi do wiary w zmartwychwstanie. Jest to możliwe, bo Bóg stawia na ich drodze znaki. Również dziś Jezus daje nam znaki wieczności. Jedni, jak święci mistycy noszą na sobie stygmaty, rany upodabniające do cierpiącego Jezusa. Inni odnajdują Jezusa żyjącego na wieki w Biblii, nieprzemijającym słowie. Inni w znakach sakramentalnych, w Eucharystii, wspólnocie wierzących. Jeszcze inni w drugim człowieku albo nawet w prozaicznych okolicznościach i przeżyciach dnia.

By zobaczyć Jezusa zmartwychwstałego potrzeba zmysłu wiary. Trzeba pozostawić kamień i grób, wznieść się ponad to, co zewnętrzne, zmysłowe, co dotykalne i widzialne, a więc ponad te znaki, które nazbyt absorbują uwagę, energie, siły i zasłaniają rzeczywistość duchową, zasłaniają Jezusa.

Jezus objawi nam siebie, jeśli uwierzymy. Może wtedy, gdy, jak Piotr porzucimy swoje kalkulacje, pewność siebie, pychę i staniemy w prawdzie. Może, gdy jak Jan staniemy w pokorze, modlitwie i kontemplacji, otwarci na Jego tajemnicę, a może, gdy będzie w nas  cierpliwość i żarliwość miłości Marii Magdaleny.

Wielkanoc to także święto nadziei. Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy. My również zmartwychwstaniemy. Nie jesteśmy tylko istotami biologicznymi, których byt kończy się wraz ze śmiercią. Jesteśmy osobami, w których odbity jest duchowy obraz i piękno Boga. Bóg jest nieśmiertelny. My również mamy udział w wieczności. To, co tworzymy na ziemi: kulturę, dobro, piękno, miłość; to, co dla nas wartościowe i ważne nie kończy się z chwilą śmierci. Żyje na ziemi dalej poprzez innych, poprzez potomków czy ludzi dobrej woli, którzy je kontynuują. Ale żyje również na wieki w Bogu. Zmartwychwstanie jest wiecznym życiem. Dlatego jeden z teologów nazwał Wielkanoc „zrywem ku życiu”.

Wielkanoc jest świętem miłości. Św. Paweł w przepięknym hymnie o miłości napisał, że właściwie tylko ona pozostanie (1 Kor 13). Wiara i nadzieja po zmartwychwstaniu nie będą już potrzebne. Pozostanie tylko miłość. W ziemskim życiu doświadczamy cierpienia i trudu. Planujemy, tworzymy, budujemy lepsze życie. Ale mamy świadomość, że wszystko jest kruche. Wystarczy kilka chwil, jak w czasie trzęsienia ziemi, aby zniszczyć dorobek i trud całych pokoleń. Takie chwile rodzą pytanie: jaki to ma sens?

Ma sens, gdy jest utrwalone poprzez miłość. Nawet, gdy wszystko utraci sens, pozostanie wieczność miłości w Bogu. Pozostanie przeczucie, a nawet pewność, że miłość jest silniejsza od śmierci.

Rosyjski święty Serafin z Sarowa przebywał przez wiele lat na pustkowiu. W tym czasie nie rozmawiał z nikim, nawet z zakonnikami, którzy przynosili mu czasem pożywienie. Po wielu latach modlitwy i całkowitego milczenia, poczuł, że Bóg posyła go do współbraci do klasztoru i do ludzi. Wiele osób słyszało o jego świątobliwym życiu i przychodziło, by prosić go o radę. Św. Serafin powtarzał wówczas jedno zdanie: Moją radością jest Chrystus zmartwychwstały! To jedno zdanie przywracało wiarę, nadzieję i miłość (R. Cantalamessa).

Jaki sens ma zmartwychwstanie Jezusa dla mnie? Jak wyobrażam sobie moje zmartwychwstanie i życie wieczne? Jakie miejsce w moim życiu zajmuje wiara, nadzieja i miłość?

 

 

]]>
Błogosławiony polityk, który wie, czym jest polityka https://jezuici.pl/2020/04/blogoslawiony-polityk-ktory-wie-czym-jest-polityka/ Tue, 07 Apr 2020 08:46:59 +0000 https://jezuici.pl/?p=58990 Polityka nie jest czymś obcym chrześcijaninowi. Jest to bardzo ważne pole działania zwłaszcza świeckich chrześcijan. Powinni oni się w nią angażować bardzo intensywnie i modlić się w intencji polityków, aby spełnili dobrze swoje powołanie. W dobie kłótni pomiędzy politykami, gdy różne afery doprowadzają niektórych z nich do życiowej porażki, gdy ludzie tracą zaufanie do rządzących […]]]>

Polityka nie jest czymś obcym chrześcijaninowi. Jest to bardzo ważne pole działania zwłaszcza świeckich chrześcijan. Powinni oni się w nią angażować bardzo intensywnie i modlić się w intencji polityków, aby spełnili dobrze swoje powołanie.

W dobie kłótni pomiędzy politykami, gdy różne afery doprowadzają niektórych z nich do życiowej porażki, gdy ludzie tracą zaufanie do rządzących i nie wierzą już działaczom opozycji, warto sięgnąć po szczególną modlitwę błogosławieństw wietnamskiego kardynała.

1. Błogosławiony polityk, który wie czym jest polityka i ma głęboką świadomość swej roli.
2. Błogosławiony polityk, którego osoba jest przykładem wiarygodności.
3. Błogosławiony polityk, który angażuje się w pomnażanie dobra wspólnego, a nie dba tylko o własne interesy.
4. Błogosławiony polityk, który jest zawsze wierny swoim słowom i przekonaniom.
5. Błogosławiony polityk, który urzeczywistnia jedność w oparciu o nauczanie i przykład Jezusa i jej broni.
6. Błogosławiony polityk, który działa na rzecz radykalnego przylgnięcia do prawdy, jak ją ukazuje Ewangelia.
7. Błogosławiony polityk, który potrafi słuchać Boga i ludzi.
8. Błogosławiony polityk, który nie boi się prawdy.

„Błogosławieństwa” te pochodzą z przemówienia wietnamskiego kardynała Nguyen Van Thuana, niezłomnego świadka chrześcijańskiej wiary, zmarłego w 2002 roku. Fragment swego wystąpienia w Padwie, zatytułowanego „Il contagio della carità” (Zarażanie miłością) poświęcił on, „jako duszpasterz”, wizerunkowi polityka w świetle dokumentów Soboru Watykańskiego II (Gaudium et spes) i wypowiedzi Jana Pawła II o nauce społecznej Kościoła. Zdaniem Kardynała najcenniejszym wkładem, jaki możemy wnieść na rzecz szerzenia pokoju i sprawiedliwości jest ostatecznie miłość, która przebacza i dąży do pojednania.

Papież Franciszek przypomniał „błogosławieństwa” w Orędziu na Światowy Dzień Pokoju w 2019 r.

(Tekst po raz pierwszy publikowany na www.wzchbialystok.pl pod ps. Leonardo)

François Xavier Nguyễn Văn Thuận (1928-2002). Sługa Boży. Arcybiskup Ho Chi Minh w Wietnamie. W 1975 został uwięziony przez władze komunistyczne. Przebywał w więzieniu bez procesu i wyroku 13 lat, w tym 9 lat w odosobnieniu za to, że nie wyparł się swojej wiary. Został zwolniony w 1988, a następnie wydalony z kraju. W marcu 2000 głosił rekolekcje wielkopostne dla papieża i Kurii Rzymskiej. Od 2001 roku kardynał. Zmarł we wrześniu 2002 i został pochowany w Rzymie. Od 2017 roku trwa jego proces beatyfikacyjny. Po polsku są dostępne trzy książki kard. Van Thuan, wszystkie mówią o ewangelicznej nadziei.

Foto: http://www.nguyenvanthuan.com/

]]>
Nic miłości nie pokona https://jezuici.pl/2020/04/nic-milosci-nie-pokona/ Mon, 06 Apr 2020 08:24:39 +0000 https://jezuici.pl/?p=58965 Po wydarzeniach związanych ze wskrzeszeniem Łazarza Jezus został zaproszony przez przyjaciół na ucztę (J 12, 1-11). Była ono zapewne wyrazem wdzięczności, ale pośrednio stała się również pożegnaniem. Opisują ją również inni Ewangeliści, chociaż w różnym czasie, kontekście i miejscu (Mt 26, 6-13; Mk 14, 3-9). W czasie uczty Maria dokonała niezwykłego gestu. Wzięła funt szlachetnego […]]]>

Po wydarzeniach związanych ze wskrzeszeniem Łazarza Jezus został zaproszony przez przyjaciół na ucztę (J 12, 1-11). Była ono zapewne wyrazem wdzięczności, ale pośrednio stała się również pożegnaniem. Opisują ją również inni Ewangeliści, chociaż w różnym czasie, kontekście i miejscu (Mt 26, 6-13; Mk 14, 3-9).

W czasie uczty Maria dokonała niezwykłego gestu. Wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a włosami swymi je otarła (J 12, 3). Flakonik z perfumami (olejkiem z nardu, korzenia sprowadzanego przypuszczalnie z Indii lub Południowej Arabii) miał wartość równą rocznemu wynagrodzeniu przeciętnego robotnika. Mógł być przechowywany w jej rodzinie jako symbol pozycji społecznej. W celu zabezpieczenia jego zapachu był on zapieczętowany w alabastrowym flakoniku (naczyniu, w którym najchętniej przechowywano perfumy). Gdy pieczęć została zerwana, zawartość flakonu musiała zostać od razu zużyta (C. Keener).

Gest Marii był z wielu racji „szalonym” i „nierozsądnym”. Skropienie wonnymi olejkami głowy i brody gościa było na Wschodzie w powszechnym zwyczaju. Wyrażało radość i życzliwość wobec gościa. Maria w głębokiej pokorze namaściła tylko stopy Jezusa. Następnie otarła je swoimi włosami. W Palestynie, w czasach Jezusa kobiety nie mogły pokazywać się publicznie z rozpuszczonymi włosami; gdyż było to odbierane w kategoriach zmysłowych, erotycznych; podobnie jak namaszczenie stóp mężczyźnie. Umycie stóp mogło być wyrazem gościnności, a spełniały go głównie niewolnice. Gdy uczeń mył nogi mistrza, uchodziło to za znak uznania i czci. Gdy jednak kobieta umywała nogi mężczyźnie, traktowano to jako intymny znak miłości, zastrzeżony jedynie dla żony i córki. W geście Marii pobrzmiewać mogą wszystkie te wymiary – ona służy, jest uczennicą Jezusa, miłuje Go (E. Adamiak).

W ujęciu św. Jana gest Marii wyprzedza czyn Jezusa. Również On pochylił się w pokornej postawie przed uczniami, aby obmywać im nogi (por. J 13, 1nn). Zarówno czyn Marii jak i Jezusa wykraczał poza obyczaje i normy ówczesnych czasów i mógł rodzić zgorszenie. Tego wieczoru Maria z Betanii i Jezus „zrozumieli się” na bardzo głębokim poziomie, co ukazuje także, na zasadzie przeciwieństw, niezrozumienie tego przez współbiesiadników tej wieczerzy poprzedzającej Ostatnią Wieczerzę (P. Mourlon Beernaert).

Według synoptyków zachowania Marii nie zrozumieli niektórzy goście i uczniowie; według Jana z kolei – Judasz. Maria i Judasz to dwie kontrastowe postacie. W najbliższym kręgu Jezusa są więc ci, którzy kochają i ci, którzy Go później zdradzą.

Judasz nie wyczuwa atmosfery przyjacielskiego spotkania w Betanii. Nie rozumie też miłości. Dlatego pyta: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? (J 12, 5). Niewątpliwie trzysta denarów można by spożytkować inaczej, wspomagając wielu potrzebujących. Jednak pytanie Judasza wyraża jego chciwość i zakłamanie, które maskuje pozorami ofiarności i szlachetnego altruizmu. „Miłość” Judasza jest zimna, wyrachowana, oparta na ludzkich kalkulacjach, pozbawiona żaru i bezinteresowności Marii.

Święty Jan, uczeń o przejrzystym sercu pisze wprost: Powiedział zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i mając trzos, wykradał to, co składano (J 12, 6). Judasz kradł. Jego egoizm doprowadzi go wręcz do zdrady, aby dokonać afirmacji siebie samego. Należałoby znaleźć się w środku doświadczenia Judasza, aby móc zrozumieć, do jak tragicznych gestów jesteśmy zdolni, byle tylko dokonać afirmacji siebie. Jak poważne oskarżenia o zbytnią rozrzutność jesteśmy w stanie podnieść, byle tylko zagłuszyć w nas głos Ducha Świętego, który jest głosem miłości bez miary. Szastamy postulatami równych proporcji, dyskrecji, właściwej miary! […] Judaszem jesteśmy my wszyscy. Chcielibyśmy być Marią, lecz właśnie ta równoczesna obecność Judasza w nas nie pozwala rozlać się rzece miłości, jak to się dokonało przez Marię (I. Gargano).

Odpowiadając Judaszowi, Jezus broni Marię i siebie: Zostaw ją! Przechowała to, aby [Mnie namaścić] na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie (J 12, 7-8). Jezus widzi bezinteresowność, szlachetność, wierność, oddanie i miłość Marii. Zna również dobrze Judasza; jego małostkowość, zakłamanie i chciwość. Dlatego ocenia inaczej czyn Marii.

Maria dokonała czynu miłości. Według Marka, stłukła cienką szyjkę flakonika, przez którą olejek może wypływać tylko kroplami, gdyż chciała jego cenną zawartość zużyć całkowicie i od razu (Mk 14, 3). Jest to wyraz czci wobec wybitnej osobistości (por. Ps 23, 5; Ps 133, 2; Koh 9, 8). Jest to nade wszystko gest przesadny, przez samą obfitość namaszczenia. Ponadto ten gest przywiązania i miłości aż do końca przypomina między wierszami śmierć Jezusa, który nas ukochał, aż po krzyż; stłuczenie alabastrowego flakonika przywołuje „pęknięcie” życia samego Jezusa, którego śmierć jest bardzo bliska (P. Mourlon Beernaert).

Olejek jest szlachetny, najczystszy. Symbolizuje miłość pozbawioną wszelkiej nieczystości. Miłość Marii jest tak czysta, że nie może się opanować, powstrzymać, dopóki cała nie „wyleje się” na Jezusa. W ten sposób wiąże się z Nim całkowicie, jak oblubienica z oblubieńcem (Pieśń nad Pieśniami). Rozrzutność Marii jest właściwa osobie zakochanej.

Ponadto Maria namaściła Jezusa na dzień pogrzebu. Jałmużnę można złożyć bez osobistego zaangażowania i bez miłości. Wystarczy dać pieniądze. Czyn Marii przerasta wszelkie jałmużny. Jezus zdaje się przywołać tutaj tradycyjną doktrynę żydowską, która zwłaszcza w późniejszym judaizmie stawiała dobre uczynki ponad samą jałmużną i miała w poważaniu pogrzeb zmarłych (Tb 1, 17-18) (P. Mourlon Beernaert). Wyraża bezinteresowną miłość, która przetrwa śmierć: Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko (Pnp 8, 6-8).

Innocenzo Gargano tłumaczy słowa Jezusa w taki sposób: Pozwól jej to uczynić, abym mógł zachować tę woń na chwilę mego osamotnienia w grobie. Jezus jakby chciał zabrać wspomnienie miłości Marii na czas cierpienia i śmierci. Niewątpliwie ogromną siłą w cierpieniu i samotności jest świadomość miłości drogiej osoby. Wielka samotność polega na braku miłości. Broniąc Marii, Jezus wskazuje na swoje bliskie odejście, mękę i śmierć. Ubogich nigdy nie zabraknie. Natomiast Jezus niedługo odejdzie. Nadeszła taka chwila, która się nigdy więcej nie powtórzy. Maria potrafiła przeczuć i właściwie „wykorzystać” tę chwilę. Są rzeczy, które zawsze można czynić. Są jednak rzeczy szczególne, które nie wykorzystane w odpowiednim czasie, miną bezpowrotnie. Obecność Jezusa jest wielkim darem dla nas. Ale możemy tej łaski nie dostrzec lub zlekceważyć, jak Judasz.

Maria nie tylko obdarza miłością, ale również jej doświadcza. Ojcowie Kościoła podkreślają, że wycierając włosami stopy Jezusa,  przejmuje Jego woń (miłość). Orygenes pisze: Olejek nardowy, jakim został namaszczony Oblubieniec, nabrał Jego woni i za pośrednictwem włosów ten zapach przekazał oblubienicy. W ten sposób za pośrednictwem włosów odzyskuje ona i przyjmuje w siebie woń, która przepoiła się przymiotami i cnotami ciała Jezusa. Miłość Jezusa jest dostępna dla tych, którzy potrafią kochać prawdziwie, jak Maria. Pozostaje natomiast niedostępna dla trzeźwych racjonalistów, jak Judasz.

       Pytania do refleksji i modlitwy:

  • Które pożegnanie było dla mnie szczególnie trudne?
  • Jak oceniam gest Marii?
  • Na jakie „szaleństwo” dla Jezusa byłbym w stanie się zdobyć?
  • Czy jestem konformistą? Czy stać mnie (czasami) na „bycie sobą”?
  • Czy jest we mnie więcej „Judasza” czy „Marii”?
  • Jaki jest mój stosunek do grzechu? Czy go nie usprawiedliwiam, nie racjonalizuję? Czy z moich słabości, nawet najmniejszych, nie tworzę sobie własnego prawa?
  • Co cechuje moją miłość do Jezusa?
  • Czy potrafię wykorzystywać dar czasu?

 

]]>
Wyciągamy sieci! Jezuickie propozycje na pandemię https://jezuici.pl/2020/03/wyciagamy-sieci-jezuickie-propozycje-na-pandemie/ Sun, 29 Mar 2020 07:05:08 +0000 https://jezuici.pl/?p=58580 Brakuje Ci wspólnej modlitwy i inspiracji, jak szukać Boga w kwarantannie? #zostańwdomu i spędź wielkopostne rekolekcje. Propozycji jest dużo, a duchowość ignacjańska daje odpowiedzi na to, jak przeżyć tę sytuację.]]>

Brakuje Ci wspólnej modlitwy i inspiracji, jak szukać Boga w kwarantannie? #zostańwdomu i spędź wielkopostne rekolekcje. Propozycji jest dużo, a duchowość ignacjańska daje odpowiedzi na to, jak przeżyć tę sytuację.

To oczywiste: ten Wielki Post zaskoczył wszystkich. Jeszcze w Środę Popielcową mogliśmy spokojnie planować udział w rekolekcjach, dzisiaj wiemy już, że nie spędzimy w kościele nawet Triduum Paschalnego. Od dwóch tygodni trwa dyspensa od niedzielnej Eucharystii, którą, jak pokazują statystyki, większość polskich katolików spędziła przed ekranem telewizora lub komputera, a od kilku dni uczestnictwo w niej zostało ograniczone do pięciu osób. Ogromnie utrudniona może być przedświąteczna spowiedź. Jak duchowo odnaleźć się w takiej rzeczywistości?

– Myślę, że problem mogą mieć osoby, które miały Boga tylko w Kościele, ale nie miały Go w domu i w pracy. Nie mam zamiaru tego przedstawiać w złym świetle, ale dla wielu religia pełni rolę uspokajacza, który zabija lęki. Wiele osób neurotycznie przeżywa religię – muszę zrobić obrzęd, żeby Bóg był mi przychylny. I jeśli zredukuje się Boga tylko do wypełnienia obrzędu, pojawia się duży problem, bo nagle te obrzędy zostały zabrane – mówi Daniel Wojda SJ, pomysłodawca internetowego projektu Pogłębiarka.

– Duchowość ignacjańska mówi o doświadczaniu Boga, który działa w świecie w różny sposób. Podkreśla to Sobów Watykański II, mówiąc, że Bóg działa przez sakramenty, ale nie jest nimi ograniczony. I okazuje się, że chrześcijaństwo daje nam dużo odpowiedzi na dzisiejszą sytuację. Jednoczymy się z Bogiem, nie tylko przyjmując Komunię świętą, ale też medytując Pismo Święte. List św. Jakuba mówi, że usprawiedliwienie przychodzi przez uczynki miłości – podkreśla jezuita. – Pandemia i izolacja wymusza na nas spojrzenie na ten kontekst.

Często dużą trudnością jest nie tylko ograniczony dostęp do sakramentów, ale też brak kontaktu ze wspólnotą. Wspomina o tym Filip Bęben SJ, z projektu Modlitwa w drodze: – Nasi słuchacze piszą nam, że większym wyzwaniem jest brak wspólnoty niż brak treści. 

– Ludzie przychodzą do duszpasterstwa po to, żeby szukać głębi: po modlitwę, naukę medytacji i tak dalej. Ale głównym celem jest szukanie relacji. Nic dziwnego – bo to, co najczęściej jest dla nich najtrudniejsze w życiu, to samotność – dodaje o. Paweł Kowalski SJ, duszpasterz akademicki z Gdańska. – W duszpasterstwie, które przeniosło się do Internetu, jesteśmy w stanie podprowadzić do tej głębi. Ale to nie może być wszystko. Ludzie przez duszpasterstwo walczą z samotnością. Okazuje się, że Internet daje tutaj też piękne możliwości.

A co z rekolekcjami? Dla wielu ludzi Wielki Post to – obok adwentu – oczywisty czas, żeby sięgnąć po coś więcej niż tylko niedzielne kazanie.

– W normalnych warunkach zespół Mocni w duchu jeździłby po Polsce z rekolekcjami. Postanowiliśmy nie rezygnować z ewangelizacji, tylko po prostu zmienić jej formę na internetową. Na ten moment, ze względu na kolejne obostrzenia, program realizują jedynie pracownicy Centrum i Zespołu Mocni w Duchu – mówi Nadia Zawi z Mocnych w Duchu, aktywnie działającej wspólnoty z Łodzi.

* * *

Duszpasterze, wspólnoty i twórcy różnych ewangelizacyjnych projektów często musieli postawić na improwizację. Wyłączyć tryb samolotowy i – jeśli jeszcze ich tam nie było – stać się online.

Jak konkretnie jezuici wyciągają sieci podczas pandemii? Propozycji jest dużo.

Pogłębiarka

Mobilna wspólnota, jak nazywają Pogłębiarkę jej twórcy, to doskonały pomysł na czas kwarantanny i bycia w domu. Ten internetowy projekt działa od 2015 roku.

– Zawsze przyjmowałem zasadę, że nie transmituję modlitwy, tylko prowokuję ludzi, żeby sami się pomodlili – mówi Daniel Wojda SJ. – Osoby, które wchodziły w coś takiego, przechodziły dużą zmianę. Zauważały, że Bóg jest dostępny we mnie, w moim pokoju, mogę się z Nim kontaktować. Teraz sytuacja zmieniła się o tyle, że mamy o wiele więcej pracy, ale z drugiej strony w ogóle się nie zmieniła, jeśli chodzi o kierunek, który przybraliśmy.

Na Facebooku i kanale YouTube codziennie transmitowana jest Msza Święta (poniedziałek – sobota: 18:30, niedziela: 11:00), od poniedziałku do soboty Adoracja Najświętszego Sakramentu o 21:00, a w piątki Droga Krzyżowa o 17:00. Poza tym – seria Q&A, medytacji i innych filmów.

Znalazło się też miejsce dla wyjątkowego projektu: Bądźmy Razem – internetowych Ćwiczeń Duchowych dla każdego. To medytacja Biblii za pomocą metody pochodzącej z duchowości ignacjańskiej. Jak piszą autorzy na stronie: w takich rekolekcjach „odnajdą się osoby zarówno głęboko wierzące jak i nieprzekonani, ponieważ metoda medytacji skupia się na odnajdywaniu sensu i Boga we własnym wnętrzu”. Uczestnicy codziennie otrzymają film wprowadzający do medytacji, zostaną zorganizowani w niewielkie grupy dyskusyjne, które za pomocą specjalnej metody pogłębionej rozmowy pozwalają prowadzić satysfakcjonujące i głębokie rozmowy.

A co z Triduum? 

Na pewno będziemy transmitować – zapewnia Daniel Wojda SJ. – A jeśli czas pozwoli, zrobimy medytacje, które będą wprowadzały w liturgię. Nie będzie można pójść do kościoła, stanąć przy grobie, ale chcielibyśmy zaproponować jakieś przeżycie.

Mocni w Duchu

Mocni w Duchu to prężnie działające centrum ewangelizacyjno-formacyjne związane z parafią Jezuitów w Łodzi, znane przede wszystkim z działalności zespołu muzycznego o tej samej nazwie. Prowadzi dwa kanały YouTube: Mocni w duchu – JezuiciTV oraz Mocni w Duchu TV Live.

– Codziennie na kanale Live transmitujemy Koronkę do Miłosierdzia Bożego, Mszę Świętą, różaniec konsekrowanych o uwolnienie od epidemii a w piątki jest Droga Krzyżowa. Na kanale Jezuici TV mamy poranne umocnienie Słowem Bożym, pytania i odpowiedzi związane z czasem kwarantanny i obostrzeń w życiu duchowym, a także rekolekcje przygotowane przez o. Jacka Olczyka na czas epidemii – mówi Nadia Zawi.

Wyjątkową propozycją jest Fitness z Proboszczem.

– Na kanale Mocni w duchu – JezuiciTV o. Remi Recław razem z o. Jackiem Olczykiem, zainspirowani poranną gimnastyką dla dzieci poprowadzą fitness dla wszystkich, by siedzenie w domu nie spowodowało spadku formy.

Ekipa przygotowuje także transmisję z całego Triduum Paschalnego z oprawą muzyczną Mocnych w Duchu.

Mocni w Duchu Dzieciom

Mocni w Duchu wyszli również naprzeciw rodzicom i przygotowali specjalny program live dla dzieci.

– Po ogłoszeniu kwarantanny 13 marca zebrał się „sztab kryzysowy” i został wymyślony program dla dzieci, który przez półtorej godziny dziennie od poniedziałku do piątku ma odciążyć rodziców. Chcemy, by dzieci miały różnorodne zajęcia, dlatego jest śpiew, plastyka, angielski, włoski, gimnastyka prowadzona przez o. Remiego Recława SJ i oczywiście modlitwa – wymienia Nadia Zawi. – Program jest interaktywny, dzieci dostają zadania konkursowe, wysyłają nam swoje zdjęcia i prace, a my, dzięki mediom społecznościowym, możemy być z nimi w kontakcie live.

Wszystkie odcinki można znaleźć TUTAJ.

Duszpasterstwo Akademickie Winnica

– Pierwszą rzeczą, która wydawała się naturalna, było to, że powinniśmy zacząć nadawać. Powinniśmy odprawiać Msze, prowadzić medytacje i po prostu przenieść do internetu pewne aktywności, które wymagały spotkania się – mówi Paweł Kowalski SJ.

I rzeczywiście: gdańskie duszpasterstwo zaprasza do wspólnej modlitwy liturgią godzin przez Hangouts Meet (jutrznia od poniedziałku do piątku o 7:30, w weekendy o 8:00), a na swoim kanale YouTube transmituje niedzielną Mszę o 13:00 i piątkową Drogę Krzyżową o 19:30. Sporo live’ów można też znaleźć na Facebooku.

Kilka propozycji na koniec Wielkiego Postu dla studentów przygotowuje też krakowska Wspólnota Akademicka Jezuitów WAJ. Warto śledzić ich profil na Facebooku – niebawem pojawi się tam więcej informacji.

Modlitwa w drodze

Ciesząca się dużą popularnością Modlitwa w drodze – aplikacja, dzięki której można medytować Ewangelię – oprócz codziennych nagrań też zaproponowała słuchaczom coś więcej. 

Jako Modlitwa w drodze uruchomiliśmy radio internetowe, gdzie staramy zapewnić się naszym słuchaczom „wspólnotę czasu” w przeżywaniu różańca, drogi krzyżowej itp. Weszliśmy także we współpracę z Pogłębiarką, która codziennie transmituje Msze Święte – mówi Filip Bęben SJ. – W ciągu kilku dni wypuścimy ignacjański rachunek sumienia napisany przez Artura Prusia SJ, pomagający w przeżywaniu trudnych emocji, które mogą towarzyszyć domowej kwarantannie.

Twórcy zaproponowali też odmawianie nowenny do Andrzeja Boboli w czasie epidemii. Nagrania i tekst można znaleźć na TEJ stronie.

Parafie jezuickie? Tutaj też się dzieje!

„Kocham was, ale zostańcie w domu. Trudny czas przyszedł. Tęsknię za Wami, ale zostańcie w domach” – apelował mocno w komunikacie wideo do swoich parafian o. Józef Polak SJ, proboszcz z parafii Ducha Świętego, z Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Nowym Sączu. Zrobił to jako pierwszy jezuicki proboszcz.

Dziś na stronie parafii zapewnia o wsparciu i modlitwie: „Modlimy się za chorych, za lekarzy i personel medyczny niosący im ofiarną posługę oraz za wszystkich pozostających w domach, którzy rozsądną postawą wyrzeczenia nie chcą przymnażać im pracy. Dbajcie o siebie i Waszych bliskich. W tych trudnych dniach niech nas krzepi zapewnienie, jakie od samego Jezusa usłyszała XIV wieczna mistyczka Julianna z Norwich: „Wszystko wyjdzie na dobre. I wszystko będzie dobrze”.”

Na facebookowym profilu parafii znajdziecie streaming z niedzielnych mszy i nabożeństw: w piątek o 17:30 – Droga Krzyżowa, w niedzielę o 17:00 Gorzkie Żale, a codziennie o 20:30 modlitwa różańcowa.

https://www.facebook.com/Sanktuarium-Matki-Bożej-Pocieszenia-Parafia-Ducha-Św-Jezuici-Nowy-Sącz-108206000805673/videos/2687928221333240/

Transmisje z mszy oferuje też parafia Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kłodzku. Msza odprawiana jest codziennie o 15:00, można w niej uczestniczyć przez stronę internetową oraz na Facebooku. Na Eucharystię zaprasza także parafia św. Andrzeja Boboli w Bydgoszczu – codziennie o 18:00 na Facebooku.

Z kolei bazylika Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie oprócz transmisji z Adoracji w piątki o 20:00 i codziennego różańca o 20:30 na swoim kanale YouTube, zaproponowała telefoniczne pogotowie duchowe.

Katecheza w czasach koronawirusa

A może jesteś katechetą i szukasz materiałów do pracy z uczniami? Żaden problem. Wystarczy zajrzeć na stronę katechizmów WAM.

„Oprócz katechez z podręczników i ćwiczeń planujemy zamieszczanie nowych propozycji, dostosowanych do Podstawy Programowej. Będziemy przy tym brać pod uwagę, by nie przeciążać uczniów” – piszą autorzy. – „Uważamy, że praca dla ucznia nie powinna mu zabierać więcej niż kwadrans w młodszych klasach, a w starszych 15-20 minut. Czy to się uda? Zobaczymy.”

(Artykuł pierwotnie ukazał się na portalu DEON.pl)

]]>
Ślepe plamy. 4 Niedziela Wielkiego Postu A https://jezuici.pl/2020/03/kto-zgrzeszyl-4-niedziela-wielkiego-postu-a/ Sat, 21 Mar 2020 09:41:13 +0000 https://jezuici.pl/?p=58386 „Jezus, przechodząc, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: «Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice?» Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Trzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest […]]]>

„Jezus, przechodząc, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: «Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice?» Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Trzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata». To powiedziawszy, splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: «Idź, obmyj się w sadzawce Siloam» – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił, widząc. A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili: «Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze?» Jedni twierdzili: «Tak, to jest ten», a inni przeczyli: «Nie, jest tylko do tamtego podobny». On zaś mówił: «To ja jestem». Mówili więc do niego: «Jakżeż oczy ci się otworzyły?» On odpowiedział: «Człowiek, zwany Jezusem, uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: „Idź do sadzawki Siloam i obmyj się”. Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem». Rzekli do niego: «Gdzież On jest?» Odrzekł: «Nie wiem». Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A tego dnia, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich: «Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę». Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli: «Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu». Inni powiedzieli: «Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?» I powstał wśród nich rozłam. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego: «A ty, co o Nim mówisz, jako że ci otworzył oczy?» Odpowiedział: «To prorok». Żydzi jednak nie uwierzyli, że był niewidomy i że przejrzał, aż przywołali rodziców tego, który przejrzał; i wypytywali ich, mówiąc: «Czy waszym synem jest ten, o którym twierdzicie, że się niewidomy urodził? W jaki to sposób teraz widzi?» Rodzice zaś jego tak odpowiedzieli: «Wiemy, że to jest nasz syn i że się urodził niewidomy. Nie wiemy, jak się to stało, że teraz widzi; nie wiemy także, kto mu otworzył oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje lata, będzie mówił sam za siebie». Tak powiedzieli jego rodzice, gdyż bali się Żydów. Żydzi bowiem już postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wyłączony z synagogi. Oto dlaczego powiedzieli jego rodzice: «Ma swoje lata, jego samego zapytajcie». Znowu więc przywołali tego człowieka, który był niewidomy, i rzekli do niego: «Oddaj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem». Na to odpowiedział: «Czy On jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę». Rzekli więc do niego: «Cóż ci uczynił? W jaki sposób otworzył ci oczy?» Odpowiedział im: «Już wam powiedziałem, a wy nie słuchaliście. Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami?» Wówczas go obrzucili obelgami i rzekli: «To ty jesteś Jego uczniem, a my jesteśmy uczniami Mojżesza. My wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do Niego zaś, to nie wiemy, skąd pochodzi». Na to odpowiedział im ów człowiek: «W tym wszystkim dziwne jest to, że wy nie wiecie, skąd pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg nie wysłuchuje grzeszników, ale wysłuchuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę. Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic uczynić». Rzekli mu w odpowiedzi: «Cały urodziłeś się w grzechach, a nas pouczasz?» I wyrzucili go precz. Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go, rzekł do niego: «Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?» On odpowiedział: «A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?» Rzekł do niego Jezus: «Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie». On zaś odpowiedział: «Wierzę, Panie!» i oddał Mu pokłon. A Jezus rzekł: «Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, żeby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi». Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli, i rzekli do Niego: «Czyż i my jesteśmy niewidomi?» Jezus powiedział do nich: «Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: „Widzimy”, grzech wasz trwa nadal»” (J 9, 1-41).

Pytanie uczniów o sens cierpienia niewidomego zakłada odwieczne powiązanie cierpienia z grzechem. Kto jest winny: on czy jego rodzice? Niewątpliwie wiele cierpienia i zła w świecie jest skutkiem ludzkich grzechów, ale istnieje również „cierpienie niezawinione”.

„Kto zgrzeszył” nie jest pytaniem właściwym. Kwestia winy w cierpieniu jest drugorzędna. Istotne jest, że przez cierpienie „objawiają się sprawy Boże”. Właściwe pytanie powinno brzmieć: Jaki sens ma moje cierpienie? Co Bóg chce mi przez nie powiedzieć? Na co zwrócić uwagę?

Najbardziej adekwatną odpowiedzią Boga na ludzkie pytania o sens cierpienia jest cierpienie, męka i śmierć Jezusa, Syna Bożego. Bóg zamiast usunąć cierpienie z ziemi, sam je podjął. Bóg nie przyszedł, aby wyjaśnić cierpienie, przyszedł, aby napełnić je swoją obecnością (Paul Claudel). Zło i cierpienie jest nie tylko dramatem człowieka, ale również Boga.

Ostatecznie cierpienie może pokonać tylko miłość. Ona nadaje sens wszystkiemu i pozwala znosić najcięższe trudy. Dramat człowieka nie polega na tym, że cierpi, ale na tym, że jest to cierpienie zmarnowane, niepotrzebne, odrzucone. Gdy brakuje miłości jako sensu cierpienia, staje się ono niemożliwe do udźwignięcia.

Dzisiejsza Ewangelia wskazuje na bolesne cierpienie, jakim jest ślepota. Życie w ciemności jest zamknięciem na prawdę o sobie i życiem w iluzjach. Jest brakiem zgody na swoje „ciemne plamy” – słabości, błędy, grzechy. Tworzenie nierealistycznego, zbyt wyidealizowanego obrazu siebie  prowadzi do pychy.

Prawdziwe przejrzenie jest możliwe w wierze, w spotkaniu z Jezusem, Światłością świata. Jezus otwiera oczy i objawia prawdę. Czyni to stopniowo, jak w czasie uzdrowienia człowieka niewidomego od urodzenia. Najpierw czyni błoto, mieszając ziemię ze śliną i nakłada na oczy. Przypomina w ten sposób nasz związek z ziemią: prochem jesteś i w proch się obrócisz (Rdz 3, 19). Następnie każe się obmyć w sadzawce Siloe, czyli „Posłany”. Sadzawką Siloe jest On sam; Syn Boży posłany przez Ojca by być źródłem życia i miłości. Aby przejrzeć trzeba pogodzić się ze swoją ziemskością i zanurzyć w miłości Jezusa.

Kościół starożytny nazywał sakrament chrztu „oświeceniem”. Spotkanie z Chrystusem w czasie chrztu otwiera oczy, oświeca i wprowadza w duchową rzeczywistość, w intymną więź z Bogiem. Wiara to nowy sposób widzenia. Poprzez nią odkrywamy Boga we wszystkim: w stworzeniach, w ludziach, w nas samych, w zdarzeniach naszego życia.

W czym przejawia się moja ślepota? Jakie sprawy w moim życiu wymagają przejrzenia, uzdrowienia i dotyku miłości Jezusa?  Co już zostało uzdrowione pod wpływem wiary?

fot. FreeBibleImages

 

]]>
List Boga do człowieka https://jezuici.pl/2020/01/list-boga-do-czlowieka/ Sun, 26 Jan 2020 11:21:51 +0000 https://jezuici.pl/?p=57527 Bóg milczy. Ale mówi również bezpośrednio do naszych serc przez słowa Pisma Świętego. Kardynał Carlo Martini napisał o roli Pisma świętego w swoim życiu: Osobiście dochodzę do wniosku, że kiedy nie mam kontaktu ze słowem, jestem pozbawiony źródła odnowy mojego umysłu, źródła, które pozwala mi żyć i szukać zawsze tego, co najlepsze, odnajdywać wskazówki niezbędne […]]]>

Bóg milczy. Ale mówi również bezpośrednio do naszych serc przez słowa Pisma Świętego. Kardynał Carlo Martini napisał o roli Pisma świętego w swoim życiu: Osobiście dochodzę do wniosku, że kiedy nie mam kontaktu ze słowem, jestem pozbawiony źródła odnowy mojego umysłu, źródła, które pozwala mi żyć i szukać zawsze tego, co najlepsze, odnajdywać wskazówki niezbędne dla mojej pracy  i dla innych, pokonywać chwile nudy, ciemności, niecierpliwości, niesmaku i goryczy.

Istnieją różne sposoby słuchania Bożego słowa. Można słuchać go w czasie Eucharystii. Można czytać Pismo Święte w sposób ciągły. Ojcowie Kościoła proponują uczenie się na pamięć poszczególnych zdań albo nawet całych passusów Pisma i sięganie do nich w razie potrzeby, pokus, bądź trudności życiowych. Niektórzy stojąc przed trudnymi problemami otwierają Biblię w dowolnym miejscu i szukają w nim odpowiedzi. Inni powtarzają słowa Pisma w ciągu dnia jako akty strzeliste.

W słuchaniu słowa Bożego ważna jest wytrwałość. Przypomnijmy sobie lud Izraela wędrujący przez pustynię. Każdego dnia Bóg zsyłał mannę, która zaspokajała dzienne potrzeby wędrujących (Wj 16, 4nn). Podobnie jest ze słowem Bożym. Czytane i rozważane jest jak manna, która zaspokaja nasze dzienne potrzeby. Objawia wolę Boga, kształtuje nasze powołanie, tożsamość. Daje odpowiedź na wiele pytań i dylematów codziennego życia.

Ja osobiście mam zwyczaj czytać Biblię przed zaśnięciem. Staram się każdego dnia przeczytać jeden lub więcej rozdziałów w sposób ciągły. Gdy jestem bardzo zmęczony czytam tylko kilka wersetów. I muszę powiedzieć, że takie zasypianie ze słowem Boga wycisza, uspokaja po całym dniu i przynosi wewnętrzny pokój i radość.

Wobec słowa, które Bóg wypowiada, potrzebna jest pokora.  Wsłuchując się w Słowo, musimy uznać, że ono nas przekracza, stanowi tajemnicę, niejednokrotnie jest trudne, niejasne. Jednak ważne jest, by zapadało w serca. W odpowiednim czasie przyjdzie łaska i Bóg pozwoli je zrozumieć.

Pokora pozwala wsłuchiwać się w słowo Boże z uwagą i wdzięcznością ciągle na nowo. W codziennym życiu nie sięgamy do pewnych fragmentów Pisma Świętego, bo wydaje się nam, że znamy je zbyt dobrze albo są dla nas nużące. Tymczasem, jak mówią ojcowie Kościoła, Pismo Święte wzrasta wraz z tym, który je czyta. W każdym czasie ma nam coś nowego do powiedzenia, w zależności od naszej sytuacji duchowej i osobistych potrzeb. Niejednokrotnie byłem zdziwiony, sięgając do tekstów, które znam bardzo dobrze, gdy odkrywałem ich nowe znaczenie i przesłanie. Słowo Boże jest zawsze świeże. I wnosi nowe światło w rutynę codzienności.

Jeżeli chcemy na co dzień żyć z Bogiem, musimy nieustannie powracać do Biblii. Młody zakochany człowiek potrafi nieustannie czytać list od swojej ukochanej. Pismo Święte jest listem Boga do nas. Jeżeli się w Nim zakochamy, będziemy nieustannie czytać Jego słowa.

fot. Pixabay

]]>
Jezuicki podręcznik dla oficerów marynarki wojennej https://jezuici.pl/2020/01/jezuicki-podrecznik-dla-oficerow-marynarki-wojennej/ Fri, 24 Jan 2020 18:49:15 +0000 https://jezuici.pl/?p=57499 Jednym z pierwszych i najbardziej znanych dzieł dotyczących walki na morzu dużych formacji okrętów jest obszerna praca pt. „L’Art des armées navales ou traité des evolutions navales” (Sztuka walki morskiej i ewolucja okrętów) napisana przez jezuitę Paula Hoste (1652-1700). Zostało ono wydane we Francji w 1697 roku i dedykowane królowi Ludwikowi XIV. Przyjęte entuzjastycznie, doczekało […]]]>

Jednym z pierwszych i najbardziej znanych dzieł dotyczących walki na morzu dużych formacji okrętów jest obszerna praca pt. „L’Art des armées navales ou traité des evolutions navales” (Sztuka walki morskiej i ewolucja okrętów) napisana przez jezuitę Paula Hoste (1652-1700).

Zostało ono wydane we Francji w 1697 roku i dedykowane królowi Ludwikowi XIV. Przyjęte entuzjastycznie, doczekało się wielu wydań. Książka dostępna jest także w języku polskim. Nosi tytuł Traktat o taktyce morskiej. Zdaniem ekspertów jest to pierwsze tak duże i wyczerpujące dzieło na temat taktyki prowadzenia wojny morskiej. Do Rewolucji Francuskiej było jednym z podstawowych podręczników oficerów francuskiej marynarki wojennej. Niektórzy znawcy historii bitew morskich, uważają, że dzięki zastosowaniu rad zawartych w Traktacie, flota francuska doskonale radziła sobie z atakami okrętów angielskich.

Tym co zaskakuje w dziele ojca Hoste, który pływał na żaglowcach (sic!), to podejście do przedmiotu rozprawy. Po pierwsze, przeanalizował budowę okrętów, uświadamiając dowódcom, możliwe ich zachowania na morzu w różnych warunkach atmosferycznych. Podkreślał zalety i zagrożenia, a co za tym idzie konieczność szukania nowych rozwiązań w ich budowie. Zaproponował rozwiązania techniczne oraz działania, które miały pomóc dowódcom w wyborze sposobu prowadzenia działań ofensywnych i obrony. Zachęcał do wprowadzenia ogólnie obowiązującego i czytelnego system sygnalizacji pomiędzy jednostkami, aby mogły zająć lub zmienić sprawnie swoje miejsca w formacji. Zaproponował opracowany przez siebie system sygnalizacji.

Ojciec Hoste, pisząc swoje dzieło, korzystał z osobistej praktyki długiego pobytu na morzu, z owoców własnej analizy największych bitew morskich, z doświadczenia znanych sobie dowódców, ale nade wszystko wyróżnił się stosując w zaproponowanych rozwiązaniach wiedzę matematyczną.

Historia zna wielu jezuitów zajmujących się sztuką wojenną – nie tylko na morzu. W większości przypadków było to naturalną konsekwencją zastosowania wiedzy z dziedziny w której przodowali, czyli matematyki. Zajmowanie się sztuką wojskową nie wszędzie wśród jezuitów było dobrze widziane…., ale też nie wszędzie były takie same okoliczności i warunki. Inaczej było np. we Włoszech, czy w Polsce, a inaczej we Francji, gdzie kształcił się i publikował ojciec Hoste.

Znamy kilkadziesiąt jezuickich prac na temat fortyfikacji wojskowych. Wiemy, że nawet najwybitniejsi artyści i architekci świeccy budowali lub projektowali fortyfikacje wojskowe w konsekwencji eksperymentowania i w oparciu o swoją wiedzę.

Historia Polski zna wielu wybitnych jezuitów kapelanów wojskowych. Wśród aktualnie żyjących jezuitów niektórzy przeszli służbę wojskową, są tacy, którzy posiadają patenty żeglarskie, bądź znają się na militariach, jednak nikt z nich nie zajmuje się w praktyce sztuką wojenną, pomimo, że niektórzy do dziś uważają jezuitów za zakon wojskowy. Nie przestali się jednak specjalizować się w walce duchowej (spiritual close combat).

Na zdjęciach ryciny z książki ojca Paula Hoste SJ

]]>
Otworzyły się niebiosa. Święto Chrztu Pańskiego https://jezuici.pl/2020/01/otworzyly-sie-niebiosa-swieto-chrztu-panskiego/ Fri, 10 Jan 2020 14:51:28 +0000 https://jezuici.pl/?p=57143 „Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie? Jezus mu odpowiedział: Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe. Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z […]]]>

„Wtedy przyszedł Jezus z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie? Jezus mu odpowiedział: Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe. Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie»” (Mt 3,13-17).

1. Jan udzielał chrztu w Betanii Zajordańskiej, a przyjmującymi chrzest byli głównie Judejczycy. Tymczasem przyszedł Jezus z Galilei. „Do tej pory nie było mowy o pielgrzymkach z Galilei; zdawało się, że wszystko pozostaje w granicach Judei. Istotnej nowości nie stanowi jednak samo przyjście Jezusa z innej strefy geograficznej. Istotną nowością jest to, że On – Jezus – chce otrzymać chrzest. Że wchodzi w szary tłum grzeszników, oczekujących na brzegach Jordanu. Częścią składową chrztu było także wyznanie grzechów. Sam chrzest był wyznaniem własnych win i próbą porzucenia starego życia i otrzymania nowego. Czy Jezus mógł to uczynić? Jak mógł On wyznać grzechy? Jak zerwać z dotychczasowym życiem z myślą o nowym?” (Benedykt XVI).

Pytania, które stawia papież Benedykt nie są jedynie retoryczne. Musieli z nimi zmagać się starożytni chrześcijanie. Oczywiście, że Jezus, który nie miał nawet cienia grzechu, nie potrzebował chrztu, podobnie, jak nie potrzebował obrzezania, czy przestrzegania innych przepisów starego Prawa. Jednak stanął w grupie grzeszników. W ten sposób wszedł do końca w człowieczy los,  ludzką słabość, nędzę, grzech. „Zbrukał się” grzechami, które pozostawiano w Jordanie, by później wyzwolić z nich ludzkość poprzez krzyż. Najlepszym sposobem dogłębnego spotkania Jezusa jest więc świadomość własnej grzeszności i potrzeby zbawienia. Odcięcie się od grzeszników, przekonanie, że jest się innym, lepszym, sprawiedliwym jest wykluczeniem siebie z relacji z Jezusem.

Trudności ze zrozumieniem Jezusa miał również Jego prekursor. Jan Chrzciciel dobrze rozumiał swoją misję. Była ona trudna; wymagała pokory, wyrzeczenia, rezygnacji, utraty uczniów. Sam Jan określił ją jako umniejszanie: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,30).  Z chwilą wskazania Jezusa jako Mesjasza właściwie została zakończona. Odtąd będzie czynił wszystko, by Jezus mógł w pełni zrealizować swoje posłannictwo, będzie wtapiał swoje małe życie w wielkie życie Jezusa.

Wydarzenie nad Jordanem dowodzi, że pójście drogą Jezusa wymaga pokory. Gdy Jezus prosi swego kuzyna o chrzest, ten wzbrania się, czuje się niegodny, ma świadomość pewnego dystansu, dlatego pyta zdziwiony: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?”. Jednak Jezus prosi go cierpliwie: „Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe”. „W świecie, w którym żyje Jezus, sprawiedliwość sprowadza się do odpowiedzi człowieka na Torę, jest przyjęciem całej woli Bożej, niesieniem jarzma królestwa Bożego” (Benedykt XVI). Kościół Wschodni w sławach Jezusa widzi antycypację wydarzeń z Ogrodu Oliwnego: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty” (Mt 26,39). W takiej interpretacji „całe znaczenie chrztu Jezusa, niesienie przez Niego „całej sprawiedliwości”, ukaże się dopiero na Krzyżu: chrzest ten jest zgodą na śmierć za grzechy ludzkości. (…) W ten sposób zrozumiałe staje się również, że w przepowiadaniu Jezusa słowo „chrzest” oznacza Jego śmierć” (Benedykt XVI).

Jan oczywiście nie mógł o tym wiedzieć. Znając swoje miejsce, był przekonany, że to Jezus powinien go ochrzcić, a nie odwrotnie. Jednak, słuchając argumentów Jezusa, rozumie, że Boże postanowienie jest inne i przechodzi z własnej, ludzkiej logiki na Bożą i chrzci Jezusa. Ma świadomość, że prośba Jezusa przekracza jego kategorie myślenia, jednak powinien czynić wszystko, czego On chce. Jan Chrzciciel uczy ten sposób, że posłuszeństwo Bogu (nieraz wymagające i niezrozumiałe) jest ważniejsze niż własna, nawet najwznioślejsza wizja oddawania Mu chwały.

Czy mam świadomość własnej grzeszności? W jaki sposób otwiera mnie ona na Zbawiciela? Co dla mnie oznacza „umniejszanie się”, pokora? W jaki sposób „wtapiam” moje małe życie w życie Jezusa? W jakich sytuacjach czuję się niegodny? Jak rozumiem sprawiedliwość? Co dla mnie jest ważniejsze: posłuszeństwo Bogu czy własna wizja oddawania Mu chwały?

2. Święty Łukasz podkreśla, że dalsze wydarzenia miały miejsce podczas modlitwy Jezusa, czyli najbardziej intymnego zjednoczenia z Ojcem. Otwarło się wówczas niebo. Izajasz wołał: „Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił” (Iz 63,19). Ta dramatyczna prośba proroka została wysłuchana nad Jordanem. W chwili chrztu Jezusa otwiera się niebo, Więź między Bogiem a człowiekiem, która została zerwana jednostronnie przez człowieka, zostaje ponownie przywrócona. Człowiek wchodzi na nowo w orbitę miłosierdzia i łaski. Wyraża to sam język Jezusa, który różni się znacznie od przepowiadania Jana Chrzciciela. Jan mówi o karze, gniewie Bożym, akcentuje sprawiedliwość. Jezus mówi przede wszystkim o miłości, dobroci i miłosierdziu Ojca.

Gdy Jezus się modlił „Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica” (Łk 3,22). Egzegeci w rożny sposób interpretują  gołębicę. Mamy tutaj odniesienie do Ducha, który unosił się nad pierwotnym chaosem, gdy Bóg kształtował świat. Gołębica pojawia się również po potopie, gdy przynosi Noemu radosną wiadomość o ustąpieniu wód, czyli końcu kary Bożej. W poezji i Biblii gołębica symbolizuje miłość. „Gołąbko ma, ukaż mi swą twarz i daj mi usłyszeć swój głos” – mówi oblubieniec do ukochanej w Pieśni nad Pieśniami (Pnp 2,14). W czasie chrztu Jezusa miłość Boża znów spłynęła na świat. Bóg w Jezusie ukazał „swą twarz i dał usłyszeć swój głos”.

Darowi Ducha, konkretnemu, wyrazistemu i lekkiemu jak lot gołębicy (I. Gargano) towarzyszy głos Boga Ojca: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. Autor listu do Hebrajczyków pisze: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1-2). Bóg przemówił przez Syna językiem miłości: „Ty jesteś moim umiłowanym synem, Ty jesteś królem Izraela, Ty jesteś synem Dawida, Ty jesteś w całym znaczeniu tego słowa namaszczonym, Ty jesteś Izaakiem obietnicy, Ty jesteś tym, który objawił całe dobro, jakie nosiłem w sobie jeszcze przed założeniem świata” (por. Ef 1,4). Tak jak rodzice przelewają na dziedzica wszystko, co mają; wszystko, czym są, tak ten głos, który materializuje się w niebie, wskazuje, że na Jezusa z Nazaretu Bóg Izraela przelał wszystko, co ma; wszystko, czym jest” (I. Gargano).

W obrzędzie chrztu Jezusa uczestniczy więc cała Trójca Przenajświętsza: Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty. Bóg Ojciec jest głosem, wypowiada Słowo, rodzi Syna: „Tyś Synem moim, ja Ciebie dziś zrodziłem” (Ps 2,7). Syn Boży objawia pokorę Boga, wchodzi we wspólnotę z grzesznikami, ogałaca się. Duch Święty, który jest miłością, „unosi się między Ojcem i Synem”. Jakby „łączy” ich; czyni Jednym. Trójca Święta towarzyszy również początkowi życia duchowego w czasie sakramentu chrztu. Bóg Ojciec wypowiada te same słowa, które wypowiedział nad Jezusem: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie. Jezus zaprasza do intymnej relacji i przyjaźni z sobą. Duch Święty napełnia Bożą miłością: „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5).

Czy doświadczyłem otwarcia nieba nade mną? W jakich okolicznościach? Jak wyobrażam sobie „twarz „ Boga? Które słowa Boga (Jezusa) są dla mnie szczególnie ważne? Dlaczego? Jaka jest moja relacja z Trójcą Świętą? Jak często modlę się do Trójcy Świętej?

Więcej w książce: „Powiew Ducha. Medytacje biblijne, WAM

fot. Pixabay

]]>
Specola Vaticana: Wszyscy patrzymy w niebo https://jezuici.pl/2020/01/specola-vaticana-wszyscy-patrzymy-w-niebo/ Fri, 10 Jan 2020 11:48:02 +0000 https://jezuici.pl/?p=57135 W ostatnim czasie do ekipy jezuickiej przy Specola Vaticana dołączył polski jezuita o. Robert Janusz SJ (na zdjęciu). „Jesteśmy jedną wielką rodziną, niezależnie, gdzie pracujemy– mówi o astronomach ze śmiechem dyrektor Obserwatorium Watykańskiego brat Consolmagno – Tym co nas łączy, jest to, że wszyscy patrzymy w niebo”.  Po zajęciu przez państwo włoskie dwóch istniejących obserwatoriów astronomicznych: […]]]>

W ostatnim czasie do ekipy jezuickiej przy Specola Vaticana dołączył polski jezuita o. Robert Janusz SJ (na zdjęciu). „Jesteśmy jedną wielką rodziną, niezależnie, gdzie pracujemy– mówi o astronomach ze śmiechem dyrektor Obserwatorium Watykańskiego brat Consolmagno – Tym co nas łączy, jest to, że wszyscy patrzymy w niebo”. 

Po zajęciu przez państwo włoskie dwóch istniejących obserwatoriów astronomicznych: papieskiego na Campidoglio i tego, które było w jezuickim Collegio Romano (odpowiednio w 1827 i 1878), papież Leon XIII zatwierdził w 1891 roku, odnowioną instytucję badawczą znaną dziś jako Specola Vaticana (Obserwatorium Watykańskie), powierzając jej prowadzenie Jezuitom. Ci, z badaniami astronomicznymi byli związani od czasów prac nad kalendarzem znanym dziś jako gregoriański.

W latach 1577-1582 na polecenie papieża Grzegorza XIII, jezuicki naukowiec Krzysztof Clavius podjął się reformy kalendarza juliańskiego. Był „pierwszym matematykiem” powołanej w tym celu papieskiej komisji, która zbierała się prawdopodobnie w istniejącej do dziś Torre dei Venti (Wieża Wiatrów) inaczej zwana także Torre Osservatorio Gregoriano (Wieża Obserwatorium Gregoriańskiego), gdzie jedna z sal, Sala della Meridiana, nadal bywa nazywana „del Calendario” (Sala Kalendarza). Clavius wyliczenia opierał m.in. na pracach Mikołaja Kopernika. Dziś jeden z kraterów na księżycu nosi jego nazwisko. W 1878 r. zmarł w Rzymie włoski jezuita Angelo Secchi, astronom, meteorolog, archeolog i geodeta. Wsławił się zastosowaniem spektrometrii w badaniach astronomicznych.

W latach 30. obserwacje z racji na lepsze warunki przeniesiono do Castel Gandolfo, a potem do Tucson w Arizonie.

Aktualnie dyrektorem Obserwatorium jest jezuita, brat Guy Joseph Consolmagno. W rozmowach podkreśla, że obserwatorium było, i nadal jest, miejscem dialogu pomiędzy wiarą a nauką. Dialogu, który jest prowadzony niezależnie od tego, jakie orientacje dominują w świecie polityki. O to też chodziło papieżowi Leonowi, gdy na nowo zdecydował stworzyć Obserwatorium. Chciał pokazać, że wiara i wiedza nie wykluczają się, co więcej, nawzajem się potrzebują.

Patrzymy na świat, który, jak mówi Biblia został stworzony przez Boga, a jednocześnie jest stwarzany (doskonale tę prawdę ujął św. Ignacy Loyola w tzw. Fundamencie Ćwiczeń Duchownych). Patrząc w kosmos staramy się odczytać co on nam przekazuje o swoim początku, ale równocześnie odkrywamy, jak jest nieustannie stwarzany. Stworzenie, jak mówią Anglicy, to „work in progres” („rzecz, która się dzieje”).

Watykańska placówka współpracuje z podobnymi placówkami tego typu na świecie, korzystając z najnowocześniejszych dostępnych urządzeń przy realizacji konkretnych projektów badawczych. Nikt jednak nie zastąpi najdoskonalszego instrumentu badawczego, którym jest inteligentny badacz.

W Polsce jezuici także mieli duże tradycje w dziedzinie astronomii. W Kaliszu działał w latach 1613-1618 Karol Malapert, astronom o europejskiej sławie, który wraz z kaliszaninem Szymonem Peroviusem i Aleksym Sylwjusem, prowadził obserwacje nieba i plam na słońcu, przy zastosowaniu, po raz pierwszy na świecie, paralaktycznego montażu lunety. Wawrzyniec Susliga, Mikołaj Smogulecki, Tomasz Żebrowski i Marcin Poczobut to inni jezuici zaangażowani w badania kosmosu. Ostatnie obserwatorium prowadził w Chyrowie do wybuchu wojny ojciec Jan Dorda SJ, który zajmował się kosmologią także po wojnie.

Zobacz całą ekipę pracującą w Obserwatorium Watykańskim

Autor zdjęcia: Adam Walanus, zdjęcie pochodzi ze strony: www.adamwalanus.pl 

]]>
Generał jezuitów o przywództwie i rozeznawaniu https://jezuici.pl/2020/01/general-jezuitow-o-przywodztwie-i-rozeznawaniu/ Thu, 09 Jan 2020 10:41:22 +0000 https://jezuici.pl/?p=57104 „Podjąć ryzyko – postawić rozeznawanie w centrum” – to wystąpienie o. Generała Arturo Sosy SJ podczas „Discerning Leadership Program”, Rzym, 28 października 2019. Dzień dobry Wam wszystkim. Cieszę się, że mogę być z wami, by podzielić się pewnymi moimi przemyśleniami dotyczącymi przywództwa i rozeznawania, a także nauczyć się czegoś od was. Jesteście bowiem grupą mającą […]]]>

„Podjąć ryzyko – postawić rozeznawanie w centrum” – to wystąpienie o. Generała Arturo Sosy SJ podczas „Discerning Leadership Program”, Rzym, 28 października 2019.

Dzień dobry Wam wszystkim. Cieszę się, że mogę być z wami, by podzielić się pewnymi moimi przemyśleniami dotyczącymi przywództwa i rozeznawania, a także nauczyć się czegoś od was. Jesteście bowiem grupą mającą już swoje doświadczenie, niektórzy większe niż ja jako Przełożony Wyższy. Wszyscy wzajemnie uczymy się od siebie.

Rozeznawanie

Jak wiecie, rozeznawanie jest słowem, które używamy wszyscy i często. Papież Franciszek używa tego słowa niemal we wszystkich swoich przemówieniach, i … wzywa byśmy i my to robili.

Odkrycie procesu rozeznawania a także rozeznawania jako stylu życia, zaczęło się w latach 60’, 70’, 80’, kiedy w Towarzystwie Jezusowym odkryto podejście osobiste, indywidualne do Ćwiczeń duchowych. Wcześniej Ćwiczenia były udzielane dużym grupom. Prowadzący ćwiczenia siedział w głębi pokoju, prowadził rozważanie trwające godzinę, jedno rano, drugie po południu, czasem także wieczorem. Uczestnicy przychodzili na nie i czynili to, co potrafili, aby uchwycić ich znaczenie, by walczyć z myślami, choć bez przewodnika osobistego. Wszystko zmieniło się w latach 70’ i 80’, gdy powróciło osobiste towarzyszenie, położono nacisk na Ducha Bożego, który działa w każdej osobie, podkreślono więź z psychologią i dostrzeżono znaczenia integracji elementu ludzkiego i duchowego.

W ten sposób rozeznawanie stało się dziś popularne, à la mode, jak mówią Francuzi. Ale problem jest w tym, że dziś prawdopodobnie jest tyle sposobów pojmowania rozeznawania, ilu jest katolików idących przez świat! Każdy z nas tłumaczy to sobie na swój sposób. Pojęcie to jest też używane w różnych kontekstach świeckich. Słyszymy, jak ludzie mówią w sklepach „Muszę pomyśleć, czy ta para butów podoba mi się, czy nie. Zostaw mi kilka minut na rozeznanie”. W pewnym sensie to dobre, ale nieco – komiczne – z różnych względów. Oswojenie się z tematem jest pozytywne, ale może prowadzić do deprecjacji. Mocne słowa tracą swą siłę. Musimy z tym walczyć.

Rozeznawać razem – nowa granica

Rozeznawanie może być bardzo zróżnicowane, kiedy ludzie żyją nim indywidualnie. Obserwowaliśmy to w ostatnich 30-40 latach. Może być także inne, gdy jest prowadzone w grupie. Nie było to oczywiste szczególnie w minionych dziesięcioleciach, ale może być naszym rzeczywistym punktem wzrostu. Tu Duch woła. Pojawia się wielka okazję, możliwość. Papież Franciszek wskazuje tę drogę gdy podczas każdego synodu nalega, by robić przerwę po każdych czterech interwencjach na chwilę milczenia. Chce przez to powiedzieć, że cały zamysł Kościoła nie dotyczy tylko nas i naszych opinii; to Duch Święty jest tym, który naprawdę prowadzi dalej sprawy. Osobiście uważam, że to dlatego Papież Franciszek pozostaje niewzruszony wobec polityki i jej kontrowersji (różnic sądów). On wie, że trzeba wznieść się ponad zwyczajowe kategorie prawicy i lewicy, konserwatyzmu czy liberalizmu. Trzeba, byśmy nie pozostawali na poziomie ideologicznym lecz szli głębiej, tam, gdzie działa Duch. I trzeba, byśmy pozwolili, Mu działać.

Wyzwania wobec rozeznawania

Oczywiście, każde rozeznawanie nie jest czymś łatwym. Wiemy to na poziomie indywidualnym. Jak interpretować poruszenia naszego ducha, rozróżniać duchy, oddzielać ziarno od plew, odróżniać poruszenia, które prowadzą do życia od tych, które prowadzą do śmierci. Jak dobrze wiemy, potrzebujemy towarzyszenia duchowego dobrego i mądrego. Taką mądrością kierowano się od początku, od najwcześniejszych wieków, od pierwszych Ojców Kościoła. Jeśli tak jest odnośnie do rozeznawania indywidualnego, o ile bardziej potrzebujemy tego w grupach! Co więc robić? Z pewnością popełniono wiele błędów i dlatego mamy dziś do czynienia z pewnym delikatnym sceptycyzmem. Czasem się słyszy: „Dobrze, rozeznawanie robi się nieustająco. Jesteśmy chrześcijanami i mamy Ducha, a więc i stale rozeznajemy. Nie trzeba robić wielkiego zamieszania”. Inni mają przeciwne zdanie i mówią: „Prawdziwego rozeznawania nie dokona się nigdy. Są zbyt trudne warunki, aby je spełnić: pełna wolność wewnętrzna, całkowita przejrzystość, mnóstwo czasu na modlitwę i święte osoby”. Poza tym zdarzało się, że dyskutowane problemy nie były dostatecznie poważne i rozeznawanie wspólnotowe banalizowano. Inną skrajnością było podejmowanie rozeznawania wobec tak trudnych decyzji, że wydawało się, iż rozważenie ich będzie wymagało tak długiego czasu, że Przełożeni Wyżsi i odpowiedzialni za ważne decyzje odstępowali od niego, uważając, że jest ono nie wykonalne. Czy możemy uniknąć tych błędów, nauczyć się na nich czegoś i zanurzyć się w głębi?

Doświadczenie 36. Kongregacji Generalnej

Jest droga po środku, którą chcę zaprezentować i którą teraz odkrywamy jako Towarzystwo Jezusowe, zwłaszcza po naszej ostatniej Kongregacji Generalnej. Podobnie jak wy, którzy kierujecie innymi kongregacjami i zakonami, odwoływaliśmy się wyraźnie do Vaticanum II i przedefiniowaliśmy, albo dokładniej, ponownie podjęliśmy, odnaleźliśmy na nowo naszą misję. Wyraziliśmy pragnienie, by pracować w kontekście międzyreligijnym, iść z ubogimi, służyć wierze z kreatywnością i głębią, pracować z młodymi. To jest to, co się przed nami odkryło. Podczas Kongregacji w 2016 roku zauważyliśmy w pewnym momencie, że jesteśmy zablokowani. Dyskutowaliśmy pomysły, analizowaliśmy dokumenty. Doszliśmy do martwego punktu. Potem pojawiło się pragnienie, konieczność, by wrócić do naszych korzeni, do powierzenia się bardziej Duchowi niż naszym pomysłom, by zatroszczyć się o nawrócenie duchowe, by zaryzykować „stracić czas” na modlitwę i pracę w grupach.

Z pokorą i pewną dozą frustracji, zdaliśmy sobie sprawę, że musimy znaleźć sposób wsłuchania się w Ducha. Uświadomiliśmy sobie, że nasza misja nie jest rzeczą jasno określoną, którą możemy sformułować i po prostu podjąć. Nie mamy odpowiedzi na wszystkie pytania – i nie będziemy ich nigdy mieli. Zawsze trzeba pozostawić miejsce, by Duch mógł wkroczyć, zaskakując nas.

Największym problemem jest jak pozostawić to miejsce. Wielu z nas chciałoby wypełnić pustki, uporządkować sprawy, być skutecznymi, podporządkowując się licznym terminom i rytmom. Chcielibyśmy mieć wszystko pod kontrolą, ale jak wiecie z waszego życia, takie nastawienie nie daje wielu owoców w osobistej modlitwie, ani nie funkcjonuje w rozeznawaniu w grupie. Nie jest to niczym nowym. Pozostawić miejsce dla Ducha, to była pierwsza nauka. Druga, kiedy uświadomiliśmy sobie, że misja nie jest nasza. Jaka ulga! Współpraca i praca w sieci, stały się słowami kluczowymi. Potrzebujemy współpracy z innymi, nie dlatego, że maleje liczba jezuitów, ale dlatego, że to nie my jesteśmy twórcami misji, ale Bóg. Bóg otwiera drogę, a my idziemy za Nim. To oznacza rozeznawać. Musimy nauczyć się rozeznawać. Podobnie jak Ignacy odkrył, że Bóg traktuje go jako cierpliwy, ale i wymagający nauczyciel, podobnie, w ten sam sposób, także i my nabieramy tego samego doświadczenia w wymiarze wspólnotowym. Dzięki Bogu, nasz Bóg jest cierpliwy! Biorąc pod uwagę, że my uczymy się powoli.

Etapy rozeznawania we wspólnocie

Po tym doświadczeniu Kongregacji, napisałem list do Towarzystwa o wspólnym rozeznawaniu, podkreślając niektóre podstawowe aspekty, istotne dla udanego wspólnego rozeznawania.
° Przede wszystkim ważne jest, by problem był jasno określony. Co rozeznajemy? Wydaje się to oczywiste, ale stale zauważamy, że pytanie nie zostało dostateczne określone i że zostawia nas w martwym punkcie, zagubionych i sfrustrowanych.

° Drugie, czy grupa, jaka zbiera się na rozeznanie, składa się z odpowiednich osób? Czy są to osoby wolne? Czy są osobami, które naprawdę mogą usłyszeć Ducha w swoim życiu? Jeśli indywidualnie nie są otwarci, prawdopodobnie nie będą w stanie być bardzo otwartymi we wspólnym rozeznawaniu.
° Zebrać informacje; bez dobrych informacji, rozeznajemy w ciemno. Bóg działa posługując się ludźmi. Trzeba dokonać prac przygotowawczych, aby posiadać odpowiednie informacje.
° Kluczowym aspektem jest wola modlitwy, czas na modlitwę i zdolność dzielenia się owocami modlitwy w rozmowie duchowej. Dlatego jest jasne, że uczestnicy powinni modlić się godzinę lub dwie, a także pół dnia. Wtedy, gdy wracają do grupy, coraz bardziej posługują się metodą rozmowy duchowej, która zakłada aktywne słuchanie, nastawienie medytacyjne i przewiduje potem dzielenie się w trzech rundach, w sposób precyzyjnie zorganizowany. Nikt nie może unikać wypowiedzi i nikt nie ma do niej pierwszeństwa; wszyscy są równi. Teolog Elizabeth Johnson, parafrazując Karla Rahnera, mówi, że każdy z nas jest jednym małym słowem Boga – jedną literą alfabetu – a razem możemy powiedzieć coś wielkiego. Wspaniały sposób, by zachęcić się do wzajemnego szacunku. Duch mówi coś poprzez każdą osobę. To nas pobudza do refleksji oraz każe porzucić stereotypy i patrzeć ludziom w serce.
° Potem grupa przedkłada Przełożonemu Wyższemu propozycję drogi, którą należałoby iść, wymieniając racje za i przeciw. Przejrzystość co do tego, kto podejmuje decyzje jest od początku warunkiem, który pozwala uniknąć tego, że uczestnicy rozpoczną proces z błędnymi oczekiwaniami, że to oni podejmują decyzje, podczas gdy tak nie jest w rzeczywistości.

Planowanie

Chcę teraz przejść od wyższych szczytów rozeznawania ku kruchej lodowej powłoce planowania apostolskiego. Rozeznawanie jest podstawą. Nie można planować, jeśli nie przeprowadziło się rozeznania. Nie można planować, jeśli nie słuchało się Ducha. Nie jesteśmy organizacją pozarządową, ani agencją. Jesteśmy Towarzystwem Jezusowym, które idzie za Nim. Wy jesteście kapłanami, zakonnikami i osobami świeckimi, którzy idziecie za Nim zarówno osobiście, jak i w wymiarze wspólnotowym.
Papież krytykował sposoby postępowania bez rozeznawania rzeczy. Podczas minionego lata 2019, mówił o jednej z dobrze zorganizowanych włoskich diecezji. Mówił, że ma ona więcej zatrudnionych osób niż Watykan. Ale nie odczuwa się tam elastyczności Ducha. Mówił o konieczności bycia gotowymi na “perturbacje”. W końcu stwierdził, że Ewangelia jest nauczaniem szalonym, że błogosławieństwa powinny otrzymać nagrodę Nobla za szaleństwo. Jeśli natomiast chodzi o planowanie i posiadanie wszystkiego dobrze zorganizowanego, podzielonego na ściśle określone etapy … Papież jest zaniepokojony tego typu planowaniem.

Wyraźnie zachęca do tego otwarcia się na Ducha – do bycia zaskoczonym: do postawy nie skoncentrowanej na tym, by wszystko mieć poukładane.

Nie można planować, nie modląc się i nie nasłuchując Ducha. Planowanie powinno prowadzić do działania, do praktyki, aby wcielić to, co jest owocem rozeznania. Jesteśmy przepełnieni wiarą opartą na Wcieleniu. Wszystko musi być realizowane w realnym i konkretnym świecie, w miejscu, czasie i przestrzeni.

Wnioski

Kiedy pracowaliśmy nad rozeznawaniem preferencji apostolskich, od 2017 roku do początku roku 2019, rozpoczęliśmy ryzykowny proces. Nie wiedziałem, dokąd dojdziemy i nadal jestem zaskoczony. Początkowy proces zaangażował osoby z terenu całego Towarzystwa. Potem, na początku tego roku, spędziliśmy osiem dni tutaj, w Rzymie, wraz z moją Poszerzoną Radą złożoną z 25 osób. Nadeszły raporty o rozeznaniach przeprowadzonych na poziomie lokalnym. Były niewiarygodnie zbieżne. Na tyle, że niektórzy członkowie Rady mówili: po co poświęcać temu osiem dni, skoro wszystko jest jasne. W końcu jednak przydało się te osiem dni. Mieliśmy potrzebę słuchania się nawzajem i słuchania Ducha, aby usłyszeć Jego lekki powiew odnawiający oblicze Towarzystwa. Teraz rozważamy jak to wcielić w życie i iść dalej, unikając sytuacji nadmiernego pośpiechu … czy opóźniania, starając się słuchać. Ciągle napotykamy na potrzebę nawrócenia się, bycia pokornymi.

Jakie więc są wnioski, jaka jest moja rada? Jeśli można, z całą prostotą podam wam, jako liderom, pewne rady:

– jako lider podejmuj ryzyko
– jako lider nie obawiaj się porażki
– jako lider zawierz swoim ludziom i Duchowi, który w nich działa
– jako lider inicjuj procesy pozytywne
– jako lider próbuj nowych metodologii i bądź elastyczny
– jako lider pozostaw przestrzeń samemu sobie, aby wciąż słyszeć subtelny głos

Jak powiedziałem, nasz obecny moment jezuickiej odnowy rozpoczął się pewnym impasem podczas naszej Kongregacji Generalnej, chwilą pokory, niemal porażki. W tym kontekście zrodziło się w nas pragnienie, by na nowo rozpocząć drogę naszych pierwszych towarzyszy, rozeznając wspólnie, pokładając ufność jedni w drugich oraz w naszych partnerach świeckich, zakonnych i diecezjalnych, formując ludzi i ucząc się od nich nowych metod rozeznawania; dostosowując rozmowę duchową do grup osób poszukujących albo i niewierzących.

Skorzystajmy z wzajemnego doświadczenia tego tygodnia. Chcemy razem przejść drogę przyszłego Kościoła, w postawie solidarności, bardziej zjednoczeni. Możemy to zrobić, ponieważ wiemy i wierzymy, że Duch Boga pracuje w świecie, czasem walcząc; ale zawsze: wzywając nas stale, byśmy szli naprzód.
Czym więc jest rozeznawanie i czym jest rozeznawanie wspólne? U samych podstaw jest ono żywione i karmione naszym pragnieniem, naszą pasją i naszym pragnieniem bycia z Panem. To jest w prostych słowach właśnie to. Potrzebujemy pokory. Jesteśmy Jego świadkami, głosimy Jego Ewangelię, nie naszą. Jesteśmy tymi, którzy są wezwani, by nieść dobrą nowinę; by świadczyć; by pokornie zapalać światło w miejscach ciemnych. Możemy tego dokonywać słuchając Ducha z uwagą, w harmonii… będąc całkowicie zdeterminowani, by wdrożyć to, co mówi nam Duch. Rozeznawanie, planowanie i przywództwo łączą się więc wtedy, gdy słuchamy Słowa Bożego i wprowadzamy je w życie. Dziękuję.

Tłumaczenie: Andrzej Koprowski SJ, Wojciech Żmudziński SJ

]]>
Świąteczne wędrowanie. Uroczystość Objawienia Pańskiego https://jezuici.pl/2020/01/swiateczne-wedrowanie-uroczystosc-objawienia-panskiego/ Sun, 05 Jan 2020 15:26:37 +0000 https://jezuici.pl/?p=57033 „Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon». Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów […]]]>

„Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon». Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: «W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok: A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela». Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: «Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon». Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny” (Mt 2,1-12).

W dzisiejszym dniu obchodzimy uroczyście święto epifanii, to znaczy objawienia. Jezus, Bóg-Człowiek leżący w żłobie objawia się światu w przedstawicielach trzech pogańskich mędrców.

Święta Bożego Narodzenia naznaczone są wędrówką. Bóg wędruje. Bóg wędruje na ziemię, wciela się w życie człowieka, przychodzi na świat, wchodzi w ludzką nędzę, cierpienie, ubóstwo. Staje się cichy i pokorny.

Ale także człowiek wędruje. Człowiek wędruje do Boga. Bóg stworzył nas wolnymi ale zapisał w naszych sercach głębokie pragnienie, głęboką tęsknotę za sobą, za miłością. Dlatego nasze serca są wciąż niespokojne, dopóki nie spoczną w Bogu.

Dziś wspominamy w Liturgii wędrówkę trzech mędrców, magów Wschodu, którzy odpowiedzieli na tęsknotę, pragnienie swych serc. Gdy zobaczyli Boży znak – nieznaną gwiazdę – natychmiast wyruszyli za nią w drogę.

Wędrujmy dziś przez chwilę za gwiazdą z mędrcami do Betlejem i zastanawiajmy się, czego mogą nas nauczyć ci trzej odlegli w czasie pokorni mędrcy?

1. Mędrcy uczą nas, że gdy Bóg daje znak, człowiek powinien wyruszyć w drogę. Mędrcy podejmują bez wahania trud długiej pielgrzymki. Wcześniej Abraham w wieku 75 lat wyruszył do ziemi obiecanej przez Boga. A Mojżesz w wieku 80 lat otrzymał od Boga życiową misję. W życiu duchowym nigdy nie jest się na tyle starym, aby nie wyruszyć w drogę.

W drodze z Bogiem towarzyszą nam gwiazdy – znaki Boga. Taką gwiazdą jest nasza wiara. Dlaczego jednak ociągamy się, by pójść za nią? Czy nie cierpimy na swego rodzaju duchowy uwiąd starczy? Jest w nas tyle zwątpień, rutyny, skostnienia. Utknęliśmy w tym, co stare, w wygodnym sposobie myślenia, przyzwyczajeniach. Boimy się tego, co nowe, boimy się trudu.

W życiu duchowym najbardziej zgubna jest oziębłość, obojętność, letniość. Ona sprawia, że tkwimy w miejscu, zamiast podążać naprzód drogą wiary.

2. Mędrcy uczą nas, że celem naszej wędrówki jest adoracja Boga. Po przybyciu do Betlejem padają na twarz i w pokorze adorują Jezusa. Uznają Go za oczekiwanego Mesjasza, Syna Bożego.

W naszych międzyludzkich relacjach musimy uczyć się nieustannie pozwalać innym być sobą, nie zmuszać ich, by stawali się kimś innym, by żyli według naszych wyobrażeń. Musimy uczyć się tolerancji, szacunku, akceptacji.

W relacji do Boga musimy również uczyć się tego szacunku, który nazywa się adoracją, i który pozwala Bogu być Bogiem. Uznać, że Bóg jest Bogiem, to wierzyć, że jest wszechmocny, święty, miłosierny i oddawać Mu pokłon, cześć, jako swemu Panu. Adoracja to modlitwa, która szanuje istotę Boga. Św. Franciszek z Asyżu mawiał: „Nie osiągniesz tego, czego pragniesz mocując się, ale adorując”. Gdy adorujemy Boga, pozwalamy Mu być Bogiem, to znaczy wszystkim w naszym życiu, On będzie troszczył się o nasze sprawy lepiej, niż tego oczekujemy.  

3. Mędrcy złożyli Bogu dary: złoto, kadzidło, mirrę. Zapewne nie są to dary dla małego dziecka. Są raczej symbolem, który wskazuje, kim jest Jezus. Kadzidło jest symbolem Boga, złoto – króla, zaś mirra – człowieka. Jezus w żłobie jest Bogiem, jest Królem, ale jest też Człowiekiem.

Stając dziś przed Jezusem leżącym w żłóbku możemy czuć się zażenowani. Jaki dar, jaki prezent możemy dać Bogu, który posiada wszystko? A jednak, gdy zrozumiemy, kim jest Jezus, możemy dać Mu odpowiednie dary.

Jezus jest Stwórcą. Św. Jan napisze: „Wszystko przez Nie(go) się stało, a bez Niego nic się nie stało, [z tego], co się stało” (J 1,3)”. Jeżeli Jezus jest naszym Stwórcą, jeżeli wszystko zawdzięczamy Bogu, możemy Mu ofiarować nasze „nic”, naszą wewnętrzną pustkę, bezradność, bezsilność. Jezus może tę pustkę wypełnić miłością, Sobą.

Jezus jest Słowem Boga Ojca. Pisze dalej św. Jan: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. (…) A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1,1.14). Słowo potrzebuje słuchaczy. Jeżeli Jezus jest „mową” Boga, Słowem Boga, to możemy Mu ofiarować naszą otwartość, nasze milczenie, nasze zasłuchanie.

Jezus jest naszym Zbawicielem. „W Nim było życie, a życie było światłością ludzi”powie św. Jan (J 1,4). Jezus przychodzi, by leczyć nasze rany, by wyzwalać nas z grzechów. Jako trzeci prezent możemy podarować Jezusowi nasze grzechy. Jezus Zbawiciel „potrzebuje” naszych grzechów, by nas z nich wyzwalać. Jeżeli odsłonimy je przed Nim, On przemieni je w znaki swej miłości.

Nasze ludzkie ubóstwo, nasza nędza pozwala ofiarować Jezusowi właściwe dary. Jezus nie potrzebuje dziś złota, mirry ani kadzidła. Możemy Mu jednak dać nasze „nic”, aby nas na nowo stworzył. Możemy Mu dać nasze milczenie, by mógł do nas mówić. Możemy Mu dać nasze grzechy, aby nas zbawiał. I takie dary są być może największą radością nowonarodzonego Jezusa.

fot. Pixabay

 

 

]]>
Tajemnice nocy https://jezuici.pl/2019/12/tajemnice-nocy/ Thu, 19 Dec 2019 18:06:31 +0000 https://jezuici.pl/?p=56555 Noc ma dwojakie znaczenie. Noc jest najpierw związana z ciemnością. Napawa lękiem. Mrok sprawia, że człowiek nie potrafi odnaleźć drogi, nie potrafi odróżnić drogi od bezdroża, gubi się. Noc ma w sobie coś z tchnienia śmierci – pozbawia nas wszystkiego. W ciemnościach świat jak gdyby przestaje dla nas istnieć. Nie widzimy go. Jesteśmy zdani wyłącznie […]]]>

Noc ma dwojakie znaczenie.
Noc jest najpierw związana z ciemnością. Napawa lękiem. Mrok sprawia, że człowiek nie potrafi odnaleźć drogi, nie potrafi odróżnić drogi od bezdroża, gubi się.
Noc ma w sobie coś z tchnienia śmierci – pozbawia nas wszystkiego. W ciemnościach świat jak gdyby przestaje dla nas istnieć. Nie widzimy go. Jesteśmy zdani wyłącznie na siebie.
Noc skazuje nas na osamotnienie.
Noc to czas działania złych duchów, niewiary, podstępu, zdrady i grzechu.

Jest przecież i inny wymiar nocy

Noc niesie ze sobą ciszę, wyczula serce pozbawiając rozpraszających go wrażeń. W niej odnawia się siła, dojrzewając, czuwając, czekając świtu. Noc jest czasem pokrzepiającego odpoczynku, proroczych snów i modlitwy.
Mrokiem okryte jest wszystko to, czego człowiek nie może do końca pojąć, zrozumieć, wytłumaczyć; czego można doświadczyć tylko poprzez wiarę.
Bez Boga wszystko jest ciemnością. Noc jest podobna do nocy, a dzień do dnia. Wszystko staje się monotonne, jednolite, jednowymiarowe jak cień. Bóg jest światłością, dlatego istnieją rzeczy i osoby w swojej różnorodności. Dlatego możemy je dostrzec. Bóg rozświetla nawet największe mroki.

Nie ma znaczenia, czy wierzysz w Jego istnienie czy nie. Tak jak nie ma znaczenia, czy wierzysz w to, że ziemia jest okrągła. Ziemia niezależnie od twojej niewiary nadal jest okrągła, a wszystko podlega sile ciążenia. Bóg istnieje, nawet gdy w Niego nie wierzysz. Światło istnieje i świeci, nawet gdy masz oczy zamknięte. To jest pocieszające. Nie sądzisz?

Istnieją dwie szczególne noce

Pierwsza nazywana bywa „świętą”, druga „wielką”. W te noce spełniły się wszystkie proroctwa Starego Testamentu.

W czasie pierwszej, „świętej nocy”, w noc Bożego Narodzenia przyszedł na świat Mesjasz – Chrystus Pan. Światło zabłysło w ciemności. Słowo stało się Ciałem i zamieszkało pomiędzy nami.

W czasie drugiej, w noc Wielkanocy – Jezus Chrystus Zmartwychwstał, a z nim człowiek narodził się dla życia wiecznego w komunii z Bogiem, dla nieba.

Te dwie noce są nierozdzielne. Myśląc o jednej, mamy przed oczyma drugą. „Sławiąc jedną, uznajemy wielkość drugiej”. Najlepiej widać to na ikonach Bożego Narodzenia. Jak żadne inne przedstawienia – ukazują duchowe znaczenie tych dwóch nocy. Wystarczy wziąć jakąkolwiek kanoniczną ikonę Narodzenia, aby się o tym przekonać.

Od dnia 17 grudnia, liturgia powraca do przeszłości, wskazuje i tłumaczy wydarzenia oraz prorocze słowa, abyśmy lepiej pojęli wielką tajemnicę naszej wiary – tajemnicę Bożego Narodzenia. Pozwólmy adwentowym przewodnikom: liturgii, Janowi Chrzcicielowi, Maryi i Józefowi, poprowadzić się w głąb Świętej Nocy, w której Bóg stał się Człowiekiem i zamieszkał pośród nas. Kontemplujmy, jak Słońce wschodzi i noc się rozjaśnia, choć nie nastał jeszcze dzień.

Foto: chiaralily (flickr.com)

]]>
Mało znany przyjaciel św. Ignacego Loyoli https://jezuici.pl/2019/12/malo-znany-przyjaciel-sw-ignacego-loyoli/ Sun, 15 Dec 2019 08:57:29 +0000 https://jezuici.pl/?p=56460 Jezuici patrzą na siebie, nie tylko jako na współbraci ale także jako na „przyjaciół w Panu”. Przyjaźń jest ważną cechą charakteryzującą jezuitów od czasu ich powstania. Łatwość zawierania przyjaźni przez św. Ignacego jest powszechnie znana. Wśród szerokiego grona wybitnych przyjaciół warto przypomnieć jedną postać rzadko wymienianą – św. Jana z Ávila (ur. w Hiszpanii w […]]]>

Jezuici patrzą na siebie, nie tylko jako na współbraci ale także jako na „przyjaciół w Panu”. Przyjaźń jest ważną cechą charakteryzującą jezuitów od czasu ich powstania.

Łatwość zawierania przyjaźni przez św. Ignacego jest powszechnie znana. Wśród szerokiego grona wybitnych przyjaciół warto przypomnieć jedną postać rzadko wymienianą – św. Jana z Ávila (ur. w Hiszpanii w 1500 r., kanonizowany w 1970 r., uznany doktorem kościoła w 2012 r.). W tym roku minęła 450 rocznica jego śmierci (+1569).

Kapłan, mistyk, wybitny wykładowca, kaznodzieja, kierownik duchowy, inicjator szkół i kolegiów, nazywany Apostołem Andaluzji, był bliskim przyjacielem św. Ignacego. Nie ukrywał podziwu dla niego i jezuitów.

Pozostawił po sobie, jak św. Ignacy, wiele listów (znanych jest ponad 300) oraz liczne traktaty teologiczne, które sprawiły, że został ogłoszony Doktorem Kościoła. Uważał, jak Założyciel jezuitów, że trzeba tworzyć ośrodki kształcenia, w których będzie się formować przyszłych formatorów. Bardzo wspierał dzieła jezuitów w Hiszpanii. Sam chciał wstąpić do Towarzystwa Jezusowego, jak pokazuje zachowana korespondencja. Po śmierci został pochowany w jezuickim kościele Wcielenia, w miejscowości Montilla, kilkadziesiąt kilometrów od Kordoby.

Jan z Ávila był przyjacielem i doradcą wielu innych wielkich świętych swoich czasów: Teresy od Jezusa, Jana od Krzyża, Franciszka Borgiasza, Tomasza z Villanueva, Piotra z Alcántary i innych. Wydaje się, że święci bezbłędnie się rozpoznają i nieodparcie przyciągają do siebie innych, podążających drogą świętości.

Jest jeszcze inny ważny watek łączący św. Jana z jezuitami. Po jego kazaniu na pogrzebie królowej Izabeli (Elżbiety) Portugalskiej w Grenadzie wicekról Katalonii Franciszek Borgiasz postanowił zmienić swoje życie i wstąpić do jezuitów. Niedługo potem został generałem zakonu i jednym z jego wielkich świętych.

Na zdjęciu fragment figury św. Jana z Ávila w kościele pw. św. Andrzeja w Sewilli, w Hiszpanii (CarlosVdeHabsburgo – fragment fotografii: https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=57711725)

]]>
Więcej niż prorok. 3 Niedziela Adwentu https://jezuici.pl/2019/12/wiecej-niz-prorok-3-niedziela-adwentu/ Sat, 14 Dec 2019 08:45:48 +0000 https://jezuici.pl/?p=56456 Tymczasem Jan, skoro usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: «Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» Jezus im odpowiedział: «Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się […]]]>

Tymczasem Jan, skoro usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: «Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» Jezus im odpowiedział: «Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie». Gdy oni odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: «Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale co wyszliście zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. Po co więc wyszliście? Zobaczyć proroka? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby przygotował Ci drogę. Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on” (Mt 11,2-11).

1. Życie Jana Chrzciciela było radykalne i bezkompromisowe. Prorok w sposób niedyplomatyczny, publicznie piętnował romans Heroda Antypasa z bratową Herodiadą. W efekcie został osadzony w więzieniu, w twierdzy macheronckiej. W więzieniu, w obliczu zbliżającej się śmierci pojawiają się pokusy, Janem zaczynają targać wątpliwości związane z osobą Jezusa. Czy naprawdę jest Mesjaszem?

Skąd te wątpliwości? Być może nauczanie Jezusa znacznie odbiegało od wyobrażeń i oczekiwań Jana. Nie jest też wykluczone, że wysłał uczniów do Jezusa ze względu na nich samych. Niektórzy dotąd nie odnaleźli drogi do Jezusa z Nazaretu. Jan pragnie, by z Jego własnych ust usłyszeli, że jest Mesjaszem. Chce, by wszyscy jego uczniowie poszli za Jezusem, oddali się Jemu. Wie, że jako przyjaciel Oblubieńca wypełni do końca swoją misję, gdy przyprowadzi do Jezusa wszystkich swoich uczniów, nawet najbardziej wątpiących i opornych. Być może jednak przyczyna jest bardziej prozaiczna. W zewnętrznej nocy więzienia Jana ogarnął mrok wewnętrzny. Wątpliwości człowieka, który całkowicie oddał się Jezusowi świadczą, że każdy człowiek, nawet stojący najbliżej Boga, nie jest wolny od pokus. Takich pokus doświadczają nawet najwięksi mistycy. Św. Ignacy Loyola tak je wspomina: „Po skończeniu Mszy i potem w pokoju czułem się całkowicie opuszczony i bez żadnej pomocy, nie mogłem mieć żadnego smaku duchowego w Pośrednikach, ani Osobach Boskich, tak bardzo byłem oddalony i odłączony od nich, jakbym nigdy niczego nie odczuł od nich, albo nigdy w przyszłości nie miał odczuwać. Natomiast przychodziły mi myśli, już to przeciw Jezusowi, już to przeciw komu innemu; i czułem się zmieszany różnymi myślami. I w niczym nie znajdowałem spokoju”. Każdy jest narażony na pokusy podważające sens jego trudu, zaangażowania, wiary. Szatan nigdy nie daje za wygraną. Czyni wszystko, by przekonać, że życie duchowe to jedynie iluzja i złudzenia.

Co stanowi twoje „więzienie”? W co wątpisz? Czy idziesz ze swymi wątpliwościami do Jezusa? Jakich pokus doświadczasz? Które z nich dręczą cię najdłużej i najsilniej?

2. Jezus dał Janowi jednoznaczną odpowiedź, wskazał w niej na znaki, które dla każdego Izraelity powinny stanowić oczywiste dowody czasów mesjańskich: na oczach wszystkich dokonują się cuda uzdrawiania, oczyszczenia, zmartwychwstania… Dobra nowina o miłości Boga dociera do najniższych warstw społecznych i ludzi z marginesu. Odpowiedź Jezusa zapewne usatysfakcjonowała Jana. Była umocnieniem wobec nękających go wątpliwości i kryzysu i wezwaniem do cierpliwej ufności.

Jakie znaki przekonują cię, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym? Czy widzisz znaki mesjańskie w swoim życiu?

3. Po odejściu uczniów Jana Chrzciciela, Jezus dał o nim świadectwo. Jan Chrzciciel jest postacią wyrazistą i jednoznaczną. Jest autentyczny, szczery, nie chwieje się, jak trzcina na wietrze. Jest wierny i wytrwały. Nie kieruje się opinią ludzi, nie zabiega o niczyją sympatię. Mówi to, co czuje. W swoich wystąpieniach nie czuje się od nikogo zależny. Jest wolny wewnętrznie. Równocześnie jest przekonany, że głosi słowo Boga i sprawiedliwość. Sam jest także człowiekiem sprawiedliwym. Nie dba o wygodę i lekkie życie. Jest przeciwieństwem Heroda. Jan jest również świadomy swojej misji. Jest nią objawienie Jezusa jako Mesjasza i przygotowanie Mu drogi. Ta historyczna misja wymaga pokory i miłości do Jezusa.

Czym imponuje ci Jan Chrzciciel? Które zalety cenisz sobie szczególnie? Których ci brakuje? Jakie świadectwo mógłby dać Jezus o tobie? Za co mógłby cię pochwalić?

fot. Pixabay

 

 

]]>
Jak złodziej. I Niedziela Adwentu https://jezuici.pl/2019/11/jak-zlodziej-i-niedziela-adwentu/ Sat, 30 Nov 2019 10:15:16 +0000 https://jezuici.pl/?p=56224 „Jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w […]]]>

„Jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” (Mt 24, 37-44).

1. Jezus w swojej mowie eschatologicznej nawiązuje do wydarzeń z czasów Noego. Ludzie tamtej epoki prowadzili życie niewiele różniące się od czasów współczesnych; bawili się i żyli beztrosko, jakby ta chwila miała trwać wiecznie. Troska o codzienność pochłaniała ich całkowicie. Przyjemności prowadziły do szukania coraz mocniejszych wrażeń i w efekcie do zatraty zmysłu moralnego. Ludzie zapomnieli o Bogu. Żyli jakby Go nie było. Nie przewidywali Jego interwencji.

Czas Adwentu jest wezwaniem do życia bardziej świadomego. Można zatracić się nadmiernie w sprawach tego świata i zapomnieć o życiu duchowym. Przestroga Jezusa skierowana do Marty, która zbytnio troszczyła się o sprawy ciała jest wciąż aktualna (por. Łk 10,41-42). W codziennym zabieganiu nie może zabraknąć czasu na „najważniejszą cząstkę”: zatrzymanie się, refleksję, modlitwę.

Czy codzienne troski albo radości życia nie pochłaniają cię całkowicie? Czy nie dbasz zanadto o ciało, zapominając o duchu? Czy w ciągu dnia masz przynajmniej chwilę dla Pana?

2. W czasach Jezusa dyskutowano nad znakami końca świata. Jedni z rabinów uważali, iż można ustalić czasy przyjścia Mesjasza, inni zaprzeczali. Jezus potwierdza drugą opcję. Człowiek nie jest w stanie przewidzieć dnia ani godziny paruzji, ponownego przyjścia Chrystusa na końcu czasów. Dlatego powinien żyć w nieustannej gotowości. Jezus ilustruje to wymownymi przykładami. Dwaj mężczyźni pracują wspólnie na polu, jeden z nich zostanie nagle wzięty, drugi pozostawiony. Podobnie będzie z kobietami mielącymi ziarno w żarnach.

Godzina śmierci i odejścia do domu Ojca jest wielką tajemnicą. Należy być na nią zawsze przygotowanym; mieć zapalone „lampy oliwne”, podobnie jak pięć mądrych druhen weselnych (por. Mt 25,1nn). Wówczas nie trzeba się lękać ani obawiać sądu Bożego. Gdy raz zapytano świętego Dominika Savio, co by zrobił, gdyby dowiedział się, że jutro ma umrzeć, odpowiedział: „Grałbym dalej w piłkę”. Może warto codziennie rano,  po przebudzeniu powtarzać sobie taką myśl: „Żyj tak, jakbyś miał dziś umrzeć, ale marz i kochaj, jakbyś miał żyć wiecznie”.

Jakie reakcje budzi w tobie myśl o śmierci? Czy myślisz o niej? Jak często? Czy jesteś gotowy na niespodziewane przyjście Pana?

3. Jezus porównuje swoje przyjście w dniu ostatnim do złodzieja. W tamtych czasach fundamenty palestyńskich domów były zazwyczaj zbudowane z gliny. Złodziej mógł bez trudu zrobić wyłom w takim murze i włamać się do domu. By uniknąć kradzieży należało w nocy czuwać. W zamożniejszych rodzinach czynili to służący, zaś w biedniejszych – ojcowie rodziny.

Poprzez tę miniprzypowieść Jezus zachęca do nieustannego czuwania, czyli do życia głębokiego, świadomego. Może w rozpoczynającym się Adwencie trzeba się przebudzić, otrząsnąć z duchowego letargu. Tylko człowiek przebudzony, który nie śpi, który czuwa, może kształtować świadomie swoje życie. Georges Bernanos zauważa: „Większość ludzi angażuje w życie tylko niewielką, śmiesznie małą część swojego bycia, tak jak owi skąpi bogacze, którzy umierali, wydając tylko zyski z zysków. Człowiek święty nie żyje z zysków, lecz ze swego kapitału, angażuje całą swoją duszę”. Dom, do którego może wkraść się złodziej (szatan) to dusza ludzka. Gdy pozostaje ona uśpiona, w letargu, może to uczynić z łatwością. Dlatego trzeba żyć świadomie, aktywnie, odpowiedzialnie i angażować „całą duszę”.

Czy żyjesz świadomie? Na czym polega twój duchowy letarg, ospałość? W jaki sposób bronisz swej duszy przed atakami złego ducha?

fot. Pixabay

]]>
Setne urodziny Prezydenta Kaczorowskiego https://jezuici.pl/2019/11/setne-urodziny-prezydenta-kaczorowskiego/ Sat, 23 Nov 2019 11:45:43 +0000 https://jezuici.pl/?p=56180 Dnia 26 listopada ostatni Prezydenta RP na uchodźstwie, Ryszard Kaczorowski, gdyby żył, obchodziłby setną rocznicę urodzin. Poznałem pana Prezydenta w 1986 roku, w Londynie. Tam poznałem również jego małżonkę, panią Karolinę Kaczorowską. Oboje należeli do parafii Matki Miłosierdzia na Willesden Green, w której posługiwałem. Dom pary prezydenckiej znajdował się przy sąsiedniej ulicy, która biegnie równolegle […]]]>

Dnia 26 listopada ostatni Prezydenta RP na uchodźstwie, Ryszard Kaczorowski, gdyby żył, obchodziłby setną rocznicę urodzin.

Poznałem pana Prezydenta w 1986 roku, w Londynie. Tam poznałem również jego małżonkę, panią Karolinę Kaczorowską. Oboje należeli do parafii Matki Miłosierdzia na Willesden Green, w której posługiwałem. Dom pary prezydenckiej znajdował się przy sąsiedniej ulicy, która biegnie równolegle do Walm Lane, przy której mieści się kaplica parafialna i siedziba naszej jezuickiej wspólnoty. Pan Prezydent, gdy był w domu, zawsze przychodził do nas na Mszę św.

Prezydent RP Ryszard Kaczorowski, jego małżonka Karolina oraz o. Henryk Droździel SJ, wtedy dyrektor Domu Formacji Duchowej i przełożony klasztoru w Kaliszu (4 lipca 2009).

Wśród pamiątek, które zachowałem po Nim, jest jedna szczególna, list z charakterystycznym pismem Prezydenta. Nosi datę 3 kwietnia 2010 roku. Stempel Royal Mail na kopercie potwierdza, że został wysłany 6 kwietnia, o 18.41. Otrzymałem go 8 kwietnia. Rano 10 kwietnia, dowiedziałem się o katastrofie w Smoleńsku. Zginęli w niej obaj prezydenci Rzeczpospolitej, aktualny – prezydent Lech Kaczyński i były – prezydent Ryszard Kaczorowski, wraz z towarzyszącymi im osobami. Pozostał ból i pamiątki.

List, o którym wspominam (jego fotokopię zamieszczam poniżej), jest odpowiedzią na życzenia imieninowe. Kilka zdań w nim zawartych pokazuje wyjątkowy charakter człowieka, dla którego Bóg, Honor i Ojczyzna nie były tylko pojęciami.

Dla każdego człowieka i dla każdej społeczności ważne są osoby, dla których można mieć szacunek, i od których można się wiele nauczyć, zwłaszcza w trudnej dziedzinie, jaką jest miłość do Ojczyzny. O takich osobach nie wolno zapominać.

W niedzielę, 24 listopada rozpoczną się w Warszawie obchody setnej rocznicy urodzin Prezydenta RP Ryszarda Kaczorowskiego

Fotografie zostały zrobione w Kaliszu, w pokoju gościnnym i przy wyjściu z Klasztoru Jezuitów, dnia 4 lipca 2009 r. przez br. Waldemara Jekę SJ.

 

]]>
Życie na walizkach. 33 Niedziela Zwykła C https://jezuici.pl/2019/11/zycie-na-walizkach-33-niedziela-zwykla-c/ Sat, 16 Nov 2019 08:22:48 +0000 https://jezuici.pl/?p=56014 „Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony». Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?» Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu […]]]>

„Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony». Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie?» Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „Ja jestem” oraz: „Nadszedł czas”. Nie chodźcie za nimi! I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec». Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Będą silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie. Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą do królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” (Łk 21, 5-19).

 

Zbliżamy się do końca roku liturgicznego. W Liturgii Słowa pojawiają się teksty eschatologiczno-apokaliptyczne.       W dzisiejszej Ewangelii Jezus zapowiada zburzenie Jerozolimy, które miało miejsce w 70 roku oraz znaki końca świata. Jezus jednak nie wskazuje żadnych dat ani precyzyjnych „sygnałów ostrzegawczych”. Wojny, rewolucje, katastrofy naturalne, głód, zarazy, prześladowania są znakami aktualnymi w każdym czasie.

Wobec niewiadomej godziny końca życia na ziemi, chrześcijanin powinien być zawsze gotowy. Powinien czuwać, wykazywać się odwagą, wiernością, nie poddawać się sugestiom różnych mistyfikatorów czy jasnowidzów.

Życie w perspektywie eschatologicznej prowadzi do wolności. Wiemy, że wszystko jest względne, przemijające, a nasza ojczyzna jest w niebie (Flp 3, 20). Nie musimy więc nadmiernie lękać się o rzeczywistość tymczasową. Powinniśmy być raczej „w drodze” i żyć niejako „na walizkach”. Nie absolutyzować świata, ani jego wartości; czynić wszystko w wolności, z dystansem wewnętrznym. Św. Ignacy napisał, że jezuita ma trwać w postawie, jakby ciągle podniesionej stopy, to znaczy zawsze wolny, dyspozycyjny, gotowy do wyruszenia w drogę. Myślę, że to zdanie powinien głęboko w sercu wyryć sobie każdy uczeń Jezusa.

Z drugiej strony żyjemy w świecie, w czasie, w historii. I nie możemy uciekać od niej, trwając w iluzjach i kwietyzmie. Można wtedy pod fałszywym pretekstem poddawać się lenistwu, uciekać od trudu i zaangażowania codziennego, pogardzać tym, co przemijające… Jednak nie jest to Ewangelia Jezusa. Jezus nie chce, byśmy uciekali od świata, ale żyli w nim i przemieniali go od wewnątrz sprawiedliwością, pokojem, miłosierdziem i miłością.

Życie na co dzień Ewangelią jest trudem i wymaga odwagi. Miejmy nadzieję, że Jezus nie zażąda od nas świadectwa krwi. Ale na pewno oczekuje „świadectwa codzienności”. Jest nim przeżywanie dnia po dniu, w cierpliwej wierności Bogu, własnemu sumieniu, obowiązkom. Taka wierność Bogu i sobie, gdy przychodzą trudności, kryzysy, nic nie wychodzi, pojawiają się porażki w pracy i życiu osobistym, niezrozumienie i odrzucenie ze strony najbliższych, wątpliwości w wierze, jest nieraz „prawdziwym męczeństwem”.

Jakie reakcje wywołuje we mnie myśl o końcu świata? Czy nie żyję nowinkami, wątpliwymi przepowiedniami i objawieniami? W jakim stopniu jestem już wolny i dyspozycyjny? Czy nie uciekam od rzeczywistości w iluzje? Co dla mnie jest „największym męczeństwem”? Jak je przeżywam? Czy czerpię nadzieję i odwagę od Jezusa?

fot. Pixabay

]]>
Pakt ze Świętym Stanisławem https://jezuici.pl/2019/11/pakt-ze-swietym-stanislawem/ Wed, 13 Nov 2019 00:22:34 +0000 https://jezuici.pl/?p=55932 Polacy w odróżnieniu od innych mają możliwość wspominania świętego Stanisława Kostki dwa razy. Po raz pierwszy 18 września zgodnie z kalendarzem liturgicznym Kościoła w Polsce, a drugi raz 13 listopada zgodnie z kalendarzem liturgicznym całego Kościoła. Chciałbym skorzystać z bliskości tego drugiego wspomnienia i przypomnieć pewna jezuicką praktykę o intrygującej nazwie: „Pacta Stanislai”. Natrafiłem na […]]]>

Polacy w odróżnieniu od innych mają możliwość wspominania świętego Stanisława Kostki dwa razy. Po raz pierwszy 18 września zgodnie z kalendarzem liturgicznym Kościoła w Polsce, a drugi raz 13 listopada zgodnie z kalendarzem liturgicznym całego Kościoła.

Chciałbym skorzystać z bliskości tego drugiego wspomnienia i przypomnieć pewna jezuicką praktykę o
intrygującej nazwie: „Pacta Stanislai”. Natrafiłem na nią przypadkiem, czytając kiedyś wypowiedź jednego z Naszych (tzn. jezuitów) o św. Stanisławie Kostce. Zrozumiałem z niej, że istniał kiedyś w jezuickim nowicjacie zwyczaj zawierania tzw. „paktu ze Stanisławem”, jako prywatny przejaw pobożności (słowo „pacta” –w jezuickiej gwarze oznaczało także konferencje głoszone w nowicjacie przez nowicjuszy). Istotę „paktu” (albo przymierza) można streścić w następujący sposób: nowicjusz/ lub inna osoba? zobowiązywał się propagować nabożeństwo do Niego, prosząc jednocześnie o pomoc na drodze do świętości.

Obraz świętości, za czasów św. Stanisława, nowicjusze czerpali z rozważania i kontemplacji słów oraz
czynów Jezusa Chrystusa, z lektury życiorysów świętych i ze świadectwa współbraci wśród których, jak czas pokazał, aż roiło się od przyszłych świętych. Święty Stanisław był pierwszym z nich, który został
beatyfikowany.

Kopuła w Kościele św. Andrzeja na Kwirynale, gdzie znajdują się doczesne szczątki św. Stanisława.

Ojciec Stanisław Warszewicki SJ, współnowicjusz i pierwszy biograf Świętego, zachwycony jego duchową postawą napisał, że św. Stanisław wniósł w życie nowicjuszy „wiele pociechy oraz wielką podnietę do służby Chrystusowi Panu i czci Błogosławionej Dziewicy, Bożej Rodzicielki” (Żywot Stanisława Kostki, rozdz. I). Z podobnym uniesieniem, kontemplując działanie miłości Bożej w życiu Stanisława, dodał w jednym z ostatnich akapitów: „Któż z nas, nie będzie już pobudzony, by służyć tak dobremu, tak szczodremu Panu z całą pokorą, staraniem i troską, aby światem i tym, co jest na świecie – dla Jego chwały i służby – wzgardzić, a zapomniawszy o wszystkim, co znajduje się wstecz, dążyć do tego, co przed nami: do ostatniej nagrody powołania, która jest w Chrystusie Panu?” (tamże, XXIV). Ojciec Warszewicki był znawcą ludzi. Według niego Stanisław: „Tak wielkie zaś osiągnął dzięki łasce Bożej zrozumienie rzeczy duchowych, że miał o nich nie tylko bardzo roztropny sąd i wypowiedzi, lecz również ich smak czuł dogłębnie” (tamże, X). Nic dziwnego, że współnowicjusze, a potem następne pokolenia jezuitów propagowały jego kult i także ku niemu spoglądały szukając inspiracji do tego, aby doskonałej „kochać i służyć we wszystkim” na drodze zakonnego powołania. W „paktach ze Stanisławem” nie było nic zabobonnego; nie był to „handel” wymienny; praktyka ta nie była wyrazem młodzieńczej naiwności, chodziło przecież o…życie.

W naszych rozważaniach dochodzimy do ważnego momentu. „Pakt” zawierał jeden bardzo istotny element. Ważny także dla nas, dzisiaj. Aby głosić chwałę świętego trzeba się z nim zaprzyjaźnić. – Obaj Stanisławowie, Kostka i Warszewicki, głęboko się przyjaźnili.

O „przyjaźni ze świętymi” napisał wnikliwie w jednym ze swoich rozważań ks. Edward Staniek: „W naszym wyznaniu wiary od chrztu powtarzamy: „Wierzę w świętych obcowanie — tzn. wierzę w istnienie łączności między świętymi a mną, wierzę w to, że mogę obcować ze świętymi, a dzieje się to tylko wtedy, kiedy znam konkretnego świętego i mogę z nim zawrzeć przyjaźń. To mnie wprowadzi w wielką wspólnotę ludzi, którzy potrafili wygrać życie”. Spotkanie ze świętymi „pozwala uwierzyć, że droga Ewangelii jest drogą możliwą do przebycia dla mnie”. Co więcej: „Wejście w grono świętych jest wejściem we wspólnotę żyjącą miłością, która ma to do siebie, że zawsze promieniuje. Jeżeli ktoś otwiera swoje serce na spotkanie z człowiekiem wielkiego formatu, to pozostaje pod działaniem doskonałej miłości wspólnoty ludzi świętych i w atmosferze ich miłości o wiele łatwiej mu wędrować ewangeliczną drogą”. Innym ważnym elementem, ”który decyduje o tym, byśmy sięgali w swoim życiu religijnym po spotkanie z konkretnym świętym, to ułatwienie odkrycia świętych ludzi, którzy dziś żyją na ziemi…”.

Wybierzmy więc sobie świętego i się z nim zaprzyjaźnijmy. Nie będziemy żałować. To wierni przyjaciele. Dali tego liczne dowody. Może zacznijmy od św. Stanislaw Kostki. Ubiegły rok, zwany „Rokiem św. Stanisława Kostki” zaowocował wielką ilością dzieł, publikacji, wnikliwych analiz i cudów. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy wykorzystali nadarzająca się okazję (13 listopada) do ponownego spotkania z Patronem Polski (nie tylko młodzieży) i może zawarcia z nim „paktu”. Pamiętajmy jednak, że pacta sunt servanda.

Na zdjęciu głównym: Kościół św. Andrzeja na Kwirynale (fasada) – foto: Henryk Droździel SJ.

Widok ołtarza i urny w której spoczywają relikwie św. Stanisława Kostki.

 

]]>
Będziemy równi aniołom. 32 Niedziela Zwykła C https://jezuici.pl/2019/11/bedziemy-rowni-aniolom-32-niedziela-zwykla-c/ Sat, 09 Nov 2019 08:24:49 +0000 https://jezuici.pl/?p=55912 „Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: „Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat pojmie ją za żonę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu”. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy pojął żonę i zmarł bezdzietnie. […]]]>

„Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: „Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat pojmie ją za żonę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu”. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy pojął żonę i zmarł bezdzietnie. Pojął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę». Jezus im odpowiedział: «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzewie, gdy Pana nazywa „Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją»” (Łk 20, 27-38).

Saduceusze nie cieszyli się dobrą sławą w starożytnym judaizmie, gdyż odrzucali wiarę w zmartwychwstanie i istnienie aniołów. Opierali się głównie na Pięcioksięgu. Aby ośmieszyć ideę zmartwychwstania i skompromitować Jezusa wykorzystują prawo lewiratu (Pwt 25, 5). Prawo nakazywało mężczyźnie wzbudzić potomka, w sytuacji śmierci brata i bezdzietności bratowej. Było ono wyrazem ekonomicznej i społecznej troski o wdowy. Saduceusze nawiązują do Księgi Tobiasza, w której zazdrosny demon Asmodeusz zabił siedmiu mężów Sary (Tb 3, 7n). Wobec tego pojawia się pytanie, czyją żoną będzie po śmierci?

Pytanie saduceuszów jest pustą retoryką, która nie dotyka istoty problemów i przerzuca uwagę na rzeczy drugorzędne. Podobną retorykę obserwujemy w polityce i massmediach. Zamiast podejmować poważne problemy dotyczące życia i egzystencji (ekonomiczne, społeczne), politycy (i dziennikarze) zajmują się pseudoproblemami, kazuistyką, zaciemnianiem tego, co istotne. Świadomie lub nie ulegają pułapce saduceuszów. Podobna postawa może zagrażać naszemu życiu duchowemu. Zamiast podejmować duchowe i egzystencjalne pytania o sens i wartość życia możemy pozostawać na ich obrzeżach, zajmując się tym, co względne lub nieistotne.

Jezus odpowiadając saduceuszom pomija problem kazuistyki i dotyka głębi problemu. Odwołuje się do Wj 3, 6, gdzie jest mowa o Bogu żywym. Jezus sięga do serca Pisma, do korzeni. Jeżeli Bóg jest Bogiem żywych, musiał wzbudzić do życia Abrahama, Izaaka i Jakuba. Jeżeli Bóg kocha człowieka, nie może pozostawić go w mocy śmierci. I to jest Dobra Nowina dla nas. Nasze życie wykracza poza doczesną związaną z cierpieniem i bólem ziemską egzystencję. Jego celem jest Bóg, jest Miłość która przetrwa śmierć.

Życie duchowe przekracza ziemski wymiar myślenia, nie obowiązują w nim prawa rozwoju ani narodzin i śmierci. Wszystko będzie nowe, duchowe, oczywiste, przeniknięte Bogiem i miłością. Będziemy równi aniołom, a więc nie podlegający ludzkiemu wymiarowi hierarchii. Co więcej, będziemy w dosłownym tego słowa znaczeniu dziećmi Bożymi. Rzeczywistość, której doświadczamy na ziemi w zwierciadle, ukaże się w pełni. Św. Jan pisze: Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1 J 3, 2).

Zmartwychwstanie nie jest „ożywieniem trupa” czy tylko przedłużeniem życia ziemskiego (jak sądzili faryzeusze), ale „jakościowym skokiem”, nową egzystencją, w której uczestniczy cała przemieniona osoba (por. 1 Kor 15, 35nn).

Czy nie próbuję zaciemniać ogólnikami, teorią istotnych problemów mojego życia? Czy nie uciekam w sprawy zewnętrzne, by nie wchodzić w głębię samego siebie i prawdy o sobie? Jakie sprawy wżyciu są dla mnie naprawdę ważne? Czy prawda o zmartwychwstaniu i życiu wiecznym jest mi bliska? W jaki sposób żyję na ziemi perspektywą wieczności? Jaki obraz Boga noszę w swoim sercu? Czy Bóg miłości jest mi bliski? Czy wierzę w Boga żywego, osobowego, czy raczej jest dla mnie ideą, nieokreślonym Absolutem „bez twarzy”?

fot. Pixabay

]]>
Dwa pragnienia. 31 Niedziela Zwykła C https://jezuici.pl/2019/11/dwa-pragnienia-31-niedziela-zwykla-c/ Sat, 02 Nov 2019 08:52:27 +0000 https://jezuici.pl/?p=55746 „Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A pewien człowiek, imieniem Zacheusz, który był zwierzchnikiem celników i był bardzo bogaty, chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, któż to jest, ale sam nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. […]]]>

„Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A pewien człowiek, imieniem Zacheusz, który był zwierzchnikiem celników i był bardzo bogaty, chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, któż to jest, ale sam nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło»” (Łk 19, 1-10).

Nowy katechizm Kościoła Katolickiego określa modlitwę jako spotkanie dwóch pragnień: Bożego i ludzkiego. Dzisiejsza Ewangelia o celniku Zacheuszu trafnie obrazuje te dwa pragnienia.

Jezus pragnie spotkać Zacheusza w Jego domu, ale na płaszczyźnie przyjacielskiej partnerskiej. Jego podejście do Zacheusza diametralnie różni się od innych. Wszyscy patrzą na niego z góry i przypisują mu najgorsze cechy. Jest grzesznikiem, poborcą celnym, chciwcem.

Spojrzenie Jezusa nie zatrzymuje się na tym, co zewnętrzne. Jesus wnika w głębię, w serce, w najskrytsze motywacje. Spojrzenie Jezusa zawsze wydobywa to, co w człowieku najpiękniejsze. Objawia jego możliwości. Zacheusz nie jest tylko celnikiem i grzesznikiem, ale przede wszystkim człowiekiem zdolnym do największej hojności, bezinteresowności i miłości. Trzeba tylko dać mu szansę, uwierzyć w niego, zaakceptować takim, jaki jest, zamiast osądzać i potępiać. Każdy Zacheusz w głębi serca jest dobry i zdolny do największej miłości.

Zacheusz z kolei pragnie zobaczyć Jezusa. Pragnie Boga. I nikt i nic nie jest w stanie mu przeszkodzić zrealizować to pragnienie serca. Ani tłum gapiów, który zasłania mu Jezusa, ani pozycja, jaką posiada w swojej grupie społecznej, ani konwenanse. Z fantazją, jak dzieciak, wspina się na drzewo i wypatruje Jezusa.

W Zacheuszu jest pierwotne pragnienie i tęsknota za Bogiem. I to pragnienie pozostaje, dręczy, niepokoi… Pozycja społeczna, zgromadzone pieniądze, rzeczy materialne…, nic nie może go zagłuszyć.

Jezus odpowiada na jego pragnienie. A nawet więcej, poszerza je, wyzwala nowe – pragnienie dzielenia, dawania, miłosierdzia, „zakurzone i zakopane w głębi” pragnienie miłości. Jezus pragnie stworzyć z Zacheusza „odnowionego człowieka”.

Czy nie zapominam, że Pan Bóg ma również wobec mnie pragnienia? Czego ode mnie oczekuje? A co jest moim najgłębszym pragnieniem? Czy jestem człowiekiem fantazji i humoru (jak Zacheusz)? Czy raczej formalistą, który kieruje się konwenansami, lękiem przed oceną innych i utratą poważania, obawą przed byciem innym i odejściem od norm i zasad, które rządzą moim środowiskiem?

fot. Pixabay

 

]]>
2 minuty dla jezuity – nowy cykl na jezuickim kanale na YouTube https://jezuici.pl/2019/10/2-minuty-dla-jezuity-nowy-cykl-na-jezuickim-kanale-na-youtube/ Thu, 31 Oct 2019 09:00:45 +0000 https://jezuici.pl/?p=55712 Czy wszyscy zakonnicy to księża? Takie pytanie może brzmieć dziwnie, ale jak pokazuje doświadczenie dla wielu nie jest zbyt oczywiste. W zakonach męskich w tym także u jezuitów istnieje taka grupa zakonników, którzy nie przyjmują święceń prezbiteratu, a co za tym idzie nie sprawują Eucharystii ani innych sakramentów. Czym zatem się zajmują? Kim są? We […]]]>

Czy wszyscy zakonnicy to księża?

Takie pytanie może brzmieć dziwnie, ale jak pokazuje doświadczenie dla wielu nie jest zbyt oczywiste. W zakonach męskich w tym także u jezuitów istnieje taka grupa zakonników, którzy nie przyjmują święceń prezbiteratu, a co za tym idzie nie sprawują Eucharystii ani innych sakramentów. Czym zatem się zajmują? Kim są?

We wspomnienie św. Alfonsa Rodrigeuza, brata furtiana z Majorki, który każdego witał uśmiechem i w ten niezwykły sposób pełnił swoją, wydawałby się zwyczajną posługę otwierania drzwi, zapraszamy na nowy cotygodniowy cykl spotkań z 4 jezuitami. Wystarczy, że dacie im 2 minuty.

 

]]>
JIVAN: Przełożeni, którzy nie ucinają skrzydeł https://jezuici.pl/2019/10/jivan-przelozeni-ktorzy-nie-ucinaja-skrzydel/ Fri, 25 Oct 2019 12:42:00 +0000 https://jezuici.pl/?p=55632 Poniższy tekst, którego autorem jest hinduski jezuita Sheise Porunnakkottu SJ, ukazał się w miesięczniku JIVAN z października 2019 roku.  Gdy myślę o moich jezuickich przełożonych i ich zawsze uśmiechniętej twarzy, jestem z nich dumny. Wnieśli wiele światła w moje życie i mogę dziś z wdzięcznością i wzruszeniem powiedzieć wielkie „dziękuję”. Przypominają mi się słowa Arundhatiego […]]]>

Poniższy tekst, którego autorem jest hinduski jezuita Sheise Porunnakkottu SJ, ukazał się w miesięczniku JIVAN z października 2019 roku. 

Gdy myślę o moich jezuickich przełożonych i ich zawsze uśmiechniętej twarzy, jestem z nich dumny. Wnieśli wiele światła w moje życie i mogę dziś z wdzięcznością i wzruszeniem powiedzieć wielkie „dziękuję”.

Przypominają mi się słowa Arundhatiego Roya, który dedykując swojej mamie książkę „The God of Small Things” (Bóg małych spraw), za którą otrzymał Nagrodę Bookera, napisał: „Marii Roy, która mnie wychowała, która nauczyła mówić przepraszam zanim odważyłem się wtrącić moje dwa słowa i która tak bardzo mnie kochała, że pozwoliła mi odejść”.

Ta krótka dedykacja pana Roya wydaje się opisywać najzwięźlej i najlepiej to czego w większości oczekujemy od dobrego jezuickiego przełożonego. Sprowadza się to do trzech kluczowych sformułowań, na które chciałbym zwrócić uwagę: „wychowała mnie”, „nauczyła mówić przepraszam” i „tak bardzo mnie kochała, że pozwoliła mi odejść”.

Myśl o tym, że ktoś nas wychował, kieruje naszą wdzięczność ku jezuitom, którzy byli i wciąż są narzędziami w naszym niekończącym się procesie stawania się ludźmi, a dokładniej, mądrymi ludźmi. Słowo „przepraszam” obejmuje swoim znaczeniem wszystko, co człowiek powinien robić, aby moralnie i duchowo być osobą o wrażliwości społecznej. Poczynając od troski o czyjeś osobiste potrzeby a kończąc na umiejętności dostrzegania świętości w drugiej osobie. Ponieważ większość jezuitów wstępuje do zakonu w bardzo młodym wieku to bardzo ważne jest, by przełożeni ukształtowali tych młodych ludzi nie tylko do mówienia w różnych sytuacjach „przepraszam”, ale również do życia duchem tego słowa.

„Kochać tak, by pozwolić odejść” jest bardzo istotne w wychowaniu do miłości i wolności. Richard Bach w swoim bestsellerze „Jonathan Livingston Seagull” pisze, że „mewa, która wzbija się najwyżej, widzi najdalej”. Jedynie wolna mewa może wzlecieć wysoko. I tylko ta mewa, która doświadczyła radości latania na dużej wysokości i spoglądania w niekończący się horyzont może wytłumaczyć innym mewom jak wielkie znaczenie ma wzbijanie się ku niebu. Moi przełożeni kochali mnie wystarczająco, by zaufać mi i puścić mnie wolno.

Po ukończeniu studiów magisterskich, gdy wróciłem do Prowincji na czas mojej apostolskiej praktyki, miałem szczęście mieć za przełożonego ojca Xaviera Veliyakama. Wiedział, że moją pasją jest sztuka i teatr. Jedną z pierwszych rzeczy, jakie mi powiedział były słowa, które wciąż we mnie pracują: „Nie chcę ci ucinać skrzydeł… Chcę abyś latał”.

Często podziwiam jak wielką wolnością cieszyłem się w Towarzystwie. Zakon nigdy mnie nie formował posługując się normami i przepisami, nakazami i zakazami, ale kształtował mnie kochając i współodczuwając. Jestem wdzięczny za to, że miałem wspaniałych przełożonych: kochających, zatroskanych, myślących, korygujących a zarazem uwalniających siebie i innych, by wzbijać się coraz wyżej, ku Jego Większej Chwale.

Sheise Porunnakkottu SJ

]]>
W jupiterach i cieniu. 30 Niedziela Zwykła C https://jezuici.pl/2019/10/w-jupiterach-i-cieniu-30-niedziela-zwykla-c/ Fri, 25 Oct 2019 10:11:51 +0000 https://jezuici.pl/?p=55625 Jezus opowiedział niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: «Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję […]]]>

Jezus opowiedział niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: «Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. A celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony» (Łk 18, 9 – 14).

Przypowieść o faryzeuszu i celniku jest formą przykładu z życia. Jezus obserwuje modlitwę dwóch kontrastowych postaci w świątyni jerozolimskiej i na ich podstawie wydaje zaskakujący dla słuchaczy osąd. Craig Keener uwspółcześniając te postacie, proponuje sobie wyobrazić z jednej strony najbardziej żarliwego wyznawcę Jezusa (faryzeusz) a z drugiej  handlarza narkotyków lub skorumpowanego polityka (celnik).

Faryzeusz (czyli „oddzielony od innych”) posiada wiele plusów, które jednakże zostają zdewaluowane przez nieczyste motywacje, przez pychę. Faryzeusz modli się, dziękuje Bogu, pości, daje jałmużnę, zachowuje prawo. Jednak poza zewnętrzną fasadą jest daleki od intymnej relacji z Bogiem. Religia jest mu potrzebna, by się dowartościować, wywyższyć. Ten człowiek o nic Boga nie prosi, niczego od Niego nie oczekuje. Uwypukla osiągnięcia, a pomija zupełnie słabości i błędy.

Celnik również nie jest postacią jednoznaczną. Podobnie jak w faryzeuszu, splatają się w nim ciemne i jasne strony. Jest poborcą podatkowym, kolaborantem współpracującym z wrogiem Żydów – Rzymianami. Z tego powodu jest znienawidzony przez współobywateli, pogardzany, uważany za człowieka ostatniej kategorii, jak ludzie z marginesu – prostytutki, grzesznicy, a także poganie.

Z drugiej strony ten właśnie celnik jest wzorem godnym naśladowania. Stoi przed Bogiem zawstydzony i pełen skruchy, gdyż zrozumiał swój grzech. Wie, że grzech czyni go dalekim od Boga. Dlatego staje przed Bogiem jak żebrak. Ma świadomość, że sam z siebie jest nikim i potrzebuje Boga, Jego miłosierdzia i łaski, by móc żyć inaczej. Grzech jest dla celnika „szczęśliwą winą”. Rodzi w nim pokorę wobec Boga i siebie, jak również wyrozumiałość dla słabości i grzechów innych.

Ocena modlitwy faryzeusza i celnika przez Jezusa jest zaskakująca. Słuchacze przypowieści nie mieli wątpliwości, że Jezus pochwali faryzeusza, który był wzorem wierności Bogu i prawu, a zdyskredytuje celnika, człowieka z marginesu społecznego i moralnego. Tymczasem Jezus ocenia inaczej. Dla Jezusa ważna jest nie tyle doskonałość moralna, perfekcjonizm duchowy, ile pokora, szczera skrucha za grzechy i pragnienie nawrócenia, zmiana myślenia. W Kazaniu na Górze mówił: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 5, 20).

Czy uważam się za sprawiedliwego, przykładnego chrześcijanina i jestem dumny z mojej religijnej poprawności, doskonałości? Czy potrzebuję Boga dla własnej satysfakcji czy szukam Jego prawdziwego Oblicza? Czy nie muszę pomniejszać zasług innych, aby dowartościować siebie? Czy nie chcę być za wszelką cenę gwiazdą (gwiazdorem) podziwianą w świetle reflektorów? Czy jest we mnie zdrowa pokora, która pozwala mi przyznawać się do własnych słabości i błędów, a z drugiej strony cenić własne zalety, talenty i osiągnięcia? Co dla mnie jest ważniejsze: doskonałość moralna czy miłość?

fot. Pixabay

]]>
Zbawienna cierpliwość. 29 Niedziela Zwykła C https://jezuici.pl/2019/10/zbawienna-cierpliwosc-29-niedziela-zwykla-c/ Sat, 19 Oct 2019 08:25:29 +0000 https://jezuici.pl/?p=55519 Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać: «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!” Przez pewien czas nie chciał; lecz potem […]]]>

Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać: «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!” Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie nachodziła mnie bez końca i nie zadręczała mnie”». I Pan dodał: «Słuchajcie, co mówi ten niesprawiedliwy sędzia. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?» (Łk 18, 1-8).

W przypowieści o ubogiej wdowie Jezus kreśli dwie przeciwstawne postacie. Pierwszą jest niesprawiedliwy sędzia. Jest on praktycznym ateistą, nie liczy się z Bogiem ani przykazaniami. W konsekwencji nie liczy się z ludźmi.

Zgodnie ze starożytnym prawem sędziowie mieli okazywać bojaźń Bożą i bronić uciśnionych. Istniały przewidziane prawem surowe kary dla niesprawiedliwych sędziów. Sędzia z przypowieści Jezusa nie jest bezstronny. Prawdopodobnie jest przekupiony (por. Iz 1, 23). Egzegeci podkreślają, że przypuszczalnie grozi wdowie konfiskatą ziemi (por. 2 Krl 4, 1).

Jego bezbożność znajduje odbicie w życiu moralnym. Jest twardy, nieczuły, niewrażliwy, antypatyczny, odpychający (A. Pronzato). Człowiek, jakiego nie chcielibyśmy spotkać na swej drodze. Sędzia jest zamknięty w skorupie własnego egoizmu. Jest zimny, cyniczny i nieczuły wobec cierpienia, bólu i łez. Nie interesuje go sprawiedliwość ani cierpienie człowieka niesłusznie skrzywdzonego.

Charakterystyka sędziego wskazuje, że  (w sensie alegorycznym) nie jest nim Bóg. Sędzia może natomiast odzwierciedlać naszą ciemną stronę. W każdym z nas jest dwubiegunowość. Na jednym biegunie naszej osobowości jest dobro, piękno, miłość, duchowa tęsknota za Bogiem. Z drugiej jednak strony drzemie w nas potencjalny „niesprawiedliwy sędzia”. Mamy swoje wady, czułe punkty, zagrożenia; dręczą nas lęki, skłonność do depresji, niezdolność nawiązywania relacji; cechuje nas również bezbożność, grzeszność, słabość, skłonność do pójścia za najniższymi instynktami.

Drugą postacią z przypowieści jest uboga wdowa. W czasach Jezusa wdowa była skrajnym przykładem osoby uciśnionej. Często nie posiadała środków do zaspokojenia elementarnych potrzeb życiowych.

Uboga wdowa jest ofiarą podwójnego bezprawia: aroganckiej siły przeciwnika, który jest bogaty i może opłacić i przekupić sądy oraz niewzruszonej obojętności sędziego. Wobec tego stosuje pewną taktykę, która pomoże jej odnieść zwycięstwo. Kobieta odkryła słaby punkt sędziego – egoizm, snobizm. I wykorzystuje go, nieustannie go nachodząc, naprzykrzając się mu. Zachowuje się jak agresor. Jej upór i cierpliwość wystarcza, by została wysłuchana. Arogancki sędzia wysłuchuje ją, aby go więcej nie zadręczała. W oryginale greckim jest powiedziane: nie przyprawiała mnie o sińce pod oczyma.

Ubogą wdowę można zidentyfikować symbolicznie z łaską Bożą. Jeśli odnajdujemy siebie w niesprawiedliwym sędzi, doświadczamy, że Bóg jak uboga wdowa, nieustannie nas „nachodzi i zadręcza”, prowokując do zmiany myślenia i życia; do nawrócenia. Czyni to poprzez nasze myśli, uczucia, pragnienia, wspomnienia, reakcje, a także przez głos sumienia, ludzi i wydarzenia. Nasze zbliżenie do Boga jest ostatecznie skutkiem „nachodzenia Jego nieustannej łaski”, cierpliwości i uporu w miłości. Jeżeli zidentyfikujemy się z ubogą wdową, odkryjemy że naszą siłą i strategią wobec Boga może być jedynie nasza słabość, upór i cierpliwość.

Jak reaguję wobec aktów niesprawiedliwości? Czy w moim postępowaniu kieruję się fundamentalnymi zasadami etycznymi i liczę się z potrzebami prawami innych? Czy słowo „empatia” jest mi bliskie? Jakich cech nie toleruję u innych? Czy akceptuję dwubiegunowość życia i mojej osobowości? Jakie są moje słabe punkty? Jakie są moje mocne strony? Jakie cechy sobie najbardziej cenię? Jakie strategie życiowe stosuję (wobec Boga, bliźnich i siebie)? Czym jest dla mnie łaska Boża i w jaki sposób objawia się jej skuteczność w moim życiu?

fot. Pixabay

]]>
W każdym położeniu dziękujcie. 28 Niedziela Zwykła C https://jezuici.pl/2019/10/w-kazdym-polozeniu-dziekujcie-28-niedziela-zwykla-c/ Fri, 11 Oct 2019 15:23:31 +0000 https://jezuici.pl/?p=55425 „Zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka  i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» Na ich widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom!» A gdy szli, zostali oczyszczeni.  Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, […]]]>

„Zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka  i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» Na ich widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom!» A gdy szli, zostali oczyszczeni.  Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem,   upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin.  Jezus zaś rzekł: «Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu?  Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec».  Do niego zaś rzekł: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła»” (Łk 17,11-19).

Trędowaty w czasach Jezusa był podwójnie wyklęty, czyli wykluczony ze społeczności. Po pierwsze dlatego, że jego choroba była nieuleczalna i zakaźna. A po drugie dlatego, że widziano w niej znak kary Bożej. Kontakt z człowiekiem trędowatym czynił nieczystym. Księga Kapłańska nakazuje: Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: Nieczysty, nieczysty! Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem (Kpł 13,45-46). W tym kontekście uzdrowienie trędowatych jest dla nich powrotem ze śmierci do życia; jest darem nowego życia.

Prawo nakazywało złożenie określonych ofiar po wyzdrowieniu z trądu (Kpł 14,1nn). Jezus stosując się do niego, wysyła uzdrowionych do kapłanów. Jednak tylko jeden z nich czuje się w obowiązku podziękować Jezusowi. W dodatku jest to Samarytanin, a więc obcy, cudzoziemiec, „nieprzyjaciel Ludu Wybranego”. Dziewięciu Izraelitów nie czuje potrzeby wdzięczności. Przyzwyczaili się do przyjmowania łask jako należności, nie daru.

Św. Paweł pisze: W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Chrystusie Jezusie (1 Tes 5,18). Stosunkowo łatwo przychodzi wdzięczność za to, co jest radosne, przyjemne, satysfakcjonujące. Trudno natomiast dziękować za dary trudne. W jednym z języków afrykańskich słowo „dziękować” zastępuje wyrażenie „patrzeć wstecz”. Jest w tym intuicja, że spojrzenie wstecz rodzi wdzięczność. Nie można oczekiwać wdzięczności od człowieka, który żyje przywalony cierpieniem, zmaga się z ciężkim losem, doświadcza ciemnej doliny.

Gdy stoimy przed obrazem w odległości kilku centymetrów, widzimy najczęściej niezrozumiałe szczegóły: plamy, kreski, spękania farby. Dopiero gdy oddalimy się na kilka kroków i ogarniemy wzrokiem całość, możemy dostrzec piękno obrazu i zrozumieć zamysł artysty. Podobnie jest z naszym życiem. Z bliska, w momencie przeżywania trudnych wydarzeń wydają się one niezrozumiałe, bezsensowne, uciążliwe, często niepotrzebne. Dopiero z perspektywy czasu, z dystansu widzimy, że miały sens, służyły naszemu dobru, nie były jedynie dziełem przypadku.

Być może zbyt wiele rzeczy uważamy za oczywiste. Sadzimy, że nam się należą. I dlatego nie patrzymy na nie w kontekście daru. Rodzi się wtedy postawa roszczeniowa, pretensjonalna. Zamiast logiki: „korzystam z daru, łaski”, pojawia się mentalność: „robię łaskę, że biorę”. Potrafimy wówczas upominać się o łaski, a nie potrafimy za nie dziękować. Tymczasem wdzięczność jest „pamięcią serca” i  uwalnia od rutyny i nudy.

Co jest moim trądem, moją chorobą? Co we mnie umarło i wymaga uzdrowienia? Czy jestem wdzięczny Bogu? Co lub kto jest dla mnie „trudnym darem”? Czy widzę sens tych darów z perspektywy czasu? Komu dziś powinienem wyrazić szczególną wdzięczność?

fot. Zac Durant/Unsplash

]]>
Opowieść o życiu Stanisława Kostki https://jezuici.pl/2019/09/opowiesc-o-zyciu-stanislawa-kostki/ Wed, 18 Sep 2019 05:23:19 +0000 https://jezuici.pl/?p=43444 – Postępował jak anioł z nieba. Był wyjątkowo pokorny, gardził honorami, światem i samym sobą, spełniając z wielkim oddaniem najniższe posługi domowe, ukrywając swoje szlachectwo i talenty, które otrzymał od Boga – pisał o młodym nowicjuszu z Polski ojciec Giulio Fazio. Fragment książki „Męka i Chwała” MIĘDZY WARSZAWĄ A BAŁTYKIEM Rostków jest dziś małą wioską, […]]]>

– Postępował jak anioł z nieba. Był wyjątkowo pokorny, gardził honorami, światem i samym sobą, spełniając z wielkim oddaniem najniższe posługi domowe, ukrywając swoje szlachectwo i talenty, które otrzymał od Boga – pisał o młodym nowicjuszu z Polski ojciec Giulio Fazio.

Fragment książki „Męka i Chwała”

MIĘDZY WARSZAWĄ A BAŁTYKIEM

Rostków jest dziś małą wioską, która uniknęła industrializacji, położoną w odległości czterech kilometrów od Przasnysza, między Warszawą a wybrzeżem Bałtyku. Mały kościół parafialny zajmuje miejsce dawnego drewnianego oratorium rodziny Kostków. Obok niego pusty teren – tam niegdyś stał rodzinny dom Stanisława Kostki.

Miejscowość leży na Mazowszu, niegdyś dosyć niezależnym księstwie. Jego mieszkańcy to Mazurzy. Słowo ma ten sam rdzeń co mazurek – utwór muzyczny, któremu nieśmiertelność zapewnił wybitny syn Mazowsza Fryderyk Chopin.

Stanisław na chrzcie w grudniu 1550 r. otrzymał imię po swym dziadku ze strony ojca. Ceremonia miała miejsce w kościele parafialnym św. Wojciecha w Przasnyszu, chociaż Rostków należał do parafii Węgra. Po chrzcie Andrzej Radzanowski, chrzestny, wziął chłopca w ramiona i w otoczeniu całej rodziny złożył u stóp ołtarza z Najświętszym Sakramentem. Wszyscy obecni odmówili modlitwę, ofiarując dziecko Bogu. Była to tradycja, a nie jakiś szczególny gest, jak sądzono później.

Ojcem dziecka był Jan Kostka. Nie tylko on nosił to nazwisko. Było wielu innych pośród szlachty i niemal wszyscy oni nosili tytuł wojewody. Pierwotnie nazwisko brzmiało Rostkowski i wywodziło się od Rostkowa. Zmiana nastąpiła przy dziadku, Jakubie Rostkowskim.

Drugi syn hrabiego Jakuba Kostki, Stanisław, rozsławił rodzinę Kostków w tamtych czasach. Nie miał wyższego wykształcenia, ale doszedł do pełnienia ważnych stanowisk. Jan Kostka był jego synem i miał tytuł kasztelana zakroczymskiego. Był senatorem królestwa i wydaje się, że nie tylko zajmował się zarządzaniem posiadłością w Rosikowie, lecz również eksportem produktów regionalnych przez port gdański. Nie należał do najbogatszych, ale miał wystarczające środki, by zapewnić rodzinie wygodne życie, odpowiadające randze jej stanu. Mógł na przykład godnie przyjąć w swoim domu kardynała Hozjusza i miał liczną służbę. Przy tym wszystkim życie w tej odległej wiosce było proste.

Matką Stanisława była Małgorzata z Kryskich. Jej ojciec, dziadek i pradziadek byli wojewodami płockimi, a brat Wojciech podkomorzym płockim, starostą dobrzyńskim, sekretarzem króla Zygmunta II i jego wysłannikiem do papieża, do cesarza austriackiego Ferdynanda I i do królów Hiszpanii i Anglii.

DZIECIŃSTWO

Para miała czterech synów i córkę. Najstarszy był Paweł, a drugi z kolei młodszy i dwa lata Stanisław. Pisząc 12 lipca 1606 r., trzydzieści osiem lat po śmierci Świętego, Paweł stwierdzał, że jego młodszy brat była bardziej bystry i silniejszy niż on i pozostali bracia, „którzy wszyscy umarli oprócz mnie”. Relacje Stanisława ze starszym bratem nie były wcale łatwe, przynajmniej podczas lat spędzonych w Wiedniu. Stanisław był od brata silniejszy fizycznie, ale Paweł posiadał dominujący charakter. Zawsze chciał narzucać swoje zdanie.

Od Pawła wiemy, że atmosfera w domu była dosyć surowa. „Nasi rodzice wychowali nas w wierze chrześcijańskiej, pouczali o dogmatach katolickich i nie chcieli, byśmy oddawali się przyjemnościom. Byli bardzo wymagający wobec nas. Osobiście lub przez służbę nakłaniali nas, byśmy byli skromni, pobożni i uczciwi, by nikt nam nie mógł niczego zarzucić. Wszyscy mogli nas napominać, a my szanowaliśmy ich jak naszych nauczycieli”.

Nie było bez znaczenia, że Kostkowie trwali mocno w wierze katolickiej i wychowali w niej swoje dzieci. W kraju protestantyzm szerzył się w sposób alarmujący. Liczono już na setki zbory protestanckie, do tej pory nieznane. Jedna szósta szlachty, wcześniej bardzo katolickiej, przeszła na protestantyzm. Pośród posłów do sejmu pięćdziesięciu ośmiu zajmowało pozycje antykatolickie, a jedynie pięćdziesięciu pięciu było katolikami. W tamtych latach kardynał Hozjusz nazwał swoją ojczyznę „azylem heretyków”.

Nie podając jednak w wątpliwość, że rodzice św. Stanisława wychowali religijnie swoje dzieci, fakty przemawiają za tym, że nie była to religijność zbyt głęboka. Sugerują to szczegóły: to, że Stanisław nie przypominał sobie, czy otrzymał bierzmowanie, także jego przekonanie, że rodzice nie pozwolą mu wstąpić do Towarzystwa, a ponadto gwałtowna reakcja ojca, sprzeciwiającego się jego powołaniu. Ta sama racja przemawia za podważeniem prawdziwości nadzwyczajnego faktu, który prawdopodobnie wymyślono, aby wypełnić – zgodnie z gustami tamtej epoki -brak takich wydarzeń w dzieciństwie świętego, że jeszcze przed porodem mama Stanisława widziała na swym łonie wyryte litery IHS. Gdyby tak było i gdyby te cudowne znaki miały miejsce – co zakładało wielką religijność protagonistów – czy aż tak gwałtownie by się sprzeciwili jego zakonnemu powołaniu?

Niewątpliwie z punktu widzenia moralnego środowisko rodzinne było nienaganne, co nie przeszkadzało, że goście zgodnie z tradycją pili nieźle i okraszali swoje rozmowy niewybrednymi żartami i opowiadaniami. Paweł wspominał po latach, co działo się przy tych okazjach:
„Gdy przy stole opowiadano coś niestosownego, mój braciszek wznosił oczy ku niebu i mdlał. Nie padał na podłogę i nie robił sobie krzywdy, ponieważ zawsze ktoś spieszył mu z pomocą. Wszyscy o tym wiedzieli i dziwili się”. Niewątpliwie jest przesada w tym świadectwie i jeszcze jeden dowód skłonności do idealizowania faktów.

Świadectwo Stanisława o własnym dzieciństwie jest bardziej cenne niż te wszystkie historie. Nie uciekając się do spektakularnych znaków, Bóg przemawiał do Stanisława, a on odpowiadał na otrzymaną łaskę. „W pierwszej modlitwie, jaką sobie przypominam, ofiarowałem się bez reszty na służbę Bogu” – tak powiedział po latach w Rzymie. Czyż to nie wystarczy?

PIERWSZY PORTRET

W roku 1560, gdy miał dziesięć lat, zrobiono mu portret, który się zachował. Nie znamy malarza, ale autentyczność obrazu nie ulega wątpliwości. Restauratorzy Muzeum w Luwrze usunęli warstwę dodaną w tym celu, by ubrać Stanisława w jezuicką szatę, a renowacja odsłoniła harmonię między strojem i twarzą. Pod egzotyczną czerwoną czapką ukazuje się okrągła twarz z ostrym podbródkiem, wydatnymi kośćmi policzkowymi, wielkimi i inteligentnymi oczami, nieco płaskim nosem, szerokimi ustami i grubymi wargami.

Paweł i Stanisław pobierali razem pierwsze nauki. Wydaje się, że mieli utytułowanych nauczycieli z Krakowa, chociaż nie znamy ich nazwisk. Tak było do roku 1562, w którym Stanisław skończył dwanaście lat. Wtedy na scenę wkracza nieco problematyczna postać, z którą będzie miał do czynienia w następnych czterech latach: chodzi o Jana Bilińskiego (Bielińskiego, jak pisze), absolwenta Akademii Krakowskiej, który był institutor seu inspector morum et doctrinae -odpowiedzialny za wychowanie i naukę dwóch braci. Był nim przez rok w Rosikowie i trzy lata w Wiedniu.

Znamy niektóre książki, jakimi Stanisław wówczas się posługiwał, ponieważ zachowały się ich egzemplarze. Są to: Hortulus animae – pobożna książka; Heptalogus in VII festivitates Beatae Mariae Virginis – zawierał siedem krótkich traktatów o siedmiu głównych świętach maryjnych, oraz – co najbardziej zaskakujące – Moriae encomium {Pochwala głupoty) Erazma z Rotterdamu. Egzemplarz tej książki nosi własnoręczny podpis Stanislaus Kostka, co stwierdziło wielu grafologów.
Na wiosnę 1564 r., gdy Stanisław skończył trzynaście lat, a jego brat piętnaście, wszystko było gotowe do wyjazdu dwóch braci wraz z wychowawcą do Wiednia, by kontynuować naukę.

UCZEŃ JEZUITÓW W WIEDNIU

Dotarli na miejsce 26 lipca. Poprzedniego dnia zmarł cesarz i król rzymski Ferdynand I, wielki protektor jezuitów. Już sam Wiedeń musiał wywrzeć wrażenie na przyjezdnych, a co dopiero uroczystości pogrzebowe cesarza.

Nie przybyli sami. Towarzyszył im mały orszak odpowiadający ich pozycji społecznej. Oprócz Bilińskiego, który miał nad nimi władzę jako wychowawca, przybyli dwaj służący, a jeden z nich, Lorenzo Pacifici, zasiądzie z nimi w klasie i będzie się uczył. Orszak uzupełniał kamerdyner. Chociaż grono studentów było międzynarodowe – kolegium i konwikt przyciągały uczniów z ościennych krajów – czuli się jak u siebie w domu od pierwszego dnia. Rok 1564 zapisał się w kronikach instytucji ze względu na inwazję Polaków – przyjęto czterdziestu uczniów z Polski.

Program nauki Stanisława obejmował gramatykę, humaniora i retorykę. Personel jezuicki liczył czterdziestu dwóch członków: szesnastu kapłanów, czternastu scholastyków służących również jako prefekci i dwunastu braci spełniających funkcje domowe. Ojciec Nicholas Doni był prefektem studiów i kierownikiem duchowym przyszłego świętego. Ojciec Albert Tobolski, Polak, był profesorem humaniorów i miał bliski kontakt ze Stanisławem. Theodor Buys uczył go retoryki, a Bartholomeus Willer był prefektem konwiktu.

Wszystko układało się dobrze przez pierwszych osiem miesięcy, gdy konwikt lub internat funkcjonował w pięknym budynku, przekazanym na ten cel przez Ferdynanda I. Panowała w nim dyscyplina, a środowisko było poważne. Stanisław przystosował się bez problemów, chłonął wiedzę zarówno szkolną, jak i pouczenia duchowe, przekazywane w osobistych rozmowach i publicznych konferencjach, a także zaprzyjaźnił się z wieloma uczniami.

POCZĄTEK BURZY

Jednak w marcu 1565 r. Maksymilian II, syn króla fundatora, zażądał zwrotu budynku, w którym mieścił się konwikt, i trzeba go było rozwiązać. Część uczniów mogła szukać mieszkania w Wiedniu. Inni musieli powrócić do swych krajów. Paweł otrzymał znakomitą ofertę: dom położony w centrum, bardzo blisko kolegium, do którego mieli nadal uczęszczać. Było miejsce dla dwóch braci, Bilińskiego, dwóch służących i kamerdynera oraz dla czterech innych uczniów z Polski, z których dwaj byli kuzynami Kostków. Właścicielem był senator Kimberker, zajadły luteranin.

Stanisław wyraził sprzeciw. Wolałby skromniejszy dom, w spokojniejszym miejscu, bardziej odpowiadającym nauce. Paweł przerwał mu ostro:
– Braciszku, pójdziesz tam, gdzie ja zadecyduję.

Tak więc w sytuacji Stanisława wszystko uległo zmianie. Teraz rządził brat, który zaczął zachowywać się jak dyktator. Biografie świętego mogły przesadzić, ukazując Pawła jako groźną postać. Jednakże on sam pod koniec życia wyznał, że prześladował brata, i bardzo tego żałował.

Walka rozegrała się w trzech fazach: pierwsza trwała dwadzieścia jeden miesięcy, od marca 1565 do grudnia 1566 r.; druga to krótki rozejm, trwający dwa lub trzy tygodnie, poczynając od 18 grudnia 1566 r.; trzecia trwała od uzdrowienia Stanisława aż do jego ucieczki z Wiednia w niedzielę 10 sierpnia 1567 r.

DRAMAT W TRZECH AKTACH

Akt 1: Otwarta wrogość. Według relacji Pacificiego codziennie dochodziło do nieporozumień między braćmi. Stanisław wyrażał stale sprzeciw sumienia, nie podporządkowując się dyktatom starszego brata. Ten wpadał w gniew i wypowiadał obelżywe słowa. Biliński, zamiast bronić Stanisława, stawał całkowicie po stronie hulaków.

Towarzysze mieszkania hulali również w nocy. Jeden z nich, kuzyn Rozrarzewski, opowiada, że Stanisław wstawał o północy i klękał do modlitwy. Pozostali udawali, że śpią, a gdy już widzieli go klęczącego, wstawali, potykali się o niego, udając, że go nie zauważyli, depcząc go i kopiąc. To była ich ulubiona zabawa, a Rozrarzewski wspomina, że czynił to wielokrotnie. Stanisław nigdy się nie poskarżył.

Przyszedł dzień 4 grudnia 1566 r., święto św. Barbary, drugiej patronki Sodalicji Mariańskiej, do której należał Stanisław. Nie była to polska święta, ale żywił do niej szczególne nabożeństwo, bo była patronką dobrej śmierci. Święto poprzedziło triduum duchowego przygotowania i skupienia, panegiryk, akademia szkolna i dzieła miłosierdzia.

Akt 2: Rozejm. Rano 18 grudnia 1566 r. Stanisław zachorował. Wszyscy wstali, a on pozostał w łóżku. Według Bilińskiego chodziło o epidemię, ale wydaje się, że nie było jej wówczas. Lorenzo Pacifici uważał, że przyczyną choroby były jego praktyki pokutne oraz intensywna nauka. Mogło mieć na to również wpływ napięcie, w jakim żył.

Zaczął majaczyć. Widział wielkiego, czarnego i rozwścieczonego psa, rzucającego się mu do szyi. Przeżegnał się jednak i pies zniknął.
Paweł przestraszył się, podobnie jak kuzyni i towarzysze, a także Biliński. Zmienili swoją postawę, zapomnieli o urazach i zaczęli go pielęgnować. Biliński czuwał przy nim siedem nocy pod rząd.

Chory miał jednak – i wyraził – pragnienie, którego nikt nie odważył się spełnić: chciał przyjąć komunię świętą. Z pewnością senator Kimberker nie pozwoliłby, by do jego domu przyniesiono Najświętszy Sakrament. Stanisław zaczął się modlić i spełniło się jego pragnienie. On sam opowiedział o tym swojemu współnowicjuszowi w Rzymie Stefanowi Augustiemu, który często namawiał go, by nauczył się języka włoskiego.

Zbliżało się święto św. Barbary i Stanisław powiedział do niego:
– Bracie Stefanie, ileż zawdzięczam Bogu i tej męczennicy!
– Wszyscy jesteśmy winni wdzięczność Bogu. Chciałbym jednak wiedzieć, dlaczego świętej Barbarze.
Po chwili wahania Stanisław powiedział w końcu:
– Pewnego razu byłem chory w domu heretyka i chciałem przyjąć komunię. Poleciłem się tej świętej i pokazała się w moim pokoju z dwoma aniołami, którzy przynieśli mi Najświętszy Sakrament, a ja przyjąłem go z wielką radością.

Biliński podaje więcej szczegółów. Wydawało się, że tamta noc będzie ostatnia w życiu chorego. Wszyscy się wycofali oprócz Bilińskiego, który czuwał przy chorym. Stanisław był spokojny, przytomny i sprawiał wrażenie zajętego sprawą nieba, gdy nagle zerwał się z nieludzką siłą, wyprostował na łóżku i powiedział mocnym głosem:
– Proszę uklęknąć, święta dziewica Barbara nadchodzi z nieba z dwoma aniołami, a jeden z nich przynosi mi Ciało mojego Pana, Jezusa Chrystusa.

Głęboko się skłonił, uklęknął na łóżku, wypowiedział trzy razy: Domine, non sum dignus – Panie, nie jestem godzien, otworzył usta i wyciągnął język, aby przyjąć komunię.

Stanisław nadal ciężko chorował, bez nadziei na wyzdrowienie. Biliński czuwał przy nim nocami, ale pewnego razu był już tak zmęczony, że poprosił służących, by go zastąpili. Przespał całą noc. Obudziwszy się nad ranem, udał się do pokoju chorego. Drzwi były uchylone, a służący spali głęboko. Lampa oświetlała drzwi, chory zauważył Bilińskiego i poprosił go, by wszedł.
– Dzięki świętej Barbarze odzyskałem zdrowie.

Biliński myślał, że majaczy. Ale gdy się zbliżył, stwierdził, że jest w pełni zdrowy. Stanisław chciał pójść do kościoła, by podziękować Bogu, ale Biliński oznajmił, że nie może na to zezwolić bez zgody lekarzy. Lekarze przyszli wcześnie rano, przebadali go i stwierdzili, że wbrew oczekiwaniom cieszy się doskonałym zdrowiem. Jedynie z ostrożności poradzili, by pozostał w łóżku jeszcze kilka dni.

Akt 3: Rewanż. Skoro tylko mógł opuścić dom, Stanisław poszedł na rozmowę ze swoim kierownikiem duchowym, ojcem Nicholasem Donim, i przekazał mu coś, czego nie powiedział Bilińskiemu. Gdy środki przepisane przez lekarzy okazały się nieskuteczne, ukazała mu się Najświętsza Maryja Panna i położyła Dziecię Jezus w jego ramionach. Po tym widzeniu miało miejsce natychmiastowe uzdrowienie. Ponadto Maryja mu powiedziała: „Pragnę, byś wstąpił do Towarzystwa Jezusowego”. Co miał zrobić, aby odpowiedzieć na tak oczywiste powołanie?

Doni skierował go do prowincjała austriackiego Lorenza Maggiego, który odmówił przyjęcia bez zgody rodziców. Stanisław się nie poddał i zwrócił się do kardynała Commendone, przedstawiciela papieskiego na dworze cesarskim. Kardynał, wytrawny dyplomata, odpowiedział, że nie może interweniować, biorąc pod uwagę niemal pewne negatywne stanowisko jego ojca. Te drzwi zostały zamknięte, ale Stanisław zapukał do następnych: do ojca Francisca Antonia, portugalskiego jezuity, który był w Wiedniu spowiednikiem cesarzowej. Owoc starań nie był całkowicie negatywny. Ojciec Antonio bez wahania zaaprobował plan Stanisława, by udać się do innych jezuickich prowincji, skoro austriacka go nie przyjęła. Uzgodnili, że wyruszy na zachód lub południe, w zależności od sytuacji. Zacznie od Prowincji Niemieckiej, której prowincjałem był ojciec Piotr Kanizjusz.

Tymczasem po odzyskaniu zdrowia przez młodszego brata Paweł powrócił do złych nawyków, a jego wrogość stała się jeszcze bardziej zacięta. Karcił go za skupienie, posty, modlitwy, surowy tryb życia, a zwłaszcza za chodzenie do kościoła i przebywanie w towarzystwie jezuitów. Nie powinien unikać wysoko urodzonego towarzystwa, bo przecież nie był mnichem.

Biliński podzielał tę opinię. Rodzice wysłali syna do Wiednia, by nauczył się odpowiednich manier i zachowania w towarzystwie. Powinien się dostosować do światowych zasad.

Sprawy zaszły tak daleko, że biedny chłopiec nie mógł się pokazać przy swoim bracie, który go znieważał. Nazywał go egzaltowanym, nieokrzesanym, fanatykiem oraz – to była najgorsza zniewaga – jezuitą! Od słów przechodził do przemocy fizycznej. Rzucał go na ziemię, bił i kopał. Potem go zostawiał, znieważając słowami:
– Wstydzę się, że jestem twoim bratem; wypieram się ciebie, nędzniku.

DRASTYCZNA DECYZJA

Stanisław nie narzekał, ale przygotował strategię. Czekał na okazję, aby uciec z tego piekła i osiągnąć cel, jakim było wstąpienie do Towarzystwa. Chciał udać się do Augsburga na południu Niemiec, by spotkać się z ojcem Kanizjuszem, prowincjałem niemieckim. Opuści Wiedeń w niedzielę, 10 sierpnia. Dni były długie. Miałby 14 godzin na marsz, a ponieważ była to niedziela, jego nieobecność mogła pozostać niezauważona.

Poczynił przygotowania: kupił siermiężną szatę, kapelusz z szerokim rondem i pielgrzymi kij. Postarał się również o dwa listy polecające: jeden do ojca prowincjała Kanizjusza, a drugi – na wszelki wypadek – do ojca generała Franciszka Borgiasza.

Okazja nadarzyła się sama. Doszło do kolejnej sceny znieważania. Ale tym razem Stanisław się postawił. Pokazał, że ma wszystkiego dość, i stając przed Pawłem, powiedział spokojnie, ale zdecydowanie:
– Jeśli nadal będziesz mnie tak traktował, będę zmuszony odejść. Ty zaś będziesz musiał wytłumaczyć rodzicom, dlaczego odszedłem.

Jeśli Pawła zaskoczyła taka nagła zmiana postępowania brata, nie dał tego po sobie poznać. Krzyknął:
– Idź sobie, zniknij mi z oczu.
Stanisław miał pretekst, by zniknąć. Następnego dnia, 10 sierpnia, wcześnie rano obudził Lorenza Pacificiego. Powiedział mu, że spędzi cały dzień poza domem, a więc nie powinni czekać na niego z obiadem. I wyruszył.

NA PIECHOTĘ PO DROGACH EUROPY

Najpierw uczestniczył w Mszy odprawionej przez ojca Antonia i przyjął komunię. Pierwsze promienie słońca zastały go dosyć daleko od bram miasta. Maszerował żwawo w stroju pielgrzyma. Punktem docelowym był Augsburg, więc musiał przemierzyć całą Austrię, od wschodu do zachodu. Opuszczona stodoła posłużyła mu za schronienie.

Dokładnie, jak przewidział, brat i towarzysze nie byli świadomi jego zniknięcia przed zapadnięciem nocy, a on miał już za sobą cały dzień drogi. Paweł i Biliński podnieśli alarm i zaczęli poszukiwania. Wcześnie rano w poniedziałek udali się do kolegium i pytali o brata. Nikt nie mógł im udzielić informacji.
Gdy stało się jasne, że uciekł i w jakim kierunku, chcieli do niego dotrzeć, ale okazało się to niemożliwe. Stanisław był już daleko, a idąc pieszo, mógł zejść z głównej drogi i zmierzać na skróty, unikając ścigających go.

Po piętnastu dniach intensywnego marszu dotarł zmęczony do Augsburga. Jezuici przyjęli go bardzo życzliwie, ale powiadomili, że ojciec prowincjał przebywa w Dylindze. Prosili go gorąco, by pozostał kilka dni i odpoczął, ale on wolał kontynuować podróż, chcąc osiągnąć cel. Czekały go jeszcze dwa dni drogi.

Dylinga stanowiła rezydencję biskupa elekta Augsburga, kardynała Ottona von Truchsessa, który nie potrafił się obejść bez ojca Kanizjusza. Wznoszono mury nowego budynku uniwersytetu i kościoła, powierzonych Towarzystwu, i nierzadko widziano Kanizjusza na placu budowy dyskutującego plany. Nie było mu trudno oderwać się od swoich zajęć i skupić uwagę na problemie, z jakim przybył młody piechur. Zorientował się w sytuacji i poprosił go, by pozostał kilka dni. W tym czasie będą mogli spokojnie porozmawiać, a Stanisław jako kandydat do Towarzystwa zostanie przeegzaminowany.

Stanisław bez żadnych trudności przystosował się do programu, jaki mu zaproponowano, podejmując się prac domowych, a także zachowując porządek dnia wspólnoty, godziny przeznaczone na modlitwę. Po stwierdzeniu jego zdatności pozostawał do rozwiązania najtrudniejszy problem: czy rzeczywiście go przyjąć, czy też czekać na pozwolenie rodziny, a jeżeli przyjąć zaraz, to gdzie. Kanizjusz zdecydował się go przyjąć, ale zgodził się na propozycję samego kandydata, by posłać go do Rzymu. Niemcy leżały zbyt blisko Polski. Uzgodniono, że najpierw uda się do Monachium, a stamtąd podejmie podróż z dwoma innymi jezuitami – z Giacomo Levancio z Genui i Fabricio Reynerem z Liège.

Wyruszyli 25 września, a podróż zajęła im cały miesiąc. Dotarli 25 października. Droga Stanisława – Wiedeń-Augsburg-Dylinga-Monachium-Rzym – przekraczała tysiąc pięćset kilometrów. Całą przeszedł piechotą.

RZYM

Borgiasz został już powiadomiony. Ojciec Kanizjusz napisał do niego 18 września, zapowiadając przybycie dwóch jezuitów i dodając: „Możliwe, że dołączy do nich Stanisław Kostka, młody Polak, dobry i szlachetny, który chce przyjąć nasz Instytut, chociaż wbrew woli rodziców”.

List polecający, jaki miał ze sobą i wręczył Borgiaszowi, brzmiał:
„List ten posyłam Wielebnemu Ojcu przez Stanisława Kostkę, Polaka, szlachcica z krwi, a jeszcze bardziej dzięki cnotom; niewielkiego wzrostu, ale wielkiego duchem; młodzieńczego wieku, ale dojrzałego roztropnością; kochanego przez wszystkich, niebędącego przykrym dla nikogo. Pragnął wstąpić tutaj do Towarzystwa, ale przełożeni nie zgodzili się go przyjąć z obawy przed rodzicami i ponieważ uczył się u nas, chociaż był najlepszym ze współuczniów i dzień i noc prosił o przyjęcie do Towarzystwa. A widząc zamknięte drzwi, daje taki przykład wytrwałości i pobożności, że udaje się do innych prowincji z tym zamiarem, by dotrzeć do stóp Wielebnego Ojca, gdyby go gdzie indziej nie przyjęto, oczekując, że spełnią się jego wielkie pragnienia, jak na to zasługuje, a ja proszę i błagam Waszą Wielebność, ufając Bożej Dobroci, że będzie on szczególną ozdobą Towarzystwa, a zapowiadają to tak chwalebne początki.
Wiedeń, 10 sierpnia 1567.
Pokorny syn Waszej Wielebności Francisco Antonio”

Ponieważ młody przybysz był wyczerpany, na prośbę Borgiasza zaopiekował się nim Stefano Augusti, który ponadto zaczął go uczyć włoskiego.

Stanisław został przyjęty do Domu Profesów del Gesii i tam rozpoczął nowicjat 28 października, trzy dni po przybyciu do Rzymu. W tym dniu został wpisany do rejestru. Na stronie 182 „Księgi Nowicjuszów przyjętych do domu profesów w Rzymie od 1556 do 1569 roku” widnieje notka: „Przyniósł ze sobą krótki płaszcz z aksamitnym kołnierzem”. W innej księdze kandydat deklarował, że od dwóch i pół roku miał zamiar wstąpić do Towarzystwa, a więc zdecydował się sześć miesięcy po przybyciu do Wiednia.

Podobnie jak w Wiedniu, i tu znalazł się w międzynarodowej wspólnocie, w której było również sporo Polaków. Z ośmiu nowicjuszów, którzy wstąpili wtedy w październiku i listopadzie, oprócz Stanisława było pięciu Polaków. Wśród nowicjuszów był już od trzech miesięcy przyszły generał Claudio Acquaviva oraz przyszły męczennik Rudolf Acquaviva, który wstąpił do Towarzystwa nieco wcześniej, 2 kwietnia.

Po jakimś czasie spędzonym w domu del Gesii Stanisław został tymczasowo posłany do Collegio Romano. Zgodnie ze swoją polityką Borgiasz założył nowicjat u Świętego Andrzeja na Kwirynale, gdzie nowicjusze stanowili oddzielną wspólnotę i lepiej można im było towarzyszyć. Tam też Stanisław przeniósł się na początku 1568 r.

NOWICJUSZ – DZIEWIĘĆ I PÓŁ MIESIĄCA

Magistrem nowicjuszów był ojciec Giulio Fazio, który napisał wspomnienie pośmiertne w duchu swojej epoki. Styl i wyrażenia mogą być anachroniczne, ale fakty niewątpliwie miały miejsce i trzeba je przyjąć.

„Postępował [Stanisław Kostka] jak anioł z nieba. Był wyjątkowo pokorny, gardził honorami, światem i samym sobą, spełniając z wielkim oddaniem najniższe posługi domowe, ukrywając swoje szlachectwo i talenty, które otrzymał od Boga. Jego skromność była podziwu godna, jego posłuszeństwo najbardziej dokładne, a zawsze był radosny i miły. Dla innych był łagodny, tylko wobec siebie wymagający i surowy. Nie wypowiedział nigdy żadnego słowa nierozważnego, niepotrzebnego i niewłaściwego, dostosowując całe swoje postępowanie do reguły. Modlił się nieustannie, łączył pracę z kontemplacją, mając przed oczyma Boga we wszystkim, co robił. Jego rozmowy dotyczyły szczególnie dwóch tematów. Pierwszy: Najświętsza Maryja Panna; zawsze nazywał Ją Matką i Panią. Drugim tematem było jego powołanie do Towarzystwa, które tak bardzo sobie cenił, że brakowało mu słów, aby wszystko wypowiedzieć”.

WSPÓŁNOWICJUSZE

W nowicjacie zaprzyjaźnił się bardzo ze Stanisławem Warszewickim, który znał jego rodzinę i któremu zwierzył się z wielu swoich duchowych doświadczeń. Podziwiał go Rudolf Acquaviva, który w 1576 r. wyruszył na Wschód z przyszłym męczennikiem japońskim Karolem Spinolą, Matteo Riccim i innymi jedenastoma jezuitami. Uwielbienie, jakie okazywał Rudolf dla swojego dawnego towarzysza, było tak wielkie, że doprowadził do ekshumacji jego ciała. Znaleziono je nietknięte.

Claudio Acquaviva miał za zadanie dawać mu puncta do medytacji, a niekiedy towarzyszył mu w pracy w kuchni, w której podlegali rozkazom brata zakonnego kucharza. Brat kazał im nanosić drewna na opał, ale nie brać za dużo naraz. Acquaviva brał więcej, niż wynikało z polecenia, i skończył wcześniej. Potem rządził jako generał ponad trzydzieści cztery lata, „zanim otrzymał nagrodę” w niebie, i był to najdłuższy generalat w historii Towarzystwa. Stanisław otrzymał nagrodę po niewielu miesiącach.

Pewnego dnia pomagał w kuchni, gdy zawołano go z portierni. Miał wizytę samego kardynała Commendone, którego poznał w Wiedniu. Już zmierzał do rozmównicy, ale zatrzymano go i zwrócono uwagę, że byłoby dobrze zostawić fartuch i ubrać się odpowiednio, aby przyjąć tak godnego gościa.

WIADOMOŚĆ DOCIERA DO ROSTKOWA

W tym czasie dotarły do Rostkowa wieści o jego ucieczce i wstąpieniu do Towarzystwa. Reakcja kasztelana zakroczymskiego była niezwykle gwałtowna. „Lekkomyślnie – pisał – przyniosłeś wstyd rodzinie, plamiąc znakomity ród Kostków Odważyłeś się przemierzyć Niemcy oraz Italię jak zwykły żebrak. Jeśli będziesz trwał w tym szaleństwie, nie odważ się postawić stopy w Polsce, ponieważ wydobędę cię z każdego zakątka, a zamiast złotych łańcuchów, jakie ci przygotowałem, znajdziesz żelazne łańcuchy i będziesz zamknięty tam, gdzie nie zobaczysz słońca”.

Jak można było pisać do syna z taką zaciekłością? Czytając ten list, Stanisław gorzko płakał. Odpowiedział ze smutkiem, ale spokojnie: „Mam nadzieję, że po upływie czasu spotkam się z ojcowskim uczuciem, jakie do mnie żywiłeś dotychczas”.

Jan Kostka nie poddał się. Gotów był na wszystko. Wysłał Pawła do Rzymu z poleceniem, by zabrał Stanisława i powrócił z nim do domu. Tymczasem jego młodszy brat odszedł do nieba.

Do NIEBA z MARYJĄ

Nadszedł sierpień. W tym czasie przebywał w Rzymie ojciec Kanizjusz i poproszono go, by wygłosił konferencję w nowicjacie Świętego Andrzeja na Kwirynale. Słuchało go ponad trzystu jezuitów z domów rzymskich. W swoim przemówieniu wspomniał, że trzeba być zawsze przygotowanym, i podsunął myśl, żeby na początku miesiąca każdy uświadomił sobie, że to może być ostatni miesiąc w jego życiu. Stanisław był przekonany, że tak będzie w jego przypadku.

Przystąpiono do losowania patrona miesiąca. Taki zwyczaj – według relacji Borgiasza – zapożyczono od domu w Gandii. Stanisławowi przypadł 10 sierpnia, św. Wawrzyniec, męczennik. Ciekawa zbieżność: dokładnie rok wcześniej opuszczał Wiedeń i zaczynała się jego długa pielgrzymka, która doprowadziła go do Rzymu. Ileż się wydarzyło w tym czasie!

W wigilię, 9 sierpnia, napisał list do Matki Bożej, prosząc, by go zabrała do nieba w najbliższe święto Wniebowzięcia, i powierzył tę sprawę swojemu patronowi miesiąca. Podczas Mszy św. 10 sierpnia przyjął pobożnie komunię, mając pod sutanną starannie złożony list do Maryi. Do południa pomagał w „niskich posługach” w kuchni. Po południu poczuł się źle. Kładąc się do łóżka na polecenie brata infirmarza, powiedział, że umrze za kilka dni. Nikt mu nie uwierzył.

Pojawiła się gorączka, najpierw niewielka, potem wysoka, w rytmie typowym dla malarii. (Rzym znajdował się w regionie występowania moskitów. Malaria nie należała w nim do rzadkości).

13 sierpnia przeniesiono go do infirmerii, a zanim poszedł do łóżka, ponownie stwierdził, że już nie wstanie.

Nadszedł dzień 14 sierpnia. Zauważono nieznaczną poprawę. Niemniej Stanisław powtórzył, że to będzie ostatni dzień w jego życiu. I rzeczywiście, stan jego zaczął się pogarszać. Po zapadnięciu nocy lekarze stracili nadzieję i podsunęli myśl, by udzielić mu ostatnich sakramentów.

Chory przyjął wiadomość z radością i poprosił, by mu pozwolono umrzeć na podłodze. Nie zgodzono się na to, a chory nie nalegał. Ale po chwili tak spojrzał na rektora, że tenże wyraził zgodę, by rozłożono materac na podłodze i położono go na nim. Była to niejako powtórka tematu w symfonii jego życia, w tym wypadku nawiązanie do sceny, gdy po chrzcie położono go przed ołtarzem Najświętszego Sakramentu w kościele parafialnym w Przasnyszu. W tej pozycji otrzymał wiatyk. Towarzyszyły mu modlitwy za umierających, na które odpowiadał z całą świadomością, dodając do odmawianej Litanii do Wszystkich Świętych imiona tych, do których miał szczególne nabożeństwo. Czuwającego przy nim brata zapytał, co robią teraz pozostali nowicjusze.

– Już udali się na spoczynek.
– Proszę ich pożegnać w moim imieniu i przeprosić za mój zły przykład i popełnione przeze mnie błędy.

W nocy 14 sierpnia, koło 22.30, twarz jego znieruchomiała i przestał oddychać. Ktoś zbliżył do jego otwartych oczu obrazek Maryi. Nie zauważono żadnej reakcji. Umarł.

Fragment książki „Męka i Chwała”

Książka opisuje ludzi, którzy tę historię tworzyli. Głównymi pretendentami do chwały są święci i błogosławieni reprezentujący ideały oraz misję Towarzystwa Jezusowego. Wśród nich znajdziemy wybitne postaci wyróżnione przez historię, mimo że nie doczekały się oficjalnego uznania w Kościele. Zaś do męki Towarzystwa przyczyniły się ich „czarne owce” głównie z powodu ludzkich słabości.

Historia Towarzystwa Jezusowego została przyrównana do pór roku. Wiosna obejmuje początki Towarzystwa oraz jego pierwszy wzrost i trwa do 1581 roku, kiedy generałem został Klaudiusz Acquaviva. Rozpoczyna on lato – tzw. złoty wiek Towarzystwa, czyli jego rozkwit widoczny we wzroście liczebnym i geograficznym. Od 1687 roku wraz z silną opozycją antyjezuicką rozpoczyna się okres jesienno-zimowy, który trwa aż do kasaty Zakonu w 1773 roku oraz próby przetrwania. Od wskrzeszenia Towarzystwa w 1814 roku zwanego drugą wiosną dzieje Zakonu przynoszą stabilizację i rozwój. Nowy okres obejmuje również XX wiek, odsłaniając działalność Pedra Arrupe, czy jezuitów, którzy odegrali ogromną rolę podczas II Soboru Watykańskiego.

Ignacio Echániz czyni historię bardziej fascynującą pokazując ludzi z krwi i kości. Na zakończenie stawia intrygujące pytanie: a gdyby Towarzystwo przestało istnieć?

]]>
Co chcesz nam powiedzieć dziś, Ignacy Loyolo? https://jezuici.pl/2019/07/co-chcesz-nam-powiedziec-dzis-ignacy-loyolo/ Wed, 31 Jul 2019 05:38:38 +0000 https://jezuici.pl/?p=47344 Kościół w Liturgii oddaje często cześć świętym. Właściwie każdy dzień jest naznaczony „obecnością” świętego. Jedni są „uniwersalni”, których czcimy w całym Kościele. Inni mniej znani, których kult ogranicza się do wymiaru lokalnego. Św. Ignacy z Loyoli, należy do świętych „uniwersalnych”. Niewątpliwie tym, co nadaje mu tak ważne miejsce w Kościele jest mała książeczka Ćwiczeń duchowych.Jest […]]]>

Kościół w Liturgii oddaje często cześć świętym. Właściwie każdy dzień jest naznaczony „obecnością” świętego. Jedni są „uniwersalni”, których czcimy w całym Kościele. Inni mniej znani, których kult ogranicza się do wymiaru lokalnego.

Św. Ignacy z Loyoli, należy do świętych „uniwersalnych”. Niewątpliwie tym, co nadaje mu tak ważne miejsce w Kościele jest mała książeczka Ćwiczeń duchowych.Jest ona nie tylko zapisem osobistych doświadczeń (również mistycznych) św. Ignacego, ale pomocą dla wszystkich, którzy szukają Boga w codzienności. Książeczka Ćwiczeń służy już cztery wieki i pozostaje wciąż aktualna i inspirującą w indywidualnej drodze do Boga.

Dziś, w święto patronalne św. Ignacego, zapytajmy: co chcesz nam powiedzieć? Czego chcesz nas nauczyć? Co podpowiedzieć? Co przypomnieć?

1. Myślę, że najpierw św. Ignacy chciałby nam przypomnieć, byśmy budowali fundament życia na Bogu, na Chrystusie. Wiemy o tym w teorii, ale w praktyce Pan Bóg często jest daleko. Wprawdzie nie odrzucamy Go wprost, ale nie stawiamy na pierwszym miejscu, tylko pośród innych wartości, albo traktujemy instrumentalnie, jakby był na naszych usługach.

Dla św. Ignacego Pan Bóg był absolutnie pierwszy. Ignacy był człowiekiem bardzo głęboko zjednoczonym z Bogiem i mistykiem. Doświadczał Boga nie tylko na modlitwie i w czasie Eucharystii, ale w najprostszych wydarzeniach dnia. Każda rzecz naprowadzała Go na Boga. Nawet trzy klawisze fortepianu przypominały mu Trójcę Świętą.

Zwykle patrzymy na rzeczywistość zbyt jednostronnie, naturalistycznie. Nawet w tym, co niezwykłe i piękne widzimy przypadek lub zbieg okoliczności. Gdybyśmy, jak św. Ignacy, uczyli się patrzeć na rzeczywistość w kluczu daru i zamiast pretensjonalności czuli potrzebę wdzięczności, rzeczywistość stawałaby się powoli „mistyką”, czyli miejscem doświadczania Boga i kontaktu z Nim.

2. Św. Ignacy jest mistrzem modlitwy. Spośród wielu form modlitwy, które pozostawił w Ćwiczeniach duchowych, największą wagę przywiązywał do codziennego rachunku sumienia. Gdy był przełożonym generalnym zakonu Jezuitów, w czasie choroby zwalniał swoich podwładnych z wszelkich form modlitwy, z wyjątkiem rachunku sumienia.

Dziś jesteśmy bardzo zaspieszeni, zabiegani, przepracowani i przemęczeni, może nawet znerwicowani. Dlatego tym bardziej potrzebujemy tego typu modlitwy. Potrzebujemy zatrzymania się na chwilę i refleksji: po co to wszystko? Jaki to ma sens? Czy prowadzi mnie do Boga? Czy zbliża do ludzi? Czy czyni lepszym? Taka autorefleksja, prowadzi do głębszej świadomości siebie i do wolności; pozwala nabrać dystansu do wielu rzeczy i odzyskać zagubiony pokój.

3. Św. Ignacy uczy miłości do Kościoła. Można wręcz powiedzieć, że założył zakon Towarzystwa Jezusowego z miłości do Kościoła. Kościół w jego czasach (XVI wiek) daleki był od ideału; był podzielony i rozdarty przez reformację. Św. Ignacy był świadomy wszystkich błędów Kościoła, a jednak kochał taki Kościół. W Regułach o trzymaniu z Kościołem zaleca wręcz: by we wszystkim mieć pewność, powinniśmy zawsze twierdzić, że uwierzę, iż białe, które widzę, jest czarne, jeżeli się tak wypowie Kościół hierarchiczny, w przekonaniu, że między Chrystusem, naszym Panem i Oblubieńcem, a Kościołem, Jego Oblubienicą, działa ten sam Duch, który nami kieruje i rządzi ku zbawieniu innych dusz. Świętą Matką naszą, Kościołem, rządzi bowiem i kieruje ten sam Duch i Pan nasz, który nam dał dziesięć przykazań (Ćd 365).

Jego miłością był także zakon – Towarzystwo Jezusowe. Wyznał jednak o. de Camara, że gdyby papież podjął decyzję rozwiązania zakonu, wystarczyłoby mu 15 minut modlitwy w kaplicy, by się z nią pogodzić.

Dzisiaj mówi się stosunkowo dużo o Kościele. I mówi się na ogół krytycznie. Kościół utożsamia się najczęściej z hierarchią, z biskupami i kapłanami. Niewątpliwie jest to jakiś paradoks, który świadczy o braku zrozumienia, czym w istocie jest Kościół. Św. Ignacy chce nam podpowiedzieć, że zdrowa krytyka jest potrzebna i służy wzrostowi, ale musi się wiązać z miłością. Gdy jej brakuje podcinamy własne korzenie.

4. Św. Ignacy uczy nas właściwej wizji człowieka i świata. Spojrzenie św. Ignacego na świat jest optymistyczne, realistyczne i misyjne. Optymistyczne, bo widzi świat i człowieka, jako dzieło Boga i miejsce jego obecności i działania. Realistyczne, bo dostrzega w świecie grzech i zło. Misyjne, gdyż patrzy na człowieka i świat, jak na środowisko, w którym, pomimo zła, Jezus pełni misję – zbawia, prowadzi człowieka do Boga.

Dziś jest wiele wykrzywień w podejściu do człowieka i świata. Dominuje konsumpcjonizm, utylitaryzm, zmysłowość, egoizm. Człowieka traktuje się jak przedmiot, który w starszym wieku jest już zużyty i niepotrzebny. W masmediach reklamuje się młodość, witalność, produktywność. Zapomina się o wartości i godności człowieka stworzonego na Boży obraz i podobieństwo. By nie ulec tym zawirowaniom może trzeba częściej powracać do myśli św. Ignacego. I uczyć się od niego patrzeć na świat w kluczu realnego optymizmu.

Mam świadomość, że dotknąłem bardzo powierzchownie tylko niektórych aspektów duchowości św. Ignacego. Może jednak te kilka myśli zainspiruje nas do przybliżenia sobie postaci tego wielkiego świętego lub do przeżycia Ćwiczeń duchowych. Nasze domy rekolekcyjne serdecznie zapraszają!

]]>