Ojciec Stanisław Majcher SJ, jezuita z Domu Rekolekcyjnego w Zakopanem, od lat posługuje jako kapelan w zakładzie karnym w Nowym Wiśniczu. W swojej misji towarzyszy mu grupa wolontariuszy z całej Polski. Spotykają oni ojca Stanisława podczas rekolekcji ignacjańskich, a następnie – po rozeznaniu duchowym – zostają przez niego zaproszeni do wsparcia osadzonych.
Ich wspólna posługa wykracza poza spotkania w murach więzienia. Obejmuje rozmowy telefoniczne, korespondencję oraz modlitwę w intencji skazanych. Te spotkania niosą radość i nadzieję, szczególnie gdy mogą wspólnie świętować ważne osiągnięcia więźniów – przyjęcie sakramentów, podjęcie pracy czy rozpoczęcie nauki. „Aby być bliżej więźnia, trzeba najpierw go poznać” – mówi ojciec Stanisław Majcher SJ i dodaje: „Posługa niesienia nadziei Chrystusa trwa nieustannie”.
Ponadto ojciec Stanisław pełni rolę spowiednika i kierownika duchowego zarówno dla osadzonych, jak i dla wolontariuszy.
Przeczytajcie poruszające świadectwa wolontariuszy – ludzi w różnym wieku i o rozmaitych powołaniach.
Radosław Rzepecki
Ojciec Stanisław Majcher SJ zaprosił mnie do grupy wolontariuszy, ale nie stało się to od razu po naszym pierwszym spotkaniu podczas Fundamentu Ćwiczeń Duchowych w Domu Rekolekcyjnym Górka w Zakopanem. Minęły dwa lata, zanim nadeszło to zaproszenie. Przygoda ta trwa już kilkanaście lat.
Choć odległość między Gdańskiem a Nowym Wiśniczem (niedaleko Krakowa) jest znaczna, nieustannie dostrzegam bogactwo tych spotkań. W tym czasie moje losy splotły się z wieloma osadzonymi. Nasz kontakt często odbywa się poprzez listy, rozmowy telefoniczne, a czasem – za zgodą władz więziennych – także przez indywidualne spotkania. Bywa, że poznajemy się przez kilka lat, jeszcze podczas ich pobytu w zakładzie karnym.
Pamiętam jednego z osadzonych, który po zakończeniu odbywania kary, za swoją zgodą, został objęty pomocą przez wolontariuszy w Nowym Sączu. Szybko znalazł pracę i się usamodzielnił. Inny, jeszcze w trakcie odbywania wyroku, został przeniesiony z Wiśnicza do Lublina, gdzie – za zgodą władz więziennych – rozpoczął studia teologiczne. Wcześniej, jeszcze w zakładzie karnym, uzupełnił wykształcenie średnie, a w przygotowaniach do egzaminów pomagał mu jeden z naszych wolontariuszy.
Są też poruszające świadectwa tych, którzy po opuszczeniu więzienia wracają do swoich rodzin i próbują rozpocząć życie na nowo. Choć nie zawsze jest to łatwe, nadzieja pozostaje. Niektórzy niestety gubią się i wracają na dawne ścieżki, ale nawet w ich słabości dostrzegam duchową wędrówkę ku Chrystusowi.
Nieść Chrystusa to zapalać Jego światło. Bo choć milion zgaszonych świec nie rozświetli mroku, jedna płonąca może zapalić kolejne…
Mała Siostra Jezusa Elżbieta
W maju 2022 roku w Rzymie został kanonizowany Karol de Foucauld – francuski mnich, a później kapłan, który mieszkał wśród plemienia Tuaregów na Saharze. Byłam głęboko poruszona tym wydarzeniem, ponieważ należę do Zgromadzenia Małych Sióstr Jezusa – duchowych córek świętego. Podzieliłam się moim entuzjazmem z Jolą, a ona opowiedziała o tym ojcu Stanisławowi, jezuicie, który następnie zaprosił mnie, bym przedstawiła tę fascynującą postać osadzonym w zakładach karnych w Nowym Sączu i Wiśniczu.
Ponieważ sama miałam w swoim życiu „epizod więzienny” – byłam internowana w stanie wojennym w 1981 roku jako działaczka opozycji i Solidarności – nie trzeba było mnie długo namawiać. Wiedziałam, jak ważny dla osób po drugiej stronie krat jest każdy kontakt i spotkanie.
Od tego czasu, choć sporadycznie – bo nie zawsze pozwalały mi na to moje obowiązki zakonne – zawsze z wielką radością uczestniczyłam w spotkaniach grupy wolontariuszy z osadzonymi. Choć czasem ojciec Stanisław zapraszał mnie do przygotowania konkretnego tematu, to już sama możliwość uczestnictwa w spotkaniach animowanych przez niego, w których każdy wolontariusz miał swój, choćby niewielki, udział, była dla mnie źródłem radości i inspiracją do modlitwy za tych, których spotykamy po drugiej stronie muru.
Muszę powiedzieć, że grupa wolontariuszy jest fantastyczna, a po każdym spotkaniu otrzymuję ogromną dawkę pozytywnej energii… Nie mówiąc już o tym, że widzę wielką wartość w tym, iż choć w małym stopniu mogę realizować przykazanie miłości zawarte w słowach Pana Jezusa: „Byłem w więzieniu, a odwiedziliście mnie…”
Jola Świerkosz
Do wolontariatu więziennego zachęcił mnie kilkanaście lat temu o. Stanisław Majcher SJ. Swoim postępowaniem dał mi wzór patrzenia na osadzonych nie przez pryzmat paragrafów, lecz przez pryzmat ich godności i podstawowych praw. Dzięki tej służbie uczę się patrzeć na człowieka oczami Chrystusa – z szacunkiem i cierpliwością. Jedną z zasad naszej posługi jest nie oceniać, lecz inspirować do dobra. Nie ma w tym naiwnej pobłażliwości, ale mądrość, która mnie głęboko kształtuje.
Spotkania z osadzonymi są dla mnie swoistą katechezą dla dorosłych. Czerpię z nich lekcje o tym, jak żyć, jak cenić swoje życie i nie ulegać narzekaniu. Uczą mnie wdzięczności wobec Pana Boga i ludzi, których postawił na mojej drodze. Ojciec Stanisław często zaprasza na spotkania osoby, które dzielą się historią swojego życia. Pokazują one osadzonym, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Dzięki temu mam okazję spotkać ludzi, których Pan Bóg dotknął swoją łaską i przemienił – zerwali z nałogami, pokonali uzależnienia, pogodzili się z trudnymi doświadczeniami i pragną zacząć życie na nowo.
Ogromnie budują mnie również osoby zaangażowane w wolontariat – ich bezinteresowna troska o człowieka i jego godność. Chętnie spotykamy się, wspieramy nawzajem, dzielimy się swoimi doświadczeniami. Niektórzy pokonują duże odległości, aby uczestniczyć w spotkaniu z osadzonymi, choć trwa ono zwykle zaledwie godzinę.
Podsumowując moją posługę w wolontariacie więziennym, mogę powiedzieć, że doświadczam ogromnej duchowej satysfakcji. Wciąż na nowo przekonuję się o prawdziwości słów: „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”. Gdy tylko mam okazję, chętnie dzielę się tematem wolontariatu w swoim środowisku – nie tylko skłania to do refleksji, ale także inspiruje do czynienia dobra.
Mateusz Urbaś
Moja historia…
Zimowy, pochmurny dzień. Mateusz siedzi w fotelu, wpatrując się w okno, i zastanawia się, co zrobić ze swoim życiem. Niedawno, podczas spowiedzi, doświadczył namacalnej obecności Boga. W jego głowie rodzą się pytania: Jak odpowiedzieć na Jego miłość i łaski, które otrzymuje?
Myśląc o niesieniu miłości, rozważa wolontariat w hospicjum dla dzieci… Woła więc do Ducha Świętego: „Pomóż mi zrobić coś sensownego ze swoim życiem”.
W tym fotelu rodzi się historia, która znajduje kontynuację w innym fotelu – tym razem na „Górce” w Zakopanem, podczas rekolekcji ignacjańskich. Na wyjazd zdecydował się dzięki świadectwu pewnej uroczej dziewczyny, którą usłyszał w internecie.
Jego kierownikiem duchowym zostaje 80-letni zakonnik. 26-letni Mateusz jest przekonany, że nie znajdą wspólnego języka. A jednak ich rozmowy przebiegają w szczerej, pełnej zrozumienia atmosferze. Efektem jest zaproszenie do wolontariatu… w więzieniu.
Pełen wątpliwości, Mateusz zadaje sobie pytanie: „Więzienie? Przecież miało być hospicjum, dzieci?”
W lipcu 2022 roku, po przełamaniu mentalnych barier, po raz pierwszy przekracza próg zakładu karnego. W więziennej kaplicy czeka około trzydziestu osadzonych. Gdy dzieli się świadectwem swojego spotkania z Bogiem, w głębi duszy pyta sam siebie: „Czy to wszystko ma sens? Czy oni coś z tego zrozumieją?” Po spotkaniu więźniowie podchodzą do niego – a on, zaskoczony ich ludzką postawą i pragnieniem zmiany, zaczyna dostrzegać wartość tej posługi.
Po wysłuchaniu kilku historii czuć w głosach osadzonych całą gamę emocji – od entuzjazmu, bo już niedługo wolność, po przygniatający smutek graniczący z beznadzieją, bo do wolności wciąż prowadzi droga przez 25 lat…
Niesienie Boga w takich warunkach jest trudne, bo człowiek z natury lubi widzieć efekty swoich działań. Tymczasem wolontariat w więzieniu często przypomina „syzyfową pracę”, mozolne kucie tunelu tępym szpikulcem – niczym Andy Dufresne w filmie Skazani na Shawshank. Ci, którzy oglądali film, wiedzą, jak ta historia się kończy. Mateusz ma ogromną nadzieję, że historie więźniów, którzy co miesiąc słuchają świadectw o przyjaźni i Bogu, zaowocują ich własnym „duchowym” kuciem tunelu – na końcu którego czeka Światło życia i wolności.
]]>Dzisiaj, 24 grudnia, w dzień Wigilii Bożego Narodzenia o godz. 14.00 rozpoczęło się wigilijne spotkanie dla bezdomnych i samotnych w parafii pw. św. Andrzeja Boboli w Bydgoszczy.
Miejscem spotkania było Oratorium św. Jana Pawła II w podziemiach kościoła. Chętnych nie brakowało. Przygotowano ok. 150 miejsc na posiłek. Była podana zupa grzybowa z makaronem, ryba i kapusta z grzybami oraz ciasto na deser, a także coś do picia. Przybyli otrzymali również paczki z jedzeniem (ok. 170 paczek).
Wszystkich obecnych przywitał proboszcz, o. Bogusław Choma SJ. Ewangelię o narodzeniu Pana Jezusa według św. Łukasza odczytał przybyły z Warszawy ks. Wojciech Urbański SJ. Następnie biskup bydgoski ks. Krzysztof Włodarczyk złożył życzenia bożonarodzeniowe i rozpoczął tradycyjne dzielenie się opłatkiem. Można powiedzieć, że dla ks. biskupa to spotkanie jest już od lat wpisane na stałe do kalendarza. Kolędy śpiewał zespół „Cud nadziei”.
Bydgoszcz / Jan Noszczak SJ
]]>
Jezuicka Służba Uchodźcom (JRS Poland) przygotowała modlitewną akcję adwentową „Solidarni z szukającymi domu”.
Przez 4 niedziele adwentu zachęcamy do korzystania z rozważań do Ewangelii przygotowanych przez jezuitów pracujących w warszawskim oddziale JRS. Są to propozycje modlitw osadzonych w katolickiej nauce społecznej nawiązujące do migrantów i uchodźców.
Rozważania można znaleźć w mediach społecznościowych Jezuickiej Służby Uchodźcom (strona, FB, IG)* w kolejne piątki Adwentu. Dzięki temu z wyprzedzeniem można przygotować w oparciu o te teksty medytację ignacjańską lub zwyczajny czas modlitwy.
Życzymy błogosławionego okresu przygotowań na przyjście Zbawiciela!
Zespół JRS Poland
*Linki do pierwszego z rozważań:
strona: https://jrs.center/solidarni-z-szukajacymi-domu-1-modlitewna-akcja-adwentowa/
Facebook: https://www.facebook.com/photo/?fbid=1000486552117567&set=a.468074062025488
Instagram: https://www.instagram.com/p/DDCCtEUt4Yf/
Źródło ilustracji: Vatican News
]]>
8 listopada 2024 r. w Czerniowcach w południowo zachodniej Ukrainie miało miejsce poświęcenie odremontowanego budynku, który odtąd będzie służył jako dzieło Towarzystwa „Space od hope”. Akt ten poprzedziła Msza święta w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa, koncelebrowana pod przewodnictwem ks. abp. Mieczysława Mokrzyckiego, Metropolity Lwowskiego obrządku łacińskiego. Mszę koncelebrowali także O. Generał Arturo Sosa, O. Prowincjał Jarosław Paszyński, Asystent O. Generała o. Tomasz Kot, jak także pozostali Nasi, którzy przyjechali na tę uroczystość z Rzymu, Brukseli oraz z Polski. Byli obecni także Nasi pracujący na Ukrainie: w Kijowie, Lwowie oraz w Chmielnickim. Kościół wypełnili parafianie, goście oraz sympatycy jezuitów. Koncelebrowało około 35 księży, w tym także księża z naszego dekanatu. Obecny był również przedstawiciel greckokatolickiego biskupa Czerniowiec.
Arcybiskup w swojej homilii podkreślił nadzieję jako jedno z imion Pana Boga: „Miłość i nadzieja Boga, wyraża się w tym, że nie tylko wybrał nas, ale On nas w tej miłości znosi i podtrzymuje w nadziei oraz że się nami nigdy nie zniechęca”. Arcybiskup podziękował także O. Generałowi oraz Prowincjałowi „za podjęty trud, a mam na myśli dwa wymiary. Pierwszym z nich jest powrót do Czerniowiec i podjęcie się odbudowy tej świątyni (…) Drugim wymiarem trudu, za który dziękuję, to zrozumienie potrzeb chwili. A tym zrozumieniem jest właśnie to centrum Przestrzeń Nadziei”.
Po Mszy świętej nastąpiło poświęcenie domu. Obrzęd rozpoczął się od modlitwy przed drzwiami domu po czym Arcybiskup, Generał i pozostali goście przeszli dom kropiąc go wodą święconą. Po części modlitewnej miały miejsce przemówienia: prezentacja dzieła „Przestrzeń Nadziei” przedstawiona przez o. Mikhaiło Stanchyshyna oraz o. Norberta Frejka.
Najpierw jednak przemówił O. Generał, który odniósł się nie tylko do samej misji Towarzystwa w Kościele i świecie, ale przede wszystkim do kontekstu, w jakim jezuici prowadzą tutaj swoją misję: „Kiedy w lutym 2022 roku, eskalując wojnę trwającą już od 2014 roku, Rosja rozpoczęła agresję na Ukrainę na dużą skalę, dla wielu ludzi w waszym kraju rozpoczął się bardzo trudny okres. Nie tylko tych, którzy podjęli się obrony ojczyzny przed niesprawiedliwą i okrutną agresją, często płacąc za to własnym życiem. Ale także wielu cywilów, zwłaszcza dzieci i kobiet, było zmuszonych do opuszczenia swoich domów i miast, szukając schronienia nawet poza granicami swojego kraju (…) W miarę upływu czasu stawało się coraz bardziej jasne, że oprócz natychmiastowej pomocy w tej pilnej sytuacji, potrzebna będzie także pomoc długoterminowa, aby opatrzyć rany, które na pierwszy rzut oka nie są widoczne, a które ta wojna zadała i niestety nadal zadaje wyrządzając krzywdę wielu osobom. Taki jest cel centrum w Czerniowcach, które zaraz inaugurujemy. Nazwa ‘Przestrzeń Nadziei’ wyraża istotę misji ośrodka: chce być miejscem nadziei w obliczu trwającej wojny, która niesie ze sobą śmierć, zniszczenie, zagrożenie suwerenności narodu, okaleczenia rodzin, rany fizyczne i psychiczne, smutek, złość i często nienawiść do agresora.” (Treść całego przemówienia jest dostępna poniżej).
Po przemówieniu O. Generała oraz prezentacji dzieła przemawiali także: rektor Czerniowieckiego Uniwersytetu Narodowego im. Jurija Fedkowycza, przedstawiciele władz miasta, jak także władz Obwodu Czerniowieckiego. Na samym końcu przemówił raz jeszcze abp Mokrzycki dziękując jezuitom za remont budynku i przystosowanie go na potrzeby dzieła, jak również za podjęcie się remontu kościoła. Wspomniał także o dużym zaangażowaniu wieloletniego duszpasterza i proboszcza tej parafii o. Stanisława Smolczewskiego. Na sam koniec przemówił o. Prowincjał dziękując wszystkim za przybycie oraz współbraciom działającym na Ukrainie obecnie i dawniej za zaangażowanie (oprócz o. Stanisława Smolczewskiego wspomniał także niezwykle tu zasłużonego o. Krzysztofa Homę). Szczególne owacje otrzymał br. Giorgio Zadwórny, który doprowadził ten remont do pomyślnego końca, jak także zajął się zorganizowaniem nie tylko strony logistycznej wizyty O. Generała, ale także dzisiejszego obiadu.
Podczas części oficjalnej po Mszy św. tłumaczenia z włoskiego oraz angielskiego na ukraiński dzielnie podjął się proboszcz i superior O. Oleksii Bredeliev, na którego plecach, jako gospodarza miejsca, spoczęło zorganizowanie całego dzisiejszego przedsięwzięcia. Zaangażowanie o. superiora w tłumaczenia językowe zostało podsumowane: „U nas przełożeni są także po to, by tłumaczyli podwładnych”.
Po przemówieniach, podziękowaniach oraz wręczeniu pamiątkowych upominków wszyscy goście zarówno ci oficjalni i przywitani, jak także pozostali uczestnicy Mszy św. i poświęcenia domu przeszli na dziedziniec, gdzie pod namiotem można się było posilić.
Norbert Frejek SJ
(fot. Jerzy Brzózka SJ, Krystian Sowa SJ)
8 listopada 2024
Ekscelencje, Czcigodni Księża Biskupi,
Dostojni Przedstawiciele władz cywilnych,
Dostojni Goście,
Drodzy Bracia,
Chciałbym zacząć od podziękowania z głębi serca za zaproszenie na inaugurację Jezuickiego Centrum Zdrowia Duchowego i Psychicznego, Dialogu i Komunikacji „Przestrzeń Nadziei”. Cieszę się z tego nowego dzieła i wiążę z nim wielkie nadzieje. Dlatego jestem wdzięczny moim współbraciom za podjęcie się jego stworzenia.
Kiedy w lutym 2022 roku, eskalując trwającą już od 2014 roku wojnę, Rosja rozpoczęła zakrojoną na szeroką skalę agresję przeciwko Ukrainie, dla wielu ludzi w waszym kraju rozpoczął się bardzo trudny czas. Nie tylko dla tych, którzy wzięli na siebie obronę ojczyzny przed niesprawiedliwą i okrutną agresją, często płacąc za to życiem. Ale także dla wielu cywilów, zwłaszcza dzieci i kobiet, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów i miast, szukając schronienia poza granicami kraju.
Zdając sobie sprawę z ogromu cierpienia milionów Ukraińców, Towarzystwo Jezusowe, zawsze chętne do kroczenia z ubogimi, słabymi i wykluczonymi, musiało jak najszybciej odpowiedzieć pomocą dostosowaną do sytuacji.
Dzięki wysiłkom wielu moich współbraci, a zwłaszcza Jezuickiej Służby Uchodźcom w Europie i licznych partnerów tej misji, w krótkim czasie udało się zapewnić skoordynowaną pomoc, dzięki której zarówno w Ukrainie, jak i w krajach bezpośrednio z nią sąsiadujących – Polsce, Słowacji, Węgrzech i Rumunii, ale także dalej – ponad 100 tys. osób otrzymało wsparcie i pomoc, zapewniającą schronienie, wsparcie w zakresie edukacji, integracji w nowym kontekście, opieki zdrowotnej czy pomocy prawnej. W szczególności na Ukrainie ośrodek JRS we Lwowie oraz dom rekolekcyjny w Chmielnickim otworzyły swoje podwoje dla uchodźców.
W miarę upływu czasu stawało się coraz bardziej jasne, iż oprócz natychmiastowej pomocy w sytuacjach kryzysowych, potrzebna będzie również pomoc długoterminowa, aby zaradzić ranom, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka, a które wojna zadała i niestety nadal zadaje tak wielu ludziom.
Taki jest cel ośrodka w Czerniowcach, który wkrótce zainaugurujemy.
Nazwa „Przestrzeń Nadziei” wyraża istotę misji ośrodka: chce on być miejscem nadziei w obliczu trwającej wojny, która niesie ze sobą śmierć, zniszczenie, zagrożenie suwerenności narodu, okaleczenie rodzin, rany fizyczne i psychiczne, smutek, złość i często nienawiść do agresora.
Jest to ośrodek wsparcia psychologicznego dla ofiar tej wojny, aby mogły poradzić sobie ze swoimi emocjami i różnymi traumami wojennymi, wsparcia dla tych, którzy stracili bliskich, którzy przeżyli piekło linii frontu i działań wojennych, aby mogli odbudować swoje relacje i patrzeć w przyszłość z nadzieją.
To ośrodek, którego istotnym elementem będzie pomoc duchowa, aby ci, którzy musieli zmierzyć się ze złem, które wywołało tę wojnę i zadało tak ogromne cierpienie, nie dali się mu przytłoczyć, otrzymując siłę od Boga.
Centrum to musi być przestrzenią dialogu, wspierającą wszelkie wysiłki na rzecz sprawiedliwego pokoju, prowadzącego ostatecznie do pojednania.
Wreszcie, centrum to musi być również miejscem komunikacji, miejscem spotkań, rozmów i przekazywania prawdziwego obrazu wojny i jej niszczycielskich skutków dla ludzkości.
Jednym słowem, misją tego Centrum, podobnie jak misją całego Towarzystwa Jezusowego, jest głoszenie wiary w Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, w którym Bóg zechciał pojednać wszystko.
Inne dzieła Towarzystwa na Ukrainie – parafia tutaj, czy parafia w Chmielnickim z domem rekolekcyjnym, JRS we Lwowie, cała działalność formacyjna i rekolekcyjna, czy formacja kapelanów wojskowych – zwłaszcza w kontekście tej wojny – muszą być zawsze wierne zaangażowaniu wiary, która wyraża się w dziełach sprawiedliwości i szuka pojednania w Chrystusie.
Chcę skorzystać z tej okazji, aby podziękować wszystkim moim współbraciom, którzy od początku tej wojny hojnie niosą pomoc, nadzieję i umocnienie w wierze ludziom, którym służą.
Nie jestem w stanie wymienić wszystkich waszych wysiłków i działań. Chciałbym jednak wspomnieć o jednym fakcie, który był bardzo budujący dla mnie i dla wielu innych. W pierwszych miesiącach tej pełnoskalowej agresji, ojciec Mychaiło Stanczyszyn zgłosił się na ochotnika do prowadzenia posługi duchowej dla tych, którzy nie byli już w stanie opuścić obszarów ciężkich walk w obwodzie charkowskim.
Chociaż wymaga to godnej podziwu ludzkiej odwagi, to tym, co powoduje nasze zbudowanie, jest naśladowanie Chrystusa, który był poruszony losem tych, którzy zostali opuszczeni, stając się pasterzem dla owiec bez pasterza.
Wiem, że ten mój współbrat nie jest wyjątkiem. Wiem, że w Ukrainie jest wielu ludzi o zdecydowanej postawie w obliczu wojny i silnej wierze, zdolnej w Chrystusie, aby zło dobrem zwyciężać.
Niech ta wiara, której siłą jest Chrystus, uniżony przez krzyż, pokorny i zmartwychwstały, inspiruje także pracę ośrodka „Przestrzeń Nadziei”.
Niech On sam błogosławi wam w tym przedsięwzięciu, w którym łączy się z wami całe Towarzystwo Jezusowe.
W związku z tym ogłaszam działalność tego nowego dzieła za otwartą: „Przestrzeń Nadziei” – Jezuickie Centrum Zdrowia Duchowego i Psychicznego, Dialogu i Komunikacji.
O. Arturo Sosa SJ
Przełożony Generalny Towarzystwa Jezusowego
(tł. N. Frejek sj, 9.11.2024)
]]>„Kłodzko było bardzo ładne. Jestem tu od niedawna, ale znajomi, którzy mnie odwiedzali, byli miastem zachwyceni. Trzeba będzie teraz powstać i wszystko znowu odbudowywać” – mówi o. Andrzej Migacz SJ, proboszcz parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kłodzku.
Ulewne deszcze, które w weekend padały nad południowo-zachodnią polską, spowodowały poważne szkody, podobne do tych które wyrządziła powódź stulecia w 1997 roku. Jednym z miast, które najbardziej ucierpiały w wyniku kataklizmu, jest Kłodzko. Rzeka Nysa Kłodzka, która przepływa przez miasto, wystąpiła z brzegów, zalewając centrum i przedmieścia. Obecnie trwa sprzątanie.
„Woda opada i ukazuje się skala zniszczeń. O ile przerażający był już sam widok zalanego terenu, teraz, kiedy woda opada, obraz jest jeszcze gorszy” – mówi ojciec Andrzej Migacz SJ i dodaje: „Widać porozbijane witryny w sklepach. Tutejszy teren jest górzysty, dlatego przepływająca (przez miasto – przyp. red.) woda miała bardzo silny nurt. Podobno płynęła ona z prędkością trzydziestu kilometrów na godzinę. A wraz z nią płynęło wszystko – drzewa i samochody również. To właśnie one rozbijały witryny sklepów”.
Duchowny przyznaje, że stan, w jakim obecnie znajdują się ulice, prawdopodobnie utrzyma się przez kilka dni. „Nikt nie jest w stanie szybko uprzątnąć miasta” – mówi jezuita.
Ulice miasta opisuje również Mieczysław Kowalcze, były nauczyciel i dyrektor szkoły podstawowej w Krosnowicach:
„Jest mnóstwo błota i śmieci, ale rozpoczęło się sprzątanie. Patrzę teraz na plac przy kościele Franciszkanów, na którym pracują służby. Są tam przeogromne wyrwy, które właśnie są zasypywane i wyrównywane. Obok znajduje się kościół Matki Bożej Różańcowej i klasztor otoczony murem, który w dwóch trzecich runął” – mówi mężczyzna i dodaje:
„Gdzieniegdzie utrzymuje się jeszcze woda. W niektórych miejscach miasta wciąż nie ma prądu”.
Mieczysław Kowalcze uważa, że tegoroczna powódź, choć wydawała się być mniej gwałtowna, wywołała więcej zniszczeń.
„Jest na pewno inaczej” – uważa mężczyzna, odwołując się do kataklizmu z 1997 roku. „Tegoroczna powódź wydawała się mniej gwałtowna, ale widzę za to więcej rozległych szkód. W roku 1997 nurt rzeki wyrządził podobne zniszczenia – powywracał mury, uszkodził mnóstwo sklepów, restauracji… Tym razem skutki powodzi są jednak bardziej przykre. Woda stała dłużej, podnosiła się i opadała. Rzeka na odcinku miejskim jest aktualnie w trakcie pogłębiania i zwężania koryta. Wody Polskie sporo w to zainwestowały”.
Ojciec Andrzej Migacz SJ wyznaje, że „tym razem rzeka rozlała się trochę inaczej” niż w wyniku powodzi stulecia. Jezuita mówi również, że „po roku 1997 miasto odbudowywało się długi czas. Teraz, po dwudziestu siedmiu latach, wraca to samo. Psychologicznie to jest bardzo trudne. Miasto, jego place i parki, były wyremontowane. Kłodzko było bardzo ładne. Jestem tu od niedawna, ale znajomi, którzy mnie odwiedzali, byli miastem zachwyceni” – mówi ze wzruszeniem jezuita i dodaje: „Trzeba będzie teraz powstać i wszystko znowu odbudowywać”.
Ojciec Andrzej Migacz SJ przyznaje, że w wyniku powodzi dotkliwie ucierpieli mieszkańcy całego miasta, w tym jego parafianie. Proboszcz dodaje również, jak wygląda pomoc w pierwszych godzinach po ustąpieniu kataklizmu.
„Otworzyliśmy punkt pomocy dla ofiar dotkniętych powodzią. Jestem również w kontakcie z władzami miejskimi. Można tu przynosić podstawowe produkty: wodę, żywność długoterminową, środki higieniczne i środki czystości” – mówi kapłan i dodaje: „W pierwszej kolejności myślimy o pomocy doraźnej. Cieszę, się, bo nasz punkt zaczął działać we współpracy z miastem. Wspomniane produkty można składać u nas, ale dystrybucją, kiedy zbierze się odpowiednia ilość darów, zajmują się osoby z urzędu miasta. Udało mi się również zebrać zespół wolontariuszy, którzy od 7:00 do 19:00 są pod telefonem. Jeśli ktoś czegoś potrzebuje, może do nich dzwonić, a uzyska potrzebną pomoc. W nocy przy telefonie czuwamy my – jezuici”.
Duchowny przyznaje, że oprócz wsparcia doraźnego, ważna jest również pomoc długoterminowa.
„Myślimy też o pomocy, która będzie potrzebna za kilka dni, gdy opadną emocje i będzie trzeba wrócić do codzienności. W tym kontekście ważny jest bezpośredni kontakt z rodzinami i docieranie ze wsparciem do ich konkretnych potrzeb” – mówi jezuita, podkreślając, że jednak „żadna pomoc w pełni nie wyrówna poniesionych strat”.
Mieczysław Kowalcze wyznaje, że powtórne zniszczenie Kłodzka w wyniku powodzi jest wyjątkowo bolesne dla jego mieszkańców.
„Rozmawiałem z panią, której firma znajdowała się na przedmieściach miasta, które zostały (przez wodę – przyp. red.) bardzo źle potraktowane. Nurt wysokiej, napierającej wody w centrum miasta wyrządził na jego przedmieściach armagedon w czystej postaci. Właśnie tam wspomniana kobieta miała swój biznes” – mówi mężczyzna i dodaje, że oprócz „rozpaczy, płaczu i rozbicia” pojawia się również „gniew”:
„Nie odbieramy sygnałów, które by nas przekonały, że cokolwiek robi się, by zapobiegać (skutkom kataklizmów – przyp. red.). Wiadomo, nie się wszystkiemu da się zapobiec. Niemniej jednak jakieś małe zbiorniki retencyjne, wybudowane w dobrej symbiozie z Czechami, byłyby pierwszorzędnym i bardzo potrzebnym rozwiązaniem. Wybudowano kilka zbiorników za pieniądze Banku Światowego, ale z jakiegoś powodu nie zostały one wykorzystane. Czy są źle zbudowane? A może proces technologiczny ich przejęcia jeszcze się nie zakończył? Nie wiem”.
Jak długo potrwa odbudowa Kłodzka, nie wiadomo. Mieczysław Kowalcze mówi, że po powodzi stulecia „najbardziej zasadnicze zniszczenia zostały uprzątnięte w ciągu roku. Ale wspomnienia zostały. Ludzie porównują, płaczą, bo kolejny raz została zalana ta sama kamienica, ale tym razem ściana już nie wytrzymała i została rozerwana przez wodę”.
Mężczyzna jednak przyznaje, że w mieście da się odczuć już pomoc płynącą zarówno od mieszkańców miasta, jak również od Polaków z całego kraju.
„Widzę mnóstwo ludzi z różnymi darami. Woda, żywność. Atmosfera robi się sympatyczna” – mówi Mieczysław Kowalcze i dodaje:
„Czuć solidarność miejscową, ale zaczynamy również odczuwać wsparcie z zewnątrz. Odzywają się znajomi z różnych terenów Polski, którzy w roku 1997 także nam pomagali. Zewnętrzna pomoc również zaczyna docierać”.
„Dostałem dużo wsparcia od naszych jezuitów z prowincji południowej i północnej” – mówi Andrzej Migacz SJ i dodaje:
„Pojawiły się deklaracje, że jeśli czegoś będziemy potrzebowali, możemy dawać znać. Mój telefon dzwoni często z ofertami pomocy. Myślę, że potrzeba dobrej koordynacji, żeby wiedzieć jak tą pomoc ukierunkować. Bo ludzie chcą pomagać”.
Konto, na które można wpłacać ofiary na pomoc dla powodzian:
Bank Spółdzielczy w Kłodzku: 05 9523 0001 0001 1817 2000 0001
Konieczny jest dopisek: „Dla Powodzian”.
Albo za pomocą strony jezuici.pl/donacje
Punkt pomocy osobom dotkniętym powodzią
Pl. Kościelny 9; 57-300 Kłodzko
Telefon: 503 739 243
Przyjmowane są: woda, żywność długoterminowa, środki higieniczne środki czystości.
Jezuicka Służba Uchodźcom (JRS) jest międzynarodową organizacją katolicką, zainspirowaną hojną miłością i przykładem Jezusa Chrystusa. Naszą misją jest towarzyszenie uchodźcom i innym przymusowo wysiedlonym osobom, służenie im i występowanie w ich imieniu, aby mogli zdrowieć, edukować się i decydować o swojej przyszłości.
Nasza praca wyraża zaangażowanie Towarzystwa Jezusowego (jezuitów) i osób świeckich we wspieranie uchodźców na całym świecie.
Programy JRS są obecnie prowadzone w 58 krajach, służąc uchodźcom i innym przymusowo wysiedlonym osobom w strefach konfliktów i ośrodkach detencyjnych, na odległych granicach i w zatłoczonych miastach. Prowadzimy programy opieki duszpasterskiej i wsparcia psychospołecznego, zapewniamy pomoc w sytuacjach kryzysowych. Proponujemy spotkania integracyjne, doradztwo zawodowe, pomoc prawną. Chcemy bronić praw uchodźców i przypominać o wartości życia każdego człowieka, szczególnie najbardziej bezbronnych. Nasze działania mają na celu zapewnienie wsparcia uchodźcom i innym przymusowo wysiedlonym osobom w uzyskaniu ochrony i możliwości prowadzenia godnego życia i uczestniczenia w życiu społecznym.
Wierzymy, że służba uchodźcom jest dla nas najważniejszym sposobem wyrażenia naszej solidarności z nimi i troski o ich dobro. W świecie, w którym uchodźcy bardziej niż kiedykolwiek potrzebują przyjęcia, ochrony i sprawiedliwości, a jednocześnie są coraz bardziej odrzucani, demonizowani i pozbawiani podstawowych praw człowieka, JRS oferuje towarzyszenie uchodźcom jako znak nadziei i drogę do uzdrowienia. Nawet w najbardziej rozpaczliwych sytuacjach pozostajemy z uchodźcami, aby zapewnić ich, że świat o nich nie zapomniał i że nie są w nim sami.
HISTORIA
JRS zostało założone w listopadzie 1980 roku przez o. Pedro Arrupe SJ (1907-1991), ówczesnego Przełożonego Generalnego Towarzystwa Jezusowego, aby odpowiedzieć na trudną sytuację wietnamskich uchodźców uciekających ze zniszczonej wojną ojczyzny.
Po zakończeniu wojny w Wietnamie w 1975 r. setki tysięcy Wietnamczyków z południa opuściło swoje domy i wypłynęło na przepełnionych łodziach przez Morze Południowochińskie. Wielu nie przeżyło podróży; zostali zabici przez piratów lub utonęli z powodu sztormów i wzburzonego morza. O. Arrupe poczuł się poruszony do działania. Wezwał jezuitów, aby „przynajmniej ulżyli tej tragicznej sytuacji”.
O. Arrupe napisał w sprawie zaistniałego kryzysu do ponad 50 prowincji jezuickich, uznając, że jezuici, liczący wówczas 27 000 mężczyzn na całym świecie, byli dobrze przygotowani do koordynowania ogólnoświatowej pomocy humanitarnej. Gdy w Ameryce Środkowej i Łacińskiej, Europie Południowo-Wschodniej i w całej Afryce wybuchły konflikty, JRS szybko się rozrosło – od pomagania Wietnamczykom w kilku obozach w Azji Południowo-Wschodniej do pracy z uchodźcami na całym świecie.
Prawie 20 lat po założeniu JRS, 19 marca 2000 roku (w Uroczystość św. Józefa), JRS została oficjalnie zarejestrowana jako fundacja Państwa Watykańskiego. Obecnie JRS posługuje w blisko 60 krajach na całym świecie.
W POLSCE
Prowincja Wielkopolsko-Mazowiecka Towarzystwa Jezusowego w Polsce rozpoczęła działalność na rzecz migrantów i uchodźców w roku 2012, kiedy francuskojęzyczni uchodźcy z Afryki zapukali do drzwi naszego domu zakonnego przy ul. Narbutta w Warszawie. Wszystko zaczęło się od udostępnienia im pokoju z komputerem i dostępem do internetu oraz dzbanka do gotowania wody. Oprócz podstawowej pomocy materialnej, którą starano się im zapewnić, okazało się, że największą trudnością przybyłych osób był brak znajomości języka polskiego, który zwłaszcza w tamtych latach zupełnie uniemożliwiał funkcjonowanie w naszym kraju. Zaczęto więc organizować kursy j. polskiego. Z czasem doszły konsultacje prawne i spotkania integracyjne. Grupa uchodźców w Warszawie stale powiększała się, obejmując z czasem prawie wszystkie kontynenty. Inicjatywę sformalizowano i powołano Jezuickie Centrum Społeczne (JCS) W Akcji. Na jego bazie w 2022 po wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie utworzono Fundację Jesuit Refugee Service Poland – Jezuicka Służba Uchodźcom w Polsce, która stanowi część światowej Federacji JRS.
Zobacz stronę internetową JRS Poland
]]>
Dnia 15 czerwca z inicjatywy Jezuickiej Służby Uchodźcom (JRS Poland) odbył się w Warszawie Jarmark Wielokulturowy. To wyjątkowe wydarzenie miało miejsce na dziedzińcu Kolegium Jezuitów w Warszawie i zgromadziło ponad 100 osób.
W miłej atmosferze uczestnicy mogli skorzystać z wielu przygotowanych atrakcji takich jak zaplatanie warkoczyków, malowanie henną, poczęstunek kuchni krajów, z których pochodzą nasi wolontariusze, pokaz tańca indyjskiego z warsztatami, zabawa taneczna, wystawa obrazów artystów ukraińskich oraz grill.
Organizatorom przyświecały dwa cele. Po pierwsze, włączenie się w obchody Międzynarodowego Dnia Uchodźcy, przypadającego na 20 czerwca. Po drugie, podsumowanie rocznej pracy JRS Warszawa.
Była to również doskonała okazja do ucieszenia się dorobkiem osób z doświadczeniem uchodźczym, które z powodzeniem odnalazły się w polskiej rzeczywistości. Dzięki ich zaangażowaniu mogliśmy lepiej poznać bogactwo ich kultur w szerokim tego słowa znaczeniu. Dla wielu wolontariuszy była to pierwsza okazja w życiu do zaprezentowania siebie i swoich krajów. Ponadto aktywny udział uchodźców w Jarmarku dawał szansę, by zrozumieć, że oprócz trudnych doświadczeń, nasi wolontariusze mają w sobie ogromny potencjał dobra, który mogliśmy odkrywać.
To wydarzenie nie mogłoby się odbyć bez wsparcia wielu osób. Szczególne podziękowania należą się naszym wspaniałym wolontariuszom z Polski oraz wolontariuszom uchodźcom. Ich zaangażowanie w organizację Jarmarku było kluczowe dla jego sukcesu. To ważny krok w kierunku osobistego rozwoju osób z doświadczeniem uchodźczym gdy odkrywają, że sami mogą udzielać pomocy i wsparcia innym, będąc w podobnej sytuacji jeszcze do niedawna.
Dochód z Jarmarku zostanie przeznaczony m.in. na zakup podręczników do nauki języka polskiego oraz pomoc najbardziej potrzebującym uchodźcom, co dodatkowo podkreśla charytatywny wymiar tego wydarzenia.
Dziękujemy z serca wszystkim ofiarodawcom! Dziękujemy także wszystkim, którzy wsparli nas w tym wielkim wyzwaniu logistycznym, pomagając w jego realizacji i przyczyniając się do jego sukcesu.
Relacja: JRS Poland
Foto: JRS Poland
]]>
Publikujemy oświadczenie Towarzystwa Jezusowego zatwierdzone przez o. Generała Arturo Sosę SJ w Wielki Piątek 2024 roku.
Nie możemy milczeć!
Mija prawie sześć miesięcy wojny w Strefie Gazy, a walki nie milkną. My, członkowie Towarzystwa Jezusowego (jezuici), podobnie jak wielu innych katolików, chrześcijan, mężczyzn i kobiet wszystkich wyznań, oraz niewierzących, odmawiamy milczenia. Wciąż podnosimy nasz głos w modlitwie, w lamencie, w proteście przeciwko śmierci i zniszczeniu, które nadal sieją terror w Strefie Gazy i na innych terenach Izraela/Palestyny, rozprzestrzeniając się na okoliczne kraje Bliskiego Wschodu.
Po koszmarnych atakach na południowy Izrael w dniu 7 października 2023 r., masowych izraelskich bombardowaniach Strefy Gazy, ofensywie lądowej, która pozostawiła większość Strefy Gazy w ruinie, jesteśmy obecnie świadkami głodu i rozprzestrzeniania się chorób w Strefie Gazy. Zginęły dziesiątki tysięcy ludzi, prawie 1 800 Izraelczyków, ponad 32 000 Palestyńczyków (nie licząc tych, których wciąż trzeba wydobyć spod gruzów). Oprócz ofiar śmiertelnych, są setki tysięcy zrujnowanych istnień ludzkich, rannych, bezdomnych, głodujących i dotkniętych chorobami.
Jako jezuici, po raz kolejny powtarzamy, że nie będziemy milczeć. To niedopuszczalne, że pomimo prób, prawie sześć miesięcy od rozpoczęcia konfliktu, nikt nie był w stanie powstrzymać przemocy. To skandal, że nikt nie był w stanie zapewnić mieszkańcom Gazy wystarczającej ilości żywności. To wstyd, że nikt nie był w stanie pociągnąć do odpowiedzialności podżegaczy wojennych. Niestety, trwający długo konflikt na ziemi zwanej świętą został jeszcze bardziej zaogniony i ropieje jako otwarta rana na całym Bliskim Wschodzie.
Zaangażowani od dziesięcioleci w życie wspólnot i społeczeństw Bliskiego Wschodu, my, jako jezuici, chcemy powiedzieć, że nie musi tak być. Wybieranie śmierci ponad życie, zemsty ponad pojednanie, zła zamiast sprawiedliwości, interesu własnego zamiast relacji, przemocy zamiast dialogu jest wyborem, a nie przeznaczeniem. Można dokonać innych wyborów. Będziemy nadal wspierać wizję innej przyszłości; przyszłości już zapowiedzianej przez proroków w Piśmie Świętym: „swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny” (Izajasz 2,4).
Przyłączamy się do głosu Ojca Świętego Franciszka, który wielokrotnie ostrzegał: „Wojna jest porażką! Każda wojna jest porażką” (Anioł Pański, 8 października 2023 r.). Powtarzamy nasze wezwanie do natychmiastowego zawieszenia broni, uwolnienia wszystkich zakładników z 7 października, negocjacji i rozpoczęcia procesu, który położy kres przemocy, przyniesie wolność i sprawiedliwość wszystkim na Bliskim Wschodzie, jedyną drogę do prawdziwego pokoju.
Foto: Meng Bomin (flickr.com)
]]>
W lipcu 2022 r. uruchomiono program „One Proposal”, w ramach którego jezuici w całej Europie zapewniają pomoc doraźną, schronienie, wsparcie psychospołeczne, a także szkolenia i kursy integracyjne dla osób uciekających przed wojną w Ukrainie.
Od początku wojny w Ukrainie jezuickie organizacje udzieliły pomocy i wsparcia 100 765 osobom uciekającym przed rosyjską agresją. Współpraca prowadzona jest między Towarzystwem Jezusowym a Jezuicką Służbą Uchodźcom w Europie (JRS Europe) oraz jezuicką misją Xavier Network. Wsparcia udzielają także organizacje pozarządowe i lokalni partnerzy.
Alberto Ares Mateos SJ, dyrektor regionalny JRS Europe, mówi, że inicjatywa ma na celu „zapewnienie długoterminowego wsparcia”.
W miarę trwania wojny potrzeby uchodźców się zmieniają, a odpowiedź jest dostosowana. Podczas gdy w pierwszym roku ponad połowa działań wspierających była ukierunkowana na pomoc krótkoterminową i nadzwyczajną, w 2023 r. odsetek ten spadł do 17%. Tymczasem działania średnioterminowe, takie jak mieszkalnictwo i edukacja, wzrosły ponad dwukrotnie z 20% do 52% w 2023 roku. Największy wzrost odnotowano jednak w przypadku opieki długoterminowej, która wzrosła ponad trzykrotnie z mniej niż 10% w 2022 r. do 31% w 2023 r.
„One Proposal” obejmuje szeroki zakres usług, które będą świadczone 73 168 osobom w ciągu 3 lat.
Aby dowiedzieć się więcej o programie „One Proposal”, pobierz arkusz informacyjny.
Pełny raport, a także historie osób, które otrzymały wsparcie oraz sposoby wspierania pracy JRS Europe, można znaleźć na stronie internetowej: Jesuit Refugee Service, One Proposal.
Źródło: jesuits.global
Zobacz także film, przygotowany przez JRS Poland z okazji drugiej rocznicy pełnoskalowej wojny w Ukrainie.
]]>Towarzystwo Jezusowe rozpoczęło w styczniu tego roku wdrażanie kompleksowego programu formacyjno-szkoleniowego mającego na celu ochronę nieletnich i osób wymagających szczególnego traktowania. Inicjatywa ta, pod nazwą Promotion of a Consistent Culture of Protection Programme (PCCP), ma być realizowana we wszystkich obszarach pracy apostolskiej zakonu jezuitów: w szkolnictwie, edukacji nieformalnej, duchowości, instytucjach społecznych, duszpasterstwie i na wszystkich etapach zakonnej formacji.
Audyt dotyczący ochrony dzieci i młodzieży w dziełach prowadzonych przez jezuitów, który został zakończony w 2022 r., wskazał na potrzebę wysokiej jakości szkoleń, co skłoniło do sformułowania tego globalnego programu. Po długich i rzetelnych konsultacjach został stworzony kompleksowy program szkoleniowy gotowy do realizacji w różnych kręgach kulturowych. Generał jezuitów zatwierdził go w lipcu 2023 r. i w styczniu 2024 r. mianował o. Johna Guineya SJ jego koordynatorem, a dr Sandrę Racionero-Plazę asystentką koordynatora na trzyletnią kadencję, którzy będą kierowali wdrażaniem programu we współpracy z prowincjami i dziełami Towarzystwa Jezusowego na całym świecie.
Na zdjęciu powyżej: dr Sandra Racionero-Plaza i o. John Guiney SJ.
Ojciec Generał podkreślił, że nowy program jest znaczącym krokiem naprzód w misji eliminowania nadużyć i zaapelował do przełożonych wszystkich prowincji zakonnych o współpracę, zaangażowanie i wspieranie dążenia Towarzystwa Jezusowego do stworzenia spójnej kultury troski i bezpieczeństwa.
W najnowszym wydaniu międzynarodowego pisma Promotio Iustitiae można przeczytać o kluczowych doświadczeniach towarzyszenia ofiarom i opracowywania strategii oraz zapoznać się z udanymi przykładami pracy prewencyjnej w różnych środowiskach edukacyjnych i społecznych.
Numer Promotio Iustitiae (wersja angielska PDF i wersja włoska PDF).
]]>
Wszyscy potrzebujemy domu, miejsca, w którym możemy założyć kapcie, gdzie możemy odpocząć w spokoju, gdzie możemy dzielić się z naszymi bliskimi i doświadczać gościnności.
W naszych coraz bardziej zglobalizowanych społeczeństwach, w których większość życia spędzamy w ruchu, koncepcja domu i poczucia się jak w domu wydaje się ulegać transformacji.
W pewnym sensie czuć się jak w domu, to być w stanie nadać sens swojemu życiu i temu, co dzieje się wokół mnie w sposób trwały, wykraczający poza to, co może się wydarzyć w danym momencie. Czuć się w tym świecie jak w domu, to zamieszkiwać go, nadawać mu znaczenie, czynić go domem.
W ciągu ostatnich kilku tygodni, kiedy odwiedzałem obozy dla uchodźców z Birmy w Tajlandii, zastanawiałem się, jak poczuć się jak w domu, kiedy jest się wykorzenionym po opuszczeniu swojego domu. Spotkania ze społecznościami wewnątrz obozu, twarze dzieci w szkołach, skłoniły mnie do myślenia o pielgrzymce jako metaforze naszego życia. Rzeczywiście, idea pielgrzymki przywołuje pewną przygodę, odwagę, wykorzenienie, śmiałość, relacje, przymierze i obietnicę.
Wydaje się to paradoksem, ale wraz z globalizacją wzrasta również pragnienie zachowania tradycji, własnej tożsamości. Dlatego wydaje mi się, że proces wzrastania jako istoty ludzkie najlepiej rozumieć w kategoriach dwóch tendencji: jednej do różnicowania się, autonomii i sprawczości, a drugiej do relacji, przynależności i komunii. Myślę, że włączenie tych tendencji do metafory pielgrzymowania w naszym życiu bardzo pomaga zrozumieć niektóre z napięć, których doświadczamy w naszych dzisiejszych społeczeństwach.
Praktyka pielgrzymowania to zarówno podążanie naprzód (podróż), jak i powrót do domu. Jeśli zrozumiemy ludzki rozwój nie tylko jako wyjazdy i przyjazdy, ale także jako samą podróż, jako proces i jako serię przemian w znaczeniu „domu”, pomoże nam to poczuć się bardziej jak w domu w świecie.
Jezus, pielgrzym, przedstawia swoje życie jako proces, jako podróż spotkania, poszukiwania. Jego życie stawia Go w drodze, w podróży, a jednocześnie przybliża Go coraz bardziej do powrotu do domu, do Ojca. Tę samą metaforę widzimy w Ewangelii św. Łukasza, gdzie Jezus rozumie swoje życie jako pielgrzymkę, która prowadzi Go do Jerozolimy.
Jak możemy dostrzec, że nasze życie jest pielgrzymką? Co czyni je podróżą, która wykracza poza wędrowanie tam i z powrotem? Jak uznać wykorzenienie, ale cenić korzenie i tożsamość, która pomaga nam chodzić nowymi ścieżkami i otwierać nasze umysły i serca i czuć się w świecie jak w domu?
Rozpoznanie tego podwójnego procesu czyni wszystkich ludzi pielgrzymami, migrantami tego świata. Mogłem to zobaczyć na przykładzie uchodźców w Tajlandii i pomogło mi to odkryć jedną z wielkich prawd ludzkości: „Jesteśmy dziećmi Pielgrzyma, którego domem jest świat”.
Alberto Ares SJ
Dyrektor Jezuickiej Służby Uchodźcom (JRS Europa)
Ojciec Tom Smolich SJ zakończył niedawno ośmioletnią kadencję jako międzynarodowy dyrektor Jezuickiej Służby Uchodźcom (JRS), która została założona w 1980 roku przez ówczesnego generała jezuitów, o. Pedro Arrupe SJ. JRS towarzyszy uchodźcom i innym osobom wysiedlonym, służy im i broni ich praw. Przed rozpoczęciem pracy w JRS w 2015 roku, ojciec Smolich pełnił funkcję przewodniczącego Konferencji Jezuitów Stanów Zjednoczonych. Był także przełożonym Prowincji Kalifornijskiej Towarzystwa Jezusowego w latach 1999-2005. Do zakonu jezuitów wstąpił w 1974 roku. Redakcja portalu JESUIT.ORG zadała mu pięć pytań:
1. Którego dnia w swojej pracy w JRS pomyślałeś sobie: „właśnie dlatego wykonujemy tę pracę”?
Kilka lat temu odwiedziłem pracujących we wschodnim Czadzie z uchodźcami z Darfuru, z Sudanu. Odwiedziliśmy kilka niesamowitych projektów, od szkolenia nauczycieli, poprzez edukację szkolną, po wspieranie rozwoju gospodarczego. W szczególności kobiety były tam zaangażowane jako nauczycielki i liderki. Byliśmy bardzo dumni z tego, co robiliśmy na pustyni wielkości Nebraski.
Pod koniec dnia, podczas spotkania, liderzy mieli do nas tylko jedną prośbę: „Pomóżcie nam się przesiedlić. Na tej pustyni nie ma dla nas przyszłości”. Usłyszałem tę prośbę, zatrzymałem się i zrozumiałem, o co mnie proszą. „Tego JRS nie może zrobić” – powiedziałem. „Przykro mi. Nie mogę wam tego obiecać”. Zapewniłem ich, że będziemy im towarzyszyli najlepiej jak potrafimy.
W JRS towarzyszymy ludziom, robiąc, co w naszej mocy, uznając nasze ograniczenia i otrzymaną łaskę. Wykonujemy naszą pracę, ponieważ możemy coś zmienić, a czasami zwykłe słuchanie ludzi wiele im daje.
2. Przed jakimi wyzwaniami stoją uchodźcy, z których większość ludzi nie zdaje sobie sprawy?
Wiele osób wyobraża sobie, że przymusowo wysiedleni ludzie opuszczają dom na pięć lub sześć miesięcy, a potem wracają. Zwykle tak nie jest, a jeśli spędzisz pięć lat przymusowo wysiedlony z domu, to prawdopodobnie będziesz tak żył kolejnych dwadzieścia lat albo i więcej. Kiedy ucieka się z powodu przemocy lub w wyniku korupcji, powrót jest często niemożliwy, a zmiany klimatyczne pogarszają tę smutną rzeczywistość.
Gdybym mógł zmienić jedną rzecz, by ulżyć życiu uchodźców, dałbym im pozwolenie na pracę. Najczęściej ludzie uciekają z domu i nie mogą legalnie podjąć pracy w nowym kraju. Zbyt często wyobrażamy sobie nasz świat jako tort, a uchodźców, jako tych, którzy zabierają nasz kawałek. Ale to raczej nasze przymusowo wysiedlone siostry i bracia sprawiają, że tort jest większy i jest go więcej dla wszystkich. Godność wynikająca z możliwości postawienia jedzenia na stole i wysłania dzieci do szkoły jest bardzo konkretna i bezcenna.
3. Jaki cytat inspiruje Cię w tej pracy i dlaczego?
Przez osiem lat kierowałem JRS w Rzymie, więc moja praca polegała bardziej na umożliwianiu naszym pracownikom „robienia tego, co konieczne” (ten zwrot zaczerpnąłem z moich podróży) niż na pracy w terenie.
Max DePree prowadził rodzinną firmę produkującą meble biurowe Herman Miller, a po przejściu na emeryturę współpracował z Fuller Theological Seminary i napisał wiele książek na temat przywództwa. Każdego roku rozpoczynałem nasze planowanie od cytatu z Maxa.
Cytat, który towarzyszy mi, gdy odpowiadam na postawione tu pytania, pochodzi z Roku 2: „Nie możemy stać się tym, kim powinniśmy być, pozostając tym, kim jesteśmy”. Te słowa oddają sedno sprawy: Wszyscy mamy rolę do odegrania w budowaniu królestwa Bożego i zawsze warto zrobić kolejny krok!
4. Gdybyś mógł cofnąć się w czasie i powiedzieć cokolwiek sobie samemu, gdy byłeś w nowicjacie jezuitów, co byś powiedział?
Dwie rzeczy:
5. Co napełnia cię nadzieją?
Globalna rzeczywistość przymusowych wysiedleń jest obecnie dość ponura… A jednak uważam, że nasza praca jest pełna nadziei, ponieważ ci, którym towarzyszymy i którym służymy, mają nadzieję. Nie mają wątpliwości, że gdyby nie łaska Boża, nie żyliby. Łaska działa zawsze i napędza szerszy obraz, który wyraził Martin Luther King: „Zwyciężymy, bo choć krzywa moralnego wszechświata jest długa to wygina się w kierunku sprawiedliwości”.
]]>
Joy nie ma nawet 20 lat, uciekła z horroru w Nigerii, którego słowa nie mogą wyrazić, a o którym blizny mówią najwięcej. Joy się uśmiecha. Uśmiecha się każdego dnia. Każdego ranka przychodzi do szkoły, siada i otwiera zeszyt. O przeszłości nie mówi, ale o przyszłości ma wiele do powiedzenia: chce uczyć się włoskiego, studiować i otworzyć własny sklep. Chce pomóc siostrze, by do niej dołączyła i przyleciała samolotem, a nie tak jak ona przeprawiała się przez morze. Przed przyjazdem do Włoch Joy nigdy nie chodziła do szkoły. Nie potrafi pisać ani czytać. Nadal wyraża się słabo, nie tylko dlatego, że nie zna dobrze włoskiego, ale dlatego, że brakuje jej doświadczeń, które nadają znaczenie słowom. Nigdy nie widziała szkolnej tablicy, nigdy nie próbowała lodów, nigdy nie głaskała kota, nigdy nie jeździła na rowerze. Joy nie ma przyjaciół ani rodziny. Codziennie przychodzi do szkoły, siedzi i odrabia lekcje, a następnie wraca do ośrodka, w którym mieszka i ćwiczy pisanie. Pisze piękne listy do swojej włoskiej nauczycielki, która zna wiele uchodźczyń i mówi, że Joy jest szczególnie utalentowana.
Anna jest wyczerpana. Na jej barkach spoczywa ból tak wielki, że wykańcza ją, odbiera jej myśli, sen, a czasami wydaje się odbierać jej oddech. Uciekła z Erytrei po tym, jak jej mąż został zabity. Nie była sama, miała ze sobą roczne córki bliźniaczki. Anna utknęła w Libii, w celi na cały rok, ponieważ nie miała pieniędzy, aby zapłacić handlarzom. Siedziała w celi tak małej, że nie mogła się położyć, ale wystarczająco dużej, by pomieścić całe zło świata. Każdego dnia wojskowi nachodzili ją w tej celi. Każdego dnia, przed wystraszonymi oczami zrozpaczonych dziewcząt, rozgrywał się horror. Anna nie krzyczała, nie płakała, aby swoich córek śmiertelnie nie przerazić. Niestety, umarły z wyczerpania na jej oczach. Ich martwe ciała leżały obok niej, dopóki nie udało jej się z celi wydostać, wejść na pokład łodzi i dotrzeć do Lampedusy.
Rok spędziła w szpitalu w Katanii walcząc o życie. Anna przybyła do Włoch w ciąży i to tutaj urodziła się Elvira, nazwana na cześć pielęgniarki, która opiekowała się jej matką.
Elvira jest dla Anny sensem wszystkiego. Utrzymuje matkę przy życiu i vice versa. Anna pracuje wiele, zbyt wiele godzin dziennie w małym hotelu. Jej córka Elvira chodzi do szkoły, a potem spotykają się w nocy w mieszkaniu na obrzeżach Rzymu. Niedawno zostały eksmitowane, chociaż czynsz opłacały na czas. Pytana, czy się martwi, Anna spuszcza wzrok i odpowiada szeptem, że to też minie.
Fatima siedzi na krześle, nie chce jeść, nie chce mówić. Tylko jej ciało jest tu obecne. Jej umysł podróżuje daleko, z powrotem do domu w Iraku. „Nie mogę odpowiadać na pytania, muszę myśleć o tym, gdzie spać dziś wieczorem, nie wiem, dokąd pójść, zostaw mnie w spokoju”. Cierpi, ale nie chce być dotykana przez żadnego lekarza. Jej ból nie pozostawia miejsca na nic innego, na nikogo. Opiekujący się nią pracownicy centrum twierdzą, że zachowuje się tak, jakby spała w opuszczonym pociągu. Jest ledwo przytomna i obecna tylko dla siebie samej. Codziennie przychodzi do stołówki, siada, je i sprawia wrażenie, że doświadcza przez chwilę ulgi, czasem zasypia, czasem cicho płacze.
Kobiety ubiegające się o azyl i uchodźczynie, które samotnie przybywają do Włoch, są w większości ofiarami przemocy i nadużyć w krajach, z których uciekają i podczas podróży, którą podejmują. Są w większości bardzo młode, bez referencji, kruche, poranione. Samotność i strach sprawiają, że łatwo zakochują się w tych, którzy je potem wykorzystują lub porzucają. Mają prawo czuć się jak córki, ale często wbrew sobie stają się matkami.
Centro Astalli, włoski oddział Jezuickiej Służby Uchodźcom, od ponad 40 lat pracuje nad zagwarantowaniem migrantkom wsparcia psychologicznego i zdrowotnego, pomocy prawnej, dostępu do edukacji i rynku pracy. Centrum Astalli stara się mówić ich głosem, by ludzie usłyszeli o ich doświadczeniu.
Przedstawione tu świadectwa są owocem wielu rozmów z uchodźczyniami, które dzieliły się swoimi doświadczeniami z pracownikami i wolontariuszami słuchającymi ich historii i towarzyszącymi im na pewnym etapie podróży.
Donatella Parisi
Menedżer ds. komunikacji w Centro Astalli
Tekst ukazał się w watykańskim miesięczniku „Donne, Chiesa, Mondo” w numerze z września 2023.
Foto: Centro Astalli
]]>
Moje życie było pełne łask. Chciałbym móc zaoferować więcej. Chciałbym móc zrobić więcej i lepiej. Ale co można zrobić? Robisz to, co możesz. Wszystko jest w rękach Pana. […] W obliczu końca życia, moje zrozumienie Boga zmieniło się. To bardzo proste: Bóg jest dobry, Bóg jest pełen miłosierdzia. To wszystko.
Ojciec Grzegorz Dobroczyński SJ i wolontariusze z Polski, przebywający tego lata w Zambii, wzięli udział w pożegnaniu śp. Br. Paula Desmaraisa SJ (1945-2023), który przez 40 lat by dyrektorem założonego przez jezuitów „Kasisi Agricultural Training Centre” (KATC), a potem kierował programem studiów w zakresie rolnictwa ekologicznego. Brat Paul SJ zmarł 16 sierpnia tego roku w Kanadzie mając 78 lat. Należał do nowo utworzonej Prowincji Południowoafrykańskiej Towarzystwa Jezusowego. Był pionierem rolnictwa ekologicznego w Zambii i jego dziedzictwo jest nadal kontynuowane.
Brat Paul poświęcił swoje życie służbie ubogim. „Jego miłość do ludzi i ziemi uczyniła go zdecydowanym orędownikiem sprawiedliwości ekologicznej” – czytamy na stronie kanadyjskich jezuitów. „Sprawiedliwość społeczna musi obejmować sprawiedliwość dla środowiska” – powtarzał wielokrotnie. Dziesięciolecia pracy w rolnictwie ekologicznym pomogły mu rozwinąć większą świadomość ekologiczną wśród ludzi. Przypominał często, że świadomość ekologiczna „pomaga nam być w kontakcie z Bogiem Stwórcą. Możemy łatwiej dziękować Stwórcy za śpiew ptaków, za kwiaty, za prostą, a jednocześnie wewnętrznie powiązaną i różnorodną sieć życia, w której jesteśmy zanurzeni”. Zaangażowanie Brata Paula w rolnictwo ekologiczne było zakorzenione w jego pracy na rzecz najbardziej zmarginalizowanych grup ludności i drobnych rolników, którzy z trudem utrzymywali własne rodziny.
Na pytanie: jak chciałby zostać zapamiętany, odpowiedział: „Za moją pracę na rzecz rozwoju, która przenikała całe moje życie. Bóg był dla mnie niezwykle dobry i łaskawy. Moje życie było pełne łask. Chciałbym móc zaoferować więcej. Chciałbym móc zrobić więcej i lepiej. Ale co można zrobić? Robisz to, co możesz (śmiech). Wszystko jest w rękach Pana. Mówię, że chciałbym zrobić więcej, ale to niekoniecznie jest to, co Bóg zaplanował dla mnie lub dla innych. W obliczu końca życia, moje zrozumienie Boga zmieniło się. To bardzo proste: Bóg jest dobry, Bóg jest pełen miłosierdzia. To wszystko”.
„Brat Paul Desmarais stoczył dobrą walkę. Ci z nas, którzy byli w nowicjacie podczas jego pobytu w Kasisi, wszyscy myśleli, że pewnego dnia będziemy tacy jak on jako jezuici: przedsiębiorczy, innowacyjni, pracowici, kreatywni, rewolucyjni, pracujący na dobrą markę jezuitów; że będziemy twórcami zarówno teraźniejszości, jak i przyszłości, prawdziwymi jezuitami troszczącymi się o ziemię i kochającymi lud Boży” – powiedział o. Peter Paul Musekiwa SJ, pełniący obowiązki proboszcza i przełożonego misji w Chinhoyi, Makonde, Zimbabwe.
„Brat Paul był człowiekiem wielkiej miłości, który poświęcił całe swoje dorosłe życie podnoszeniu umiejętności rolniczych Zambijczyków i wielu innych ludów Afryki Subsaharyjskiej. Nieustannie promował zasady sprawiedliwości ekologicznej i społecznej – zawsze w sposób hojny i nieosądzający. Wspominamy jego niesamowitą życzliwość i ciepło. Był dobrym i wiernym sługą, który z pewnością spoczywa teraz w wiecznym pokoju” – mówili żegnając go Richard i Suzanne Sims, którzy znali Brata Paula i pracowali z nim przez wiele lat w Lusace.
Foto: Facebook
]]>
Jezuickie organizacje międzynarodowe zapraszają do udziału w tegorocznej kampanii na rzecz pokoju: Walking for Peace 2023. Ma ona być wyrazem naszej solidarności ze wszystkimi, którzy uciekają przed horrorem wojny i przemocy, i którzy muszą walczyć o swoje życie. W tym celu wychodzimy, by spacerować z otwartym sercem i z gotowością przyjęcia każdego, kto potrzebuje wsparcia.
Jest to inicjatywa koordynowana przez Jezuicką Służbę Uchodźcom (JRS) i Xavier Network. Jest odpowiedzią na trwający horror wojny i przemocy; apelem, by jak najwięcej osób włączyło się w pomoc osobom dotkniętym wojną. To także próba podniesienia świadomości na temat prawdziwej sytuacji w Ukrainie i aktualnych potrzeb uchodźców z tego umęczonego wojną kraju.
Główną formą inicjatywy „Walking for Peace” jest organizowanie spacerów solidarności z uchodźcami w różnych częściach Europy.
Natomiast dnia 17 czerwca 2023 r. organizowana jest wspólna akcja solidarności na poziomie europejskim.
Jak możesz się w nią włączyć?
1/ Zrób zdjęcie swojego spaceru na rzecz pokoju
2/ Umieść je w sieciach społecznościowych z hashtagiem #WalkingForPeace
3/ Rozpowszechniaj wysyłając znajomym i udostępniaj
W inicjatywę zaangażowanych jest kilka podmiotów na szczeblu europejskim: JRS Europe (sieć 23 biur krajowych + koordynacja z Brukseli), Xavier Network (której koordynacja kryzysowa znajduje się w Entreculturas – Hiszpania, ale która obejmuje także inne kraje europejskie), JECSE (jezuickie szkoły w Europie i na Bliskim Wschodzie), ECJA (Europejska Konfederacja Absolwentów Szkół Jezuickich).
W kampanii uczestniczą także biura JRS Poland.
Jesteśmy szczególnie wdzięczni za finansowe wsparcie kampanii ze strony Xavier Network i Entreculturas.
]]>
Od zeszłego roku jezuici posługujący w Poznaniu wraz ze współpracownikami zaangażowali się w promowanie ekumenizmu. Wskazują drogę do Boga we wspólnej modlitwie katolików i prawosławnych, niosą pomoc uchodźcom i angażują się w działalność kulturalną. Ubodzy wspierają ubogich i troszczą się o swój duchowy i kulturalny rozwój. Starają się stworzyć u poznańskich jezuitów wspólny, bezpieczny dom.
W maju tego roku jezuici wraz z Fundacją VINEA i Jezuicką Służbą Uchodźcom (JRS Poland) zorganizowali spektakl polsko-ukraiński o Eucharystii według Cataliny Rivas zatytułowany „WSZYSTKO” w reżyserii Ili Biegańskiej (WŻCh). Główna bohaterka to najpierw dziewczynka, potem młoda i dojrzała kobieta. Spotyka różne osoby z odległych dla niej światów. Jest to zapis jej podróży przez dojrzewanie, z równoległą wędrówką przez Tajemnicę Eucharystii. Pojawia się wątek pewnego kapłana, inspirowany postacią ks. Popiełuszki. Wszystko łączy figura Bezdomnego. Spektakl był połączeniem słowa, muzyki, tańca i śpiewu chóru katolickiego oraz prawosławnego.
Poniżej prezentujemy fotorelację ze spektaklu wystawionego w Galerii u Jezuitów w Poznaniu w dniach 13 i 14 maja, z udziałem chórów pod dyrekcją Anastasii Mudrakovej („Jesteśmy z Ukrainy”) oraz Michała Gogulskiego („Magis”). W przedstawieniu grali aktorzy polscy i ukraińscy. Było to spotkanie trzech kultur oraz różnych wyznań chrześcijańskich.
Galeria zdjęć ze spektaklu (fot. Marta Wojtkowiak)
]]>
W poniedziałek, 24 kwietnia, Katolicka Agencja Informacyjna opublikowała wywiad z Sylwią Jankowską, dyrektorką warszawskiego biura Jezuickiej Służby Uchodźcom (JRS Poland). Jezuicka Służba Uchodźcom (Jesuit Refugee Service) powstała w Polsce (JRS Poland) jako fundacja związana z Międzynarodową Jezuicką Służbą Uchodźcom w listopadzie 2013 roku. Inicjatorem zorganizowania tego dużego przedsięwzięcia, któremu przyświecają trzy cele „towarzyszyć, służyć, wstawiać się„, był o. Grzegorz Bochenek SJ, obecnie Prezes Zarządu Fundacji. Struktury Jezuickiej Służby Uchodźcom (JRS Poland) działają obecne w czterech polskich miastach: Warszawie, Poznaniu, Gdyni i Nowym Sączu. Główną siedzibą jest Warszawa.
Poniżej publikujemy fragmenty wypowiedzi pani Sylwii z opublikowanego wywiadu:
Siedziba w Warszawie jest dość oczywista, była to po prostu kontynuacja naszych wcześniejszych działań. Gdynia została wybrana z powodu istniejącej już tam prywatnej szkoły jezuickiej oraz możliwości udostępnienia noclegów dla osób z doświadczeniem uchodźczym z Ukrainy, w tym dla osób z niepełnosprawnością. Pospolite ruszenie jezuitów w tym miejscu sprawiło, że zaczęto organizować kursy języka polskiego, pomoc prawną i spotkania integracyjne. Tak powstało biuro JRS Polska w Gdyni. Z kolei w Poznaniu działała jezuicka Fundacja „Vinea”, specjalizująca się w pomocy psychologicznej, współpracująca na tym polu z jedną z parafii prawosławnych. Dlatego postanowiliśmy, że nasze działania w Poznaniu będą skoncentrowane głównie właśnie na udzielaniu pomocy psychologicznej. Prowadzone są tam terapie dla dorosłych i dzieci z Ukrainy. Udzielają ich specjaliści polscy i ukraińscy. Nowy Sącz, ze względu na swoje położenie geograficzne najbliżej granicy z Ukrainą, jest miejscem koordynowanym przez Ukraińców dla Ukraińców. Placówka również powstała przy jezuickiej parafii ze względu na bardzo duże zapotrzebowanie społeczności ukraińskiej na organizowanie się, stworzenie bezpiecznego miejsca dla dzieci i dorosłych z doświadczeniem traum wojennych. JRS w Nowym Sączu (na zdjęciu powyżej) organizuje lekcje języka polskiego i angielskiego, kluby konwersacyjne, spotkania art-terapeutyczne dla dzieci oraz wydarzenia integracyjne i wiele innych – mówi Sylwia Jankowska.
JRS Poland specjalizuje się w organizowaniu kursów języka polskiego dla migrantów, które trwają od 3 do 6 miesięcy. Ten czas pozwala na wzajemne poznanie się, a my widzimy, że te osoby zaczynają stopniowo wyrażać chęć uczestnictwa także w innych organizowanych przez nas zajęciach. Zaczynają się też otwierać i opowiadać o swoim życiu i problemach, o tym, skąd są i czego potrzebują. Kurs językowy jest zatem swoistym wejściem do nas, a nam umożliwia udzielenie pomocy w innych sprawach, np. w poszukiwaniu pracy. Nie jesteśmy pośrednikami w znalezieniu zatrudnienia, ale oferujemy zajęcia z doradcą zawodowym, który w indywidualnej pracy wspiera potrzebujących w budowaniu własnej wartości oraz w szukaniu pracy adekwatnej do umiejętności.
Są też zajęcia konwersacyjne prowadzone przez naszych wolontariuszy dla osób, które ukończyły kurs językowy i chcą udoskonalić umiejętności posługiwania się językiem polskim. Te zajęcia umożliwiają większą integrację wśród naszych przyjaciół i wolontariuszy, aby mieli dobry kontakt z Polakami i dobrze czuli się w naszym społeczeństwie. Kursy są prowadzone przez nauczycieli języka polskiego jako języka obcego. To są wykwalifikowani pedagodzy, którzy wcześniej byli naszymi wolontariuszami, a dziś są pracownikami etatowymi. Nie jesteśmy szkołą językową, więc nie wydajemy certyfikatów po zakończeniu kursu, które można by traktować np. jako oficjalne dokumenty przy ubieganiu się o obywatelstwo, ale oferujemy dyplomy ukończenia zajęć.
Oprócz uchodźców z Ukrainy uczestnikami kursów są osoby z Syrii, Egiptu, Konga, Etiopii, Erytrei, Indii, Pakistanu, Afganistanu, Iranu, Iraku, Jemenu, Wietnamu i wielu innych krajów, ale też z Białorusi.
Centrum JRS Polska działa przy ul. Rakowieckiej 61 w Warszawie w godz. 10.00-18.00. Każdy może przyjść, napić się kawy, porozmawiać w domowej atmosferze i bez żadnej presji. W takiej rozmowie najczęściej okazuje się, czego dana osoba potrzebuje. Jeśli chodzi o wsparcie psychologiczne, to w każdą sobotę spotyka się np. grupa kobiet, prowadzona przez psycholożkę z Ukrainy. Jeśli jest to grupa młodych osób potrzebujących kontaktu z rówieśnikami, to prowadzimy grupy młodzieżowe na kursach języka polskiego, do młodych skierowane są też coczwartkowe spotkania prowadzone przez młodzież ze wsparciem Sebastiana, scholastyka z Kolegium Jezuickiego, jest gra w gry planszowe, są wyjścia do kina.
Spotkanie w JRS w Warszawie
Dyrektorka warszawskiego biura JRS Poland zapytana o uchodźców, którzy trafiają do Polski poprzez granicę z Białorusią, odpowiada:
Uchodźcy z Ukrainy mają o wiele łatwiejszy dostęp do całej pomocy, w porównaniu z osobami starającymi się o ochronę międzynarodową, które przekraczają granicę białoruską – od przejścia przez granicę aż po rozpoczęcie normalnego funkcjonowania w naszym kraju. Łatwiej mogą zalegalizować swój pobyt w Polsce. Mają lepszy dostęp do nauki języka, a co za tym idzie, do znalezienia pracy. Inni takiego dostępu nie mają, nie są w takim samym stopniu uprzywilejowani, aby uzyskać prawo pobytu w Polsce. Jednak największym wyzwaniem dla wszystkich obcokrajowców w procedurze starania się o ochronę międzynarodową jest nieznajomość prawa. Dotyczy to m.in. prawa pobytu, ale również prawa na rynku pracy lub prawa do skorzystania z programu integracyjnego po otrzymaniu decyzji o pobycie. Wiele osób jest zagubionych i kiedy trafiają do ośrodków recepcyjnych, nie orientują się, w jakiej sytuacji prawnej obecnie się znajdują.
Przed wybuchem wojny w Ukrainie nasi pracownicy brali udział w działaniach Grupy Granica jako prawnicy. Wraz z naszymi wolontariuszami organizowaliśmy zbiórki materialne. Kilka osób pojechało na granicę pomagać w punktach interwencyjnych. Grupa wolontariuszy zaangażowała się w pomoc w ośrodku recepcyjnym w Lininie, gdzie do grudnia ubiegłego roku wraz z Caritas regularnie jeździliśmy, aby towarzyszyć osobom czekającym na uregulowanie swojego statusu w Polsce. Organizowaliśmy zajęcia dla dzieci oraz różnego rodzaju zbiórki i wsparcie prawne.
To zaangażowanie się skończyło wraz z wybuchem wojny w Ukrainie, gdyż nasza pomoc została skierowana na granicę polsko-ukraińską. Obecnie nasza rola na granicy polsko-białoruskiej jest zminimalizowana do działań w zakresie rzecznictwa dotyczącego prawa do złożenia wniosku o ochronę międzynarodową w Polsce oraz nielegalnych push-backów. Chcemy o tym mówić. Chcemy, aby wiedza na ten temat była poszerzana, a ludzie byli świadomi tego, co na tej granicy się dzieje, jakie są konsekwencje tej sytuacji oraz jak możemy tym ludziom pomóc.
Czy polskie społeczeństwo już zmęczyło się pomaganiem uchodźcom z Ukrainy?
Myślę, że zmęczenie jest widoczne i entuzjazm niesienia pomocy w porównaniu z rokiem ubiegłym już opadł. Dużo osób jest zmęczonych słuchaniem o wojnie i nieustannym pomaganiem potrzebującym. Już na początku, gdy zaczęło się pospolite ruszenie wsparcia, co było cudownym zjawiskiem, mówiło się o tym, aby oszczędzać siły i nie dawać z siebie wszystkiego naraz, nie działać pod wpływem impulsu, bo tak duży entuzjazm zmieni się w duży spadek energii działania.
Wydaje mi się, że teraz najwięcej wysiłku będziemy wkładać […] w integrację uchodźców ze społeczeństwem polskim, ale przede wszystkim w rzecznictwo dotyczące godnego dostępu do mieszkań dla uchodźców, ale i dla Polaków, bo przy dzisiejszych cenach wynajmu jest o to trudno.
Drugą sprawą, na której chcielibyśmy się skupić, jest dostęp do rynku pracy, bo może się wydawać, że nie jest ciężko ją znaleźć w Warszawie lub innych dużych miastach, ale niestety obcokrajowcy – to dotyczy także uchodźców innych niż z Ukrainy – spotykają się z bardzo dużą dyskryminacją w tym obszarze. Wielu pracodawców nie wie, że mogą na podstawie konkretnych dokumentów ich zatrudnić. Chodzi tu także o kwestię nostryfikacji dyplomów nabytych w ojczystym kraju, dzięki czemu obcokrajowcy mogą ubiegać się łatwiej o pracę w Polsce. Bardzo długo czeka się na wydanie takiej zgody, do tego trzeba ukończyć kurs języka polskiego dotyczący danej specjalizacji, co też zajmuje czas. Sporo osób traci wówczas motywację, ale dochodzą do tego także różnice kulturowe, niska znajomość języka polskiego. Wkrada się wówczas u tych osób swego rodzaju stagnacja. Ludziom, którzy na Ukrainie mieli wysokie kwalifikacje, a w Polsce muszą pracować na niższych stanowiskach, ciężko jest się z tą sytuacją oswoić. Dlatego wielu z nich w ogóle nie podejmuje pracy, bo czeka aż dostanie pracę w wyuczonym zawodzie.
Cały wywiad można przeczytać na stronie EKAI.
Wspólny obóz dzieci polskich i ukraińskich
Fotos: JRS Poland
]]>
W kronikach Towarzystwa Jezusowego dzień 14 listopada 1980 r. zapisał się, jako przełomowy moment w misji zakonu. Tego dnia Sługa Boży o. Pedro Arrupe, ówczesny przełożony generalny Towarzystwa, napisał list, który otworzył nowe horyzonty. Był on adresowany do wszystkich wyższych przełożonych Towarzystwa Jezusowego i nosił tytuł: „Towarzystwo i problem uchodźców”.
Ojciec Arrupe napisał w nim: „Uderzyła mnie i zszokowała trudna sytuacja tysięcy ludzi płynących na łodziach i uchodźców w Azji Południowo-Wschodniej uciekających przed wojną i prześladowaniami. Ta sytuacja stanowi wyzwanie dla Towarzystwa, którego nie możemy zignorować, jeśli mamy pozostać wierni kryteriom św. Ignacego co do naszej pracy apostolskiej oraz być posłusznymi ostatnim wezwaniom Kongregacji Generalnych.” Dodał także: „Potrzebna jest pomoc nie tylko materialna – w sposób szczególny Towarzystwo jest wezwane do pełnienia posług humanitarnych, pedagogicznych i duchowych. Jest to trudne i złożone wyzwanie; potrzeby są dramatycznie pilne”.
Tym listem zainicjował Jezuicką Służbę Uchodźcom (JRS). Chciał, aby jezuici przyjęli kierowane do nich wezwanie w duchu gotowości i dyspozycyjności. Towarzyszenie uchodźcom i wspierania ich miały się stać podstawową misją JRS. Warto zauważyć, że ojciec Arrupe urodził się 14 listopada 1907!
W liście o. Arrupe przedstawił cele i zadania Jezuickiej Służby Uchodźcom (JRS):
a) tworzyć sieć kontaktów w ramach Towarzystwa, aby istniejąca już praca z uchodźcami mogła być lepiej zaplanowana i skoordynowana;
b) gromadzić informacje, które mogłyby otworzyć nowe możliwości we wspieraniu uchodźców;
c) działać jako punkt koordynujący pomoc oferowaną przez Prowincje, aby była ona spójna z faktycznymi potrzebami zgłaszanymi przez międzynarodowe agencje i organizacje;
d) uświadamiać Towarzystwu znaczenie tego apostolatu oraz różnorodność form, jakie może przyjmować oferowana pomoc w krajach pierwszego azylu i w krajach docelowych;
e) kierować szczególną uwagę Towarzystwa na te grupy bądź obszary, o których mniej się mówi i które otrzymują mniejszą pomoc;
f) zachęcać, by nasze publikacje i instytucje edukacyjne podejmowały refleksję nad przyczynami problemu uchodźctwa, tak by można było mu zapobiegać.
Od samego początku Arrupe widział JRS nie tylko jako organizację zajmującą się pracą charytatywną, ale zaangażowaną w obronę praw uchodźców, w rozwiązywanie lokalnych problemów, w towarzyszenie uchodźcom w procesie asymilacji zapewniającej bezpieczne i godne życie. Krótko mówiąc, rzecznictwo jako misja było od samego początku kluczowym zadaniem JRS i jedną z podstawowych form jej działalności.
W 2008 roku XXXV Kongregacja Generalna przypomniała tę misję: „Złożoność problemów, których doświadczamy i bogactwo istniejących możliwości wymagają, abyśmy budowali mosty pomiędzy bogatymi i biednymi, ustanawiając więzy wzajemnego wsparcia pomiędzy tymi, którzy posiadają siłę polityczną a tymi, którzy mają trudności z artykułowaniem własnych potrzeb. Nasz apostolat intelektualny dostarcza nieocenionej pomocy w konstruowaniu tych mostów, oferując nam nowe sposoby dogłębnego zrozumienia mechanizmów i powiązań między napotykanymi problemami. Wielu jezuitów w instytucjach edukacyjnych, społecznych i badawczych, wraz z innymi zaangażowanymi bezpośrednio w pracę na rzecz ubogich, jest już włączonych w to dzieło. Inni pomogli w kształtowaniu zbiorowej odpowiedzialności społecznej, w kreowaniu bardziej ludzkiej kultury biznesu oraz w promowaniu inicjatyw rozwoju ekonomicznego, obejmującego ubogich” (Dekret 3 nr 28).
Łatwiej mówić o rzecznictwie wspierającym uchodźców niż się w nie angażować!
Skuteczne rzecznictwo obejmuje cały szereg działań, takich jak uświadamianie innym cierpienia oraz niepewności, z jakimi borykają się uchodźcy; mobilizację ludzi i środków w udzielaniu im wsparcia; obronę praw, które im przysługują i przede wszystkim interweniowanie w razie, gdy są one łamane, a także wpływanie na zmianę oficjalnej polityki oraz kształtowanie postaw i działań, które bezpośrednio bądź pośrednio dotyczą uchodźców. Takie podejście nie może być pomyślnie realizowane bez solidnego studium i badań naukowych, bez rzetelnej dokumentacji, bez budowania i utrzymywania sieci kontaktów oraz współpracy z wieloma organizacjami.
Jest to z pewnością trudne zadanie, biorąc pod uwagę polityczny kontekst w niektórych krajach, np. Azji Południowej. Sama pomoc uchodźcom ma złożony charakter i jest obarczona ryzykiem. Niewielu uświadamia sobie, jak wiele działań składa się na to, co nazywany rzecznictwem; niektórzy wolą angażować się w pracę charytatywną, gdyż jest bardziej widoczna i wydaje się nie zagrażać nikomu.
W dniu 24 maja 2019 r., we wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych, ojciec Arturo Sosa SJ, przełożony generalny Towarzystwa Jezusowego, skierował do Całego Towarzystwa Jezusowego i Współpracowników w Misji list zatytułowany „Odnowione zobowiązanie Jezuickiej Służby Uchodźcom”, w którym pisze: „JRS wypracowała strategię na lata 2019-2023 określając cztery priorytetowe obszary, na których ma skupić się w towarzyszeniu uchodźcom w najbliższych czterech latach: promocja pojednania i integracji społecznej; oferowanie formalnej i nieformalnej edukacji na dobrym poziomie; realizowanie innowacyjnych programów prowadzących do usamodzielnienia się uchodźców i zapewniających zrównoważony rozwój; skuteczne rzecznictwo broniące ich praw. […] Służba uchodźcom […] wymaga również udoskonalenia umiejętności naszej pracy poprzez tworzenie sieci, które pozwolą na optymalne wykorzystanie naszych zasobów, tak byśmy byli bardziej skuteczni w ukazywaniu sytuacji uchodźców i promowaniu działań polepszających ich integrację w przyjmujących ich krajach.”
Według wciąż aktualnej wizji ojca Pedro Arrupe, rzecznictwo jest bezdyskusyjnie niezbędnym wymiarem Jezuickiej Służby Uchodźcom. Misją na dziś!
Na podstawie wybranych fragmentów artykułu o. Cedrica Prakasha SJ, „JRS: Advocacy as Mission”, JIVAN, January 2023, s. 12-13.
Foto: JRS Poland
]]>
W niedzielę 29 stycznia br. w kościele św. Barbary w Krakowie odbył się koncert Międzynarodowego Chóru w Akcji działający przy Jezuickiej Służbie Uchodźcom przy Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Chór składa się z osób z 15 krajów i zaśpiewał kolędy z różnych stron świata.
JRS (Jezuicka Służba Uchodźcom) powołany został do życia w roku 1980 przez ówczesnego generała zakonu ojca Pedro Aruppe, który w ten sposób odpowiedział na dramatyczną sytuację wietnamskich uchodźców, opuszczających swój kraj na małych rybackich łódkach. Obecnie ośrodki JRS-u funkcjonują w 51 krajach, służąc pomocą prawną, medyczną i duchową tym, którzy uciekli przed wojną, głodem i skrajnym ubóstwem. Szacuje się, że każdego roku z posługi JRS-u korzysta blisko pół miliona ludzi na całym świecie, dla których kontakt z ośrodkiem jest prawdopodobnie jedyną szansą na otrzymanie wszechstronnej pomocy. JRS tworzą ludzie, dla których pomoc bliźniemu jest nadrzędną wartością. Wśród 1 400 pracowników 78 stanowią jezuici.
]]>Świadectwo Natalii wyciska łzy, ale budzi także nadzieję. To chyba najbardziej poruszająca „opowieść wigilijna”, jaką w tym roku przeczytasz. Założona niedawno w Polsce Jezuicka Służba Uchodźcom robi co może, by uciekającym przed wojną pomóc zorganizować sobie w Polsce bezpieczne życie.
Uciekliśmy z Mariupola
Bardzo nie życzę nikomu tego co my przeszliśmy. Wojna zostaje w człowieku. Tutaj w Polsce mamy wspaniałe mieszkanie, niedaleko poligonu. Wczoraj stałam na przystanku i słyszałam tam strzały. Dostałam ataku paniki. Serce zaczęło mi walić. Wiedziałam, że to tylko szkolenia, ale w Mariupolu były cały czas strzały. Nasze miasto zostało zniszczone razem z ludźmi. Tylko nieliczni przeżyli. Kiedy siedzisz i nie masz gdzie się schować…; albo masz gdzie się schować, ale nie możesz zostawić niedołężnej mamy…; widzisz, że wokół okna latają. Wybuchy i panika. A ty nie możesz nic z tym zrobić. Mam nadzieję, że nikt nie będzie przeżywać tego, co ja przeżyłam.
Chcę wam opowiedzieć moją historię
Pochodzę z Mariupola, tam wszyscy mówili po rosyjsku. Razem z dziećmi i mężem mieszkaliśmy u moich rodziców. Ja jestem medykiem i pracowałam na stacji krwiodawstwa, w laboratorium.
Mąż pracował jako elektryk. Mamy łącznie trójkę dzieci. Starsza córka, Maria, ma 23 lata, ukończyła uniwersytet w Mariupolu, ale nie poszła na magisterkę, bo wybuchła wojna. Syn uczył się w Chersoniu, ale też nie dostał dyplomu, bo uciekliśmy z Ukrainy. Młodszy syn ma 14 lat i teraz poszedł do szkoły w Polsce.
Gdy wybuchła wojna to medycy byli ciągle potrzebni. Pracowałam więc jak długo to było możliwe, do 2 marca.
Piwnice i ogniska
Kiedy rozpoczął się ostrzał miasta musieliśmy schronić się w piwnicy. Siedzieliśmy tam z rodziną przez miesiąc. Nie było prądu, ogrzewania, wody, zasięgu komórkowego, ani gazu.
Od 2 marca do 25 marca były już poważne ostrzały. Wychodziliśmy tylko zrobić jakieś jedzenie, wziąć trochę wody, ale to pod ciągłym ostrzałem. Gotowaliśmy na ognisku przy naszym domu, ryzykując własnym życiem. Musieliśmy nakarmić dzieci, dwa razy dziennie im coś gotowaliśmy. Najpierw jadły dzieci, a potem my. Przez dwa tygodnie nie było chleba. Jedliśmy jakieś zapasy. Ktoś przyniósł masło, ktoś jakieś inne produkty.
Wywózki do Rosji
Około 20 marca zaczęły pojawiać się autobusy do ewakuacji. Wywozili ludzi do Rosji. Córka z chłopakiem i starszy syn przez Rosję pojechali do Polski. Nie wiedziałam co się u nich dzieje, bo zasięg był tylko w niektórych wysokich budynkach w mieście. Nie dzwoniłam, jedynie pisałam smsy, w naszym szpitalu na 8 piętrze.
Zaczęli wywozić pierwsze grupy ludzi od 20 do 25 marca. Spod szpitala wyjeżdżały duże autobusy. Były bardzo duże kolejki, więc ludzie się zapisywali na transport. W każdym autobusie mieściło się ok. 70 osób.
Ja nie mogłam wyjechać, bo moja mama nie jest w stanie się poruszać. Po prostu stałam i żegnałam się z ludźmi.
Okna bez szyb
Moją mamę przenieśliśmy wtedy z piwnicy do mieszkania naszych przyjaciół. Oni mieli jeszcze szyby w oknach. Ale było niesamowicie zimno. Wnieśliśmy mamę na piąte piętro. Było bardzo ciężko. W duszy się spodziewałam, że mama nie przeżyje tego zimna. Już nic nie mówię o tym, że nie było jedzenia, wody i innych rzeczy.
Ciepłe łóżko
Zaczęłam szukać innego sposobu, by wydostać się z miasta. Mieliśmy samochód, ale nie było paliwa. Pomógł nam ksiądz z naszej cerkwii, który organizował pomoc.
Syn przez przyjaciół z całego świata załatwił nam miejsce w letniskowym domku obok Mariupola. Przyjęli nas dobrzy ludzie, ale pod warunkiem, że wywieziemy jeszcze ich dziadka i babcię. Zabraliśmy moją mamę i syna. I 24 marca wyjechaliśmy.
Tam było ciepło, można było umyć ręce, położyć się na ciepłym łóżku, czy przygotować jedzenie na kuchence, a już nie na ognisku.
Jeśli to przeczyta, ktokolwiek, kto nam pomógł, to niech wie, że jesteśmy niesamowicie wdzięczni. Gościli nas przez pięć miesięcy bezpłatnie. Wszystkich było około 30 osób.
Wtedy ludzie zaczęli wracać do życia w Mariupolu. Choć my nie mieliśmy do czego wracać. Nasze mieszkanie kupione 2 lata temu było zrujnowane.
Kolejka
Powiedzieli żebyśmy wyjechali 27 lipca, i żeby zabrać wszystkie cenne rzeczy. Rzeczy zabraliśmy, ale nie mieliśmy czym jechać. Więc byliśmy w stanie wyruszyć dopiero w sierpniu.
Jechaliśmy tydzień. Najcięższy był moment na granicy Rosja – Estonia. Czekaliśmy na niej dwa dni. Czekało tam wiele osób, z dziećmi i starszymi ludźmi. Gdy przeszliśmy granicę Rosji, to na Estońskiej czekaliśmy już jedynie 30 minut. Nie było nawet żadnej kontroli naszych rzeczy.
Do Polski
Spotkaliśmy się z synem, który był na Łotwie, bo tam się przeniosła akademia chersońska i on tam kontynuował swoje studia. Pół roku się z nim nie widziałam. Dwa dni mieszkaliśmy w hostelu i pojechaliśmy dalej, do Warszawy.
Córka z chłopakiem chodzili na kursy języka polskiego zorganizowany przez JRS Poland. Bardzo im się spodobała nauczycielka i chwalili atmosferę w grupie. Zapisali również mnie na ten kurs. Przyszłam tutaj z radością. Jestem bardzo wdzięczna za tę pomoc.
Na ten moment wszystko jest dobrze, mamy mieszkanie. Właściciele dostają pieniądze od państwa, więc nie płacimy. Jest szansa, żeby nauczyć się polskiego, znaleźć prace, może zgodną z kwalifikacjami. Syn poszedł do szkoły, uczy się języka polskiego. Bardzo dziękuję, że robicie te rzeczy.
Marzenia
Gdy myślę o przyszłości to marzę tylko, żeby dzieci znalazły swoje miejsce w tym świecie, żeby miały pracę. Aby syn skończył studia, żeby córka znalazła stabilną prace, żeby młodszy syn skończył szkołę i dostał świadectwo. Żeby nasza rodzina była razem. Żeby nie było wojny.
Natalia
Spisał Paweł Kowalski SJ
]]>
Publikujemy świadectwo jednej z podopiecznych JRS Poland, która uczęszcza w Warszawie na kursy języka polskiego organizowane przez Jezuicką Służbę Uchodźcom (JRS Poland).
24 lutego 6.00, Kijów
Miałam się zbierać do pracy. Moja przyjaciółka zadzwoniła do mnie wcześnie rano mówiąc „Julia, wstawaj, wojna się zaczęła!” Można powiedzieć, że byłam już psychicznie przygotowana na takie wieści, bo już w lipcu w 2014 roku opuściłam swój Donieck, ale chciałam wierzyć, że ludzie nie postradali zmysłów i rozumieją niebezpieczeństwo wojny, niestety się myliłam.
Tego dnia wraz z mamą i bratem zdecydowaliśmy, że zostajemy w Kijowie. Cały dzień oglądaliśmy wiadomości. Za oknem rozbrzmiewały wybuchy. Mieszkaliśmy wtedy na przedmieściach, w dzielnicy Borszczagiwka. Na próżno szukaliśmy schronów przeciw bombowych w naszej okolicy.
Brat poszedł do sklepu po zapasy żywności, ale wszystkie sklepy w pobliżu domu były zamknięte. Na domiar złego wiedzieliśmy, że mimo zimy mogą nam wyłączyć ogrzewanie, prąd i wodę. Robiło się coraz niebezpieczniej. Tego samego dnia pojawiła się możliwość wyjazdu do rodzinnej wsi ojca w obwodzie żytomierskim oddalonej od Kijowa o 160 km. Byłam przerażona.
Wyjazd z Kijowa
Dzień później wyjeżdżaliśmy, mieliśmy 20 minut na spakowanie. Zrozumieliśmy, że idziemy na wieś, gdzie nie ma żadnych wygód. Zabraliśmy to co niezbędne. Nie wiedzieliśmy na jak długo wyjeżdżamy.
Na wieś pojechało 10 osób, w tym trójka kilkumiesięcznych dzieci. Jechaliśmy 10 godzin. Ze stresu straciłam apetyt. Atmosfera była taka, że nawet dzieci nie płakały.
Gdy wjechaliśmy do wsi zobaczyliśmy ukraińskie czołgi jadące do Kijowa, aby uratować naszą stolicę przed zajęciem przez wojska rosyjskie. To było wstrząsające dla wszystkich.
W wiosce spędziłam 8 dni, a sytuacja stawała się coraz bardziej gorąca i niebezpieczna. Co chwilę przelatywały nad nami rosyjskie rakiety. Chwilę później spłonęło centrum biznesowe, gdzie znajdowało się biuro, w którym pracowałam. Pracowałam jako kierownik sprzedaży w sklepie internetowym przez 1,5 roku. Kochałam i kocham swoją pracę.
W drodze do Polski
Już 4 marca ja i moja kuzynka z małym dzieckiem zdecydowałyśmy się na wyjazd do Polski lub nawet dalej. Matka została na wsi. Obecnie razem z moim bratem przebywają w Kijowie. Mają bardzo silną psychikę.
Do Polski było bardzo daleko. W trakcie podróży po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że jestem w kraju, gdzie jest wojna, wiele osób jest w tragicznej sytuacji, jest wiele zniszczeń i rozpaczy. Już za kilkaset kilometrów miałam wjechać do spokojnego kraju, gdzie miałam być bezpieczna. Na Ukrainie pomagali nam wolontariusze w dotarciu do granicy. Granicę ukraińsko-polską przekroczyliśmy w 3 godziny. Był to jeden z cudów, których doświadczyłam.
Dobroć
Na granicy spotkaliśmy wolontariuszy, którzy zabrali nas do polskiej szkoły, gdzie mogliśmy przenocować. Było nas 5 osób.
Wolontariusze często przychodzili i oferowali swoją pomoc. Kilka razy pytali czy mamy do kogo jechać w Polsce. Nie wiedzieliśmy co robić. Gdybym była sama na pewno byłoby mi łatwiej podjąć decyzję. Z racji tego, że byliśmy w grupie, i było z nami małe dziecko musieliśmy trzymać się razem.
W końcu poznaliśmy wspaniałych ludzi, którzy pomogli nam znaleźć rodzinę, która nas przygarnęła. Rodzina mieszkała we wsi Piastoszyn, niedaleko Tucholi. Mieszkałam u tamtejszej rodziny prawie 3 miesiące. Nadal jestem im bardzo wdzięczna za to, że poświęcili nam dużo czasu i wysiłku, abyśmy mieli wszystko co niezbędne.
Tydzień po przyjeździe do Piastoszyna poszłam do pracy. Pracowałam w sali bankietowej z bardzo miłymi ludźmi. 24 maja pojechaliśmy do Warszawy po pomoc do UNHCR, Agencji ONZ ds. Uchodźców.
JRS Poland
Po trzech miesiącach w Piastoszynie mieszkałam w Grodzisku Mazowieckim, Gdańsku, aż wylądowałam w Warszawie, gdzie mieszkał mój nowy chłopak. Czułam się tutaj tak samo dobrze jak w Kijowie. Zaczęłam szukać pracy, hosteli, kursów języka polskiego w Warszawie. Wtedy moja przyjaciółka, która mieszka w Warszawie, podesłała mi link do kursu języka polskiego, prowadzonego przez JRS Poland. Szybko się zarejestrowałam. Kurs bardzo pomógł mi lepiej zrozumieć język polski. Dzięki niemu poznałam wspaniałych ludzi z Polski i Ukrainy.
Jest to moje bezpieczne miejsce, gdzie mogę przyjść po wiedzę i wsparcie. Centrum Jezuickie bardzo mi pomogło i pomaga, a życzliwość tych ludzi będę zawsze pamiętać.
Marzenia
Moje marzenia w tej chwili są dosyć przyziemne i proste. Chcę znaleźć dobrą stałą pracę, kontynuować naukę języka polskiego, chcę uczyć się języka angielskiego, jest to ważne, aby porozumiewać się z innymi ludźmi i pracować w międzynarodowych firmach. Chcę zrobić prawo jazdy i kupić samochód, zrobić kursy manicure i zacząć pracować na siebie. I wiem, że zrobię to wszystko.
Najważniejszy jest pokój na ziemi i dobre serce, a dobre serce mówi wszystkimi językami świata. Jak mówi moja mama i wielu moich znajomych „najważniejsze w każdej sytuacji jest pozostanie człowiekiem”, to najcenniejszy dar jaki dał nam Bóg, a Bóg jest jeden i ma wiele imion. Dziękujemy za wszystko, co dla nas robicie i za to, że w każdej sytuacji pozostajecie ludźmi.
Julia
Foto: JRS Poland
]]>
Prezentujemy krótki wywiad z nauczycielką matematyki, uchodźczynią z Egiptu, która angażuje się w Jezuickim Centrum Społecznym i Jezuickiej Służbie Uchodźcom (JRS) pomagając innym, którzy musieli uciec z własnego kraju przed wojną lub prześladowaniami. Rozmawia Paweł Kowalski SJ.
Masz na imię Mary?
Tak mi mówią, choć w Egipcie mówili mi Miriam.
Bardzo ładnie mówisz po Polsku!
Dziękuję! Jestem tutaj już 8 lat. Ale polski poznałam w zasadzie dzięki JRS.
Opowiedz trochę o tym jak wyglądało twoje życie przed przyjazdem do Polski.
Z wykształcenia jestem nauczycielką matematyki. Jesteśmy chrześcijanami, koptami, a wtedy w naszym kraju zaczęły się prześladowania. Pamiętam to dobrze. Zdemolowano nam samochód, bo przy lusterku wisiał mały krzyżyk. Kościoły były zamknięte, a ja nie mogłam sama wyjść na ulicę bo groziło mi realne niebezpieczeństwo. Wtedy razem z najbliższą rodziną zdecydowaliśmy się uciec.
Uciekliście od razu do Warszawy?
Tak. To było nasze pierwsze miejsce pobytu. Tutaj, dzięki pomocy instytucji Kościelnych, udało się nam zdobyć legalny pobyt.
Polska kultura jest jednak zupełnie inna niż egipska.
Oj tak. Mieliśmy problem, żeby przywyknąć do niskiej temperatury. Mój syn bardzo przez to chorował. Jednak nie to było najtrudniejsze. Niesamowicie tęskniłam za moją ojczyzną.Tam zostawili moi przyjaciele i rodzina. W Polsce było mi bardzo trudno się odnaleźć. Nie znałam tutaj nikogo.
Chciałaś wrócić?
Nie, nie chciałam wracać do Egiptu, bałam się. Jednak tęsknota była ogromna. I wtedy poznałam polski oddział JRS. Tutaj zaczęłam uczyć się polskiego, otrzymałam pomoc prawną. Ale najbardziej pamiętam wspólne wyjazdy i czas spędzany w siedzibie JRS.
Kiedy mój syn zachorował i nie było mnie stać na specjalistyczną dietę dla niego, załatwili mi niezbędne mleko. Wiele im zawdzięczam. Wyobrażasz sobie, że zorganizowali wyjazd dla rodzin z dziećmi na wakacje. To było cudowne! Pamiętam każdą minutę tego wyjazdu.
A udało ci się wrócić do zawodu?
Na chwilę tak. Dzięki JRS zaczęłam się angażować. Pomagałam w centrum, potem udało mi się zdobyć pracę nauczycielki, ale już w Polsce.
O czym marzysz, kiedy myślisz o przyszłości?
Czego pragnę? Czuję się już Polką. Staram się znaleźć kurs polskiego, który przygotuje mnie do egzaminu, dzięki któremu będę mogła zdobyć obywatelstwo. Mój najstarszy syn jest dwujęzyczny, najmłodszy, dwuletni, pewnie będzie już mówić raczej po polsku. Wszyscy czujemy się Polakami. Tutaj jest nam dobrze i tutaj chcemy zostać.
Zdjęcia z archiwum rozmówczyni i JRS
]]>
Na Ukrainie mija czwarty miesiąc od wybuchu wojny. Od tego czasu Lwów stał się miastem-ostoją dla uchodźców. Tam też JRS Ukraine prowadzi dwa domy dla uchodźców.
Osoby, którzy korzystają z pomocy JRS, pochodzą ze wschodu Ukrainy: z Lisiczańska, Siewierodoniecka, Bachmutu, Pokorowska itd. Niektóre z tych miast znalazły się obecnie w centrum działań wojennych. Jest to niezwykle trudna sytuacja dla pochodzących z nich ludzi, którzy utracili swoje miejsce na ziemi. Na domiar złego osoby te mają za sobą trudne doświadczenia i przeżywają traumę. Jeden z pracowników domu we Lwowie opowiadał mi o dwóch dzieciach, które na sygnał syreny – często rozlegający się we Lwowie – kryły się w szafie lub pod stołem i zastygały, całkowicie pogrążone w przerażeniu. Jednocześnie uchodźcy śledzą regularnie informacje o działaniach wojennych ze względu na troskę o bliskich, których pozostawili na wschodzie Ukrainy. Były takie rodziny, które nie wytrzymały rozłąki i po kilku tygodniach spędzonych we Lwowie powróciły do swoich miast, mimo niebezpieczeństwa, jakie się z tym wiąże.
Pracownicy domy robią co w ich mocy, aby wesprzeć uchodźców. Dbają także o dobre funkcjonowanie domu. Wymaga to mierzenia się z wieloma prozaicznymi trudnościami. Po pierwsze pracownicy domu troszczą się o zaopatrzenie. Na ten moment nie brakuje im niezbędnych rzeczy, ale należy być czujnym, bo sytuacja jest niepewna. Wyzwaniem jest także zorganizowanie czasu sporej grupce dzieci, która zamieszkuje w domu – tym bardziej, że to właśnie zabawa pozwala im na zapomnienie o ciężarach sytuacji wojny. Nie jest to jednak łatwe zadanie, ponieważ współcześnie dzieci szybko nudzą się nowymi formami zabawy. Jeden z pracowników opowiada mi, że gdyby tylko były fundusze i nadarzyła się okazja to marzy mu się zakupienie trampoliny. Kolejnym wyzwaniem jest także wzajemne dostosowanie się mieszkańców do siebie. Każda rodzina przyzwyczajona jest bowiem do własnego trybu życia – tutaj jednak muszą zgodzić się na wspólne zasady tak, aby uszanować się wzajemnie, co nieraz nie jest łatwe.
JRS na Ukrainie prowadzi dwa domy dla uchodźców. Pierwszy z nich istnieje od 2008 roku, drugi powołano przed miesiącem w Brzuchowichach pod Lwowem w odpowiedzi na trudną sytuację związaną z napływem tysięcy uchodźców do Lwowa. W każdym z tych domów mieszka ok. 25 osób.
Jeden z pracowników domu dla uchodźców powiedział o mieszkaniu we Lwowie: „tutaj jesteśmy jak w raju”. Nawiązywał do okropności jakich doświadczają ludzie na linii frontu, w porównaniu z którymi Lwów może się wydawać spokojnym miastem. To jest także doświadczenie osób, które przybywają do Lwowa ze wschodu. Dziwny to jednak raj, gdzie regularnie rozlegają się sygnały syren, a codzienność jest naznaczona niepewnością towarzyszącą wojnie.
]]>
W Charkowie, jednym z tych miast, które znalazły się na linii frontu, od końca marca posługuje jezuita o. Mykhailo Stanchyshyn. Poniżej prezentujemy krótki wywiad, w którym o. Mykhailo dzieli się swoim doświadczeniem pracy w Charkowie.
Charków jest jednym z tych miast, które najbardziej doświadczają okropności wojny. Jak wygląda sytuacja w tym mieście?
Kiedy przyjechałem do Charkowa, miasto było ostrzeliwane od rana do nocy. W północnej części miasta nie ma pojedynczego budynku, który nadawałby się jeszcze do odbudowy. Większość z tych zniszczonych budynków to po prostu bloki mieszkalne. Zostały ostrzelane bez żadnej przyczyny – tam nie było żadnego wojska, nie były to też obiekty strategiczne.
Ja mieszkam w centralnej części miasta ok. 7 kilometrów od tej strefy najbardziej dotkniętej przez wojnę. Tutaj sytuacja była i jest lepsza, choć nie brakowało eksplozji. Pewnego dnia także i moje mieszkanie zostało ostrzelane. Miałem wówczas szczęście, że ocalałem. Akurat tego dnia stał przed moim oknem minivan – gdyby nie on nie rozmawiałbym już dzisiaj z tobą. Pocisk, który przyleciał, wybuchł bowiem akurat za tym samochodem. Pod wpływem wybuchu wszystkie okna w wieżowcu rozbiły się poza tymi na parterze i dwóch piętrach powyżej, a to dzięki owemu busowi, który zasłonił je od wybuchu. Sam bus został dosłownie rozerwany przez eksplozję.
Od połowy maja sytuacja jest dużo spokojniejsza. Nadal jednak każdego dnia dochodzi do wybuchów i giną ludzie. W ostatnim czasie udało się ewakuować ludzi, którzy ostatnie trzy miesiące spędzili w metrze. Ponadto wielu ludzi wraca obecnie do Charkowa. W samym mieście zaczęły także kursować autobusy i uruchomiono oświetlenie uliczne. Zresztą od początku wojny zaskakuje mnie, że miasto jest czyste i zadbane. Gdy tylko przylatuje bomba i niszczy gmach ludzie gromadzą się i sprzątają ulice, tak że zostaje jedynie zniszczony budynek. Klomby są pełne kwiatów, w parkach drzewa są przycinane…Jest to wszystko wyrazem walki o życie mieszkańców Charkowa.
W jaki sposób wygląda Ojca posługa w Charkowie? I jak Ojciec przeżywa ten trudny czas?
Jestem zaangażowany w działalność centrum pomocy humanitarnej, które wraz z początkiem wojny otworzył biskup charkowski Wasyl Tukhapets. Centrum działa przy katedrze św. Mikołaja. Dystrybuowane są: żywność, leki, chemia, odzież itp. Centrum było otwarte przez trzy dni w tygodniu aż do początku czerwca. Pojedynczego dnia po pomoc zgłaszało się nawet do półtora tysiąca osób, a z kolei w czasie świąt udało nam się rozdać dwa tysiące paczek z pomocą. Obecnie centrum jest otwarte raz w tygodniu, ponieważ znaczenie mniej transportów z produktami dociera do nas w ostatnim czasie. Z tego też powodu postanowiliśmy ułatwić transport i otwarliśmy Kwaterę Główną Pomocy Humanitarnej we wsi Czyszky pod Lwowem. W ten sposób pomoc z zachodu może dotrzeć pod Lwów, my zaś organizujemy transport wewnątrz Ukrainy. Ponieważ jednak są coraz większe trudności z dostępem do paliwa i transport ten sporo kosztuje, staramy się obecnie raczej o zdobywanie funduszy, tak aby móc zakupić produkty na miejscu.
Obok pomocy humanitarnej, jestem zaangażowany również w pracę pastoralną. Trzeba zaznaczyć, że w ostatnich trzech miesiącach znaczenie więcej ludzi zaczęło uczęszczać do tutejszej parafii. Wielu ludzi prosi o także o chrzest swoich dzieci. W ostatnim miesiącu parafia zaangażowała się także w organizację zajęć dla dzieci, ponieważ przedszkola i szkoły są pozamykane. Takie zajęcia prowadzimy dwa razy w tygodniu. W tym samym czasie odbywają się także konferencje dla dorosłych. Codziennie celebrujemy również msze święte i – co zaskakujące – każdego dnia przychodzą na nie nowe osoby.
Jestem bardzo wdzięczny za możliwość posługi w Charkowie. Jestem wdzięczny, że mogę przez posługę spotykać Pana w tak wielu ludziach, w ich życiorysach, we łzach radości i często wielkim lęku, bólu i smutku. Muszę powiedzieć, że patrząc na ostatni czas widzę, że Pan Bóg ma większe możliwości i większe plany niż moje ograniczone myślenie.
o. Mykhailo Stanchyshyn SJ – Jezuita, doktor nauk teologicznych. Studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, Uniwersytecie w Genewie oraz na Uniwersytecie Monachijskim (doktorat). Specjalizuje się w dawaniu rekolekcji ignacjańskich oraz w kształceniu kierowników duchowych. Założył wspólnoty dla matek wielodzietnych na zachodniej Ukrainie. Obecnie pracuje w Charkowie.
]]>
Jezuicka Służba Uchodźcom (JRS) przypomina światu o losie uchodźców z białorusko-polskiej granicy. Amaya Valcárcel publikuje na oficjalnej stronie JRS artykuł przypominający o obowiązku zatroszczenia się o tych ludzi.
Poza zasięgiem wzroku – Uchodźcy i migranci na białorusko-polskiej granicy
Ludzie uciekający przed konfliktami na Bliskim Wschodzie i z innych terenów nadal tkwią w zalesionym regionie przygranicznym między Białorusią a Polską i potrzebują pomocy humanitarnej i medycznej. W 2021 roku tysiące osób próbowało przedostać się do Unii Europejskiej przez Litwę, Łotwę i Polskę z sąsiedniej Białorusi. Sytuacja na granicach stała się krytyczna w miesiącach zimowych, kiedy setki ludzi utknęło na wiele tygodni w mroźnych warunkach.
Co najmniej 24 osoby straciły życie podczas próby przekroczenia granicy między Białorusią a UE w 2021 roku i na początku roku 2022. Według danych polskiej straży granicznej w kwietniu 2022 roku odnotowano 977 prób przekroczenia granicy i blisko 4280 od początku 2022 roku. To znacznie mniej niż w listopadzie ubiegłego roku, kiedy około 3-4 tysięcy migrantów zebrało się wzdłuż granicy w ciągu zaledwie kilku dni. Sytuacja jest nadal dramatyczna i mniej widoczna dla świata, teraz gdy uwaga zwrócona jest na exodus z Ukrainy.
„Żadna osoba szukająca azylu nie powinna być zawrócona zanim nie zostanie właściwie wysłuchana” (o. Joe Cassar SJ, krajowy dyrektor JRS w Iraku).
Osoby potrzebujące ochrony przybywające na granicę mają za sobą długą i trudną podróż. Wielu pochodzi z krajów, w których trwają konflikty zbrojne, takich jak Jemen, Syria czy iracki Kurdystan, w tym członkowie okrutnie prześladowanej społeczności jazydów. Większość osób ubiegających się o azyl była wielokrotnie łapana i nielegalnie, a także brutalnie wypychana z powrotem na Białoruś przez polską straż graniczną. Polityka UE i ograniczenie dostępu organizacjom pomocowym mogą przyczynić się do śmierci jeszcze większej liczby migrantów i uchodźców.
Podczas gdy wielu z tych uchodźców domagało się wysłuchania i chciało złożyć prośbę o azyl, polscy kontrahenci rozpoczęli w styczniu 2022 roku budowę wzdłuż granicy z Białorusią muru o wartości 353 mln euro. Ma on na celu powstrzymanie uchodźców od próby przekraczania granicy. Mur o wysokości 5,5 metra będzie przebiegał wzdłuż 186 km granicy – prawie przez połowę jej całkowitej długości – i ma zostać ukończony w czerwcu 2022 roku.
W lutym 2022 r. niezależni eksperci ONZ wyrazili zaniepokojenie zarzutami, że na granicy polsko-białoruskiej grożono obrońcom praw człowieka, w tym pracownikom mediów i tłumaczom. W marcu organizacja pomocowa informowała o pogłębiającym się kryzysie uchodźczym na granicy polsko-białoruskiej, gdy wszyscy migranci przebywający w obozie w Bruzgach na Białorusi zostali wypędzeni. W okolicznym lesie próbują przetrwać najsłabsi, w tym rodziny z dziećmi, osoby chore lub niepełnosprawne.
Są tu kobiety, których synowie i córki byli kilkakrotnie wydalani. Wśród nich syryjska matka 19-latka i 14-letnich bliźniaków. Koczują na ziemi niczyjej między dwiema wsiami Nomiki i Zubrzyca Wielka po białoruskiej stronie granicy.
W kwietniu 2022 roku młody mężczyzna z Jemenu, który był wcześniej wielokrotnie bity przez białoruską policję, został zepchnięty do granicy. Jest razem z grupą czterech dorosłych i czterech nieletnich, wszyscy z Jemenu. Lekarze, którzy byli w stanie połączyć się z grupą za pomocą wideo, powiedzieli, że mężczyzna potrzebuje pilnej pomocy medycznej. Członkowie grupy poprosili polską straż graniczną o pomoc medyczną i wodę, ale ci odmówili. Do tej pory nie wiemy, czy jeszcze żyją.
„W różnych zakątkach świata są tacy przywódcy polityczni i takie media, które tak bardzo odczłowieczają obraz migrantów, że każde działanie mające na celu ich odepchnięcie staje się akceptowalne. Jest to jednak dalekie od międzynarodowych standardów i uzgodnień humanitarnych, do których te same kraje się zobowiązały. Żadna osoba szukająca azylu nie powinna być zawrócona, zanim nie zostanie właściwie wysłuchana.” – powiedział o. Joe Cassar SJ, krajowy dyrektor Jesuit Refugee Service w Iraku.
Amaya Valcárcel (JRS), JRS website, 1 czerwca 2022.
Foto: KIK
Fragment podpisu pod zdjęciem: Rano w poniedziałek pomagaliśmy trzem Jemeńczykom, którzy choć obolali, przemęczeni i przemoknięci (ciągły deszcz od kilku dni wszedł nam już w nawyk, a przeciwdeszczowe peleryny i ortalionowe spodnie to towar, który znika z magazynu z absolutnie zawrotną prędkością), po paru łykach zupy okazali się bardzo rozmowni. Opowiadali, jak białoruscy strażnicy przewracali drzewa na zasieki, a następnie uderzeniami i kopniakami zmuszali ich oraz resztę zebranej przypadkowo siedemdziesięcioosobowej grupy do przekraczania granicy. Swoją wędrówkę po stronie polskiej zaczynali już po raz szósty. Po kolejnych doświadczeniach wywózek coraz jaśniejsze stawało się dla nich, że nie są tu, w Polsce, mile widziani. Co z tego, że było nam z tego powodu wstyd, że czuliśmy się z tym okropnie. Naszą rolą nie mogło być wtedy przekonywanie ich, że jest inaczej, ale ostrzeganie i uświadamianie niebezpieczeństw. Przykro. Pod koniec naszej wizyty wymienialiśmy się już trudnymi słowami po polsku i arabsku. W takich momentach, kiedy siedzimy wszyscy, moknąc wspólnie na jednej karimacie, w takich samych pelerynach i ocieplanych kaloszach, zapominamy na chwilę, jak różne są nasze sytuacje. Tylko po to, by w kolejnym momencie uświadomić to sobie ze zwielokrotnioną siłą, kiedy część z nas przy akompaniamencie podziękowań odchodzi do ciepłego samochodu, a druga część… (2 czerwca 2022).
Warto przeczytać:
Al Jazeera. Worlds apart: 24 hours with two refugees in Poland, 22 maja 2022.
Amnesty International. Poland/Belarus: New evidence of abuses highlights ‘hypocrisy’ of unequal treatment of asylum-seeker, 11 kwietnia 2022.
Poland-Belarus border crisis: “We don’t want people to die in the forest”, Luty 2022.
UNHCR and IOM Call for immediate de-escalation at the Belarus-Poland border, Listopad 2021,
]]>
Mijają trzy miesiące od rozpoczęcia wojny na Ukrainie. W tym okresie dzięki oddolnemu zaangażowaniu parafii i innych dzieł jezuickich udało się pomóc wielu osobom dotkniętym skutkami wojny.
Do czasu świąt wielkanocnych jezuicki dom rekolekcyjny w Chmielnickim funkcjonował jako punkt przestankowy, gdzie ludzie w podróży mogli spędzić jedną lub dwie noce. Przyjmowano nawet 70 osób dziennie. Łącznie z tej możliwości skorzystało ponad 1000 osób. W tym samym czasie dom dla uchodźców we Lwowie także regularnie przyjmował kolejne rodziny, przy czym mogły się one zatrzymać tak długo, jak długo tego potrzebowały. W ten sposób w okresie do świąt wielkanocnych udzielono pomocy ok. 150 osobom. Obecnie zarówno dom we Lwowie jak i Chmielnickim przyjmują uchodźców na dłuższy okres. We Lwowie na dzień dzisiejszy przebywa 18 osób, choć wkrótce mają dołączyć jeszcze dwie rodziny, podczas gdy w Chmielnickim przebywa 58 osób. Jednocześnie zarząd domu we Lwowie wynajął dom w Brzuchowicach p. Lwowem, gdzie wkrótce zostaną przyjęte kolejne osoby. Będzie to trzecie jezuickie miejsce dla uchodźców na Ukrainie.
Zdjęcie z placu zabaw przy przedszkolu „Drużyna Kostki” w Gdyni. Zdjęcie wykonał Sergi Camara.
W Polsce, w pierwszym miesiącu wojny do jezuickich domów i odpowiednio przystosowanych pomieszczeń parafialnych przyjęto 118 osób. W kwietniu przyjęto kolejne 51 osób, przy czym jednocześnie 20 osób opuściło nasze domy, wyjeżdżając na Ukrainę lub do krajów zachodnich. Na początku maja w naszych domach przebywało 149 uchodźców.
Nasze dzieła podjęły także różne inne działania, aby wspomóc uchodźców. Aż do początku kwietnia nasz zespół „Jezuicka Pomoc dla Ukrainy” współpracował z różnymi organizacjami, które wówczas organizowały proces przyjmowania uchodźców w krajach zachodnich. W ten sposób udało się znaleźć miejsce zamieszkania dla 478 osób. Z kolei początkiem maja wyjechał transport organizowany przez Rotary International. Kolejne 22 osoby skorzystały wówczas z możliwości zamieszkania na Zachodzie. Wkrótce ma także wyruszyć grupa 50 osób z Warszawy do Marsylii.
Kurs językowy w Jastrzębiej Górze.
Obecnie dużym przedsięwzięciem w Polsce jest organizacja kursów językowych. W tę działalność są zaangażowane: Jezuickie Centrum Edukacji w Nowym Sączu oraz Parafia Ducha Św., Akademia Ignatianum, Jezuickie Centrum Społeczne „W Akcji”, a także Parafia pw. Ignacego Loyoli i Andrzeja Boboli w Jastrzębiej Górze oraz parafia pw. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu. Łącznie ok. 268 osób korzysta obecnie z możliwości nauki języka polskiego oferowanej przez te dzieła. Warto podkreślić, że w tej grupie są także dzieci, dla których przygotowano specjalne grupy, gdzie uczy się poprzez zabawę. Poza tymi przedsięwzięciami jezuickie dzieła podejmują się także innych inicjatyw. W Nowym Sączu otwarto punkt „Czerwona Kalina”, w którym obok zajęć językowych, regularnie odbywają się zajęcia integracyjne dla dzieci z Ukrainy. Na Akademii Ignatianum działa punkt pomocy psychologicznej dla uchodźców. Podobnie, pomoc psychologiczną oferuje fundacja Vinea w Poznaniu. Z kolei w Gdyni, w Zespole Szkół Jezuitów przyjęto 5 uczniów z Ukrainy, a ponadto w pobliskim przedszkolu „Drużyna Kostki” przyjęto 6 dzieci. Dwoje dzieci z Ukrainy przyjęto także w żłóbku w Mysłowicach.
Sytuacja wojny była dużym zaskoczeniem przed trzema miesiącami. Dzięki spontanicznej i energicznej działalności najróżniejszych grup i osób, udało się wspomóc liczną grupę uchodźców. Był to niezwykle intensywny okres, a wymienione powyżej dane dotyczące pomocy udzielanej przez dzieła jezuickie, nie zdołają pokazać wielu ludzkich historii, zmagań i spotkań, które się kryją za tymi statystykami. Jednocześnie stoimy wobec potrzeby zorganizowania pomocy długoterminowej dla uchodźców na terenie Polski. Mając na uwadze ten cel nasz zespół „Jezuicka Pomoc dla Ukrainy” rozpoczął współpracę z dwoma międzynarodowymi organizacjami: Jesuit Refugee Service oraz Xavier Network.
]]>W ostatnich dwóch miesiącach w większości jezuickich parafii i wspólnot zamieszkali uchodźcy z Ukrainy. Obecnie w naszych domach i pomieszczaniach parafialnych gościmy 148 osób. Jest to niecodziennie doświadczenie, niosące z sobą wiele dobra i zaskoczeń. Poniżej prezentujemy kilka z ostatnich wydarzeń związanych z pomocą uchodźcom.
W Parafii pw. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu w Niedzielę Miłosierdzia Bożego miał miejsce niezwykły koncert pt. „Prawdziwa Białoruś dla Ukrainy”. Trzech profesjonalnych śpiewaków operowych z Mińska wykonało następujące utwory: „Maria Regina Mundi” , „Polonez” , „Dzięki Ci Panie” , „Błogosławieni” „Ave Maria” oraz „Rewie ta stognie Dniepr szeroki” – pieśń -symbol walki ukraińskiej i „Mahutny Boża” (Boże Wszechmocny) – pieśń uznawaną za nieoficjalny hymn religijny białoruskiego ruchu narodowego. Dwóch z wykonawców to osoby represjonowane, którym zakazano występów w Operze Białoruskiej. Pieniądze zebrane podczas koncertu śpiewacy przekazali dla uchodźców goszczonych w parafii – tym gestem chcieli się przysłużyć Ukraińcom, którzy znaleźli się w jeszcze trudniejszej sytuacji niż ich ojczyzna.
Jak podkreśla O. Superior Janusz Śliwa, grupa 26 osób , które zamieszkały w domu katechetycznym miesiąc temu bardzo dobrze odnajduje się w nowej sytuacji. Nie brakuje też współpracy między nimi, pomimo że wcześniej osoby te nie znały się wzajemnie. Przykładowo, jedna Pani, będąca już na emeryturze, podjęła się przyprowadzania dzieci ze szkoły. W pomoc angażują się również bardzo chętnie parafianie. Jakiś czas temu zgłoszono potrzebę poprowadzenia kursu języka polskiego dla gości z Ukrainy i w bardzo krótkim czasie zgłosiło się kilka polonistek chętnych do podjęcia się tego zadania. Z kolei inna osoba postanowiła zorganizować dla gości wycieczkę do zoo, co okazało się doskonałym pomysłem, zwłaszcza, że w grupie zamieszkującej we Wrocławiu jest wiele dzieci.
Również w Bytomiu parafianie bardzo się związali z grupą uchodźców, która przyjechała do ich parafii ponad dwa miesiące temu. Obecnie na tamtejszej placówce przebywa 12 kobiet z dziećmi. W Niedzielę Miłosierdzia Bożego w parafii otwarto kawiarenkę, co było okazją do wspólnego świętowania – była to tym bardziej dobra okazja, że tego dnia świętowano Niedzielę Zmartwychwstania w Kościele Prawosławnym. Z tej okazji zawieziono również ciasta do pobliskiej szkoły, w której przebywa obecnie ok. 50 osób z Ukrainy. Dla tej szkoły zebrano także 9 skrzynek z darami w ramach zbiórki towarzyszącej świeceniu pokarmów.
Nieco później, w pierwszy weekend maja w Poznaniu, w poradni Fundacji Vinea odbyły się dni otwarte, w ramach których można było wziąć udział w zajęciach terapii sensorycznej i arteterapii. Jak informuje O. Grzegorz Dobroczyński SJ, członek zarządu fundacji Vinea:
Właściwie jest to oficjalny początek działań. W kwietniu bowiem pracowaliśmy koncepcyjnie nad przygotowaniem oferty dla uchodźców, zgromadzeniem zespołu oraz przygotowaliśmy potrzebne materiały.
Obecnie poradnia oferuje pomoc psychologiczną: terapie indywidualne i grupowe, dla osób z różnych przedziałów wiekowych. Co ważne, pomoc jest udzielana w języku ukraińskim.
Powyższe informacje to tylko mały wycinek z różnorodnych działań i historii związanych z goszczeniem osób z Ukrainy. Dla uchodźców jest to czas podejmowania pierwszych kroków w nowym kraju – jednocześnie pomimo zaangażowania wielu z nich wyczekuje momentu, w którym będą mogli wrócić do swoich domów.
]]>W ostatnim miesiącu do Jastrzębiej Góry dotarło wielu uchodźców. Jezuicka parafia pw. Ignacego Loyoli i Andrzeja Boboli stara się wyjść naprzeciw ich potrzebom.
Dotychczas największym dziełem parafii jest prowadzenie punktu pomocowego dla osób z Ukrainy. Mogą one otrzymać w nim żywność, odzież, środki chemiczne oraz kosmetyki. Punkt funkcjonuje dzięki zaangażowaniu i hojności parafian. Towarzyszy mu bardzo sprawna koordynacja działań. Szczególnie pomocną jest regularnie zamieszczana informacja o potrzebnych produktach, która jest publikowana na profilu parafialnym.
Punkt pomocowy jest otwarty od poniedziałku do piątku o godz. 19:00, a z jego usług korzysta ok. 100 osób dziennie. Przy okazji odbywa się także wymiana informacji na temat potrzeb związanych z zakwaterowaniem czy znalezieniem pracy.
Parafia zorganizowała także trzymiesięczny kurs języka polskiego, prowadzony przez polonistkę Danutę Uhryn oraz przez poetę i pisarza Wacława Oszajcę SJ.
Lekcje języka polskiego odbywają się w środy rano i wieczorem, w dwóch grupach. Wystarczy przyjść na lekcję, nie ma wcześniejszych zapisów. – informuje o. Tomasz Klin SJ, proboszcz parafii.
Ponieważ większość przybywających osób przynależy do Kościoła Prawosławnego nawiązano współpracę z księżmi prawosławnymi z Gdańska. Do tej pory odbyło się jeden raz nabożeństwo w tym obrządku. Kościół w Jastrzębiej Górze pozostaje do dyspozycji Parafii św. Mikołaja w Gdańsku.
Także wspólnota zakonna zaangażowała się w pomoc dla uchodźców, przyjmując sześć osób do domu zakonnego. W ostatnich tygodniach osoby te zdecydowały się powrócić na Ukrainę, do rodzinnego Iwanofrankowska.
]]>Marek Krzysztofiak SJ na antenie Radia Watykańskiego rozmawia z o. Josephem Cassarem SJ z Jezuickiej Służy Uchodźcom (JRS) działającej w Iraku.
Sytuacja w Iraku daleka jest od stabilności. Wojna domowa i islamski terroryzm zdziesiątkowały kraj, powodując biedę, wyniszczenie infrastruktury i fale migrantów zewnętrznych i wewnętrznych. Tych ostatnich jest ok. 1,2 mln. Obecnie przebywa w Iraku także 250 tys. uchodźców z Syrii. Według organizacji Open Doors, 18 proc. ludności potrzebuje pomocy humanitarnej, a łącznie od 2014 r. ponad 3,3 mln Irakijczyków zostało wewnętrznie przesiedlonych.
JRS od lat towarzyszy i wspiera poszkodowanych. W swoich jednostkach stara się nieść pomoc m.in. jazydom przebywającym na terenie irackiego Kurdystanu, przesiedlonym z powodu terroru tzw. Państwa Islamskiego. Przed blisko 8 laty masakrowano tam mężczyzn i osoby starsze, kobiety i dziewczęta stawały się seksualnymi niewolnicami bojówkarzy, a nieletnich wcielano do wojska.
„Często odwiedzamy ich rodziny, przypominając im, że nie są sami. Są wygnańcami, nawet jeśli są nadal w swoim kraju. Dajemy im do zrozumienia, że liczą się jako ludzie. To podstawa naszej działalności” – mówi o. Cassar. W związku z obecnym wzrostem cen żywności, JRS pracuje też nad zapewnieniem wyżywienia. Zapewnia pomoc finansową i prawną oraz w kształceniu dzieci. Istotna jest także specjalistyczna opieka w zakresie zdrowia psychicznego.
Jak stwierdza jezuita, świętowanie Wielkanocy dla chrześcijan w Iraku nie jest łatwe. Jednak zwiastunem chęci wspólnego przeżywania świąt była już Niedziela Palmowa w Karakoszu na Równinie Niniwy.
„Ulice były zatłoczone ludźmi. Chcieli się spotkać po dwóch latach ograniczeń pandemicznych. Panowała prawdziwa radość. Pomyślałem, że to rodzaj oczekiwania na Wielkanoc. Ciągle wracamy do pielgrzymki Franciszka z zeszłego roku. On uczy nas, że ostatnie słowo nie należy do śmierci, ale do życia. Wielkanoc jest źródłem nadziei i nowego życia. Zachęca nas, abyśmy coraz bardziej angażowali się w dodawanie otuchy tym, którzy są na skraju utraty nadziei. Dzięki temu, mimo problemów, nabieramy rozpędu. Tragedia wysiedlonych trwa od 2011 r. Trwałe rozwiązania są czymś, czego wszyscy pragną, ale nikt nie wie, jak je zaoferować. Dlatego ich nadzieja jest często wystawiana na próbę. Ale mimo trudności, ona zawsze jest. Traumatyczne przeżycia ludzi są ogromne, wiele osób jest rozdartych od środka. Często widzimy zniszczenia budynków, ale nie widzimy tego, co dzieje się wewnątrz, czegoś bardzo intymnego w człowieku. Tym, czego potrzebujemy, to ludzie, którzy nie tylko dobrą wolą, ale i działaniem, aktywnie angażują się w budowanie pokoju.”
Żródła: Vatican News, wiara.pl
Zdjęcie autorstwa Lara Jameson z Pexels
]]>Przy Jezuickim Centrum Społecznym powstał zespół koordynujący pomoc uchodźcom z Ukrainy oraz organizujący wsparcie współbraciom działającym na terenie ogarniętym wojną. Współpracę z jezuitami w Polsce zadeklarowało międzynarodowe biuro Jesuit Refugee Service (Jezuickiej Służby Uchodźcom), Xavier Network, jak również Prowincje Towarzystwa Jezusowego z innych krajów. Zespół będzie także współpracował z Caritasem oraz z innymi organizacjami i władzami świeckimi na różnych szczeblach. Jakie są najbliższe działania? Pomoc w transporcie uchodźców z granicy do miejsc zakwaterowania. Zapewnienie im długofalowego wsparcia w aklimatyzacji na nowym miejscu, by mogli uzyskać pomoc medyczną, psychologiczną, materialną, znaleźć pracę i wysłać dzieci do szkoły. Koordynatorem zespołu jest o. Vitaliy Osmolovskyy SJ (na zdjęciu) z Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. Uruchomione również zostało konto bankowe na wpłaty przeznaczone na pomoc udzielaną w Polsce i na Ukrainie.
Konto na wpłaty: Towarzystwo Jezusowe Mały Rynek 8, 31-041 Kraków 65 1600 1013 1846 5651 7000 0016 „JEZUICKA POMOC DLA UKRAINY” Kod SWIFT: PPABPLPK IBAN/BIC: PL65 1600 1013 1846 5651 7000 0016
Numery kont bankowych w innych walutach można znaleźć na stronie Jezuickiego Centrum Społecznego. Poniżej podajemy kontakt do członków zespołu i zachęcamy do współpracy: o. Vitaliy Osmolovskyy SJ, koordynator tel. +48 517 978 549 +380 96 806 1126 – whatsapp, viber, telegram <[email protected]> o. Damian Czerniak SJ, pomoc uchodźcom tel. +48 797 907 593 – whatsapp <[email protected]> o. Łukasz Lewicki SJ, dyrektor Jezuickiego Centrum Społecznego w Warszawie tel. +48 797 907 588 <[email protected]> . br. Jerzy Zadwórny SJ, pomoc na terenie Ukrainy tel. +38 097 159 36 47 <[email protected]>
Na początku stycznia 2022 europejska sieć Jezuickiej Służby Uchodźcom (Jesuit Refugee Service) opublikowała podstawy swojej strategii na lata 2022-2024 akcentując po raz kolejny wagę misji towarzyszenia uchodźcom i wysiedleńcom, służenia im i upominania się o ich prawa.
Nad strategią na najbliższe lata pracowały 22 biura Jezuickiej Służby Uchodźcom (JRS) rozmieszczone w różnych krajach Europy, które współpracują ze sobą już od dawna. Podejmują się konkretnych działań w obronie praw człowieka, upominają się o ochronę prawną uchodźców i wysiedleńców, promują kulturę gościnności, integracji i pojednania w kontekście szerszej wizji stworzenia społeczeństwa zatroskanego o los każdego człowieka.
Działania wszystkich biur JRS opierają się na tych samych wartościach i podstawowych kompetencjach. Mają wspólne zasady i podobne formy pracy. Posługują się rozwiniętymi metodami rzecznictwa i najnowszymi środkami komunikacji.
„Żyjemy w świecie ciągłych nierówności i mimo że Europa jest jednym z najbogatszych regionów, zarówno UE, jak i jej państwa członkowskie nadal traktują uchodźców jako zagrożenie. W obliczu narastającego publicznego dyskursu anty-migracyjnego zaangażowanie JRS w kulturę gościnności pozostaje bardziej aktualne niż kiedykolwiek” – czytamy na oficjalnej stronie JRS Europe.
W ciągu najbliższych trzech lat JRS w Europie będzie kontynuować prace nad czterema wspólnymi obszarami programowymi: gościnność i integracja społeczna, dostęp do ochrony, solidarność z pozbawionymi wolności, zwiększanie świadomości poprzez komunikację i rzecznictwo.
Dzięki tym wspólnym ramom sieć JRS w Europie będzie jeszcze bardziej zjednoczona i z jeszcze większą mocą promować będzie ducha solidarności i gościnności. Zainspirowani przez Papieża Franciszka
„znaleźliśmy w ubogich uprzywilejowane miejsce spotkania z Chrystusem. To cenny dar” (Rzym 2019).
Jezuici zapewniają, że JRS będzie nadal docierać z pomocą do uchodźców i wysiedlonych oraz w ich imieniu upominał się będzie o sprawiedliwość.
Dla nas granice i przeszkody nie są ograniczeniami ani końcem, lecz nowymi wyzwaniami, z którymi należy się zmierzyć oraz nowymi możliwościami, które należy podjąć.
Tekst strategii JRS Europe na lata 2022-2024 (English)
]]>
Publikujemy poniżej oświadczenie Europejskiej Sieci Migracje Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego dotyczące kryzysu humanitarnego na wschodniej granicy Unii Europejskiej.
Wspólnota Życia Chrześcijańskiego (WŻCh) w Europie, poprzez swoją Sieć Migracje, pragnie wyrazić swój sprzeciw wobec wszelkich form przemocy w stosunku do bezbronnych mężczyzn, kobiet i dzieci potrzebujących międzynarodowej ochrony na wschodnich granicach Unii Europejskiej. Nasze wspólnoty WŻCh w całej Unii Europejskiej ze smutkiem i oburzeniem obserwują rozwój kolejnej humanitarnej – i ludzkiej – tragedii mającej miejsce tak blisko naszych domów.
Jako chrześcijanie, stoimy mocno po stronie wszystkich uciekających przed wojną, prześladowaniami i skrajnym ubóstwem. W naszej codziennej posłudze wspólnot WŻCh, jesteśmy świadkami piękna spotkania z tymi, którzy dołączają do naszych lokalnych społeczeństw. Jesteśmy zaangażowani w promowanie szacunku dla podstawowych praw człowieka dla wszystkich osób. Pracujemy z wielką wytrwałością nad tym, by tworzyć bardziej przyjazne i inkluzywne społeczeństwa w całej Europie.
Z niedowierzaniem obserwujemy, że działania podejmowane przez europejskich przywódców politycznych wciąż sprowadzają się do instrumentalizacji trudnej sytuacji uchodźców w celach kalkulacji politycznych, a także do stosowania brutalnej taktyki push-backów oraz traktowania kwestii zarządzania azylem jako zagrożenia dla bezpieczeństwa.
Unia Europejska jest zobowiązana stać na straży praw wszystkich uchodźców i migrantów, chroniąc ich przed przemocą na granicach i zapewniając im możliwość ubiegania się o ochronę międzynarodową.
W świetle powyższego, jako Wspólnota Życia Chrześcijańskiego w Europie wzywamy Białoruś do zaprzestania instrumentalizacji migrantów dla celów politycznych oraz zaprzestania wszelkich form przemocy wobec nich.
Jednocześnie wzywamy polskie władze, inne państwa członkowskie Unii Europejskiej oraz instytucje europejskie do podjęcia natychmiastowych działań w celu:
– przywrócenia prawa międzynarodowego i podstawowych praw człowieka na wschodniej granicy Unii Europejskiej poprzez zaprzestanie push-backów oraz zapewnienie bezpiecznych i legalnych ścieżek ubiegania się o ochronę międzynarodową;
– umożliwienia lokalnym i międzynarodowym organizacjom humanitarnym natychmiastowego dostępu do zamkniętego obszaru granicznego w celu dostarczenia niezbędnej pomocy medycznej i prawnej;
– zezwolenia na obecność międzynarodowych obserwatorów i niezależnych mediów w przygranicznej strefie o ograniczonym dostępie.
Europa nie jest w żaden sposób oblężona ani zagrożona w swoim stylu życia i dobrobycie. Działania polityczne, która traktują migracje i przesiedlenia jako zagrożenia dla bezpieczeństwa, naruszają ochronę uciśnionych oraz sprowadzają prawa człowieka do przywileju dla nielicznych.
Europejska Sieć Migracje – Wspólnota Życia Chrześcijańskiego w Europie
]]>
Hinduski jezuita, obrońca praw człowieka i wolności religijnej o. Cedric Prakash SJ został tegorocznym laureatem Nagrody im. Louisa Careno za wybitne dziennikarstwo, przyznawanej przez Indyjskie Stowarzyszenie Prasy Katolickiej (Indian Catholic Press Association – ICPA).
„Jego ostre jak brzytwa analizy zagadnień społeczno-kulturowych i politycznych, zwłaszcza w odniesieniu do różnych grup religijnych i etnicznych oraz fundamentalizmu, doprowadziły do głębokich debat w społeczeństwie” – stwierdził przewodniczący ICPA Ignatius Gonsalves w oświadczeniu, cytowanym przez niemiecką agencję katolicką KNA.
Oficjalne wręczenie nagrody odbędzie się 1 grudnia w Bombaju. Przyznawana raz w roku nagroda upamiętnia hiszpańskiego salezjanina i misjonarza José Luisa Careno, który działał w Indiach i na Filipinach. Zmarły w 1986 zakonnik był dziennikarzem, muzykiem i poetą, założył też cieszące się dużym uznaniem Sacred Heart College w Vellore w stanie Tamil Nadu na południu Indii.
Ojciec Prakash mieszka on w Ahmadabadzie w stanie Gudżarat na zachodzie Indii. Tam też prowadzi założone przez siebie Jezuickie Centrum Praw Człowieka, Sprawiedliwości i Pokoju. W latach 2016-2018 działał także w Bejrucie wspierając Jezuicką Służbę Uchodźcom (Jesuit Refugee Service).
Za swoje zaangażowanie w obronie praw człowieka oraz upominanie się o sprawiedliwość wobec mniejszości w Indiach, o. Prakash, otrzymał też szereg innych odznaczeń. W roku 2013 przyznano mu Nagrodę Matki Teresy z Kalkuty na rzecz Sprawiedliwości Społecznej.
Fot. archivioradiovaticana.va
Zobacz także artykuł oraz wymowne zdjęcie na portalu ONET.PL
]]>
W dniach 17-24 listopada będzie trwał na całym świecie #RedWeek. Setki katedr, kościołów, pomników i budynków publicznych zostanie w tym czasie podświetlonych czerwonym światłem w ramach globalnego wezwania do respektowania wolności religijnej. Zdjęcie powyżej: flickr.com / Angela Xu
Kampanię #RedWeek (Czerwony Tydzień) zainicjowało w 2015 roku międzynarodowe Papieskie Stowarzyszenie Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International). Thomas Heine-Geldern, Prezydent Wykonawczy PKWP wyjaśnia, że kampania jest „przesłaniem solidarności z prześladowanymi chrześcijanami na całym świecie”.
W roku bieżącym kampania #RedWeek pragnie szczególnie zaakcentować kwestię dziewcząt i kobiet ze środowisk chrześcijańskich i innych mniejszości wyznaniowych, które cierpią z powodu uprowadzeń, przymusowych małżeństw, przymusowych konwersji i przemocy seksualnej.
Także jezuici w Polsce włączą się w #RedWeek.
W sobotę 20 listopada w Poznaniu przejdzie marsz milczenia „Zabijani w ciszy” (Plac Wolności – okolice Starego Rynku – kościół oo. jezuitów). Celem wydarzenia jest skłonienie do refleksji nad dramatyczną sytuacją chrześcijan prześladowanych i dyskryminowanych w kilkudziesięciu krajach świata. O godz. 17:00 uczestnicy z czerwonymi elementami ubioru i zapalonymi czerwonymi lampionami przejdą w milczeniu na plac przed kościołem oo. jezuitów, którego wieża będzie podświetlona czerwonym światłem, symbolizującym przelaną krew wyznawców Chrystusa. W tym miejscu wysłuchają dwóch świadectw osób pochodzących z krajów, gdzie trwają prześladowania. Zgromadzenie zakończy koronka do Miłosierdzia Bożego. Będzie można także wziąć udział w Eucharystii celebrowanej w kościele oo. jezuitów (więcej na stronie: https://www.poznan-jezuici.pl).
Poniżej widok na kościół jezuitów w Poznaniu.
]]>
Jezuickie Centrum Społeczne „W Akcji” z siedzibą w Warszawie pomaga migrantom załatwiać formalności w polskich urzędach oraz prowadzi naukę języka polskiego. Wciąż potrzebni są specjaliści i wolontariusze, którzy pomogą ogarnąć nawarstwiające się bieżące sprawy.
Zespół pracowników i wolontariuszy jest bardzo mały, a potrzeby są ogromne – mówi o. Łukasz Lewicki SJ, dyrektor JCS, i zaprasza do współpracy wszystkich, którzy chcieliby włączyć się w działania na rzecz migrantów.
Obecnie trwają przygotowania, by włączyć się w pomoc migrantom, którzy w ostatnim czasie przedostali się przez polsko-białoruską granicę.
LINK do formularza zgłoszeniowego dla tych, którzy zdecydują się zaangażować w jednym z trzech obszarów działalności Jezuickiego Centrum Społecznego:
– działania w strefie graniczącej z terenem objętym stanem wyjątkowym przy granicy polsko-białoruskiej
– pomoc w ośrodku dla uchodźców w Lininie (40 km od Warszawy)
– dyżur w siedzibie Jezuickiego Centrum Społecznego
Na początku listopada odbyło się w Warszawie spotkanie przedstawicieli Kościoła, organizacji i osób zaangażowanych w pomoc migrantom i uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej (Caritas Polska, Caritas Archidiecezji Białostockiej, Centrum Wolontariatu w Lublinie, Emaus, Fundacja Dialog, Klub Inteligencji Katolickiej w Warszawie, Polskie Forum Migracyjne, Ruch Emmaus International, Wspólnota Sant’Egidio, Stowarzyszenie „Dom Wschodni – Domus Orientalis”, Stowarzyszenie Solidarności Globalnej i Janina Ochojska, ekspertka w organizowaniu pomocy humanitarnej, europarlamentarzystka). Gospodarzem spotkania był ks. kard. Kazimierz Nycz i uczestniczył w nim również bp Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady KEP ds. Migracji.
Podkreślano, że pośród wielu pilnych spraw związanych z pomocą uchodźcom istnieje także konieczność wypracowania programów społecznych, które pomogą postrzegać migrantów i uchodźców jako naszych bliźnich. Postawa każdego chrześcijanina: osób świeckich, pasterzy w parafiach i diecezjach, osób zakonnych, w tym duchu jest dziś odbierana jako bardzo potrzebne świadectwo Ewangelii.
Photo: Refugees in Kabul, Afghanistan, receive aid from volunteers from the International Security Assistance Force. (U.S. Army Photo by SPC. Anthony Murray Jr) – Resolute Support Media
]]>
W ostatnich dniach września o. Generał Arturo Sosa SJ, w liście skierowanym do jezuitów, przypomniał swoim współbraciom, że „ślub ubóstwa jest jednym z najbardziej skutecznych środków do naszego utożsamienia się z Jezusem”.
List jest wezwaniem do odnowy zakonu w obszarze prostoty życia.
„Naśladowanie Jezusa ubogiego i pokornego zakłada uwolnienie się od tego, co nam przeszkadza w przyjęciu postawy gotowości na prowadzenie Ducha Świętego” – pisze Generał.
Jezuickie ubóstwo to ogołocenie się, to brak przywiązania do czegokolwiek, to rezygnacja ze sprawowania kontroli nad własnym życiem, wyrzeczenie się dóbr materialnych, które dają poczucie bezpieczeństwa. To podjęcie ryzyka, pójście w nieznane, w niepewne. To złożenie swoich nadziei w Panu.
List uświadamia jezuitom, że uczestnicząc w misji Jezusa Chrystusa powinni postrzegać rzeczywistość z perspektywy ubogich i tej rzeczywistości doświadczać, aby wiarygodnie głosić Dobrą Nowinę. Życie w ubóstwie rozbudza pragnienie sprawiedliwości, wprowadza w przestrzeń autentycznej solidarności i wyzwala kreatywność w odpowiadaniu na Boże wezwanie.
O ślubie ubóstwa składanym przez jezuitów tak pisze Ignacy Loyola:
Ponieważ przekonaliśmy się, że milsze, czystsze i odpowiedniejsze do zbudowania bliźnich jest życie zupełnie wolne od wszelkiej skazy chciwości i jak najbardziej podobne do ubóstwa ewangelicznego, i ponieważ wiemy, że Pan nasz, Jezus Chrystus, sługom swoim, którzy szukają jedynie królestwa Bożego, udzieli środków koniecznych do pożywienia i ubrania, niech poszczególni członkowie i wszyscy razem ślubują wieczyste ubóstwo i niech oświadczą, że nie tylko osobiście, ale także wspólnie nie mogą nabywać jakiegokolwiek prawa cywilnego do posiadania jakichkolwiek stałych dóbr albo przychodów, czyli dochodów jakichkolwiek przeznaczonych na utrzymanie lub użytek Towarzystwa, lecz niech się zadowolą przyjmowaniem do używania rzeczy im ofiarowanych, by zdobyć środki konieczne do życia (Konstytucje Towarzystwa Jezusowego).
„Składamy ślub ubóstwa, by osiągnąć wrażliwość konieczną do zbliżenia się do osób cierpiących z powodu nieludzkich konsekwencji ubóstwa, aby im towarzyszyć z perspektywy Ewangelii i wspierać ich wysiłki w wykorzenianiu tego ubóstwa” – pisze Generał jezuitów.
Ślub ubóstwa ma nam pomóc żyć stylem Jezusa i apostołów; wyrzec się dóbr należących do własnej rodziny i narodu; być blisko ubogich i służyć im. Ma również przypominać o darmowości posług i o tym, że wszystko mamy wspólne i że jesteśmy zależni od przełożonych.
Ojciec Generał, Arturo Sosa SJ cytuje w swoim liście papieża Franciszka:
Uważam, że w tym punkcie ubóstwa św. Ignacy poszedł znacznie dalej niż my. Gdy czytamy, jak pojmował ubóstwo oraz ślub niezmieniania ubóstwa, chyba żeby go jeszcze bardziej zacieśnić, powinniśmy się zastanowić. Ignacy nie tylko przyjmuje postawę ascetyczną, jak gdybym się chciał uszczypnąć, by bardziej bolało, ale jest to miłość ubóstwa jako stylu życia, jako drogi zbawienia, drogi eklezjalnej. Ponieważ dla Ignacego – posługuje się on tymi dwoma kluczowymi słowami – ubóstwo jest matką i murem. Ubóstwo rodzi, jest matką, rodzi życie duchowe, życie świętości, życie apostolskie. I jest murem, broni. Ileż kościelnych nieszczęść zaczęło się z powodu braku ubóstwa: także poza Towarzystwem, mam na myśli ogólnie cały Kościół. Ileż skandali, o których niestety muszę być informowany, biorąc pod uwagę miejsce, w którym się znajduję, bierze się z pieniędzy. Uważam, że św. Ignacy miał naprawdę wielką intuicję (papież Franciszek do członków 36. Kongregacji Generalnej, 2016).
„Wiarygodność tego, kim jesteśmy i co robimy tym bardziej się umocni, im więcej będzie w nas pokory i ubóstwa na wzór Jezusa – tłumaczy w liście ojciec Sosa. Z tego powodu zapraszam całe Towarzystwo do rachunku sumienia z tego, jak obecnie przeżywamy ślub ubóstwa […] co wyrażamy przez ślub ubóstwa. Do odnowy, która ożywi na nowo miłość ubóstwa”.
Przełożony generalny proponuje jezuitom konkretne kroki odnowy w duchu zakonnego ubóstwa. Mają one „przygotować grunt pod przyjęcie odnowionych Statutów o ubóstwie oraz Instrukcji o administracji dóbr, które ogłoszę w odpowiednim czasie”.
Na zdjęciu: o. Generał Arturo Sosa SJ przy łóżku chorego jezuity (Warszawa 2019)
]]>
Ojciec Stan Swamy SJ żył dla Adiwasów i innych wykluczonych. Ostatecznie, jak Dobry Pasterz, oddał za nich życie.
Stan towarzyszył Adiwasom przez lata w ich walce o godne życie. Był przekonany, że aby to urzeczywistnić, musiał również współpracować ze świeckimi, ze społeczeństwem obywatelskim, idąc poza granice organizacji kościelnych. Tak działał przez całe życie. Nie czekał aż inni do niego dołączą, ale sam wyszedł i dołączył do nich. Co istotne, tuż przed aresztowaniem 8 października 2020 roku Stan w nagranej wiadomości powiedział: „to, co mi się przydarza, nie jest czymś wyjątkowym – nie przydarza się tylko mnie. Jest to szerszy proces, z którym mamy do czynienia w całym kraju. Wszyscy wiemy, jak wybitni intelektualiści, prawnicy, pisarze, poeci, aktywiści, studenci, przywódcy – zostali wsadzeni do więzienia, ponieważ wyrazili sprzeciw lub stawiali pytania rządzącym w Indiach. Jesteśmy częścią tego procesu. W pewnym sensie cieszę się, że mogę w tym procesie uczestniczyć. Nie jestem biernym obserwatorem, ale częścią tej gry i gotów jestem zapłacić za to cenę, jakakolwiek by ona nie była”.
Współtworzył „Komitet Solidarności Prześladowanych Więźniów” (PPSC), którego celem było skupienie się na trudnej sytuacji więźniów Adivasi i innych zmarginalizowanych więźniów, którzy cierpią w ramach niesprawiedliwego systemu sądownictwa w strefach konfliktów zbrojnych i we wschodniej części Indii. Komitet dołożył wszelkich starań, aby zapewnić tym więźniom pomoc prawną.
Gdy pięciu działaczy walczących o prawa marginalizowanych grup społecznych zostało skazanych w 2021 roku na dożywocie, o. Stan oświadczył, że „wyrok został wydany wyraźnie, aby służyć interesom korporacji i państwa, które rozpętało piekło mające na celu plądrowanie zasobów naturalnych znajdujących się na obszarach zamieszkałych przez Adivasi w imię uprzemysłowienia i rozwoju (…) Wzywamy wszystkie organizacje i demokratycznie myślących ludzi do zjednoczenia się i zdecydowanego protestu przeciwko temu kuriozalnemu wyrokowi i przeciwko prześladowaniu najbardziej zmarginalizowanych grup naszego społeczeństwa przez system sądownictwa w całej strefie konfliktu zbrojnego we wschodnich i środkowych Indiach oraz gdziekolwiek indziej, gdzie ludzie dzielnie opierają się nieustannemu atakowi państwa i korporacji na życie i środki do życia ludu pracującego”.
Lata formacji zakonnej ojca Stana Swamy w Towarzystwie Jezusowym zbiegły się z burzliwym, ale i pełnym transformacji okresem zarówno w Kościele, jak i na świecie. Sobór Watykański II, który rozpoczął się w 1962 roku i zakończył trzy lata później w 1965 roku, pozwolił na świeży powiew zmian w Kościele. Ukazał Kościół jako Lud Boży i wezwał do większej współpracy ze wszystkimi kobietami i mężczyznami dobrej woli. Papież Jan XXIII ogłosił przełomową encykliką „Pacem in terris” (Pokój na ziemi). Była to pierwsza encyklika papieska skierowana „do wszystkich ludzi dobrej woli”, napisana pośród zawirowań i konfliktów, które ogarnęły część świata: zimna wojna, wzniesienie muru berlińskiego i kryzys kubański. Pacem in Terris zwrócił uwagę na cztery niezbywalne kwestie: Prawdę, Sprawiedliwość, Miłosierdzie i Wolność.
W 1968 roku CELAM (Konferencja Episkopatu Ameryki Łacińskiej) spotkała się w Medellin w Kolumbii. Owocem tego spotkania był kolejny historyczny dokument „Oświadczenie z Medellin”, który podkreślał wzajemne powiązania między sprawiedliwością, pokojem i ubóstwem. Położono w nim nacisk na „preferencyjną opcję na rzecz ubogich” i na ubóstwo jako rezultat „zinstytucjonalizowanej przemocy”.
Synod Biskupów z 1971 roku, który odbył się pod hasłem „Sprawiedliwość w świecie” stał się początkiem znaczącego przełomu w Kościele. W dokumencie synodalnym stwierdzono, że „w obliczu obecnej sytuacji na świecie, naznaczonej ciężkim grzechem niesprawiedliwości, uznajemy zarówno naszą odpowiedzialność, jak i niemożność jej przezwyciężenia własnymi siłami. Taka sytuacja skłania nas do słuchania z pokornym i otwartym sercem słowa Bożego, które wskazuje nam nowe drogi do działania na rzecz sprawiedliwości na świecie”.
Kolejnymi ważnymi momentami tych znaczących zmian w Kościele były jezuickie Kongregacje Generalne, począwszy od XXXI Kongregacji w 1965 roku, która wybrała o. Pedro Arrupe, poprzez XXXII Kongregację, która jednomyślnie orzekła, że „misją Towarzystwa Jezusowego jest służba wierze, której szerzenie sprawiedliwości jest bezwzględnym wymogiem”. Co potwierdzały kolejne Kongregacje.
Ojciec Stan zawsze z wielką radością mówił, że był pod wpływem Vaticanum II, Społecznej Nauki Kościoła, świadectwa życia brazylijskiego arcybiskupa Heldera Camary (który powiedział: „Kiedy daję jedzenie ubogim, nazywają mnie świętym. Kiedy pytam, dlaczego są biedni, nazywają mnie komunistą”); a także pod wpływem innego Brazylijczyka Paolo Freire, pedagoga, który przekonywał, że ludzie uciskani mogą odzyskać swoje człowieczeństwo w walce o wyzwolenie, ale tylko wtedy, gdy walka ta jest prowadzona przez nich samych. Arrupe był także jednym z jego bohaterów, a Stan często ubolewał nad tym, że jezuici nie uczynili swoimi w wystarczającym stopniu bogatego dziedzictwa, które nam zostawił.
Ojciec Stan angażował się w realizację Uniwersalnych Preferencji Apostolskich w bardzo namacalny i konkretny sposób. Przełożony Generalny Towarzystwa Jezusowego. o. Arturo Sosa, w liście do jezuitów z 19 lutego 2019 roku, przedstawiającym wizję i kierunek działalności zakonu w najbliższym dziesięcioleciu, napisał: „Pragniemy współpracować w Kościele w doświadczaniu świeckiego społeczeństwa jako znaku czasów, dającego nam możliwość odnowienia naszej obecności pośród ludzkiej historii. W dojrzałym społeczeństwie świeckim otwierają się przestrzenie dla złożonych wymiarów ludzkiej wolności, zwłaszcza dla wolności religijnej (….) Droga, którą chcemy przebyć z ubogimi oznacza promowanie sprawiedliwości społecznej i zmianę struktur ekonomicznych, politycznych i społecznych rodzących niesprawiedliwość; droga ta stanowi niezbędny wymiar pojednania ludzi, ludów i ich kultur między sobą, z naturą i z Bogiem (….) Preferencje starają się odpowiedzieć konkretnie na przyjętą misję jako odpowiedź Pana, słuchającego wołania zranionego świata. Jest to odpowiedź na wołanie najbardziej podatnych na zranienie, którzy zostali przesiedleni i zmarginalizowani”. Stan właśnie to robił!
Nie ma wątpliwości, że ojciec Stan rozumiał to, żył tym i promieniował tym, co oznacza być jezuitą w dzisiejszych Indiach. Przedefiniował tożsamość jezuitów scalając ją z duchowością, w której się wychował; identyfikował się ze świeckimi i współpracował z nimi; towarzyszył wykluczonym i wyzyskiwanym w dążeniu do bardziej sprawiedliwego i godnego życia; a przede wszystkim, jak prawdziwy syn św. Ignacego, dawał siebie samego i bez liczenia kosztów angażował się w służbę wiary i szerzenie sprawiedliwości. Dla Stana świeckość była świętością!
Na podstawie: Cederic Prakash SJ (JIVAN, sierpień 2021)
Foto: JIVAN
]]>
W październiku 2019 roku odwiedziłem jezuickie dzieła prowadzone w Gwatemali przez Fe y Alegría (FyA). Podczas tej wizyty miałem przywilej zobaczyć kilka szkół Fe y Alegría (Wiara i Radość) w odległych rejonach Gwatemali. Minęły już prawie dwa lata, ale kilku scen z tej podróży nigdy nie zapomnę.
Jedna z nich miała miejsce w szkole położonej na wzgórzu. Gdy przedstawiono mnie uczniom, poprosiłem jednego z pracowników o przetłumaczenie mojego pytania: „Czy możecie mi powiedzieć, jakich wartości nauczyła was ta szkoła?” Po chwili ciszy jeden z uczniów odpowiedział: „miłości”. Potem inni dodawali kolejne, ważne dla nich słowa: „solidarności”, „uczciwości”, „współczucia”… Czułem się bardzo poruszony słuchając tego, co mówili. „Nauczyliśmy się tego od naszych nauczycieli!” – mówili.
Kolejną pamiętną sceną było spotkanie z grupą matek, które zgłosiły się na ochotnika, by przygotowywać kanapki i posiłki dla uczniów. Lista matek wolontariuszek i dni, w których miały dyżury wywieszono na ścianie szkoły. Produkty były dostarczane przez szkołę, a cała organizacja pracy i przygotowywanie posiłków były w rękach rodziców uczniów. Radość promieniowała z ich twarzy.
W ruchu Fe y Alegría szkoła jest pomostem między szkołą a społeczeństwem i lokalna społeczność jest bardzo zaangażowana w jej działalność. Szkoła ich wszystkich integruje i tworzy swego rodzaju rozbudowaną wspólnotę edukacyjną. Poczułem się zainspirowany tym duchem uczestnienia w wspólnym dziele, który przenikał wszystkie działania i był wyraźnie widoczny w odwiedzanych przeze mnie szkołach.
Pamiętam też spotkanie zorganizowane przez zespół „Fe y Alegría Gwatemala” z nauczycielami szkoły, abym mógł ich poznać. Opowiadali o tym, jak zostali nauczycielami Fe y Alegría i jak to doświadczenie ich przemienia. Wielu z nich podkreślało, że pracują tu z pragnienia serca, że miłość motywuje ich do nauczania. „To jest nasze powołanie” – mówili. Kiedy zapytałem ich, co pomogło im poczuć się w ten sposób, wszyscy odpowiedzieli: „Program formacyjny ruchu Fe y Alegría”
Fe y Alegría po hiszpańsku oznacza wiarę i radość. Byłem świadkiem, że to nie tylko nazwa. Oni rzeczywiście potrafią ukazywać wiarę i okazywać radość.
Fe y Alegría to ruch edukacyjny zainicjowany w Ameryce Łacińskiej, którego misją jest transformacja społeczeństwa poprzez wysokiej jakości edukację dla ubogich.
Tradycja wychowania jezuickiego, które w przeszłości było zawsze bezpłatne, oraz ignacjański model pedagogii, nadają wspólny rys wszystkim szkołom prowadzonym przez Fe y Alegría w Ameryce Południowej i Środkowej oraz w Azji. Nauczyciele odbywają wspólną formację i kształtują uczniów zdolnych w przyszłości wziąć ster swojego życia we własne ręce i przemieniać społeczność, w której przyjdzie im żyć. Uczą się przywództwa, współpracy, kreatywności.
Mam nadzieję i modlę się o to, abyśmy mogli także w Kambodży stworzyć tak autentyczne dzieła dla ubogich dzieci, jakie istnieją już od wielu lat w innych krajach. Jest to edukacja, która przemienia ucznia i nauczyciela, czego mogłem przekonać się w Gwatemali wysłuchując wielu świadectw i przyglądając się pracy tamtejszych nauczycieli.
Ojciec Jinhyuk Park SJ – koreański jezuita pracujący w Kambodży i wdrażający w tym kraju projekty Fe y Alegría, dyrektor Jezuickiej Szkoły im. Franciszka Ksawerego (jego tekst został nieznacznie skrócony).
Źródło: Jesuit Conference of Asia Pacific
Zdjęcia: jcapsj.org
]]>
W maju tego roku Maroko skutecznie otworzyło granicę z Ceutą, wywołując masowy exodus. Tysiące Marokańczyków wpłynęło do hiszpańskiej eksklawy. W wywiadzie o. Claus Pfuff SJ, dyrektor Jezuickiej Służby Uchodźcom w Niemczech, wypowiada się na temat przyczyn i skutków napływu uchodźców.
Proszę opisać sytuację w Ceucie.
Właśnie otwierają się tam granice, aby wpuścić ludzi do UE. Musisz wiedzieć, że ci ludzie są tam od dawna. Do Europy próbują dostać się dziesiątki tysięcy ludzi, a wśród nich oczywiście bardzo wielu nieletnich.
Do tej pory nie udawało im się to z powodów politycznych i zamkniętych granic. Ale teraz, w wyniku politycznych sporów o traktowanie przywódcy ruchów niepodległościowych Sahary Zachodniej, Maroko otworzyło granice w ramach kontrreakcji, zupełnie nie kontrolując wpuszczanych ludzi do hiszpańskich enklaw.
Czy to oznacza, że potrzebujący pomocy ludzie stają się pionkiem w sporach politycznych?
Tak, widzimy to wielokrotnie, szczególnie w krajach takich jak Libia, Turcja czy Maroko. Te kraje otrzymują wsparcie, aby zatrzymać uchodźców na miejscu, nie pozwolić im się przemieszczać lub spychać ich z powrotem na swoje terytorium. Kiedy pojawiają się różnice polityczne, granice otwierają się na krótki czas, aby zwiększyć presję na Uni Europejskiej i przeforsować kwestie polityczne.
Więc to, co widzimy w tej chwili, jest w rzeczywistości tylko kolejnym przykładem unijnej polityki odgradzania się?
Tak, ponieważ Unia Europejska płaci pieniądze różnym krajom, w tym Maroko, udzielając wsparcia, aby uchodźcy nie wjeżdżali do UE, tylko byli tam zatrzymywani na granicach. W ten sposób oczywiście problem uchodźców jest przerzucany na zewnątrz UE i przekazywany do tych krajów. Inni muszą wtedy wykonać pracę, a my po prostu dajemy pieniądze lub zapewniamy usługi, aby trzymać ich od nas z daleka.
Mimo wszystko izolacja nie działa. Ludzie nadal podążają zaplanowaną drogą. Dlaczego?
Ostatecznie to planowe odstraszanie nie powstrzymuje ludzi przed wyruszeniem w drogę, ponieważ nie rozwiązuje problemów w krajach pochodzenia. Oczywiście wielu uchodźców kieruje się również tym, że standard życia w UE jest wyższy niż standard życia w krajach pochodzenia. Gwarantowana jest tutaj opieka medyczna i zapewniane podstawowe potrzeby.
Z drugiej strony ludzie często żyją w niesprawiedliwych systemach i nie mają żadnej perspektywy na przyszłość. Wielu młodych ludzi, zwłaszcza małoletnich, bez opieki, postanowiło znaleźć w UE nową przyszłość, aby uniknąć politycznej presji w swoich krajach.
Jedynym naprawdę skutecznym rozwiązaniem byłoby skuteczne zwalczanie przyczyn migracji. Dlaczego do tej pory to się nie udało?
Z jednej strony do porażki przyczynia się zmiana globalnej sytuacji politycznej, ponieważ przy stole negocjacyjnym nie szuka się już wspólnych strategii dla rozwiązania problemu. Często brakuje motywacji do rozwiązania problemu, bo dzięki konfliktom mających miejsce w krajach, z których pochodzą uchodźcy, gospodarka światowa pozyskuje tanie surowce.
A projekt Nowego Jedwabnego Szlaku dodatkowo zmienia międzynarodową sytuację, znów pojawia się nowy kolonializm. Wiąże się to również z nowymi wyzwaniami lub nowymi problemami pojawiającymi się w tych krajach, które nadal napędzają napływ uchodźców. Ważną rolę odgrywają również zmiany klimatyczne i związane z nimi katastrofy.
W jaki sposób?
Ponieważ często nie wypłaca się tam pomocy na odbudowę. Ponieważ ludzie mówią, że te zmiany klimatyczne spowodują, że w dłuższej perspektywie nie będzie szans na normalne życie i że ostatecznie ludzie zostaną sami, a tym samym stracą podstawowe środki do życia, ojcowiznę.
Wywiad przeprowadziła Dagmar Peters, Domradio, kanał radiowy archidiecezji kolońskiej
Na podstawie jesuits.global
Photo: flickr.com/Sergio Agostinelli
]]>W perspektywie Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy 2021, jaki będziemy obchodzili 26 września, Dykasteria ds. Integralnego Rozwoju Człowieka rozpoczęła akcję zbierania świadectw.
Ruszyła kampania promocyjna skoncentrowana na temacie wybranym przez Papieża: Verso un „noi” sempre più grande (Ku coraz większemu „my”).
W poniższym filmie, po francusku, angielsku, hiszpańsku, holendersku, portugalsku i niemiecku, Franciszek zaprasza wszystkich ochrzczonych, aby poczuli się częścią jednego Kościoła, jednego domu, jednej rodziny. W filmie znajdują się bezpośrednie świadectwa niektórych migrantów, którzy dzięki temu, że zostali przyjęci w parafii, czują się częścią „my”. Do realizacji takiego „my” zachęca Papież.
Przygotowując się do 26 września 2021, Sekcja Migrantów i Uchodźców jest gotowa na przyjęcie pisemnych lub multimedialnych świadectw, filmów i zdjęć od lokalnych Kościołów i działaczy katolickich, którzy pokazują swoje zaangażowanie w duszpasterstwo z najbardziej bezbronnymi. Materiały można przesyłać na adres [email protected]
Źródło: VaticanNews
Main photo: European Union/ECHO/Mathias Eick, Presevo, Serbia, November 2015 (license).
]]>Gdy Paola Piazzi poznała pracę jezuity posługującego w więzieniu w Bolonii, postanowiła poświęcić swój czas i talenty więźniom. Wraz z grupą wolontariuszy zaangażowała się w spotkania z osadzonymi na oddziale dla najbardziej niebezpiecznych przestępców. Wiele wysiłku włożyła w to, by zrozumieć ich sposób myślenia, ich mafijną mentalność.
„Wielu więźniów, których spotkałam, wyznało mi, że nie wierzą ani nie są wyznawcami innych religii. Ci natomiast, którzy deklarowali się jako wierzący, mieli bardzo powierzchowny stosunek do swojej wiary. Miałam to szczęście, że niektórzy z tych, którym towarzyszyłam przez lata, doświadczyło prawdziwej przemiany. Tak jakby czekali na odpowiedniej okazji i właściwych ludzi, którzy pomogą im zrobić ten krok” – opowiada Paola.
„Moje zaangażowanie w apostolat społeczny nie przetrwałoby przez te wszystkie lata, gdybym nie czuła stałej, dyskretnej i cichej obecności Boga obok mnie. W moim życiu zawsze był aktywnym graczem. Przez ten cały czas widziałem wielu ludzi, którzy porzucili swoje zaangażowanie w apostolat społeczny. Trudności, rozczarowania i niepowodzenia doprowadziły do zagubienia sensu tej pracy, która wydawała się nie przynosić wielkich rezultatów. Albowiem na tej drodze nie brakuje porażek i zmęczenia. To było naprawdę frustrujące, gdy widziałam jak osoby, którym towarzyszyłam i które robiły już małe kroki do przodu, raptem w sposób dramatyczny upadały. W tych chwilach miałam ochotę powiedzieć: dosyć!, dalej idź beze mnie! Ale potem przypominałam sobie postać sługi nieużytecznego, który pod koniec swojej pracy został wezwany i skarcony za to, że nie angażuje się ponad to, co konieczne (por. Łk 17,10). Było to dla mnie mocne przypomnienie, które uświadamiało mi, że jestem tylko sługą w winnicy Boga”.
„Dziękuję Panu za to, że dał mi tę możliwość przeżywania mojego życia w służbie innym i za to, że każdego dnia mi towarzyszy. Wydaje mi się, że mam jeszcze dużo do dania, że Pan wciąż żąda ode mnie dużo więcej, że absolutnie nie mogę zadowalać się wyzwaniami, jakie obecnie stawia każdego dnia przede mną, że czekają mnie większe i piękniejsze. Dlatego mocno ufam, że nie będę w tym sama. Bóg zawsze będzie obecny”.
Na podstawie świadectwa Paoli Piazzi: Secretariato per la Giustizia Sociale e l”Ecologia della Compagnia di Gesù
Photo by RODNAE Productions from Pexels
]]>
Należący do jezuitów katolicki Uniwersytet Ateneo w Manili (Quezon City) na Filipinach odpowiedział na apel Czerwonego Krzyża i lokalnych urzędników oddając jeden ze swoich budynków do dyspozycji lokalnych służb medycznych na rozlokowanie pacjentów z koronawirusem.
W połowie kwietnia liczba zakażonych przekroczyła na Filipinach milion osób.
Lekarze zaapelowali o więcej ośrodków dla chorych, ponieważ szpitale w stolicy i pobliskich miejscowościach znajdowały się w punkcie krytycznym.
Dla potrzeb chorych są już teraz w pełni zaadoptowane trzydzieści dwie sale wykładowe należące do uniwersyteckiej szkoły średniej, a zajęcia z uczniami odbywają się online. Ponadto w uniwersyteckim laboratorium stworzono zaplecze do przeprowadzania testów na obecność wirusa i system profesjonalnego wsparcia dla personelu medycznego walczącego z pandemią. Planowane jest także stworzenie na uniwersytecie centrum szczepień.
„W przyszłym miesiącu minie 500 lat od chwili, gdy człowiek o imieniu Iñigo López de Loyola został trafiony w bitwie kulą armatnią, która złamała mu nogę. W wielu przypadkach poważnie złamana noga również zniszczyłaby ducha. Ale nie w jego przypadku. Ten bolesny wypadek stał się początkiem jego życiowej misji” – napisał do swoich współpracowników ojciec Bobby Yap SJ, prezydent Ateneo De Manila University.
„Ta pandemia jest w pewnym sensie kulą armatnią, która niszczy nasze społeczeństwo i życie wielu ludzi, ale jednocześnie niszczy nasz stary sposób życia” – podkreśla w swoim przesłaniu o. Yap.
„Zamiast pogrążać się w rozpaczy, idźmy za przykładem św. Ignacego i uczyńmy z tego okazję, by w Chrystusie ujrzeć wszystko na nowo oraz pomóc tym, którzy czują się bezsilni i zasmuceni, aby powrócili do zdrowia i odzyskali siły”.
Na podstawie informacji z Social Justice and Ecology Secretariat of the Society of Jesus oraz ateneo.edu
Zdjęcia pochodzą ze strony internetowej Ateneo De Manila University oraz ze strony prowadzonej przez Ateneo na Facebooku.
]]>
Joe Arun SJ, doktor antropologii i specjalista w dziedzinie ekonomii, dyrektor Instytutu Zarządzania im. św. Józefa w Trichy (Indie), opowiada w marcowym numerze miesięcznika JIVAN o człowieku, który przez ponad 30 lat dostarczał korespondencję ludziom z hinduskich wiosek, do miejsc w których do dziś nie ma telefonu. Był ich jedynym kontaktem ze światem. Gdy przeszedł na emeryturę nakręcono o nim film.
„W świecie mediów społecznościowych listonosz wciąż dostarcza listy biednym mieszkańcom niedostępnych terenów – pisze ojciec Arun. „Pracownicy plantacji mieszkający na trudno dostępnych terenach Wzgórz Nilgiri nie mają nawet dostępu do sieci telefonicznej, nie mówiąc o Internecie. D. Sivan (lat 66), listonosz z Coonoor w stanie Tamil Nadu (Indie), przez ostatnie 30 lat stawiał czoła gęstym lasom, trudnym do przebycia terenom i dzikim zwierzętom, aby dostarczyć korespondencję. Jest jedynym łącznikiem ze światem dla ludzi żyjących w tych odległych terenach. W niektóre dni, nawet gdy miał do dostarczenia tylko jeden list, wyruszał w 15-kilometrową podróż, przemierzając strome wzgórza, niebezpieczne mosty kolejowe i czarne jak smoła tunele”.
Podczas swojej pracy jako listonosz nigdy nie brał dnia wolnego, bo wiedział jak ważny jest każdy list i każdy przekaz pieniężny, na który ludzie czekają. Niejednokrotnie ryzykował życiem w starciu z dzikimi zwierzętami, ale niektóre z nich już go rozpoznawały i pozwalały mu czynić jego powinność.
Zapytany co skłania go do kontynuowania tej ciężkiej pracy mówi, że życie ludzi pracujących na plantacjach zależy od ich skromnej emerytury i jego odpowiedzialnością jest dostarczenie im jej na czas. „Jestem zwykłym człowiekiem – opowiada – ale moja praca sprawia, że życie ludzi w tych trudnych warunkach staje się bardziej znośne. Poczucie dobrze wypełnionego zadania bardziej mnie trzymało przy życiu przez te wszystkie lata niż zapłata, jaką dostaję. Nigdy nie zawiodłem ludzi, do których docieram.
Na podstawie: JIVAN, March 2021, s. 30.
]]>
Dziennik Bałtycki poinformował wczoraj, że w Gdańsku Wrzeszczu została uruchomiona z początkiem kwietnia tzw. jadłodzielnia. Przy kościele jezuitów, w Parafii pw. Świętego Krzyża, została umieszczona społeczna lodówka. Na zdjęciu ojciec proboszcz Jarosław Kuffel SJ wraz z osobami zaangażowanymi w projekt.
Redaktor Rafał Morawicki pisze na łamach Dziennika Bałtyckiego, że „idea lodówki społecznej narodziła się kilka miesięcy temu na dzielnicowym forum na Facebooku. Akcję utworzenia społecznej lodówki zainicjowała mieszkanka Wrzeszcza Dolnego – Sylwia Baranowska. Zainspirowała ją też działalność jezuickiego duszpasterza młodzieży, o. Pawła Kowalskiego, który co piątek, wraz z młodymi ludźmi, częstuje ubogich ciepłą zupą, którą młodzi sami przygotowują”.
Więcej informacji oraz zdjęcia na stronie Dziennika Bałtyckiego.
Zobacz także Duszpasterstwo Akademickie Winnica.
Foto: Rafał Mrowicki
Za moimi plecami widać namioty, w których mieszkają uciekinierzy ocaleli z ludobójstwa, do jakiego dopuszczono się w sierpniu 2014 roku w regionie Sinjar w północnym Iraku – opowiada o. Joseph Cassar SJ, maltański jezuita z Jezuickiej Służby Uchodźcom.
W swoim świadectwie video dostępnym na stronie internetowej centroastali.it, ojciec Joseph mówi między innymi:
Setki tysięcy kobiet, dzieci i mężczyzn należących do mniejszości etniczno-religijnej jezydów, zostało zmuszonych przez samozwańczy rząd państwa islamskiego do ucieczki z ich własnej ziemi. Minęło ponad sześć lat od od tych tragicznych wydarzeń. Tysiące osób straciło życie, ponad 6 400 zostało porwanych, a 2 880 jezydów zniknęło bez wieści. Wiele kobiet i małych dziewczynek zostało zgwałconych, pobitych i sprzedawanych. Mali chłopcy zostali przymusowo wcieleni do bojówek i przeszkoleni, by walczyć i zabijać. Tutaj w Sharya, jezyckiej miejscowości na peryferiach Dohuk, znajduje się 16 obozów dla przesiedleńców żyjących obecnie w tej części irackiego Kurdystanu. W całej prowincji Dohuk jest ich około 300 tysięcy.
W roku 2014 media wiele mówiły o uciekających w góry jezydach. Natomiast, gdy taka sytuacja jak te przedłuża się w czasie stając się permanentną, media już o niej nie mówią. Podobnie społeczność międzynarodowa przestaje się nią interesować. Rzeczywistość, z jaką uciekinierzy zmagają się na co dzień nie uległa żadnej zmianie. Ci ludzie wciąż potrzebują pomocy, a ich sytuację pogarsza niepewność związana z pandemią koronawirusa. Brakuje szpitali, jedzenia, opieki zdrowotnej, pracy. W całym Iraku, a szczególnie pośród przesiedleńców, nie ma środków ani możliwości, by zapewnić edukację dzieciom i młodzieży.
Jezuicka Służba Uchodźcom stara się zaradzić podstawowym potrzebom: ochrona, edukacja, zdrowie psychiczne. W Sharya, w związku z doświadczeniem ludobójstwa i przedłużającą się sytuacją przesiedlenia jezydów, wsparcie psychologiczne i społeczne ma szczególne znaczenie. Świadczy o tym wysoki procent usiłowań samobójczych i samobójstw pośród młodzieży w wieku 15-25 lat.
Gdy patrzę na cierpiące twarze osób zgłaszających się do biura Jezuickiej Służby Uchodźcom, by otrzymać wsparcie psychologiczne i psychiatryczne, przychodzą mi na myśl rany Jezusa umierającego na Golgocie. Tu dotykamy ukrytych ran cierpiącego Chrystusa. Z taką samą starannością i z taką samą czcią podchodzimy do tego realnego cierpienia, jakiego doświadczają osoby, którym służymy.
Ponad trzy lata temu, w grudniu 2017, zostało ogłoszone definitywne zwycięstwo w walce z ISIS, pokonanie państwa islamskiego, ale ludobójstwo nadal trwa. W Iraku i na Bliskim Wschodzie potrzeba przede wszystkim pokoju i trzeba zaangażować się w to z najwyższym poświęceniem. Przyszłość, jaką mamy do zbudowania, powinna opierać się na życiu wspólnie z innymi, a nie pomimo innych.
Servir 1-2 (2021)/centroastali.it/Joseph Cassar SJ/
Foto: flickr.com / DFID – UK Department for Internationa Development / Shelter provided by UK aid for people displaced by Daesh in Iraq
]]>
Jezuickie Centrum Społeczne wyszło z ciekawą inicjatywą na Wielki Post. Od Środy Popielcowej trwa modlitwa za uchodźców, którzy doświadczali niejednokrotnie wielu cierpień, odrzucenia i marginalizowania. Potrzebują kogoś, kto wniesie w ich życie nadzieję zgodnie z duchem ośmiu Błogosławieństw.
„Błogosławieństwa to postawy, dyspozycje i czyny, które siłę czerpią z doświadczenia duchowego. Otwierajmy się na nie we wzajemnym wstawiennictwie” – piszą organizatorzy i zachęcają, by poprzez modlitwę zostać duchowym Aniołem sióstr i braci skazanych na uchodźczą tułaczkę.
Jak wygląda ta modlitwa?
Osoby, które zaangażowały się już w tę inicjatywę modlą się Koronką do Bożego Miłosierdzia codziennie o godz. 20:30. A od najbliższej niedzieli, czyli już 21 lutego, spotkają się wspólnie poprzez stream YouTube/Facebook.
W poniższym formularzu można poprosić o przypomnienie SMS przed transmisją modlitwy: FORMULARZ
– lub kliknąć na zapowiedzi Youtube “Ustaw przypomnienie”
TUTAJ: https://www.youtube.com/watch?v=SgattCVtTts
– a także na Facebooku “Otrzymaj przypomnienie” TUTAJ: https://www.facebook.com/wakcji/live/
MOŻNA JESZCZE DOŁĄCZYĆ
Zdjęcie autorstwa Ahmed akacha z Pexels
]]>
W połowie stycznia minęło 100 dni odkąd o. Stan Swamy SJ (na zdjęciu powyżej) przebywa w więzieniu w Bombaju podejrzany o wspiernie maoistów. Dotychczasowe demonstracje i petycje podpisywane przez setki tysięcy ludzi na całym świecie nie przyniosły rezultatu. Generał jezuitów o. Arturo Sosa SJ dziękował wszystkim za solidarność z 80 letnim jezuitą, który zawsze stał po stronie ubogich. „Jesteśmy z nim” zadeklarował i ponownie zaapelował o natychmiastowe uwolnienie ojca Swamy. „Wyrażam moją solidarność i nie przestaję wspierać Stana i wszystkich innych, którzy stoją po stronie bezbronnych plemion i grup społecznych zapchniętych na margines, a którym teraz grozi więzienie” – mówił w przesłaniu wideo.
W tych dniach dotarł do jezuitów list napisany w więzieniu przez ojca Stana Swamy. Został on opublikowany na stronie internetowej Sekretariatu ds. Sprawiedliwości Społecznej i Ekologii Towarzystwa Jezusowego.
Przede wszystkim pragnę wyrazić głębokie uznanie dla ogromnej solidarności, jaką wielu wyraziło w ciągu ostatnich 100 dni, gdy siedzę za kratkami. Czasami wiadomość o tak wielkiej solidarności dodawała mi wyjątkowej siły i odwagi, zwłaszcza gdy w więzieniu jedyną pewną rzeczą jest niepewność. Tutaj żyjesz z dnia na dzień. Innym mocnym doświadczeniem tych ostatnich stu dni jest sytuacja więźniów oczekujących na proces. Większość z nich wywodzi się z ludności słabszej ekonomicznie i społecznie. Wielu z tych biednych więźniów oczekujących na proces nie wie, o co zostali oskarżeni, nie widzieli swoich zarzutów i pozostają w więzieniu przez lata bez żadnej pomocy zarówno prawnej jak i każdej innej. Ogólnie rzecz biorąc, prawie wszyscy ludzie oczekujący tu na proces są zmuszeni ograniczać się do rzeczy niezbędnych do przeżycia, niezależnie od tego, czy są bogaci, czy biedni. Wszystko to rodzi poczucie braterstwa i wspólnoty, które umożliwia nawiązywanie kontaktu nawet w tak trudnej sytuacji. Z drugiej strony, jestem w grupie szesnastu oskarżonych, którzy nie mieli okazji się spotkać, ponieważ jesteśmy osadzeni w różnych więzieniach lub w różnych „sektorach” tego samego więzienia. Ale nadal będziemy razem intonować wspólną pieśń. Ptak w klatce wciąż może śpiewać.
O. Stan Swamy SJ
[tłumaczenie z języka włoskiego]
Foto: By Khetfield59 – Own work, CC BY-SA 4.0 (wikimedia commons)
]]>Widząc żebrzące dzieci w autobusach i tramwajach, zawsze zastanawiałam się gdzie mieszkają, jak żyją? Patrząc na nie bolało mnie serce i ogarniał smutek, że tak wygląda ich dzieciństwo.
Choć było to wiele lat temu, bardzo dobrze pamiętam pewnego chłopca grającego na akordeonie. Miał może 9, 10 lat. Chłopiec ten grając wczuwał się w muzykę tak bardzo, że patrząc na niego odnosiłam wrażenie jakoby on cały był i żył tą muzyką. Oboje wysiedliśmy na tym samym przystanku a ja obserwowałam go dalej. Chłopiec nie przestawał grać i jasnym było, że muzyka jest dla niego wszystkim. Pomyślałam wtedy, że być może właśnie marnuje się jakiś wielki talent…
Zawsze starałam się do tych ludzi jakoś zagadać, zapytać jak dzieci mają na imię i skąd pochodzą. Najczęściej wymieniali Mołdawię. Zastanawiałam się wtedy jak mogłabym im pomóc, ale poza wrzuceniem pieniążka do puszki, nic nie przychodziło mi do głowy. Czułam się za słaba by działać w pojedynkę.
W 2017 roku zostałam wolontariuszką Jezuickiego Centrum Społecznego „W Akcji” (JCS).
Wspólnie zajmujemy się uchodźcami, wspomagając ich poprzez towarzyszenie im w ich trudnym życiu w obcym kraju jakim jest dla nich Polska. Chodzi o to aby spotkali się tu z życzliwością, ciepłem, pomocą i wsparciem, oraz aby nauczyli się nieco języka.
Pewnego dnia, w lutym 2017 roku, poszłam na mszę św. o godz. 12:00. Siedząc pod chórem miałam w perspektywie cały kościół. Kiedy msza się jeszcze nie zaczęła, zauważyłam nagle, że do kościoła weszły dwie małe dziewczynki trzymające się za ręce. Poznałam, że z pewnością są to dzieci romskie z Mołdawii czy też Rumunii. Wtedy ktoś je zawołał, a one wyszły z kościoła. Po mszy ciągle zastanawiałam się czy je jeszcze spotkam. Udało się, były! Jedna z nich podeszła do mnie i powiedziała, że jest głodna. Była tam też ich matka. Zaproponowałam więc, że pójdziemy do sklepu i tam wybiorą to, co jest im potrzebne. Po drodze do sklepu wypytywałam o imiona dzieci i powiedziałam o znajdującym się niedaleko JCS-ie, zapraszając, aby któregoś dnia przyszły. Matka dziewczynek wydała się bardzo sympatyczna. Powiedziała, że może przyjdzie ale nie dawała mi stu procentowej pewności. Spodobało mi się, że wypowiadane słowa są dla niej ważne i najwyraźniej nie rzuca ich na wiatr.
Zapamiętałam dobrze, że było to w lutym, bo na ten czas przypadały ferie zimowe i w JCS-ie organizowane były różne atrakcje dla dzieci uchodźców. Oczami wyobraźni widziałam już, że te dwie małe dziewczynki też mogłyby z tego skorzystać. Niestety nie pojawiły się więcej pod tym kościołem. Zupełnie niespodziewanie spotkałam je za to pod moim kościołem parafialnym. Potraktowałam to jako znak skierowany do mnie. Od tej pory nasza znajomość stała się bardziej regularna. Powoli poznawałam ich życie, troski, problemy i radości a także historię ich życia. Wkrótce również całą rodzinę. Zaczęłam im towarzyszyć.
Ponieważ bardzo leżała mi na sercu edukacja dzieci, naciskałam aby posłać je do szkoły. W tym czasie rodzina mieszkała na peryferiach Warszawy, z dala od szkoły, do której trzeba było iść wzdłuż bardzo ruchliwej i niebezpiecznej szosy. Matka bała się posyłać tamtędy dzieci. Ustaliłam więc z księdzem, że w salce parafialnej będę uczyła dzieci pisać i mówić po polsku. Było to jednak niewiele w porównaniu z prawdziwymi lekcjami w szkole. Na szczęście wkrótce rodzina przeniosła się w inne miejsce, a szkoła była niedaleko.
„Moje” małe dziewczynki były już dwa lata starsze, więc poszły nie do 1 a do 3 klasy. Dalej nie znały dobrze polskiego i nie pisały tak jak dzieci, które od początku chodziły do szkoły ale miały niewielkie podstawy. Tak zaczęła się nasza wspólna przygoda z edukacją w szkole. Zorientowałam się, że organizacja szkoły i kontakt nauczyciela z rodzicami jest zupełnie inny niż za moich czasów – a mam już swoje lata. Zostałam łącznikiem między szkołą a rodzicami przekazując im wszelkie wiadomości z e-dziennika i tłumacząc o co chodzi.
W różnych opracowaniach Romowie są określani jako grupa najbardziej dotknięta wykluczeniem. Często są to ludzie nie umiejący pisać i posługiwać się Internetem. Napotykają oni na różne bariery w zrozumieniu pewnych zasad czy praw. Ich życie właściwie sprowadza się do tego, aby przeżyć z dnia na dzień. Przyjechali doświadczając wielkiej biedy w swoim kraju. U nas żyje się im lepiej, ale bardzo skromnie i nadal na najniższym poziomie.
Z czasem poznaliśmy się na tyle, że załatwiając różne sprawy w szkole odwiedzałam ich, a oni będąc w mojej dzielnicy przychodzili na herbatę i kanapki. Pomagałam też dziewczynkom w odrabianiu lekcji. Wpadając do nich w odwiedziny zawsze byłam bardzo mile traktowana i spotykałam się z wielką gościnnością. Powoli poznawałam całą rodzinę z jej wieloma rozgałęzieniami. Okazało się, że są tam jeszcze inne dzieci, które z wielką zazdrością patrzyły na swoje dwie kuzynki, które poszły do szkoły.
We wrześniu tego roku szkolnego jeden z braci ciotecznych dziewczynek został zapisany do szkoły. Prawdopodobnie dzięki temu, że one same z entuzjazmem chodzi do szkoły, reszta rodziców zdecydowała się również zapisać swoje dzieci. Zaklęty krąg został przerwany. Wciąż opowiadam „moim” dziewczynkom, że mogą realizować swoje marzenia bycia kimś – ale muszą się uczyć.
Pandemia przeszkadza w naszych osobistych kontaktach gdyż jestem w grupie podwyższonego ryzyka. Spotykamy się tylko w maseczkach i to na świeżym powietrzu. Nie odwiedzam ich a oni nie bywają u mnie w domu, ale jesteśmy w stałym kontakcie.
Wielka radość z powodu pójścia dzieci do szkoły miesza się z wielką troską i obawą – jak dam radę „ogarnąć” już ośmioro dzieci, zapanować nad e-dziennikiem i przekazywać to wszystko rodzicom? Jak dam radę wspierać ich finansowo w opłatach za szkołę i uczestnictwo dzieci w różnych atrakcjach organizowanych przez szkołę? Samo zapewnienie plecaków i materiałów szkolnych dla sześciorga dzieci było nie lada wyzwaniem, a co będzie jak na skutek pandemii zostanie zamknięta szkoła a dzieci nie będą miały możliwości skorzystania z komputera i uczestniczenia w zdalnych lekcjach? Czy znów moi przyjaciele zostaną skazani na brak edukacji i wykluczenie?
Justyna Krzywacka
Artykuł ukazał się na stronie Jezuickiego Centrum Społecznego „W Akcji”.
]]>
Dyrektor Jezuickiego Centrum Społecznego „W Akcji” dzieli się świadectwem z ostatnich dni.
„Dopiero co solidaryzowaliśmy się z ludźmi potrzebującymi podczas Światowego Dnia Ubogich, a już dzisiaj nad ranem nasze szczytne pragnienia zostały skonfrontowane z rzeczywistością – pisze o. Łukasz Lewicki SJ.
Zgłosił się do nas pewien Nigeryjczyk, który od dwóch lat jest bezdomny. To przykre i szokujące, szczególnie biorąc pod uwagę, że jest człowiekiem wykształconym i ładnie mówiącym po Polsku.
Powiedzenie mówi, że “szewc bez butów chodzi”, a co powiedzieć o budowniczym dróg? Nie wiemy jaka jest reguła – ale ten nasz, nie potrafi “znaleźć drogi wyjścia” ze swojej trudnej sytuacji.
Dennis ma w sobie coś co sprawia, że lubi się go od pierwszych chwil rozmowy. Mimo, iż na ulicy nauczył się trudnej sztuki przetrwania, ze wszystkimi jej konsekwencjami, to wydaje się, jakby w ogóle nie był zepsuty przez zło tego świata.
Dennis korzystał przez pewien czas z pomocy noclegowni, jednak przez regularne bycie podgryzanym przez pluskwy do szedł do wniosku, że na ulicy znajdzie większy komfort i szansę by spokojnie przespać noc. Najpierw okoliczności zmusiły go, by rozdzielać czas pomiędzy pracę zawodową i pracę magisterską. Ostatecznie jednak zdecydował się porzucić tę pierwszą, pozostając bez środków do życia, ale zyskując w ten sposób czas na nadrobienie zaległości uczelnianych. Dennis nie jest już młodzieńcem, a dodatkową trudność w nauce sprawiają mu skutki pobicia na tle rasowym, z poważnymi obrażeniami głowy jakie odniósł. Ich konsekwencje uwidaczniają się w trudnościach z koncentracją, przez co czas podejmowanych przez niego działań nieco się wydłuża.
Oto, co Dennis, ze sporą dozą dystansu pisze sam o sobie:
Nazywam się Dennis. Jestem Nigeryjczykiem. Przyjechałem dawno do Polski na stypendium studiować drogi, ulice, lotnisko na politechnice. Właściwie to już skończyłem studia magisterskie na Politechnice Warszawskiej, ale nie mogę pisać pracy dyplomowej z różnych powodów. Największy powód to, że jestem po prostu tumanem. Można jeszcze dodać, że nawet nie miałem pieniędzy kupić komputera ani programów bardzo mi potrzebnych do pisania tej pracy. Nie mówiąc jeszcze, że muszę się ich nauczyć itp. Jestem diabetykiem, co odziedziczyłem po swojej mamie. Dwa razy miałem absolutorium, ale nie wywiązałem się z zadania i w konsekwencji, wyrzucono mnie z akademika. Nie mam gdzie się podziać. Śpię na ulicach. Ani złotówki nie mam, ale wiem, że studia muszę kończyć! Nawet nie wiem jaki jest mój status studencki, ale leżałem w szpitalu i mogę opierać się na tym, żeby przedłużyli my czas do pisania. Mam pobyt stały w Polsce. Oczywiście, chciałbym wrócić do siebie po studiach. I żeby nie było gorszej, mój komputer się zepsuł a korona wirus roby swoje… [pisownia oryginalna]”.
Jezuickie Centrum Społeczne APELUJE o włączenie się w pomoc Dennisowi. Chodzi o podarowanie mu dachu nad głową lub przyczynienie się do jego znalezienia.
Plan minimum, to przyjmowanie Dennisa do siebie tylko na noc. Dzień mógłby spędzać w Jezuickim Centrum Społecznym.
„Dzięki naszemu wsparciu ma on szansę szybko stanąć na nogi i zrealizować swój ambitny plan – tłumaczy dyrektor JCS, ojciec Lewicki. Może się okazać, że chcąc pomóc tej przesympatycznej osobie zyskasz znacznie więcej niż jesteś w stanie dać – wejście w kontakt z człowiekiem niezwykle pozytywnym i radosnym, niesamowicie wdzięcznym i całym sobą obecnym w relacji – to coś, co wydaje się „rajem utraconym” współczesnych więzi międzyludzkich zachodnich społeczeństw”.
ll/jcs
]]>Jezuickie Centrum Społeczne „W Akcji”
Email: [email protected]
Telefon: 797 907 588
Strona internetowa JCS
https://www.facebook.com/wakcji