5 listopada wszyscy jezuici na całym świecie biegną myślą do nieba, by dziękować Bogu za swoich 50 świętych (33 to męczennicy) i ok. 180 błogosławionych Współbraci, którzy w ciągu 469 lat trwania zakonu zostali uznani przez Kościół za godnych chwały ołtarzy. Jest ich bardzo wielu, tworzą wielki zastęp przed Bożym Majestatem, na którego czele stoi nasz Założyciel i pierwszy Generał św. Ignacy Loyola (1491-1556).
Myślę, że dobrze jest dzisiaj zadać sobie pytanie, skąd aż tylu świętych, męczenników i wyznawców, na tak różny sposób przeżywających swoje całkowite powierzenie się Bogu na Jego większą chwałę i dla zbawienia dusz? U źródła tego wielkiego owocowania znajduje się historia nawrócenia Iniga, szlachcica z zamku Loyola, który w młodości marzył o karierze wojskowej i światowych zaszczytach. Wspomina o tym w swojej Autobiografii podyktowanej pod koniec życia. Bóg miał dla niego inny plan i dlatego stopniowo przygotowywał go do walki orężem Słowa Bożego w służbie Chrystusa – Króla wieków.
Wszystko zaczęło się od ciężkiej rany w nodze, spowodowanej uderzeniem kuli armatniej, gdy kapitan Loyola bronił zamku w Pampelunie przed zdobyciem go przez Francuzów. Wrodzona ambicja nie pozwalała mu oddać twierdzy bez walki. W czasie rekonwalescencji rycerz zaczął czytać Ewangelię oraz żywoty świętych. Bóg bardzo trudził się przemieniając jego serce, co zaowocowało zmianą jego pragnień. Przestał już marzyć o zdobyciu władzy i ziemskiego znaczenia, o zdobyciu serca księżniczki, a może nawet królowej. Teraz zadawał sobie pytanie: skoro św. Franciszek z Asyżu i św. Dominik dokonali tak wiele dla Boga i Jego Kościoła, to dlaczego i ja nie mógłbym podobnych rzeczy uczynić? Myśl ta sprawiała w nim trwałą radość. Kiedy w uroczystość Apostołów Piotra i Pawła został cudem ocalony od śmierci, odtąd nic w jego życiu nie działo się przypadkowo. Każdy swój zamiar, swój krok i podejmowane zadanie powierzał na modlitwie Bogu. Nauczył się tak czynić zwłaszcza w czasie samotnych rozmyślań w manreskiej grocie, podczas duchowych oświeceń, Bożych nawiedzeń i wizji. Doświadczył też stanów pełnych strapień i całkowitej ciemności, którym towarzyszyły nawet myśli samobójcze. Bóg go we wszystkim prowadził i pocieszał.
Pasją Jego życia było naśladowanie Jezusa, dlatego zapragnął udać się do Ziemi Świętej. Po powrocie zaczął spontanicznie ewangelizować napotkane osoby. Już wtedy myślał o zebraniu przyjaciół w Panu, ogarniętych jak on pragnieniem szerzenia Jego Królestwa. Odkrył, że powinien studiować teologię, by uniknąć trudności z Inkwizycją. Udał się na studia na paryską Sorbonę, gdzie mimo swoich 35 lat zasiadał w ławie z kolegami o 20 lat od niego młodszymi. W ich gronie był Piotr Favre (1506-1546, późniejszy błogosławiony) i Franciszek Ksawery (1506-1552, święty misjonarz Indii i Japonii). Pamiętnego dnia 15 sierpnia w 1534 roku w kaplicy na Montmartre w Paryżu, złożyli oni pierwsze śluby czystości i ubóstwa. Potem, po przyjęciu świeceń kapłańskich i niemożliwym do zrealizowania pragnieniu pielgrzymowania do Palestyny, udali się do Rzymu, by oddać się do dyspozycji Ojca świętego. W roku 1540 Stolica Święta zatwierdziła powstanie nowego zakonu, którego generałem został św. Ignacy Loyola. Gdy umierał, 31 lipca 1556 roku, w świecie apostołowało ok. 1000 jezuitów.
W historię zakonu wpleciona jest złota historia jego świętych i błogosławionych, tych kanonizowanych i tych ukrytych, którzy codziennie szukali Jezusa, poznawali Go, ukochali i starali się Go naśladować w Jego Męce i Chwale. Pośród nich są Polacy: mężny św. Stanisław Kostka (1550-1568), patron młodzieży, św. Andrzej Bobola (1591-1657), broniący jedności Kościoła, za co został okrutnie umęczony przez Kozaków, św. Melchior Grodziecki (1582-1619), który zginął śmiercią męczeńską w obronie wiary katolickiej w Koszycach i bł. Jan Beyzym (1850-1912), posługacz trędowatych na Madagaskarze.
Święci i błogosławieni Towarzystwa Jezusowego, módlcie się za nami!
O. Marek Wójtowicz SJ