O swojej bolesnej historii mówiła, że zawsze doświadczała tajemniczej Obecności. Nie wiedząc o istnieniu Anioła Stróża, doświadczała jego opieki w najbardziej tragicznych chwilach swego życia. To właśnie w czasie pełnej udręki podróży z uprowadzonymi z wiosek niewolnikami jeden z arabskich handlarzy nazwał ją Bakhita, co po arabsku znaczy Szczęśliwa.
Mężna niewolnica
Bakhita urodziła się około 1869 r. w dość zamożnej rodzinie sudańskich rolników. Już jako kilkuletnia dziewczynka została porwana i sprzedana jako niewolnica. Pod wpływem pełnych okrucieństwa doświadczeń wspomnienia małej Afrykanki zostały zamazane, nie umiała nazwać wioski, z której pochodziła, zapomniała też swoje imię. Jeden z oprawców, wywijając nożem, powiedział do niej: – Jeśli krzykniesz, umrzesz. Idź więc z nami. Inny straszył ją lufą strzelby, przykładanej do pleców dziewczynki. Szła przez cały dzień w morderczym marszu, mając zakrwawione stopy i nogi, umierając ze strachu i zmęczenia. Po dotarciu na miejsce zamknięto ją w piwnicy. Spała na gołej ziemi po posiłku złożonym z czarnego chleba i wody. Gdy dołączono ją do karawany niewolników, razem z inną dziewczynką zbiegła nocą, ale szybko ktoś je znalazł i odsprzedał na nowo handlarzom, którzy szli do Chartumu. Za najmniejsze przewinienie niewolnicy otrzymywali chłostę aż do krwi. Dziewczynkom zrobiono tatuaż, rozcinano ich ciało, a w świeże rany wsypywano sól. Obie mdlały z bólu. Do końca życia Bakhita nosiła blizny po zadanych jej ranach.
Kupił ją pewien Turek, muzułmanin, by była „maskotką” dla jego dwóch córek. Choć ją bito i poniewierano, nigdy nie narzekała, sądząc, że taki jest los niewolnicy.
Na włoskiej ziemi
Gdy jej arabskim panom przestała być przydatna, sprzedano ją włoskiemu patron miesiąca konsulowi Kalikstowi Legnani. Choć ta włoska rodzina nie praktykowała chrześcijańskiej wiary, to jednak traktowano ją bardzo dobrze i z należnym szacunkiem. Ona sama dziwiła się, że wydawane jej polecenia nie są poprzedzone uderzeniem bata. Po upływie dwóch lat konsul musiał powrócić z całą rodziną do Włoch. Bakhicie bardzo zależało, by ją zabrano z sobą. Przeczuwała, że właśnie w tej nowej ojczyźnie pozna wreszcie Tego, dzięki któremu tak dobrze ją traktowano.
Po przybyciu do Genui, znajoma konsula, Marina Michieli, prosiła go, by przysłał Bakhitę do opieki nad mającym się urodzić dzieckiem. Z tego powodu Moretta (Ciemnoskóra) udała się do Mirano w okolice Wenecji, gdzie odkryła wspólnotę Kościoła. Rodzina, w której służyła, należała do środowiska liberalnego, dalekiego od praktyk religijnych. Pozwalano jednak Bakhicie chodzić do kościoła. Wkrótce w Wenecji spotkała siostry kanosjanki, które przygotowały ją na przyjęcie Chrztu św. Poznała Pana Jezusa, dobrego Boga. Poznała Pana, którego, jak wyznała, „odczuwała w swym sercu, nie wiedząc, kim jest”. Zawsze z ogromnym wzruszeniem odwiedzała kościół, gdzie całowała chrzcielnicę, przy której narodziła się do nowego życia 9 I 1890 r. Otrzymała wtedy imię Józefina. Tego samego dnia przyjęła sakrament bierzmowania i po raz pierwszy przyjęła Pana Jezusa w Komunii świętej.
Całkowicie oddana Panu
Po powrocie znad Morza Czarnego pani Michieli postanowiła sprzedać dobra we Włoszech i ponownie wyjechać. Bakhita stanowczo nie zgadzała się, by ją z sobą zabrała. Jej wiara stawała się coraz bardziej dojrzała i zamierzała wstąpić do Zgromadzenia Córek Miłości, Służebnic Ubogich (kanosjanki), które okazało jej tak wiele dobroci. Mimo nalegań pani, nie udało się odwieść Bakhity od jej zdecydowanego wyboru. Dzięki interwencji prokuratora królewskiego i patriarchy Wenecji pozostała w zgromadzeniu, do którego po kilku latach wstąpiła, stając się pierwszą czarną siostrą kanosjanką. W uroczystość Niepokalanego Poczęcia 1896 r. poświęciła się na zawsze Bogu.
Przez ponad 50 lat prowadziła ukryte życie, głównie w klasztorze w Schio. Pracowała jako kucharka, praczka, szwaczka, przyjmowała gości przy klasztornej furcie. Opiekowała się małymi dziećmi. Umiała cierpliwie wszystkich wysłuchać i pocieszać z wielką łagodnością w głosie. Uczestniczyła też na terenie Włoch w spotkaniach animujących potrzebę wspierania misji zagranicznych.
Wspominając swoje dzieciństwo, nie pozwalała, by mówić o jej bezlitosnych panach, że byli źli. Twierdziła, że postępowali tak, bo nie znali Boga, dobrego Ojca. Boska Opatrzność poprowadziła tę sudańską niewolnicę ku wolności ludzkiej i wolności dziecka Bożego. Lubiła powtarzać: Bądźcie dobrzy, kochajcie Pana, módlcie się za tych, którzy Go nie znają. „Bądźcie świadomi szczęścia, polegającego na tym, że wy Go znacie.” Także w ostatnich latach swego życia, pośród wielkiego cierpienia i dolegliwości, pełna była nadziei. Tym, którzy ją pytali, jak się czuje, z uśmiechem odpowiadała: – Tak, jak tego chce mój Pan albo Trochę oczywiście cierpię, ale mam tyle grzechów do wynagrodzenia, i jest tak wielu Afrykańczyków do ocalenia i grzeszników, aby ich wspomóc modlitwą. Pogodnie patrzyła na zbliżającą się śmierć: Kiedy kogoś kochamy, gorąco pragniemy się do niego zbliżyć. Dlaczego zatem bać się śmierci? Śmierć prowadzi nas do Boga.
Podczas agonii przeżywała straszliwe dni, błagając siostrę: – Rozluźnijcie mi łańcuchy… one są tak ciężkie. Jej ostatnie słowa brzmiały: – Maryja… Maryja… To swoją Matkę wysłał zmartwychwstały Pan, by uwolnić ją od ziemskich więzów i obdarzyć niebem. Zasnęła w Panu 8 II 1947 r. w domu zakonnym w Schio. Jego mieszkańcy od dnia pogrzebu nazywali ją świętą Matką Moretta. Prawdziwie Szczęśliwą – Bakhitą.
Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną w 1992 r. a kanonizował w 2000 r. w Rzymie.