Czuję trochę nieswojo po obejrzeniu nowego filmu o płk. Kuklińskim. Wybraliśmy się do kina niewielką grupą księży. Wybraliśmy się na film, który mówił o czasach znanych mi z autopsji, czasach systemu tzw. demokracji ludowej w Polsce, przynależności naszego kraju do Paktu Warszawskiego, czasach zimnej wojny, a potem Solidarności.
Wydarzenia związane z działalnością i ucieczką płk. Kuklińskiego na Zachód oraz debata na ten temat to późniejsza sprawa, która dotarła do mnie tylko we fragmentach, gdyż znajdowałem się już wówczas na Bliskim Wschodzie. Oglądając ten film powróciły do mnie wspomnienia tamtych czasów. Ideowe społeczeństwo, ideowa młodzież, wiara w Boga, wiara w Polskę i wiara w to, że Zachód jest naszym naturalnym odniesieniem kulturowo-cywilizacyjnym. Zachód przez nas idealizowany, ale też Zachód, który się bardzo zmienił od tego czasu. My też się zmieniliśmy…
Po filmie rozmawialiśmy trochę na jego temat. Padały gorzkie uwagi dotyczące tzw. konfidentów i różnego rodzaju współpracowników z reżymem oraz jego tajnymi służbami, szczególnie wśród wysokiego rangą duchowieństwa. Pytaliśmy się jak i dlaczego dochodziło do tej kolaboracji, która była zdradą narodu i Kościoła, służąc umocnieniu się narzuconemu nam siłą jarzma? Czy chodziło o pieniądze? A może występował tutaj tzw. czynnik ideologiczny?
Mówiliśmy też o tym, że w czasach kiedy opór wobec dyktatorskiej i brutalnej władzy był prawie niemożliwy, jednak znajdowały się w Polsce osoby i grupy stanowiące ogniska sprzeciwu. Ci ludzie posiadali dużo cywilnej odwagi, a niekiedy nawet heroizmu. Byli jednak wspierani przez społeczeństwo, które w swej masie było znacznie bardziej zespolone wewnętrznie aniżeli dzisiaj. Postawy ludzkie były wówczas bardziej jednoznaczne, ale z drugiej strony – skąd się brali konfidenci, donosiciele i tajni agenci, których przecież też było sporo i to w środowiskach, w których człowiek by się tego nie spodziewał, na przykład w otoczeniu papieża Jana Pawła II?
Jeżeli płk. Kukliński i podobni do niego rzeczywiście uratowali świat od zderzenia militarnego nuklearnych potęg, jak to sugeruje film, to sława im za to. Sława, jeżeli z narażeniem własnego życia i swoich bliskich ten świat ratowali i za to, że uratowali Polskę od tego, aby znów się nie stała areną działań wojennych.
Sa jednak kwestie moralne z tym związane, o których trudno mówić, gdyż sa bardzo bolesne i nadal sporne. Taką kwestią jest np. Solidarność. Fakt, że stała się ona areną wewnętrznych walk, które czy tego chcemy czy nie, stanowią w istocie sprzeniewierzenie się tożsamosci tego ruchu społeczno-politycznego. Solidarność przegrała z sobą samą, gdy się sobie przeciwstawiła. Jak bardzo to nas, jako naród, zraniło. Pewnie jeszcze bardziej aniżeli naciski zewnętrzne i obca władza…
Osobiście kilkakrotnie z ulgą stwierdzałem podczas tej rozmowy, że nie jestem politykiem, ale księdzem i moja misja, tak fundamentalnie, odnosi się do budowania Królestwa Bożego, a nie politycznej utopii. Owszem, chodzi o Królestwo Boże na ziemi, a więc w konkretnych realiach politycznych, konkretnego narodu i państwa, ale dla mnie podstawowy jest porządek duchowy, oparty na Ewangelii, a nie polityka i jej polityczna pragmatyka. Czy tylko dla mnie?
O. Zygmunt Kwiatkowski SJ/ RED./ kk