W rejonie Boyacá wydobywane są szmaragdy, zielone złoto Kolumbii, największego na świecie eksportera tych szlachetnych kamieni. Oficjalna wartość wydobycia, to ok. 140 mln dolarów US miesięcznie. Oficjalna, bo kopalnie należą do kilku koncesjonowanych klanów rodzinnych, które są tak uczciwe, jak na tego typu interes przystało.
Choć od lat 90. między klanami panuje względny pokój, po każdej stronie cały czas giną ludzie, a morderstwa na zlecenie są akceptowalną metodą rozwiązywania sporów i formą przekazywania informacji. Rodziny są nie tylko bajecznie bogate, ale też przykładnie religijne. Co niedzielę pojawiają się w kościele, gdzie zajmują pierwsze ławki, dają hojne ofiary i powierzają swój rodzinny biznes Opatrzności.
W szmaragdowych kopalniach pracuje miejscowa ludność, żyjąca tak samo, jak 100 lat temu, w nędznych domach bez wody, z trudem utrzymując się przy życiu. Ich pracodawcy uważają się za ludzi hojnych, za benefaktorów, dzięki którym biedota w ogóle ma pracę.
Co dzieje się z człowiekiem, który dzięki koneksjom i łapówkom stał się właścicielem kopalni szmaragdów, złota, diamentów, informacji? Jak żyje człowiek, który dla kariery zmienił poglądy, zaczął kłamać za plecami, w żywe oczy, przed kamerami, w sądzie, w sejmie; nagradzać z pieniędzy podatników swych wiernych klakierów, w zaparte bronić skorumpowanych urzędników własnej partii, usprawiedliwiać każdy absurdalny przepis, każdą wyrządzoną krzywdę, co o pomstę do nieba?
Jak zmienia się myślenie u kogoś, kto nie mając głowy, ale plecy, obejmuje wysokie stanowisko i swoim nieudacznictwem psuje firmę, wydział, ministerstwo, szpital?
Z cyklu kolumbijskich reportaży ojca Andrzeja Sarnackiego SJ/ RED.