Często w życiu brakuje nam jednoznaczności. W naszym myśleniu i naszych decyzjach poszukujemy kompromisów. Myślimy, że taki sposób funkcjonowania jest objawem zaradności, sprytu czy też zwyczajnie dostosowaniem Ewangelii i przesłania Jezusa do realiów życia.
Ewangelia wyraźnie pokazuje, że nasze wybory zawsze są przypisane do dobra lub zła. Poszukiwanie tzw. trzeciej drogi już wielokrotnie zakończyło się porażką. Idąc przez życie, podejmujemy decyzje, do którego pana chcemy przynależeć, komu chcemy służyć, w czyjej drużynie chcemy być. Wielokrotnie płaszczyzną tej walki jest bogactwo.
Ewangelia nie pozostawia wątpliwości: Bóg albo Mamona (jak je nazywa). Nie można pogodzić tych dwóch rzeczywistości. W centrum wiary zawsze znajduje się zaufanie i poczucie, że mogę się oprzeć na Kimś. Dokonując wyboru (Bóg czy Mamona), opieram się na tym, co wybrałem. Oczywiście z mojej perspektywy może mi się wydawać, że w codziennym życiu nie ma tak jednoznacznych podziałów i wyborów.
Z Ewangelii jasno wynika, że główny grzech bogacza nie polega na posiadaniu (wiele jest niezrozumienia i niejasności w naszym myśleniu), ale na stawianiu Boga poza nawias. Opieraniu się na czymś lub na kimś innym. Serce człowieka „bogatego” jest zajęte pieniądzem albo innymi rzeczami (ludźmi); nie ma w nim miejsca dla Boga. Jezus nie krytykuje bogacza jako kategorii społecznej, lecz jako reprezentanta postawy, która podważa istotny element wiary i relacji do Boga. Jezus też wcale nie wzywa do bezczynności.
Nie mówi, że nie powinniśmy troszczyć się o naszą przyszłość, ale że nie powinniśmy jej poświęcać wszystkich naszych sił i całej naszej troski. Człowiek wierzący ufa Bogu, lecz nie zaniedbuje swoich obowiązków. Opatrzność Boża dla prawdziwie wierzącego jest jak pewność, że jutro wzejdzie słońce.