Monte Cassino urosło do słowa symbolu na świecie – jest tak zawsze, że jest kilka bitew w każdej wojnie, które każdy naród zna i pamięta – mówił w 1959 r. gen. Władysław Anders. I dodawał – Te wzgórza pełne są krwi, przelanej za wolność. Przelanej o zdobycie tej wolności.
Z kim walczyć?
Władysław Anders karierę wojskową zaczynał w armii carskiej w 1914 r., później walczył w szeregach I Korpusu Polskiego w Rosji, a od 1918 r. był oficerem Wojska Polskiego. Uczestniczył w Powstaniu Wielkopolskim, walczył także w wojnie polsko-bolszewickiej 1919-1921. W latach II Rzeczpospolitej był oficerem służby stałej. We wrześniu 1939 r. dowodził Brygadą Kawalerii, dostał się do sowieckiej niewoli i był więziony we Lwowie i Moskwie. Zwolniono go latem 1941 r. po podpisaniu układu Sikorski-Majski. Przez władze na uchodźstwie został wtedy wyznaczony na dowódcę armii polskiej powstającej na terenie ZSRS. Poszukiwał oficerów polskich wymordowanych w Katyniu, którzy mieli tworzyć kręgosłup budowanej formacji. W wyniku konfliktu z Sowietami tzw. armia Andersa została ewakuowana na Bliski Wschód i wkrótce przemianowana na II Korpus Polski. Po przeformowaniu w Afryce wziął on udział w Kampanii Włoskiej w składzie 8. Armii Brytyjskiej. Trzon Korpusu nadal tworzyli Polacy, którzy trafili pod komendę Andersa z sowieckich łagrów, więzień i zsyłek. Istota działań komunistycznego imperium była dla nich oczywista. Wiedzieli także, że ze wschodu nie nadejdzie dla Polski wyzwolenie, ale nowa niewola. Ich nastawienie celnie oddają wspomnienia legendarnego amerykańskiego dowódcy gen. George’a Pattona. Mieli się z gen. Andersem spotkać w Afryce i rozmawiać o planach wykorzystania II Korpusu do walk w Europie. Jak relacjonował Patton – Anders śmiejąc się powiedział mi, że jeżeli jego wojska dostaną się pomiędzy armię niemiecką a rosyjską, to nie będzie mógł się zdecydować, z kim bardziej chce walczyć.
Ręce we krwi
Los nie postawił jednak żołnierzy II Korpusu przed tym dylematem. Z końcem grudnia 1943 r. rozpoczęli szlak bojowy we Włoszech. Blisko pół roku później stoczyli bitwę, która przeszła do historii.
Wiosną 1944 r. kluczowym problemem Kampanii Włoskiej było przełamanie niemieckiego oporu na tzw. Linii Gustawa – czyli liczących ok. 130 km długości umocnień rozciągniętych wzdłuż rzek Garigliano, Rapido i Sangro. Najbardziej zaciekłe boje toczyły się o ważne dla przełamania tej linii pozycje na wzgórzach Monte Cassino, Monte Cairo, San Angelo i Passo Corno. Złamanie oporu niemieckiego otwierałoby drogę na Rzym. Ataki aliantów na umocnienia w południowej części linii, przy drodze nr 6 na północ od koryta rzeki Liri, Niemcy odpierali w styczniu, lutym i marcu. Wojska amerykańskie, angielskie, hinduskie i nowozelandzkie straciły w nich w sumie ok. 54 tys. żołnierzy. Po tych porażkach dowództwo 8. Armii Brytyjskiej zwróciło się do gen. Andersa z propozycją przeprowadzenia ataku na kluczowe umocnienia. Dowódca II Korpusu wspominał: Decyzja była ciężka. Zdawałem sobie sprawę, że w razie niepowodzenia cała odpowiedzialność spadnie na mnie. Gdy przegramy tę bitwę, myślałem, to będzie moja osobista przegrana, a gdy zwyciężymy, to zwycięstwo odniesie cały naród. Po namyśle oświadczyłem, że podejmę się tego trudnego zadania.
Pierwsze natarcie II Korpusu przeprowadzone 11-12 maja okupione było ogromnymi stratami. Jednak związało siły niemieckie, co pozwoliło Brytyjczykom na przełamanie niemieckiej obrony w dolinie rzeki Liri. Kolejne natarcie przeprowadzone 17 maja pozwoliło na zdobycie łańcucha wzgórz i zetknięcie się z Anglikami operującymi na południe od naszych wojsk. W tej sytuacji Niemcy zdecydowali się wycofać z zajmowanych pozycji, a następnego dnia rano, tydzień po rozpoczęciu bitwy, polska flaga zawisła na zniszczonych zabudowaniach benedyktyńskiego klasztoru na Monte Cassino. Linia Gustawa została przełamana.
II Korpus stracił niemal tysiąc żołnierzy, a blisko 350 uznano za zaginionych, prawie trzy tysiące było rannych… Z naszej piechoty dużo było zabitych, nikt ich nie zbierał. Zbierało się tylko rannych. Przypominam sobie lekarza, który tam z nami był. Jego koszula, ręce były całe we krwi. Wyglądał jakby wyszedł z rzeźni – wspominał walczący pod Monte Cassino Adam Zwierzyński.
Niewygodny symbol
Monte Cassino stało się symbolem wkładu Polskich Sił Zbrojnych w walki na frontach II wojny światowej, a przecież polscy żołnierze byli wszędzie tam, gdzie trzeba było przelewać krew w boju z Niemcami. Walczyli na zachodzie Europy i w okupowanym kraju. Mimo to ich wysiłek – w konsekwencji decyzji wielkich mocarstw – miał zostać zapomniany. Choć walczyli o wolną Polskę, takiej nie dane było zaistnieć po II wojnie światowej. Żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i Armii Krajowej nie doświadczyli smaku zwycięstwa. Tych pierwszych – pod naciskiem władz komunistycznych z Warszawy – nie dopuszczono do udziału w Paradzie Zwycięstwa w Londynie w 1946 r. Ci drudzy wywożeni byli do sowieckich łagrów i zamykani w komunistycznych więzieniach „ludowej” Polski. Dowódców PSZ na Zachodzie komuniści w 1946 r. pozbawili polskiego obywatelstwa. Zapomnieli o nich również alianci. Choć odgrywali kluczową rolę w kolejnych kampaniach koalicji antyhitlerowskiej, umierali na uboczu, często w zapomnieniu – legendarny gen. Stanisław Maczek pracował w Szkocji jako kelner, komendant AK gen. Tadeusz Komorowski „Bór” – jako tapicer. Mimo to wciąż walczyli o sprawę polską.
Generał Władysław Anders wchodził w skład tzw. Rady Trzech, która po konflikcie środowisk emigracyjnych była swoistą przeciwwagą dla prezydenta Augusta Zaleskiego. Zmarł 12 maja 1970 r. w Londynie – w 26. rocznicę najważniejszej z bitew, w których dowodził. Po ćwierć wieku powrócił do swych żołnierzy – został pochowany na Polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Cassino.