„Trzeba mieć w sobie wiele miłości, żeby uwaga zwrócona drugiej osobie wyszła jej na dobre”, napisał Mikołaj Gogol. Często brakuje nam tej miłości, kiedy kogoś upominamy. Jednak dużo częstszym grzechem w naszych czasach jest zupełny brak upomnienia.
Łatwo zadowolić się stwierdzeniem, że ja sam przecież nic złego nie robię – mogę się nawet uznać za lepszego w porównaniu z innymi. Jestem zdecydowanie lepszy od kolegów z pracy, którzy okradają firmę. Jestem dużo lepsza od znajomych, które bez przerwy obmawiają wszystkich dookoła. Nie ma nawet porównania z sąsiadem, który po pijanemu pobił swoją żonę. A tamta znajoma para: on zostawił żonę z dziećmi, ona – męża, i teraz „budują życie na nowo”… Tak… Ja nie mam na sumieniu tego rodzaju grzechów. Porządny, bezkonfliktowy – nikomu w drogę nie wchodzę… A na tle sąsiadów i znajomych wypadam naprawdę świetnie
Z takiego dobrego samopoczucia chce nas wyrwać Bóg poprzez Swoje Słowo. Zwraca się do nas bardzo mocno i dosadnie: Jeśli powiem bezbożnemu: „Z pewnością umrzesz”, a ty go nie upomnisz, aby go odwieść od jego bezbożnej drogi i ocalić mu życie, to bezbożny ów umrze z powodu swego grzechu, natomiast Ja ciebie uczynię odpowiedzialnym za jego krew. Ale jeślibyś upomniał bezbożnego, a on by nie odwrócił się od swej bezbożności i od swej bezbożnej drogi, to chociaż on umrze z powodu swojego grzechu, ty jednak ocalisz samego siebie. (Ez 3, 18-19)
Nie są to słowa, które mogłyby się nam podobać. Obowiązujące podejście to „żyj i pozwól żyć innym”. Nie wtrącaj się do cudzego życia, to nikt nie będzie się wtrącał do twojego. Owszem, nie jest dobrze, że ktoś kradnie, a ktoś inny obmawia, ale co można zrobić? Żal mi żony pijącego sąsiada; żal też dzieci znajomego, który porzucił swoją rodzinę. Ale przecież w gruncie rzeczy to nie moja sprawa. Jakie ja mam prawo oceniać innych?
Jesteśmy rozproszeni, odizolowani od siebie nawzajem, każdy z nas – w swoim własnym świecie. Umyka nam to, że Bóg chce nas prowadzić jako wspólnotę, jako ludzi, którzy są odpowiedzialni za siebie nawzajem. Nie dziwi nas, że istnieje przepis nakazujący pomóc ofierze wypadku drogowego, którego jesteśmy świadkami – chociaż chodzi o obcą nam osobę. Tymczasem uciekamy od odpowiedzialności za tych, którzy stają się ofiarami „wypadku życiowego”, spowodowanego przez własny grzech. Jedni i drudzy, jeśli pozostawimy ich samych sobie, mogą umrzeć. W tym drugim przypadku nie chodzi już tylko o śmierć fizyczną. Bóg przypomina nam, że to jest nasza – moja i twoja – sprawa.
/ O. Mirosław Bożek, jezuita. Obecnie pracuje duszpastersko wśród Polonii w Chicago – w Jezuickim Ośrodku Milenijnym. Pisze m.in. dla „Katolika”, polskojęzycznego miesięcznika archidiecezji Chicago. Więcej o nim można znaleźć [TUTAJ].