Co jakiś czas mówię do różnych osób, że „tylko święci będą w niebie”. Widzę wtedy zdumione spojrzenia, za którymi kryje się myśl – „W takim razie to nie dla mnie!”; „Jeśli tak to wygląda, że nie mam szans!”
Jednym z największych grzechów zaniedbania jest to, że nie myślimy o niebie. Nie spoglądamy z pełną nadziei radością w przyszłość, oczekując spotkania z Bogiem, który jest naszym Stwórcą. Można nieraz odnieść wrażenie, że do pewnego stopnia traktujemy naszą wiarę jak polisę ubezpieczeniową. Ubezpieczamy się „na życie”, ale zasadniczo wolelibyśmy, żeby nie trzeba było z tej polisy korzystać. Liczymy na jakąś formę szczęścia już tutaj, na ziemi, i właściwie tylko tutaj. Co później – „to się zobaczy”. Jak bywa z ubezpieczeniami, wolelibyśmy, żeby składka była jak najniższa. Traktujemy zatem udział w niedzielnej Mszy Świętej, odmawiane modlitwy, czy przestrzegane przykazania właśnie jako taką „składkę” i irytujemy się, kiedy nam się wydaje, że jest zbyt wysoka – że każe się nam „płacić” zbyt dużo za coś, czego może wcale nie otrzymamy…
Nie do przyjęcia jest zatem – przy takim sposobie myślenia – kiedy słyszymy, że „składką”, jaką należy „zapłacić” jest „wszystko” – całe nasze życie. Tyle, że nie jest to właściwie „składka”, tylko wymiana. Bóg wiele razy proponował ludziom wymianę, którą nazywał „Przymierzem”. Nie jest to jednak „coś za coś”, ale „ktoś za kogoś”. Bóg mówił do Narodu Wybranego: „Ja będę waszym Bogiem, a wy będziecie moim ludem”. W ofierze Chrystusa, który oddał za mnie życie, otrzymuję ofertę osobistej wymiany – osobistego przymierza. Bóg daje mi całego Siebie – tym właśnie jest niebo. Ja ze swojej strony nie jestem w stanie dać czegokolwiek równie wartościowego – Bóg przewyższa mnie w nieskończony sposób. Dlatego proponuje On coś, co Mu się „nie opłaca”. Mówi: „wystarczy, że dasz mi tyle, ile masz” – wystarczy, że wymienimy „wszystko za wszystko”.
Świętość to po prostu oddanie wszystkiego Bogu – w pełni zaufania: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem.” (Mt 22,37) Jak? Co mam zrobić, żeby to było możliwe? Bo wydaje mi się, że nigdy nie będę w stanie być świętym. Odpowiedź jest jeszcze bardziej zaskakujące: nic nie musisz robić! Wystarczy, że dasz Bogu wolną rękę w swoim życiu i pozwolisz Mu zrobić z tobą co Mu się podoba. A Jemu podoba się zrobić z ciebie świętego!
Prawdziwe jest zatem kolejne zaskakujące stwierdzenie: w niebie będą wszyscy ci, którzy tego chcą! Kiedy się jednak zastanowimy, dociera do nas, że ta prosta recepta jest zarazem niezmiernie trudna – uświadamiamy sobie, że właściwie w głębi serca wcale tego nie chcemy. Dlatego nie szukamy w sobie pragnienia świętości. Świętość to całkowite zaufanie Bogu, zupełne i bezgraniczne powierzenie Mu swego życia, a my nie chcemy Mu zaufać. Za bardzo się przywiązaliśmy do swoich własnych wyobrażeń i planów na swoje życie. Pan Bóg liczy się o tyle, o ile nas „wysłucha” – o ile zrobi to, co my chcemy. Wielu myśli, że cudem jest to, kiedy Bóg spełni wolę człowieka. Prawdziwym cudem jest jednak to, kiedy człowiek spełni wolę Boga. Módlmy się o taki cud dla siebie, bo bez niego nie będziemy święci. A tylko święci będą w niebie.
O. Mirosław Bożek, jezuita. Obecnie pracuje duszpastersko wśród Polonii w Chicago – w Jezuickim Ośrodku Milenijnym. Pisze m.in. dla „Katolika”, polskojęzycznego miesięcznika archidiecezji Chicago. Więcej o nim można znaleźć na stronie [TUTAJ] /RED.