Wakacje i urlopy sprzyjają refleksji nad sensem życia. Śmiała teza, ale spróbuję jej dowieść. Moje przemyślenia dedykuję wszystkim pracoholikom, którym wszelaki wypoczynek wydaje się stratą czasu.
Wydawać by się mogło, że coś takiego jak “głęboka refleksja” czy “sens życia” to sprawy zbyt poważne, by zaprzątać sobie nimi głowę podczas wakacji. Co mądrego na przykład można odkryć na plaży między opalaniem awersu i rewersu własnego ciała? W pewnym wieku już chyba tylko to, że pojęcie “brzuch” przestało być pojęciem pustym. Nasze umysły prędzej zaaferowane będą wyborem miejsca na obiad lub intrygującym towarzystwem płci przeciwnej rozłożonym gdzieś obok, aniżeli przyciężkawymi pytaniami w rodzaju klasycznych: kim jestem, skąd przychodzę i dokąd zmierzam? Otóż nic bardziej błędnego.
Już od starożytności wiemy, że największe odkrycia nachodzą ludzi w najmniej oczekiwanych momentach, nierzadko w chwili głębokiego odprężenia lub wypoczynku. Pradawną ikoną tego prostego psychologicznego faktu jest Archimedes, który jedno z podstawowych praw hydrostatyki odkrył w trakcie kąpieli, po czym z egzotycznym okrzykiem Heureka (Znalazłem!) biegał po ulicach Syrakuz w stroju, który sugerował raczej coś odwrotnego: że się wszystkiego pozbył. Oto paradoksalna prawda o funkcjonowaniu naszego umysłu. Zatem, jeśli nie możesz sobie poradzić z jakimś problemem lub zabrnąłeś w ślepy zaułek: jedź na wakacje! Pani Mądrość przechadza się w plażowych klapkach i tapla szacowny korpusik w orzeźwiających wodach morza!
Lekcja myślenia
Osobiście nic nie mam przeciw pracoholizmowi, tym bardziej, że nie on jest naszą wadą narodową, ale od święta warto powalczyć z wiatrakami. Zresztą w pracoholizmie, podobnie jak i we wszystkich innych “-holizmach”, uderza wyraźna jednostronność i skrajność, która wydaje się być typowa dla współczesnych śmiertelników. Gdzieś zapodziała się mądrość rodem z Biblii, która posługując się skrajnościami nadawała wszystkiemu harmonijną równowagę. Nawet pesymistyczny Kohelet mawiał, że jest czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów, czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich, czas szukania i czas tracenia (Koh 3, 4-6). My jednak wolimy tylko jedną stronę tych przeciwstawnych biegunów i to zwykle tę przyjemniejszą, czyli nieumiarkowany optymizm zepsutego dziecka, któremu matka na wszystko w dzieciństwie pozwalała. Dlatego nie ma rady: trzeba urządzić naprędce letnie warsztaty i zaprosić chociażby zrzędzącego Koheleta, by wyprostował nasze myślenie. Oby tylko nie zaczął od tego swojego refrenu, że wszystko to marność i pogoń za wiatrem. Powszechnie wiadomo przecież, że pesymista to dobrze poinformowany optymista.
Dwa światy
Lekcja, którą musimy odrobić, sięga swymi korzeniami wczesnego dzieciństwa, ale powtórzymy ją w nieco innej wersji. Jak uczy Kohelet, każdy człowiek oscyluje zasadniczo między dwoma skrajnymi doświadczeniami: pozytywnym i negatywnym. Doświadczenie pozytywne charakteryzuje się poczuciem wewnętrznej równowagi i zaspokojenia potrzeb, obecnością znaczących rzeczy i osób, pozytywnym rozwiązaniem zaistniałych napięć. Jako takie pozostaje synonimem subiektywnego raju na ziemi, który wiąże się z poczuciem bezpieczeństwa i pewności siebie, z radością i zadowoleniem z siebie, itp.
Doświadczenie negatywne jest dokładnym przeciwieństwem poprzedniego, czyli jest doświadczeniem zachwiania wewnętrznej równowagi, nieobecności znaczących osób czy rzeczy, frustracji potrzeb, nadmiernego napięcia, lęku, bólu i całej reszty szerokiej gamy negatywnych przeżyć. Ogromny i nieograniczony świat ludzkich pragnień w momencie niezaspokojenia daje znać o swej przepastnej głębi intensywnością nienasycenia. Przykładów tego stanu nie trzeba szukać daleko: żal po śmierci ukochanej osoby, ból życiowej porażki lub zawodu, stan duchowej pustyni…
Szkoła życia uczy jednak, że żadne z powyższych dwu doświadczeń nie jest wieczne i nie chodzi o to, by tylko jedno – to pozytywne – trwało, i to jak najdłużej. Przeciwnie, mądrość polega na umiejętnym godzeniu owych doświadczeń, bo obydwa potrzebują siebie nawzajem. Wakacje dlatego są piękne, że poprzedzone były intensywną pracą i wysiłkiem. Obiad dlatego smakuje i nasyca, że wcześniej odczuwało się głód i apetyt. Czy można całe życie spędzić na wakacjach? Albo czy można cały dzień jeść bez końca? Żadną miarą! A żeby o tym się przekonać, nie trzeba wcale uczyć się na własnych błędach.
Prorok, czy co?
Po tak odrobionej lekcji każdy z nas może pokusić się o sformułowanie mądrej sentencji, która przywróci jego życiu jakże konieczny ład i harmonię. Ot, choćby zdanie w stylu: dzień jest na pracę i wypoczynek, a noc służy do spania. Dla wielu młodych ludzi odkrycie tej mądrości będzie równie doniosłe, co dla Europy odkrycie Ameryki. I co więcej, nie trzeba korzystać z kosztownych porad psychiatrów i psychologów, by te Ameryki sobie poodkrywać i to własnym sumptem. A jeśli dalej pójdzie dobrze, to nawet najprostsze fakty fizjologiczne typu wdech-wydech, skurcz-rozkurcz staną się nośnikami głębokich sensów, które można będzie przełożyć na pracę i modlitwę, naukę i wypoczynek.
Wakacje i urlopy stwarzają stosowny dystans, który pomaga dostrzec jak nienormalne życie prowadzimy. Myli nam się wszak dzień z nocą, wypoczynek z pracą, obowiązki z przyjemnościami, prawda z kłamstwem (lub popularnym ostatnio mijaniem się z prawdą), itd. Dla uważnego obserwatora oczywistość tych faktów jest równie jaskrawa jak następstwo wydarzeń w dowcipie o bacy, z którego zaczerpnąłem podtytuł. Praw natury nie można bezkarnie oszukiwać, chyba że się straciło resztki zdrowego rozsądku. A dowcip jest znany: na gałęzi siedzi baca i podcina ją z niewłaściwej strony. Przechodzi turysta i upomina górala: Baco, spadniecie! Na co ten uporczywie zaprzecza: Nie godojcie! Nie spadne! Dopiero spadłszy, pełen podziwu dla umiejętności przepowiadania przyszłości zaprezentowanych przez cepra wypowiada tę piękną sentencję: Prorok czy co? Podobnie może się dziać i w naszym życiu, a – jak wiadomo – prorok niemile jest widziany we własnej rodzinie.
W każdym razie, wakacje to cenny i bardzo pożyteczny czas. Życzę więc wszystkim, by prócz zasłużonego wypoczynku nabrali darmowej mądrości. Historia uczy, że nawet poszukiwanie straconego czasu okazuje się bardzo pożytecznym zajęciem, o którym można napisać niejeden tom interesującej powieści. Do czego gorąco namawiam!