Pierwszy król Izraela – Saul – to jedna z najtragiczniejszych postaci Starego Testamentu. Gdy chodzi o ludzkie talenty, nie brakowało mu niczego: rosły mężczyzna o pięknej aparycji, dzielny wojownik, i przynajmniej w początkowym okresie pobożny i wierny Izraelita, co więcej, w pewnym momencie nawet obdarzony przez Boga duchem prorockim.
Kiedy lud domaga się króla, Pan Bóg wskazuje właśnie jego. Na początku swego panowania okazuje się dobrym władcą i prowadzi szereg zwycięskich wojen. Także od strony moralnej jest bez zarzutu. Zwalcza bałwochwalstwo w Izraelu: usuwa ze swego królestwa wróżbitów i czarnoksiężników. Rzec by można – król wręcz idealny.
Dlatego też zaskakujące są słowa Pisma Świętego, które mówi, że Bóg odrzucił Saula jako króla. Jakże to, najpierw go wskazał i wybrał, a potem odrzucił? Zewnętrznie rzecz biorąc, nie było powodu do odrzucenia. Zapewne też i w czasach Saula dziwiono się, co stało się z tym dobrym królem. Dlaczego w pewnym momencie zaczął go dręczyć jakiś dziwny niepokój, i przyprawiać o ataki szału, dlaczego stawał się z czasem coraz krwawszym satrapą, dlaczego zaczął chodzić do wywoływaczy duchów, których przecież sam wcześniej wyrzucił ze swego królestwa, i dlaczego na koniec popełnił samobójstwo?
Tajemnica Saula ukryta jest w jego sercu. Na początku Saul był człowiekiem bardzo pokornym. Gdy Samuel chce go namaścić na króla, broni się, mówiąc: Czyż ja nie jestem Beniaminitą – z jednego z najmniejszych pokoleń izraelskich, a ród mój czyż nie jest najniższy ze wszystkich rodów pokolenia Beniamina? (1 Sm 9, 21). W miarę jednak, jak odnosi sukcesy, zaczyna coraz bardziej opierać się na sobie i swoim „politycznym nosie”. Wybranie Boże przestaje być najważniejsze. Z pozoru spełnia polecenia otrzymane od Boga, ale jego serce coraz bardziej oddala się od Niego. Pogrąża się coraz bardziej w politycznych machinacjach i coraz bardziej staje się zakłamany. Z czasem przestaje prowadzić lud zgodnie z wolą Boga i zaczyna go wikłać we własne – w jego pojęciu korzystne – kompromisy i kombinacje. Zamiast pełnić wolę Boga, składa Mu sute ofiary i myśli, że wszystko jest w porządku. Traktuje Boga Izraela tak, jak ludy pogańskie traktowały swoje bożki. Kiedy Samuel przychodzi mu to wytknąć, Saul odpowiada: Posłuchałem głosu Pana: szedłem drogą, którą mię posłał Pan. A Samuel, widząc jego samooszukiwanie się, wykazuje mu jego błąd i mówi: Czyż milsze są dla Pana całopalenia i ofiary krwawe od posłuszeństwa głosowi Pana? Właśnie, lepsze jest posłuszeństwo od ofiary… Bo opór jest jak grzech wróżbiarstwa, a krnąbrność jak złość bałwochwalstwa. Ponieważ wzgardziłeś nakazem Pana, odrzucił cię On jako króla (1 Sm 15, 20-23).
Czy dla Saula nie było już wtedy ratunku? Był jak najbardziej! Pan Bóg przecież odrzucił go jako króla, a nie jako człowieka. Lecz Saul tak zrósł się ze swoją funkcją, że nie przyjął wyroku Pana. Nie pozwoliła mu na to jego duma oraz osobisty i dynastyczny interes. Pozostał królem mimo wszystko; i to był punkt zwrotny. Od tego momentu jego królowanie stało się koszmarem dla niego i dla innych, aż po jego samobójczą śmierć. Bóg zawsze jest miłością, także wtedy, gdy odrzuca, bo nigdy nie odrzuca człowieka jako takiego. Mówi prorok: Nie jest zamiarem Pana odtrącić na wieki, gdyż, jeśli uniży, okazuje potem litość, według wielkiej swojej miłości (Lm 3, 31-31).