Być może najtrudniejszym doświadczeniem w ludzkiej kondycji i egzystencji jest doświadczenie granic. Anthony James Leggett, laureat Nagrody Nobla z fizyki (2003), wyróżnił trzy grupy problemów objętych granicą ludzkiego umysłu: problemy niewyjaśnione na gruncie współczesnej nauki; zagadnienia, które posiadają jedynie ogólne przyrodnicze wyjaśnienia oraz problemy niemożliwe do rozwiązana w przyszłości (w ogóle?).
Ludzkie życie naznaczone jest nieustannym doświadczaniem ograniczeń. Każdy wcześniej czy później doświadczy końca dzieciństwa, młodości, okresu sukcesów, czasu, gdy jest potrzebny innym, albo znajduje się w centrum uwagi. Każdy doświadcza ograniczeń ludzi, rzeczy, miejsc, wiedzy, miłości…
Wobec ograniczeń stosujemy zwykle dwojaką strategię. Jedną z nich jest próba ignorancji albo walka, które prowadzą do egocentryzmu, narcyzmu i pychy. Człowiekowi wydaje się, że jest Bogiem: „Ja jestem Bogiem, ja zasiadam na Boskiej stolicy” (Ez 28, 2). Przychodzi jednak moment, gdy nie jest w stanie pokonać swojej ograniczoności; moment przegranej. Wówczas pozostaje rozpacz.
Drugą, właściwą postawą wobec ograniczeń jest akceptacja. Piotr nie był w stanie zaakceptować swojej słabości i ograniczeń i wyparł się Jezusa trzy razy (zob. Łk 22, 54nn). Pierwsza zdrada mogła być dla niego okazją do refleksji nad sobą: poznając siebie, swoje słabości i ograniczenia mógł się wycofać. Nie uczynił jednak tego i zaparł się Jezusa jeszcze dwa razy. Piotr zapewne sądził, że wycofanie się, akceptacja ograniczeń świadczy o ludzkiej słabości. Tymczasem, w niektórych sytuacjach jest to jedyna droga, by zwyciężyć i wymaga rozwagi i odwagi.
Świadoma akceptacja granic boli, ale należy do istoty życia duchowego i ma charakter twórczy. Dojście do granic i przekraczanie ich otwiera nowe horyzonty, sprawia, ze pojawia się nowe spojrzenie na wszystko, życie staje się wówczas bardziej intensywne, docenia się wartość prostych rzeczy. Taką szczególną granicą jest doświadczenie śmiertelnej choroby. Im wcześniej następuje moment akceptacji, tym łatwiej można przepracować relacje i wykorzystać twórczo pozostały czas życia na ziemi. Jeżeli zabraknie akceptacji, pozostaje zwielokrotnione cierpienie i rozpacz.
Do końca życia pozostanie mi w pamięci rozmowa i kontakt z kobietą w średnim wieku, chorą na raka. Lekarze dawali jej kilka miesięcy życia. Na prośbę własną i rodziny została poinformowana o stanie zdrowia. Początkowo był w niej bunt, żal, rozgoryczenie, depresja, a więc normalne ludzkie reakcje wobec faktu śmiertelnej choroby. Dość szybko jednak dojrzała duchowo i zrozumiała, że taka postawa prowadzi jedynie do coraz większego rozgoryczenia. Postanowiła wtedy intensywnie żyć i kochać. Ponadto przeżyła bardzo głęboko cztery tygodnie Ćwiczeń duchowych według metody św. Ignacego Loyoli. Szczególnie wzruszający był dla niej czwarty tydzień rekolekcji, który jest kontemplacją Jezusa Zmartwychwstałego. Po raz ostatni spotkaliśmy się w Domu Rekolekcyjnym w Czechowicach-Dziedzicach niedługo przed jej śmiercią. Powiedziała mi wówczas, że kilka ostatnich miesięcy życia były najwspanialszym darem Boga dla niej. Przez całe życie nie zbliżyła się tak bardzo duchowo do Boga, ani do swego męża i dzieci.
Akceptacja ludzkich granic jest otwarciem na nieskończoność. Dopóki człowiek nie przekroczy bariery śmierci, nie osiągnie Boga, który znosi wszystkie granice czasu i przestrzeni. Zycie przyszłe jest zakończeniem każdej granicy, którą na ziemi doświadczamy w wierze i nadziei. Po drugiej stronie życia pozostaje już tylko miłość.