W dniach 15-19 stycznia 2015 r. miała miejsce wizyta apostolska Ojca Świętego Franciszka na Filipinach. Papież przybył do największego katolickiego kraju w Azji. Obecnie na Filipinach żyje ok. 100 milionów ludzi, z czego 80 milionów to wyznawcy wiary katolickiej. Kraje sąsiadujące to przeważnie wyznawcy islamu np. Indonezja lub innych tradycji religijnych np. Tajlandia, gdzie większość mieszkańców to buddyści. W krajach azjatyckich chrześcijanie są mniejszością, dlatego Filipiny jawią się jako swego rodzaju fenomen.
To co najbardziej uderza w tym kraju, to „przepaść” jaka dzieli bogatych i biednych. Jak w wielu innych krajach rozwijających się, na Filipinach jest wąska grupa ludzi „ekstremalnie” bogatych i ogromna rzesza ludzi „ekstremalnie” biednych. Ten katolicki kraj boryka się z wieloma trudnościami i patologiami: wszechobecną korupcją, emigracją, bezrobociem, handlem żywym towarem, prostytucją, która dotyka również najmłodszych. Tysiące dzieci, zwłaszcza w wielkich metropoliach, żyje na ulicy. Odwiedzając różne dzielnice Manili, miałem wrażenie, jakbym przenosił się do innego państwa. I tak np. w dzielnicy Navotas, mieszka ponad milion ludzi, „ściśniętych” na niewielkim obszarze, gdzie na ciasnych i wąskich ulicach panuje hałas, zanieczyszczenie, tłok i duchota. Warunki mieszkalne jakie tam panują, są skrajnie ubogie. Tymczasem wystarczy przemieścić się trochę na południe miasta, by znaleźć się w dzielnicy Makati, która jest centrum politycznym i biznesowym stolicy i kraju. Budynki, drogi, centra handlowe z pięknymi ogrodami i drogie restauracje, praktycznie niczym się nie różnią od tych, jakie spotykamy w stolicach krajów europejskich. Z kolei na północy Filipin, w górskich prowincjach, w szczególności na wioskach, wciąż panuje kultura i sposób życia ludzi pierwotnych. Mieszkają w prostych domach zbudowanych z bambusa, żyjąc razem ze zwierzętami. Żywią się tym co przyniosą plony ziemi – ryżem, kukurydzą i owocami.
I co ciekawe, chociaż ludzie są świadomi swojej sytuacji, swojej biedy i panującej nierówności, to nie narzekają i nie buntują się. Filipińczycy to naród ludzi pogodnych i uśmiechniętych. Mówi się, że nawet kiedy Filipińczyk jest zły czy zagubiony, to wyraża to uśmiechem na twarzy. W ten sposób też reagują na różnego rodzaju przeciwności i trudności. Oczywiście, w obliczu straty najbliższych czy swojego całego dobytku np. w przypadku tajfunów, trzęsień ziemi czy wulkanów, przeżywają ból i cierpienie, ale stosunkowo szybko podnoszą się do nowego życia. Dlatego też, gdy na Filipiny przybył papież Franciszek, zwrócił uwagę przede wszystkim na trzy rzeczy. Pierwsza to sytuacja ludzi najuboższych i sposób w jaki są traktowani. Ze strony Ojca Świętego padły „mocne” słowa o skandalicznej nierówności i marginalizowaniu ogromnej rzeszy społeczeństwa. Drugim często powtarzanym i przypominanym tematem, była sytuacja dzieci, w szczególności problem dzieci ulicy. I trzecim była korupcja, która jest obecna na niemal wszystkich szczeblach władzy i dotyka wiele obszarów życia politycznego i społecznego. Franciszek wzywał, zarówno rządzących jak i Kościół, do odważnego zmierzenia się z tym problemem.
W trakcie wizyty papieża na Filipinach, było bardzo wiele pięknych i wzruszających momentów. Wielkie wrażenie wywarło świadectwo dwunastoletniej dziewczynki Glyzelle Iris Palomar (przez wiele lat żyła i wychowywała się jako dziecko ulicy), podczas spotkania z młodzieżą na Uniwersytecie Świętego Tomasza w Manili. Zalana łzami, pytała Franciszka, dlaczego Bóg pozwala tak wielu dzieciom cierpieć na ulicy? Dlaczego tak wiele dzieci zostaje porzucanych przez rodziców i staje się ofiarami narkotyków i prostytucji? Wzruszony papież nie odpowiedział, tylko wstał i przytulił Glyzelle, która wtuliła się w ramiona Franciszka.
Piotr Szymański SJ