Na ogół mówi się o nich: przestępca, kryminalista, bandzior, a jednak w każdym z nich drzemie człowieczeństwo – mówi o. Stanisław Majcher SJ, który opowiada Carissimusowi o swojej wieloletniej posłudze duszpasterskiej wśród więźniów. Rozmawia nov. Mateusz Duszyński SJ
Nieliczni decydują się na pracę z osadzonymi. Co Ojca skłoniło?
Jezuici powinni zajmować się także posługą duchową w więzieniach i w dodatku wysoko ją sobie cenić – tak jest zapisane w naszych Konstytucjach. Dlatego gdy zostałem zaproszony przez moich znajomych na spotkanie z grupą osadzonych w Nowym Sączu, zgodziłem się. Pracowałem wtedy jako rekolekcjonista w naszym domu na „Górce”, ale chciałem spróbować też czegoś nowego. Było to 13 lat temu, a moja posługa wśród osadzonych trwa nadal.
Znalazł się Ojciec w nowym miejscu z nowymi ludźmi, którzy no właśnie… Może Ojciec nam opowiedzieć o tym?
Towarzyszyła mi obawa, opór wewnętrzny, który podpowiadał, że nie ma sensu tam iść, gdzie bez przepustki nie można wejść – cała procedura wypisywania wniosku o udzieleniu widzenia i niecierpliwe oczekiwanie na wejście. Ale już na pierwszym spotkaniu z grupą ok. 22 osadzonych, siedząc na wprost jednego z nich, w czasie mojej wypowiedzi – że Bóg jest ojcem – w jego oczach pojawiło się jakieś doznanie, zaangażowanie, jakieś przeżycie. To mi dodało odwagi, pokazało, że oni też mają serca i są one wypełnione uczuciami. Stało się to przekonaniem, że warto tam chodzić…
Jak dotrzeć do takich ludzi? Wydaje się to niełatwe.
Potrzeba wzbudzić sobą autorytet i zyskać ich akceptacje. Jest to możliwe, kiedy pomiędzy osadzonym a wolontariuszem powstanie tzw. nić zaufania. Jeżeli więzień doświadczy szacunku, troski, wsparcia duchowego, jak i materialnego – na miarę możliwości – to wówczas wie, że wolontariuszowi czy kapłanowi na nim zależy. I wtedy rodzi się możliwość oddziaływania, formowania. W tym czasie mogą zrozumieć, że traktujemy ich jak bliźnich, jak braci w Chrystusie. Nie pytamy bowiem o przyczyny ich pobytu za kratkami. Choć o tych sprawach mówią w rozmowach prywatnych.
W jaki sposób można próbować ich formować?
Podstawowym założeniem jest ukazanie im drogi do wewnętrznej wolności, którą przynosi i obdarza Chrystus. Temu mogą służyć tzw. spotkania z Ewangelią i różnego rodzaju modlitwy.
A co z Eucharystią?
Jeden ze skazanych na widzeniu powiada, że nie uczęszcza na Mszę Św., bo ciągle ”to samo”. Inny od wielu lat szczerze dzieli się tym, że on nie zna Boga, że Go nie do-świadczył i na Eucharystii się nudzi… Stąd moje założenie, iż trzeba wpierw zbliżyć ich do Boga, a potem uczyć spotykania się z Tym, którego się doznało.
A jak możemy zbliżyć ich do Boga. Od czego zacząć?
Na początku chce im pokazać, że mogą prowadzić normalne życie. Pomocne są w tym świadectwa. Mają ogromną siłę oddziaływania. Dlatego staram się zapraszać na takie spotkania z osadzonymi małżonków czy też pojedyncze osoby, aby im pokazać inną perspektywę, np. ukazać im, jaka może być rodzina. Świadectwa tych, których Bóg odnalazł w ich życiowych dramatach czy zagubieniach, mogą nakreślić słuchaczowi możliwość innego, normalnego życia. Czasami w spotkaniu pomaga osoba z przejściami, którą dotknął swoją miłością uzdrawiającą Bóg. Bywa też, choć są to nieliczne przypadki, że znajomi z ćwiczeń duchownych pragną korespondować z określonym więźniem. Taki kontakt może pomóc osadzonemu w odnalezieniu drogi do normalnego życia.
Nie jest chyba łatwo znaleźć wolontariuszy. Jak się to Ojcu udaje?
Każdą grupę rekolekcyjną, którą prowadzę, proszę o westchnięcie przed Bogiem w intencji Osadzonych. Ostatnio proponuję rekolektantom zaznajomienie się z losem osadzonych poprzez lekturę mojej książki – Dlaczego za kratami. Zdarza się, że któryś z uczestników zgłasza chęć bycia wolontariuszem. Tak było z Madzią i Darkiem z ruchu Czystych Serc czy z Maciejem – polonistą. Jednak na ogół nie jest łatwo zaangażować kogoś do takiej posługi.
Wspomniał Ojciec, że świadectwa mają moc. Może jakieś przytoczyć?
Kiedyś na spotkaniu opłatkowym w więzieniu zjawił się Jarosław Gowin – ówczesny minister spraw wewnętrznych – który dzieląc się, mówił o życiu religijnym rodziców, o swoim ateizmie w wieku 17 lat, i o tym, jak odnajdywał Chrystusa. Szczerość wypowiedzi i sama treść była ewangelizacją.
Praca cieszy bardziej, kiedy widzimy jej owoce. Może powiedzieć Ojciec czy dzięki tej służbie zachodzi w osadzonych jakaś przemiana?
Nie zakładam samych sukcesów, nawróceń, chociaż tego się pragnie. Są historie mówiące o tym, że osadzony na wolności odnalazł siebie – często przez poznanie kobiety, nawet z dzieckiem. Ale często bywa tak, jak z bohaterami mojej książki. Jeden z nich nadal odbywa swój wyrok, bo to jest 25 lat; inny był na wolności, a teraz jest w areszcie śledczym – napisał do mnie, że pierwszy raz siedzi za niewinność; jeszcze inny powrócił do więzienia za kolejne przestępstwa; tylko jednemu z nich się udało – ożenił się, ma dwójkę dzieci i wraz z żoną pracuje w Niemczech.
Z czego wynikają ich problemy po wyjściu na wolność? Dlaczego tak trudno jest się im zmienić?
Na wolności jest się z tymi nałogami, złymi skłonnościami, którymi nasiąkło ich dysfunkcyjne życie. Same dobre pragnienia i marzenia nie wystarczą. Pozostają tzw. „zaszłości” – stara mentalność nieuzdrowiona, nierozkodowana przez Boże działania i terapię. O tym nieco więcej planuję napisać w kolejnej książce. Jej treścią będzie moja korespondencja z osadzonym, który wyszedł na wolność, a potem pojawił się nowy wyrok do odsiedzenia. Mimo wszystko dominuje nad tymi wypowiedziami osoba Chrystusa, który uzdrawia. Postaram się ukazać, jak to przebiegało.
Ma już Ojciec 76 lat, schorowane nogi, a mimo to decyduje na tak duży wysiłek. Te dojazdy muszą być meczące. Co Ojca wciąż tam ciągnie?
Chrystus czeka na nas w drugim człowieku, a tym bardziej w osadzonych. Jeżeli się po-lubi tę posługę i dostrzeże człowieka, to ta misja staje się pasją życia. Wówczas przesiadki – do Nowego Sącza w jedną stronę 3, a do Nowego Wiśnicza 5 – nie są uciążliwe, bo na tym góruje doznanie sensu, że to wszystko dla Chrystusa jako Przyjaciela.
—
Carissimus to magazyn redagowany przez nowicjuszy Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego.