Ja jestem Józef, wasz brat… Rdz 44, 18 – 45, 5
Józef daje się poznać swoim braciom. Sprzedali go, potraktowali bardzo źle i krzywdząco, jednak ostatecznie wychodzi z tego dobro. Dziś dzieje mi się krzywda, lecz jutro może wyjść z tego dobro. Potrzebny jest tylko proces przemiany, który dzieje się pomiędzy „dziś”, a „jutro”. Proces, który jest moją wewnętrzną drogą, pielgrzymką, podróżą do wnętrza mego serca. Tam potrzebuję spotkać się ze swoją krzywdą, ale jeszcze bardziej z Tym, którego Miłość jest większa niż całe zło tego świata. Taką drogę przeszedł Józef, który sprzedany, to uzyskuje łaskę, to zostaje wrzucony do więzienia. W tym całym doświadczeniu, które jest takie niepewne (można było oczekiwać, że łaska będzie trwać zawsze, jak również, że z więzienia nie ma już wyjścia), takie pozbawione poczucia bezpieczeństwa i stabilności – jedyny pewny jest Bóg, który w całym tym doświadczeniu Mu towarzyszył. To również i moja historia.
Porusza mnie też to, że kiedy Józef daje się poznać swoim braciom, oni się Go boją. Pomyślałem sobie, że kiedy Bóg się do mnie zbliża i „daje mi się poznać”, ogarnia mnie wtedy lęk. Mogę nawet się wycofywać, szukać dróg ucieczki i pretekstów do zajęcia się sobą (iluzji), zamiast chcieć wejść w relację, zamiast dążyć do Spotkania. Odkrywam coraz bardziej, że ten lęk jest naturalny, gdyż odsłania się przede mną, daje mi się poznać sam Bóg w swoim Misterium. Ten, który jest radykalnie Inny. Wtedy w pełnym świetle ukazuje się moja małość, słabość, grzeszność, ciemność, wstyd i niekoniecznie chcę to pokazać. Nie tylko Jemu, ale nawet samemu sobie. I tworzy się we mnie paradoks. Z jednej strony pragnę (nieraz bardzo mocno) spotkać się z Bogiem, szukam Go, chcę, by mnie dotknął i przemienił, z drugiej zaś strony i równolegle do tych pragnień boję się Go i przed Nim uciekam.
I boję się, nawet gdy On mówi: „nie lękaj się, dla twojego ocalenia od śmierci przychodzę do ciebie”…