Zaledwie kilka dni temu opublikowaliśmy zdjęcia z uroczystej profesji o. Tomasza Nogaja SJ, polskiego misjonarza i jezuity pracującego na placówce w Sudanie Południowym. Kolorowe i radosne fotografie nie odzwierciedlają jednak brutalnych realiów życia i pracy w tym afrykańskim państwie. Praktycznie każdy dzień niesie za sobą realne zagrożenie życia mieszkańców. Na porządku dziennym są mordy, nieudolne i brutalne służby państwowe, głód, kryzys ekonomiczny.
O tym wszystkim w emocjonalnym poście na jednym z portali społecznościowych pisze o. Nogaj. Poniżej zamieszczamy kopię wiadomości:
Ostatnie wydarzenia w naszym miasteczku Rumbek i okolicach są dramatyczne. Z naszej wioski uciekli wszyscy – 3500 ludzi. Została jedna kobieta, którą dzisiaj tam spotkałem i kilku chłopaków z karabinami. Nowiutkie kałasznikowy sam Pan Bóg wie skąd one się tam wzięły… Ludzie żyją w takim strachu, że nie sposób tego opisać. 6 kobiet z 23 zatrudnionych wciąż ryzykuje i chodzi 12 km rano do misji by podlewać grządki tak swoje prywatne, skąd mają warzywa, jak i te dla naszej jezuickiej misji. Zajmują się też kurami (4o) i szkółkami drzew (10.000). Po południu jeżdżę po nie samochodem gdyż boją się wracać na piechotę.
Niedługo będziemy zbierać też plony kukurydzy o ile nie zostaną wcześniej zebrane przez złodziei… Poza misją jest pustynia. Nic nie rośnie oprócz krzaków. Wioski wyludnione kompletnie. Droga opustoszała.
Podjąłem decyzję, że przerwę kurs języka Dinka który odbywał się każdego przedpołudnia, bo po południu nie możemy jeździć do wioski po południu. Każde popołudnie to czas kiedy na te tereny przychodzą pasterze krów z karabinami i ci, którzy uciekną to przeżyją. Pozostali są zabijani.
To jest nie do pomyślenia co się dzieje na naszych oczach. Straszne barbarzyństwo wokół. W sobotę zginęło 11 policjantów – w zamian policja i wojsko spaliło wioskę tych, którzy podejrzewali zabicie policjantów. Wszyscy, którzy przeżyli uciekli do buszu w kierunku naszej misji i tam koczowali ostatnie dwa dni w strachu. Pojmano 60 ludzi do wiezienia z tej wioski. To wszystko jest bez jakiejkolwiek logiki.
Kiedy tu przyjechałem prawie dwa lata temu 1 dollar miał wartość 3,7 funda południowosudańskiego. Dzisiaj to jest 1 $ = 22. Obserwowaliśmy jak gospodarka się załamuje bo nikt nic nie produkuje. Pamiętam kiedy dollar osiągnął równowartość 6 funtów – to była prawie dwukrotność – potem 12 nagle i tak szybowała wartość dolara do 15 i 18 i teraz jeszcze więcej, bo aż 22 funty południowosudańskie za 1 dolara. Ludzie kradną sobie nawzajem to co mają. Zabijają i palą domy.
Te 3500 ludzi którzy uciekli z naszej wioski Akol Jal do miasteczka Rumbek, mieszka u swoich znajomych w mieście w którym nie ma elektryczności ani kanalizacji. Tylko wojsko wszędzie, policja i od czasu do czasu ONZ-towskie konwoje pokojowe w opancerzonych wozach bojowych. To co się dzieje to straszne widoki ludzi przywożonych do „kostnicy” w celu rozpoznania i identyfikacji zwłok… całe auta…
Nieprawdopodobne.
Strzelanina jest co noc i oczywiście kilku ludzi zabitych. Zapewne następnym krokiem będzie wtargnięcie na naszą posesje w celu kradzieży.
W sobotę jednej z medycznych organizacji pozarządowych skradziono 2,5 tyś dolarów i komórki, kolejnego dnia to samo bo już mieli nowe telefony komórkowe i mnóstwo medycznych rzeczy, które wieźli do miejscowego szpitalika. Ten dramat wzajemnego mordowania jest juz tak zakodowany w głowach młodzieży z pastwisk – pasterzy i wojowników, że nie potrafią się opamiętać.
Co wieczór do miasta pasterze przyprowadzają tysiące bydła i w miejscach gdzie są ogrodzenia z pustaków a więc w samym centrum miasta krowy mogą spokojnie przeczekać do rana. Nawet na teren straży pożarnej, która ma 3 metrowe mury wprowadzane są setki krów każdego wieczoru by przetrwały do rana. Można sobie tylko wyobrazić jak choroby będą się szerzyć kiedy braknie lekarzy za jakiś czas bo i oni nie wytrzymają tego tempa i stąd wyjadą.
Co będzie dalej?
Sam Pan Bóg wie.
Proszę o modlitwę za nas i za wszystkich ludzi tutaj. Dziękuję.
fotografia: punghi / Shutterstock.com