Kanonizacja Klaudiusza Colombiere, jezuity, powiernika św. Małgorzaty Marii Alacoque, apostoła nabożeństwa do Serca Jezusa, w 1992 r. ożywiła zainteresowanie tym nabożeństwem.
Niecały rok później, 18 kwietnia 1993 r., papież beatyfikował s. Faustynę Kowalską, apostołkę nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego. Słyszało się w związku z tym głosy zaniepokojenia: Czy to nowe nabożeństwo nie zepchnie na dalszy plan tak żywego dawniej kultu Najświętszego Serca Jezusa? Czy kult Bożego Serca się nie przeżył? Czy nie należy go zastąpić nowym? Aby na te pytania i wątpliwości odpowiedzieć, trzeba się zastanowić, jaki jest przedmiot jednego i drugiego nabożeństwa. Czy są one tożsame, czy różne? A może jakoś na siebie zachodzą?
Miłość Boża wcielona
Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusa to kult miłości Bożej, objawionej szczególnie w Osobie Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, a symbolizowanej przez Jego Serce, które jest zarazem częścią uwielbionego człowieczeństwa Chrystusa oraz znakiem Jego boskiej miłości. Serce ludzkie jest jakby termometrem uczuć. W jego rytmie ujawniają się wzruszenia i przeżycia, takie jak: radość, lęk, gniew czy zachwyt. Radość i zachwyt z powodu czyjejś obecności nazywa się w potocznym języku miłością, ale taką radość przejawiają także zwierzęta. Jak bardzo cieszy się pies, gdy wyczuwa z daleka powracającego pana. Zwierzęta przeżywają także lęk. Jak szybko bije serduszko ptaka, gdy go trzymamy w ręce. Miłość prawdziwie ludzka, wznosząca się ponad fizjologiczne odruchy, stanowi przede wszystkim świadome opowiedzenie się za wartością, za dobrem drugiej osoby, nieważne jakiej płci, rasy, narodowości czy wyznania. Miłość to decyzja tworzenia, rozwijania i obrony dobra. Taką miłość potocznie nazywa się czynieniem dobra, bezinteresownością, życzliwością, niesieniem pomocy. Wynika ona z wolnego wyboru wytworzenia czegoś wartościowego i szanowania tego, co już jest. Jest to coś więcej niż instynkt macierzyński czy ojcowski, coś więcej niż erotyczne zakochanie się. W tym sensie najbardziej miłującym jest Bóg. Dla Niego świat (a w nim człowiek) nie jest ani potrzebny, ani konieczny, niczego Mu nie dodaje. A jednak Bóg stwarza ten świat, a w nim człowieka. Czyni to z czystej, bezinteresownej miłości. Wyraża to pięknie tekst Księgi Mądrości ujęty w słowa pieśni: Któż się oprzeć zdoła Twej potędze. Panie, zawsze jest w Twej mocy potężne działanie. Cały świat przy Tobie jak ziarenko piasku. Jak kropelka rosy, co spada o brzasku. Masz nad wszystkim litość, bo wszystko w Twej mocy. Ty od grzechów ludzi odwracasz swe oczy i cierpliwie czekasz, by się nawrócili. Nad każdym stworzeniem z miłością się chylisz. Niczym się nie brzydzisz z tego, co się stało. Gdybyś Ty nie zechciał, nic by nie powstało. Bez rozkazu Twego nic by nie istniało. Gdybyś nie podtrzymał, nic by nie przetrwało. Troszczysz się o wszystko, bo to Twoja własność, Podtrzymujesz życie, nie dasz mu zagasnąć. Ty miłujesz. Boże, każde swe stworzenie. Bo mu dałeś swoje nieśmiertelne tchnienie (por. Mdr 11, 21-12, 1).
Im mniej do zyskania, tym większa i bardziej bezinteresowna jest miłość, bo miłość nie szuka swego (1 Kor 13). Tę miłość do każdego stworzenia, będącą odblaskiem trynitarnej wewnętrznej miłości między Ojcem i Synem (którą jest Duch Święty), nazywamy Sercem Bożym. Miłość ta najpełniej objawiła się w Jezusie Chrystusie, który, przeniknięty Duchem Świętym, Duchem miłości, przeszedł przez życie, dobrze czyniąc. Świat jest stworzony na wzór przedwiecznego Słowa, dlatego Bóg Stwórca, miłując swego Syna, miłuje i świat. W świecie zaś najbardziej miłuje człowieka, ponieważ jest on stworzony na Jego obraz i podobieństwo. Miłuje nas wszystkich, chce, byśmy Zachowali w sobie ten obraz nieskażony, a szczególnie, byśmy się starali upodobnić do naszego wzoru, do Jezusa Chrystusa, Jego Syna. Jako swe przybrane dzieci pragnie nas obdarzyć swoim wiecznym szczęściem. Święty Jan Paweł II wyraził to pięknie w homilii w Elblągu 6 czerwca 1999 r.: Wszystko, co Bóg chciał nam powiedzieć o sobie, o swojej miłości, to wszystko złożył w jakiś sposób w swym Sercu, w Sercu swojego Syna i przez to Serce wyraził.
Co to jest miłosierdzie?
Święty Tomasz z Akwinu w Sumie teologicznej (I, 21, 3) odróżnia miłosierdzie od dobroci. Zadaniem miłosierdzia jest usuwać niedolę. Jest to również miłość, ale wobec słabych, nieszczęśliwych i zagrożonych, miłość, która usuwa braki, naprawia, leczy i wyzwala. Dobro to postawa chętnego, pozytywnego udzielania doskonałości (II-II, 30, 2 i 4), miłosierdzie to cnota, która skłania do usuwania braków i zaradzania im. Szeroko tę sprawę omawia Jan Paweł II w encyklice Dives in misericordia (Bóg bogaty w miłosierdzie). Bóg jest ojcem miłosiernym w kontekście zagrożenia człowieka (nr 2). Miłość, która w sposób szczególny daje o sobie znać w zetknięciu z cierpieniem, krzywdą, ubóstwem… nazywa się w języku biblijnym „miłosierdziem” (nr 3). W Starym Testamencie odwoływano się do miłosierdzia, kiedy budziła się świadomość niewierności wobec Boga (nr 4). Jest to korelat doświadczenia osób, które cierpią lub doznają nieszczęścia. Zło fizyczne i moralne każe apelować do miłosierdzia Bożego (nr 4). Papież szeroko omawia miłosierdzie ojca wobec syna marnotrawnego (nr 5-6). Miłosierdzie jest dowartościowaniem, wydobywaniem dobra spod nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku (nr 6). Odkupienie niesie w sobie całą pełnię objawienia miłosierdzia (nr 7). Natomiast człowiek w odwiecznym Bożym zamierzeniu został obdarzony miłością, która stwarza dobro i doprowadza do uczestnictwa w życiu Boga. Gdy ta miłość jest potężniejsza od zła, w które uwikłał się człowiek, wtedy nosi imię miłosierdzia: Miłosierdzie jest bowiem nieodzownym wymiarem miłości, jest jakby drugim jej imieniem, a zarazem właściwym sposobem jej objawiania się i realizacji wobec rzeczywistości zła (nr 7). W eschatologicznym spełnieniu miłosierdzie objawi się jako miłość, podczas gdy w doczesności, w dziejach człowieka, które są zarazem dziejami grzechu i śmierci, miłość musi się objawić nade wszystko jako miłosierdzie i wypełnić się również jako miłosierdzie (nr 8). W książeczce: Drogi i bezdroża miłosierdzia ks. J. Tischner pisze: Miłosierdzie jest… bólem nadziei, Miłosierdzie wierzy, że wszystko jest jeszcze do uratowania.
Dwa nabożeństwa w jednym
Z powyższych określeń możemy wywnioskować, jaki jest stosunek miłości do miłosierdzia, a zarazem stosunek dwóch nabożeństw: do Najświętszego Serca Jezusa oraz do Bożego Miłosierdzia. Nie rywalizują one z sobą ani się nie wykluczają. Miłość ogólnie pojęta jest ze względu na swój przedmiot czymś szerszym niż miłosierdzie. Kieruje się ona do wszelkiego dobra, do wszystkiego, co warte jest wytworzenia lub zachowania, warte podziwu i zachwytu. Zarówno Bóg, jak i święty, niewinny człowiek może być przedmiotem takiej miłości. Kiedy jednak dobro jest jakoś zagrożone, ta sama miłość przybiera postać miłosierdzia, a nawet litości, tkliwości i serdeczności wobec tego co słabe i nieporadne. Zewnętrznym przejawem tej miłości są u człowieka reakcje emocjonalne: smutek i zatroskanie oraz mobilizacja hormonalna w postaci wzruszenia, a nawet łez. Bogu nie możemy wprawdzie przypisywać dosłownie takich reakcji, ponieważ jest On bytem niematerialnym, ale nie byłoby czymś niegodnym Boga przypisywanie Mu serdeczności w jakimś sensie analogicznym, lecz dużo głębszym.
Jak więc miłosierdzie jest częścią miłości, tak i nabożeństwo do Bożego Miłosierdzia jest częścią nabożeństwa do Serca Jezusa, o ile ma za przedmiot miłość Boga do człowieka zagrożonego nieszczęściem doczesnym i wiecznym. Skąd się bierze jednak coraz większa popularność tej nowej formy nabożeństwa do Bożej miłości jako miłosierdzia? Chyba stąd, że człowiek rzadko kiedy może się czuć niewinny i święty; częściej ma poczucie winy i grzeszności. Ponadto czuje się zagrożony ze strony innych ludzi, jest narażony na choroby, podlega starzeniu się, obawia się katastrof i nieszczęśliwych wypadków. Zdaje sobie sprawę ze swojej bezradności i bezsilności. Czy można się dziwić, że apeluje do Bożej miłości przybierającej formę miłosierdzia? Człowiek nie czuje się godzien miłości oblubieńczej ze strony Boga, bo wie, że przez grzechy zbrudził szatę godową pierwotnej niewinności. Przyznaje, że nie zasłużył na nazwę przyjaciela Boga, bo nieraz Go zdradził. Często też widzi się w sytuacji syna marnotrawnego, który roztrwonił dary Boże. Dlatego wyznaje: Nie jestem godzien być synem twoim, uczyń mnie jednym z najemników… (Łk 15, 19). W tej sytuacji zagrożenia i słabości bliższa staje się człowiekowi miłość Boża w postaci miłosierdzia. Chętniej więc liczy on na Boże miłosierdzie i wokół niego koncentruje swoje modlitwy i nabożeństwa.
Inne są też akcenty w tych dwóch nabożeństwach. W nabożeństwie do Najświętszego Serca Jezusa centrum uwagi i zainteresowania staje się Jezus. Za Jego miłość staramy się odpłacić podobną miłością, a za krzywdy Jemu wyrządzone staramy się wynagradzać i składać Mu hołdy. W nabożeństwie do Miłosierdzia Bożego w centrum uwagi stoi człowiek jako potrzebujący pomocy; uwielbienie Boga miłującego oraz wdzięczność za Jego miłość schodzi jakby na drugie miejsce. Płynie stąd wniosek, że chociaż nabożeństwo do Bożego Miłosierdzia jest zgodne z dziejami zbawienia i zawsze aktualne, dopóki człowiek jest zagrożony, to jednak wskazane jest także dążenie do pozytywnej odpowiedzi na miłość Bożą przez dynamiczne decyzje współuczestniczenia w Bożej twórczości i przez uświęcanie się na wzór świętości Bożej. Stan grzeszności nie jest stanem normalnym. Ludzie powinni żyć bez grzechu, naśladując wzór, jaki nam zostawił Jezus. Powinni stać się przyjaciółmi Pana, Jego współpracownikami w szerzeniu i umacnianiu Królestwa Bożego na ziemi. Należy raczej działać pozytywnie i budować, a nie tylko wiecznie odgruzowywać. Ta strona pozytywna jest bardzo ważna. W niebie nie będzie potrzebne miłosierdzie. Tam będzie tylko miłość. A więc nie będzie tam też potrzebne nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego, chyba tylko jako wspomnienie zbawczej działalności Boga. Natomiast nabożeństwo do Bożej miłości, czyli do Bożego Serca, będzie aktualne przez całą wieczność.
ks. Stanisław Ziemiański SJ