To bardzo mroźne uczucie. Zaczyna się, kiedy rozum odczyta co mu od dawna donoszą oczy i uszy. Początkowo od głowy, zaczyna się wędrówka zimna – każdym kanalikiem, i każdym pęcherzykiem, po żyły, i tętnice; wpełza – zimno.
Kiedy już opanuje ostatni paliczek u stóp, zamraża – to dzieje się już bardzo szybko. Skóra zaczyna się łuszczyć, aby pokazać ciężką i twardą skorupę – Bogu dzięki za mechanizmy obronne – tylko ona pozwala człowiekowi nie rozpaść się na kawałki. Fizycznie i psychicznie.
Rozczarowanie nie pozostaje jedynie wewnątrz ciała. Bezlitośnie wyrzuca człowieka w stan spadania we wszystkich kierunkach. Nie ma na czym już się oprzeć – nie ma przeszłości w którą można by uwierzyć. Nie wiadomo w którym kierunku podążyć – nie ma przyszłości w którą można by ufać. Jest tylko mroźne – teraz.
Czy znajdzie się taki Bóg, który delikatnie pozwoli człowiekowi nie spaść?