Zazwyczaj jestem sfrustrowany wtedy, kiedy coś sobie wymarzę, planuję wszystkie szczegóły, włącznie z emocjami, które będę przeżywał, nakręcam się i… ostatecznie nie jest tak jak to sobie wymarzyłem. Wniosek jest taki, że frustracja nie tyle odzwierciedla jakieś obiektywne zło, ale raczej niespełnienie moich oczekiwań. Cierpienia związanego z frustracją można by zatem uniknąć, gdybym tylko potrafił wyzbyć się oczekiwań.
Ignacy od 25 lat uczy mnie wdzięczności za… wszystko. Wdzięczność bardzo często zawęża swoje pole do widzenia tego, co dla nas (szeroko rozumiejąc to słowo) przyjemne. Zresztą mamy tendencję do uproszczenia: przyjemne = dobre, nieprzyjemne = złe. Stąd często Bóg jest kimś, kogo prosimy o sprawy, rzeczy, które wiążą się z naszym komfortem. Tymczasem Ignacy mówi, by nie pragnąc bardziej zdrowia niż choroby, życia długiego od krótkiego, bogactwa od biedy. I choć naturalnie chcemy, żeby było wygodniej i lepiej (co nie jest złe), to jednak mamy tak przeżywać wiarę by była ona dla nas otwarciem na wszystkie opcje.
To ważne także dlatego, że jako chrześcijanin chcę być wdzięczny nie tylko za to, co jest moim sukcesem w życiu duchowym, ale także za moje porażki, a nawet grzechy. Nie, nie chodzi o prostackie: „dzięki Ci Jezu za grzechy”. Dziękczynienie to nie paplanie słowa: dziękuję, ale umiejętność dostrzegania Boga we wszystkim. Bóg nie jest moim grzechem, podobnie jak nie jest moim sukcesem. Ale Bóg jest ze mną w moim sukcesie, ale i wtedy, kiedy grzeszę.
W Sylwestra nie robię postanowień na następny rok, ani skrupulatnie nie rozliczam się z minionego. W jestem po prostu wdzięczny, bardziej niż codzień budzę w sobie świadomość tego, że On JEST i był ze mną w każdej sytuacji, że nie zostawił mnie, nie obraził się ani na moment. Widzę kolejny rok życia, w którym Bóg za każdym razem, kiedy upadałem wchodził w moje krzaki z pytaniem: ‚gdzie jesteś, przyszedłem cię odnaleźć’.
Wdzięczność chrześcijańska jest połączona z nadzieją. Człowiek wierzący w Jezusa, ma nadzieję na to, że w ekonomii Boga żadna sytuacja, relacja, sukces czy porażka, a nawet grzech, nie jest czymś, co musi człowieka prowadzić do śmierci. Nadzieja chrezscijańska daje mi pewność radości, czyli wewnętrznego pokoju, czasem wbrew moim emocjom, że Bóg jest w moim życiu Pierwszym. Jednak tu nie chodzi o władztwo, ale pierwszy w kochaniu mnie, pierwszy w wyciąganiu mnie z moich tarapatów i głupich decyzji. Nie, On nie jest kimś, kto czeka z założonymi rękoma na mój pierwszy krok nawrócenia, ale zanim ja się orientuję, że zrobiłem zło, On już działa i juz mnie wyciąga z krzaków.
Bądź dziś wdzięczny, ale inaczej, nie szablonowo. Serio, Bóg nie czeka w Sylwestra na twoje „dziękuję”. On czeka na naszą miłość, czyli zdolność dostrzegania Jego samego w naszym życiu. Pod prysznicem też.
Nie będziemy tak sfrustrowani, kiedy w końcu nauczymy się tego, że nasze oczekiwania mogą, ale nie muszą się spełniać. A będziemy żyć nadzieją wtedy, kiedy przestaniemy mieć oczekiwań, a nauczymy się szukać Boga w tym, co JEST.
Artykuł pochodzi ze strony „Grzegorz Kramer SJ – blog”