W najszerszym rozumieniu cierpienia, wydaje się, że jest ono skutkiem ludzkich błędów, słabości i grzechu. Są to konsekwencje wyboru człowieka (por. Rdz 3, 12-19). Zabójstwa, eutanazje, zabijanie dzieci nienarodzonych, brak szacunku dla osób starszych i słabszych, handel ludzkimi narządami, sztuczne ingerencje w życie, niesprawiedliwość, wyścig zbrojeń i wojny, brak właściwej gospodarki ekologicznej, niewłaściwe zarządzanie dobrami ziemi, efekt cieplarniany,… – to wszystko są konsekwencje błędnych i grzesznych decyzji człowieka.

Czy istnieje jednak „cierpienie niezawinione”? A jeśli tak, czy można również w nim poszukiwać sensu? Czemu na przykład winne są dzieci niepełnosprawne psychicznie? Dlaczego tyle dzieci musi umierać z głodu? To pytanie stało się niemal obsesją Fiodora Dostojewskiego i Alberta Camusa. Jaki sens ma „życie przykute do łóżka”? Dlaczego w imię ideologii tak wielu ludziom odbiera się godność i nadzieję? Można oczywiście poszukiwać odpowiedzi także na te pytania. Wydaje się jednak, że przy niektórych z nich trzeba zamilknąć; zaakceptować tajemnicę. Cierpienie nie jest problemem teoretycznym, który warto zrozumieć. W końcu jego zrozumienie niczemu nie służy. Jest ono sytuacją, która da się przetrzymać tylko przez okazujące się w czynach bycie człowiekiem, chrześcijaninem, wierzącym (E. Zenger).
Jezus wyraźnie odcina się od mentalności łączącej każde cierpienie z grzechem. Gdy uczniowie postawili pytanie, kto zgrzeszył, że niewidomy urodził się ślepy – on czy jego rodzice?, Jezus odpowiada: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale /stało się tak/, aby się na nim objawiły sprawy Boże (J 9, 1nn). Pytanie: „kto zgrzeszył?” nie jest właściwym. Kwestia winy w cierpieniu jest drugorzędna. Istotne jest, że przez nie „objawiają się sprawy Boże”. Właściwe pytanie powinno brzmieć: Jaki sens ma cierpienie? Co Bóg chce mi przez nie powiedzieć? Na co zwrócić uwagę?

Inną okazją do przeciwstawienia się jednoznacznej interpretacji cierpienia jako kary Bożej była tragedia na terenie świątyni jerozolimskiej, do której doszło w czasie składania ofiar przez Galilejczyków. Żołnierze rzymscy, którzy interweniowali, zamordowali Galilejczyków i świątynia spłynęła krwią nie tylko ofiar, ale również ofiarodawców. W wydarzeniu tym Żydzi dopatrywali się kary Bożej za grzechy osobiste Galilejczyków. Podobnie mówiono o osiemnastu osobach, które przygniotła wieża w Siloe (Łk 13, 1-5).
Jezus odcina się od takiego punktu widzenia i napomina, by podobne sytuacje nie upoważniały do wnioskowania o winie ofiar bądź o niewinności ocalonych. Sytuacje tragedii, cierpienia, ludzkich dramatów, chorób, wojen, katastrof są „znakami czasu”, poprzez które Bóg przemawia i wzywa do nawrócenia, przemiany serca: Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie (Łk 13, 5). Cierpienie nie jest jedynie skutkiem grzechu czy karą za grzechy. Takie rozumienie cierpienia może mieć sens jedynie, gdy służy wzrostowi, uzdrowieniu, rozwojowi, powrotowi do Boga.

Konsekwencją grzechu pierwszych rodziców jest według Księgi Rodzaju cierpienie, trud i śmiertelność: Do niewiasty (Bóg) powiedział: Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą. Do mężczyzny zaś Bóg rzekł: Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść – przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz! (Rdz 3, 16-19). Istnieje więc uniwersalne cierpienie związane z życiem na ziemi. Nikt nie jest od niego wolny!

Fakt uniwersalnego ludzkiego cierpienia szczególnie mocno akcentuje Budda w swoich „czterech szlachetnych prawdach”. W pierwszym kazaniu czytamy: Czym jest o mnisi, święta prawda o cierpieniu? Narodziny są cierpieniem, choroba jest cierpieniem, umieranie jest cierpieniem, kłopoty, żale, ból, zgryzoty i rozpacz są cierpieniem, być oddzielonym od ukochanego jest cierpieniem, nie móc osiągnąć tego, czego się pragnie, to cierpienie. Według filozofii buddyjskiej wszystko jest cierpieniem: narodziny, choroba, śmierć, niespokojne i niekończące się stawanie, monotonia rzeczywistości. Cierpienie przenika istnienie, indywidualność, zmienność losu i wszystkie procesy życia. Od cierpienia nie jest wolna nawet radość, gdyż łączy się z troskami albo jest źródłem cierpienia innych.
Uniwersalne cierpienie nie jest celem samym w sobie. Jest drogą, środkiem do celu, o którym powiemy szerzej w dalszym ciągu naszych rozważań.

Niemniej, jako środek cierpienie spełnia ważne zadanie. Przede wszystkim pozwala przemyśleć i właściwie ustawić hierarchię wartości. Nasze życie zwykle ma charakter aktywny. Żyjemy zabiegani, nerwowi, zestresowani, ciągle brak nam czasu. Cierpienie jest czasem pasywności. Jest sygnałem ostrzegawczym, żółtym światłem, które mówi: „stop!, zatrzymaj się, pomyśl, po co to wszystko”!

Istnieją bramy, które może otworzyć tylko cierpienie. Kapelani szpitalni są świadkami, ile osób przewartościowało życie dzięki chorobie, cierpieniu. Ludzie, którzy nigdy nie chodzili do Kościoła, skruszeni, proszą o spowiedź, Najświętszy Sakrament. Cierpienie jest kluczem do otwierania zatwardziałych serc. Gdy człowiek leży przykuty do łóżka, w perspektywie śmierci, inaczej patrzy na życie. Przychodzi czas refleksji, rozrachunku z życiem i pytań o przyszłość. I wtedy zwykle rodzi się pragnienie przemiany, nawrócenie, głębsze przeżywanie życia. W cierpieniu kryje się szczególna moc przybliżająca człowieka wewnętrznie do Chrystusa, jakaś szczególna łaska. Tej łasce zawdzięcza swoje głębokie nawrócenie wielu świętych, jak choćby św. Franciszek z Asyżu, św. Ignacy Loyola i wielu innych… Owocem owego nawrócenia jest nie tylko to, że człowiek odkrywa zbawczy sens cierpienia, ale nade wszystko to, że w cierpieniu staje się całkowicie nowym człowiekiem. Znajduje jakby nową miarę całego swojego życia i powołania (Jan Paweł II).

Cierpienie uczy wolności, daje świadomość względności czasu. My zwykle żyjemy w iluzji, że życie na ziemi będzie trwało wiecznie. Rzeczy, wartości, ludzie, którymi się otaczamy dają iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa i pewności. Cierpienie jest znakiem ostrzegawczym; przypomina, że życie ludzkie jest nietrwałe, przemijające, kruche. Każda chwila życia może być ostatnią. Z drugiej jednak strony umacnia w nadziei, że obok nas jest Bóg, który może uczynić je mocnym, trwałym, wiecznym.

Cierpienie jest „dezintegracją pozytywną”. Jest dezintegracją, ponieważ burzy jedność, harmonię, wywołuje frustracje, konflikty, napięcia, uruchamia różne mechanizmy obronne, np. negatywizm, negację, represję, rezygnację, izolację, racjonalizację. Z drugiej strony cierpienie zaakceptowane służy integracji człowieka; sprawia, że wzrasta, rozwija w sobie czynniki twórcze, np. właściwą hierarchię wartości, instynkt twórczy, empatię, odpowiedzialność, autentyzm. Stanowi więc ważny krok w rozwoju duchowym człowieka.

J. Brantschen porównuje „dezintegrację pozytywną”, jaką stanowi cierpienie do „bólów rodzenia”: Człowiek staje się i pozostaje człowiekiem tylko przez bóle rodzenia. Do tych trwających przez całe życie bólów rodzenia należą: rozczarowania, rezygnacje, ofiary, frustracje, bolesne rozstania (rozłąki, rozwody, śmierć) i napawające strachem rozpoczynanie czegokolwiek. Kto wypiera lub zaprzecza tym bólom należącym do conditio humana, pozostanie przez cale życie zamknięty w swoim zranionym narcyzmie.

Z kolei H. Herzog pisze: Jeszcze bardziej niż chorzy zdrowych, zdrowi potrzebują chorych. Dzięki chorym zdrowi doświadczają, jak bardzo wątpliwe jest absolutne uwielbienie dla życia i jak bardzo można się na nim sparzyć. Pojedynczy człowiek i społeczeństwo, zarówno chory jak i zdrowy i również toksyczne społeczeństwo, odnajdą swój sens dopiero tam, gdzie uzna się za składowe części życia ból, chorobę i śmierć, a nie będzie próbowało się ich unikać.

O roli cierpienia, jako czynnika rozwojowego, mówił również Jan Paweł II: Cierpienie zdaje się przynależeć do transcendencji człowieka: jest jednym z tych punktów, w których człowiek zostaje niejako „skazany” na to, ażeby przerastał samego siebie — i zostaje do tego w tajemniczy sposób wezwany. Wezwany przez Pana Boga. Jest to czas próby, „czas pustyni”. Bóg zsyła tę próbę, bo poprzez nią weryfikuje się autentyzm zaufania Jemu, a także miłość do Niego. Próba pokazuje, czy jest to miłość egoistyczna, interesowna, czy altruistyczna, bezinteresowna.

Cierpienie, które jest próbą jest łaską i ogromną szansą dla człowieka. Szansą, aby uczynić jakościowy skok; aby nie zatrzymywać się na modlitwie, wyobrażeniach czy myślach o Bogu ale doświadczyć samego Boga. My zwykle bardziej cenimy sobie dary, nawet duchowe, np. modlitwę, Eucharystię, czy inne praktyki wewnętrzne niż samego Boga. Przypomina to sytuację, w której narzeczona ceni bardziej cenny pierścionek zaręczynowy niż narzeczonego. A przecież modlitwa, udział we Mszy świętej, pielgrzymki,… nie są najważniejsze. Najważniejszy jest Jezus, Bóg.

Na początku życia duchowego Bóg daje pociechy, przyjemności duchowe, gdyż jesteśmy słabi. Pragnie w ten sposób zrównoważyć atrakcyjność zła. Zło jest bardziej krzykliwe, bardziej pociąga. Ale kiedy przestaje już pociągać, gdy jesteśmy coraz dalej na drodze duchowej, przychodzi czas cierpienia, oschłości, ciemności, pustki. Jeżeli go podejmiemy, okaże się czasem wzrostu i dojrzałości oraz nauki miłości bezinteresownej.

Cierpienie pozwala dostrzegać inna miarę piękna, zwłaszcza osobom, które sądzą, że będą wiecznie „piękne i młode”. W czasie przesłuchania Jezusa przed śmiercią, Piłat wypowiedział słowa: Oto Człowiek! (J 19, 5). Jezus stał w cierniowej koronie i purpurowym płaszczu, znieważony, zniszczony, w najgłębszym cierpieniu, ale również w prawdzie, w najwyższej godności, nie pokonany. Ludzka nienawiść, zadane cierpienia, poniżenia nie zdołały Go zniszczyć. Piękna człowieka nie mierzy się tylko wyglądem zewnętrznym i młodością. O pięknie „decyduje serce”. W każdym człowieku jest odbite piękno Boga. Dobroć, życzliwość, miłosierdzie, miłość są jego najpiękniejszymi przejawami. Jeżeli one pozostaną, nie zniszczy ich żadne, nawet największe cierpienie.

fot. Pixabay