Próbując nadążyć za ojcem Nalets, który posługuje w górskim rejonie Tajwanu już od kilkudziesięciu lat, niezbyt nadającym się do jazdy po górskich drogach samochodem z automatyczną skrzynią biegów, kątem oka próbuję podziwiać malownicze krajobrazy. Niezbyt mi to wychodzi, droga co chwila skręca, wijąc się nad górskimi przepaściami. Jedziemy zabrać dzieci mieszkające w rozrzuconych po górskich zboczach osadach na niedzielną Mszę Świętą. Jest piątek.
Docieramy w końcu na miejsce, pod koła samochodu podkładam jakieś głazy, martwiąc się czy wspólnotowy samochód nie zechce stoczyć się po zboczu. Tutejszy kościół jest wielkości garażu, pokryty blachą, u wejścia zwieńczony stalowym krzyżem. W środku oberwany sufit, przekrzywiony krzyż wciąż ozdobiony bożonarodzeniowymi światełkami. Na miejscu okazuje się, że ojciec Nalets zapomniał zabrać ze sobą komunikantów. No cóż, zapomnieć ludzka rzecz, zwłaszcza po siedemdziesiątce. Mszę odprawiamy więc z zawilgoconych mszałów (no, bo sufit przecieka) na przywiezionym z pobliskiej osady chlebie.
O czym tak właściwie jest chrześcijaństwo?
To zostawienie wszystkiego i pójście za Jezusem. Owo „wszystko” czasem oznacza po prostu strefę komfortu, klimatyzację w pokoju, ciepłą wodę w łazience. W moim wypadku to też, zostawienie swojej dumy i nauczanie katechezy grupy rozbrykanych dzieci z rdzennego ludu Atayal.
Obecne tu ubóstwo, historie rozbitych rodzin, przemoc w domach wnoszą smutek w serce. Pełne energii dzieci, które uciekają przed tym wszystkim do Kościoła, potrafią zwalić z nóg nawet najtwardszych misjonarzy. Mimo wszystko coś przyciąga mnie w te górskie rejony. Z jednej strony, to pragnienie dzielenia się miłością, którą otrzymałem od spotkanego Jezusa, z drugiej zaś to pewna intuicja, iż ów Jezus, którego tak pragnę im dać już w tym ubogim, dziewiczym krajobrazie mieszka.
Ci ludzie żyją nieraz w warunkach, w których brak wszystkiego. Nie brak im jednak Chrystusa. On jest tu w całym swoim ubóstwie.
Być może ewangeliczne ubóstwo to własnie szansa bycia z takimi ludźmi- szansa na bycie z Jezusem tu i teraz. To z pewnością dobra szczepionka na panoszącą się w rozwiniętych miastach beznadzieję, znudzenie i marnotrawstwo.