Krew męczenników jest zapowiedzią wiosny Kościoła. Mówił o tym o. Arturo Sosa podczas uroczystości odpustowych (16 maja) w sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Przełożony generalny Towarzystwa Jezusowego wygłosił homilię na Mszy, której przewodniczył kard. Kazimierz Nycz.
Kaznodzieja przypomniał męczeństwo licznych jezuitów na przestrzeni wieków, którzy głosili Ewangelię w różnych częściach świata. Nie brakowało wśród nich i Polaków. Nawet jeśli dzisiaj nie zawsze grozi śmierć za przynależność do Chrystusa, to Jego miłość wymaga od nas odpowiedzi na współczesne wyzwania, jak migracje, wojny czy klęski żywiołowe. Pomagając ich ofiarom pewnie nie zaradzimy wszystkim nieszczęściom świata, ale przecież nawet kropla czyni morze większym – mówił o. Generał. Wyraził też przekonanie, że Polska ma wielką szansę, by podobnie jak kiedyś stawać się miejscem spotkania kultur i narodów. A w tym potrzeba łaski hojnego i wiarygodnego chrześcijańskiego świadectwa, której życzył uczestnikom uroczystości.
Homilia o. Arturo Sosy SJ
Niespełna trzy miesiące temu byłem w Homs w Syrii, w piątą rocznicę męczeńskiej śmierci o. Fransa van der Lugta. Był on jezuickim misjonarzem, który blisko 50 lat swego życia poświęcił syryjskim chrześcijanom jak i muzułmanom. Zastrzelony przez nieznanego sprawcę dołączył do setek tysięcy ofiar ciągle niezakończonej wojny. Kiedy modliłem się na jego grobie, jasno uświadomiłem sobie, że dane mi jest być przełożonym moich współbraci, którzy swoje świadectwo wierności Chrystusowi przypieczętowali krwią nieomal we wszystkich krajach, w których przyszło im pracować.
Dzisiaj również spotykamy się przy relikwiach świętego męczennika, tu w Warszawie. Choć żył on w innych czasach, to przecież tak wtedy, jak i dzisiaj przelana krew jest ostatecznym, najmocniejszym i najbardziej wiarygodnym czynem i słowem, które nie przestają przemawiać do każdego pokolenia.
Podczas Ostatniej Wieczerzy Chrystus wypowiedział słowa, które i my za chwilę powtórzymy: „To jest moje ciało, które za was będzie wydane i moja krew, która za was będzie wylana na odpuszczenie grzechów”. A w dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi, że wciąż modli się za tych, którzy, dzięki przepowiadaniu jego uczniów, uwierzą, że Bóg Go posłał, aby już nikt nigdy nie wątpił, że jest kochany przez Boga.
Ale jak uwierzyć w miłość Boga, kiedy patrzy się na tak zmaltretowane ciało męczennika św. Andrzeja Boboli? Jak miał uwierzyć w tę miłość o. Frans van der Lugt, kiedy widział wycelowaną w siebie broń? Jak my możemy mówić o miłości Boga, wiedząc, że Morze Śródziemne to dziś cmentarzysko dziesiątek tysięcy ludzi uciekających przed głodem, prześladowaniami i wojną? Jak mogą uwierzyć miłości Chrystusa ludzie, którzy wyłowieni z morza, błąkają się od portu do portu, taktowani jak agresorzy? Wreszcie, jak ludzie nieznający Chrystusa, mają uwierzyć w Jego miłość, widząc, że my, Jego wyznawcy, żyjemy czasem tak, jakby Boga nie było. Takie pytania nasuwają mi się zawsze, kiedy modlę się przy relikwiach moich współbraci męczenników.
To nie są tylko nasze dylematy. Z podobnymi borykali się również ludzie w czasach św. Andrzeja Boboli. Równie trudno było uwierzyć w miłość Boga tym, którzy w imię Chrystusa, wzajemnie się prześladowali i zabijali. Być może takie wątpliwości pojawiały się też w duszy św. Andrzej Boboli. Żył on w czasach krwawych konfliktów religijnych, politycznych i narodowościowych. Wtedy jeszcze nie do pomyślenia była jakakolwiek forma dialogu i to wszystko, co dopiero parę wieków później nazwano ekumenizmem. Dzisiaj wiemy, że najwyższe świadectwo składane Jezusowi z życia, wykracza poza różnice wyznaniowe. Papież Franciszek nieustannie podkreśla, jak bardzo dziś aktualny jest ekumenizm krwi. Kiedy prześladowcy mniejszości chrześcijańskich zabijają wyznawców Chrystusa, nie interesuje ich, czy ktoś jest prawosławnym, katolikiem, anglikaninem czy luteraninem. Oni po prostu są ofiarami walki z chrześcijaństwem. „Wróg się nie myli – mówi papież Franciszek – dobrze potrafi rozpoznać, gdzie jest Jezus”. To właśnie – zdaniem Ojca Świętego – jest „ekumenizm krwi”.
O tym słyszeliśmy też w dzisiejszym pierwszym czytaniu z Księgi Apokalipsy. „Męczennicy zwyciężyli dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa. I nie umiłowali życia aż do śmierci”. Takich miejsc, gdzie wybrzmiała prawda tych słów jest wiele. W tutejszym kolegium najwyższe świadectwo wiary w czasie II wojny światowej złożyli zarówno jezuici, jak i świeccy, którzy swym wspólnym męczeństwem przypieczętowali braterstwo krwi z Chrystusem, Barankiem zabitym.
Czas krwawych prześladowań na szczęście jednak mija, a życie musi toczyć się dalej… Nie oznacza to jednak, że mija czas dawania świadectwa Chrystusowi. Papież Franciszek wciąż nam przypomina, że dziś Jezus utożsamia się z bezdomnymi, prześladowanymi za swoje poglądy, z ginącymi z głodu i milionami uchodźców szukającymi ratunku w bezpieczniejszych częściach świata – a zwłaszcza w bogatej Ameryce i w Europie.
Kilka miesięcy temu odwiedziłem Wietnam i Filipiny. W tym ostatnim kraju miałem okazję spotkać się z ludźmi ocalałymi po przejściu niszczycielskiego tajfunu, który spowodował śmierć ponad 6 tysięcy ludzi, a blisko 6 milionów pozbawił wszelkich środków do życia. Dobrze, że moi filipińscy współbracia robią wszystko co możliwe, by ulżyć ich doli. Wiemy, że sami nie zaradzimy wszystkim nieszczęściom tego świata, ale – jak mawiała święta Matka Teresa z Kalkuty – „czasami czujemy się, jak byśmy byli tylko kroplą w morzu, jednak to morze byłoby mniejsze bez tej brakującej kropli”. Cieszę się, że także tutaj, przy kolegium warszawskich jezuitów, powstało Jezuickie Centrum Społeczne, gdzie jezuici i nasi świeccy współpracownicy starają się zaradzić najpilniejszym potrzebom migrantów i uchodźców. Korzysta z niego kilkadziesiąt osób reprezentujących wiele narodowości.
Wierzę, że patron tego miejsca, św. Andrzej Bobola, również w ten nowy sposób dalej prowadzi swoją misję sprzed wieków, kiedy przemierzał niezmierzone lasy i bagna Polesia by nieść ratunek duszom i dać im odczuć, że jest Ktoś, kto o nich pamięta i posyła do nich swoje sługi.
Kościół w Polsce, zarówno w przeszłości, a dziś może jeszcze bardziej niż kiedykolwiek, ma wielką szansę, by nadal stawać się miejscem spotkania kultur i narodów Wschodu i Zachodu, ale też Południa i Północy. W swojej historii Polska nie raz odgrywała taką rolę. Może dlatego wasz wielki Rodak, św. Jan Paweł II, na początku swego pontyfikatu z takim przekonaniem wołał: „Nie lękajcie się otworzyć Chrystusowi granic państw, systemów politycznych i ekonomicznych”. Historia polskich jezuitów też mocno wpisuje się w ten „wymiar spotkania różnych kultur i narodów”. To nie przypadek, że św. Andrzej Bobola głosił Ewangelię nie tylko swoim rodakom, ale też Litwinom, Białorusinom i Ukraińcom. To jednak nie wszystko. Polscy jezuici już kilka wieków temu dotarli aż do dalekiej Azji. O. Michał Boym znalazł się wśród pierwszych misjonarzy w Chinach, a o. Wojciech Męciński – jako męczennik – zapisał się na kartach historii Kościoła w Japonii. Także i dziś polscy jezuici z otwartym sercem współpracują z chrześcijanami innych wyznań i wyznawcami innych religii w Rosji, na Ukrainie, w Kirgistanie, Syrii, Libanie, w Izraelu, Egipcie, w dalekiej Zambii czy bliższej nam Danii.
Dziś jednak spotykamy się przy relikwiach męczennika. Myślę, że istnieje jakaś niewidzialna, mocna nić łącząca syryjskie Homs i Warszawę, Janów Poleski, gdzie zginął św. Andrzej Bobola, i japońskie Nagasaki, gdzie męczeńską śmierć poniósł o. Wojciech Męciński. Bo o ile śmierć męczenników wydaje się być ich tragiczną porażką, o tyle po latach jawią się nam oni jako zwiastuni nowej wiosny Kościoła. „Krew znanych nam i nieznanych męczenników naprawdę jest posiewem nowych chrześcijan”.
Moi drodzy. Boję się życzyć nam łaski męczeństwa. Tę łaskę Bóg daje tylko wybranym. Ale z całego serca życzmy sobie łaski dawania hojnego i wiarygodnego świadectwa, bo – jak mawiał święty papież Paweł VI: „Człowiek naszych czasów chętniej słucha świadków, aniżeli nauczycieli; a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są świadkami”. Amen.
Posłuchaj przesłania kard. Nycza