Na przeciwległym biegunie lenistwa leży pracoholizm. Dzisiaj coraz więcej ludzi pracuje od rana do nocy (i w nocy) i na nic nie ma czasu. Nie mam czasu – to zdanie, które możemy najczęściej usłyszeć, zwracając się do innych z prośbą. Jeden z nieżyjących już braci zakonnych był zawsze bardzo zapracowany. Mówił o sobie, że nigdy nie ma na nic czasu, nawet na wypoczynek i urlop; biega od rana do wieczora. Gdy poirytowany współbrat zapytał go: A co dobrego dziś zrobiłeś?, odpowiedział: Nic.
Pracoholizm określa się jako zaburzenia kompulsyjno-obsesyjne, przejawiające się przymuszaniem samego siebie do pracy, niemożnością regulowania własnych nawyków związanych z pracą i nadmiernym zaangażowaniem w nią, aż do zaniedbania innych głównych czynności życiowych (B. Robinson). Pracoholik określa siebie w aspekcie wydajności i utylitarności. Nie ważne, kim jest (jako osoba), ale co czyni. Angażując się w maksymalny sposób nabiera poczucia własnej wartości; pragnie zagłuszyć wewnętrzną pustkę i niepokój oraz zdobyć akceptację innych. Osoby dotknięte tą patologią są przekonane o swoich zdolnościach, możliwościach, sile przebicia (spełnienie „american dream”) i nawet jeśli zdają sobie sprawę, że praca może stać się przedmiotem uzależnienia, są zdania, że lepiej uzależnić się właśnie od niej niż od czegokolwiek innego (C. Guerreschi).
Istnieje zasadnicza różnica między człowiekiem pracowitym, a pracoholikiem. Pierwszy angażuje się maksymalnie w pracę, troszczy się o jej efekty, uczestniczy w rywalizacji, pragnie sukcesu, awansu, wykorzystuje każdą chwilę, ale potrafi stawiać granice. Wie, kiedy zakończyć pracę i faktycznie tak czyni. Drugi natomiast nie potrafi narzucić sobie żadnych ograniczeń. Uzależniony od pracy, zabiera ją ze sobą do łóżka, nie rozstaje się z nią nawet w czasie weekendów i urlopu – jednym słowem, nigdy, gdyż stanowi ona jego sposób na życie (C. Guerreschi). Pracoholika cechują: nieustanny pośpiech; perfekcjonizm i brak zadowolenia z własnej pracy; kontrola pracy innych (podwładnych); ciągły niepokój, niecierpliwość i irytacja; systematyczne zwiększanie „normy” pracy; zaniedbanie relacji międzyludzkich, w tym rodzinnych i przyjaźni; luki w pamięci i chwile „nieobecności” w czasie rozmów; brak troski o siebie (posiłki, wypoczynek, sport) (B. Robinson).
Dla człowieka uzależnionego praca stanowi sens życia i jedyny sposób rozwiązania wszystkich problemów. Jedna z przełożonych zakonnych powiedziała mi, że jest to sposób, który stosuje wobec podwładnych. Gdy siostry są przepracowane, nie mają czasu na problemy i myślenie o głupotach.
Dla pracoholika największym szczęściem jest kariera, awans, sukces. Czuje się wówczas pewny, bezpieczny i świadomy własnej wartości. Natomiast największym dramatem jest utrata pracy, bezrobocie, które stają się źródłem wielkiego niepokoju, powodem do pogardy dla samego siebie, cierpienia związanego z efektem odstawiennym, niskiej samooceny i problemów z odnalezieniem tożsamości (C. Guerreschi).
Cesare Guerreschi analizując przyczyny pracoholizmu sięga do dzieciństwa. Jego pożywką bywa fałszywe przekonanie, że na miłość trzeba sobie zapracować. Wielu pracoholików jest niepewnych siebie, tak więc ich osiągnięcia zawodowe mogą być nieuświadomioną próbą pozyskania aprobaty rodziców. Pracoholicy mają tendencje idealizacji i naśladowania rodziców, by zyskać ich podziw. Ponadto kodują fałszywe wzorce myślowe, np. myślenie perfekcjonistyczne, widzenie czarno-białe, pesymizm i rezygnację, eksternalizację. Wzorce te wpływają w dojrzałym wieku na mentalność pracoholiczną. Wśród innych przyczyn włoski psycholog i psychoterapeuta wymienia współczesne wzorce rządzące środowiskiem pracy; dominują w nich takie cechy, jak aktywność, kompetencja, rywalizacja, dyspozycyjność i sukces, którym towarzyszy brak poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji, lęki stres. W Japonii, gdzie praca zawodowa stała się niemal bożkiem (60-70 godzin tygodniowo), dziesięć tysięcy pracowników umiera rocznie w miejscu pracy. Jeszcze jedną ważną przyczyną pracoholizmu jest wewnętrzna pustka, nieumiejętność radzenia sobie z problemami osobistymi, lęk przed relacjami.
Pracoholizm, podobnie jak alkoholizm, jest chorobą, która posiada swoje fazy rozwojowe. W fazie początkowej pracoholik coraz więcej czasu poświęca pracy, kosztem rodziny, wypoczynku i zdrowia. Z pogardą odnosi się do „leniwych”, którzy zajmują się innymi czynnościami i rozrywkami. Pojawiają się pierwsze symptomy depresji, lęków i innych zaburzeń psychosomatycznych. Drugą fazę cechuje odrzucanie relacji emocjonalnych i zaburzenie życia społecznego. Pracoholik cierpi na osłabienie fizyczne, zaburzenia snu i luki w pamięci. Pojawia się agresja, niecierpliwość i drażliwość i wzmagają choroby somatyczne i psychiczne. Pojawia się efekt znany w alkoholizmie; uzależniony po wypiciu jednego kieliszka czuje przymus dalszego picia. W trzeciej najbardziej krytycznej fazie pracoholik pracuje niemal bez przerwy, śpi niewiele lub nawet obywa się bez snu kilka dni, przyjmuje leki pobudzające i uspokajające. Doprowadza się stopniowo do coraz poważniejszych chorób, a nawet zagrożenia utraty życia. (D. Fassel).
Nie trzeba dodawać, że skutki pracoholizmu dotykają całe rodziny, zwłaszcza dzieci, a także środowiska zawodowe i społeczne. Pracoholizm jest chorobą; wymaga więc leczenia. W jego początkach ważne są działania informacyjne i zapobiegawcze, jednak na dalszych etapach wymaga terapii, podobnie jak inne uzależnienia.
Z punktu etyki pracoholizm jest moralnie zły. Narusza bowiem Dekalog, piąte przykazanie Nie zabijaj!, jak również najważniejsze przykazanie miłości: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego (Mk 12, 31).
fot. Pixabay