„Odpłynąwszy z Pafos, Paweł i jego towarzysze przybyli do Perge w Pamfilii, a Jan wrócił do Jerozolimy, odłączając się od nich” (Dz 13, 13).

Podążam  śladami św. Pawła. Z Ikonium kieruję się na południe nad Morze Śródziemne. Po drodze wspinam się na szczyty gór Taurus. Gdy jadąc wygodnym autobusem pokonuję dwutysięczniki, zastanawiam się, ile determinacji i zaparcia wymagało od św. Pawła podróżowanie po tej ziemi pieszo. Być może urwiste i niebezpieczne zbocza górskie przeraziły św. Jana, który nie podjął z Pawłem i Barnabą wspinaczki, ale odłączył się od nich i wrócił do Jerozolimy?

Zapewne rozstanie Pawła i Barnaby z Janem było bolesne. Bóg jednak miał inne plany wobec niego. Wszyscy trzej ewangelizowali, ale każdy inaczej. Apostołowie tworzą prawdziwą mozaikę osobowości, charakterów, talentów… Taka różnorodność, chociaż bywa przyczyną konfliktów, w rzeczywistości stanowi źródło bogactwa, siły i piękna pracy apostolskiej. Różnić się pięknie, ale dążyć do jednego celu to powołanie każdego chrześcijanina. Św. Paweł przypomina: „Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich” (1 Kor 12, 4-6).

Perge jest pierwszym miastem Azji Mniejszej, w którym dwukrotnie zatrzymał się Paweł. Po raz pierwszy na krótki odpoczynek w drodze do centralnej Anatolii. Później zatrzymał się tu na dłużej w drodze powrotnej, głosząc słowo Boże głównie poganom. Założony tu przez niego Kościół stał się siedzibą biskupa.

Gdy patrzę na dzisiejsze imponujące pozostałości Perge, wyobrażam sobie, jakie musiało robić wrażenie na Apostołach. Perge było miastem ogromnym, bogatym, rozwijającym się dzięki praktycznej naturze i pokojowym nastawieniu jego mieszkańców. Świadczy o tym chociażby fakt, że do II wieku miasto nie miało murów obronnych! Mieszkańcy przyjmowali wszystkich z otwartymi ramionami.

Perge upadło. Do dziś jednak budzi zachwyt tym, co po nim zostało. Teatr z czasów Trajana mogący pomieścić piętnaście tysięcy widzów, jeden z lepiej zachowanych stadionów rzymskich z dwunastoma tysiącami miejsc i infrastrukturą, między innymi z dwudziestoma sklepami (niemal jak dziś), agora…

Moją wędrówkę po Perge rozpoczynam od Bramy Triumfalnej z czasów helleńskich. Posuwam się naprzód po podmokłej równinie porosłej trzcinami, wzdłuż przebogatych ulic i placów okolonych strzelistymi kolumnami. Mijam pozostałości i pamiątki świadczące o wysokiej kulturze i stylu życia starożytnych mieszkańców miasta. W ten sposób dochodzę do jego granic, gdzie dominują ruiny Nimfeum. W centralnym miejscu usytuowany jest posąg przedstawiający bóstwo rzeki Kaystros. Wyobraża je leżąca bez tchnienia życia kobieta. Kiedyś bóg Kaystros panował nad portem, zapewniając mieszkańcom dobrobyt. Dziś leży martwy, podobnie jak wymarłe miasto. Jedynie turyści opierają się o niego albo stają ponad nim, pozując do zdjęcia…

Ja również opieram się o posąg dawnego boga. Z wysokości świątyni przyglądam się rozciągającym się przede mną ruinom miasta. Rozwój Perge był możliwy dzięki położeniu w pobliżu rzeki Kaystros (obecnie Aksu), która zasilała miasto w wodę. Do dzisiaj można oglądać wspaniałe baseny, fontanny, łaźnie, nimfea i ceramiczne rury, którymi sprowadzano do miasta wodę. Jednak to, co było źródłem pomyślności i radości mieszkańców Perge, stało się również początkiem ich klęski. Rzeka zamuliła się do tego stopnia, że port został odcięty od morza i powoli podupadał.

Jak różne są drogi ludzkie i boskie. To, co człowiekowi wydaje się sukcesem, zwycięstwem, dobrobytem, może z czasem okazać się przyczyną jego porażki i klęski. Zwłaszcza gdy sądzi, że wszystko zawdzięcza sobie. I odwrotnie, jeżeli zaufa prawdziwemu Bogu, pozorna klęska może okazać się wygraną, jeżeli potrafi wyciągnąć z niej lekcję dla siebie.

Więcej w książce: „Duchowa pielgrzymka śladami Apostołów Pawła i Jana”, WAM 2013

fot. autor