Byłem kiedyś świadkiem rozmowy dwóch babć. Staliśmy w kolejce w sklepie. Jedna z pań opowiadała, o tym, jak swobodnie może gospodarować czasem, a druga skarżyła się na brak czasu spowodowany zajmowaniem się wnukami. „Ja wychowałam dzieci i powiedziałam im, że teraz oni mają zajmować się wychowaniem swoich, ja mam własne zajęcia.” – deklarowała pierwsza głośno, tak że wszyscy wokoło słyszeli. Zastanawiałem się, jak to będzie, a raczej czy ktoś przy niej będzie (oprócz pielęgniarki), gdy nie będzie mogła już nic robić. Trzeba wypośrodkować pomiędzy byciem „niewolnikiem” wnuków, a tylko odświętnym kontaktem z nimi. Jeśli prawdziwie kochaliśmy nasze dzieci znajdziemy bez trudu właściwą miarę. Tak było zapewne z Dziadkami Pana Jezusa, którzy nie narzucali się ale na pewno byli obecni. Być może właśnie obecność jest najpiękniejszą cechą rodziców naszych rodziców.

Gdy rodzi się dziecko, niewątpliwie najbardziej przeżywają to rodzice, zwłaszcza, gdy jest ono pierworodne. Zaraz po nich umiejscawiają się dziadkowie i babcie. I nikt im tego miejsca w hierarchii miłości nie zabierze. (…)

Z narodzenia Pana Jezusa ucieszyła się Maryja, Józef, aniołowie i pasterze – wyliczamy skrupulatnie, zapominając, że w drodze do rozwiązania, młodej mężatce Maryi, towarzyszyli myślą i sercem Anna i Joachim, dziadkowie Pana Jezusa ze strony Jego matki (takie imiona nadaje im chrześcijańska tradycja), a ze strony św. Józefa, Jakub, ojciec męża Maryi (jak to podaje św. Mateusz). Pan Jezus urodził się we wspólnocie, w której krzyżowały się relacje naznaczone miłością rodziców, dziadków, krewnych i zapewne przyjaciół. Było to ważne dla Jezusa, ponieważ było i jest dla każdego człowieka. Jakże często zbyt późno to odkrywamy. (…)

Babcie i dziadkowie to łącznik z przeszłością naszej rodziny, naszej Małej i tej Wielkiej Ojczyzny. Są w jakiś sposób pniem, z którego wyrastamy. Czasem trudna ta historia, ale ostatecznie jest to nasza ludzka i Boża genealogia. Pan Jezus się jej nie wstydził. Wszedł w nią. Dziadkowie choć czasem mają kłopot z pamięcią (kto go nie ma!) są naszą pamięcią. Przypominają, że historia nie zaczyna się od nas. Uczą nas pokory. Stoimy na ramionach przeszłych pokoleń. (…)

Dziś pozwalamy, aby życie rodzinne zostało rozbite na kawałki, które często są daleko od siebie. Nie zawsze jest to działanie z zewnątrz. Powie ktoś, że powodów jest tyle ile rodzin. Być może. Ale wielopokoleniowość jest wartością. Dziakowie nie są ciężarem, jak twierdzili i czasem twierdzą prorocy postępu, czy uczestnicy „zmowy milczenia”. Są wartością samą w sobie. Dziadkowie mają swoją szczególną misję. Nic i nikt ich w tym nie zastąpi. Pan Bóg nieustannie nas o tym przekonuje powołując a następnie posyłając ich z misją, wskazując na siwiznę poświadczoną mądrością i heroizmem życia.

Dzień Dzidka i Babci coraz częściej jest okazją do zabrania na ten temat głosu przez papieży, z których trzech ostatnich, będąc w podeszłym wieku (Jan Paweł II, Benedykt XVI, Franciszek) daje nam przykład starości, która jest święta, bo rozmodlona, zjednoczona z Chrystusowym krzyżem, myśląca o innych a nie o sobie. Mówi się coraz częściej o „błogosławieństwie długiego życia” (papież Franciszek), o starości jako powołaniu, o ludziach w podeszłym wieku, nie jako o przedmiocie troski, ale podmiotach nowej perspektywy życia. Czy to nas powinno dziwić?*

Fragmenty artykułu opublikowanego w: Drogi Miłosierdzia, 1/2018, pt. „Dziadkowie nie do
zastąpienia” (http://dm.archibial.pl/numer/89/).

Foto: flickr.com / J. Nathan Matias