Strachowi na wróble znudziła się samotność i postanowił się zaprzyjaźnić z ptakami. Niestety pomimo usilnych starań, przemów, a podobno nawet modlitw, jego wszystkie wysiłki kończyły się niepowodzeniem. Co wyciągnął ręce, to ptaki z piskiem uciekały. Z tego powodu stawał się coraz bardziej smutny, co oczywiście jeszcze bardziej przeszkadzało w nawiązaniu kontaktu.
Nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby nie zlitował się nad nim przelatujący wiatr. Ten, widząc bezmiar cierpienia stracha na wróble, zawołał: „Opuść ręce!”.
Może się zdarzyć, że na modlitwie, lub w czasie rekolekcji doświadczamy „niepowodzenia”. Wydaje się nam, że Pan Bóg nas unika. Ukrywa się. Nie możemy nawiązać więzi. I to pomimo wielkich starań i wysiłków.
Drogi Czytelniku, jeśli czegoś takiego doświadczasz, może warto „opuścić ręce”. Jak długo sam się „bardzo starasz”, to nie pozwalasz Pan Bogu zbliżyć się do siebie. Mówisz, jak maleńkie dziecko do taty, który chce go podnieść i posadzić na krześle – „Ja siam!”. Gdy sami chcemy zrobić wszystko, to tak naprawdę krępujemy Pana Boga i nie pozwalamy Mu wziąć nas na ręce i przytulić do policzka. Sami tego nie zdołamy uczynić. Uwierz mi.
Foto: flickr.com / Heinz Bunse