Laodycea była miastem frygijskim leżącym nad rzeką Likos, w pobliżu Hierapolis i Kolosów (obecnie w prowincji Denizli). Założona została przez Antiocha II w III wieku p.n.e.. Swą nazwę zawdzięczała Laodycei, żonie założyciela.
Największy rozkwit miasta przypada na okres rzymski. Cesarz Septimus Severus uczynił ją stolicą Syrii i nadał tytuł metropolii. Laodycea leżała na skrzyżowaniu trzech szlaków handlowych; była bogatym miastem w związku z rozwojem rzemiosła i bankierstwa. Słynęła z produkcji czarnej wełny służącej do wyrobu dywanów oraz ze szkoły medycznej, której specjalnością był balsam stosowany w chorobach oczu („kollyrion”).
Do czasów współczesnych dotrwały pozostałości miasta, głównie z czasów rzymskich. Na położonym ponad dwiema dolinami płaskowyżu zobaczyć można m. inn. resztki stadionu z czasów cesarza Wespazjana, gimnazjonu i łaźni rzymskich z czasów Hadriana oraz dwóch teatrów.
Bóstwem opiekuńczym Laodycei był Zeus. Ponadto istniały świątynie Apolla, Asklepiosa, Hadesa, Hery, Ateny, Serapisa, Dionizosa i innych bogów. Chrześcijaństwo dotarło tu przez św. Pawła, a Kościół założył prawdopodobnie jego uczeń Epafras, którego nazywa w liście do Kolosan umiłowanym współsługą (Kol 1, 7).
Zatrzymajmy się na chwilę w uroczym krajobrazie wśród ruin miasta, skąd roztacza się widok na niedalekie Kolosy i Hierapolis, aby wysłuchać ostatniego listu Apokalipsy:
Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz:
To mówi Amen,
Świadek wierny i prawdomówny,
Początek stworzenia Bożego:
Znam twoje czyny,
że ani zimny, ani gorący nie jesteś.
Obyś był zimny albo gorący!
A tak, skoro jesteś letni
i ani gorący, ani zimny,
chcę cię wyrzucić z mych ust.
Ty bowiem mówisz:
Jestem bogaty, i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba,
a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości,
i biedny i ślepy, i nagi.
Radzę ci kupić u mnie
złota w ogniu oczyszczonego,
abyś się wzbogacił,
i białe szaty,
abyś się oblókł,
a nie ujawniła się haniebna twa nagość,
i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział.
Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę.
Bądź więc gorliwy i nawróć się!
Oto stoję u drzwi i kołaczę:
jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy,
wejdę do niego i będę z nim wieczerzał,
a on ze Mną.
Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie,
jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie.
Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów (Ap 3, 14-22).
Kościołowi w Laodycei Chrystus przedstawia się jako Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego. Hebrajskie słowo „amen” pochodzi od rdzenia „mn” i oznacza: „być mocnym, stałym”; wyraża życzenie: „niech się tak stanie”, ale również stwierdzenie: „ zaprawdę, tak rzeczywiście jest!” Jezus Chrystus jest „Amen”, jest wielkim „tak” Bożym, realizującym wszystkie dane ludziom obietnice (X. Leon-Dufor). Jest równocześnie Świadkiem wiernym i prawdomównym, który wiernie, zgodnie z zapowiedziami proroków świadczył o prawdzie: Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu (J 18, 37). Jego determinacja i niezłomność w pełnieniu woli Ojca i dawania świadectwa o Nim kontrastuje ze skłonnością do uległości i kompromisów mieszkańców Laodycei.
Jezus jest Początkiem stworzenia Bożego. Tytuł ten przeciwstawia się błędnym kultom szerzącym się w Azji Mniejszej. Równocześnie, podkreśla, że Jezus jest pierwszym i jedynym Panem, a nie rzymski cesarz nazywany „princeps” (czyli „pierwszy” wśród obywateli rzymskich). Jako współistotny Ojcu jest „arche”, praprzyczyną, praźródłem wszystkich stworzeń (por. J 1, 1nn). W Nim wszystko ma początek, sens i dopełnienie: On jest obrazem Boga niewidzialnego – Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze. Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie. I On jest Głową Ciała – Kościoła. On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych, aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim. Zechciał bowiem /Bóg/, aby w Nim zamieszkała cała Pełnia (Kol 1, 15-19).
Kościół laodycejski spotyka się z naganą; Jezus nie ma dla niego żadnej pochwały. Przede wszystkim jest letni i wywołuje torsje u Autora listu. Laodycea nie posiadała naturalnych źródeł. Zimną wodę sprowadzano z gór, natomiast gorącą z odległego o 12 km Hierapolis; jednak po dotarciu do Laodycei była już letnia, powodując torsje. Kościół w Laodycei nie był zimny, jak woda do picia, ani gorący, jak woda do kąpieli, ale letni, wywołujący mdłości, torsje. Nie wykazywał gorliwości, szedł na kompromisy, żył w sposób powierzchowny, brakowało mu gorliwości i zapału.
Sytuacja chrześcijan laodycejskich przypomina dzisiejszą cywilizację dobrobytu. Nie walczy się w niej już z Bogiem, ale marginalizuje Go, odsuwa „na starość”. Konsekwencją takiej marginalizacji jest życie bez-bożne. Pojawia się etyka relatywizmu, miesza się dobro ze złem, a nawet więcej: promuje zło, zanika poczucie winy i grzechu, banalizuje się życie duchowe, dominuje pogoń za pieniądzem i konsumpcją, zmysłowością. Życie staje się ociężałe, powierzchowne a sumienie letnie, obojętne. Na porządku dziennym są wówczas kompromisy, dwuznaczności i pustka wewnętrzna. Nic dziwnego, że taka postawa wywołuje mocne słowa Jezusa i wezwanie do samookreślenia się; do czystości i przejrzystości wewnętrznej.
Kościół w Laodycei nie oparł się pokusie bogactwa i wartości światowych. Trzy negatywne cechy, jakimi określa go Autor listu nawiązują do warunków ekonomicznych miasta; jest biedny, ślepy i nagi.
Laodycea była znanym ośrodkiem finansowym z wieloma bankami i centrami handlowymi. Dumna ze swego bogactwa odmówiła nawet pomocy Rzymian po trzęsieniu ziemi w 60 roku. Kościół również uległ pokusie bogactwa; dał się przekonać światu, że jest samowystarczalny. Sumienie przygłuszone dobrobytem, umysł zamroczony pychą intelektualną, dusza zajęta innymi sprawami, doprowadziły chrześcijanina z Laodycei do samousprawiedliwienia: „Jestem bogaty, wzbogaciłem się, nie potrzebuję już niczego!” Słowo Chrystusa jest jak rozżarzony promień, który przebija zewnętrzne zabezpieczenia i odsłania skrywaną w środku nędzę, ubóstwo, ślepość, nagość (G. Ravasi). Mimo, iż materialnie prosperuje dobrze, w duchowym wymiarze jest biedny. Bogactwo materialne przesłania prawdziwe wartości, koncentruje na doczesności, włącza w tryb rywalizacji, prowadzi do egoizmu i pychy. Dlatego Chrześcijanie powinni nabyć u Chrystusa złota w ogniu oczyszczonego, czyli prawdziwego bogactwa: wiary, miłości i mądrości duchowej.
Laodycea znana była także z przemysłu włókienniczego. Słynna czarna wełna była kolejnym synonimem bogactwa. Kościół laodycejski uległ myśleniu światowemu, pogańskiemu. Zamiast szczycić się swoim bogactwem, powinien dostrzec, że w rzeczywistości jest nagi. Zatracił białe szaty, symbol oczyszczenia i boskiej godności, oddalił się duchowo od prawdziwego źródła, Chrystusa.
W Laodycei miała siedzibę słynna szkoła medycyny, szczególnie okulistyki. Produkowany balsam do oczu był powszechnie stosowany. Stąd aluzja do ślepoty. Bogactwo, samowystarczalność, poddanie się wpływom myślenia ludzkiego sprawiło, że Kościół laodycejski popadł w pychę, sądził, że niczego nie potrzebuje. W rzeczywistości był ślepy. Nie widział nawet, jak bardzo oddalił się od pierwotnej gorliwości. Zamiast gorący stał się letni. Nastąpiła duchowa regresja. Powinien więc nabyć prawdziwego duchowego balsamu, którym jest skrucha i nawrócenie, czyli radykalna wewnętrzna przemiana.
Jezus ostro karci i ćwiczy Kościół laodycejski. Ale powodem karcenia jest miłość. Jezusowi zależy na wzroście, nawróceniu (zmianie myślenia) i powrocie do pierwotnej gorliwości. W tym punkcie ludzkie myślenie nie nadąża za pedagogią Boga, a relacje międzyludzkie różnią się od działania Boga. Ludzie ranią się wzajemnie, są źródłem cierpienia innych, ale gdy kochają, chcą za wszelką cenę oddalić cierpienie. W relacji z Bogiem może być inaczej. Bóg tych, których kocha często doświadcza. Cierpienie dopuszczane przez Boga ma różny wymiar i sens, najczęściej niezrozumiały w chwili jego przeżywania, ale niekiedy jest dowodem wyboru i szczególnej miłości Boga. W Starym Testamencie mędrzec napisał: Upomnieniem Pańskim nie gardź, mój synu, nie odrzucaj ze wstrętem strofowań. Bowiem karci Pan, kogo miłuje, jak ojciec syna, którego lubi (Prz 3, 11n). A autor listu do Hebrajczyków dopowiada: Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości (Hbr 12, 11). Świadczą o tym również wszyscy wielcy mistycy i święci.
Zakończenie listu napawa nadzieją. Zwycięzcy Jezus obiecuje wspólne zasiadanie na tronie. Jest to dopełnienie udziału we wspólnej uczcie. Jezus stoi u drzwi wspólnoty laodycejskiej i u drzwi każdego serca. Zwykle delikatnie puka. Gdy spotyka się z oporem, zamknięciem, ślepotą i głupotą reaguje ostrzej, karci, wzywając do nawrócenia. Nikogo jednak nie wyklucza a priori z „wieczerzy”, wspólnoty posiłku, która jest symbolem przyjacielskiej relacji i intymnej więzi.
Chrystus chodzi drogami świata. My jesteśmy zamknięci w środku naszych domów, w granicach naszego małego horyzontu. Gdyby On nie zapukał, pozostalibyśmy sami. Gdybyśmy nie otwarli, On poszedłby dalej. Łaska i wolność, Bóg i człowiek muszą się spotkać. Tylko w ten sposób dochodzi do komunii, wzajemnego uścisku, intymnej więzi, której symbolem jest wspólna wieczerza – Jego z nami, nasza z Nim (G. Ravasi).
Wsłuchując się w słowa napomnień ostatniego listu Apokalipsy postawmy sobie kilka pytań:
- Czy wypowiadając często słowo „Amen”, czynię to świadomie? Co oznacza moje „Amen”?
- Czy Jezus jest dla mnie pierwszym i jedynym Panem? Czy raczej służę innym „panom”? Jakim?
- Czy moje życie duchowe nie cechuje letniość, relatywizm, kompromisy, dwuznaczności, banalność i pustka wewnętrzna?
- Czy jestem bogaty materialnie czy duchowo?
- Czym się szczycę? Z czego jestem dumny?
- W jakich obszarach mojego życia i osobowości jestem ślepy?
- Jaki rodzaj ślepoty przeważa w moim życiu: fizyczny, psychiczny czy duchowy?
- Jak odbieram „karcenie” ze strony Pana Boga?
- Czy mogę zgodzić się z twierdzeniem że „Bóg doświadcza tych, których kocha”?
- Jaki „uścisk” łączy mnie dziś z Jezusem?
- Co odpowiem na delikatne pukanie Boga do „drzwi mojego serca”?
fot. autor