„Jezus powiedział do apostołów: «Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, je znajdzie. Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka, jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego, jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody»”(Mt 10, 37-42).

Fragment dzisiejszej mowy Jezusa zawiera kilka paradoksów. Najpierw Jezus „przeciwstawia” miłość Boga i miłość rodziny. Nie jest godnym być Jego uczniem, kto bardziej kocha ojca lub matkę, syna lub córkę. Jezus odwołuje się do pierwszego przykazania, które na początku stawia miłość Boga: Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt 6, 5).

Bóg nie może być na końcu kolejki naszych wartości. Bóg zawsze jest pierwszy i tylko On jest Panem naszego życia. Dlatego nie powinniśmy Go kochać jedynie miłością sentymentalną, uczuciową, dewocyjną. Bóg pragnie, byśmy Go kochali miłością totalną, całkowitą – całym sercem, całym wnętrzem, duszą, umysłem, całą osobą, całym życiem. Prawdziwa miłość oddaje wszystko. Nie zatrzymuje niczego dla siebie.

Jeżeli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na właściwym miejscu – mawiał św. Augustyn. Jeśli Bóg nie jest „pierwszą miłością”, Jego miejsce zajmą inni. Rodzina, dzieci stają się wówczas bożkami, przed którymi klękamy i które adorujemy.

W naśladowanie Jezusa wpisany jest również krzyż. Uczeń Jezusa naśladuje Mistrza w całym Jego życiu, a więc nie może wykluczyć ostatecznej konsekwencji swego posłannictwa – krzyża i śmierci męczeńskiej. Ojcowie Kościoła nadali słowom Jezusa sens bardziej duchowy. Podjąć krzyż, oznacza afirmować cierpienie, które nas w życiu spotyka. Już sama realizacja miłości jest cierpieniem, bo miłość bez cierpienia jest iluzją. Cierpieniem jest codzienne życie i trud wzrastania w cnotach, w dobrem; pokonywania siebie i własnych wad. Cierpieniem jest życie we wspólnocie i rany, jakie zadaje drugi człowiek. Cierpieniem jest wszystko, co krzyżuje nasze plany, pragnienia, co dzieje się wbrew naszej woli. Cierpieniem jest również życie na co dzień Ewangelią, zwłaszcza w środowiskach nieprzychylnych, zlaicyzowanych…

Gdy przyjmujemy drogę Jezusa, napotykamy krzyż. Gdy go podejmujemy z Jezusem prowadzi nas do prawdziwej, bezinteresownej miłości. Budzi i podnosi do nowego życia.

Jezus podkreśla również wagę misji uczniów. Są oni „przedłużeniem Jego rąk”; reprezentują Jego samego, a przez to Boga Ojca. Stąd życzliwe przyjęcie uczniów Jezusa (i przede wszystkim Ewangelii, którą głoszą) jest przyjęciem samego Boga. Nie pozostanie bez nagrody. Jezus utożsamia się ze słabymi narzędziami, jakimi są Jego uczniowie, a nawet z każdym najmniejszym (por. Mt 25, 40). Stąd nie jest najważniejsze, czy uczeń jest „wykwalifikowany”, inteligentny, sympatyczny… ale czy jest „narzędziem w ręku Boga”.

Jaka jest moja hierarchia wartości? Które miejsce zajmuje w niej Bóg? Jak wygląda moja miłość do Boga? Jakie są moje relacje rodzinne (z rodzicami, dziećmi)? Czy ktoś z ludzi nie stał się moim bożkiem? Co jest moim codziennym krzyżem? W jaki sposób go podejmuję i przeżywam? Czy z Jezusem? Jak odnoszę się do dzisiejszych wysłanników Jezusa – kapłanów? Czego od nich oczekuję? Co cenię, a co krytykuję?

fot. Pixabay