„Gdy Jezus to usłyszał, oddalił się stamtąd w łodzi na miejsce pustynne, osobno. Lecz tłumy zwiedziały się o tym i z miast poszły za Nim pieszo. Gdy wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych. A gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: Miejsce to jest puste i pora już spóźniona. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności! Lecz Jezus im odpowiedział: Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść! Odpowiedzieli Mu: Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb. On rzekł: Przynieście Mi je tutaj! Kazał tłumom usiąść na trawie, następnie wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, i zebrano z tego, co pozostało, dwanaście pełnych koszy ułomków. Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci” (Mt 14, 13-21).
Jezus jest Pasterzem, który troszczy się nie tylko o sprawy ducha, ale również o ciało, o sprawy bytowe, społeczne. Jezus syci całego człowieka. Podczas gdy uczniowie uważają, że głodni powinni radzić sobie sami, On jest przeciwnego zdania. Mówi do uczniów: Wy dajcie im jeść!
Polecenie, by nakarmić lud, jest innym, nowym sposobem powołania uczniów. Uczniowie są z Jezusem, głoszą Ewangelię, współczują ludziom, których ewangelizują, nie czują się odpowiedzialni za nich. Naśladowanie Jezusa nie oznacza jedynie fizycznej bliskości. Nie wystarczy być z Nim i przyglądać się temu, co czyni. Vittorio Messori zauważa: Jezus nie wie, co robić z wielbicielami. On chce ludzi, którzy starają się żyć Jego słowami. Nie wystarczy również ewangelizacja słowna. O wiele ważniejsza jest umiejętność naśladowania Jezusa w działaniu, w czynie, w miłości. Św. Jan pisze: nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą (1 J 3, 18).
Człowiek, który służy, oddaje swój czas, zdrowie, inteligencję, pieniądze,… i czyni to bezinteresownie. Jest to możliwe, gdy posiada dostateczną motywację, gdy widzi wartość i godność służby – jako powołania do współpracy z Jezusem.
Z drugiej jednak może pojawić się niebezpieczeństwo przeakcentowania służby. Istnieje chora szlachetność, która chce dawać innym wszystko, nawet to, czego nie posiada. Prawdziwa służba nie polega na przepracowaniu, które stosunkowo szybko prowadzi do pustki i wypalenia. Za taką postawą kryje się skłonność do depresji, niskie poczucie własnej wartości i egoizm.
Jezus służy, ucząc całkowitego zaufania Ojcu. Zanim rozmnoży chleb, spogląda w niebo, zwraca się do Ojca w modlitwie błogosławieństwa i dziękczynienia. Z wdzięcznością kojarzy się zwykle sytuacja dostatku, obfitości darów, zadowolenia. Jezus dziękuje Ojcu w sytuacji przeciwnej, w sytuacji braku, dysproporcji pomiędzy środkami, jakimi rozporządza a potrzebami. Wydaje się, że nie ma tutaj powodu do wdzięczności, a raczej jest powód do narzekania, uskarżania się, zniechęcenia, a nawet buntu.
Jezus natomiast błogosławi Boga. Dziękuje Ojcu za to, co otrzymał i otrzyma. I to pełne wdzięczności spojrzenie ku Ojcu odmienia sytuację. Jezus poprzez postawę wdzięczności dociera do źródła wszelkiego dobra. Otwiera drogę Bożej dobroci. Zauważmy również, że Jezus dziękuje za to, że może nakarmić lud, może służyć innym. Dziękuje za to, że może włączyć się w hojność Boga Ojca.
Jezus służy, modląc się za lud. Po ewangelizacji, uzdrawianiu i nakarmieniu tłumów (cały dzień trudu) odchodzi na miejsce samotne, aby w ciemności nocy rozmawiać z Ojcem. Jezus często i długo przebywa w samotności z Ojcem na modlitwie. Rozmowa z Ojcem sprawia, że jest z Nim nieustannie zjednoczony. Daje również siłę do całego trudu pracy apostolskiej. Jezus zapewne modli się za tych, którym służy, modli się za swoich uczniów i przyjaciół. Modlitwa jest równie ważnym elementem służby jak inne bardziej czynne formy.
Czy potrafię dostrzec w innych twarz Chrystusa? Czy sam jestem dla innych Chrystusem? Czy jest we mnie właściwa równowaga między przyjmowaniem a dawaniem? Czy nie uważam, że należy tylko dawać, cierpieć i ofiarowywać siebie dla innych? Dlaczego jestem dobry? Dlaczego wykonuję dobre uczynki, darzę innych dobrym słowem, poświęcam im czas, środki materialne…? Czy nie kryje się za tym nadmierne pragnienie akceptacji i miłości, głód uczuciowy, manipulacja innymi…? Jakie są dziś najgłębsze głody ludzkości? Co jest moim największym głodem? Czy pozwalam Jezusowi, aby mnie karmił i dopiero potem karmię innych? Czy umiem dziękować za dary trudne? Czy zamiast wdzięczności, nie ma we mnie postawy pretensjonalności i narzekania? Czy doświadczam, że postawa wdzięczności może czynić cuda? Jakie miejsce w mojej modlitwie zajmują bliźni? Czy wierzę w moc modlitwy i traktuję ją jako rodzaj służby i miłości bliźniego?
fot. istockphoto