Kolejną pomocą we wzroście duchowym są sakramenty. Sakramenty wprowadzają nas w misterium Boga a także w zasadnicze etapy naszego życia. Sakrament chrztu inicjuje nasze życie chrześcijańskie; wprowadza do wspólnoty miłości Trójcy Świętej i Kościoła. Sakrament bierzmowania stoi na progu dojrzałości duchowej. Daje moc Ducha Świętego, aby żyć Ewangelią i świadczyć o Jezusie oraz podejmować w sposób dojrzały odpowiedzialność za innych, siebie, swoje powołanie. Sakrament małżeństwa lub kapłaństwa związany jest z zasadniczym wyborem w naszym życiu. Daje łaskę, aby być mu wiernym do końca. Sakrament namaszczenia chorych umacnia w chorobie, cierpieniu a także wprowadza w ostatnie godziny życia na ziemi.

Szczególnymi sakramentami wzrostu duchowego są: sakrament pojednania i Eucharystia. Dlatego poświecę im dłuższą chwilę.

Warto sobie uświadomić na początku, że sakrament pojednania nie jest praktyką, dzięki której możemy uwolnić się od winy, zrzucić ciężar własnych grzechów czy wymazać wszystkie brudy sumienia. Nie jest też naprawianiem popełnionych błędów, by być w porządku wobec Boga. Nie jest przymusem. Wolno nam się spowiadać. Wolno nam doświadczać w spowiedzi życzliwości Boga i Jego przebaczenia.

Sakrament pojednania nie jest również pracą z naszej strony. Niekiedy uważamy, że jest to przede wszystkim nasz wysiłek, który polega m.in. na rachunku sumienia, wyznaniu grzechów i jakiejś formie zadośćuczynienia. Sakrament pojednania jest przede wszystkim osobowym spotkaniem Boga z proszącym o przebaczenie grzesznikiem. Stąd nasza praca w czasie sakramentu pojednania może polegać jedynie na nieustannym otwieraniu się na miłosierdzie działającego Boga.

Z teologicznego punktu widzenia powinniśmy spowiadać się tylko z grzechów śmiertelnych. A są nimi te grzechy, przy których w poważnej materii opowiadamy się całkowicie w sposób świadomy i wolny przeciwko Bogu. Większość grzechów nie ma takiego wymiaru. Są to na ogół grzechy, które wynikają z naszych słabości, grzechy, w których ulegamy naszym emocjom i namiętnościom.

W naszym życiu zwykle bardzo zakorzenione bywa podejście prawne do spowiedzi. Wyraża się ono choćby w pytaniu: Czy to jest już grzechem? W tym pytaniu nie zawiera się zwykle świadomość grzechu czy troska o formację sumienia, ale raczej istnienie pewnych praw, przepisów, przekroczenie których, nawet przypadkowe, nieświadome uważane jest za grzech (np. zjadłem w piątek mięso, bo zapomniałem, że był piątek, albo: nie byłem w niedzielę na Mszy św., bo byłem chory). Albo popełniłem taki a taki grzech, ale… – i tu następuje cała litania usprawiedliwień. W końcu nie wiadomo, czy to są grzechy czy zasługi.

Podejście osobowe do grzechu i sakramentu pojednania stawia większe wymagania. Nie chodzi w nim o kilka gestów, wykonywanych nawet szczerze i z zaangażowaniem, ale o integrację całej osobowości i skierowanie jej ku Bogu. W podejściu osobowym liczy się przede wszystkim postawa serca. Zwracamy uwagę na nasze najgłębsze motywacje, postawy życiowe, przyzwyczajenia. Zewnętrzne naruszenie przykazania traktujemy jako wyraz postawy wewnętrznej – serca. Pierwszym grzechem w tym wypadku jest zawsze mała wiara, albo wprost brak wiary i zaufania Bogu, czyli budowanie swego życia na sobie, bez Boga (życie bez-bożne).

W rachunku sumienia ważne jest pytanie o motywacje (dlaczego?). Grzechy z pozoru niewinne mogą być wyrazem wielkiej obojętności człowieka wobec Boga i innych. Innym razem z pozoru ciężkie grzechy mogą wyrażać raczej ludzką bezradność, a nawet chorobę, aniżeli zło moralne. Należy uwzględniać również życiowe przyzwyczajenia, wady, nałogi, charakter, temperament, które są źródłem wielu grzechów człowieka.

Drugim istotnym sakramentem wzrostu duchowego jest Eucharystia. Św. Jan ukazuje Eucharystię w obrazie umywania nóg uczniom przez Jezusa, a więc w obrazie służby, pokornej i bezwarunkowej miłości. Eucharystia, która jest miłością bezwarunkową zanurza nas w Boże miłosierdzie i miłość.

W czasie każdej Eucharystii słyszymy słowa: Jezus wziął chleb, pobłogosławił go, łamał i rozdawał swoim uczniom. H. Nouwen interpretuje te słowa w taki sposób: Jezus wziął – to znaczy, że jesteśmy wzięci, akceptowani przez Boga; pobłogosławił – Bóg nas błogosławi, widzi w nas dobro; połamał – oznacza, że wszyscy jesteśmy ludźmi złamanymi. Przyjmujemy Ciało Chrystusa, by On uzdrowił to, co w naszym życiu jest złamane, chore; dawał swoim uczniom – oznacza, że my również winniśmy dawać siebie, być, jak mówi św. brat Albert, jak chleb połamany.

Eucharystia jest przede wszystkim miejscem spotkania z Jezusem zmartwychwstałym, w trakcie jej przeżywania doświadczamy Bożej akceptacji i miłości. Ale uczymy się również dzielić tą miłością z innymi. Dlatego jest szkołą miłości. A więc, jest to bardzo ważny czynnik naszego wzrostu ku dojrzałości. I nie powinniśmy bez powodu jej zaniedbywać, a nawet korzystać częściej, a nie traktować tylko jako niedzielny obowiązek.