Przyjaciel Lutra i jego bliski współpracownik, Filip Melanchton, miał powiedzieć kiedyś: „Protestantyzm wie, jak wielkim szaleństwem było zniesienie spowiedzi”, a don Lorenzo Milani, sławny we Włoszech opiekun opuszczonych dzieci, który na skutek niekonwencjonalnych metod wychowawczych miał nie raz kłopot z przełożonymi, odpowiadał tym, którzy radzili mu aby odszedł z Kościoła: „No dobrze, ale gdzie ja wtedy pójdę do spowiedzi”?
Czy, jako katolicy doceniamy nieocenioną wartość sakramentu pokuty, jako daru Bożego Miłosierdzia? Zapewne tak, wielu z nas przecież się spowiada. Praktykujemy to co cenimy. Aby praktyka nie stała się skostniałą tradycją wymaga refleksji. Ta zaś jest uwarunkowana naszym sposobem patrzenia.
Można się pokusić o stwierdzenie, że są dwa spojrzenia lub podejścia do spowiedzi. W pierwszym akcent spoczywa na człowieku, a w drugim na Panu Bogu. W obu przypadkach spowiedź jest spotkaniem z Bogiem Miłosiernym. W każdym przypadku jednak, kto inny jest w centrum.
Zdarza się, że do spowiedzi przychodzimy, aby obmyć się z plamy grzechu. Żałujemy. Źle się z nim czujemy. Grzech jest tu widziany jak plama na koszuli. Wyznajemy grzech. Prosimy o przebaczenie. Po spowiedzi wychodzimy oczyszczeni. Bez plamy. Wdzięczni postanawiamy na przyszłość unikać sytuacji mogących nas pobrudzić. Gdy dobrze się przyjrzymy tej postawie, to ze zdumieniem odkryjemy, że grzech był u początku i w środku całego wydarzenia. Co więcej, gdy odchodzimy od konfesjonału, on jest w centrum – postanawiamy nie grzeszyć więcej. W tym miejscu trzeba, abyśmy się dobrze zrozumieli. Nie ma tu mowy o jakimś niewłaściwym podejściu, fałszu czy udawaniu. Wszystko jest autentyczne i owocne. Ale tak naprawdę, to dopiero początek naszej drogi nawrócenia, która prowadzi do odkrycia, że nie grzech, a miłość jest najważniejsza. Bóg nie znajduje upodobania w naszych rachunkach sumienia, rozdrapywaniu grzechów, natomiast pragnie abyśmy otwierali się coraz bardziej na Jego słowo, na Jego miłość i miłość bliźnich. Jeśli zwraca nam uwagę na grzech to tylko po to, aby opatrzyć i uleczyć zadane przez niego rany.
Drugi sposób podejścia do spowiedzi można nazwać Piotrowym. Pamiętamy, że Piotr zaparł się Pana Jezusa. Zrozumiał to dopiero, gdy spojrzenia jego i Jezusa się spotkały. I wtedy, jak pisze ewangelista (niewątpliwie relacjonując wyznanie samego Piotra) zapłakał. Nie płakał nad sobą. Nie użalał się nad tym, że okazał się piaskowcem a nie granitową skałą. Płakał z powodu smutku, który zaparciem się sprawił swemu Przyjacielowi, Jezusowi, którego miłował i za którego był gotów oddać życie. To Jezus, nie Piotr, jest w centrum uwagi Piotra. To miłość Jezusowa, a nie doskonałość Piotra, przywraca i podnosi na nowy poziom ich relację. Doświadczenie przebaczenia, zanim jeszcze o to poprosił (jak syn marnotrawny) zmieniło Piotra. W przyszłości pozwali mu błądzić, ale nie tracić ducha. Miłość Boża jeszcze wiele razy w jego życiu okaże się większa od słabości.
Nic dziwnego, że spowiedź w Piśmie św. zawsze kończy się wielką radością. Spotkanie Pana Jezusa przez Zacheusz a potem spowiedź, zakończyło się wielką zmianą, ogromną radością (jego i Jezusa) i ucztą. Nie jakąś prywatką z piwem i paluszkami ale wielkim przyjęciem, prawdziwą ucztą z udziałem Jezusa i licznych celników.
Jeśli mam wybór, wolę nie patrzeć na twarz osoby, która przychodzi do spowiedzi (mądrość budowniczych konfesjonałów, w których strona grzesznika jest w cieniu) ale lubię spojrzeć w uradowaną twarz człowieka, którego Pan uleczył, odpuszczając mu grzechy. Przebłyskuję w niej pierwotne piękno, które Bóg przywraca przez sakramentalne rozgrzeszenie. Lubię też piękny zwyczaj, gdy osoba po zakończeniu spowiedzi wychodzi „z cienia” i „ukazuje swoją twarz” z wdzięcznością Bogu całuje krzyż umieszczony na spoczywającej na konfesjonale stule.
Mógłbym tak pisać o spowiedzi dalej. Sądzę jednak, że będzie owocniej, jeśli Drogi Czytelniku coś dodasz w tym miejscu od siebie. Ja zakończę jeszcze tylko jedną uwagą i świadectwem.
Otóż psychologia, która od pewnego czasu dynamicznie się rozwija jako nauka, wykorzystuje w swojej metodzie dialog, rozmowę. Niejednokrotnie rozmowa jest jednocześnie terapią. Zwróćmy uwagę na obecność tego terapeutycznego elementu w spowiedzi od …No właśnie, od kiedy? Od początku. Szczera rozmowa w czasie spowiedzi jest zawsze owocna. To co się dzieje w spowiedzi jest spotkaniem z Miłującym Bogiem, w którym mówiąc o nas, wyznając, przepraszając, dziękując rozmawiamy z Kimś, kto nie tylko nas wysłucha, zrozumie (nawet, gdy my siebie nie rozumiemy), ale potrafi też zaradzić temu, z czym przychodzimy.
Niech wśród naszych rozmów w Wielkim Poście nie zabraknie rozmowy o miłości, którą Bóg nam okazuje w sakramencie pokuty. Miłości, której wiele wymiarów czeka jeszcze na odkrycie. I…nie zapominajmy o spowiedzi.
o. Henryk Droździel SJ
Rzym, 26.02.2021
Zdjęcia:
1. Konfesjonał z wotami wdzięczności Sługi Bożego o. Felice Capello SJ w jezuickim kościele św. Ignacego, w Rzymie. foto: H. Droździel SJ, 2021
2. Konfesjonały w nawie bocznej kościoła św. Ignacego, W Rzymie. foto: H. Droździel SJ, 2021