A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lema sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: «Patrz, woła Eliasza». Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: «Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]». Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha (Mk 15, 33-37).
Według ewangelistów agonia Jezusa na krzyżu trwała od południa do godziny piętnastej naszego czasu. W jej trakcie ziemię ogarnął mrok. Egzegeci w wydarzeniu tym widzą niezwykle silne zachmurzenie lub chmury piasku, które niesie z sobą pustynny wiatr. W Biblii ciemność jest symbolem zła i grzechu, ale również sądu Boga nad światem. Jezus sam go przepowiedział: Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie (J 12, 31). Ciemności są zewnętrznym wyrazem męki, w którą wkroczył Jezus, a które wraz ze zbliżającą się śmiercią coraz bardziej gęstnieją, wzmagają się. Ciemności nienawiści, okrucieństwa, bluźnierstwa, fałszu, gwałtu zdają się triumfować wokół krzyża, zasłaniając światło i miłość Boga.
Ciemnościom zewnętrznym towarzyszą również wewnętrzne, związane z doświadczeniem samotności i opuszczenia przez Boga. Jezus woła na krzyżu do Ojca niemal rozpaczliwie: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Słowa tej modlitwy zaczerpnięte z psalmu 22 świadczą, że Jezus dotknął granic ludzkiego cierpienia, które niemiecki teolog Balthazar nazywa „doświadczeniem potępienia”. W samotności i opuszczeniu przez Boga, Jezus jako Człowiek, przeżywa swoją śmierć również w ludzkim wymiarze; jako zniszczenie pragnień, nadziei, ludzkich relacji, przyjaźni i miłości i wszystkich możliwości, jakie daje ludzkie życie na ziemi. Wołanie Jezusa nie jest jednak prośbą o pomoc. Jest raczej pytaniem retorycznym, które stawia sobie ludzkość; pytaniem o niesprawiedliwe cierpienie, pokonaną prawdę, czy daremną miłość.
W swoim człowieczeństwie, wyniszczonym do granic możliwości, Jezus przyjmuje wszystko, czego oczekuje od Niego Ojciec. Czy jednak Bóg pragnie śmierci Jezusa? Co dzieje się w sercu Ojca, gdy patrzy na takie cierpienie Syna? Bóg nie pragnie śmierci krzyżowej dla swojego Syna. Byłby okrutnym despotą, gdyby żądał męczarni Syna z pragnienia zemsty czy sadyzmu, lub jako ekspiacji za grzechy. Tak naprawdę Ojciec nie chce tego krzyża, ale musi go akceptować wbrew własnej woli. Cierpi razem ze swoim Synem, tak jak cierpi ojciec widzący cierpiącego syna. Ojciec mógłby użyć swojej mocy i odrzucić krzyż. Traktuje jednak poważnie wolność ludzi i respektuje siłę, którą obdarzył ludzi. Ojciec pozostawia Jezusa w bezsilności. Jezus akceptuje tę bezsilność. Poprzez nią właśnie zwycięży zło (S. Kiechle).
Śmierć Jezusa na krzyżu nie należy po ludzku do pięknych ani nadzwyczajnych. Jest raczej śmiercią dramatyczną, bez aureoli i towarzyszącemu jej pokoju. Po ludzku jest to śmierć, jakiej się obawiamy. Jezus również miał świadomość, że będzie ona trudna, bał się Jej. W Ogrodzie Oliwnym prosił Ojca, by Go ominęła. Ostatecznie jednak przyjął ją z miłości do swego Ojca a także z miłości do człowieka.
Ostatni krzyk Jezusa, bez słów, jest w najwyższej mierze tajemniczy. Śmierć kryje w sobie tajemnicę. Jest doświadczeniem jedynym i nieprzekazywalnym. Ewangelista Łukasz poprzedza je modlitwą zaczerpniętą z psalmu 31: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Ta prosta i przepiękna modlitwa wyraża całkowite i głębokie zaufanie Ojcu. Jezus nie modli się jednak o ocalenie ziemskiego życia. On w pełni akceptuje śmierć. Uczucia umierającego Jezusa to spokój ufność i powierzenie się Bogu. Dla Jezusa nie było wybawienia „ od śmierci”, lecz wybawienie „w śmierci” (B. Maggioni). Z kolei święty Jan, który stał najbliżej krzyża, jako ostatnie przytacza jedno słowo Jezusa: Wykonało się (J 19, 30). Słowo to wyraża doskonałe wypełnienie woli Bożej. Jezus spełnił do końca dzieło Ojca, doprowadził do szczytu miłość i doszedł do końca swojej drogi. W ten sposób wypełnił słowa Pisma: Ojcze, Ja Ciebie otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do wykonania (J 17, 4). Mistyk Henryk Suzo twierdzi: Nic nie jest bardziej bolesne od cierpienia, nic bardziej radosnego od tego, że już cierpiałem. Cierpienie – to krótki ból i długa, wielka miłość.
Przy dwunastej stacji pomyślmy o naszej śmierci. Nikt z nas nie może jej przewidzieć ani zaprogramować. Możemy jednak prosić, byśmy się do niej przygotowywali stopniowo, dojrzale, przeżywając świadomie własne powołanie i codzienne życie. Możemy prosić Boga, byśmy przeżyli śmierć w całkowitej akceptacji i zgodzie na Jego wolę oraz w pojednaniu z braćmi i siostrami. Taka śmierć jest najpiękniejszą i możemy mieć pewność, że wówczas przyjdzie do nas Jezus i pomoże nam przejść tę jedyną, niepowtarzalną i ostatnią drogę naszego życia na ziemi.
Jakich ciemności najbardziej się obawiam? Czy doświadczyłem w życiu ciemnych nocy? Czego mnie nauczyły? Czego mogę się nauczyć od umierającego Jezusa? Jak często kontempluję Jezusa na krzyżu? Czy boję się śmierci? W jaki sposób się do niej przygotowuję?
Panie Jezu, dziękuję, że swoją śmiercią otworzyłeś mi drogę do Ojca. Naucz mnie proszę umierać złu, grzechowi, mojemu egoizmowi i pysze. Spraw, bym podejmując świadomie codzienność i przeżywając pięknie moje życie na ziemi, przygotowywał się na jego ostatnie momenty. Maryjo, Matko Jezusa i nasza, módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.
fot. Unsplash