Wrogowie Jezusa uciekać się zaczęli do prowokacji. To co rano zrobili w świątyni jerozolimskiej to już była otwarta agresja, której towarzyszyło już od dłuższego czasu propagowanie różnego rodzaju kłamstw na Jego temat, potwarzy i knucie intrygi politycznej chcącej zmusić rzymskiego rządcę do wydania na Niego wyroku śmierci.
Prowokacja obłudnie ustawiana została w taki sposób aby odczytana została jako obrona przez nich czystości religii, przed bluźniercą i uzurpatorem, który fałszywie podaje się za proroka, a nawet za Mesjasza. Nie liczyły się dla nich przy tym żadne wartości. Bez skrupułów zmierzali tylko do jednego : chcieli Go pojmać i stracić . Oczywiście, chcieli to zrobić tak aby się nie skompromitować. Musieli zadbać o stronę formalną, aby było to do przyjęcia przez władzę cywilną, musieli umotywować to religijnie, w czym jednak po mistrzowsku sobie dawali radę i musieli tak przedstawić całą sprawę prostym ludziom, aby ich emocjonalnie do tego szokującego zdarzenia odpowiednio przygotować , szczególnie chodziło o to aby nie pociągnęło to za sobą żadnych rozruchów.
Ich usiłowanie jednak spełzło na niczym. Jeszcze raz nie udało się im Go pokonać. Urządzono na Niego zasadzkę w świątyni jerozolimskiej, tam gdzie nauczał tłumy. Chcieli Go tam właśnie skompromitować, tak by móc potem spokojnie Go aresztować. Dlatego urządzili potężne widowisko, poruszające każdego z uczestników do żywego. Rano, jak tylko Jezus pojawił się z uczniami w świątyni i jak zwykle zaczął nauczać zebranych tam ludzi, nagle pojawiła się spora gromada głośno pomstujących mężczyzn, popychających przed sobą niewiastę ubraną w sposób, używając oględnego języka, mało subtelny. Zatrzymali się przy Jezusie. Tam głośno przed Nim wykrzyczeli, że „takie jak ona” Prawo nakazuje natychmiast kamienować , bo złapana została na gorącym uczynku cudzołóstwa.
Mieli przekonanie, że znalazł się Jezus w potrzasku z którego już nie ma wyjścia. Jeżeli nie wyda na nią wyroku śmierci, tym samym oficjalnie sprzeciwi się Prawu, wobec oficjalnego oskarżenia i do tego jeszcze złożonego w świątyni. Jeśli natomiast będzie się chciał uratować i nie obrazić Prawa, straci reputację wyrozumiałego mędrca, dobrego pasterza i miłosiernego proroka. W obu wypadkach zaszkodzi swojej misji, bo jeśli ludzie Go opuszczą, łatwo będzie można Go potem aresztować i bez żadnych problemów, skutecznie uciszyć.
Dumni ze swego zwycięstwa, sądzili, że Jezus dostrzegł już swoją przegraną i dlatego ociągał się z odpowiedzią, schylony pisał coś palcem na ziemi. Nie pozwolili Mu jednak na żadną zwłokę, tym głośniej wyrażając swoje moralne oburzenie. Wymagali od Niego z naciskiem jasnej, publicznej odpowiedzi i zupełnie nie liczył się dla nich fakt, że sami posłużyli się tą kobieta jak narzędziem i wyzyskując jej grzech przeciwko Mistrzowi z Galilei, bo w rzeczywistości o Niego im tylko chodziło.
Chrystus, również i tym razem ich pokonał, bo nie przyszła na Niego jeszcze „godzina”, którą raz po raz zapowiadał. Gdy jednak ona przyszła, udało się im Jezusa zaaresztować, niesprawiedliwie osądzić, skazać na śmierć i wyrok wykonać. Była to – co również zapowiadał – decydująca walka w której zwycięstwo przypadło Temu, którego Bóg posłał na ziemię i który stał się człowiekiem, aby przyniósł zbawienie światu – wielki tryumf świętej jedności Ojca Niebieskiego i Jego Jedynego Syna.
Zapowiedzią tego zwycięstwa, jak wszystkie cuda, był również cud który Jezus uczynił w świątyni jerozolimskiej uwalniając cudzołożną kobietę od śmierci, bo wszyscy jej przeciwnicy jednomyślnie odstąpili od niej i z kamieniami w ręku odeszli. Nikt z nich nie okazał się być bez grzechu, aby mógł jako pierwszy rzucić w nią kamieniem. Jedynym bez grzechu, świętym, był Jezus, który stał majestatyczny i zwycięski przed nią i patrząc z dobrocią w jej oczy powiedział: „I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz”.
Wiemy, że powiedział to w taki sposób, abyśmy my również to usłyszeli (J 8, 1-11).
Ilustracja: zdjęcie mozaiki o. Marko Rupnika SJ przedstawiająca Jezusa i kobietę przyłapaną na cudzołóstwie.