Czwarta Niedziela Wielkanocna i następujący po niej tydzień, to w Kościele czas szczególnej modlitwy o powołania do życia kapłańskiego i zakonnego (innym powołaniom poświęcona jest cała reszta roku liturgicznego).
W tym przypadku potrzebujemy dodatkowej modlitwy. Pojawienie się Ducha Świętego wytrąca nas z „równowagi”. Niejednokrotnie budzi lęk, ponieważ uderza w nasz egoizm, lenistwo, burzy nasze myślenie schematami, dążenie do stawiania na swoim i skłonność do poszukiwania fałszywej stabilizacji (osiąganej własnymi siłami). Papież Franciszek powiedziałby, że „zwala nas z kanapy”. W wirze tych i podobnych doznań Duch Święty zaprasza niektórych do podjęcia ryzyka i wejścia na drogę Biskupa Stanisława, Stanisława Kostki, Maksymiliana Kolbe, siostry Faustyny, księdza Popiełuszki, Jana Pawła II i tylu innych świętych kapłanów, zakonników i zakonnic.
Potrzebna jest wiara, aby Panu Bogu zaufać i dać się poprowadzić. Tej ufności potrzebuje nie tylko powołany, ale także jego rodzina, zwłaszcza najbliżsi. Bóg, powołując, nie tylko dotknął łaską ich dziecko, brata, siostrę, ale dotknął całą wspólnotę rodzinną. Powołanie konkretnej osoby odciska swój ślad także na większej wspólnocie, którą jest parafia, diecezja, a wreszcie cały Kościół – będący jednym wielkim organizmem „czułym” w Duchu Świętym na to, co dzieje się w każdym miejscu jego Ciała. Dlatego serdeczna gościnność względem rodziców i najbliższych w domach zakonnych, traktowanie ich, jako części „rodziny zakonnej”, spotkania czy okresowe dni skupienia dla rodziców kapłanów, zakonników i zakonnic są bardzo potrzebne i mają głęboki sens.
Kochani Rodzice, przyjmując życie – czyli swoje dzieci, nawet gdy nie zdawaliście sobie z tego jasno sprawy, powiedzieliście Panu Bogu „tak”. Wytrwajcie w tej postawie. Niech pomocą będą Wam „tak” Maryi, i „tak” Józefa! Święty Józef i Maryja musieli odczuwać w sercu ból, gdy Jezus opuszczał dom i potem gdy rosła opozycja przeciw Niemu, gdy padały oskarżenia i pomówienia, aż po najcięższe – o bluźnierstwo. Czyż rodzic nie chce zasłonić własnym ciałem dziecko będące w niebezpieczeństwie, nawet jak jest już dorosłe? Maryja i Józef jednak nigdy nie buntowali się przeciw Jego powołaniu. Raz powiedzieli „tak” i nigdy go nie odwołali, dodając kolejne „tak” do tego pierwszego. Maryja i Józef nie wahali się i towarzyszyli Synowi na drodze jego powołania do końca.
Może zadajecie sobie pytanie, które Piotr zadał kiedyś Jezusowi: „Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” (Mt 7,17-30); parafrazując, można powiedzieć: „Oto opuścił wszystko i poszedł/poszła do zakonu… Cóż z tego ma?” Gdy pojawią się takie myśli, przypomnijcie sobie, co odpowiedział Jezus! On i dziś powtarza: „Zaprawdę, powiadam wam, nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i Ewangelii, ażeby nie otrzymać stokroć więcej domów, barci, sióstr, matek i pól teraz w tym czasie i życia wiecznego w czasie przyszłym”. Trzeba wierzyć bardziej Jezusowi niż głoszącym, że to „nie te czasy”, że „nie ma sensu”, że „można lepiej, inaczej służyć Bogu i ludziom”.
Pan Bóg niczego nas nie pozbawia. A jeśli coś odbiera to tylko, aby dać coś większego, cenniejszego. Obdarzając powołaniem Waszego syna czy córkę, obdarzył powołaniem także i Was. Jest to powołanie do bliskości z Nim w powołaniu Waszych konsekrowanych Mu dzieci. Czy, gdyby Wasze dziecko zostało dyrektorem wielkiej firmy (i cały czas było w rozjazdach, nawet w okresie świątecznym) byłoby bardziej „wasze”? Wątpię. Osoby konsekrowane są wezwane, by wyjść z rodziny, ale Pan zwraca je rodzinom w sposób jeszcze pełniejszy, bogatszy. Wychowując dzieci i pozwalając im pójść za Panem Bogiem, wspierając je, stajecie się „bogaczami”. On sam bowiem zajmuje ich miejsce.
Bóg w swoim Synu stał się ludzkim dzieckiem w konkretnym miejscu ponad 2000 lat temu. Jednak w tajemniczy sposób wkracza, tu i teraz, w Wasze życie. Bóg pragnie, abyście Go przyjęli w powołaniach Waszych dzieci.
Kochać Boga, to pełnić Jego wolę. Sama wiara nie wystarczy. Można wierzyć, ale żyć w przeciwieństwie do woli Bożej. Gdy przyjmujemy poznaną wolę Bożą, akceptujemy i działamy w zgodzie z nią, wiara osiąga swoją dojrzałość i owocuje. Powołanie Waszych dzieci, wspieranie ich w odpowiedzi na poznaną wole Bożą, wpisuje się w rozwój i owocowanie Waszej wiary, nadając jej charakter miłości służebnej.
Konsekrowane powołanie Waszego dziecka przyjęte, pobłogosławione, wspierane, jest radością świata, który woła, jak pewna kobieta widząca Jezusa: „Błogosławione łono, które cię nosiło…”. I nie ma w tym zachwycie przesady.
Wasze konsekrowane dzieci są błogosławione i są błogosławieństwem, taka jest bowiem istota ich obecności w świecie. Są szczęśliwe, bo uczyniły siebie wyłączną przestrzenią dla Boga i Jego królestwa, naśladując Chrystusa, który będąc bogatym, dla nas stał się ubogim, aby nas ubóstwem swoim ubogacić. Wyrzekając się wszystkiego, ubogacają ludzi, czyniąc siebie darem dla nich. Dlaczego? Bo są wszędzie tam, gdzie jest ludzka bieda. I wszędzie tam ich znajdziecie. Nie jako pracowników socjalnych (z całym szacunkiem dla tych, którzy wykonują tę służbę), ale spieszących z posługą miłości miłosiernej, aby wszędzie być siostrą i bratem, matką i ojcem.
Ludzie prawi, a takich jest wielu, darzą ich wielkim szacunkiem, uznaniem, wdzięcznością. Ale ludzie są różni. Są i tacy, którzy na ich widok reagują niechęcią, a nawet agresją. Co dziwne, pytani, nie potrafią jej uzasadnić. Jeszcze częściej spotkacie się z ośmieszaniem ich. Gdy nie ma już argumentów, bo obróciły się w proch, jeden po drugim, pozostaje jeszcze jeden – śmiech i plotka. Tak wiele powołań do życia zakonnego zakiełkowało, ale umarło zatrute szyderstwem…
Być może Wasze dzieci, choć zostawiły Was i poszły tam, gdzie Pan je posyła (a nie tam, gdzie wy być może chcieliście), wciąż Was potrzebują. Potrzebują także Waszej miłości i waszej modlitwy. Modlitwa oznacza współuczestnictwo.
Jezus potrzebował wiernych serc (nie tylko pomocnych) w czasie swojej misji, po to, aby wytrwać. Wytrwać!
Żyjąc w pełni powołaniem, Wasi najbliżsi, wspierani przez Was, są we współczesnym świecie i dla świata głosem wołającym: „Jest Bóg! Myśmy Go spotkali!”.
Wasze konsekrowane dzieci, zakonnicy i zakonnice są potrzebni, chociaż życie na co dzień zdaje się temu przeczyć. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek, ludzie potrzebują Boga miłości, potrzebują znaku Jego obecności – życia zakonnego i kapłańskiego.
o. Henryk Droździel SJ, Rzym, 25.4.2021