„Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał” (J 15,17).
Miłość nie jest gorliwym przestrzeganiem paktu o nieagresji, nie jest dbaniem o to aby nie podnieść głosu, nie użyć wulgarnego słowa, nie naruszyć dóbr osobistych drugiej osoby, szanować jej sferę prywatności, nie wydawać o niej złych ocen, nie krytykować, nie, nie, nie. Tak rozumiana miłość zabija osobowość tego kto „kocha” i tłumi osobowość tego kto jest „kochany”. Jest to prosta droga do trwałych depresji i częstych zdrad.
Jedno zdanie Chrystusa, a tyle może ono powiedzieć o mojej zdolności do kochania, bo pyta o to czy moja miłość manifestuje się i urzeczywistnia w jakichś konkretnych inicjatywach. Chodzi o to, czy daję konkretne, wyraźne znaki, że osoba którą kocham jest przeze mnie chciana i wybrana, że ja do NIEJ konkretnie się zwracam, a nie czynię tego jako spełnienia MOJEGO obowiązku, czy dać satysfakcję mojemu ego. Wybrać drugiego, to znaczy konkretnie, w realnym życiu, afirmować jego osobę, dając mu odczuć , że dla mnie on istnieje naprawdę i jego istnienie jest dla mnie wartością.
Pan Jezus zwraca też uwagę, że chodzi o taki „wybór” drugiej osoby, który ją życiowo aktywizuje, tak aby mogła być czynna i twórcza („wybrałem was abyście szli”). Ma to szczególne znaczenie dla takich relacji, które mają na uwadze źle pojmowaną „doskonałość”, zamieniając się nieraz w obsesję legalizmu i nieustannej kontroli drugiej osoby, mając do dyspozycji cały systemem kar i ostrzeżeń, co łatwo prowadzi do frustracji, konfliktów, albo wycofywania się z relacji w zabójczą życiowo bierność. Zarówno otwarta krytyka, jak i drobne nawet wyrazy niechęci, grymasy twarzy, ironiczne uśmiechy, milczenia przyjmują wówczas postać systematycznego nękania, przejawów odrzucenia i wrogości.
W takiej atmosferze trudno o twórczą relację, stymulującą osobowość. Jest to szansa przeżycia tylko dla tych którzy nie poddadzą się zniechęceniu, gdyż posiadają nadzieję głęboko zakorzenioną we wierze, która pozwala im pokonać przeciwności i nie załamać się , gdy stają się one tak duże i tak dotkliwe, że aż niebezpieczne dla ludzkiej psychiki. Wiara daje im wówczas siłę duchową i niezbędny do życia pokój, ufając krzyżowi Chrystusa, który prowadzi wierzących paschalną drogą do Zbawienia.
Pan Jezus dodaje jeszcze, że prawdziwa miłość nie tylko uaktywnia człowieka, to znaczy sprawia że on „idzie”, ale że jego przejście przynosi konkretne owoce, daje korzyści i satysfakcję („abyście szli i owoc przynosili”). Tutaj rodzi się w sposób konieczny osobiste zapytanie, czy moja miłość nie jest czasem ślepa, to znaczy czy dostrzegam coś więcej aniżeli tylko mój egoistyczny interes, tylko to co ja zyskam albo stracę, traktując inne osoby jako przedmioty do mojego korzystania.
Skoro mowa o owocach, bardzo odkrywcze może być również pytanie o moje wymarzone owoce, te najbardziej oczekiwane, na których mi na prawdę zależy, oraz dalej – jaka jest historia moich starań o ich realizację, jakie były tego etapy, jakie sukcesy i porażki spotkały mnie po drodze i na tym tle – jak prezentuje się dzisiaj moja wiara i moje rozumienie życia.
Tego rodzaju pytania stawiają nam nie tylko rekolekcje, ale również szczere rozmowy z przyjacielem, czy pisane z potrzeby serca wspomnienia. Stanowi to również i przede wszystkim naturalny materiał osobistych spotkań i rozmów z Bogiem na modlitwie. Warto dać im miejsce w naszym poszukiwaniu sensu życia i dążeniu do osobistej autentyczności w tym co na co dzień robię i czemu się poświęcam.
Pytanie to jest ważne w moich relacjach z innymi, szczególnie z osobami z którymi tworzę jakąś życiową wspólnotę. Są one takie same co do brzmienia jakie postawiłem sobie. Niezwykle cenna jest w tym wypadku umiejętność prowadzenia duchowych konwersacji, czyli sztuka słuchania. Chodzi o to, aby ten kto mówi czuł się wolny, by mógł wszystko mówić bez ubarwiania i modyfikowania faktów, bojąc się złej oceny lub nieprzyjemnej reakcji. Traci wówczas szanse właściwego rozumienia samego siebie i tego co Bóg rzeczywiście do niego mówi. Można przy tej okazji zapytać samego siebie, czy pomogłem i czy pomagam innym konstruktywnie marzyć i realizować ich życiowe plany.
Pan Jezus uzupełnił jeszcze swoją wypowiedź znamiennym dodatkiem : „by owoc wasz trwał”, gdyż w rzeczywistości chodzi o coś więcej aniżeli tylko o ten konkretny cel który w tej chwili stoi przede mną i nie tylko o moje materialne, konsumpcyjne pragnienia. Pragnieniem człowiek jest również poznać i realizować aprobowany przez siebie sens życia, a w tym kontekście ważne jest znalezienie odpowiedzi na pytanie o głębsze rozumienie miłości i o głębsze rozumienie kwestii grzechu i Zbawienia.
Oczywiście, nie chodzi o czcze prawienie morałów, ale o świadectwo życia, bez tryumfalizmu, bez fałszywego idealizmu, bez żenującego pouczania, szanując prywatność drugiego człowieka i nie tylko prawo ale wręcz konieczność, by mógł owocnie przeżywać własną samotność, własne zmagania, a ponad wszystko osobiste spotkania z Bogiem. Nikt nie powinien naruszać tej sfery świętości swoim brakiem taktu, ciekawością, czy graniem roli eksperta.
W ten sposób wracamy do początkowego postulatu i zarazem podstawowego wezwania Chrystusa, abyśmy się wzajemnie miłowali, tak jak On nas umiłował i wybrał po to abyśmy szli i owoc przynosili i aby ten owoc trwał. Chrystus kończy obietnicą:„ Ojciec da nam wszystko, o cokolwiek Go poprosimy w Jego imię”. Wiemy, że w pierwszym rzędzie chodzi tutaj o dar Ducha Świętego.
Foto: pexels-pixabay