W czasach Jezusa pobożni i bogaci mieszkańcy Palestyny szukali popularnych i cenionych nauczycieli. Marek (jak również pozostali synoptycy) opowiada o jednym z nich (Mk 10, 17-22; por. Mt 19, 27-30; Łk 18, 24-27). Gdy Jezus przemierzał już ostatni etap drogi do Jerozolimy, wówczas zabiegł mu drogę; zgodnie ze wschodnim zwyczajem upadł na twarz i postawił nurtujące go pytanie: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? (Mk 10, 17). Innymi słowy pragnął usłyszeć od Mistrza poradę, w jaki sposób zasłużyć sobie na zbawienie.
Pytanie młodego człowieka zawiera pewien dylemat. Z jednej strony czuje się on zagubiony w gąszczu żydowskiego prawa. Żydzi bowiem przestrzegali około sześciuset trzynastu nakazów i zakazów i wszystkim nadawali rangę ważności. Nawet sami uczeni w Piśmie gubili się w ich rozróżnianiu, o czym świadczy pytanie postawione przez jednego z nich Jezusowi: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań? (Mk 12, 28). Pytanie młodzieńca sugeruje także dylemat teologiczny. Czy człowiek może się zbawić sam, mnożąc czyny humanitarne? Czy wystarczy przestrzeganie dekalogu?
Jezus odpowiadając wskazuje, kto naprawdę jest dobry. Jest nim sam Bóg: Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg (Mk 17, 18). Kardynał Martini uważa, że Jezus w ten sposób koryguje jego „postawę kupiecką”: Dobro to nie rzecz, tylko osoba. Ty chciałbyś posiąść pewną ilość dobra, jednak tutaj znajdujemy się w świecie relacji, jakości relacji. Nie chodzi o coś dobrego, ale o dobrą Osobę. Następnie Nauczyciel wskazuje kanały ku Bożej dobroci. Są nimi przykazania, sygnały pozwalające odczytywać i realizować wolę Bożą. Jezus mówi o drugiej tablicy przykazań, czyli o relacjach z bliźnimi. Brzmi to tak, jakby chciał powiedzieć: Niech „twoje relacje z bliźnimi będą sprawiedliwe”, nie oszukuj bliźniego, oddaj każdemu, co jest jego, co mu się należy: ubranie, żonę, cześć ojcu i matce, a prawdę wszystkim (C.M. Martini). Jest wręcz niemożliwym, by poszukiwać autentycznej prawdy i żyć nią bez przestrzegania praw życia moralnego na ziemi. Apostoł Jan podkreśla: Po tym zaś poznajemy, że Go znamy, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: Znam Go, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy (1 J 2, 3).
Ewangeliczny młodzieniec wydaje się idealny, wręcz z euforią odpowiada Jezusowi: Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości (Mk 17, 20). Jest to człowiek nieprzeciętny. Znając siebie i, nieco bliźnich, rzadko o kimś skłonni jesteśmy orzec, iż od młodości przestrzegał wszystkich przykazań. Takiej oceny samym sobie nie wystawimy. Popatrzmy zatem na ewangelicznego młodzieńca z szacunkiem i uwagą (J. Pleskaczyński).
Młody człowiek posiada wysoką pozycję społeczną i znaczne dobra materialne. Ponadto żyje pięknie, od młodości kieruje się dekalogiem, odpowiada na szekspirowski dylemat „być czy mieć”. A mimo to czuje wewnętrzny niepokój, pociąga go jeszcze wyższy ideał. Życie moralne daje mu satysfakcję i radość, ale przeczuwa, że Bóg wpisał w jego serce głębsze pragnienia, tęsknoty. Pragnie osobistej relacji z Bogiem, pragnie przyjaźni z Jezusem. Ten młodzieniec budzi sympatię, może głównie dlatego, że przywodzi na pamięć taki okres życia, gdy i nam wszystko wydawało się tak jasne, gdy gotowi byliśmy oglądać świat bezkompromisowo. Byliśmy przekonani, że przestrzeganie wszystkich uznanych zasad pozwoli uporządkować i podbić cały świat (J. Pleskaczyński).
Jezus, który zna dobrze serce każdego człowieka, spojrzał na niego z miłością (Mk 17, 21). Jezusowe spojrzenie miłości wyraża zarówno aprobatę, jak i troskę. Aprobatę, gdyż spogląda na człowieka, który posiada wielkie pragnienia i ideały i rzeczywiście żyje nimi. Ale równocześnie troskę, gdyż jest świadomy, jak daleka jest jeszcze droga tego młodego człowieka do doskonałości. Jezus wie, że gdyby ten młody człowiek odpowiedział szczerze na powołanie, mogłoby ono zmienić całkowicie jego dotychczasowe życie.
Znając serce młodego człowieka, odkrywa przed nim karty. Wcześniej Jezus pozostawał jakby na powierzchni. Teraz Jezus widzi, że młodzieniec wydobywa z siebie coś lepszego, że okazuje się w swej głębi człowiekiem prawdziwym, że wyraża pragnienie „czegoś więcej”, że jego pytanie nie było frazesem, lecz wyrażało autentyczne pragnienie poznania (C.M. Martini). Wobec tego wskazuje mu większy ideał: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną! (Mt 19, 21).
Jezus proponuje młodemu człowiekowi, by przekroczył samego siebie, by wyszedł z rutyny, przyzwyczajeń, uporządkowania. By pokonał konwenanse, które uczyniły jego dotychczasowe życie życiem w bezruchu, życiem statycznym, bez niespodzianek, życiem po mieszczańsku przyzwoitym (C.M. Martini). Wskazuje mu również sposób, w jaki może to uczynić. Wystarczy, że odwróci wzrok od podsiadanych dóbr, a skieruje go na wartości nieprzemijające. Jezus proponuje młodzieńcowi, by zrzekł się tego, co stanowiło jego dotychczasowy horyzont życiowy i podjął Jego ideał, żył jak On. Jezus oferuje młodemu człowiekowi życie w wolności, które jest prawdziwym życiem i źródłem wewnętrznego pokoju i radości: „staniesz się tym, kim naprawdę powinieneś być, posiądziesz pełnię życia i autentyczność, za którą skrycie tęsknisz. Przezwyciężysz to subtelne niezadowolenie, które cię gnębi, które jest obecne we wszystkich rzeczach, nawet jeśli je dobrze czynisz, we wszystkich pochwałach od ludzi, we wszystkich odbieranych honorach. Wtedy dopiero staniesz się człowiekiem autentycznym” (C.M. Martini).
Jezus spogląda na młodego człowieka z miłością i wzruszeniem. Proponuje mu ideał oparty na prawdziwym człowieczeństwie. I chociaż dobrze zna jego wartość i duchową głębię, nie narzuca mu go, ani nawet nie sugeruje żadnej odpowiedzi, jedynie proponuje: „jeśli chcesz”. Wybór należy zawsze do człowieka. Jezus nie potrzebuje niewolników, ale naśladowców świadomych i odważnych.
Wobec propozycji Jezusa młody człowiek spochmurniał. Wyraz jego twarzy odmienił się, gdy zdał sobie sprawę z konsekwencji wprowadzenia w życie ideału, który zaproponował mu Jezus. Do tej pory żył z czystym sumieniem, wydawało mu się, że jest doskonały, żyje dekalogiem na co dzień, doświadcza Bożego błogosławieństwa, jest szczęśliwy. Jedyne pytanie, które go nurtuje dotyczy „magis”, więcej. Co jeszcze może uczynić, by pełniej zrealizować siebie i swoje życie?
Jezus odpowiedział na jego pytanie. A jednak zamiast radości na jego twarzy pojawił się smutek, owoc egoizmu. Młody człowiek zdał bowiem sobie sprawę, jak wiele ma do stracenia na tej ziemi. Odkrył swoje zniewolenia. To osobliwa sytuacja: młody ten człowiek przyszedł swobodny, śmiały, pewny siebie, a odchodzi ze świadomością, że jest zniewolony, że jego życie jest pogrążone w stagnacji, niewolniczo zależne od sądu innych oraz od posiadanych rzeczy, z zamkniętą przyszłością (C.M. Martini). Nie jest autentyczny, prawdziwy. Nie jest panem siebie. Zbyt wiele rzeczy, spraw i ludzi rządzi jego życiem. Kardynał Martini proponuje wyobrazić sobie jego kolejne dni po spotkaniu Jezusa: Będzie sprawiał wrażenie zadowolonego, radosnego, swobodnego. Będzie nawet bardziej pobożny, będzie się więcej modlił, by sobie samemu udowodnić, że jest człowiekiem godnym szacunku, sprawiedliwym, prawym. Uda się do świątyni, złoży spore datki na synagogę, na biednych. Będzie uznawany za osobę szczerze pobożną, religijną. Wciąż jednak będzie czuł, że „nie jest na swoim miejscu”.
Gdyby młody człowiek przyjął propozycję Jezusa, byłby szczęśliwy, miałby skarb w niebie. Oderwanie wzroku od posiadanych rzeczy daje bowiem perspektywę wolności. Pozwala przenieść punkt równowagi i bezpieczeństwa poza siebie, poza ziemskie wartości, oprzeć swoje życie na solidnym fundamencie, na samym Bogu.
Ewangeliczny młodzieniec był człowiekiem uczciwym i poszukującym. Możemy więc przypuszczać, że w końcu znalazł właściwą drogę do Jezusa i zrozumiał, czym jest prawdziwy skarb i drogocenna perła (por. Mt 13, 44-46). W przeciwnym razie zamiast pokoju i radości pozostałby mu jedynie smutek, owoc zmarnowanej i niepowtarzalnej szansy.
Pytania do refleksji i modlitwy:
- Co powinienem czynić, by moje życie miało wartość, sens?
- Kto stanowi dla mnie najwyższy autorytet? Kogo pytam o prawdy najważniejsze?
- Czy Bóg jest dla mnie pierwszy? Jakie miejsce zajmuje w mojej hierarchii wartości?
- Kiedy szczególnie doświadczam, że Bóg jest dobry?
- Czy znam przykazania? Czy akceptuję wszystkie? Z którymi się nie zgadzam? Którymi jest mi najtrudniej żyć? Dlaczego?
- Czy ideały młodości są mi bliskie? Jak widzę je dziś? Które z nich udało mi się zrealizować? A które przebrzmiały lub zakończyły się porażką?
- Jak wygląda mój ideał życia ewangelią? Czy cechuje go radykalizm i optymizm, czy raczej urządzenie się w przeciętności?
- Jakie są moje pragnienia?
- Czy jestem przywiązany do swoich dóbr, rzeczy materialnych, prezentów, osiągnieć i sukcesów, przeżyć, kontaktów z ludźmi, rytuałów, własnego „ja”?
- Jak odczytuję spojrzenie Jezusa? W jaki sposób patrzy na mnie?
- Czy naśladuję Jezusa w wolności czy z wewnętrznego przymusu (powinności)?
- Co jest źródłem mojego rozczarowania?
- Co mnie smuci? Dlaczego?
- Czy jestem autentyczny, prawdziwy?
- Na czym opieram moje poczucie bezpieczeństwa?
- Co stanowi moją drogocenną perłę?
Fragment książki: „Mężczyźni. Medytacje biblijne”, WAM
Mężczyźni. Medytacje biblijne – Stanisław Biel – Książka – Bonito