Jak grom z jasnego nieba spadła na niego ta wiadomość. Tego się nie spodziewał, bo przecież to tak bardzo przeczyło wszystkiemu co dotąd wiedział o Bogu i czemu zaufał. Przecież dlatego porzucił swój kraj i dom rodzinny i wywędrował do Kanaanu. Przecież na to czekał wraz z swoją żoną Sarą przez te wszystkie lata mieszkania w pasterskim namiocie, aby syn mu się narodził i spełniły się słowa Pana o jego przyszłej chwale.
Tymczasem usłyszał od Niego polecenie: „Weź twego syna jedynego, którego miłujesz”- a zatem, weź wszystko co posiadasz w obecnej chwili i wszystko co kiedyś miałeś i co ofiarowałeś Bogu jako twoja zgoda na przyjęcie powołania jakim cię obdarzył i co ci zagwarantował przymierzem. Boża obietnica spełniła się w Izaaku, a teraz miała się zawalić? I to z woli tego kto te obietnicę złożył? ”Idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę”. Czy można ufać takiemu Bogu?
Po trzech dniach drogi, razem z jego synem Izaakiem i dwoma sługami, dotarli do celu. Te trzy dni były czasem przeżywania duchowej agonii . Syn Abrahama miał się stać, z woli Bożej, ofiarą całopalną. Abraham w prawdzie zawierając z Bogiem przymierze, ofiarował Mu wszystko i przyrzekł spełniać Jego wolę, ale nie spodziewał się nigdy, że może go dotknąć takie Jego żądanie. Nie był w stanie go zrozumieć w żaden sposób. Serce jego było martwe z bólu. Przez całe te trzy dni nie zamienił ze swoim synem prawie słowa, a ten wiedział, że składać te ofiarę będą razem, że obu ich będzie ona drogo kosztować i że wymaga ona od nich szalonego wręcz zawierzenia.
Abraham powiedział do sług: „Zostańcie tu z osiołkiem, ja zaś i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy do was”. Dziwne było to, że mówił o ich powrocie, a nie tylko jego samego. To znów dała o sobie znać, w ten dyskretny sposób jego wiara, pomimo tego, że brakowało jej wyraźnie logiki. Szedł przecież ofiarować Izaaka i dlatego wziął z sobą drwa i ogień do spalenia ofiary. Wiara Abrahama w widoczny sposób znacznie przekroczyła granice nie tylko zdrowego rozsądku, ale i zdrowego rozumowania.
Potem, gdy na wzgórzu byli już sami, „Abraham zbudował ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka położył go na tych drwach na ołtarzu” i dziwne jest, że Izaak nie walczył o swoje życie. Nie ma przecież wzmianki, ze się opierał, próbował uciec, zadawał ojcu trudne pytania. Dlaczego dał się związać jak baranek ofiarny? Czy możliwe, że aż do tego stopnia był posłuszny ojcu? To niemożliwe. Musiałby być chyba pomylony. Żadnemu człowiekowi, nawet najlepszemu ojcu nie należy się taki akt ofiarny. Byłby to grzech, tym bardzie potworny, gdyby stanowił pomysł „pobożnego” Abrahama.
Jedno jest tylko rozumienie tego co się stało na wzgórzu w krainie Moria – znajduje to swoje pełne wytłumaczenie w ofierze, która została złożona na wzgórzu poza murami Jerozolimy, o nazwie Golgota. Na nim został ukrzyżowany Syn Boży. Była to wspólna ofiara Ojca i Syna – ofiara i cena naszego Zbawienia. Nie można jej zrozumieć bez pomocy Ducha Świętego i Ewangelii. Nie można pojąć inaczej jak tylko widząc w niej szaloną miłość Boga, którą tylko miłością może zrozumieć, a więc nie przez samo tylko myślenie o niej ale poprzez faktyczne włączenie się do karawany Abrahama, aby zostać przyłączony do weselnego orszaku zmartwychwstałego Chrystusa, czyli tych, którzy wszystko zawierzyli Bogu.