Betania znajduje się u wschodnich zboczy Góry Oliwnej w odległości ok. 3 kilometrów od Jerozolimy. Dzisiejsza nazwa Al-Azarija jest arabskim zniekształceniem Lazarium, jaką nadali jej chrześcijanie w IV wieku. Badania archeologiczne, w czasie których odkryto ceramikę z okresu perskiego, rzymskiego, bizantyjskiego i średniowiecznego wskazują, że była zamieszkiwana w sposób ciągły.
Już w czasach historyka Euzebiusza (265-340) wskazywano na kryptę Łazarza, co potwierdza ciągłość i autentyczność tradycji chrześcijańskiej. W IV wieku wzniesiono na tym miejscu kościół, który uległ zniszczeniu w czasie trzęsienia ziemi i został ponownie odbudowany i powiększony w VI wieku, a następnie upiększony przez krzyżowców. Z poprzedzającego kościół atrium prowadziły schody do grobu Łazarza.
Obecny kościół Łazarza został wzniesiony w latach 1952-1953 na ruinach poprzednich. Zarówno fasada główna jak i boczne mają ciężkie surowe linie i swoim kształtem przypominają rzymski grobowiec. Światło wpada przez „Szklane oko” umieszczone w kopule. Kopuła ozdobiona jest czterdziestu ośmiu mozaikami, które na różny sposób wyrażają ideę zmartwychwstania, między innymi spostrzegamy białe gołębie, płomienne języki ognia i rozwijające się pęki kwiatów. Pod kopułą na posadzce znajdują się dwa koncentryczne koła. Wewnętrzne jest czarne, symbolizuje ono czas i śmierć. Natomiast zewnętrzne koło koloru białego oznacza wieczność i życie bez końca. Ideę zmartwychwstania oddaje krzyż, znajdujący się na centralnym ołtarzu na tle promienistego słońca (T. Jelonek).
Na uwagę zasługuje mozaika przedstawiająca ptaki ciernistych krzewów. Według jednej z legend, gdy samica wysiaduje pisklęta, samiec troszczy się o nią, zdobywa pokarm i umila jej czas śpiewem. Gdy wyklują się młode, wyśpiewuje najpiękniejszą pieśń swojego życia, a potem przebija serce w ciernistych krzewach i umiera. Jest to legenda o Jezusie, który, jak ptak ciernistych krzewów, troszczy się o każdego człowieka. Z miłości umiera na krzyżu i pozwala przebić swoje serce.
Na placu przed kościołem zachowały się do dziś mozaiki z IV wieku; natomiast na pozostałościach ruin z czasów bizantyjskich i wypraw krzyżowych wznosi się klasztor franciszkanów.
Zatrzymajmy się przez chwile w tym pustynnym krajobrazie i odosobnieniu, aby pomedytować nad tajemnicą Betanii:
W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła. A Pan jej odpowiedział: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba [mało albo] tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona (Łk 10, 38-42).
Betania była dla Jezusa oazą przyjaźni. Była jednym z rzadkich miejsc, w których Jezus radował się i oddychał zawsze świeżą atmosferą życzliwości, gościnności i przyjaźni. Św. Jan przekazał tajemnicę Betanii w jednym zdaniu: Jezus miłował Martę i jej siostrę i Łazarza (J 11, 5). Trójka rodzeństwa związana była z Jezusem silną więzią przyjaźni i miłości.
Z tekstu wynika, że Marta odpowiada za funkcjonowanie domu. Troszczy się, by zaspokoić potrzeby Jezusa. Nic nie jest dla niej za dużo; daje z siebie wszystko. Z jasnym, zdecydowanym wyczuciem odpowiada potrzebom chwili, potrzebom czasu.
Spełniając rozmaite posługi Marta ulega jednak pewnemu niebezpieczeństwu. Traci głowę z powodu drobnostek, bo nie rozpoznała właściwie celu wizyty Jezusa. Przypisuje Jezusowi życzenia, które są odbiciem jej ambicji i pragnień. To z kolei prowadzi ją do niestosownej reakcji. Zamiast poprosić o pomoc siostrę, zaczyna robić wyrzuty Jezusowi: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła.
Jezus przyszedł, by wnieść w dom przyjaciół pokój. Tymczasem Jego obecność wywołuje u Marty napięcie, podenerwowanie i lęk. Taki lęk zakorzeniony jest w skłonności do robienia problemów z rzeczy nieistotnych. Marta w swoim zabieganiu nie rozumie postawy siostry, która wsłuchuje się w jedno. Być może zarzuca jej lenistwo, obojętność, brak serca.
Krzątanina, niepokój, poddanie się zewnętrznemu kieratowi zadań, sprawia, że Marta naraża się na lekki wyrzut Jezusa: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Nie jest to krytyka codzienności, ani krzątaniny czy trudu Marty. Jezus krytykuje raczej niepokój, rozproszenie, hałas, wielość i nadmierną uwagę poświęconą rzeczom drugorzędnym, względnym. Użyte w tekście greckie słowo „merimnai” oznacza troski, które zatapiają całkowicie osobę, wtrącają ją w labirynt, sieć, z której nie jest zdolna się wydostać (C. M. Martini).
Jezus kocha Martę niemniej niż Marię. Ukazuje jej jednak, że w szacie codzienności, problemów, nieustannego zgiełku jest niewiele czasu, by zatrzymać się i posłuchać Jezusa, Pana, który obdarza pokojem, harmonią, pogodą i może zamazać się to, co najważniejsze. Są w życiu sytuacje, w których trzeba pozostawić rzeczy dobre, po to, by zająć się lepszymi.
Podczas gdy Marta troszczyła się o posiłek dla Jezusa, Maria siedziała u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Maria, logicznie rzecz biorąc powinna pomóc siostrze przy usługiwaniu. Tymczasem siedzi spokojnie u stóp Jezusa. W języku biblijnym gest ten ma znaczenie symboliczne: siedząc u nóg Jezusa uznaje Go za swego Mistrza. Jezus jako Gość i Mistrz może wiele nauczyć i duchowo ubogacić.
Maria nie narzuca Jezusowi swej woli. Ma dla Niego czas, nie spieszy się, nie robi nic, tylko słucha. Pozwala Jezusowi wypowiedzieć to wszystko, czego On pragnie. Maria zdaje się całkowicie na Jezusa, jest tak przejęta tym, co mówi Jezus, że wszystko inne przestaje dla niej istnieć. Cała zamienia się w gotowość i przyjmowanie. Oddaje Mu to, co najważniejsze, otwarte i rozumiejące serce.
Ze sceny tej promieniuje spokój, skupienie, oderwanie od wszystkich rzeczy. Nie ma niczego poza słowem i słuchaniem. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona. Słowa Jezusa świadczą, że wybór Marii jest właściwy. Wsłuchiwanie się w Jezusa jest ważniejsze od pracy dla Niego, od działania dla Niego, jest zawsze na czasie, nie jest nigdy nie w porę. Największym pragnieniem Jezusa, Jego misją na ziemi było przekazywanie słowa Ojca. Maria słuchając tego słowa znalazła się w grupie błogosławionych: Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je (Łk 11, 28).
Nasze życie ma zwykle wymiar bardziej aktywny. Dlatego musimy uczyć się słuchania. Czynna służba dla świata czerpie swoje najżywotniejsze soki z ciszy, modlitwy, kontemplacji i słuchania. Lekarstwem jest połączenie Marty z Marią. Wsłuchiwanie się w głos wewnętrzny, w ciszę serca sprawdza się w zewnętrznym posługiwaniu, w aktywności, która obejmuje wszystkie dziedziny życia, łącznie z techniką i polityką. Pozwala żyć Bogiem nawet w największym wirze zajęć i prac i „opuścić Boga dla Boga w bliźnim”.
Kontemplując dwie uczennice Jezusa, zastanówmy się:
- Czy bliższa jest mi Marta z jej aktywnością czy Maria z postawą kontemplacyjną?
- Czy mój dom jest otwarty dla Jezusa i bliźnich? Czy Jezus i inni czują się dobrze w mojej obecności?
- Czy mogę nazwać siebie przyjacielem Jezusa?
- Czy moim ideałem nie jest sukces, idealny obraz siebie, perfekcjonizm?
- Czy nie projektuję, nie przenoszę na innych moich potrzeb, pragnień?
- Czy zwracam uwagę na oczekiwania drugiego człowieka, a zwłaszcza na to, co ma mi do powiedzenia?
- Czy nie próbuję uszczęśliwiać innych na siłę?
- Czy w trudzie, który podejmuję dla Jezusa i bliźnich, nie gubię z oczu ich samych?
- Co jest przedmiotem mojej troski, codziennego trudu i zabiegania?
- Czego inni ode mnie oczekują? Czy mam odwagę, by powiedzieć „tak” autentycznym potrzebom innych i „nie” ich pozornym oczekiwaniom?
- Czy zamiast narzekać na innych, potrafię powiedzieć im prawdę?
- Jakiej „cząstki” mi jeszcze brakuje?
- Czy pragnę wyzwolenia z moich lęków, niepokojów i trosk?